Hokej
[RELACJA] Zagramy o brąz. JKH w finale
19 marca półfinałowa rywalizacja pomiędzy JKH GKS-em Jastrzębie i GKS-em Katowice powróciła na ,,Jastor’’. Po czterech spotkaniach JKH prowadziło w serii do czterech zwycięstw 3:1 i drugi raz stanęli przed szansą zapewnienia sobie awansu do finału fazy play-off. Mecz rozpoczął się o godzinie 17:00.
Od pierwszego rzucenia krążka na lód GieKSa mocno ruszyła do ataku, niezwykle szybko zakotłowało się pod bramką Nechvatala, a sędziowie w tej sytuacji dopatrzyli się faulu Klimicka. Dwukrotnie nieco sytuacyjnie z bliska uderzał Kruczek. Pierwszą akcją gospodarzy była kontra 2 na 1 podczas gry w osłabieniu, ale rywalom wystarczająco mocno utrudnił sytuację Patryk Wajda i wracający Stepanov. Już podczas gry 5 na 5 sprytne podanie Sawickiego trafiło do Górnego, a ten przegrał pojedynek z Simbochem. Po chwili inny defensor znalazł się pod naszą bramką – Mateusz Bryk także nie znalazł sposobu na bramkarza. Indywidualnej akcji spróbował Nahunko, którą próbował zakończyć strzałem po lodzie, ale Nechvatal domknął parkany. W 9. minucie Jastrzębie ruszyło z szybkim atakiem 3 na 2, a holujący krążek Wróbel zdecydował się sam kończyć tę akcję i znalazł miejsce przy krótkim słupku, dając tym samym prowadzenie swojej drużynie. W 12. minucie mieliśmy znaczna przewagę liczebną w tercji ofensywnej, a będący przy krążku Pasiut postanowił pociągnąć z nadgarstka, ale niecelnie. Jastrzębianie konsekwentnie szukali szybkich ataków i kolejną okazję mieli po kontrze Pasia z Sołtysem. Krążek w tercji ofensywnej zdołał odebrać Kubalik i groźnie uderzył, ale zabrakło mu nieco precyzji. Od 16. minuty GieKSa drugi raz w tym spotkaniu grała w przewadze po przewinieniu Michałowskiego. Nie mogliśmy tej przewagi zaliczyć do udanych, a w dodatku na 8 sekund przed jej końcem sędziowie do boksu kar odesłali Filipa Starzyńskiego. Najmocniej pod bramką Simbocha zakotłowało się tuż po zakończeniu kary naszego centra. Niemal równo z syreną kończącą tercję Phillips minimalnie przestrzelił w idealnej sytuacji. Po 20 minutach przegrywaliśmy 0:1.
Niewiele zmieniło się z początkiem drugiej tercji – GieKSa długo budowała ataki w tercji ofensywnej, gospodarze natomiast szybko przemieszczali się po lodzie i kończyli swoje wypady strzałami, jednak już w 22. minucie wydawało się, że uda nam się przepchnąć krążek do bramki z bliska w momencie, gdy Nechvatal pilnował drugiego słupka. W 27. minucie JKH podwoiło swoje prowadzenie. Nahunko spodziewał się strzału Phillipsa i rzucił się pod krążek, napastnik gospodarzy przeczekał jednak ten moment i wystrzelił z nadgarstka, gdy już miał wolną drogę do bramki. Po chwili mogło być już 3:0, ale uderzenie Nalewajki tuż po wygranym wznowieniu najpierw lekko odbił Simboch, a potem krążek otarł się jeszcze o poprzeczkę. W 30. minucie Wróbel drugi raz w tym meczu pokonał Simbocha i drugi raz było to spowodowane odkryciem krótkiego słupka przez naszego bramkarza. Dość powiedzieć, że strzał oddał będąc już za linią bramkową. Chwilę po tej bramce na ławce kar zasiadł Horzelski. Wajda stracił krążek na niebieskiej i Paś znalazł się w sytuacji sam na sam z Simbochem podczas gry w osłabieniu, ale trafił w jego parkan. Była to najgroźniejsza sytuacja na lodzie podczas naszej przewagi. W 35. minucie najpierw po błędzie Nechvatala Kubalik szukał swojego partnera przed bramką, a po chwili indywidualna akcja Phillipsa zakończyła się groźnym strzałem i karą dla Franssili. Katowiczanie spróbowali przeczekać osłabienie grając nieco dłużej krążkiem, a zakończyło się to sytuacją sam na sam Arkadiusza Kostka, przegrał jednak pojedynek z Simbochem. Siły na lodzie się wyrównały po dwóch karach dla Hovorki – jednej 2-minutowej i jednej 2+10. Szukaliśmy kąśliwych strzałów z bulików, nic jednak nie wpadało do bramki. Przed ostatnią tercją sytuacja GieKSy była bardzo trudna – przegrywaliśmy 0:3, a potrzebowaliśmy zwycięstwa, by kontynuować walkę w półfinale.
W trzeciej tercji gospodarze mogli skupić się na obronie korzystnego wyniku, nie rezygnując jednocześnie ze swojej ulubionej broni – szybkich ataków tranzycyjnych. W 43. minucie Phillips pozazdrościł Wróblowi dwóch goli. To właśnie Wróbel efektownie dograł do niego zza bramki, a ten zmieścił krążek przy parkanie Simbocha, który nie wiedział, z której strony spodziewać się gumy. Po tym golu w bramce GieKSy pojawił się Maciej Miarka. W 45. minucie Nechvatal w końcu został pokonany – bomba Krawczyka z niebieskiej wylądowała w bramce. 2 minuty później strzelec bramki dla GieKSy starł się z Romanem Racem, a po chwili został zaatakowany przez Nalewajkę, którym z kolei zajął się Lyamin. W 50. minucie Starzyński zbyt ostro zaatakował Phillipsa. Karę wymierzył nam sam poszkodowany, kompletując tym samym hat-tricka. Końcowe minuty meczu to wyczekiwanie końcowej syreny. Jeszcze w ostatniej minucie tercji na ławkę kar trafił Michalski. Spotkanie zakończyło się wynikiem 5:1, co oznaczało awans JKH GKS-u Jastrzębie do finału fazy play-off Polskiej Hokej Ligi. GKS Katowice zagra o brązowy medal z przegranym pary GKS Tychy – Comarch Cracovia.
JKH GKS Jastrzębie – GKS Katowice 5:1 (1:0, 2:0, 2:1)
1:0 Kamil Wróbel (Zackary Phillips) 8:40
2:0 Zackary Phillips (Jiri Klimicek, Marek Hovorka) 26:24
3:0 Kamil Wróbel 29:47
4:0 Zackary Phillips (Kamil Wróbel) 42:44
4:1 Oskar Krawczyk (Kirill Lyamin, Tomas Kubalik) 44:01
5:1 Zackary Phillips (Dominik Paś) 50:43 5/4
JKH GKS Jastrzębie: Nechvatal (Kieler) – Bryk, Górny, Kasperlik, Rac, Sawicki – Klimicek, Kostek, Wróbel, Hovorka, Phillips – Horzelski, Jass, Sołtys, Wałęga, Paś – Gimiński, Michałowski, Nalewajka, Jarosz, Urbanowicz.
GKS Katowice: Simboch (Miarka) – Kruczek, Wajda, Fraszko, Pasiut, Stepanov – Marttinen, Franssila, Kuronen, Rohtla, Wanat – Lyamin, Krawczyk, Michalski, Starzyński, Kubalik – Andersons, Zieliński, Nahunko, Paszek, Adamus.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).




Najnowsze komentarze