Dołącz do nas

Piłka nożna kobiet Wywiady

Słowińska: Mamy bawić się piłką

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Turniej eliminacyjny do Ligi Mistrzyń był okazją do rozmowy z Klaudią Słowińską, która od 2023 roku reprezentuje barwy naszego klubu. Zawodniczka opowiedziała nam o swoim pierwszym powołaniu do reprezentacji, gry na dwóch różnych pozycjach, a także zdradziła kilka zakulisowych szczegółów z szatni. Zapraszamy do lektury.

Co skłoniło cię do dołączenia do GKS-u Katowice?
Klaudia Słowińska: Kiedy grałam przeciwko Katowicom, byłam zawsze pełna podziwu, jak ten zespół gra i jak dziewczyny rozumieją się na boisku. Przeważyła chęć bycia częścią takiej drużyny.

Trudno było się dostosować do systemu Karoliny Koch?
Nie jest łatwo, ale nie powiedziałabym też, że jest trudno. Trzeba sobie nawzajem zaufać i wtedy jest już dobrze.

Zaskoczyło cię, że jesteś wystawiana na obronie?
Nie jest ważne, na jakiej wyjdę pozycji – jestem zawsze w pełni gotowa do gry. Zostałam zaprezentowana przed sezonem jako pomocniczka, ale dobrze czuję się też na obronie. Na początku z tyłu głowy miałam, że za mną nie ma już całego zespołu, a jedynie bramkarka, ale… takie myśli trwały jedynie kilka minut. Gdy się podłączam do akcji ofensywnych, mam dziewczyny dookoła siebie, które mnie wspierają. Wszystkie się dobrze znamy i jeśli za mocno się zapędzę z przodu, to zawsze ktoś zaasekuruje moją strefę.

Na boisku wolisz mieć konkretne zadania czy swobodę?
To oczywiście zależy od meczu. Zawsze mamy jakieś założenia, ale to też nie jest tak, że nie mamy swobody. Trenerka przed każdym meczem mówi, że my się mamy piłką bawić. Znamy nasz plan na spotkanie i realizujemy go, ale mamy też wolną rękę do rozegrań.

Czujesz, że rozwijasz się w Katowicach?
Tak, z całą pewnością. Trenerka jest perfekcjonistką i z każdego meczu jest w stanie coś wyciągnąć. Nie chodzi nawet o większe błędy, ale uczymy się detali. Trenerka nam przekazuje dodatkową wiedzę, a my w szatni też dyskutujemy ze sobą. Niemal zawsze chodzimy z tablicą i coś sobie tłumaczymy, więc piłka nożna cały czas nam towarzyszy. Wolny czas też jest w formie odpoczynku z piłką.

Zagraniczne zawodniczki, pochodzące z innych „kultur” piłkarskich, także rozwijają?
Zdecydowanie. Nowe koleżanki bardzo dobrze się wpasowały w drużynę. Możemy nauczyć się czegoś od nich, a one mogą czerpać wiedzę i doświadczenia od nas. To wpływa na całą drużynę, dzięki temu możemy się nieustannie rozwijać i być coraz lepsze. Na pewno jest to pozytywna i nieunikniona rzecz w sporcie drużynowym.

Zawsze byłaś tak silna fizycznie?
Od zawsze na tym bazowałam i po prostu cały czas się z tym mierzę na boisku, bo mam teraz też taką pozycję. To pomaga w kształtowaniu tej cechy i dalej będę się w tym kierunku rozwijać.

Myślałaś kiedyś, że zostaniesz reprezentantką Polski?
To zawsze było moim marzeniem, by grać z największymi klubami i najlepszymi reprezentacjami. Już się to marzenie tak naprawdę trochę spełniło. Było dużo radości i ekscytacji z pierwszego powołania, bardzo miło to wspominam. Zadzwoniłam do mamy, gdy tylko się o tym dowiedziałam, bo zawsze dzielę się z nią takimi wiadomościami. Ona, podobnie jak ja, również nie mogła w to uwierzyć.

Co czułaś przed pierwszym meczem w kadrze?
Radość i dumę, że będę mogła się pokazać. Oczywiście był też stres, ale po wejściu na boisko już się o tym wszystkim zapomina. Wiesz, co masz robić i po co tam jesteś, a kibice cię dodatkowo niosą.

W reprezentacji grasz na innej pozycji.
Są to dwie różne role i po prostu trzeba się przestawić, ale nie jest to aż takie trudne. Na zgrupowaniach jest mniej czasu niż w klubie, ale wiele uczę się od dziewczyn na treningach. Chcę grać i liczę, że uzbieram więcej minut w reprezentacji.

Z Aleksandrą Nieciąg nie wystąpiłyście już praktycznie tylko na bramce.
Tak, śmiejemy się zawsze z tego. Najważniejsze jest to, że przed każdym meczem znamy swoje założenia i każda zawodniczka, niezależnie od przypisanej pozycji, jest pewna tego, co ma zrobić. Jeśli chodzi o założenia taktyczne, czujemy się dobrze na każdej pozycji.

Macie jakieś tradycje w szatni?
Na pewno jest to nasz DJ, czyli Kinga Seweryn. Po wygranych meczach lubimy też wspólnie potańczyć i pośpiewać. Wraz z Olą Nieciąg zawsze rozkręcamy szatnie, to jest taki nasz sposób na świętowanie. Każda z nas ma takie swoje indywidualne „zabobony”, z których zawsze się śmiejemy. Na przykład ja za każdym razem ostatnia wychodzę z szatni i każda z koleżanek za mną woła: „Tubiś, Tubiś!”. Zawsze wiadomo, że Tubiś ostatnia wyjdzie. To są takie indywidualne tradycje, ale drużynowo to właśnie ta muzyka nas niesie, za którą odpowiada Kinga. Kinga ogólnie jest największym śmieszkiem w szatni, po prostu ma taki styl bycia. Czujemy jej klimat żartów i nam się to podoba.

Co zazwyczaj robisz przed i po meczu?
Przed spotkaniem staram się zwizualizować sobie potencjalne sytuacje i akcje. Dużo myślę i analizuję, czasami się śmieję, że może aż za dużo. Lubię też posłuchać muzyki, ale już wchodząc do szatni wyłączam telefon i w pełni się skupiam. Po występie to już w zależności od wyniku. Staram się szybko zapomnieć o tych gorszych, często pomaga mi w tym muzyka. Wyciągam wnioski i uczę się na doświadczeniach. Wygranych też długo nie rozpamiętuję, ale chętnie do nich wracam pamięcią.

Wyczekiwałaś europejskich pucharów?
Było to z tyłu głowy w końcówce sezonu, ale skupiałyśmy się przede wszystkim na najbliższych meczach i na kolejnych mikrocyklach. Nowy format rozgrywek, wprowadzenie Pucharu Europy dużo daje. Zagramy więcej spotkań, a to się przełoży na nasz rozwój. Kibice też będą się tym bardziej interesować.

Rozmawiamy przed finałem z ZNK Murą. Jak wygląda wasz plan treningów w okresie turniejowym?
Mamy jeden trening dziennie, przy grze co trzy dni nie mogłoby być ich więcej. Ważna jest indywidualna regeneracja i dodatkowe potrzeby każdej z dziewczyn. Mamy dostępny basen i idziemy takim tokiem meczowym, ale najważniejsza jest właśnie odnowa i regeneracja w tych dniach, bo takie intensywne i częste mecze da się odczuć. Po pierwszym meczu turnieju jeszcze nie odczuwamy zmęczenia, ale po sobotnim finale na pewno nasze organizmy będą potrzebowały odpoczynku. Na razie o tym nie myślę i jestem gotowa na decydujące starcie.

Upały przeszkadzają?
Na pewno ciężej się gra w takiej pogodzie, ale jeśli się jest dobrze przygotowanym, wtedy zbyt wiele się o tym nie myśli. Po meczu odczuwa się większe zmęczenie, jednak podczas spotkania każdy ma takie same warunki.

Jaki masz cel na ten sezon?
Ja akurat nie lubię rozmawiać o celach i zawsze się śmieję, że cel będzie efektem ubocznym naszej ciężkiej pracy. Oby udało osiągnąć się jak najwyższe.

Ulubione wspomnienie z kariery?
Oczywiście Puchar Polski i mistrzostwo kraju, a także awans na Mistrzostwa Europy i sam udział w nich.

Jak ocenisz rozwój dyscypliny w Polsce na przestrzeni lat?
Na własnym przykładzie widzę, że kobiecy futbol cały czas idzie do przodu. Tak samo jest w Katowicach – dwa mistrzostwa, wicemistrzostwo i Puchar Polski. Myślę, że piłka nożna kobiet idzie w dobrym kierunku.

Jak oceniasz miasto Katowice?
Bardzo dobrze, choć jestem tutaj głównie w kontekście sportowym. Zdziwiłam się natomiast, że miasto jest tak piękne i ma tak wiele ładnych miejsc.

Odczuwasz wsparcie kibiców?
Zdecydowanie. Z meczu na mecz coraz więcej fanów pojawia się na stadionie i to jest po prostu duma, że aż tyle osób przychodzi na nasze spotkania. Mamy nadzieję, że będzie ich coraz więcej. Każdy marzy o takich pojedynkach, gdy trybuny krzyczą i nie jesteś w stanie nawet usłyszeć swoich koleżanek. To naprawdę motywuje i niesie człowieka. Obrazki z meczu na Nowej Bukowej zawsze ze mną zostaną. Mam nadzieję, że razem pobijemy kolejne rekordy frekwencji.

Jesteś rozpoznawana na mieście?
Ostatnio w Katowicach już tak i jest to bardzo miłe. Właśnie po takich małych wydarzeniach odczuwa się to, że polska kobieca piłka idzie w dobrą stronę.

Wystąpiłaś nawet w „reklamie” waszego hotelu w Słowenii.
No właśnie! (śmiech) Dziewczyny się śmiały i pytały, czy to hotel nas zatrudnił. Da się odczuć zainteresowanie medialne.

Który okres przygotowawczy bardziej lubisz?
Wolę chyba ten letni czas przygotowań. Lubię trenować, gdy jest słońce, ale nie ma to dla mnie aż takiego znaczenia.

Myślałaś czym byś się zajmowała, gdyby nie był to futbol?
Nie, od zawsze piłka była ze mną. Nigdy w sumie nie myślałam, co bym wtedy robiła innego. Piłkę kocham najbardziej.

Masz jakiś ulubiony kierunek wakacyjny?
Szczerze mówiąc, nawet jeszcze nie wiem, czy się na nie udam. Nie mam jakiegoś ulubionego kierunku, na razie w pełni skupiam się na pracy.

Na koniec powiedz, kto jest twoim idolem i w jaki świat z książek lub filmu chciałabyś się przenieść?
Moim idolem zdecydowanie jest Cristiano Ronaldo, a ulubionym klubem – Real Madryt. Co do książek, zdecydowanie wybrałabym świat magii, mógłby to być Harry Potter.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga