Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Quo vadis, GKS-ie?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Mistrzynie Polski w piłce nożnej rozegrały szóste ligowe spotkanie w którym pokonały Rekord Bielsko-Biała 1:0 (1:0). Kolejne spotkanie drużyna rozegra w Krakowie z AZS-em UJ. Mecz rozpocznie się o godzinie 13:00, w niedzielę, piętnastego października. Piłkarki przewodzą w ligowej tabeli bez straty punktu. Piłkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali spotkanie ligowe z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza, w którym padł remis 0:0. Kolejne spotkanie drużyna rozegra w Łęcznej z Górnikiem, w niedzielę dwudziestego drugiego października, początek meczu zaplanowano na godzinę 18:00. Media zastanawiają się nad przyczyną fatalnej postawy naszej drużyny.

Siatkarze przygotowują się do startu rozgrywek PlusLigi, w ubiegłym tygodniu zespół rozegrał dwa sparingi ze Skrą Bełchatów. W pierwszym z nich drużyna przegrała 1:3, w drugim wygrała w tym samym stosunku. Na sobotę zaplanowano sparing z Czarnymi Radom, za niecałe dwa tygodnie zostaną rozegrane pierwsze spotkania PlusLigi w sezonie 2023/24.

W ubiegłym tygodniu zespół hokeja na lodzie rozegrał dwa domowe spotkania, we wtorek z GKS-em Tychy oraz w piątek z Podhalem. W obu spotkaniach wygrała GieKSa, odpowiednio 3:1 i 6:3. W tym tygodniu drużyna rozegra dwa mecze : w piątek z GKS-em Tychy (na wyjeździe) i w niedzielę z Unią Oświęcim (w Satelicie, początek meczu o 17:00).  Nasz zespół przewodzi w ligowej tabeli, do tej pory nie zaznał goryczy porażki.

 

PIŁKA NOŻNA

bts.rekord.com.pl – GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 1:0 (1:0)

Punkty zostały przy Bukowej.

To jasne, że „rekordzistki” nie były faworytkami w starciu z aktualnymi mistrzyniami kraju, zespołem który przewodzi w tabeli bez straty punktu. Chyba podświadomie, wiedząc o rozlicznych przewagach katowiczanek, „rekordzistki” oddały gospodyniom meczu wiele, zbyt wiele terenu. Rzecz jednak w tym, ze ofensywa zawodniczek Karoliny Koch nie porywała tempem, czy pomysłowością. W defensywie bielszczanki dobrze rozczytywały zamiary GKS-u w ataku. Gorzej było przy stałych fragmentach wykonywanych przez piłkarki ze stolicy Górnego Śląska. Po jednym z rzutów z głębi pola biało-zielone zgubiły krycie, zostawiając sporo swobody Marlenie Hajduk. Pierwszy strzał defensorki GKS-u Jessica Ludwiczak zdołała sparować, gdy jednak piłka wróciła pod nogi katowiczanki, ta zrobiła z niej właściwy użytek.

W ostatnich sześciu, siedmiu minutach pierwszej odsłony podopieczne Mateusza Żebrowskiego zaatakowały nieco śmielej, przedostając się w okolice pola karnego rywalek dość prostymi środkami. Z kilku niezłych okazji strzeleckich najbliżej trafienia była Agnieszka Glinka. Po rozegraniu futbolówki przez Maję Szafran z Nicole Jendrzejczyk zawodniczka Rekordu przeniosła piłkę nad poprzeczką z ok. 10-u metrów od bramki.

Sympatycy biało-zielonych zasadnie mogli liczyć na kontynuację dobrej gry zespołu gości po wyjściu z szatni. Te zamierzenia, plany trzeba było szybko skorygować, gdy w 48. minucie, po drugiej żółtej kartce, plac gry opuściła Martyna Cygan.

Zaskakująco, katowiczanki wcale nie skorzystały na grze w liczebnej przewadze. „Rekordzistki” rozumnie, bez nerwów i dzielnie broniły się z dala od własnej bramki, a gdy była potrzeba ze skuteczną interwencją w sukurs przychodziła J. Ludwiczak. Co więcej, nie sposób było się oprzeć wrażeniu, że w równowadze, w pełnym składzie, ekipa z Cygańskiego Lasu mogłaby pokusić się o sprawienie niespodzianki.

 

igol.pl – Quo vadis, GKS-ie?

GKS zremisował bezbramkowo z Termaliką i leci na łeb na szyję w ligowej tabeli. To szósty mecz katowiczan bez zwycięstwa.

„Mamy kryzys, kryzys, kryzys” – brzmiał Mezo w jednym ze swoich hitów. Podobne słowa moglibyśmy obecnie usłyszeć przy Bukowej w Katowicach. GKS nie wygrał sześciu kolejnych spotkań z rzędu. Jest źle.

Na początku września pisaliśmy o GKS-ie Katowice jako drużynie, która prezentuje najładniejszy futbol w Fortuna 1 Lidze. Podopieczni Rafała Góraka po sześciu kolejkach mieli na swoim koncie 13 punktów i okupowali pozycję wicelidera rozgrywek. Ponadto GKS Katowice strzelał sporo goli, dominował rywali i grał solidnie w defensywie. Pisaliśmy wówczas, że ważnym jest by „GieKSa” nie popadła w huraoptymizm. I mieliśmy rację.

Od tego momentu katowiczanie nie wygrali żadnego meczu w lidze, doznali kilka kompromitujących porażek, zdążyli odpaść z Pucharu Polski a styl prysł niczym czar. O posadzie Rafała Góraka głośno rozprawiało się już w zeszłym sezonie. Trudno się dziwić, bowiem GKS prezentował się naprawdę kiepsko, a styl nie powalał. Wydawało się, że 50-letni szkoleniowiec dobił ze swoim zespołem do ściany i o progres będzie trudno. W mediach społecznościowych zaczęły się pojawiać wówczas informacje, że „GieKSa” rozgląda się za nowym trenerem. Plotki najczęściej mówiły o Danielu Myśliwcu – niespełna pół roku później trafił on jednak na ławkę ekstraklasowego Widzewa Łódź.

A w przypadku GKS-u wszystko zmienił derbowy mecz z Ruchem. Katowiczanie wreszcie zagrali ładnie dla oka i odnieśli korzystny rezultat. Możemy przypuszczać, że właśnie wtedy nowy prezes Górniczego Klubu Sportowego, Krzysztof Nowak, zdecydował się dać jeszcze jedną szansę Górakowi.

I w sumie jeszcze miesiąc temu myśleliśmy, że była to dobra decyzja. I zdajemy sobie sprawę, że może jeszcze za wcześnie na wydawanie wyroków, ale „GieKSa” od około pięciu spotkań prezentuje się bardzo źle. To za mało by zwalniać Rafała Góraka, choć część kibiców zaczyna tracić cierpliwość. Złe wyniki to jedno. GKS jednak znowu wygląda podobnie, jak w zeszłym sezonie. Gra bez polotu, popełnia głupie błędy, a trener regularnie myli się z doborem personalnym na poszczególne spotkania (ale do tego za chwilę wrócimy).

Największą plamą ostatnich tygodni w GKS-ie są porażki z Lechią Gdańsk i Górnikiem Zabrze. To były dwa spotkania rozgrywane po sobie. W Gdańsku podopieczni Rafała Góraka stracili bramkę już w dziewiątej minucie. Szybko odpowiedzieli, ale kabaret zaczął się dopiero w drugiej połowie. Dosłownie chwilę po gwizdku za głupi faul z boiska wyleciał Shun Sibata – druga żółta kartka. Luis Fernandez po chwili ukąsił GKS po raz drugi. A nim się obejrzeliśmy, goście grali w jeszcze większym osłabieniu liczebnym. Czerwoną kartkę dostał Jędrych. Reszta spotkania to już istna dominacja Lechii, której trudno się dziwić. Katowiczanie zostali odesłani do domu z bagażem pięciu straconych bramek. W ubiegłym sezonie podobnym wynikiem „GieKSa” przegrała z ŁKS-em. A więc zaczęła się z tego robić pewna nieprzyjemna seria.

W środku tygodnia ekipa z Bukowej miała okazję się odbić, i to przed własną publicznością. Rywalem był przedstawiciel PKO Ekstraklasy, Górnik Zabrze. Mecz przyjaźni w ramach Pucharu Polski. GKS Katowice wyszedł na to spotkanie dość odważnie, ale zapał stracił już mniej więcej po upływie kwadransa. Zabrzanie skrupulatnie punktowali błędy rywala. Skończyło się na czwórce.

Dziewięć goli straconych w dwóch kolejnych spotkaniach? Delikatnie mówiąc, nie wygląda to dobrze…Naprawdę delikatnie.

Zastanówmy się teraz przez moment – co się stało? Dlaczego GKS z najładniej grającej drużyny w 1.lidze wpadł w takie bagno? Na pewno swoją rolę w tym kryzysie odgrywają absencje. Po meczu z Podbeskidziem na dłużej wypadł Bartosz Jaroszek. Możliwości „GieKSy”, jeśli chodzi o zawodników mogących grać w linii defensywnej, są dość ograniczone. Górak musiał zatem spojrzeć w kierunku Grzegorza Janiszewskiego. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że nie jest to najpewniejszy człowiek w grze obronnej, a przynajmniej dotychczas nie był. Ponadto ostatnie dwa mecze przez kartkę opuścił kapitan Arkadiusz Jędrych. Z Odrą Opole nie zagrał natomiast Antoni Kozubal. A po jednym spotkaniu zdążyli już opuścić Mateusz Mak i Shun Shibata.

Problemy kadrowe jednak nie są odpowiedzią na wszystkie pytania kibiców. Rafał Górak zaczął ostatnio się mylić i zdaje się nie wyciągać odpowiednich wniosków. Pewne błędy zdarzały się już wcześniej, jak na przykład posłanie od pierwszej minuty Jakuba Araka na spotkanie z Motorem w Lublinie. Z meczu na mecz niestety jest ich jednak coraz więcej. Pierwszy? Cofnięcie Oskara Repki do trójki w obronie. Można zrozumieć, że GKS nie ma alternatyw na tej pozycji, ale Repka zanotował świetny sierpień, był nawet nominowany do tytułu zawodnika miesiąca w lidze. A w defensywie 24-latek wygląda zdecydowanie gorzej, popełnia błędy i to wychodzi już cyklicznie. Co prawda dziś z Termaliką nie zagrał źle. Właściwie tylko raz dał się ograć w fikuśny sposób. Pięć ostatnich spotkań było jednak słabych. Można zauważyć, że na tej pozycji wszelkie atuty Repki zostają wytrącone.

Po drugie, Bartosz Baranowicz był najlepszym zawodnikiem „GieKSy” w meczu z Odrą. I co robi Rafał Górak? Wysyła młodego zawodnika na ławkę i uparcie stawia na Rafała Figla. 32-latek ostatnimi czasy nie wnosi jednak nic do gry zespołu. Ba, jest jego słabym punktem. Krytykować można także zmiany przeprowadzane przez Góraka już w trakcie meczu. Są one niemalże identyczne w każdym meczu i nie pomagają drużynie. GKS nie może opierać swojej gry o dobry rezultat na Jakubie Araku czy Mateuszu Marcu.

Teraz czas na przerwę reprezentacyjną. Nie spodziewalibyśmy się jakiejś drastycznej rewolucji przy Bukowej w jej trakcie. Ale czy Rafał Górak wyciągnie wnioski?

Chcielibyśmy w to wierzyć…

 

sportdziennik.com – Błyskawiczny zjazd GieKSy

Jak szybko można przejść ze stanu euforii do stanu przygnębienia? Jak się okazuje, może się to stać w ciągu kilkudziesięciu dni.

Tyle wystarczyło piłkarzom GKS-u Katowice, żeby z marzeń o potencjalnym awansie, kibice zespołu zaczęli zastanawiać się, jak mogli zostać tak oszukani. Jeszcze w sierpniu, na samym początku rozgrywek, o katowickiej drużynie pisało się w samych superlatywach. Mocni ofensywnie, szczelni w obronie, zaskakujący defensywę rywala – to określenia, które pasowały do katowiczan. Tymczasem teraz jest zupełnie na odwrót. Są nieskuteczni, popełniają proste błędy, tracą bramki.

Po pierwszych sześciu spotkaniach ligowych nad GKS-em wszyscy się rozpływali. Jak słusznie zauważył niedawno na naszych łamach Marek Koniarek, został wtedy (nieco ponad miesiąc temu) napompowany balonik z naklejonym napisem „awans”. Po ostatniej wygranej w lidze (26 sierpnia) trener GKS-u Rafał Górak dziękował swojemu zespołowi za zaangażowanie. – Wigor, ogromna ikra, chęć wygrania w tym zespole jest bardzo widoczna i jest to nasz bardzo duży atut – mówił po wygranym 3:0 spotkaniu z Resovią szkoleniowiec. Od tego momentu w GieKSie następował powolny, ale widoczny, objawiający się w wynikach, spadek formy.

Jeszcze po pierwszych meczach września można było mieć wrażenie, że GKS gra dobrze. Że stara się. Że ma pomysł na to, w jaki sposób zdobyć bramkę, ale często brakuje skuteczności. Taki głosy słyszalne były przede wszystkim po remisie w Bielsku-Białej. Później przyszła porażka z Zagłębiem, po której trener GKS-u mógł właściwie tylko wzruszyć ramionami.

– Nie odkryję Ameryki, jeśli powiem, że niekiedy drużyna, która ma zdecydowaną przewagę w meczu, spotkania nie wygrywa – stwierdził po rywalizacji z sosnowiczanami Rafał Górak. Było to w połowie września i rzeczywiście zespół z Katowic powinien ten mecz wygrać. Jednak nie zwyciężył, a o to przecież chodzi w piłce nożnej. Żeby za wszelką cenę odnieść sukces, bo to wynik zostaje w pamięci, a nie wrażenia artystyczne i piękne akcje, które bramek nie przynoszą.

Podobnie można było łudzić się, że GKS jeszcze nie jest w kryzysie, gdy przegrał 1:5 z Lechią Gdańsk. Choć wynik wydaje się drastyczny, okoliczności porażki były specyficzne. GieKSa musiała kończyć mecz w 9-osobowym składzie po czerwonych kartkach dla Shuna Shibaty i Arkadiusza Jędrycha. Według szkoleniowca przynajmniej jedna z tych kartek była niezasłużona.

Wtedy swoją złość można było wyładować na arbitrze, choć sprawa czerwonych kartek zdecydowanie nie była zero-jedynkowa. Mimo wszystko, tak jak zostało wspomniane wcześniej, w świat idzie wynik. Nie da się całej winy za przegraną zrzucić na sędziego, a przede wszystkim nie warto się na tym skupiać, gdy w trzecim meczu z rzędu traci się punkty.

Później przyszedł moment na mecz w Pucharze Polski. Do Katowic przyjechał Górnik Zabrze i niespodzianki nie było. Nie warto też zbytnio skupiać się na tym spotkaniu, bo zabrzański zespół skrzętnie wykorzystał swoje doświadczenie i pokazał, na czym polega różnica między ekstraklasą a jej zapleczem. Jednak kolejny pojedynek, ten z minionego weekendu, przeciwko Odrze Opole, przelał czarę goryczy.

Był to najgorszy mecz GKS-u w tym sezonie. I nie da się nawet znaleźć dobrego wytłumaczenia, dlaczego katowiczanie w ogóle przegrali. Porażka była zasłużona, bo zespół Rafała Góraka praktycznie przez 90 minut nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką rywala.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Przed PL: kolejny sezon GKS-u w ligowej szarówce?

GKS Katowice przystąpi do ósmego sezonu PlusLigi od momentu powrotu do siatkarskiej elity. Drużyna ze Śląska w minionych rozgrywkach zajęła 11. miejsce i w nadchodzących rozgrywkach celem minimum będzie znalezienie się w najlepszej dziesiątce. “GieKSę” może być jednak stać na więcej, chociaż aspiracje diametralnej zmianie nie uległy.

Dla katowickiego GKS-u nadchodzący sezon będzie już ósmym z rzędu od momentu powrotu na siatkarskie salony w rozgrywkach 2016/2017. Od tamtego momentu drużyna ze stolicy województwa śląskiego trzykrotnie kończyła rozgrywki w najlepszej ósemce. Z najlepszym tego skutkiem w roku 2020, kiedy to klub z Katowic uplasował się na szóstym miejscu. Z pewnością GKS Katowice chciałby znaleźć się w pierwszej ósemce, ale konkurencja będzie jak co roku – olbrzymia. Nie ulega jednak wątpliwości, że w Katowicach będą chcieli poprawić wynik z ubiegłych zmagań.

Jedne z najważniejszych ogniw GKS-u Katowice zdecydowały się pozostać w klubie na nadchodzący sezon. Po raz kolejny szkoleniowcem będzie Grzegorz Słaby, przed którym czwarty sezon w PlusLidze w roli I trenera. W klubie zostało w sumie siedmiu zawodników z poprzedniej odsłony zmagań.

W zespole nadal występował będzie lider – Jakub Jarosz. Zabezpieczona została pozycja libero, wszak Dawid Ogórek oraz Bartosz Mariański podjęli decyzję o kontynuowaniu współpracy. Barwy GKS-u reprezentować będzie także dwóch przyjmujących: Wiktor Mielczarek oraz Jakub Szymański. O sile ataku będzie stanowił także Damian Domagała, a na środku siatki pojawi się po raz kolejny Sebastian Adamczyk.

Do katowickiego GKS-u zawitało łącznie siedmiu nowych zawodników. Po roku przerwy do polskiej ligi wraca Łukasz Kozub, który miniony sezon spędził we francuskim Stade Poitevin Poitiers. Wraz z nim na rozegraniu ujrzymy Piotra Fenoszyna, który zadebiutuje w najwyższej klasie rozgrywkowej. Władze klubu ze stolicy województwa śląskiego miały jeszcze spore luki na pozycji środkowego i przyjmującego, stąd też na środku ujrzymy: Bartłomieja Krulickiego, Łukasza Usowicza oraz Macieja Woza. Ostatnia dwójka również stawiać będzie swoje pierwsze kroki w PlusLidze. Natomiast linię przyjęcia wzmocnią obyty Marcin Waliński wraz z reprezentantem Czech, Lukasem Vasiną.

Niekwestionowanym liderem katowickiej „GieKSy” bez wątpienia będzie Jakub Jarosz. Dla atakującego nadchodzący sezon będzie już piątym z rzędu w barwach katowickiego klubu. 36-latek jest ulubieńcem miejscowych kibiców. W poprzednim sezonie zdobył łącznie 330 punktów. Jest on bardzo doświadczonym zawodnikiem, a za potwierdzenie niech służą także punktacje z trzech poprzednich sezonów: 427, 371, 292.

Większym dorobkiem punktowym z poprzednich rozgrywek może się jednak pochwalić Jakub Szymański, który zanotował 360 oczek. Najprawdopodobniej to właśnie ten siatkarz będzie pierwszym wyborem trenera Grzegorza Słabego w kontekście linii przyjęcia.

Katowiczanie cykl meczów towarzyskich rozpoczęli od konfrontacji z beniaminkiem. Po czterech setach lepszy okazał się Exact Systems Norwid Częstochowa, który wygrał 3:1. GKS nie musiał długo czekać na pierwsze zwycięstwo, ponieważ już dzień później pewnie rozprawił się z Asseco Resovią Rzeszów, triumfując 4:0. Następnie doszło do dwumeczu z Projektem Warszawa. Za pierwszym razem 3:1 wygrała drużyna ze stolicy, zaś za drugim katowiczanie 2:1.

Formacja ze Śląska rywalizowała także w turnieju towarzyskim w Lubinie. Rozpoczęła go dobrze, bo od wygranej 3:0 z Aluronem CMC Wartą Zawiercie. W finale zmagań nie udało się jednak zrewanżować Norwidowi, gdyż ten pokonał GKS 2:1.

Jedenastą drużynę ubiegłej edycji PlusLigi czeka jeszcze dwumecz z PGE PGiEK Skrą Bełchatów w dniach 6-7 października, a także z Eneą Czarnymi Radom 12 i 13 października.

“GieKSa” w końcówce minionego sezonu rozegrała dwumecz ze Skrą Bełchatów. Katowiczanie wygrali tę rywalizację i tym samym zakończyli zmagania na jedenastym miejscu. Bezsprzecznie celem numer jeden na zbliżające się rozgrywki będzie regularne punktowanie i zakończenie ich w pierwszej dziesiątce. GKS Katowice to jednak zespół, który lubi sprawiać niespodzianki i nie można go wcale skreślać z ewentualnej walki o fazę play-off. Podopieczni trenera Słabego mogą być jednym z kandydatów do gry w ćwierćfinale mistrzostw Polski, chociaż na ten moment trzeba na to patrzeć z chłodną głową.

Katowiczanie sezon zainaugurują przed własną publicznością meczem z Treflem Gdańsk 21 października, w sobotę. Cztery dni później Ślązacy wybiorą się do Warszawy, by zmierzyć się z miejscowym Projektem (25 października, środa).

 

GKS podzielił się wygranymi w sparingach z PGE Skrą

Siatkarze GKS-u Katowice oraz PGE GIEK Skry Bełchatów rozegrali dwa mecze sparingowe. W pierwszym podopieczni Andrei Gardiniego wygrali 3:1, ale drugi w czterech setach na swoją korzyść rozstrzygnęła drużyna z Górnego Śląska. Bełchatowianie zaczęli mecz od prowadzenia 5:0. Szybko interweniował Grzegorz Słaby. GKS starał się wrócić do gry, ale PGE Skra kontrolowała wynik. Skutecznie na siatce prezentowali się Dawid Konarski i Bartłomiej Lipiński, a gospodarze nie znaleźli sposobu na ich powstrzymanie. W końcówce sami popełniali błędy, a ta część meczu padła łupem gości (25:16).

W drugim secie walka toczyła się cios za cios, ale as serwisowy Jakuba Szymańskiego dał nadzieję gospodarzom na wyjście na prowadzenie. Po akcji Marcina Walińskiego wciąż wynik oscylował wokół remisu (13:13). Dopiero kilka skutecznych zagrań spowodowało, że szala zaczęła przechylać się na stronę bełchatowian. Na zagrywce odpowiedzieli jednak Damian Domagała i Sebastian Adamczyk, a GKS doprowadził do wyrównanej końcówki. W niej blok przechylił szalę zwycięstwa na jego stronę (25:23).

Trzecia odsłona zaczęła się od walki punkt za punkt, ale przestój podopiecznych Grzegorza Słabego sprawił, że znaleźli się w defensywie (10:7). Rywale coraz lepiej prezentowali się na siatce. Skutecznie grali w ataku, a kiedy dołożyli blok, dyktowali warunki gry (19:12). W końcówce katowiczanom przytrafiło się kilka błędów, a Przemysław Kupka przypieczętował wygraną PGE Skry (25:17).

W czwartym secie poszła ona za ciosem, po akcji Bartłomieja Lemańskiego odskakując na 10:6. Dzięki zagrywce GKS zbliżył się na 12:13, ale na więcej nie było go stać. To bełchatowianie wygrywali przedłużone akcje, konsekwentnie krocząc do zwycięstwa. Asa serwisowego dołożył jeszcze Lemański, a goście nie oddali już zwycięstwa. Po błędzie Szymańskiego triumfowali 25:20.

GKS Katowice – PGE GIEK Skra Bełchatów 1:3 (16:25, 25:23, 17:25, 20:25)

[…] W drugi mecz lepiej weszli bełchatowianie, którzy objęli prowadzenie 6:3. Dokładali szczelne bloki, a GKS wydawał się być bezradny. Sygnał do walki dał mu Łukasz Usowicz, a po kilku zagraniach zbliżył się do rywali na 15:18. Wówczas PGE Skra wzmocniła serwis, poprawiła skuteczność na skrzydłach, dzięki czemu kontrolowała wynik. Po czapie na Marcinie Walińskim triumfowała w premierowej odsłonie (25:20).

W drugim secie przez dłuższy moment obie drużyny szły łeb w łeb, ale w ataku rozkręcali się Jakub Jarosz i Jakub Szymański, dzięki czemu do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. Po zbiciach ze środka Usowicza wygrywali już 17:13, ale przyjezdni nie odpuszczali. Przy zagrywce Lemańskiego doprowadzili do remisu, ale końcówka należała do GKS-u, a dokładniej do Jarosza, który przechylił szalę zwycięstwa na jego stronę (25:23).

W trzeciej partii za ciosem poszli katowiczanie (4:1). Do dobrej gry na skrzydłach na środku dołączył się Usowicz, a bełchatowianie mieli coraz większe problemy ze sforsowaniem bloku rywali (11:6). PGE Skra nie potrafiła odnaleźć dobrego rytmu gry. Po kontrze Bartłomieja Krulickiego przegrywała już 10:17. W końcówce kilka razy nadziała się jeszcze na blok rywali, którzy triumfowali w tej części spotkania 25:16.

Po zbiciu Kupki w czwartego seta lepiej weszli przyjezdni (4:1). Z przewagi nie cieszyli się jednak długo, bo GKS szybko wrócił do gry. Wymiana ciosów trwała w najlepsze, ale po asie serwisowym Piotra Fenoszyna to katowiczanie zaczęli dochodzić do głosu (17:14). Zagrywką poprawił Wiktor Mielczarek, a gospodarze byli coraz bliżej zwycięstwa. W końcówce na środku pokazali się jeszcze Krulicki i Sebastian Adamczyk, a GKS zwyciężył 25:21.

GKS Katowice – PGE GIEK Skra Bełchatów 3:1 (20:25, 25:23, 25:16. 25:21)

 

HOKEJ

hokej.net – Mistrz lepszy od wicemistrza. GieKSa wciąż zwycięska

GKS Katowice pozostał jedyną niepokonaną drużyną w TAURON Hokej Lidze! Podopieczni Jacka Płachty w rozgrywanym awansem meczu 20. kolejki pokonali na własnym lodzie GKS Tychy 3:1.

Początek spotkania przebiegał na wzajemnym sprawdzaniu swojej dyspozycji przez obie strony widowiska. Żadna z drużyn nie parła do ataków, skupiając się na odpowiedzialnym rozegraniu krążka.

Przygotowanie do spotkania Tomáša Fučíka sprawdził Aleski Varttinen dobrymi próbami z nadgarstka.

Mecz przebiegał w nieco szarpanym rytmie, dlatego też nie obserwowaliśmy długiego posiadania krążka. W pierwszej odsłonie każda z drużyn otrzymała możliwość gry w przewadze. W tym elemencie lepiej prezentował się zespół Jacka Płachty. Głównie za sprawą swojej drugiej formacji, która nie pierwszy raz poświadczyła o swojej sile w tym elemencie hokejowego rzemiosła. W miarę upływu czasu, więcej wydarzeń obserwowaliśmy pod bramką gości. Przed świetną okazją do otwarcia wyniku stanął Grzegorz Pasiut, jednak jego indywidualną akcję zakończył Fučík, wyłuskując gumę z kija „Profesora”.

Ataki tyszan starał się napędzać Alan Łyszczarczyk, jednak John Murray do spółki ze swoimi obrońcami nie dał się zaskoczyć przebojowemu napastnikowi.

Mistrzowie Polski wychodząc na drugą tercję dali jasno do zrozumienia, że nie chcą pozostawiać wydarzeń na lodzie przypadkowi. Zdołali zamknąć gości w ich własnej tercji, wygrywając pojedynki na bandach oraz lepiej czytając krążek.

Tyszanie wyprowadzając swoje ataki, próbowali uderzać spod niebieskiej linii. Dobrym, soczystym uderzeniem popisał się Olli Kaskinen, jednak krążek John Murray zdołał odbić krążek do boku. Do coraz bardziej klarownych sytuacji dochodzili gospodarze, jednak brakowało przysłowiowej „kropki nad i” w postaci wykończenia akcji. W 37. minucie do ofensywnej akcji podłączył się Ryan Cook i pewnym strzałem z pełnego zamachu pokonał Tomáša Fučíka.

Najwięcej emocji dostarczyła kibicom trzecia odsłona. Czeski golkiper z powodu kontuzji nie wyjechał już na trzecią odsłonę, a jego miejsce zajął Kamil Lewartowski. Pierwsze sekundy okazały się chrztem bojowym dla 25-latka, bowiem gospodarze rozpoczęli tercję od przeprowadzenia szturmu na jego bramkę. Ponownie to mistrzowie Polski kontrolowali puls spotkania. Kiedy drużyna Jacka Płachty odpuszczała intensywność ataków, spotkanie zdecydowanie przygaszało. W przeciągu pierwszych minut gotowość Lewartowskiego sprawdzał Fraszko a także po odważnej indywidualnej akcji Eric Kaczyński.

W 46. minucie najpierw wykluczony został Jakub Wanacki, a trzy sekundy później do odsiadywania kary oddelegowano Barłomieja Jeziorskiego. W okresie gry w formacjach czteroosobowych próbującego napędzić kolejny atak gospodarzy Grzegorza Pasiuta naciskał Illa Korenczuk. Ambitna praca 28-letniego Ukraińca pozwoliła mu na przejęcie krążka, a następnie pokonanie Johna Murraya. Goście pomimo ciężkich momentów zdołali wrócić do rywalizacji. Zdobyta bramka przez tyszan podkręciła temperaturę spotkania.

Zaostrzająca się sytuacja na lodzie skutkowała większą ilością wykluczeń. W momencie gdy swoją kare odsiadywał jeszcze Aleksi Varttinen, obustronne wykluczenia zostały nałożone na Monto oraz Jeziorskiego, którzy zafundowali sobie nieco bezpośredniości pod bramką Murraya. Mistrzowie Polski zdołali jednak w trójkę obronić dostęp do własnej bramki. Po co nie zdołali sięgnąć podopieczni Andrieja Sidorienki sami, zostało wyszarpane przez GieKSęw końcowych minutach spotkania.

Shigeki Hitosato przyspieszył rozegranie z Ollim Iisakką. Efektem ich pracy było przeniesienie gry na drugą stronę tafli. Tam krążek trafił na kij Santeri Koponena. Przed Finem ukazała się pustabramka, której nie zdążysz zasłonić przesuwający się za akcją Lewartowski. Z tego miejsca i w takiej sytuacji 26-letni obrońca nie raczy pudłować i w 59. minucie GieKSa znów wyszła na prowadzenie. Na ostatnie sekundy z bramki został wycofany Kamil Lewartowski. Tyszanie nie zdołali jednak wykreować swojej szansy, tracąc krążek. Swoją powinność wykonał niezawodny w takich momentach Bartosz Fraszko zdobywając trzecią bramkę i stawiając pieczęć pod dziewiątym zwycięstwem GKS-u Katowice!

 

GieKSa na dychę!

GKS Katowice pokonał PZU Podhale Nowy Targ 6:3 i odniósł dziesiąte ligowe zwycięstwo w tym sezonie! Aby zachować status niepokonanych drużyna Jacka Płachty musiała odrabiać po raz pierwszy w tegorocznych rozgrywkach dwubramkową stratę. Przełomowe dla przebiegu spotkania okazały się wydarzenia z przełomu drugiej oraz trzeciej tercji.

Pierwsze fragmenty spotkania należały do GKS-u Katowice. Mistrzowie Polski na dobre zameldowali się w tercji Podhala. Kevina Lindskouga w ciągu pierwszych minut sprawdzili uderzeniem z prawego bulika Sam Marklundoraz Maciej Kruczek, który zafundował szwedzkiemu golkiperowi atomowe uderzenie spod niebieskiej linii. W 6. minucie na ławkę kar został oddelegowany Sam Marklund, a chwilę później krążek przed bramką dogrywał Michael Cichy, guma rykoszetem trafia na kij Phila Kissa, który zdołał umieścić ją w bramce Johna Murraya. Sytuacja podlegała jeszcze analizie wideo, w związku z ruszeniem bramki. Ostatecznie sędziowie wskazali jednak na środek tafli, uznając bramkę dla Podhala. W miarę upływu czasu katowiczanie dochodzili do coraz dogodniejszych sytuacji bramkowych, jednak nie byli w stanie pokusić się o skuteczne wykończenie. Impas mistrzów Polski trwał aż do 19. minuty, kiedy to bardzo aktywny w dzisiejszym spotkaniu Hampus Olsson dopiął swego i pokonał Kevina Lindskouga.

Drużyna Podhala rozpoczęła drugą tercję od niemal półtora minutowej gry w osłabieniu. Pomimo sporej pracy GKS-u pod bramką Lindskouga, gościom udało wybronić się osłabienie. Po wyrównaniu formacji na lodzie, grę prowadzili mistrzowie Polski. Podhale bardzo dobrze pracowało w obronie, radząc sobie z obroną kolejnego osłabienia. W 31. minucie „Szarotki” wyprowadziły atak w tercję GKS-u. Jakub Worwa wypatrzył pozostawionego bez opieki Łukasza Kamińskiego, który pewnym uderzeniem zmusił do kapitulacji Johna Murraya. W 33. minucie w odstępie siedmiu sekund sędziowie wykluczyli najpierw Aleksi Varttinena, a później Patryka Wronkę. Okres gry czterech na czterech należał do GKS-u, który skrzętnie skorzystał z większej przestrzeni na lodzie w wypracowywaniu sobie kolejnych okazji. W 37. minucie Podhale postanowiło obronić się poprzez wyprowadzenie kolejnego ciosu. Dobrze prowadzona kontra została sfinalizowana przez Michaela Cichego. GieKSa po raz pierwszy w tym sezonie została zmuszona do odrobienia dwóch bramek. Wrzeć zaczęło w ostatnich dwóch minutach drugiej tercji. Wszystko rozpoczęło się od odsiadywania kary przez Szczechurę. Olli Iisakka najszybciej zareagował na odbity przez Lindskouga krążek i stał się autorem kontaktowej bramki dla gospodarzy. Jeśli w tym momencie, ktoś był już myślami przy przerwie, to szybko został sprowadzony na do wydarzeń na lodzie. Na 56 sekund przed końcem drugiej odsłony na ławce kar zasiadł Adrian Słowakiewicz. Katowiczanie przeprowadzili szturm na bramkę Podhala. Niezwykłą determinacją wykazał się Santeri Koponen, uderzył z okolic prawego bulika, a następnie pojechał dalej na bramkę Lindskouga, znajdując się po chwili w wyborowej pozycji strzeleckiej. Na sekundę przed końcową syreną Fin zdążył umieścić krążek w bramce, wyrównując rywalizację rzutem na taśmę.

Jak mocno zakończyliśmy drugą tercję, tak równie intensywnie rozpoczęła się trzecia odsłona. 35 sekund po pierwszym wznowieniu GieKSa wyszła na prowadzenie, za sprawą przytomnie pracującego pod bramką Shigeki Hitosato. Nikt nie zamierzał kalkulować i odpuszczać walki w dzisiejszym pojedynku, czego efektem były kolejne wykluczenia. „Szarotki” przez pół minuty zmuszone były grać w podwójnym osłabieniu, a następnie kolejne 30 sekund „czterech na pięciu”. Konia z rzędem temu, kto doliczył się ile razy zmuszony interweniować był Lindskoug. Chociaż Szwed gimnastykował się jak mógł, to nie zdołał uchronić swojej drużyny przed stratą bramki. W 53. swoje drugie trafienie zanotował Hampus Olsson. W ostatnich minutach po drużynie z Nowego Targu ewidentnie było widać trudy gry w obronie. W 59. minucie goście próbowali jeszcze wrócić do gry, poprzez wycofanie z bramki Kevina Lindskouga. Ryzykowny manewr nie pozwolił na zdobycie bramki, co więcej katem „Szarotek” stał się Hampus Olsson, pieczętując zwycięstwo katowiczan.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Górak: Bardziej smutno było mi niż moim piłkarzom

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po szalonym meczu GieKSy z Cracovią podczas konferencji wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Dawid Kroczek.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Było to bardzo emocjonujące spotkanie, porywające wszystkich do bardzo dużych emocji. Zakończyło się niesamowitym happy endem dla nas, bo w momencie, w którym straciliśmy bramkę na 3:3, zrobiło się smutno na duszy, ale jak się okazuje, bardziej mi niż moim piłkarzom. Fenomenalnie wykorzystali ostatnią okazję, by zaatakować i zdobyli bramkę na 4:3. Graliśmy z szalenie mocną ofensywną Cracovią, wiedzieliśmy, że te trzydzieści strzelonych bramek to jest naprawdę ogromny potencjał. Radziliśmy sobie momentami bardzo dobrze, ale jednak Cracovia te trzy bramki strzeliła. Natomiast to, że my strzeliliśmy cztery, to znaczy, że bardzo dobrze się tutaj czujemy, bo z Puszczą strzeliliśmy jeszcze więcej – to tak humorystycznie i z przekąsem. Bardzo się cieszę, jestem szczęśliwy, zasłużone zwycięstwo GKS Katowice.

Po czwartej bramce z racji nagromadzonych emocji, zawodnicy do siebie ruszyli. Nie chciałem, żeby działo się tam coś niedobrego, więc postanowiłem wkroczyć do akcji. Chciałem odciągnąć moich zawodników od tego zamieszania, widząc, że sędzia techniczny zachowuje się biernie. Trzeba było wkroczyć i powiedzieć moim zawodnikom, żeby po prostu zakończyli taką niepotrzebną burzę. Z mojego punktu widzenia nic się nie wydarzyło i jestem zdumiony karą, która została na mnie nałożona przez sędziego technicznego. Dodatkowo na boisku widziałem trenera gospodarzy, więc tym bardziej jestem zdziwiony.

Wiem, że kierownik będzie sprawę rozpatrywał z sędzią techniczną, by opowiedział zdarzenie swoimi oczami. Moje zdanie jest bezwarunkowe – nie używałem wulgarnych słów, nie byłem agresywny, działałem w dobrej wierze. Nie popełniłem żadnego przewinienia.

Jaki był plan na mecz?

Zdecydowanie postanowiliśmy atakować bardzo wysoko. Wiedzieliśmy, że w niskiej obronie możemy mieć problemy. Chcieliśmy uważać na fazy przejściowe Cracovii, trójka zawodników atakująca jest bardzo mocna. Plan polegał na tym, by wykorzystać słabsze rzeczy Cracovii, ale to już zostawiamy dla siebie. Szukaliśmy tych miejsc, by te bramki strzelać. Nie chodziło o to, by szukać okazji z kontrataku, tylko by grać swoją piłkę.

W tym momencie, kiedy prowadzimy 3:1, powinniśmy podwyższyć wynik i tyle w temacie. Cracovia potem atakowała bardzo mocno, chciała odrobić wynik, grając u siebie. To jest taki moment, kiedy trudności jest więcej. Dziś troszeczkę młodzieży na ławce, pięciu zawodników, których zostawiłem w Katowicach, wyszliby w tym spotkaniu. Nie ma co mówić, bo zmiennicy spisywali się bardzo dobrze. Cracovia nas trochę zepchnęła, ale należy wytłumaczyć zawodników siłą ofensywną Cracovii.

GKS inteligentnie zarządzał przerwami w grze.

Ja nie miałem takiego odczucia, że ten czas jest zabierany. Taki moment, kiedy zawodnik chce uspokoić zachowania, nie należy się zbytnio spieszyć, pośpiech jest niekiedy niedobry. Sędzia nikogo nie ukarał za grę na czas, wydaje mi się, że kibice domagali się, by grać szybciej, ale to nie było naszą ideą.

O urazach.

Martwi każdy uraz, teraz chodzi o rozmiar urazu Zrelaka. Mogą być zerwane więzadła, w tym momencie pojechał do szpitala i jest badany, bardziej martwi mnie zdrowie, a nie, która to kontuzja. Sport ma to do siebie, że zawodnicy ulegają kontuzją. Staramy się jak najlepiej, by zawodnicy byli przygotowani. Wydaje mi się, że Grzesiek Rogala wróci w następnym spotkaniu. 

O Maku.

Nawet kiedy kontraktowaliśmy Bartka Nowaka, wiedziałem, że potrzebny mi jest zawodnik z podobnymi rzeczami. W razie awarii, żeby był, byłem pewny, że Mateusz ma takie inklinacje, gra podobnie. Jest nieszablonowy, o elegancji i wysokiej intensywności. Jest szalenie pożyteczny. Na razie po powrocie do Ekstraklasy nie układa mu się tak, jakby sobie tego życzył. Dzisiaj wykorzystał swoją szansę, jestem niezmiernie szczęśliwy. Mateusz to profesjonalista.

Drugi mecz Galana na lewym wahadle, choć to nie jest jego nominalna pozycja. Jest pan z niego zadowolony?

Borja nie spędza na tej pozycji dużo czasu. Z Koroną grał bardzo dobrze, dzisiaj miał po swojej stronie kapitalnego piłkarza. Radził sobie, ale parę pojedynków przegrał. Globalnie jestem zadowolony, bo wiedziałem, jaka dla niego będzie skala trudności. Szacunek, bo radził sobie bardzo dobrze.

Która bramka się panu bardziej podobała w wykonaniu Adriana Błąda – w Gdyni czy dzisiejsza?

Ja czekam na następne (śmiech). Adrian jest zawodnikiem doświadczonym, o olbrzymich perypetiach, nasza droga jest piękną historią. Każdy moment, w którym się tak cieszy i strzela taką bramką, jest dla mnie niesamowity.

O przerwach na reprezentacje.

Wiemy, jakie są terminy przerwy reprezentacyjnej. Nie szukałem w ostatnich wynikach kryzysu, graliśmy bardzo dobrze w Warszawie i z Koroną. Sknociliśmy puchar, chcieliśmy w nim być, bardzo nam z tym źle. Ja kryzysu nie widziałem. My bardzo szybko potrafimy mówić o kryzysie, a niekiedy to po prostu nieprawda. Trzeba być cierpliwym.


Dawid Kroczek (trener Cracovii):
Nikt z nas nie jest usatysfakcjonowany wynikiem. Jeżeli strzelamy trzy bramki i przegrywamy mecz, to musimy się zastanowić nad wieloma rzeczami. Pozytywne jest to, że przegrywając, po raz kolejny doprowadzamy do wyrównania w ostatniej minucie meczu i to jest plus, ale ilość błędów, które popełniliśmy – indywidualnych i formacyjnych, doprowadziły do tego, że przegraliśmy mecz. Nie możemy mówić, że wszystko jest bardzo dobrze, bo straciliśmy jeden lub trzy punkty Jesteśmy w stanie grać na takim poziomie, żeby czegoś takiego uniknąć. To lekcja dla nas, co należy poprawić, aby w czołówce tabeli się utrzymać. Musimy być zespołem bardziej kompleksowym, czyli nie tylko dobrze atakować, ale też bronić.

Kontynuuj czytanie

Stadion

Trzy lata wielkich zmian

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do kolejnego tekstu o Nowej Bukowej, który przygotował dla Was Matma85. Nie zabraknie ciekawych informacji, a całość została okraszona wieloma zdjęciami. Przeczytajcie (i zobaczcie), jak wiele zmieniło się przez ostatnie trzy lata. Oddajemy głos autorowi.

W połowie października 2024 roku minęły dokładnie trzy lata od bardzo ważnego momentu w historii GKS Katowice – wbicia pierwszej łopaty pod budowę nowego domu. W uroczystości uczestniczyli: Prezydent Miasta Katowice Marcin Krupa, Prezes zarządu Grupy NDI Małgorzata Winiarek-Gajewsk oraz Prezes Zarządu Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964” Piotr Koszecki. Po 36 miesiącach w miejscu, które klasyfikowane było jako grunty pod wodami stojącymi, nieużytkami rolnymi, a w mniejszym stopniu pastwiskami oraz gruntami zadrzewionymi, została rozłożona pierwsza rolka murawy, co pokazuje, jak diametralnie zmieniło się to miejsce.

Ostatnie miesiące prac przy obiekcie to przede wszystkim gigantyczny wzrost zainteresowania kibiców, ciekawych jak prezentuje się nasz nowy obiekt, którego budowa już się zakończyła i który już niedługo, będzie gościł ponad 15 tysięcy fanów.

Dosyć istotne i co można podkreślić to samo miejsce, w którym powstał stadion. Lokalizacja bardzo wyraźnie nawiązuje do górniczej historii i charakteru klubu. Dlaczego? Może warto przytoczyć kilka faktów na temat tego terenu, na którym GieKSa już za moment będzie gospodarzem.

Nowy stadion znajduje się na terenie Załęskiej Hałdy, tuż przy autostradzie A4, która niewątpliwie dodaje atrakcyjności tej lokalizacji. Lokalizacji, która ma bardzo bogatą historię przemysłową. Na przełomie XIX i XX wieku w tym miejscu zlokalizowana była huta o nazwie Joanna, która eksploatowała glin ceramiczny metodą odkrywkową. Znajdowały się tu budynki huty oraz składowisko odpadów pohutniczych. W późniejszym czasie rozpoczęto w tym miejscu wieloletnią eksploatację, w pokładach na różnych głębokościach, złoża węgla kamiennego. Płytka eksploatacja prowadzona była w latach… 1865-1867 przez dawne kopalnie Charlotte i Wiktor, czyli poprzedniczki KWK „Wujek”.

Przykładowa mapa pokładu KWK Wujek z naniesionym obrysem inwestycji. GIG

Co wynika z wielu dostępnych map, część północna naszego nowego obiektu znajduje się na terenie dawnej huty, pod którym nie prowadzono eksploatacji węgla. Natomiast część południowa stadionu, w tym trybuna dopingowa Blaszok, znajduje się na terenie eksploatacji węgla w kilku pokładach. Były tutaj zarówno dukle jak i szyby wydobywcze – naliczono 16 wyrobisk o głębokości od kilku do dwudziestu kilku metrów. Można śmiało przypuszczać, że Skarbnik, który kiedyś ostrzegał górników, a teraz jest na emeryturze, będzie miał na mecze GieKSy jakieś tajemne, ukryte wejście.

Załęska Hałda, dzięki okolicznym lasom, od zawsze charakteryzowała się znacznym zazielenieniem. Pomimo tak dużej inwestycji, teren nadal pozostanie w zdecydowanej większości „zielony”. Podczas ostatnich trzech lat otoczenie diametralnie się zmieniło, co najlepiej pokażą poniższe fotografie.

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Źródło: @zakaz_filmowania kanał YouTube / Matma85

Pierwszy rok od uroczystego wbicia pierwszej łopaty to były głównie roboty ziemne, wycinka drzew, budowa zbiorników retencyjnych, odwierty, wykonanie sieci kanalizacyjnej, części fundamentów. Pod koniec 2022 roku, spod leżącego wszędzie śniegu, pojawiły się pierwsze elementy kubatury stadionu miejskiego. Konkretnie 3-kondygnacyjne klatki schodowe hali sportowej. W pierwszych cieplejszych dniach 2023 roku obiekt prezentował się następująco.

Źródło: K.Kalkowski

Od tego momentu prace nabrały prędkości, a dzięki bardzo dobremu zarządzaniu przez wykonawcę dostawami elementów żelbetowych – montaż przebiegał bardzo sprawnie. W maju pojawiły się pierwsze konstrukcje stalowych kratownic dachu nad trybunami stadionu piłkarskiego, a dokładnie 29 czerwca 2023 roku uroczyście została zawieszona wiecha na jej konstrukcji.

Jak wiele zmieniło się w krótkim czasie, pokazują kompilacje fotografii:

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

Źródło: wkatowicach.eu/ Matma85

31 października 2024 roku oficjalnie wykonawca (firma NDI_ zakończył prace budowlane na obiekcie i od 1 listopada trwają odbiory. Obiekt w ostatnim dniu października posiadał już bramki, siatki, a nawet namalowane linie na murawie.

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Mamy teraz głęboką nadzieję, że odbiory odbędą się beż żadnych przeszkód i z początkiem rundy wiosennej spotkamy się przy sztucznym świetle na meczu otwarcia stadionu, na który czekaliśmy tak długo. Stadionu, który da nam wielkie perspektywy.

Foto. Matma85

Foto. Matma85

Matma85

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

zMAKomity mecz!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W sobotnie popołudnie zmierzyliśmy się z Cracovią. Z okazji Święta Niepodległości w okolicach stadionu żołnierze Wojska Polskiego prezentowali swój sprzęt oraz częstowali grochówką. Przed wejściem zawodników na murawę żołnierze wnieśli 80-metrową flagę Polski oraz został odśpiewany hymn.

Mecz rozpoczęła Cracovia i od razu zepchnęła GieKSę do defensywy. W drugiej minucie wyszliśmy z defensywy i zapowiadała się dobra kontra, niestety Galan stracił piłkę i świetnym rajdem popisał się zawodnik Cracovii, ale podawał niecelnie i bezpańska piłka przecięła pole karne. Chwilę po wznowieniu gry znowu straciliśmy piłkę, co skutkowało dośrodkowaniem Kallmana, które zamieniło się po rykoszecie w strzał i Kudła z problemami złapał piłkę zmierzającą do bramki. W 7. minucie przeprowadziliśmy akcję, która skończyła się dośrodkowaniem, niestety całość była zbyt wolna i można było ją lepiej rozegrać. W 9. minucie Repka wypuścił Zrelaka, który chciał przejść na lewą nogę, ale obrońca zdążył wrócić i wygarnął mu piłkę. W 13. minucie gracz przeciwników zagrał ręką na 35. metrze i wykonaliśmy rzut wolny. Po dośrodkowaniu Cracovia ponownie faulowała tuż polem karnym. Do piłki podszedł Mak, który najpierw uderzył w mur, ale jego dobitka z woleja wpadła do siatki. Po bramce mieliśmy dużo gry w środku pola, w której to GieKSa częściej utrzymywała się przy piłce. W 20. minucie Kallman wykonał centrostrzał po ziemi na krótki słupek Kudły, z którym ten sobie bez problemu poradził. W 23. minucie Zrelak dostał prezent od bramkarza i od razu uderzył na praktycznie odsłoniętą bramkę, niestety źle trafił w piłkę i przy okazji nabawił się kontuzji. Został zniesiony na noszach, a zastąpił go Bergier. Cracovia po chwilowej przerwie w grze ruszyła do ataku. W jednym z nich Sokołowski, walcząc o piłkę, upadł w polu karnym, ale jedyne, co otrzymał, to żółtą kartkę za symulowanie. W 32. minucie Hasić posłał z rzutu wolnego wysoką piłkę na długi słupek i kolejny raz Kudła pewnie ją złapał, a przy okazji był faulowany. W 33. minucie Mak wykonał rajd lewą stroną i dośrodkowywał do Błąda, ale obrońca go ubiegł. W 39. minucie Błąd zagrał do Maka, a ten w sytuacji sam na sam obiegł bramkarza i strzelił do pustej bramki. W 44. minucie błąd w przyjęciu piłki przez Jędrycha, który mógł skończyć się stratą piłki na rzecz Kalmana. Nasz obrońca ratował się podaniem czubkiem buta do Klemenza, przy okazji trafiając w nogę Kallmana. Stadion domagał się faulu, ale sędzia puścił grę dalej. Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się dwubramkowym prowadzeniem, piłka po dośrodkowaniu odbiła się od pleców naszego zawodnika i trafiła pod nogi Maigaarda, który strzelił sprzed pola karnego. Po drodze futbolówka odbiła się od Repki i kompletnie zmyliła Kudłę. Na przerwę zeszliśmy z wynikiem 2:1 dla GieKSy.

Zaraz po rozpoczęciu drugiej połowy straciliśmy piłkę. W 49. minucie Bergier strzelił wysoki nad bramką. Chwilę później dostaliśmy dwie żółte kartki: Klemenz (za faul taktyczny) i Bergier (za przeszkadzanie i opóźnienie gry). Cracovia wyszła na drugą połowę bardzo zmotywowana. Około 54. minuty GieKSa zaczęła dłużej utrzymywać się przy piłce, aczkolwiek nie wynikały z tego żadne konkrety w postaci okazji bramkowych. W 59. minucie Kowalczyk przeciął dośrodkowanie tak niefortunnie, że piłka spadła pod nogi Hasicia, a ten niecelnie strzelił z półwoleja nad bramką. W 62. minucie Adrian Błąd popisał się przepięknym strzałem z około 25 metrów, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do bramki. Po golu GieKSa miała kolejną okazję. Mak, po świetnym zwodzie, trafił w słupek, a Bergier dobijając z kilku metrów, trafił wprost w Ravasa. Po tej akcji Cracovia zaczęła dochodzić do głosu i Kudła z trudem obronił strzał po ziemi Hasicia. W 70. minucie padła kolejna piękna bramka, niestety tym razem dla rywali – z dystansu trafił Maigaard. Sędzia sprawdzał jeszcze sytuację z wozem VAR, bo domagaliśmy się odgwizdania faulu na Bergierze, ale ostatecznie bramka została uznana. Od drugiej bramki mecz przyspieszył. Cracovia atakowała, a GieKSa próbowała sił w kontrach. W 81. minucie Mak dostał żółtą kartkę za przeszkadzaniu w rozpoczęciu gry. W 83. minucie Mak zszedł z boiska, a w jego miejsce pojawił się Milewski. Po zmianie Galan próbował rozegrać piłkę i posłał ją prosto pod nogi piłkarza z Cracovii, ten chciał wypuścić Hasicia, ale za mocno podał i piłka znalazła się na aucie bramkowym. Chwilę później Cracovia miała kolejne dośrodkowanie, ale piłkę złapał nasz bramkarz. W 88. minucie znowu Kudła piękną paradą uratował GieKSę przed utratą bramki. Niestety w doliczonym czasie gry Kallman strzelił z główki i wyrównał stan rywalizacji. Cracovia próbowała jeszcze zaatakować, nasi piłkarze szanowali piłkę, ale ostatnie słowo należało do GieKSy. Wasielewski zatańczył z piłką na boku pola karnego, wrzucił ją na głowę Kowalczyka, a ten przedłużył do Milewskiego, który z bliskiej odległości nie dał szans bramkarzowi gospodarzy. Po bramce doszło do zamieszania, zawodnicy obu drużyn zaczęli się przepychać, a na boisko wbiegł trener Rafał Górak. Po tej sytuacji sędzia dał cztery żółte kartki, a czerwoną obejrzał… nasz szkoleniowiec. Chwilę później arbiter zakończył spotkanie – po szalonym meczu GieKSa wygrała 4:3 w Krakowie!

9.11.2024, Kraków
Cracovia – GKS Katowice 3:4 (1:2)
Bramki: Maigaard (45, 70), Kallman (90) – Mak (15, 39), Błąd (62), Milewski (90).
Cracovia Kraków: Ravas – Jugas (71. Al-Ammari), Hoskonen, Skovgaard, Kakabadze, Sokołowski (81. Bochnak), Maigaard, Olafson (71. Biedrzycki), Hasić, Kallman, Rózga (60. Van Buren).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jędrych, Klemenz, Czerwiński, Galan (90. Marzec)  – Błąd, Kowalczyk, Repka, Mak (83. Milewski) – Zrelak (27. Bergier).
Żółte kartki: Sokołowski, Ravas, Hoskonen, Al-Ammari – Klemenz, Bergier, Mak, Błąd.
Sędzia: Damian Sylwestrzak.
Widzów: 10679 (0 kibiców GieKSy – zamknięty sektor gości).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga