Felietony Piłka nożna
Pokarm wyczekany musi smakować
Doczekaliśmy się. Po latach tułania się na peryferiach polskiego futbolu mamy tę upragnioną ekstraklasę. Po latach rywalizacji z Dolcanem Ząbki, Kolejarzem Stróże, Pogonią Siedlce czy Bytovią Bytów, w końcu znów mierzymy się regularnie z takimi ekipami jak Śląsk Wrocław, Widzew Łódź czy Górnik Zabrze. Przez 19 lat banicji pozaekstraklasowej graliśmy prawie z każdym obecnym uczestnikiem najwyższej klasy rozgrywkowej. Były to jednak sprawy dość incydentalne, gdy jakaś ekipa do pierwszej ligi spadała, by po roku czy dwóch awansować. Inne zdegradowane były nawet więcej niż raz, ale ich absencja na salonach również trwała krótko. Dlatego, gdy graliśmy na zapleczu mecze właśnie choćby z Górnikiem czy Widzewem, urastały one do meczu sezonu. Teraz punkt widzenia się zmienił. Takie mecze są już normą i gramy je niemal w każdej kolejce. Co nie znaczy, że spowszedniały. Po prostu teraz mamy święto piłkarskie w każdej serii spotkań.
Nie można jednak udawać, że pojedynek z Legią nie jest meczem szczególnym. Nie tylko ze względu na to, że jedynymi drużynami z ekstraklasy, z którymi przez ten czas nie graliśmy są właśnie Legia Warszawa i Lech Poznań. Tu chodzi o sam fakt. W XXI wieku Legia jest zdecydowanie najlepszą polską drużyną. Dziewięć tytułów Mistrza Polski w tym czasie mówi samo za siebie. Do tego jedyny udział polskiego klubu w Lidze Mistrzów, z takimi występami jak choćby 3:3 z Realem Madryt czy… 4:8 z Borussią Dortmund. Do tego Puchary Polski i po prostu dominacja w lidze. Fakt, że ostatnie trzy sezony nie zakończyły się triumfem Legii niewiele tu zmienia.
Na takie mecze się czeka, a my czekaliśmy na nie w szczególności. Można powiedzieć, że ten sezon to zakończenie pewnego etapu, 19-letniego niechlubnego etapu, który mamy nadzieję na dobre już za nami. Wyjazd na Legię był naszym ostatnim na obcym stadionie w ekstraklasie. Kolejnym byli już Czarni Sosnowiec w czwartej lidze. A potem Wesoła, Łabędy, Żarki, Dobrzeń Wielki, Królewska Wola… Na przestrzeni trzech kolejek ligowych zagraliśmy wówczas z Legią Warszawa i Źródłem Kromołów. Przepaść. Otchłań. Która trwała potem wiele lat
Po raz kolejny warto przytoczyć, co działo się dokładnie rok temu. GieKSa notowała już iście fatalną, tragiczną passę i zaraz miała przegrać u siebie z Polonią Warszawa. Legia natomiast… wcale nie miała lepiej. Po klęsce ze Śląskiem Wrocław 0:4, przyszła kolejna porażka – ze Stalą Mielec u siebie 1:3, przedzielona wygraną w pucharach ze Zrinskim w Mostarze 2:1.
Wiadomo, że Legia ma swoje problemy i notowała w tym sezonie wyniki dalece niezadowalające kibiców. Porażki z Rakowem, Piastem, Pogonią, remis u siebie z Górnikiem, to nie były spotkania dające spokój drużynie, a przede wszystkim trenerowi Goncalo Feio. Dużo było zarzutów do szkoleniowca łącznie z nawoływaniem do zwolnienia. To jednak nie nastąpiło, włodarze Legii na ten moment popisują się cierpliwością i ostatnio zespół swój mecz ligowy – w Gdańsku – wygrał.
Także i czwartkowe spotkanie w Lidze Konferencji Legia bez problemu wygrała pokonując na wyjeździe Backę Topolę 3:0. Triumf ekipy portugalskiego szkoleniowca nawet przez chwilę nie był wątpliwy – warszawska drużyna była po prostu ekipą lepszą. I na ten moment zajmuje trzecie miejsce w tabeli ligowej tegoż pucharu, co sprawia, że ma bardzo dobrą pozycję wyjściową do awansu do dalszej fazy rozgrywek.
Piłkarze Rafała Góraka rozegrali nieco słabszy mecz ze Śląskiem niż poprzednie spotkania. W pierwszej połowie zespół co prawda grał dobrze, miał swoją przewagę i sytuację, w drugiej to jednak Śląsk był bliżej zwycięstwa. Dobrze natomiast pamiętamy tego typu spotkania i to z wielu, wielu lat. Takie mecze kończyły się zazwyczaj porażkami, po których był płacz i zgrzytanie zębów. Teraz GieKSa nie potrafiła meczu wygrać, ale go zremisowała. Jest to dopisany punkt i takie remisy na koniec sezonu będą miały wielkie znaczenie. A cała postawa w tym sezonie beniaminka jest taka, że po tej kolejce… możemy nawet Legię wyprzedzić. Stanie się tak, jeśli GKS wygra dwiema bramkami. Jak na stan po dwunastu seriach spotkań to jest to… kosmos.
Nie oszukujmy się, że to na co przez tyle lat czekaliśmy to nie jest mecz z Legią. Tak, to właśnie na ten mecz oczekiwaliśmy, a był on przez niemal jedną piątą wieku jedynie sferą abstrakcji. Teraz dzieje się w rzeczywistości. Nowe pokolenie, albo i dwa, będą mogły w końcu ujrzeć ten pojedynek na własne oczy, a nie jedynie słuchać opowieści podstarzałych już weteranów Bukowej i wyjazdowego szlaku.
Byłem wczoraj w fabryce Wedla w Warszawie i prześledziłem w multimedialnej wystawie cały proces tworzenia czekolady. I tak jak tam można było chłonąć wszystkimi zmysłami produkcję tego uwielbianego przez cały świat smakołyku, tak i tutaj nasuwa się analogia dotycząca ekstraklasy i właśnie takich pojedynków jak jutrzejszy. Podejdźmy do tego sensorycznie – chłońmy, delektujmy się doznaniami zmysłowymi – bo to pokarm tak wyczekany, że nie może inaczej smakować niż wyśmienicie.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Widzew rywalem GieKSy
Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.
Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.
Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.
Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa
Kibice Piłka nożna Wideo
Doping GieKSy w Częstochowie
W niedzielny wieczór do Częstochowy, na ostatni mecz w tym roku, wybrał się komplet GieKSiarzy. Ultrasi zadbali o przedświąteczny klimat na sektorze.


Najnowsze komentarze