Dołącz do nas

Felietony

Post scriptum do meczu z Chrobrym

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mecz wyjazdowy to zawsze źródło przygód, anegdotek, które możemy przytoczyć w tradycyjnym post scriptum. Nie inaczej było i tym razem. Kilka rzeczy było zabawnych, kilka niepokojących (z możliwością niedotarcia na mecz włącznie). Miłego czytania i od tej chwili głównym tematem jest Olimpia Grudziądz.

1. No właśnie… W ostatnim czasie na mecze wyjazdowe udajemy się wypożyczonym samochodem, gdyż sumarycznie taki wyjazd wychodzi taniej (przeliczenie ilości spalania w porównaniu do kosztu wypożyczenia). Niestety tym razem dostaliśmy samochód, który… gasł po drodze. Kilkukrotnie nam się to zdarzyło, na szczęście nie w jakichś newralgicznych momentach typu wyprzedzanie, ostry zakręt czy… szlaban na bramkach na autostradzie. Obawialiśmy się, że automobil całkowicie odmówi posłuszeństwa, ale na szczęście udało się dojechać i wrócić do Katowic.

2. Po drodze z różnych względów mijaliśmy kilka stadionów, na których GieKSa rozgrywała swoje mecze. Najpierw przejeżdżaliśmy obok stadionu przy Bukowej, potem kawałek jechaliśmy DTŚ-ką, dzięki czemu mijaliśmy – z zatkanymi nosami rzecz jasna – jeden obiekt, a w dalszej fazie drogi widzieliśmy obiekty Zagłębia Lubin i Górnika Polkowice. No i piąty z tego tematu – czyli stadion Chrobrego Głogów, na którym odbył się piątkowy mecz.

3. Zdobywanie akredytacji na ten mecz było nietypowe. Zazwyczaj wypełniamy formularz w formacie .doc lub .pdf, często go trzeba wypisać ręcznie i zeskanować. Tym razem musieliśmy wnioskować przez „elektroniczne biuro prasowe”. To co ma być ułatwieniem, jednak troszkę utrudnia ten proces. Po pierwsze akredytować się musi każdy z osobna samodzielnie (założenie profilu, wypełnienie danych, a nawet zdjęcie). Dodatkowo nie wszystkie roczniki są w menu do wyboru, dlatego też nasza fotoreporterka musiała się… postarzeć o dwa lata.

4. Chcąc się upewnić, czy wszystko dobrze wypełniliśmy, zadzwoniłem do Głogowa na podany na stronie numer telefonu. Wytłumaczyłem, kim jestem i w jakim celu dzwonię, a miły pan mi przerwał i mówi: „Oj, dodzwonił się pan do pracownika fizyczne, nie pomogę panu. Ale zawołam kogoś z marketingu”. Potem już wszystko poszło jak po maśle.

5. Akredytacje były do odbioru „w hali”, jak nam powiedziano na bramie. Rzeczywiście, weszliśmy do hali, a tu ani żywego ducha. Pochodziliśmy więc trochę w poszukiwaniach, nawet weszliśmy na boisko w tejże hali (Chrobry gra w ekstraklasie piłki ręcznej), aż w końcu dotarliśmy do małego pokoiku, gdzie wydano nam odpowiednie plakietki.

6. My zajęliśmy miejsca na loży prasowej, fotoreporterka Kinga i kamerzysta Robert udali się z pracownikiem klubu na murawę, względnie drugą stronę. Pracownik pytał się z jakiej redakcji są Kinga i Robert, a gdy odpowiedzieli, że z GieKSa.pl, to sympatyczny pan skomentował pytaniem – „czyli z tej, która pisze prawdę?”…

7. W samochodzie tym razem mieliśmy mnóstwo miejsca do pracy podczas powrotu. Zawsze bowiem ciśniemy się z otwartymi laptopami jak sardynki i jest to bardzo niekomfortowe. Pierwszy raz w aucie było lepiej niż na stadionie. Warunki do pracy na obiekcie Chrobrego są dość koszmarne. Plastikowe stoliki studenckie powodują, że wygodniej trzymało nam się laptopy na kolanach. A co z pozostałymi sprzętami? Gdzieś je musieliśmy trzymać, to na klawiaturze, to gdzieś między siedzeniami. Szkoda, że na niektórych nowych stadionach czy nowych trybunach nie da się zapewnić dziennikarzom odpowiednich warunków. Ale i tak nic nie przebije super stadionu w Gdyni, który ma jedne z najgorszych miejsc prasowych w Polsce.

8. Warunki pogodowe mieliśmy bardzo zmienne. W pierwszych minutach bardzo mocno świeciło w nas słońce w związku z czym naprawdę zrobiło się ciepło. Po zachodzie nagle zaczęło być chłodnawo. I w tych ciasnych warunkach trzeba było jeszcze korygować ubiór.

9. Na meczu pojawił się dyrektor sportowy GKS Grzegorz Proksa. Super G bardzo przeżywa swoją funkcję i podczas meczu stojąc na takim balkonie ponad trybuną wraz z prezesem Wojciechem Cyganem i Janem Furtokiem, głośno wspierał zawodników GKS. Gdzieś tam po udanych zagraniach mówił głośno „Dobrze!”, „Brawo!”, co w końcu nie spodobało się jednemu z kibiców, który zaczął mieć do boksera uwagi, włącznie z „Wypierdalaj”. Zapewne nie zdawał sobie sprawy z kim rozmawia, ale tak szczerze mówiąc to żałujemy, że kibic ten – jegomość w średnim wieku – nie zaproponował Grzesiowi „solówki” 😉

10. W trakcie meczu zaczepił nas jakiś dziennikarz z Głogowa i z wielkim zaciekawieniem zapytał nas, co to za dostojny pan siedzi dwa rzędy niżej. Okazało się, że tym VIP-em był wieloletni kierowca autobusu GieKSy 😉

11. Kibice z Głogowa raczej nie przewyższali oryginalnością okrzyków sympatyków innych klubów, których mamy okazję usłyszeć w całej Polsce, ale jeden dał popis, krzycząc do swojego zawodnika „Ty myśl, myśl, myśl na tym boisku, a nie kombinuj!”.

12. Nasz szalejący reporter zdradził nam, że rozgrzewający się zawodnicy GKS w trakcie meczu… przyznawali noty zawodnikom będącym na boisku. Abstrahując od tego, że dyskutowali zamiast się rozgrzewać (na co chyba zwrócił im uwagę trener Jojko), to ta informacja jest autentycznie… zabawna 😉

13. My sami mieliśmy dość spory problem ze składami meczowymi, które dostaliśmy z biura prasowego. Otóż jak zawsze zawodnicy są wymienieni w słupku. Problem był w tym, że piłkarze Chrobrego byli wszyscy pogrubioną czcionką, natomiast zawodnicy GKS wszyscy oprócz Wołkowicza i rezerwowych. Za to wśród rezerwowych pogrubiony był Goncerz. W związku z tym nie wiedzieliśmy, czy zagra Wołek czy Gonzo. Ostatecznie zagrał Wołkowicz i w związku z tym zastanawialiśmy się, dlaczego te „pogrubienia” były akurat tak. W końcu doszliśmy do tego, że Gonzo został po prostu w ten sposób wyróżniony jako czołowy strzelec ligi.

14. W toalecie dla kibiców była „umywalnia damska”. Mają rozmach…

15. Salka konferencyjna jest bardzo przyjemna, odnowiona. Jednak podobnie jak biuro prasowe, jest trochę przerostu formy nad treścią. Na stole jest kilka elektronicznych ekranów z nazwiskami szkoleniowców. Naprawdę, zwykła kartka z herbem, imieniem i nazwiskiem wystarczy, a te ekraniki wyglądają dość okropnie.

16. Ogólnie stadion mały, schludny, ale dość przyjemny (poza wspomnianym sektorem prasowym). W porównaniu z tym, co było tu 8 lat temu, to niebo, a ziemia. Wówczas sypiące się trybuny, teraz wygląda to wszystko na nowe.

17. A Piotrowi Piekarczykowi i całej GieKSie Głogów może kojarzyć się bardzo dobrze. I w trzeciej lidze, i teraz katowiczanie wygrali na tym obiekcie i co ciekawe – aż trzy z czterech bramek zdobyli po rzutach wolnych. Wówczas Krzysztof Markowski i Hubert Jaromin, teraz Rafał Pietrzak.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga