Dołącz do nas

Wywiady

Piotr Mandrysz: Na głowę nikt mi nie wejdzie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice ma od miesiąca nowego trenera, którym został Piotr Mandrysz. Były wieloletni zawodnik ROW Rybnik, Zagłębia Sosnowiec czy przede wszystkim Pogoni Szczecin, jako trener z sukcesami w postaci awansów do ekstraklasy z RKS Radomsko, Piastem Gliwice czy Niecieczą, tym razem swoich trenerskich sił próbuje w naszym klubie. Postanowiliśmy przeprowadzić ze szkoleniowcem szczerą rozmowę i wypytać o nurtujące kwestie. Jaką trener ma diagnozę dotyczącą klęski drużyny w poprzednim sezonie? Czy rzeczywiście był skonfliktowany z Tomaszem Foszmańczykiem w Niecieczy? Jak szkoleniowiec zapatruje się na zmiany pokoleniowe zachodzące w polskim futbolu? Czy myśli jeszcze o wzmocnieniach na poszczególne pozycje? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie czytając poniższy wywiad.

Czy zdaje pan sobie sprawę, że porażka w Tarnobrzegu z Siarką już na samym wstępie sezonu spowodowała duże rozdrażnienie u kibiców?

Jeżeli zespół jedzie na mecz, a przegra, to trudno, żeby ktokolwiek był zadowolony. I ja jako trener, również nie jestem.

Nie było widać w tym meczu chęci wygrania za wszelką cenę. W końcówce nie można było odnieść choćby minimalnego wrażenia, że bramka wyrównująca wisi w powietrzu.

Trudno zawodnikom zarzucić, że nie chcieli. Czasami tak bywa, że mecz się nie układa od początku i tak było w tym przypadku. Źle rozpoczęliśmy to spotkanie. Jeszcze nie rozebrałem tego meczu na czynniki pierwsze – robimy to właśnie [rozmowa odbyła się w poniedziałek – przyp.red.] – żebym mógł powiedzieć, co było przyczyną. Przeciwnik przejął inicjatywę od początku meczu i szybko zdobył gola. To nie pomogło nam w dalszej grze – graliśmy nerwowo. Brakowało doskoku w drugiej linii, stąd taka przewaga optyczna rywala. To są rzeczy, które mnie martwią, bo w poprzednich spotkaniach – chociażby tych na obozie – wyglądało to lepiej. Czy wpływ na to miała pogoda, trudno mi powiedzieć, bo było upalnie, ale takie warunki był dla obu stron. Nie szukam więc usprawiedliwienia w tym elemencie. Muszę też porozmawiać z drużyną, bo myślę, że wpływ na naszą postawę też miał obóz, który dopiero co skończyliśmy i wydaje mi się, że to było kluczowe w naszej postawie w pierwszej połowie.

A czy od strony taktycznej, personalnej i przygotowania zespołu, zmieniłby pan coś?

Ta drużyna jest w przebudowie. Odeszło jedenastu piłkarzy, przyszło dziesięciu. Nawzajem się oni poznają i było widać braki w zgraniu. To było główną przyczyną tego, że ponieśliśmy porażkę.

GKS Katowice słynie z tego, że kibice są bardzo wymagający i wywierają presję na piłkarzach. Poprzedni sezon został spektakularnie przegrany – to znaczy nie było awansu, mimo że wystarczyło zdobyć zaledwie kilka punktów więcej. Można mieć poczucie, że dla kibiców mecz z Siarką był kontynuacją pewnego marazmu, który był w zeszłym sezonie… Czy ma pan wiedzę na temat nadszarpniętego zaufania kibiców i w związku z tym jeszcze większych oczekiwań obecnie?

Oczekiwania kibiców we wszystkich klubach, które coś znaczą w polskiej piłce – a GKS taką firmą na pewno jest – są duże. Oczywiście trzeba mieć w tym wiele cierpliwości, choć zdaję sobie sprawę, że kibice GKS Katowice z utęsknieniem od wielu lat czekają na to, aby ich drużyna wróciła na najwyższy szczebel rozgrywkowy. I o tym wiedziałem od początku. Natomiast myślę, że wywieranie przedwczesnej presji na drużynie nie pomaga. Sądzę, że postawa drużyny w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu tak mocno rozbudziła oczekiwania wszystkich, że po prostu tego ciężaru odpowiedzialności gry o awans na wiosnę nie udźwignęli. Nie uważam natomiast, że to, co się wydarzyło w Tarnobrzegu, to kontynuacja. To jest nowa drużyna. Musicie mieć świadomość, jak ta drużyna się tworzy, a dzieje się to w zupełnie inny sposób niż w poprzednim roku. Przed poprzednim sezonem trener Brzęczek po powrocie z urlopu miał kadrę zbudowaną w 95 procentach, doszedł w ostatnich dniach sierpnia tylko Mikołaj Lebedyński. W tym roku wszyscy w klubie po zimie widzieli tylko jeden scenariusz i byli przygotowani na awans do ekstraklasy, łącznie z ewentualnymi wzmocnieniami po awansie, obozem w innym terminie i innymi sparingpartnerami. Sytuacja w końcówce rundy potoczyła się niekorzystnie dla każdego, komu na sercu leży dobro GKS i stąd odejście trenera, przyjście nowego, budowanie kadry i dobór nowych sparingpartnerów. To wszystko zaczęło się tworzyć dopiero w momencie, kiedy wiadomo było, że kierownictwo klubu zostaje, ja przychodzę jako trener i nie byliśmy tak przygotowani, jak GKS przed poprzednim sezonem.

W rundzie wiosennej GKS w wielu meczach nie miał prawa nie wygrać meczu, a jednak czasem nie potrafił nawet zremisować. Wydaje się, że aż taki zjazd z wynikami jest trudny do wytłumaczenia tylko czysto sportowym spadkiem formy. Pan widział sporo meczów GieKSy, ma pan diagnozę, dlaczego runda wiosenna wyglądała tak, a nie inaczej?

Nie znam osoby, która nie chciałby grać w ekstraklasie. To się wiąże z większą satysfakcją związaną z dowartościowanej własnej osoby, z lepszymi uposażeniami, ale też większą medialnością, zarówno zawodnika, jak i drużyny i klubu. Uważam, że problemem GKS było to, że w spotkaniach zwłaszcza u siebie, zespół nie udźwignął ciężaru bycia faworytem i wygrał tylko jeden mecz – z GKS Tychy. W pozostałych spotkaniach nie potrafił wygrać. Oczywiście, jeśli na mecz się wychodzi, to z nastawieniem, żeby wygrać, ale po fakcie śmiało możemy powiedzieć, że gdyby te cztery wiosenne porażki zespół zamieniłby na remisy, to byłby w ekstraklasie. Jeden punkt nie satysfakcjonuje, ale odbiera przecież punkty przeciwnikom. Często „chciejstwo” wygrania spotkań i gra o pełną pulę spowodowała na wiosnę to, że zespół cztery spotkania u siebie przegrał i to było kluczowe – przynajmniej w tym sezonie, bo wiosna była nietypowa i rzadko bywały takie rundy, w której faworyci tak nagminnie traciliby punkty.

Wspomniał pan o nieudźwignięciu roli faworyta. W zespole nastąpiło sporo zmian kadrowych, ale czy poza tym będzie pan szukał jakichś metod, żeby zespół sobie z tą presją radził, w postaci np. trenera mentalnego czy psychologa?

Każda forma pomocy jest dobra, tylko to musi być zrobione z głową i zespół musi taką rzecz akceptować. Gdy byłem trenerem Pogoni Szczecin w rundzie wiosennej sezonu 2009/10 szukaliśmy takiej formy wsparcia, zatrudniliśmy psychologa sportu, który miał przeprowadzać z piłkarzami seanse i to czynił. Po czasie odbiór był taki, że mimo że przyszła jedna osoba, to problemu nie udało się rozwiązać – wtedy, w tamtej sytuacji. Oczywiście to też była inna grupa ludzka, inny klub. Ja nie zamykam się na tego rodzaju formy wsparcia, ale poczekajmy, bo to musi być fachowiec pełną gębą i to nie może być ktoś, kto będzie w GKS tylko „przy okazji”, a będzie pracował gdzie indziej, bo to wtedy jest robione – moim zdaniem – nierzetelnie.

Od wielu lat w klubie działy się różne rzeczy na linii kibice-piłkarze, sam pan wspominał w wywiadzie dla telewizji klubowej o meczu GKS z Niecieczą, kiedy kibice po spotkaniu udali się pod szatnie, a była to przecież 3. kolejka. Za to na wiosnę poprzedniego sezonu, kibice zawiesili hasło „tu jest GieKSa, tu jest presja” i nawet po systematycznie przegrywanych meczach, wspierali zespół. Mamy wrażenie, że drużyna z tego wsparcia zupełnie skorzystała.

Trudno mi się wypowiadać za poprzedników, ale odnoszę wrażenie, po rozmowach z zawodnikami, że bardzo sobie to cenili. Na przestrzeni lat miałem okazję bywać na Bukowej czy to w roli kibica czy trenera zespołów przeciwnych, w poprzednim sezonie widziałem ogromną zmianę na plus. Dzięki zachowaniu kibiców ci chłopcy zdobywali punkty. Jeśli możemy mówić o wsparciu kibiców, to było ono na nieprawdopodobnie wysokim poziomie. Kibice swoją postawą byli dwunastym zawodnikiem zespołu. Mogę tylko prosić was – bo reprezentujecie przecież kibiców – aby dać takie wsparcie dla drużyny, jakie dostała drużyna z poprzedniego sezonu.

Jednak kibice widzieli, co się działo – zaufanie zostało mocno nadszarpnięte i tak naprawdę jedyną osobą, na której kibice opierają swoje nadzieje jest pan.

Jest mi miło, że kibice tak sądzą. Nie znam trenera, który nie chciałby osiągnąć sukcesu, a wiem, jaki sukces usatysfakcjonuje kibiców. Rozumiem frustrację kibiców, która z roku na rok się przejawia coraz bardziej. Jako trener mogę dołożyć wszelkich starań, aby tę drużynę odpowiednio umotywować, przygotować i nastawić, ale też za zawodników na boisko grać nie wyjdę – nie te lata. Wierzę, że ci chłopcy przy wsparciu kibiców podejmą rękawice. Droga nie będzie usłana różami, będą też ciernie, ale myślę, że wyrozumiałość kibiców będzie taka, jak w zeszłym sezonie – tyle, że z lepszym happy endem.

Czy grupa społeczna pod nazwą piłkarze jest godna zaufania i łatwa do współpracy? Często słyszy się historie, że piłkarze grają przeciw trenerowi, a pan sam doświadczył pewnych zachowań ze strony piłkarzy w Sosnowcu.

Bez względu na to,co mnie spotkało w Zagłębiu uważam, że niedopuszczalne jest zachowanie, by podopieczny stawał w przeciwwadze do przełożonego. To jest zachowanie skandaliczne. Ja w swojej karierze zawodniczej współpracowałem z wieloma trenerami, na temat każdego z nich miałem swoje zdanie, ale na boisku i w szatni starałem zawsze być profi i spełniać te obowiązki, które nakreślił przełożony. Wiem, że tego typu rzeczy się zdarzają i mnie to dotknęło osobiście, wszyscy wiemy też jaki był tego epilog w Sosnowcu. Myślę, że od tego, aby do takich rzeczy nie dochodziło jest kierownictwo klubu i jasne stanowisko kierownictwo określa i daje jasną informację, czego oczekuje od pracowników i co ich czeka w razie niesubordynacji. Nie przewiduję jednak, aby coś takiego miało miejsce w Katowicach i muszę też powiedzieć, że w każdym klubie, w którym pracowałem, miałem dobry kontakt z zespołem.

W GieKSie mieliśmy trenerów mniej i bardziej asertywnych, ale wiemy, że są szkoleniowcy, którzy mimo dziwnych zachowań piłkarzy, wspomnianej niesubordynacji, i tak wystawiają ich w meczach. Można się spodziewać, że w Katowicach piłkarze nie wejdą panu na głowę?

Żaden piłkarz mi na głowę nie wszedł i na pewno nie wejdzie. Jako zawodnik, a zawsze miałem wiele do powiedzenia na tematy piłkarskie w drużynie i w szatni, nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił. Powtórzę – mimo że moja ocena szkoleniowców była różna, nigdy nie pozwoliłem sobie na to, by tak się zachować i jako trener nie pozwolę na to zawodnikom.

Patrząc na zmiany pokoleniowe, takie zachowania mogą być związane z inną mentalnością, manierami czy wychowaniem niż mieli zawodnicy w dawniejszych czasach?

Myślę, że tak. Ja jestem z pokolenia, w którym najpierw byłem rozliczany przez rodziców, potem przez nauczycieli. Teraz młodzieży być może pewne rzeczy przychodzą łatwiej, być może ktoś w przeszłości na pewne rzeczy nie zwracał uwagi i stąd takie, a nie inne zachowania. Czasami ktoś popełni błąd. Ale gdy popełni go drugi raz, to znaczy, że coś już jest z nim nie tak. Chciałbym rozmawiać o GKS, ale jeśli już poruszyliśmy temat Zagłębia, to muszę powiedzieć, że sytuacja z Dudkiem nie była pierwszą, którą miał ten zawodnik z trenerem. Parę lat wcześniej to samo potrafił zrobić z nestorem polskich trenerów Orestem Lenczykiem, po mistrzostwie Polski. Różnica polegała na tym, że ze Śląska po takim wybryku wyleciał po pięciu minutach, w Sosnowcu – po pięciu miesiącach. Uważam, że mamy pokolenie, które nie wychowało się tylko biegając za piłką, bo dzisiaj jest dużo nowości technicznych, czasem dostali coś zbyt łatwo. My musieliśmy na to ciężko zapracować, a myślę, że nasi rodzice jeszcze ciężej – więc bardziej pewne rzeczy doceniamy.

Był pewien moment, w którym wydawało się, że nie wyleci pan z ekstraklasowej karuzeli trenerskiej, a jednak tak się stało. Ma pan chęć udowodnienia, że jest pan jednak trenerem ekstraklasowym?

Uważam, że jestem. Z Niecieczy odszedłem na własne życzenie. Miałem propozycję przedłużenia kontraktu o dalszy rok, natomiast uważałem, że po 2,5-rocznym pobycie, który był okraszony i awansem, i utrzymaniem, potrzebowałem odpocząć. Chciałoby się, abyśmy w Polsce mogli pracować w zakresie takiej ciągłości, jak na zachodzie, ale myślę, że na razie polska piłka do tego nie dojrzała. Uważałem, że na tamten moment nie jestem w stanie nic więcej z tej drużyny wyciągnąć, stąd miałem potrzebę zmiany środowiska. W swoją pracę wkładam bardzo dużo wysiłku – często osoby postronne nie wiedzą, że praca trenera nie kończy się po wyjściu z budynku klubowego, tylko trwa praktycznie cały czas. Tak jak mówię, potrzebowałem się zresetować i odpocząć psychicznie, co robiłem w miarę systematycznie – po dwóch latach pracy odszedłem ze Szczecina, podobnie było w Tychach. Przerwy, które sobie robiłem dobrze wpływały na mój system nerwowy. Chciałem też trochę pomieszkać w domu, nacieszyć się rodziną, stąd też mój powrót na Śląsk. A co do ekstraklasy, to kto zasmakował pracy w ekstraklasie, ten wie, jakie w niej czekają „dołki”. Nie wszystkim to się musi podobać… Stąd ja nie odbieram swojej pracy poza ekstraklasą jako hańby czy ujmy, uważam nawet, że to przyjemniej jest coś osiągnąć i móc się też pochwalić, bo wtedy jest się też zapamiętanym, tworzy się historię danego klubu. Oczywiście ja historii w GKS nie stworzę w takim wymiarze, jak w Piaście, Radomsku czy Niecieczy, bo to były dziewicze awanse, historyczne dla tych klubów. GKS wiele lat w ekstraklasie grał, ma bogatą historię i ja mogę jedynie – jeśli uda się osiągnąć efekt końcowy – być jednym z kilku czy z wielu.

Wydaje nam się jednak, że kibice mocno docenią trenera, który po tylu latach awansuje i na pewno nie będzie oceniany jako trener „jeden z wielu”…

Powiem w swoim imieniu, ale także moich współpracowników, że to jest przyjemne być na ustach kogoś i zapisać się złotymi zgłoskami w historii nowszej klubu, bo GKS chce odbudować swoją historię po różnych przejściach. W sporcie trzeba jednak mieć dużo pokory, bo ktoś, kto dąży do pewnych rzeczy zbyt szybko czy po trupach, nie licząc się z innymi, w konsekwencji i tak przegra. Ja jestem przyzwyczajony do tego, że nic mi łatwo nie przychodziło i tutaj na pewno będzie podobnie. Zdaje więc sobie sprawę ze skali trudności, ale dołożymy wszelkich starań, aby gra GKS satysfakcjonowała kibiców. Oczywiście wiem, kiedy tak się stanie – wtedy, kiedy drużyna będzie wygrywała, ładnie grała i chcielibyśmy, aby nastąpiło to jak najszybciej. Jednak przed GKS-em nikt się nie położy i o tym też musimy pamiętać.

A co pan rozumie mówiąc o tych „dołkach” w ekstraklasie?

Oglądacie panowie Canal+ i doskonale zdajecie sobie sprawę, że są trenerzy bardziej i mniej lubiani, bardziej i mniej forowani. Resztę można sobie dopowiedzieć.

Gdy z Niecieczą zaczynał pan sezon, wygraliście 6:0 w Głogowie. Teraz mówi pan o tym, że etap przygotowań był skrócony, drużyna się budowała i potrzeba trochę czasu. Czy w związku z tym na pierwsze mecze będzie pan wymagał od zawodników myślenia „nie na hurra”, żeby szanowali to miejsce w którym obecnie są czy jednak będzie to wy,aganie takiej gry, której pan w stu procentach oczekuje?

Gry takiej, jakiej bym oczekiwał w stu procentach na pewno się nie spodziewam. My w ogóle mamy niezamkniętą kadrę. Pierwszą rzeczą, o której wspominałem przychodząc tutaj było pozyskanie dobrej klasy środkowego pomocnika. To był priorytet, bo patrząc na zespół GKS wiosną na tej pozycji widziałem główny problem. Do tej chwili nie udało nam się takiej osoby pozyskać. Stąd moje próby z Klemenzem czy przybyciem do klubu młodego chłopaka, ale z czwartej ligi, Kulińskiego. De facto jednak naszymi głównymi zainteresowaniami byli inni zawodnicy, którzy do nas nie trafili. Już po moim przyjściu spotkały mnie dwa nieprzyjemne odejścia, których nie zakładałem, bo widziałem te osoby w składzie i chciałem ich – mowa o Lebedyńskim i Abramowiczu. Stąd więc mamy tematy zastępcze, ale one wymagają czasu. Przygotowania rozpoczęliśmy 20 czerwca, niektórych zawodników – jak Plizgę – miałem na rozpoczęcie obozu, czyli 11 lipca. To jest 21 dni różnicy, nie da się zrobić tak jak w fabryce, że da się formę i wyprodukuje określone rzeczy. To są zawodnicy ambitni i myślę, że bardzo rzetelnie będą podchodzili do swoich obowiązków, ale liczy się drużyna, a nie jednostki. My jeszcze nie mamy scementowanej drużyny, co było widać choćby w grach kontrolnych – jak już dobrze graliśmy w defensywie, to z przodu była mizeria. Jak coś z przodu stworzymy, to nie potrafimy tego wykorzystać, a w defensywie przydarza nam się taki klops, za który należy się wstydzić. Dlatego ta drużyna w dalszym ciągu jest na etapie lepienia i zobaczymy, co z tego ciasta urośnie. Przychodząc do zespołu Niecieczy zimą zespół oglądał się za siebie, bo był na 12. miejscu w tabeli. Wiosna była przeglądem drużyny i orientacją, jaki ma ona potencjał. Latem wymieniliśmy tylko kilku piłkarzy, udało nam się dobrze wystartować. W Piaście z kolei przyszedłem latem, ale drużyna była po bardzo dobrym sezonie i szkielet był. Ze mną przyszło tylko dwóch zawodników. Zespół był scalony, może pewne rzeczy lekko poprzestawiałem, ale mimo to pierwsze dwa spotkania przegraliśmy. W Radomsku znowu przyszedłem zimą i też miałem pół roku na ocenę drużyny, by w kolejnym sezonie skutecznie zaatakować ekstraklasę. Z taką sytuacją, jak teraz, że tylu zawodników ubyło i przybyło, spotykam się po raz pierwszy i nie mogę powiedzieć, że jestem już zadowolony z kształtu zespołu, a w sobotę z pewnością zagramy tak, jakbym tego oczekiwał. Jeśli tak się stanie, to zespół mnie zaskoczy in plus.

Spodziewa się pan środkowego pomocnika już w najbliższych dniach?

Nie jest tajemnicą, że chcieliśmy Babiarza. To jest zawodnik, który idealnie by pasował do naszego środka pola. To chłopak z Katowic, zna region i klub, na boisku nigdy się nie zatrzymuje, a w szatni byłby pozytywną postacią. Chcieliśmy też Drewniaka, który wybrał Cracovię. Aż tylu zawodników, którzy mieliby umiejętności takie by wejść do drużyny i być wyraźnym wzmocnieniem na rynku niestety nie ma. Nie sztuką jest brać „byle kogo”, kogoś kogo za miesiąc czy dwa ocenicie jako słaby transfer. Mamy doświadczenie w wyborach, ale nie chcemy nikogo brać z łapanki. Teraz mamy temat jednego zawodnika, pracuje nad tym dyrektor Motała, trzeba jednak pamiętać, że nawet jeśli on do nas dotrze w tym momencie to trzeba go wkomponować, zobaczyć jak on jest przygotowany, czy będzie dobrze czuł się już w treningu. Z mojej strony byłoby też nieuczciwe gdybym wstawił taką osobę od razu do składu, gdy inni walczyli o ten skład cały miesiąc. Wierze, że dwaj zawodnicy jeszcze do nas dotrą – środkowy pomocnik i lewy obrońca bo tam z konieczności grał Zejdler.

A jaki jest pana pomysł właśnie na Łukasza Zejdlera? Zawodnik jesień miał kapitalną, był wyróżniającym się graczem. Wiosną natomiast grał praktycznie tylko do boku i do tyłu…

Od strony technicznej Zejdler to jeden z lepszych zawodników w zespole. To bardzo dobry piłkarz, który w Cracovii, grającej kombinacyjnie, krótkimi podaniami odnajdywał się bardzo dobrze. Wiosną, mimo, iż grał na swojej pozycji to trzeba pamiętać, że zespół grał inaczej. Moim zdaniem najlepiej GieKSa grała w Bielsku, zobaczcie jak tam była ustawiona drużyna. To jest takie coś, do czego chciałbym wrócić z innymi wykonawcami. Tam GieKSa prezentowała się tak, że każdy kibic był z takiej gry dumny.

Środkowy pomocnik miał być priorytetem transferowym – a jaką rolę przewiduje Pan dla Tomasza Foszmańczyka?

Foszmańczyka znam bardzo dobrze, bo grał w Niecieczy. To jest typowa dziesiątka i na tej pozycji może dać najwięcej drużynie, tutaj się najlepiej odnajduje. Tam widzę jego miejsce.

Wśród kibiców pojawiły się informacje, że w czasach, gdy był pan w Niecieczy popadł pan w konflikt właśnie z Foszmańczykiem. Czy było coś na rzeczy?

Między nami konflikt? Trzeba Tomka spytać, bo ja mogę się jedynie uśmiechnąć na te domysły. Myślę, że on przed Niecieczą nie grał więcej minut w zespole niż za mojej kadencji. Dwa razy przekazywałem pozytywną opinię na temat przedłużenia jego kontraktu w tym klubie. Dla mnie takie plotki to bzdura.

Można powiedzieć, że kręgosłup zespołu jest oparty na środkowych obrońcach, natomiast boczni będą nowi. W środku mamy wymiennie Kalinkowski, Zejdler, Kuliński, Klemenz. Przed napastnikiem Foszmańczyk albo Plizga, ale właśnie – co z napastnikami, bo ma pan czterech różnych graczy. Czy to będzie problem wkomponować ich w grę i zmieniać system grania w zależności od napastnika?

Prokic jest jednym z najszybszych graczy, w Mielcu grał jako napastnik, nie uczestniczył w grze obronnej. W tym się świetnie odnajdował w tamtym zespole, gdy Stal robiła awans. Po przyjściu do Katowic grał jesienią na skrzydle. Odnajdywał się w tym z różnym skutkiem – ale był nieskuteczny. Wiosną odpalił grając w ataku. On najlepiej się czuje w szybkim ataku, przestawiam go również na grę na skrzydle, ale być może będziemy z niego korzystać w ataku gdy będziemy grać nieco defensywniej np. na wyjeździe. Kędziora – to jest napastnik, który zaczynał w drugiej linii, wyszedł z piłki halowej i dobrze odnajduje się w grze w tłoku i krótkich podaniach. Myślę, że potrzebuje trochę czasu by dojść do pełnej dyspozycji, bo mało grał na wiosnę w Niecieczy. Uważam, że w przeciągu całego sezonu będziemy mogli ocenić go pozytywnie. Yunis to zawodnik, którego nie planowaliśmy pozyskać bowiem liczyliśmy na Lebedyńskiego. Dla mnie Lebedyński to typowa dziewiątka i tak by grał u mnie w zespole. Chcieliśmy go w drużynie, ale gdy wyjechał do Płocka, pozyskaliśmy Yunisa. Jest to młody chłopak mający dobre warunki fizyczne, świetnie biega, potrafi grać twardo. Na razie ma braki w zgraniu – widać było np. w Tarnobrzegu gdzie dostał prostopadłą piłkę, do której nie poszedł, bo po prostu nie zna jeszcze przyzwyczajeń innych zawodników. Jeden warunek – on musi strzelać bramki by był wystawianym. Yunis jest osobą, która będzie „przeciwwagą” do Kędziory. Jest jeszcze Grzegorz Goncerz, który był królem strzelców dwa lata temu. Do tej pory miał lepsze i gorsze momenty, trzeba jednak pamiętać, że jego gole nie wzięły się z niczego. Faktem jest jednak to, że w ważnych meczach nie grał tak jak wszyscy od niego oczekiwali, podobnie zresztą jak cała drużyna.

Patrząc na postawę Prokica na skrzydle i w ataku mamy takie wrażenie, że on na skrzydle traci pewność siebie. Na wiosnę w takich sytuacjach nie pudłował.

Często wchodził na wiosnę z ławki, czasami był dżokerem. Moim zdaniem większym złem dla drużyny będzie wystawienie Foszmańczyka na skrzydle, a przesunięcie Prokica do ataku aniżeli wystawienie Prokica na skrzydle.

Jak Pan ocenia bramkarzy? Ma Pan już decyzję, kto będzie numerem jeden?

Znam bardzo dobrze obu bramkarzy, Nowaka ściągałem kiedyś do Chorzowa, znam go dłużej. Abramowicz miał grać u mnie w Niecieczy, ale zerwał Achillesa. To są bardzo dobrzy bramkarze, choć różni – Abramowicz jest bardziej dynamiczny, Nowak jest spokojniejszy. Na tą chwilę nie wiem kto będzie bronić. Proszę się nie sugerować spotkaniem w Tarnobrzegu. Chciałem tam zobaczyć jak będzie się prezentować Mateusz. Decyzję podejmiemy wspólnie z trenerem bramkarzy.

W oficjalnym komunikacie z klubu była informacja, iż to Pan wybrał Tomasza Midzierskiego na kapitana. Proszę powiedzieć z czego wynikała taka decyzja?

Jestem tutaj nowym trenerem, przyszli nowi zawodnicy, duża część odeszła. Chciałem coś zmienić. Goncerz był kapitanem i spisywał się dobrze, ale potrzebny był nowy impuls. Midzierski ma największe predyspozycje, by kierować drużyną na boisku, ale również i w szatni – stąd taka moja decyzja.

Różnie się układała pierwsza liga w sezonach, w których pan w niej był lub prowadził zespoły w ekstraklasie. Raz była walka między trzema drużynami, w poprzednim sezonie walka do końca między kilkoma zespołami. Jakiego sezonu teraz pan się spodziewa?

Każdy sezon jest trudny. Trzy lata temu szybko odskoczyły trzy ekipy. Po rundzie jesiennej było wiadomo, że dwa z tej trójki wywalczą awans. Dwa lata temu było podobnie, bo Arka i Wisła odjechały wszystkim. Teraz był sezon gdzie do końca ważyły się losy awansu. Myślę, że też byłoby ciekawie gdyby Sandecja nie wygrała w Katowicach, ale to się jednak nie stało. W tym roku będzie to inny sezon i taka mała ilość punktów jak teraz nie wystarczy już do awansu. Będzie kilka zespołów, które będą mówiły o tym awansie, a jakiś czarny koń na pewno się pojawi w trakcie rozgrywek.

Myśli pan, że kluczowy może być już sierpień gdzie grana jest duża ilość spotkań?

Myślę, że nie. Wydaje mi się, że dużo rozstrzygnie się pod koniec rundy jesiennej.

Kto według Pana będzie kandydatem do awansu?

Na pewno Zagłębie Sosnowiec, Miedź Legnica, Podbeskidzie Bielsko-Biała.

A co Pan sądzi o wzmacniającym się GKS Tychy?

Kadrę wymienili tak jak my – dużo zmian. Zobaczymy, nikomu nie można odbierać szans. Chciałoby się by śląskie drużyny awansowały, bo wyprzedziła nas już małopolska, która ma 4 drużyny w ekstraklasie.

GKS Katowice powalczy o awans?

Chciałbym, aby tak było.

Co by pan przekazał przed pierwszym meczem ligowym kibicom, którzy jednak w większości czują się oszukani po poprzednich rozgrywkach?

Mam nadzieję, że ja nie zawiodłem kibiców w rundzie wiosennej (śmiech), więc serdecznie was proszę o to, byście wykazali dla tej drużyny odrobinę wyrozumiałości i wsparli ją swoim dopingiem, bo tak jak mecz się zaczyna, to decydujące jest to, jaki wynik jest po 90 minutach, a nie np. w 10. minucie czy w przerwie.

Rozmawiali: Błażej, Shellu


5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    Jerzy

    26 lipca 2017 at 10:09

    No to szykujemy się na walkę o miejsca 8-10 🙂

  2. Avatar photo

    bce

    26 lipca 2017 at 14:52

    Powiem krótko 3-mamy stronę trenera. Jak trzeba to wy… pan opierdalaczy co pozorują grę. Daj trenerze znak, że który wchodzi na łeb to BLASZOK szybko sprawe naprostuje. Stawiaj na młodzież ze Śląska z tzw. „naszego placu” czy „hasioka”. Wiem jedno awansu nie będzie ale ma być ku.. walka tak żeby kości trzeszczały. Jak pan ulepi z tej mąki i wody ciasto będzie git. Potrzeba czasu każdy to wie. Pozory sie skończyły. Wstawiaj im pan takie ogień w dupe, zeby wiedzieli co grają. Górnik Z. postawił na młodzież i walcza co z tego, że przegrali w Białymstoku. Walczyli aż miło było popatrzeć pierw 10 chopa a potem w 9. Żurkowski mi się podobała niby go nie widać a skorbał cały czas. Chcą wypłatę to mają solidnie na nią zarobić.

  3. Avatar photo

    lukasz

    26 lipca 2017 at 18:38

    a wg mnie to mozemy nawet walczyc o utrzymanie, ale ja chce widziec walke pot zmeczenie wyprute zyly, chce widziec ze dla nich pilka nozna to po prostu pasja. Trenerowi zycze wytrwalosci.

  4. Avatar photo

    Mecza

    27 lipca 2017 at 07:54

    Mandrysz nie jest cudotwórcą jak się niektórym wydawało ale jestem pewny że w przeciągu dwóch lat stworzy z przeciętniaków zespół który bez problemów awansuje w 2019 roku.

  5. Avatar photo

    adamGieKsa

    27 lipca 2017 at 09:55

    Awans w 2019 roku??! aha czyli ten sezon gramy o nic, nie dziwne że ludzie mają na ten cyrk wyjebane, tak wogóle to podejrzewam że za dwa lata to Mandrysza już od 1,5 roku nie będzie, no ale kto naiwnemu zabroni wierzyć w bajki o awansie

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga