Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Paździerz nad paździerze, a miał być mecz GKS-u z Piastem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Piast Gliwice, który zakończył się remisem 0:0.

weszlo.com – Paździerz nad paździerze, a miał być mecz GKS-u z Piastem

Są takie mecze o których nie chce się rozmawiać, pisać, nie chce się ich pamiętać, właściwie nie wiadomo, po co one są, oprócz tego, że każdy musi zagrać z każdym po dwa razy, tak, by było parzyście. Zatem dzięki spotkaniu GKS-u z Piastem zmierzamy do tej parzystości i dziękujemy wam, panowie, za porządek w organizacji ligi.

Swoją drogą, jeśli Ekstraklasa tak lubi wykładać pieniądze – jak za Lechię – to może powinna pomyśleć o dofinansowaniu kibiców, którzy marzli i oglądali ten paździerz? Na przykład, żeby rządzący rozgrywkami rozdali im po ciepłej herbacie. Albo dali jakieś vouchery na coś, co jakkolwiek przypomina rozrywkę, czyli choćby liczenie przelatujących gołębi. Ale to chyba nie jest w żaden sposób biletowane. A szkoda – chyba lepiej wydać parędziesiąt złotych na gołębie, niż na GKS z Piastem. Co w tym meczu bowiem było? Trochę się piłkarze poszarpali, to prawda. Wykonali kilkanaście stałych fragmentów gry, to też prawda. Oddali jeden celny strzał przez pierwsze 45 minut, natomiast taki, że obroniłby go każdy na trybunach – to też niestety prawda.

I serio, dziwne, że paździerzowa loteria wybrała akurat to starcie, bo przecież jednych i drugich ogląda się na początku wiosny (ta…) naprawdę przyjemnie. Obie drużyny po sześć punktów, pokonana Legia czy Raków. Jeśli szukać w tej kolejce ciężarów, to można było stawiać na Śląsk z Widzewem, a nie na spotkanie w Katowicach. Niestety tam grali, a tu nie grali.

Z ciekawszych sytuacji widzieliśmy w zasadzie tylko uderzenia Jirki na początku drugiej połowy i na jej końcu. Poza tym – bryndza. Zero płynności, jakości, starcie dwóch nędznych drużyn, które – znów – pokazywały wcześniej, że nędzne nie są.

Więc: dlaczego? Co was, panowie, skłoniło do takiej bezradności?

W sumie – nieważne. Po prostu nie róbcie tak więcej.

gol24.pl – GKS Katowice zremisował bezbramkowo z Piastem Gliwice. Ciekawiej na trybunach niż na boisku

GKS Katowice zremisował w drugim niedzielnym meczu 21. kolejki PKO Ekstraklasy przeciwko Piastowi Gliwice. W przedostatnim domowym starciu przy Bukowej, przed przeprowadzką goli nie oglądaliśmy. Zdecydowanie ciekawiej było w pierwszej połowie na trybunach niż murawie.

[…] Drugi niedzielny mecz w Katowicach za wielu emocji kibiców w mroźne popołudnie nie przyniósł. Przy Bukowej w pierwszej połowie więcej niż goli, oglądaliśmy stałych fragmentów gry. Spotkanie było zamknięte, a obie drużyny mocno pracowały w defensywie i środkowej tercji boiska. Nikt nie chciał popełnić błędu.

Ciekawiej było na trybunach przy Bukowej. Był to przedostatni domowy mecz przed przeprowadzką i z tej okazji fani puścili serpentyny ze swojego sektora przed pierwszym gwizdkiem. Kiedy natomiast i z kim odbędzie się inauguracja na nowym, odświeżonym obiekcie? Przypadnie ona na ostatni weekend marca, kiedy GKS mierzyć się będzie w meczu przyjaźni z Górnikiem Zabrze. Wcześniej podopieczni trenera Góraka zmierzą z Zagłębiem Lubin u siebie.

Sytuacji w meczu było jak na lekarstwo. Statystyki po pierwszej połowie? Pierwszy strzał celny gospodarze oddali na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry. Wtedy Frantisek Plach poradził sobie z próbą Borjy Galana z rzutu wolnego. Wcześniej dwukrotnie podopieczni trenera Rafała Góraka oddawali niecelne uderzenia, a goście trzykrotnie mylili się i nie trafiali nawet w światło bramki Dawida Kudły.

– Na pewno nie jest urodziwy mecz. Bardzo dużo długiej piłki, bardzo dużo niewymuszonych błędów. Ale cóż, no czekamy na swoją tak naprawdę jedną okazję, bo mieliśmy w pierwszej połowie dużo stałych fragmentów – mówił w przerwie meczu, Adrian Błąd, czyli atakujący tegorocznego beniaminka z Katowic.

– Ile tych rożnych by nie było, to zawsze jest ich sporo, więc czekamy na ten jeden konkretny. Najważniejsze, że stwarzamy gdzieś te i dochodzimy przede wszystkim do pola karnego rywala – tłumaczył reporterowi Canal+Sport.

W drugiej połowie również oglądaliśmy zamknięty mecz. Choć na boisku pojawili się dwaj wypożyczeni piłkarze z ligowej czołówki. Filip Szymczak (z Lecha Poznań) zameldował się w 59. minucie. Zmienił Sebastiana Bergiera, a w 78. minucie Dawid Drachal (z Rakowa Częstochowa).

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice i Piasta Gliwice zobaczyli twarde derby, w których nie padł żaden gol

W meczu dwóch zespołów, które do tej pory wygrały wiosną po dwa mecze, obie serie dobiegły końca. GKS Katowice z Piastem Gliwice zremisował bez goli.

W niedzielne wczesne popołudnie na Bukowej spotkały się dwa z trzech zespołów, które wygrały dwa pierwsze wiosenne mecze. Derby GKS-u Katowice z Piastem Gliwice zapowiadały się więc znakomicie.

Już początek spotkania dał jednak odpowiedź na pytanie, jak to starcie będzie wyglądało. Na murawie rozgorzała twarda walka, sporo pracy mieli masażyści, a „trup” słał się gęsto. Do niebezpiecznego zdarzenia doszło już po pięciu minutach, gdy głowami zderzyli się Alan Czerwiński i Jorge Felix. Ostatecznie obaj zdołali wrócić do gry.

Ekipa Aleksandara Vukovicia koncentrowała się na wysokim pressingu, całkowicie neutralizując najgroźniejszą broń gospodarzy, czyli szybkie ataki. W efekcie pod bramkami najgroźniej bywało po indywidualnych błędach popełnianych przez obrońców, ale generalnie w pierwszej połowie gra przypominała szarpanie się pięściarzy w klinczu. Sporo było też spalonych i kolejnych fauli.

Na trybunach – w Katowicach po raz kolejny zanotowano sold out, a z Gliwic przyjechało 400 fanów – doping trwał nieustannie. Do przerwy jednak gole nie padły i obaj szkoleniowcy mieli nad czym myśleć. Na jedyną zmianę zdecydował się Vuković – miejsce Macieja Rosołka zajął Miłosz Szczepański. Rafał Górak z kolei skoncentrował się na rozwiązaniach taktycznych i katowiczanie zaczęli uderzać z dystansu.

Pierwszą konkretną okazję do zdobycia gola miał jednak Piast. Erik Jirka dopadł do piłki tuż przed punktem rzutu karnego i Dawid Kudła mógł popisać się efektowną interwencją, tym trudniejszą, że po rykoszecie od obrońców.

Tempo gry zaczęło rosnąć ze wskazaniem na gości. Piast zaczął dominować w środku boiska i próbował zaskoczyć katowiczan podaniami w pole karne. Miał też rzuty wolne – najbliżej szczęścia był Michał Chrapek, ale efektów bramkowych jak nie było, tak nie było. GKS atakował rzadziej, ale ewidentnie brakowało mu pomysłów, a może i środków, do zdemontowania gliwickiej defensywy. W 85 minucie losy meczu mógł rozstrzygnąć Borja Galan, ale Frantisek Plach nie dał się pokonać. Podobnie jak w doliczonym czasie Kudła po potężnym uderzeniu Jirki.

Katowiczanie w derbach zagrali w nowych zielonych koszulkach, na których znalazły się motywy związane z obecnym stadionem. To element pożegnania z Bukową, które ma nastąpić przed marcowym meczem z Górnikiem Zabrze.

katowickisport.pl – Bezbramkowe derby GKS-u z Piastem

To były derby, w których kibice zobaczyli sporo walki. Niestety, zabrakło goli. Mecz zapowiadał się nieźle, bo zarówno Gieksa jak i Piast wygrały swoje dwa pierwsze mecze tej wiosny. Jednak już od pierwszej minuty na murawie oglądaliśmy więcej ostrych starć niż składnych akcji. Niestety, to nie był ładny mecz i wynik 0:0 to potwierdza.

Bezbramkowy rezultat sprawił, że GKS zachował ósmą pozycję w tabeli, z kolei Piast awansował o jedno miejsce i jest dziewiąty.

piast-gliwice.eu – „Cenny punkt” – wypowiedzi po #GKSPIA

W meczu 21. kolejki PKO BP Ekstraklasy Piast Gliwice w wyjazdowym spotkaniu zremisował z GKS-em Katowice 0-0. Przedstawiamy pomeczowe wypowiedzi Michała Chrapka, Miguela Munoza i Erika Jirki oraz trenerów obu zespołów – Aleksandara Vukovicia i Rafała Góraka.

Michał Chrapek: „Przez pierwszą połowę meczu był wyrównany. Natomiast druga część była pod nasze dyktando, mieliśmy pełną kontrolę. GKS Katowice może miał z dwie sytuacje, ale to raczej nie było nic groźnego. Szkoda, bo jesteśmy w dobrej formie i byliśmy blisko trzech punktów.”

Miguel Munoz: „W każdym meczu chcemy wygrywać, nie było inaczej i tym razem. Doceniamy ten jeden punkt, jednak mieliśmy sytuacje, aby to spotkanie wygrać. Byliśmy podbudowani dwiema poprzednimi wygranymi, w tym jedną w naszym domu. W piątek gramy na Okrzei 20 ze Stalą Mielec i będziemy robili co w naszej mocy, aby trzy punkty zostały w Gliwicach.”

Erik Jirka: „Zbieramy jeden punkt, ale wiadomo, że chcieliśmy zdobyć trzy. W pierwszej połowie lepszy był GKS Katowice, a w drugiej części spotkania dominowaliśmy my. Zasłużyliśmy na to, aby strzelić zwycięską bramkę.”

piast.gliwice.pl – Bez bramek w małych derbach Górnego Śląska

Małe derby Śląska bez rozstrzygnięcia bez bramek. W pierwszej połowie nie dało się tego meczu oglądać. Po przerwie już sporo się działo, ale bardzo dobrze spisywali się bramkarze, którzy nie popełnili żadnego błędu. Remis można uznać za sprawiedliwy i też niedosytu nie powinno być, bo żadna z drużyn nie zasłużyła na wygraną, choć więcej sytuacji stworzyli sobie gliwiczanie.

Bez rewolucji, ale z dwoma zmianami wymuszonymi kartką i kontuzją rozpoczął Piast mecz z GKS Katowice. Miejsce Kostadinova zajął Tomasiewicz, a za kontuzjowanego Katsatonisa wszedł Rosołek.

Trudno było przewidzieć jak to spotkanie będzie wyglądać. GieKSa dała się już poznać jako zespół grający ofensywnie, oddający dużo strzałów, ale też popełniający błędy w obronie. Piast natomiast na pierwszym miejscu stawia defensywę, ale w tym roku dało to efekt w postaci 6 punktów.

Już w 2 minucie jednak, po stracie Dziczka – Bergier przejął piłką i za chwilę Kowalczyk wpadł w pole karne, jego strzał w porę jednak zablokował Czerwiński. W 10 minucie po składnej i szybkiej akcji – Chrapek wyłożył piłkę Dziczkowi na 16 metr, ten jednak choć uderzył mocno to bardzo niecelnie. Po kwadransie gry nie można było wskazać drużyny, która miałaby przewagę, choć więcej stałych fragmentów (rogów) mieli gospodarze, a to zawsze jakieś zagrożenie. Nie mniej jednak gliwiczanie nie popełnili błędu, który skutkowałby sytuacją bramkową. Między 15 a 25 minutą optyczną przewagę mieli katowiczanie, ale i ten fragment meczu goście przetrwali. Po półgodzinie gry Piast przejął inicjatywę i w 32 minucie ponownie Dziczek stanął przed szansą na zdobycie gola, ale choć był blisko bramki, nie trafił w jej światło. W 35 minucie fatalny w skutkach błąd popełnił Czerwiński, który przy próbie wybicia piłki zagrał ją pod nogi Bergiera. Na szczęście w porę interweniował Munoz, który wybił piłkę spod nóg wychodzącego sam na sam napastnikowi Gieksy. W 40 minucie gliwiczanie wykonywali dwa rogi z rzędu, ale tylko postraszyli bramkarza Gieksy. W 44 minucie gospodarze wykonywali rzut wolny, a po nim pierwszy celny strzał w tym meczu oddał Borja Galan, ale nie na tyle groźny, by zaskoczyć Placha. Ostatecznie w pierwszej, bardzo słabej połowie kibice nie zobaczyli bramek.

Pierwszych 45 minut w zasadzie nie dało się oglądać. Gliwiczanie mieli dwie okazje, by wyjść na prowadzenie. Katowiczanie jedną. Piast zdążył jednak już przyzwyczaić do takiego obrazu gry. W przerwie meczu udzielający wywiadów zawodnicy obu zespołów przyznali, że gra jest szarpana i trzeba wprowadzić korekty. Na drugą połowę nie wyszedł już Rosołek, który narzekał na grę kolegów. Zastąpił go Szczepański. Już w pierwszych sekundach drugiej odsłony Galan chciał sprytnym strzałem umieścił piłkę siatce, bez powodzenia jednak. W 50 minucie Jirka oddał mocny strzał lewą nogą, był tam jeszcze lekki rykoszet, ale Kudła zdołał odbić piłkę. To była sytuacja bramkowa i szkoda, że nie wpadło. W 61 minucie Chrapek idealnie zacentrował z rogu na głowę Czerwińskiego, ten przymierzył w okienko i zabrakło kilkunastu centymetrów do tego, by piłka znalazła się w siatce. Od tego momentu zarysowała się dość wyraźna przewaga Piasta. Gliwiczanie w zasadzie nie opuszczali okolic pola karnego gospodarzy. W 73 min na 26 metrze faulowany był Dziczek. Na bezpośredni strzał zdecydował się Chrapek, ale posłał piłkę dość daleko od bramki. Czym było bliżej końca tego pojedynku tym mocniej naciskał Piast, ale i katowiczanie mieli swoja okazję. Galan wyszedł na pozycję i oddał strzał, który dobrze obronił Plach. Na 2 sekundy przed końcem meczu Jirka uderzyła zza pola karnego potężnie, celnie, ale Kudła pofrunął niczym w powietrzu i odbił piłkę na róg. Sędzia jeszcze pozwolił wykonać rzut rozny, by zaraz zakończyć mecz.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Chcę wiedzieć, z kim jestem na piłkarskiej wojnie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Zagłębie Lubin wypowiedzieli się trenerzy obu zespołów: Rafał Górak i Marcin Włodarski.

Marcin Włodarski (trener Zagłębia Lubin):
Chcieliśmy ten mecz rozwiązać inaczej niż poprzednie. Zamknęliśmy się i czekaliśmy na ataki szybkie i przechodziliśmy do ataku pozycyjnego. Mieliśmy swoje sytuacje, jak w każdym meczu. Wydawało się że mecz zmierza ku 0:0, bądź naszej jednej akcji, bo groźnie atakowaliśmy, to po jednej z nielicznych akcji GKS zdobył bramkę i cieszy się z trzech punktów. W końcówce mieliśmy sytuacje, gdzie Aleks Ławniczak miał dwa razy strzelić do bramki po stałych fragmentach.

Musimy poprawić skuteczność, bo jak przeglądamy te mecze i analizujemy, to dochodzimy do sytuacji. Gorzej jest, jak nie dochodzisz do sytuacji. Przy poprawie skuteczności i przy takiej grze w obronie, jak dzisiaj momentami była, upatruję szansy na utrzymanie.

Dzisiaj bez celnego strzału, ale mówimy o stworzonych sytuacjach, a te były. I to naprawdę: Fritzson miał z głowy bardzo dobrą okazję w pierwszej połowie, Szmyt sam na sam, ale nie trafił w bramkę, także Pieńko w końcówce uderzenie z głowy. Tak wyglądają czasem mecze, jeśli chcesz się zamknąć, nie stwarzasz dużo sytuacji, musisz wykorzystać, które masz.

Dawno nie wygraliśmy, nie mamy pewności siebie i dlatego prowadziliśmy zamkniętą grę. Oczywiście obawiam się o swoją pozycję, zawsze tak jest jak przegrywasz mecze, w takim żyjemy świecie.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
To, co człowiek ma w sercu, jest mocniejsze niż głęboka analiza i dzielenie się wartościami stricte piłkarskimi, bo chyba rozumiecie, że jest to moment wyjątkowy. To był bardzo trudny mecz ligowy i takiego się spodziewaliśmy i być może to był kluczowy moment w rozgrywkach, bo to dla nas 31.,32. i 33 punkt – jakże ważny dla nas w budowaniu tabeli i w tych meczach, które są przed nami. Proces, aby ekstraklasa, była w Katowicach dłużej trwa. Mecz miał ciężar gatunkowy, jeśli chodzi o tabelę, do tego wiadomo – żegnamy się jeśli chodzi o mecze mistrzowskie i może dobrze, że tylko mecze, bo gdyby to się przecinało całkowicie i przeprowadzalibyśmy się od jutra i już tu nie wracali, to by było bardziej smutne. Cieszymy się, że jest nowy stadion, który będzie naszym nowym domem, jest to dla nas ogromna radość, ale tak bardzo życzyłbym sobie, żeby tu się nigdy temu obiektowi nie stało nic złego, żeby był pielęgnowany, bo to kawał pięknej historii, można się tutaj było dużo nauczyć, dowiedzieć, bo w końcu dziś dowiedzieliśmy się co Materazzi powiedział Zidaneowi, w czasie owego zajścia. Gramy dalej, sezon trwa, jest to moment bardzo emocjonalny.

Nie widziałem podobieństw do pierwszego meczu z Radomiakiem. Zdawałem sobie sprawę z kwestii wewnętrznej chłopaków, bo znam ich jak własną kieszeń i ten element lekkiego poddenerwowania był, bo chcieli z siebie zrzucić to piętno ostatniego meczu, że musi on być wygrany za wszelką cenę. Tego nie chcieliśmy. Chcieliśmy grać na swoich zasadach, momenty były lepsze i słabsze, mecz nie był kapitalny może do oglądania, ale walor emocjonalny był duży. To było widać. Na pewno stać nas na płynniejszą grę.

Tak bardzo nie tyle nie lubię słowa wyrachowanie, co uciekam od niego, bo my nie chcieliśmy grać wyrachowanie z Zagłębiem. Wiedzieliśmy, że tam się pali, że jest mało punktów i każdy chce je zdobywać. Spodziewaliśmy się z analizy innego zachowania Zagłębia. Byliśmy pewni, że nas zaatakują, będą grać wysokim pressingiem, a oni się wycofali oddali nam piłkę i czekali. To zawsze niebezpieczne w fazach przejścia. To był równy mecz drużyn walczących o coś. I chwała nam za to, że trzy punkty zostały w Katowicach.

Przedmeczowa zmiana Bergiera na Szymczaka wynikała z higieny szatni, zależy mi na tym, żeby wszyscy w różnych okolicznościach ten wózek ciągnęli, chcę wiedzieć, z kim na tej wojnie piłkarskiej jestem. Czy Sebastian jest na tyle twardy i jak zareaguje, czy jest takim facetem, jak go postrzegam, czy wyjdzie słabo. A tu nie – jest to wygrany sposób, by szatnią zarządzać, bo potrzebuję dwudziestu paru ludzi walczących i rywalizujących i z każdym o swojej decyzji będę rozmawiał. Tak czułem i dlatego to zmiana.

Co do Adriana, na Bukowej przez te 6 lat dojrzeliśmy, ja stałem się zupełnie innym trenerem, a Adrian piłkarzem i człowiekiem. Wiele przeszliśmy razem i nie zawsze było radośnie. Ogromna dojrzałość i odpowiedzialność, Adrian robi kapitalną robotę w szatni, a młodzi mogą czerpać z jego zaangażowania. I taka droga – nawet w kierunku końca kariery – jest kapitalna i niech tylko dalej tak gra.

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Stadion

Nowa Bukowa – od piątku otwarta sprzedaż

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W minioną niedzielę piłkarze i kibice GKS Katowice pożegnali się z Bukową. Następne domowe spotkanie – derby z Górnikiem Zabrze – rozegramy już na nowym stadionie. W piątek 14 marca ruszy otwarta sprzedaż na Nową Bukową.

Na razie swoje miejsca na nowym obiekcie mogą wybrać kibice, którzy posiadają aktualny karnet na mecze przy Bukowej. Od piątku 14 marca od godziny 10:00 w systemie biletowym ruszy otwarta sprzedaż. Na początek dostępne będą pakiety/mini-karnety na wszystkie mecze do końca tego sezonu. GieKSa na Nowej Bukowej rozegra pięć spotkań, a naszymi rywali będą: Górnik Zabrze, Puszcza Niepołomice, Legia Warszawa, Cracovia i Lech Poznań. Ta faza sprzedaży potrwa do 24 marca (tutaj szczegółowo przedstawiono harmonogram), ale patrząc na zainteresowanie wśród kibiców i liczbę dostępnych miejsc, powinna zakończyć się wcześniej. Wszystkim, którzy mają zamiar wybrać się na Nową Bukową, rekomendujemy zakup karnetów zaraz po rozpoczęciu otwartej sprzedaży. 

Pakiety na wszystkie spotkania kosztują od 110 złotych (Blaszok, czyli Trybuna Południowa), przez 176 złotych (Trybuna Wschodnia – tzw. Prosta) po 242 złotych (Trybuna Zachodnia – tzw. Główna VIP). Sektor rodzinny umiejscowiony będzie na sektorze 16 Trybuny Wschodniej – karnety kosztują tutaj 350 złotych. Warto zaznaczyć, że dostępne są także karnety ulgowe w cenie 90 złotych na cały stadion. Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie klubu.

Uwaga! Przepisanie karnetu z Bukowej na Nową Bukową nie następuje automatycznie. Jeśli ktoś nie dokona tej operacji do momentu ewentualnego wyprzedania wszystkich dostępnych miejsc na obiekcie, straci możliwość obejrzenia meczów GKS Katowice. Aktualni karnetowicze mają gwarancję dostępności miejsc na Nowej Bukowej tylko do piątku 14 marca do godziny 10:00! Karnet przepiszesz (oraz wybierzesz sobie miejsce na stadionie) w kilka minut w systemie biletowym klubu.

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kunszt Trybuny Centralnej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dokonało się.

Na Bukowej już nie zagramy. Piękne to było za pożegnanie. Choć oficjalna informacja została ogłoszona raptem kilka dni temu, to sposób w jaki się wszystko odbyło sprawił, że można było się wzruszyć. Na meczu pojawiły się osobistości z lat minionych, Janusz Jojko z Piotrem Piekarczykiem rozdawali autografy. Swoją obecnością zaszczycił nas także Adam Nawałka, który przecież nie pracując zbyt długo w naszym klubie wyrobił sobie taką markę, że za chwilę był selekcjonerem reprezentacji. I zaskarbił sobie sympatię kibiców.

Sympatycy GKS skumulowali swoje oprawy. Były więc i na Blaszoku i na Sektorze Rodzinnym. Te balony, które poszły w niebo, gdy wybiła dziewiąta minuta meczu, dziewiątego marca, Zawodnikowi z numerem dziewięć, w Jego urodziny, cały stadion skandował imię i nazwisko. Kibice nie zapominają o swoich legendach. Jan Furtok zapewne gdzieś tam spoglądał na boisko i choć jedyna bramka w meczu nie była aż tak podobna do gola strzelonego San Marino, jak Arka Jędrycha z Lechią, ale… nadal była podobna. Znów mocne wstrzelenie z prawej strony i finalizacja z bliska. Wspomniany Sektor Rodzinny i dzieciaki w dużej ilości dali popis. Były także flagi i zimne ognie. I doping przez cały mecz.

A na Blaszoku – działa się magia. Przed meczem zastanawiano się, jaka była najlepsza oprawa w historii tej trybuny. I myślę sobie, że najlepsza miała może miejsce właśnie wczoraj. To dopiero było zawieszenie w czasoprzestrzeni – nawiązując do jednej z prezentacji Trybuny Centralnej, bo przecież oficjalnie tak owa nazywała się kiedyś. Nie pamiętam, żebym był tak zachwycony przekazem oprawy. Różne były symboliki, takie czy inne. Jednak to, co było wczoraj to był kunszt.

Przyznam, że wielokrotne przypominanie od zawsze, że na Bukowej grali i przegrali „Zidane, Lizarazu i Dugarry” już nieraz bokiem wychodziło. Są takie sytuacje, że coś się tak przejada, że trudno silić się na jakąś oryginalność. Pojawia się pewnego rodzaju grafomania. Oczywiście to bardzo ważny moment w historii klubu i największy sukces na europejskiej arenie, ale ileż można?… Tymczasem sposób, w jaki kreatywnie zostało to rozwiązane, był mistrzowski. Zostało tu ujęte wszystko, historia, symbolika, podsumowanie, odniesienie do światowej piłki i duża doza humoru.

To jest piękno piłki. Że nasza poczciwa Bukowa jest miejscem z bezpośrednim powiązaniem do najważniejszych wydarzeń w światowej historii naszej ukochanej dyscypliny. To naprawdę niesamowite, że taki Zizou jechał sobie autokarem ulicą Złotą, mówił do swoich kompanów „patrzcie, ale fajne wesołe miasteczko”, potem skręcał w lewo, wjeżdżał przez bramę. Chodził sobie po parkingu za Trybuną Główną, szedł korytarzem z szatni na boisko, w końcu biegał po trawie i oglądał ten nasz Blaszok. Cztery lata później jego wizerunek widniał na Łuku Triumfalnym i Francuzi chcieli z niego zrobić prezydenta. To były TYLKO cztery lata. Od meczów z Bordeaux do starcia z Materazzim minęło 12 lat. A od tegoż finału i ostatniego spotkania Zizou w karierze – 19 lat. Dziewiętnaście i cztery. Niebywałe. To tak jakby jakiś piłkarz Gryfa Wejherowo, które dostało w czapkę przy Bukowej – dajmy na to Maksymilian Hebel – rok temu został Mistrzem Świata i zwierzchnikiem sił zbrojnych w Polsce.

Nie jest przesądzone, że Materazzi naprawdę nie uderzył w najbardziej czuły punkt Zinedina, którym właśnie zapewne jest porażka Francuza na Bukowej. To, że Zizou doskonale o tym pamięta, pokazaliśmy, gdy spotkaliśmy się z nim dwanaście lat temu 😉 Szczegóły poniżej 😉

Zizou na Bukowej!

Nie dało się symbolicznie lepiej pokazać, jaka historia się tworzyła na tym stadionie. Oprawa doskonała, wybitna.

Bardzo pragnęliśmy, żeby i na boisku to domknięcie wspaniałej historii było zwycięskie. Długo zanosiło się na to, że może to być rysa na tym dniu. Co prawda trener mówił na konferencji, że ważne było, aby zdjąć brzemię odpowiedzialności z piłkarzy, że właśnie muszą, bo to ostatni mecz. Kibice jednak rozpatrują to inaczej. Kibic to kibic. Patrzeliśmy na to, że jednak przyjeżdża jedna z najsłabszych ekip w lidze, przy której pojawia się pytanie – jak nie z nimi, to z kim? To nie oznaczało oczywiście, że należy dopisać sobie trzy punkty z urzędu. Natomiast są w tej lidze drużyny lepsze i słabsze. Zagłębie należy do tych słabszych. Wiadomo, że nie stałaby się żadna tragedia w tabeli, gdyby GieKSa tego meczu nie wygrała. Tragedia nie, ale mogłoby to wprowadzić pewną nerwowość. A smak zwycięstwa w takich okolicznościach jest przecież podwójny.

GKS Katowice jednak ten mecz wygrał. I to wcale nie jest takie oczywiste. W przeszłości multum tego typu spotkań nasz zespół po prostu przegrał. Jakaś młócka, krwawiące oczy i długo wynik 0:0. W końcówce rywale wyczuwają swoją szansę, bach, bach, strzelają dwie bramki i wywożą komplet. Tak było choćby w feralnym „kluczborkowym” sezonie, w którym zanim podziały się te straszne rzeczy w końcówce rozgrywek, GKS przegrał kilka meczów właśnie tracąc bramki w końcowych fazach wyrównanych, ale bardzo słabych spotkań.

Przed meczem rozmawiałem z komentatorem Canal Plus Marcinem Rosłoniem i mówił, że to tak bywa często w piłce, że jest pompa i otoczka, a potem piłkarsko wychodzi słabo. Przypomniałem sobie, jak Piotr Lech kiedyś w przerwie meczu z KSZO został czymś tam uhonorowany i po przerwie golkiper zawalił dwa gole, m.in. wpadając z piłką trzymaną w rękach do bramki.

Teraz było inaczej, choć długo się na to nie zanosiło. Ale teraz to jest inny zespół niż te, które przez kilkanaście lat nie potrafiły dźwigać ciężaru. Zespół ten miał przepchnąć ten mecz nawet kolanem, to przepchnął – i to dosłownie, bo taki to był gol Sebastiana Bergiera. Zwycięstwo ze wszech miar ważne, bo przecież istnieje slogan w piłce, że sztuką jest wygrać mecz, w którym nie idzie. GieKSie nie szło kompletnie i to goście mieli więcej sytuacji, na szczęście strzelali – jak mówił Laguna – Panu Bogu w okno. Jedna akcja – pięknie wypatrzył Alan Czerwiński Adriana Błąda, ten podał do Sebastiana, który wprawił stadion w euforię. Sam Adrian Błąd też coś spiął klamrą – przecież on strzelił gola dla Zagłębia w wygranym 5:0 meczu na Bukowej dziesięć lat temu. Wówczas podbiegł do kibiców świętować z nimi bramkę. A teraz – vis a vis tych samych kibiców, pogrążył Miedziowych, którzy będą musieli się twardo bronić przed spadkiem.

A kibice Zagłębia mieli się z pyszna, bo dopiero co śpiewali „coście tak cicho”. Teraz to oni byli odbiorcami tej przyśpiewki.

Po dwóch porażkach – po bardzo dobrym meczu w Lublinie i średnim w Białymstoku – GieKSa zgarnęła bardzo ważne trzy punkty. Tak jak pisałem w poprzednich felietonach – trzeba było się liczyć z przegranymi w tamtych meczach, choć nie musiały one nastąpić. Tutaj trzeba było bezwzględnie wygrać. Dopisane trzy punkty sprawiają, że nasza sytuacja w tabeli jest już totalnie komfortowa. Jedenaście punktów przewagi nad strefą spadkową na dziesięć kolejek przed końcem to potężny kapitał. Trzeba grać swoje i trzymać rękę na pulsie, ale teraz już tylko jakaś kompletna katastrofa spowodowałaby, że GKS znalazłby się pod kreską.

Tak, przegraliśmy te dwa wyjazdowe mecze, ale bilans na wiosnę to 3-1-2. Czyli nadal naprawdę niezły. Lepszy niż nasza średnia punktowa z całego sezonu, bo gdybyśmy mieli taką średnią jak na wiosnę – mielibyśmy czterdzieści oczek już teraz i bylibyśmy zaraz za podium. To przeczy jakimś dziwnym teoriom, że GKS zanotował regres. Fajnie, że GKS potrafi grać efektownie i miło dla oka. To daje wielką nadzieję i optymizm. I to powoduje też, że gdy potem zdarza się słaby – umówmy się – mecz z Zagłębiem, to jest jednak pewna iskra, która powoduje, że zespół się nie poddaje, nie kładzie, tylko skonstruuje tę jedną akcję, która da zwycięstwo.

To było piękne pożegnanie – tak jak w listopadzie Jana Furtoka, tak teraz naszego ukochanego stadionu. Tak to jest z przeprowadzkami. Zostawia się w jakimś miejscu kawał życia i kawał wspomnień. Grunt, żeby przeważały te dobre i żeby dobrymi były też te ostatnie. Wszyscy pożegnali ten stadion godnie.

Wiadomo, że na temat Bukowej wypowiadają się byli piłkarze czy trenerzy GKS. Ja natomiast chciałbym przytoczyć wypowiedzi naszych rywali z różnych okresów i to rywali z drużyn, z którymi GieKSa zawsze miała kosę, a sami ci zawodnicy przeżywali naprawdę ciężkie chwile pry Bukowej. Marcin Baszczyński, który komentował mecz w Canal Plus powiedział:

„Łezka się kręci, ja mam wspomnienia takiej kultury wychowania, śląskiego, mocnego wychowania – jako sąsiad zza miedzy przeszedłem tu swoją lekcję w meczach derbowych”.

W Lidze Minus wypowiedział się o Bukowej Wojciech Kowalczyk, były napastnik Legii Warszawa.

„Niekoniecznie dobrze ten stadion wspominam, bo zawsze nas lali. Wygrałem tam jeden mecz, w sezonie, w którym wyjeżdżałem do Betisu, a tak – zawsze porażka. Cisnęli nas. Ale pojechało tam też Bordeaux z Zidanem, Lizarazu, też dostali w „pyndzel”, więc nie ma się co wstydzić, że ktoś kiedyś przegrał przy Bukowej. A atmosferka na stadionie była świetna”.

Kowal przytoczył też jedną z piosenek, której „nigdy nie zapomni”, a która była kierowana pod jego adresem. Nie nadaje się do cytowania – poszukajcie w magazynie 😉

Zamykamy ten rozdział.

Bukowo – dziękujemy!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga