Felietony Piłka nożna
Post scriptum – Zabrze i Nieciecza okiem redakcji GieKSa.pl
Celowo nie zamieszczaliśmy tradycyjnego wyjazdowego post scriptum zaraz po meczach, gdyż nawał newsów na naszej stronie był olbrzymi. Jeśli chodzi o poszczególne mecze, z Górnikiem, Termaliką i Pogonią – obrobiliśmy je liczbą odpowiednio: 22, 18, 19 newsów (i jeszcze coś będzie). W końcu po tym intensywnym czasie możemy chwilę odetchnąć i podsumować nasze dwa ostatnie wyjazdy i… dodać jeden punkcik lub dwa o meczu domowym. Zapraszamy do lektury!
1. Do Zabrza wybraliśmy się w 4-osobowym składzie. Derby, blisko, więc mimo że był to mecz wyjazdowy, to z Katowic zbieraliśmy się dopiero po siedemnastej.
2. Od spadku z ekstraklasy miałem okazję być na obu poprzednich meczach, które GieKSa rozgrywała w Zabrzu. W 2009 roku, jeszcze na starym stadionie, przy 20-tysięcznej publiczności, gdy zgoda była absolutnie świeża. No i w 2017, kiedy stadion był już w większości nowy, ale główna trybuna była jeszcze ze starego obiektu.
3. Oba te mecze GieKSa przegrała – 0:2 i 0:1. Teraz liczyliśmy na gole dla naszego zespołu. Historia jednak się powtórzyła. Na szczęście mam jeszcze w pamięci dawne spotkania z ekstraklasy, kiedy to GieKSa przy Roosevelta potrafiła wygrywać.
4. Mieliśmy całą historię i przeprawę z akredytacjami, gdyż początkowo Górnik przyznał je jedynie dwóm z czterech osób. Uruchomiliśmy nasze zasoby, żeby podziałać w tej sprawie – z głównym argumentem po prostu chęci jak najlepszego opracowania meczu. Ostatecznie rzecznik prasowy Górnika przyznał akredytację dla całej naszej czwórki. Dziękujemy!
5. Stadion Górnika z zewnątrz robi wrażenie, to naprawdę spory, solidny obiekt, zresztą kibice GieKSy wspierający jako zgoda zabrzan na meczach doskonale go znają. Natomiast musieliśmy sporą część okrążyć, gdyż punkt odbioru akredytacji był nieco odległy od miejsca, w którym zaparkowaliśmy.
6. Idąc pod stadionem, wrażenie na nas robiły różnego rodzaju atrakcje związane z tym piłkarskim świętem. Były stoiska gastronomiczne, bańki mydlane dla dzieci, malowania twarzy, Janusz Jojko rozdawał podpisy pod zdjęciami, a kibice mogli spróbować swoich sił strzelając na bramkę z kartonowym Jerzym Dudkiem.
7. Przy odbiorze akredytacji miała miejsce dość kuriozalna sytuacja. Był tam taki czarnoskóry jegomość, chyba bloger zwiedzający polskie stadiony i pani (organizatorka?) nie potrafiła mu powiedzieć, gdzie ma się kierować. I tu nie chodziło o braki w angielskim, tylko po prostu nie wiedziała, gdzie ma kierować się na prasówkę (sic!). Na szczęście była tabliczka, że trzeba wjechać na trzecie piętro, więc wyjaśniliśmy mu, gdzie ma iść.
8. My natomiast po wjechaniu windą, pogubiliśmy się kompletnie. Nie widzieliśmy żadnych wskazówek, gdzie mamy dalej się kierować, więc po uprzednim chwilowym wyjściu na trybunę za bramką i podziwianiu jeszcze pustego obiektu, skierowaliśmy się tam, gdzie nakazywała logika – czyli na wysokość środka boiska.
9. A tam po miejscach prasowych ani widu, ani słychu. Szukaliśmy, rozglądaliśmy się i nic. Pytamy pana ze służby porządkowej (oni nigdy nic nie wiedzą), gdzie jest prasówka. Mówi – nie ma. Była i będzie, ale teraz nie ma. To co, na kolanach mamy pisać?
10. Staliśmy jednak obok takich skyboxów. W jednym z nich przygotowane już były stanowiska dla Canal Plus. Drugi był pusty. Pan więc powiedział, że możemy sobie tam wejść. No to weszliśmy.
11. Filip, z którym byłem, potem poszedł rozeznać się, gdzie jest konferencja prasowa i przy okazji dowiedział się, że prasówka jednak na stadionie istnieje i jest umiejscowiona nad narożnikiem boiska po przeciwległej stronie.
12. Nie chcieliśmy jednak rezygnować z kapitalnego miejsca jakie mieliśmy, z iście telewizyjnym widokiem – bo kamery z Canal Plus były tuż pod naszym stanowiskiem i gdy odpaliliśmy transmisję, mieliśmy praktycznie dokładnie taki sam widok, co w telewizji.
13. W kabinie obok komentowali mecz Robert Skrzyński i Kamil Kosowski. Popularny Kosa dość często komentuje nasze spotkania w tym sezonie, był m.in. na inauguracji z Radomiakiem.
14. A co do wspomnianych operatorów kamery, to przyznam, że przynajmniej jeden ma strasznie niełatwą pracę. Na tym głównym stanowisku był bowiem dwie kamery – jedna od tego najbardziej podstawowego planu podczas transmisji, a druga od ustawicznego, ciągłego śledzenia piłki na pewnym zbliżeniu. I podczas meczu ten operator musiał cały czas ruszać tą wielką kamerą w dwóch osiach – prawo-lewo i góra-dół. Najgorszej miał, jak był przerzut po skosie, spod jednej linii autowej, na drugą. To, jakie wygibasy robiła ta kamera, było niesamowite. Szacun dla operatora.
15. A sam skybox kapitalny, schludny, szeroki blat, internet, nawet klima, gdyby była potrzebna. W różnych warunkach jako redakcja pracowaliśmy, czasem bywało luksusowo, częściej na krzesełkach z rozkładanymi niczym na uczelniach chybotliwymi stoliczkami. Tutaj było luksusowo.
16. Sam mecz, jaki był – każdy widział. Odwrotnie proporcjonalny do naszych warunków pracy i widoczności na boisko. To był najsłabszy mecz w tym sezonie.
17. Od spadku z ekstraklasy w 2005 roku, z Górnikiem mierzyliśmy się dwukrotnie. Przegraliśmy 0:2 za trenera Nawałki i 0:1 za trenera Brzęczka. I tym razem nie udało się strzelić gola.
18. A naszym katem w ostatnich latach jest Lukas Podolski. Dwa lata temu w meczu Pucharu Polski na Bukowej strzelił dwie kapitalne bramki, no i teraz ustrzelił dublet. Ostatni raz trafił do siatki 10 lutego w meczu z Piastem i od tamtej pory Mistrz Świata nie strzelił gola w… 18 kolejnych meczach. Poldi zostawia sobie gole na wielkie mecze.
19. Kibice obu drużyn, w liczbie ponad 22 tysięcy, stworzyli bardzo dobre widowisko na trybunach. Były głośne śpiewy i oprawy pirotechniczne, GieKSa ze swoimi racami, Górnik wystrzelił natomiast sztuczne ognie. Było co oglądać.
20. Po meczu musieliśmy się sprężyć, bo aby dojść do sali konferencyjnej musieliśmy przebyć kawałek stadionu. Jakaż to była droga. Filip mi o tym mówił, ale rzeczywiście była to ekscytująca wycieczka. Najpierw musieliśmy się przedrzeć przez jedną czy dwie zamknięte bramki, które otwierały nam służby porządkowe. Potem znów winda. A gdy z niej wysiedliśmy, przechodziliśmy przez kawałek placu budowy czwartej trybuny, z normalnymi elementami budowlanymi. Szliśmy jakimiś korytarzami aż doszliśmy do tej „hali” gdzie był zaparkowany autobus i gdzie było wyjście na boisko. Tam też była salka.
21. Podobnie jak w Lubinie, trochę się naczekaliśmy na konferencję, a potem między jednym a drugim trenerem. Przerwa między wystąpieniem Rafała Góraka i Jana Urbana trwała dość długo. W ogóle to jest niesamowite, że nie wraca się do dawnych standardów i wspólnych konferencji, bo miały one większą dynamikę. A teraz wszystko jest takie rozlazłe.
22. Jan Urban wypowiadał się trochę jak taki dobrotliwy wujek, widać było, że zeszła z niego presja po wygranej, bo poprzednie trzy spotkania Górnik przegrał. Chętnie odpowiadał na pytania, dowcipkował, widać było, że jest radosny. Potem po trzech dniach i przegranej z Radomiakiem miał już zupełnie inny nastrój i był niemożebnie wk..iony. Choć i potem na konferencji się rozkręcił i chętnie dzielił się wspominkami z meczów z Legią, bo o to był pytany. Wczoraj przy Łazienkowskiej zremisował 1:1.
23. Konferencja się zakończyła i zebraliśmy się do samochodu. W Katowicach byliśmy około północy. W minorowych nastrojach, ale z dobrze wykonaną redakcyjną robotą. Żegnaliśmy się tylko na chwilę, bo już we wtorek czekał nas kolejny wyjazd.
—–
24. Mimo że był to środek tygodnia, zmobilizowaliśmy się i pojechaliśmy w czteroosobowym składzie – Patryk, Magda i Weronika, moja skromna osoba oraz Mariusz, jako nasz driver.
25. I tu mieliśmy problem z akredytacjami, bo jednej nam nie przyznano. Znów musieliśmy telefonicznie i mailowo interweniować, co również przyniosło sukces i wszyscy mogliśmy dla Was pracować przy meczu. I tu dziękujemy rzecznikowi prasowemu Niecieczy.
26. Do Niecieczy daleko nie jest, więc mimo popołudniowego wyjazdu, zdążyliśmy jeszcze po drodze posilić się w Taurusie (choć pierwszy przez nieuwagę przejechaliśmy), więc z pełnymi brzuchami zmierzaliśmy na stadion położony między polami kukurydzy.
27. W Niecieczy miałem okazję zameldować się po raz siódmy. Pierwsza moja wizyta na tym obiekcie miała miejsce dawno, dawno temu, w 2011 roku, jeszcze za czasów trenera Wojciecha Stawowego. Zremisowaliśmy wówczas 3:3. Kilka wizyt jeszcze było na starym, nierozbudowanym stadionie, gdzie te pola kukurydzy rzeczywiście były bardzo widoczne. Raz kibice z tego względu zrobili nawet okolicznościową oprawę.
28. Ogólnie nie wiodło nam się na tym stadionie, podobnie, jak w całej historii meczów z Niecieczą. Raz jednak tam wygraliśmy, co pamiętam ze względu na to, że stanowisko prasowe mieliśmy w takiej brukbetowej jamie na wysokości murawy. Komentując ten mecz, przy golu Cholerzyńskiego, coś przedziwnego stało się z moim głosem, zapowietrzyłem się i zablokowałem, wprawiając w wesołość moich ówczesnych współtowarzyszy.
29. Na „nowym” obiekcie byłem tylko w 2019 roku, kiedy po bramce Adriana Błąda długo prowadziliśmy, ale błąd Mariusza Pawełka w końcówce doprowadził do utraty bramki. M.in. ta bramka zadecydowała, że nie utrzymaliśmy się w pierwszej lidze.
30. To co niezmienne, to że gdy z Żabna jedzie się już te kilka kilometrów w kierunku stadionu, to na jego wysokości jest drogowskaz „Centrum”, który prowadzi 1) do kościoła 2) do stadionu. To centralne punkty w tym miejscu.
31. Sam stadion króluje w tej okolicy. Jest widoczny z daleka, do tego ładny, schludny, jakby nie patrzeć Termalica zaznaczyła swoją obecność w polskiej piłce, dwukrotnie awansując do ekstraklasy i spędzając w niej w sumie cztery sezony.
32. Odbiór akredytacji nastąpił szybko i sprawnie w budynku nieopodal stadionu, w przedsionku do klubowej kawiarenki. Sympatyczne było „ozdobienie” meczu herbami narysowanymi kredą. Pal licho już jakość wykonania, liczy się pomysł 😉 Wejście na stadion również nie sprawiło żadnych problemów.
33. Mieliśmy kontrast, jeśli chodzi o sobotę i wtorek – duży stadion Górnika, który, żeby go obejść, trzeba poświęcić sporo minut. Tutaj jest kameralnie, trybuny stosunkowo niskie i klimat również dużo spokojniejszy.
34. Warto byłoby zadbać nieco o higienę obiektu. Na sektorze prasowym na schodach w pewnym miejscu był armagedon ptasich kup. Nie wyglądało to zbytnio estetycznie i trzeba było omijać. Pomiędzy stolikami na sektorze prasowym wiły się natomiast… pajęczyny.
35. Same warunki do prowadzenia relacji powiedzmy, że niezłe, tylko z charakterystyczną ciasnotą w przejściach – czasem żeby wyjść, cały rząd… musi wyjść i przepuścić.
36. Dobrze, że siedzieliśmy tam, gdzie siedzieliśmy, bo zwłaszcza w drugiej połowie wzmógł się deszcz i zacinał na trybunę. Rząd niżej mogłoby nam zalać sprzęt. Tutaj byliśmy na granicy.
37. Przed meczem statystyki pojedynków były wprost koszmarne dla GKS. Nasz zespół wygrał zaledwie jeden z siedemnastu meczów. W końcu udało się przełamać i po jedenastu latach wygrać z tym rywalem po raz drugi.
38. Bramki w spotkaniu strzelali zawodnicy, których udział w tym sezonie był symboliczny. Jakub Antczak zagrał tylko fragmenty meczów z Piastem i Motorem (w tym pierwszym brał udział w akcji bramkowej). Dla Bartosza Jaroszka to był pierwszy mecz w tym sezonie – od razu w roli kapitana.
39. Ogólnie mieliśmy okazję oglądać zawodników w dużej mierze rezerwowych, którzy spisali się lepiej lub gorzej. Natomiast zmiany w drugiej połowie i wzmocnienie zawodnikami pierwszego składu, odmieniło grę naszego zespołu.
40. Z trybun: choć nie powinno się dawać temu typowi uwagi, warto odnotować jakiegoś cymbała, który zapodział się i zamiast na Cichą czy gdzie oni tam grają, zawędrował do Niecieczy i przez cały mecz epatował – oczywiście w celu prowokacji – swoją miłością do Ruchu Chorzów. Kuriozalne było, gdy zachęcał młyn Niecieczy, żeby też dopingowali pro-Ruch. Na szczęście go zlali go – jak to się mówi – ciepłym moczem, czyli zrobili to, co należy.
41. Po golu dla gospodarzy na obiekcie rozlega się dość przeraźliwy dźwięk ryku słoni. Gdy słyszy się to pierwszy raz, naprawdę można być pod wrażeniem.
42. Mocno dostawało się sędziemu Piotrowi Urbanowi, który nie gwizdał po myśli kibiców gospodarzy. Ileż on się nasłuchał pod swoim adresem. My oczywiście nie mieliśmy do arbitra większych zastrzeżeń 😉
43. Po meczu niestety zdarzyło się to, co ostatnio jest jakąś chorą normą na polskich stadionach, czyli tuż po końcowym gwizdku, gdy ktoś sobie zostanie kilka minut na trybunach, już nadgorliwi ochroniarze wypraszają z trybun, bo chcą zamykać. Tak było w Gdyni, teraz w Niecieczy i w piątek na Bukowej. Ludzie, dajcie chwilę pooddychać, człowiek chce jeszcze chwilę poprzeżywać lub po prostu zrobić materiał.
44. Z tego względu meldunek pomeczowy nagrywałem z salki konferencyjnej, a oglądanie zapewne umilił Wam performance naszej fotografki Magdy, która postanowiła być mistrzynią drugiego planu 😉
45. Znów przerwa pomiędzy udziałem w konferencji Rafała Góraka i Marcina Brosza była olbrzymia i trwała aż trzynaście minut. Prawdopodobnie da się to lepiej ogarnąć, choć oczywiście wiemy, że – zwłaszcza w ekstraklasie – mogą w grę wchodzić np. łączenia z Ligi+ czy Ligi+Extra i wtedy może się wszystko przedłużyć. Tu nie wchodziło to w grę, bo był to Puchar Polski.
46. Trener Marcin Brosz zachował się bardzo klasowo, mimo porażki, gdy wszedł na salę przywitał się z każdym z osobna. To drobiazg, a jednak bardzo miły. Pamiętam, że tak w dawnych czasach robił też trener Adam Nawałka.
47. Dla nas był to radosny dzień, bo GieKSa w wielu poprzednich latach dawała plamę w rozgrywkach pucharowych. Z czego dwa odpadnięcia u siebie z ekstraklasowym Górnikiem nie były niczym wielkim, ale kompromitacje z wszelkiej maści zespołami z niższych lig sugerowały, że Puchar Polski nie jest traktowany zbyt poważnie. Tym razem zagraliśmy z ekipą bardzo mocną i to na jej terenie. Z dobrym efektem.
48. Cisnąć się w aucie w piątkę, z pootwieranymi laptopami, przygotowywaliśmy galerię czy relację z konferencji prasowej. Dzięki temu dość szybko materiały pojawiły się na naszej stronie.
49. W Katowicach byliśmy – a jakże – niemal o północy. To zadziwiająca regularność w ostatnim czasie.
—–
50. Skoro post scriptum jest łączone, to końcówkę poświęćmy wyjątkowo domowemu meczowi z Pogonią Szczecin. Odliczając zwycięski mecz w karnych sześć lat temu, ostatni raz u siebie z rywalem ze Szczecina wygraliśmy 21 lat temu, a w ogóle z Portowcami – 14 lat temu (słynne 4:3 w Szczecinie). W sezonie 11/12 przeciw GieKSie grał w obu meczach obecny trener Robert Kolendowicz i sprawił naszemu zespołowi niezłe lanie, wygrywając oba. Tym razem sam doświadczył tego „lania”, raz na boisku, dwa w postaci deszczu i trzy… gdy z nerwów cisnął wodą i sam sobie polał nią głowę.
51. Mecz obserwował m.in. Marek Papszun, który uciął sobie pogawędkę z Grzegorzem Goncerzem. Trener Rakowa ze swoją drużyną dzisiaj wygrali swój mecz ligowy z naszym kolejnym rywalem, czyli Puszczą Niepołomice. Z kolei obserwowana przez szkoleniowca Pogoń Szczecin będzie rywalem częstochowian za dwie kolejki.
52. To był dobry tydzień dla GKS Katowice. Mentalnie drużyna podniosła się po przegranym Śląskim Klasyku i wygrała oba kolejne mecze. Tak to powinno wyglądać!
53. A już jutro losowanie Pucharu Polski. Wylosujmy dobrze!
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.


































Najnowsze komentarze