Piłka nożna kobiet Wywiady
Słowińska: Mamy bawić się piłką

Turniej eliminacyjny do Ligi Mistrzyń był okazją do rozmowy z Klaudią Słowińską, która od 2023 roku reprezentuje barwy naszego klubu. Zawodniczka opowiedziała nam o swoim pierwszym powołaniu do reprezentacji, gry na dwóch różnych pozycjach, a także zdradziła kilka zakulisowych szczegółów z szatni. Zapraszamy do lektury.
Co skłoniło cię do dołączenia do GKS-u Katowice?
Klaudia Słowińska: Kiedy grałam przeciwko Katowicom, byłam zawsze pełna podziwu, jak ten zespół gra i jak dziewczyny rozumieją się na boisku. Przeważyła chęć bycia częścią takiej drużyny.
Trudno było się dostosować do systemu Karoliny Koch?
Nie jest łatwo, ale nie powiedziałabym też, że jest trudno. Trzeba sobie nawzajem zaufać i wtedy jest już dobrze.
Zaskoczyło cię, że jesteś wystawiana na obronie?
Nie jest ważne, na jakiej wyjdę pozycji – jestem zawsze w pełni gotowa do gry. Zostałam zaprezentowana przed sezonem jako pomocniczka, ale dobrze czuję się też na obronie. Na początku z tyłu głowy miałam, że za mną nie ma już całego zespołu, a jedynie bramkarka, ale… takie myśli trwały jedynie kilka minut. Gdy się podłączam do akcji ofensywnych, mam dziewczyny dookoła siebie, które mnie wspierają. Wszystkie się dobrze znamy i jeśli za mocno się zapędzę z przodu, to zawsze ktoś zaasekuruje moją strefę.
Na boisku wolisz mieć konkretne zadania czy swobodę?
To oczywiście zależy od meczu. Zawsze mamy jakieś założenia, ale to też nie jest tak, że nie mamy swobody. Trenerka przed każdym meczem mówi, że my się mamy piłką bawić. Znamy nasz plan na spotkanie i realizujemy go, ale mamy też wolną rękę do rozegrań.
Czujesz, że rozwijasz się w Katowicach?
Tak, z całą pewnością. Trenerka jest perfekcjonistką i z każdego meczu jest w stanie coś wyciągnąć. Nie chodzi nawet o większe błędy, ale uczymy się detali. Trenerka nam przekazuje dodatkową wiedzę, a my w szatni też dyskutujemy ze sobą. Niemal zawsze chodzimy z tablicą i coś sobie tłumaczymy, więc piłka nożna cały czas nam towarzyszy. Wolny czas też jest w formie odpoczynku z piłką.
Zagraniczne zawodniczki, pochodzące z innych „kultur” piłkarskich, także rozwijają?
Zdecydowanie. Nowe koleżanki bardzo dobrze się wpasowały w drużynę. Możemy nauczyć się czegoś od nich, a one mogą czerpać wiedzę i doświadczenia od nas. To wpływa na całą drużynę, dzięki temu możemy się nieustannie rozwijać i być coraz lepsze. Na pewno jest to pozytywna i nieunikniona rzecz w sporcie drużynowym.
Zawsze byłaś tak silna fizycznie?
Od zawsze na tym bazowałam i po prostu cały czas się z tym mierzę na boisku, bo mam teraz też taką pozycję. To pomaga w kształtowaniu tej cechy i dalej będę się w tym kierunku rozwijać.
Myślałaś kiedyś, że zostaniesz reprezentantką Polski?
To zawsze było moim marzeniem, by grać z największymi klubami i najlepszymi reprezentacjami. Już się to marzenie tak naprawdę trochę spełniło. Było dużo radości i ekscytacji z pierwszego powołania, bardzo miło to wspominam. Zadzwoniłam do mamy, gdy tylko się o tym dowiedziałam, bo zawsze dzielę się z nią takimi wiadomościami. Ona, podobnie jak ja, również nie mogła w to uwierzyć.
Co czułaś przed pierwszym meczem w kadrze?
Radość i dumę, że będę mogła się pokazać. Oczywiście był też stres, ale po wejściu na boisko już się o tym wszystkim zapomina. Wiesz, co masz robić i po co tam jesteś, a kibice cię dodatkowo niosą.
W reprezentacji grasz na innej pozycji.
Są to dwie różne role i po prostu trzeba się przestawić, ale nie jest to aż takie trudne. Na zgrupowaniach jest mniej czasu niż w klubie, ale wiele uczę się od dziewczyn na treningach. Chcę grać i liczę, że uzbieram więcej minut w reprezentacji.
Z Aleksandrą Nieciąg nie wystąpiłyście już praktycznie tylko na bramce.
Tak, śmiejemy się zawsze z tego. Najważniejsze jest to, że przed każdym meczem znamy swoje założenia i każda zawodniczka, niezależnie od przypisanej pozycji, jest pewna tego, co ma zrobić. Jeśli chodzi o założenia taktyczne, czujemy się dobrze na każdej pozycji.
Macie jakieś tradycje w szatni?
Na pewno jest to nasz DJ, czyli Kinga Seweryn. Po wygranych meczach lubimy też wspólnie potańczyć i pośpiewać. Wraz z Olą Nieciąg zawsze rozkręcamy szatnie, to jest taki nasz sposób na świętowanie. Każda z nas ma takie swoje indywidualne „zabobony”, z których zawsze się śmiejemy. Na przykład ja za każdym razem ostatnia wychodzę z szatni i każda z koleżanek za mną woła: „Tubiś, Tubiś!”. Zawsze wiadomo, że Tubiś ostatnia wyjdzie. To są takie indywidualne tradycje, ale drużynowo to właśnie ta muzyka nas niesie, za którą odpowiada Kinga. Kinga ogólnie jest największym śmieszkiem w szatni, po prostu ma taki styl bycia. Czujemy jej klimat żartów i nam się to podoba.
Co zazwyczaj robisz przed i po meczu?
Przed spotkaniem staram się zwizualizować sobie potencjalne sytuacje i akcje. Dużo myślę i analizuję, czasami się śmieję, że może aż za dużo. Lubię też posłuchać muzyki, ale już wchodząc do szatni wyłączam telefon i w pełni się skupiam. Po występie to już w zależności od wyniku. Staram się szybko zapomnieć o tych gorszych, często pomaga mi w tym muzyka. Wyciągam wnioski i uczę się na doświadczeniach. Wygranych też długo nie rozpamiętuję, ale chętnie do nich wracam pamięcią.
Wyczekiwałaś europejskich pucharów?
Było to z tyłu głowy w końcówce sezonu, ale skupiałyśmy się przede wszystkim na najbliższych meczach i na kolejnych mikrocyklach. Nowy format rozgrywek, wprowadzenie Pucharu Europy dużo daje. Zagramy więcej spotkań, a to się przełoży na nasz rozwój. Kibice też będą się tym bardziej interesować.
Rozmawiamy przed finałem z ZNK Murą. Jak wygląda wasz plan treningów w okresie turniejowym?
Mamy jeden trening dziennie, przy grze co trzy dni nie mogłoby być ich więcej. Ważna jest indywidualna regeneracja i dodatkowe potrzeby każdej z dziewczyn. Mamy dostępny basen i idziemy takim tokiem meczowym, ale najważniejsza jest właśnie odnowa i regeneracja w tych dniach, bo takie intensywne i częste mecze da się odczuć. Po pierwszym meczu turnieju jeszcze nie odczuwamy zmęczenia, ale po sobotnim finale na pewno nasze organizmy będą potrzebowały odpoczynku. Na razie o tym nie myślę i jestem gotowa na decydujące starcie.
Upały przeszkadzają?
Na pewno ciężej się gra w takiej pogodzie, ale jeśli się jest dobrze przygotowanym, wtedy zbyt wiele się o tym nie myśli. Po meczu odczuwa się większe zmęczenie, jednak podczas spotkania każdy ma takie same warunki.
Jaki masz cel na ten sezon?
Ja akurat nie lubię rozmawiać o celach i zawsze się śmieję, że cel będzie efektem ubocznym naszej ciężkiej pracy. Oby udało osiągnąć się jak najwyższe.
Ulubione wspomnienie z kariery?
Oczywiście Puchar Polski i mistrzostwo kraju, a także awans na Mistrzostwa Europy i sam udział w nich.
Jak ocenisz rozwój dyscypliny w Polsce na przestrzeni lat?
Na własnym przykładzie widzę, że kobiecy futbol cały czas idzie do przodu. Tak samo jest w Katowicach – dwa mistrzostwa, wicemistrzostwo i Puchar Polski. Myślę, że piłka nożna kobiet idzie w dobrym kierunku.
Jak oceniasz miasto Katowice?
Bardzo dobrze, choć jestem tutaj głównie w kontekście sportowym. Zdziwiłam się natomiast, że miasto jest tak piękne i ma tak wiele ładnych miejsc.
Odczuwasz wsparcie kibiców?
Zdecydowanie. Z meczu na mecz coraz więcej fanów pojawia się na stadionie i to jest po prostu duma, że aż tyle osób przychodzi na nasze spotkania. Mamy nadzieję, że będzie ich coraz więcej. Każdy marzy o takich pojedynkach, gdy trybuny krzyczą i nie jesteś w stanie nawet usłyszeć swoich koleżanek. To naprawdę motywuje i niesie człowieka. Obrazki z meczu na Nowej Bukowej zawsze ze mną zostaną. Mam nadzieję, że razem pobijemy kolejne rekordy frekwencji.
Jesteś rozpoznawana na mieście?
Ostatnio w Katowicach już tak i jest to bardzo miłe. Właśnie po takich małych wydarzeniach odczuwa się to, że polska kobieca piłka idzie w dobrą stronę.
Wystąpiłaś nawet w „reklamie” waszego hotelu w Słowenii.
No właśnie! (śmiech) Dziewczyny się śmiały i pytały, czy to hotel nas zatrudnił. Da się odczuć zainteresowanie medialne.
Który okres przygotowawczy bardziej lubisz?
Wolę chyba ten letni czas przygotowań. Lubię trenować, gdy jest słońce, ale nie ma to dla mnie aż takiego znaczenia.
Myślałaś czym byś się zajmowała, gdyby nie był to futbol?
Nie, od zawsze piłka była ze mną. Nigdy w sumie nie myślałam, co bym wtedy robiła innego. Piłkę kocham najbardziej.
Masz jakiś ulubiony kierunek wakacyjny?
Szczerze mówiąc, nawet jeszcze nie wiem, czy się na nie udam. Nie mam jakiegoś ulubionego kierunku, na razie w pełni skupiam się na pracy.
Na koniec powiedz, kto jest twoim idolem i w jaki świat z książek lub filmu chciałabyś się przenieść?
Moim idolem zdecydowanie jest Cristiano Ronaldo, a ulubionym klubem – Real Madryt. Co do książek, zdecydowanie wybrałabym świat magii, mógłby to być Harry Potter.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze