Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci? – po przegranej w Rzeszowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Niestety, ale znów kibice siatkarskiej GieKSy musieli przeżyć rozczarowanie. Kolejna porażka w kiepskim stylu i „dodatek” w postaci przegranego, trzeciego seta mimo prowadzenia naszego zespołu 20:15 (to sztuka nie lada tracąc osiem punktów z rzędu), był niestrawnym świątecznym zakalcem…

 

katowickisport.pl – Porażka GKS-u Katowice. Francuski bohater

Siatkarze GKS-u Katowice przegrali z Asseco Resovią 0:3. Podopieczni Piotra Gruszki jedynie w trzecim secie pokazali dobrą siatkówkę. GKS Katowice jedynie w trzecim secie sprawił kłopot w Rzeszowie Asseco Resovii. Miał nawet ogromną szansę na jego wygranie. Prowadził już bowiem 20:15. I wtedy gra katowiczan kompletnie się załamała. Zagrywkę przyjmowali bardzo niedokładnie, przez co ich rozegranie było bardzo czytelne. Rozgrywający zwykle wystawiał piłkę do swojego lider – w tym dniu był nim Serhij Kapelus – ale ten nie był w stanie przebić się przez blok gospodarzy. Po drugiej stronie siatki natomiast nie do zatrzymania był Thibault Rossard. Francuz się nie mylił. Rzeszowianie wywalczyli siedem punktów z rzędu, z czego pięć było dziełem Rossarda. Gospodarze wyszli na prowadzenie 22:20 i nie oddali go już do końca. Dzięki wywalczeniu trzech punktów wciąż są w walce o awans do play offu.  (…)

siatka.org – PL: Rzeszowianie nie rezygnują z walko o play-off, 3:0 z GKS-em

Resovia Rzeszów nie rezygnuje z walki o play-off. Podopieczni trenera Andrzej Kowala pokonali w 28. kolejce PlusLigi 3:0 GKS Katowice i zanotowali na swoim koncie kolejne trzy punkty. Katowiczanie mieli swoją szansę w trzecim secie, w którym prowadzili w końcówce czterema punktami, ale efektowna seria punktu dla Resovii zakończyła mecz. Już na początku spotkania dwa oczka przewagi zapewnili sobie gospodarze, którzy po udanej akcji na siatce Łukasza Perłowskiego prowadzili 8:5. W aut zaatakowali goście, ale szybko dokładnie to samo zrobił atakujący z Rzeszowa (11:9). Potem jednak zza linii dziewiątego metra zaczął punktować Thibault Rossard (15:10), a błędy w ofensywie katowiczan nie pozwalały im na nawiązanie wyrównanej walki (14:20). Z lewej flanki swój atak skończył Kapelus, a chwilę potem ekipa z Katowic dołożyła blok (17:21). Błąd dotknięcia siatki po stronie gości dał rywalom piłkę setową (24:18), ale katowiczanie nie składali broni, przy dobrych zagrywka Serhija Kapelusa obronili kilka z nich i dopiero udana akcja ze środka rzeszowian zakończyła premierową odsłonę (25:23).  (…)

 

siatka.org – Marcin Komenda: Przespaliśmy jedno ustawienie

(…) Szkoda trzeciego seta, szkoda trochę pierwszego seta? Mecz niewykorzystanych szans? – Marcin Komenda:Generalnie szkoda całego meczu, bo nie przyjechaliśmy tutaj na wycieczkę, nie chcieliśmy, żeby to tak wyglądało, że przegrywamy 0:3. Jesteśmy grupą ambitnych chłopaków, którzy chcą po prostu wychodzić na każde spotkanie i dawać z siebie maksa. Szkoda, bo naprawdę szczególnie w tym trzecim secie mieliśmy wszystko w swoich rękach i pod kontrolą i tylko przez nasze głupie błędy tego nie wykorzystaliśmy i przede wszystkim tego żałujemy. W pierwszym secie powiedzmy, że to Asseco Resovia kontrolowała sytuację, a nam udało się podgonić wynik w końcówce. W trzeciej odsłonie zrobiliśmy sobie fajną atmosferę, było czuć chęć do gry i fantazję w tym wszystkim i szkoda, że tak się to zakończyło, bo naprawdę byłoby to coś fajnego, gdyby udało nam się tutaj coś ugrać.

Po tej 10-minutowej przerwie wyszliście na boisko z nową energią, ale również nowym składem. – Po prostu wyszliśmy na parkiet, po naszej stronie było dużo zmian personalnych i każdy z nas chciał się pokazać jak najlepiej, bo w naszym zespole każdemu zależy na dobru całej drużyny. Każdy chciał dać z siebie maksa i udowodnić, że potrafimy grać na fajnym poziomie i do pewnego momentu tak to wyglądało. W końcówce niestety przespaliśmy jedno ustawienie i skończyło się tak, jak się skończyło.

Zrywami graliście również ostatnio z Jastrzębskim Węglem. Dwa słabe sety, dwa dobre i przegrany tie-break. – Dokładnie tak, to był bardzo podobny mecz, z tym że wtedy udało nam się wyciągnąć wynik i doprowadzić do tie-breaka, a tutaj niestety Asseco Resovia – myślę, że swoim doświadczeniem nam na to nie pozwoliła. Na boisko wszedł Jochen Schöps, który utrzymał zagrywkę, zagrał bardzo spokojnie i to wystarczyło. To jest – przynajmniej dla mnie, a myślę, że również dla pozostałych chłopaków również, cenna lekcja, że cały czas trzeba utrzymywać najwyższy poziom koncentracji i cały czas trzeba analizować. Mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach takie przestoje już nam się po prostu nie będą zdarzały.

Tych kolejnych meczów nie zostało już tak wiele, bo do końca sezonu zasadniczego zaledwie dwie kolejki. Macie jakieś specjalne założenia na te dwa spotkania? – Na pewno chcielibyśmy się utrzymać w tej pierwszej dziesiątce w tabeli PlusLigi. Wiemy, że goni nas zespół z Zawiercia, dlatego będziemy pod presją zawiercian, ale uważam, że w tych dwóch meczach możemy się pokazać z dobrej strony. Po świętach gramy u siebie z AZS-em Olsztyn i moim zdaniem nie stoimy na straconej pozycji. Jeśli zagramy swoją siatkówkę we własnej hali, to jesteśmy w stanie zrobić dobry wynik, co pokazaliśmy w pierwszej rundzie sezonu zasadniczego. Dlatego też musimy się skupić na tym, żeby zagrać swoje i wierzę, że w tym sezonie jeszcze coś ugramy.

 

siatka.org – Dominik Witczak: Zagraliśmy naprawdę słabo

(…)  Podopieczni Piotra Gruszki tylko momentami byli w stanie nawiązać walkę z Asseco Resovią.  -Zadecydowała nasza słaba postawa w tym meczu. Nawet my jesteśmy tym zaskoczeni, bo naprawdę zagraliśmy słabo. Popełniliśmy dużo błędów, pomyłek i niedokładności. Pojawiła się nadzieja po 10 minutowej przerwie, gdzie wróciliśmy do gry. Było trochę rotacji na boisku i tą trzecią partię rozpoczęliśmy z większą energią i jakością. Mieliśmy całego seta pod kontrolą i powiększaliśmy systematycznie przewagę. Potem jednak ta nasza gra szybko się rozmyła w jednym ustawieniu. Wszedł Jochen na zagrywkę i zagrał kilka razy fajnie, ale przecież kilka tych jego serwisów przyjęliśmy w punkt, bądź blisko siatki i nie potrafiliśmy skończyć akcji. Jak już na tym poziomie nie potrafi się zrobić przejścia, to potem się przegrywa seta. Z punktu na punkt wkradła się do naszej drużyny jakaś niedokładność i nie potrafiliśmy nagle skończyć prostej piłki po przyjęciu, gdzie na początku czy w połowie seta kończyliśmy naprawdę trudne sytuacyjne piłki, gdzieś tam wystawiane zza boiska, kiedy potrafiliśmy nabić piłkę na blok, żeby powtórzyć akcję. Nagle ta gra zupełnie się rozmyła i wróciliśmy do popełniania seryjnych błędów jak w dwóch pierwszych setach – ocenił po spotkaniu Dominik Witczak. Katowiczanie poza trzecim setem mieli także zryw w premierowej odsłonie, gdzie odrobili sporą część strat. – Zaczęliśmy troszeczkę stabilniej grać, a udane zagrywki Siergieja Kapelusa doprowadziły do tej końcówki, gdzie broniliśmy setboli i mogliśmy doprowadzić do remisu. Niestety, Resovia jest na tyle wymagającym zespołem, że potrafi wyjść z takich opresji. Jak jest okazja, to rywale potrafią za pierwszy razem skończyć seta, czyli to czego my nie zrobiliśmy w partii numer trzy i dlatego mecz skończył się wynikiem 0:3 – analizował Witczak.  (…)

sportowefakty.wp.pl – Asseco Resovia – GKS: ważna wiktoria rzeszowian, podopieczni Andrzeja Kowala wciąż z szansami na miejsce w „szóstce”

(…) Asseco Resovia od początku potyczki zabrała się mocno do pracy i wyszła na prowadzenie 8:5 po skutecznym zbiciu w wykonaniu Łukasza Perłowskiego. Gospodarze nie zamierzali zwalniać tempa, a znakomicie zagrywał Thibault Rossard (15:10). Umiejętnie rozgrywał Michał Kędzierski, a swoje ataki kończyli Jakub Jarosz oraz Aleksander Śliwka. Kiedy Pasy prowadziły 24:19, wydawało się, że już nic nie wydarzy się w inauguracyjnym secie. Jednakże przyjezdnych było jeszcze stać na zryw w końcówce i zbliżenie się do rywali na jeden punkt przy serwisie Serhiya Kapelusa. Ostatnie słowo należało do miejscowej ekipy, która po zagraniu Barthelemy’ego Chineyeze’a wygrała I partię do 23. Podopieczni Andrzeja Kowala nie zamierzali zwalniać tempa i wygrywali 9:7. GKS nie prezentował argumentów do skutecznej walki, co skrzętnie wykorzystywała Resovia. Ekipa z Katowic popełniała sporo błędów własnych i przegrywała 11:18. Mateusz Masłowski oraz spółka byli w stanie postawić kropkę nad „i”, triumfując w drugiej odsłonie 25:15. Po dziesięciominutowej przerwie katowiccy zawodnicy, którzy nie mieli już nic do stracenia, postanowili zagrać odważniej i szybko objęli prowadzenie 4:1. Inicjatywa była po stronie GKS-u Katowice, a na boisku brylował Serhiy Kapelus (11:15). Resovia miała kłopoty w defensywie i przez pewien czas nie mogła przerwać naporu rywala. Kluczem do podjęcia przez gospodarzy rękawicy w tej odsłonie okazało się zatrzymanie Kapelusa i wzmocnienie zagrywki. Właśnie to sprawiło, iż siatkarze ze stolicy województwa podkarpackiego wygrywali 22:20. Jochen Schoeps oraz jego klubowi koledzy już nie pozwolili się dogonić (25:22) i odnieśli wiktorię 3:0 w całym meczu.   (…)

 

czassiatkowki.pl – PlusLiga: Rzeszowianie pokonują katowiczan i nadal mają szansę na czołową szóstkę

Spotkanie pomiędzy Asseco Resovią Rzeszów a GKS-em Katowice zakończyło się po trzech setach na korzyść gospodarzy. Podopieczni trenera Piotra Gruszki mieli szansę na przedłużenie meczu w ostatniej partii, w której prowadzili nawet pięcioma punktami. Ostatecznie jednak rzeszowianie odwrócili losy tej odsłony i wygrali całe starcie.  (…) Kolejną odsłonę od dwupunktowe prowadzenia rozpoczęli gospodarze (2:0). Katowiczanie szybko doprowadzili do wyrównania (4:4). Gra przez jakiś czas toczyła się punkt za punkt (7:7), ale rzeszowianie po raz kolejny narzucili rywalom swój rytm gry i wysforowali się na trzy „oczka” prowadzenia (11:8). Dobra gra w ataku i bloku spowodowały, że przewaga siatkarzy Asseco Resovii rosła (14:9, 16:10). Podopieczni trenera Andrzeja Kowala nie tracili koncentracji, dzięki czemu mieli wysoką zaliczkę (19:11). W decydującą część seta zespoły wkraczały przy stanie 20:11 na korzyść rzeszowian. Ostatecznie partia ta zakończyła się wynikiem 25:15 dla gospodarzy.  (…)

czassiatkowki.pl – Maciej Fijałek: „Chcemy grać do końca i walczyć o jak najlepsze miejsce”

(…)  „Od początku nie mogliśmy wejść w ten mecz i było widać, że gracze którzy weszli, pokazali że można grać, sprawia im to radość. My zaczęliśmy grać słabiej, było widać nerwowość i przez dwa sety nic nam nie wychodziło” – powiedział po spotkaniu w Rzeszowie rozgrywający GKS-u Katowice, Maciej Fijałek.  Trzecim secie gra miała całkiem inny obraz i to goście nadawali rytm gry, wszystko jednak rozstrzygnęło się w ostatnich akcjach. „W końcówce nie mogliśmy przyjąć piłek, poza tym nie byliśmy w stanie skończyć dwóch, trzech piłek i zrobiło się nerwowo, a w konsekwencji nie udało się wygrać tej końcówki” – dodał Maciej Fijałek.  (…)  Gracze GKS-u Katowice mieli swoje szanse na przedłużenie losów spotkania w Rzeszowie, po dziesięciominutowej przerwie zapewnili sobie bowiem wysokie prowadzenie i wydawałoby się, że są na dobrej drodze do zwycięstwa. W końcówce jednak w polu zagrywki pojawił się Jochen Schöps, który posłał kilka asów serwisowych i odrzucił przeciwników od siatki. „Można powiedzieć, że Jochen praktycznie wprowadzał nam zagrywkę, bo nie można powiedzieć, że to był jakiś trudny serwis, a my sobie z tym nie poradziliśmy i nie byliśmy w stanie przyjąć tej piłki” – mówił Maciej Fijałek, dodając:  „W trzecim secie wszystko się fajnie układało. Wyszedł zmieniony skład i od samego początku było widać, że gra zaczęła wyglądać całkiem nieźle, a na pewno lepiej niż w pierwszych dwóch partiach. Na początku nie potrafiliśmy przyjąć zagrywki i wtedy ciężko się gra z taką drużyną jak Asseco Resovia. Szkoda, bo do samego końca prowadziliśmy pięcioma punktami i w końcówce wróciliśmy do tego, co pokazywaliśmy w pierwszych dwóch setach”.  (…)  „Z mobilizacją nie będzie problemu. Chcemy grać do końca i walczyć o jak najlepsze miejsce w tabeli i nie patrzymy na to, co się dzieje. Na razie jesteśmy w miarę spokojni, ale wszystko może się tak ułożyć, że każdy mały punkt będzie decydował o kolejności końcowej” – zakończył Maciej Fijałek.

 

assecoresovia.pl – Trzysetowe zwycięstwo z GKS-em Katowice

(…)  Od pierwszych piłek swoją przewagę budowali podopieczni trenera Andrzeja Kowala. Po atakach ze środka gospodarze prowadzili 8:5. Pewne zbicia Jakuba Jarosza na prawym skrzydle, a także asy serwisowe Thibaulta Rossarda dały wynik 15:10. Skuteczna gra po stronie rzeszowian i proste błędy przyjezdnych utrzymywały przewagę Asseco Resovii (19:14). Przy zagrywkach Emanuela Kohuta straty nieco zniwelowali rywale (21:17) i o pierwszą przerwę w tym spotkaniu poprosił trener Andrzej Kowal. Po powrocie na parkiet punktowy blok ustawił Michał Kędzierski. Dobre wejście w pole serwisowe zanotował Serhiy Kapelus, dzięki czemu katowiczanie doprowadzili do wyniku 24:23, ostatecznie atak ze środka zakończył tą odsłonę (25:23). Wyrównany początek miał drugi set tego pojedynku (6:6). Gospodarze przewagę zaczęli budować przy serwisach Olka Śliwki i Łukasza Perłowskiego (11:8). W momencie, kiedy w polu zagrywki zameldował się Jakub Jarosz prowadzenie urosło do pięciu punktów i o czas poprosił trener Piotr Gruszka (14:9). Proste błędy po stronie przyjezdnych powiększały prowadzenie rzeszowian, którzy pewnie kroczyli po zwycięstwo w tym secie (22:13). Na długą przerwę zespoły schodziły po błędzie dotknięcia siatki ekipy GKS-u (25:15). Trzecią partię lepiej otworzyli przyjezdni (1:4), jednak po bloku Olka Śliwki na tablicy widniał remis po 4. Mocne serwisy zawodników z Katowic systematycznie budowały ich prowadzenie (11:15). Dobre wejście na boisko zanotował Jochen Schops, który punktował nie tylko blokiem, ale również zagrywką doprowadzając do remisu po 20. W końcówce seta nie do zatrzymania był Thibault Rossard (24:22), a pojedynek zakończył Olek Śliwka (25:22).  (…)

 



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga