Dołącz do nas

Piłka nożna

[POMECZOWO] Sieroty z Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mecz ze Stalą był pierwszym spotkaniem od rezygnacji prezesa Cygana. Analizując to co się wydarzyło w naszym klubie od wiosennego spotkania ze Stalą zakończonego wynikiem 3:3 ciężko nie odnieść wrażenia, że powyższy tytuł newsa idealnie pasuje do tego co mamy w gabinetach oraz na boisku. W drużynie mamy nowego trenera, piłkarzy a pozbyto się już prezesa, dyrektora sportowego, poprzedniego trenera, analityka, trenera przygotowania fizycznego. Z trybun meczu nie oglądał żaden pracownik klubu ( poza oczywiście mediami klubowymi). Klub został „osierocony” jeśli chodzi o pracowników a na murawie swoje zrobiły sieroty grające w koszulkach GieKSy.

Deja Vu

Zajmijmy się na chwilę tym co oglądaliśmy na boisku. Kolejny mecz w Mielcu można znowu podzielić na dwie części. Kolejny raz gramy dramat w obronie, Stal szybko strzela bramki i kontroluje spotkanie. Czekaliśmy w pewnej chwili aż wyleci Prażnowski ale przypomnieliśmy sobie, że to jest zupełnie nowe spotkanie. Stal jakby o tym pamiętała i postanowiła dołożyć jedną bramkę więcej aniżeli w wiosennym spotkaniu. Swoje dołożyli oczywiście obrońcy GieKSy. Kolejny raz okazało się, że sparingi to nie mecze ligowe – tam wszystko w obronie wychodziło a jak przychodzi do meczów mistrzowskich to: boczni obrońcy zawsze są za daleko pomocników gospodarzy, środkowi obrońcy mają problem z wyprowadzeniem piłki oraz kryciem w polu karnym, do tego wkurzający brak doskoku do rywala zaprezentowany już w tej rundzie kilka razy.

Druga połowa i mały zryw GieKSy, który wystarczył na dwie strzelone bramki. Tutaj niestety nie mamy Deja Vu z wiosny. Tamto spotkanei – jedyne które GieKSa zagrała bardzo dobrze pod względem zaangażowania, woli walki i agresji wyglądało zupełnie inaczej. Siedząc wtedy na trybunach czuło się, że może się jeszcze coś wydarzyć w tym spotkaniu. W niedzielę czuło się, że są to pobożne życzenia i gdyby Stal była ciut lepszym zespołem, bądź też nie grała środowego spotkania to być może skończyłoby się to na 0:4, 0:5.

Górnik jak Atletico – Stal jak Atletico II

W sobotę grę zabrzańskiego Górnika trener Urban porównał do Atletico Madryt. Agresywna gra pressingiem, ciągłe wywieranie presji na rywala, kapitalna demolka przy stałych fragmentach gry. Ciężko nie zgodzić się z tą teorią patrząc na grę Zabrzan. Trener Brosz wywalił ze składu starych graczy, wrzucił nowych, młodych a co najważniejsze bardzo dobrze prezentujących się pod względem wydolnościowym zawodników. Zabiegają każdego w tej lidze – taka jest opinia o tej drużynie a kibice Górnika w końcu mogą poczuć dumę ze swojego zespołu. Stal w pierwszej połowie pokazała, że to ona może być Atletico w I lidze. Zrobili dokładnie to samo co Górnik. Zabiegali GieKSę, doskakiwali do bocznych obrońców, do środkowych gdy Ci próbowali grać piłką. Trzecia bramka idealnie pokazała jak ma wyglądać taka gra i ile korzyści przynosi, potem wystarczy kontrolować spotkanie.

W GieKSie ciągle trwa mit Barcelony, zastanawiam się czy to już nie klątwa, którą zapoczątkował były rzecznik klubu Piotr Hyla. Zamiast stawiać na młodszych graczy, którzy będą chcieli coś pokazać, zamiast „inwestować” w wybijających się zawodników z pierwszej ligi to my do zespołu ściągamy Kędziorę, Plevę – zawodników, którzy poza obecnością na boisku i liście płac kompletnie nic nie wniosą do zespołu. Dorzucamy młodego Słomkę, którzy meczu nie zagrał i nikt nie wie nawet jak wygląda, Sulka, Plizgę, którzy w ogóle nie są przygotowani do sezonu. To są zawodnicy na których nie da się budować przyszłości klubu. Oni nie zostaną z nami na lata, to są najemnicy, którzy odejdą za pół roku, ale serca na murawie nie zostawią. Przestańmy się bawić w Barcelonę gdy kibice GieKSy chcą by zespół grał jak Atletico, Górnik czy Stal.

Gdzie jest trener?

Zawodnicy zawodnikami, ale jeśli w tym wszystkim miota się również trener to nie mamy dobrych wieści – ten pociąg zmierza do nikąd trenerze. Czasu na wyciągnięcie wniosków nie ma za dużo a trzeba pamiętać ile tych wniosków czeka na rozpatrzenie.

To trener uparcie wystawia bezproduktywnego Kędziorę na środku ataku, to trener nie chce dać się przekonać, że lepiej wystawić tam szybkiego Prokica. To trener odpowiada za bezsensowną zmianę Zejdlera z Wigrami na lewej obronie. To trener wystawia starego, drewnianego Plevę na prawej obronie gdy zaczął tam grać nawet nieźle Frańczak ( pomijamy ostatnie mecze na lewej obronie). To trener po słabym meczu Kamińskiego w Sosnowcu w nagrodę wystawia go w Mielcu. Jeśli Klemenz ma problemy z dzieckiem to niech się zajmie dzieckiem a nie siedzi na ławce rezerwowych.

Trener na konferencjach opowiada bajki jak to brakuje Foszmańczyka – ok – przyjmujemy do wiadomości, ale trenerze pamiętajmy, że Foszmańczyk nie gra od 3 kolejki!!! Nie jesteśmy specjalistami od trenowania, ale wydaje nam się, że miesiąc czasu bez Foszmańczyka to dość długi czas by się przygotować na jego absencję i wymyśleć inną taktykę aniżeli podawanie piłki od boku do boku boiska.

Wydaje nam się, że przez ten miesiąc można dużo więcej zrobić jeśli chodzi o stałe fragmenty gry z których nie ma żadnego zagrożenia pod bramką przeciwnika( wiemy, że trener zaraz powie „Przecież z Odrą strzeliliśmy po stałym fragmencie” – tak udało się po ręce i zamieszaniu).

Trenerze może po prostu trzeba szybko zacząć naprawiać te błędy i przyznać się do nich a nie uparcie brnąć ślepo w swoje przemyślenia, które przyniosły nam bilans 2-2-6 ( licząc puchar). Jak widać nic dobrego one nie przynoszą a mecz z Chrobrym już w piątek.



4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    roberto

    18 września 2017 at 18:34

    Chcielisce dymisji prezesa Cygana to teraz nie narzekajcie ze nikt z pracowników klubu nie ogladał meczu.Tylko Cygan jezdził na kazdy mecz byl na kazdym treningu ogladał mecze rezerw!! Zwolniliscie jedyna osobe w tym klubie której zależało!!

  2. Avatar photo

    darek

    18 września 2017 at 19:21

    Dobra gosciu nie opowiadaj bzdur. Cygan fajny chlop i tyle ale czlowiek nie nadajacy sie do zarzadzania. udowodnil to wiele razy. To że odszedl bylo kwestią niemoznosci rozwiazania zadnego kryzysu. Taka sytuacja meczy no i nie dal rady bo mogl siedziec i krupa szybko by go nie ruszyl

  3. Avatar photo

    roberto

    18 września 2017 at 22:12

    darek@ czas pokaze czy odejscie Cygana to był dobry pomysł

  4. Avatar photo

    WIERNY

    19 września 2017 at 08:56

    Może zależało, ale nie zmienia to faktu, że nie miał mocnej ręki do piłkarzy, brak zdecydowania, czekanie że jakoś to będzie przynosi dziś efekty.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Hokej

Kompromitacja w Tychach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.

Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.

Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.

GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)

1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman

GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.

GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga