Dołącz do nas

Piłka nożna

Podsumowanie 11. kolejki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Kolejne ligowe zmagania za nami. Tym razem moglibyśmy być  świadkami tego jak Flota potrafi zniszczyć swojego rywala, oraz zobaczyć potyczkę dwóch największych pretendentów do awansu.  

Arka Gdynia – Miedź Legnica 1:0

Arka tym razem nie zawiodła swoich kibiców i wygrała nieznacznie z beniaminkiem. Początek spotkania był dość niemrawy, obydwie drużyny badały się wzajemnie i ostrożnie podchodziły do jakiegokolwiek ataku. Pierwszą klarowną sytuację w 26 minucie miała Arka, której zawodnik bardzo precyzyjnie wykonał rzut wolny, lecz kapitalną interwencją popisał się bramkarz Miedzi, który wybił piłkę zmierzającą do siatki na rzut rożny. Do piłki ustawionej w rogu boiska podszedł ponownie Mateusz Szwoch, idealnie zacentrował na głowę  Tomasza Jarzębowskiego a ten wpakował piłkę do siatki. Miedź swoich szans szukała w strzałach z dystansu lub w prostopadłych podaniach lecz akcje konstruowane przez gości były niedokładne. Arka natomiast nastawiona była na granie z kontry i ta taktyka przyniosła efekt w postaci 3 punktów. Widzów: 4034

Bogdanka Łęczna – Kolejarz Stróże 1:0

Błyskawiczny gol Veljko Nikitovicia zapewnił Bogdance komplet punktów w starciu z Kolejarzem Stróże. Tym samym podopieczni Przemysława Cecherza ponieśli kolejną z rzędu porażkę. Bramka padła naprawdę szybko, bo już w drugiej minucie spotkania. Zawodnik gospodarzy wykonał rzut wolny, którego żaden z obrońców gości nie przeciął. Futbolówka zaskoczyła Marcina Zarychtę i wpadła do siatki. W kolejnych minutach gra przeniosła się w obręb środka boiska, gdzie toczyła się zażarta walka o każdy skrawek murawy. Brakowało, zatem sytuacji, których w pierwszej odsłonie praktycznie nie było. Po zmianie stron obraz gry niewiele się zmienił. Widać było, że goście mieli problemy ze skonstruowaniem jednego, zabójczego ataku. Na domiar złego w 63 minucie „super snajper” ze Stróż czyli Maciej Kowalczyk nie wykorzystał rzutu karnego.  Komplet punktów zasłużenie pozostał w Łęcznej a sama Bogdanka powraca na właściwe tory. Widzów:  800

Okocimski Brzesko – Olimpia Grudziądz 0:0

Zespół prowadzony przez Krzysztofa Łętocha bezbramkowo zremisował z Olimpią Grudziądz. Pierwszą groźną sytuację stworzyli sobie gospodarze po dośrodkowaniu Valentina Jioremenko. Piłka dotarła do Rafała Ceglińskiego, którego strzał poszybował wysoko ponad bramkę Olimpii. Następnie w 30 minucie przebudziła się ofensywa gości. Świetnie w polu karnym gospodarzy odnalazł się Adam Cieśliński, ale jego uderzenie szczęśliwie sparował golkiper Dawid Mieczkowski. Druga odsłona to cofnięcie się Okocimskiego i nieskuteczna gra Olimpii. Goście zbyt mozolnie i chaotycznie wyprowadzali piłkę ze swojej połowy, nie zagrażając praktycznie przeciwnikowi. Dlatego mecz zakończył się sprawiedliwym podziałem punktów, a kibice zapamiętaj z tego meczu tylko to, że się odbył. Widzów: 800

Stomil Olsztyn – Sandencja Nowy Sącz 4:0

Sandencja Nowy Sącz  przegrała kolejny mecz z rzędu tym razem z beniaminkiem, który również w tym sezonie swoją grą nie porywa. Bramki Mindaugasa Kalonasa i Szymona Kaźmierowskiego zapewniły olsztynianom komplet punktów. Sandencja kompletnie nie radziła sobie z szybkimi piłkarzami Zbigniewa Kaczmarka. W 9 minucie obrońca Sandencji popełnił prosty błąd, który przyczynił się do straty pierwszego gola, którego strzelił w/w Litwin Kalonas. Bardzo dobre zawody rozegrał wspomniany Kaźmierowski, który popis swoich umiejętności pokazał niespełna dwadzieścia minut później. Fantastyczne przyjął piłkę i efektownym lobem pokonał bramkarza gości. Kropkę nad „i” postawił tuż przed końcem pierwszej części meczu ponownie Kaźmierowski z bliska zdobywając bramkę po rzucie rożnym. Dla pewności gospodarze po przerwie zadali jeszcze jeden cios. Drugą bramkę w meczu zdobył Kalonas i bezcenne punkty zasłużenie pozostały w Olsztynie. Widzów: 2500

ŁKS Łódż – Flota Świnoujście 1:7

Popis (nie)umiejętności dali gracze ŁKS Łódź. Nie od dziś wiadomo, że defensywa łodzian pozostawia wiele do życzenia, ale to, w jakim sposób zagrała w sobotnim meczu skłania o pomstę do nieba. Siedem straconych bramek – to bilans starcia z liderem rozgrywek Flotą Świnoujście.  Do przerwy gospodarze przegrywali 1:2, a honorową bramkę zdobył Paweł Kaczmarek z rzutu karnego. W drugiej części spotkania, Flota robiła co chciała w polu karnym gospodarzy. Pięć straconych goli w drugiej odsłonie meczu świadczy o fatalnej kondycji łódzkiej defensywy a na poprawę w najbliższym czasie się nie zanosi. Widzów: 1260

GKS Katowice – GKS Tychy 1:0

http://www.gieksa.pl/to-jest-ta-gieksa-2/

Widzów: 3200

Cracovia Kraków – Zawisza Bydgoszcz 3:1

Nie najmilej będzie wspomniał powrót do Krakowa Jurij Szałatow. W hicie kolejki lepsi i to zdecydowanie zostali zawodnicy Cracovii Kraków. Obecny trener Zawiszy Bydgoszcz, który niegdyś prowadził drużynę z Krakowa nie znalazł patentu na dobrze spisującą się drużynę gospodarzy. Wojciech Stawowy mądrze ustawił zespół, piłkarze zagrali wysoko, co zdecydowanie przeszkadzało bydgoszczanom. Efekt był taki, że w 23 minucie prowadzenie krakowianom dał Vladimir Bojlević. Zawodnik wykorzystał słusznie podyktowany rzut karny po faulu Abbotta. Fakt odnotowania jest, że zaraz po rozpoczęciu drugiej części meczu Szałatow zmienił Abbota i Masłowskiego. Wspomniana dwójka graczy nie zachwyciła w spotkaniu i przedwcześnie została zmieniona. Natomiast popularne „Pasy” nie zadowalając się jednobramkowym prowadzeniem zdobyły drugie trafienie. Tutaj przytomnie zachował się Dudzic, którego strzał nie dał żadnych szans na dobrą interwencję Wojciechowi Kaczmarkowi. Szybki mecz, spora ilość akcji mogła podobać się kibicom. Nadzieje w szeregach Zawiszy odżyły dosłownie na chwilę po kontaktowej bramce Pawła Zawistowskiego. Niespełna kwadrans przed końcem spotkania zawodnik wykorzystał „jedenastkę”. Zawisza walczyła, ale została skarcona w doliczonym czasie gry. Edgard Bernhardt w ostatniej sytuacji spotkania podwyższył wynik meczu i szlagier okazał się zwycięski dla Cracovii. Widzów: 9847

Dolcan Ząbki – Polonia Bytom 4:1

Gospodarze byli zdecydowanie lepszym zespołem, stwarzającym podbramkowe sytuacje. Po pierwszej połowie nieoczekiwanie prowadzili jednak goście po trafieniu Dawida Cempy. Zawodnik wykorzystał precyzyjne dośrodkowanie z lewej strony boiska i mocnym strzałem umieścił futbolówkę w siatce. Dolcan mimo straty bramki atakował, jednak nie potrafił pokonać bramkarza gości. Pachniało sensacją, bo jakby nie było – ostatnia w tabeli Polonia w tym sezonie od każdego zespołu dostaje przysłowiowe „lanie”. Mobilizować graczy Roberta Podolińskiego nie trzeba było, piłkarze dokładnie zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Chwilę po wznowieniu gry na tablicy widniał już remis a gola z rzutu wolnego zdobył Bartosz Osoliński. Do 65 minuty na boisku działo się niewiele. Wtedy losy meczu całkowicie się odmieniły. Czerwoną kartkę obejrzał Martin Baran (druga żółta) i jasne stało się, że Dolcan musi tę szansę wykorzystać. Dwie minuty później gospodarze wyszli na prowadzenie. Ponownie na listę strzelców wpisał się Osoliński. W tym czasie Dolcan całkowicie przejął kontrolę nad meczem. Następnie dwie bramki w końcówce meczu strzelił Maciej Tataj. Za pierwszym razem piłkarz popisał się uderzeniem głową, natomiast drugi gol jego autorstwa to pewne wykonanie „jedenastki”. Po słabej pierwszej, ale zdecydowanie lepszej drugiej połowie gracze Dolcanu zainkasowali komplet punktów. Widzów: 700

Warta Poznań – Termalica Net-Bruk Nieciecza 2:0

Nie lada sensacją zakończyło się spotkanie w Poznaniu, gdzie Termalica uległa Warcie 2:0. Bezbarwna pierwsza połowa, brak jakichkolwiek sytuacji strzeleckich i senna gra obydwu ekip. Należy odnotować jedną okazję, którą zaprzepaścił Vojtech Horvath z drużyny gości. Piłka nieznacznie minęła słupek bramki Adriana Lisa. Po zmianie stron błyskawiczne sześć minut w wykonaniu Warty dało jej trzy punkty. Najpierw w 51 minucie futbolówkę do Piotra Giela odegrał Trochim a zawodnik Warty bezbłędnie skierował piłkę do siatki. Zdobywca bramki odwdzięczył się koledze chwilę później. Tym razem zagrywał Giel i Trochim pokonał Sebastiana Nowaka. Lepiej dysponowani w drugiej połowie byli gracze Czesława Owczarka. Blisko trafienia był także Łukasz Grzeszczyk. Pomocnik świetnie uderzył z rzutu wolnego, ale na posterunku znajdował się Lis. Ostatecznie miejscowi nieoczekiwanie pokonali wyżej sklasyfikowanych gości. Widzów: 1400

W minionej kolejce padło 26 bramek, co daje średnią 2,89 gola na mecz, jest to wynik całkiem niezły. Na stadiony tym razem przyszło około 24500 kibiców, czyli średnio 2726 kibiców na mecz.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga