Czas na tradycyjne szybkie przeprawienie się przez wszystko to, co wydarzyło się w rundzie jesiennej. Jak zawsze opisujemy to w pigułce. Tym razem „tytuły” meczów będą wierszem i prosimy o wyrozumiałość – chcieliśmy „dorównać” ich poziomem, do poziomu naszych piłkarzy. I chyba się to udało.
Wakacyjne leżenie, na boisku lenie
Spotkanie z Podbeskidziem miało dać nam nadzieję, że po gruntownych zmianach kadrowych – będzie lepiej. Niestety spotkanie okazało się żenujące w wykonaniu GKS. Beznamiętne, słabe, bezbarwne, z kuriozalnymi interwencjami Kupca. Podbeskidzie wygrało 1:0 i Grzegorz Goncerz w końcu mógł się cieszyć z wygranej na Bukowej.
Osiem rąk Mariusza, trzy punkty Łodzi wydusza
Spektakularne interwencje Mariusza Pawełka pozwoliły zapobiec utracie jednej, dwóch czy tam pięciu bramek z ŁKS. Zawodnik swoimi interwencjami i nieprawdopodobnym refleksem dał możliwość wygranej, którą udało się odnieść po chyba jednej sensownej akcji ofensywnej, gdy po podaniu Michalika, Rumin strzelił gola.
Z fajerwerkami i podzielonymi punktami
Pierwsza połowa meczu z Tychami była najlepsza w tym sezonie. Wiele sytuacji, szybka, dynamiczna, efektowna gra. Dało się widzieć postęp i mieć nadzieję. Problem w tym, że to Tychy zdobyły bramkę, a nas stać było tylko na jednego gola. Po przerwie ta gra już siadła i mecz, który powinien zakończyć się wysokim zwycięstwem, zakończył się lekką klapą.
Rumin pudłuje, Sandecja na tróję
Gdyby Daniel Rumin wykorzystał dwusetkę z początku meczu z Sandecją, moglibyśmy ze spadkowiczem z ekstraklasy wygrać. Niestety ta (najlepsza) plus kilka innych sytuacji, mimo że dawały nadzieję na przyszłość, nie dały nam tak potrzebnych punktów. Dodatkowo kolejny rywal wykorzystał nasze wielbłądy w obronie.
Błąd od poprzeczki, trzy punkty do teczki
Spotkanie z Wigrami nie było już tak niezłe, jak dwa poprzednie, ale przynajmniej zakończone wygraną. Ozdobą meczu była piękna bramka Adriana Błąda zza pola karnego. W drugiej połowie – gdy Wigry się już odkryły – katowiczanie stworzyli sobie sporo dobrych sytuacji, ale i tu zabrakło szczęścia i precyzji.
Jak w Częstochowie, sabotaż rozpoczął człowiek
To właśnie od meczu z Rakowem rozpoczęło się wszystko, co najgorsze. Jacek Paszulewicz zamiast utrzymać dobry trend, zaczął mieszać, dokonywać dziwnych, niezrozumiałych i nielogicznych zmian. GKS w Częstochowie zagrał słabo, stracił gole frajerskie, ale i tak przy odrobinie szczęścia mógł coś wycisnąć.
Derbowe spotkanie, tradycyjnie lanie
Po latach spotkaliśmy się z Jastrzębiem i marzyliśmy w końcu o przełamaniu derbowych klęsk. Nic z tych rzeczy. Kolejny rywal z regionu przyjechał jak po swoje. GKS pozwolił rywalom na radość, prestiż, sobie znów serwując upokorzenie.
Poczobuta czerwona, końcówka ustawiona
Śmieszne były wypowiedzi, jakoby czerwona kartka Poczobuta w końcówce meczu miała wpływ na końcowy wynik i była jego główną przyczyną. Tym bardziej, że to GKS grał przez chwilę w przewadze i wtedy już „ustawić” sobie meczu nie mógł. GKS frajersko nie utrzymał remisu i sytuacja zaczęła się robić coraz gorsza.
Dwa gongi w Głogowie, znów dostaliśmy po głowie
I tutaj można było pokusić się o punkt, ale kolejne kuriozalne błędy w obronie dały rywalom w końcówce dwa gole. Czwarta porażka z rzędu stała się faktem, a GKS zaczął mieć problemy ze strzelaniem jakichkolwiek bramek.
Cztery minuty, samobójcze Poczobuty
GKS długo prowadził z Odra dwiema bramkami, ale do roboty wzięli się nasi obrońcy. W ciągu 240 sekund straciliśmy dwie bramki, a druga strzelił efektownym wślizgiem nasz „przecinak” Bartłomiej Poczobut. Z wygranego meczu w chwilę zrobił się mecz zremisowany.
Zremisowali, choć nic nie grali
Kolejny beznadziejny mecz, znów z prowadzeniem, którego nie udało się wygrać. Spotkanie z Puszczą było jednak dużo słabsze niż to z Odrą. Bez wyrazu, bez sensownego podejścia, z chaosem, brakiem taktyki i ogólną beznadzieją.
Odnieśli glorię, wprawiając stadion w euforię
Tak naprawdę ekstraklasowo grająca Pogoń powinna wygrać w Katowicach pięcioma bramkami. Tylu setek, ilu nie wykorzystali goście, można było policzyć na palcach dwóch rąk. Mieliśmy jednak Krzysztofa Barana w bramce i mnóstwo szczęścia, jak wtedy, gdy w 90. minucie Benedyczak nie trafił do pustej bramki. A potem dogrywka, karne i Lisowski, niczym Fabio Grosso w finale 2006.
Gong na koniec po leżakowaniu w obronie
Również z Niecieczą można było osiągnąć lepszy rezultat. Nasi zawodnicy postanowili jednak olać ordynarnie swoje obowiązki w polu karnym i zaproponować rywalom strzelenie gola. Nieciecza dzięki temu po raz trzydziesty siódmy wygrała w Katowicach.
Jak to się stało, że wam się w końcu udało?
Całe szczęście, że Olsztynie udało się wygrać, bo bez wygranej tak, na dziś mielibyśmy jeszcze trudniejszą sytuację. Na szczęście Stomil sfrajerzył się równie mocno, co GKS w wielu innych spotkaniach.
W debiucie Dudka, wystrychnięci na dudka
Kopacze na klepisku. Piłki nożnej bowiem to nie przypominało. Żenujące spotkanie z jednym tylko (niecelnym!) strzałem z naszej strony. Do tego swoje popisy kontynuował Lisowski, który podał piłkę Prokićowi, by ten mógł się przełamać. Od tego meczu Stal poszła w górę i będzie się bić o awans.
Czerwona latarnia, czyli Garbarnia, trzy punkty frajerom wygania
Najgorszy zespół ligi, zbierający bęcki regularnie, przyjechał sobie na Bukową, jak po swoje. Niesamowite jest to, że GKS i ten mecz potrafił przegrać. Dodatkowo po paralitycznym zderzeniu Lisowskiego i Pawełka. Nie udało sie wykorzystać kilku okazji. Pogrążyliśmy się.
Warta poprawia, można puścić pawia
Nawet tak przeciętna ekipa jak Warta Poznań, dzieliła i rządziła w Katowicach. GKS był kompletnie bezradny, nie potrafił zrobić absolutnie nic, a fatalne – po raz kolejny – błędy w obronie mogły zakończyć się jeszcze wyższym wynikiem do przerwy.
Maszyna pracuje, Lisowski z pucharu eliminuje
Ultradefensywna taktyka w meczu z Jagiellonią zdawała rezultat do 120. minuty. Wtedy to mózg odłączyło na chwilę Lisowskiemu, który kompletnie bez sensu sfaulował rywala w polu karnym. Była szansa na sensację, ale obrońca standardowo postanowił inaczej.
Wawrzyniak tu, Wawrzyniak tam, Wawrzyniak punkcik daje nam
Tutaj odwrotnie niż w poprzednich meczach, tym razem to GieKSa odrobiła w końcówce straty. Mecz nie był wybitny, ale przynajmniej zremisowany. Główną postacią był Jakub Wawrzyniak, który trafił do obu bramek. A GieKSie udało się zdobyć dwa gole po rzutach rożnych, co jest ewenementem.
GieKSa pod Klimczokiem, Góralom wychodzi bokiem
Mało kto dawał szansę katowiczanom w Bielsku. I zagrali oni znów ultradefensywnie, ale po szczęściu Śpiączki i dobrej jego akcji z Błądem udało się zdobyć dwa gole i po raz trzeci z rzędu wygrać w Bielsku. Zdecydowanie szczęśliwy ten stadion.
Raz, dwa, trzy, tyskie…cztery, co się dzieje do cholery?
Zachwycony wygraną w Bielsku Dudek postanowił dać coś ekstra, czyli ofensywę w Tychach. Gospodarze wypunktowali nas strasznie, aplikując cztery bramki. Ofensywa była widoczna, ale nieefektywna, jeśli natomiast chodzi o defensywę, to był dramat nad dramaty.
Pechowo nie wygrali, szczęśliwe nie przegrali
Mecz z ŁKS był spotkaniem paradoksów. GKS do 90. minuty prowadził i tylko pech mógł nam odebrać wygraną. Tak się stało, rzut karny wykorzystał Radionow i był remis. Od tego momentu tylko szczęście mogło nam zapewnić remis i tak się stało, bo rywale nie wykorzystali dwóch stuprocentowych okazji w końcówce.
Błąd z karnego, remis do niczego
Bezbramkowy rezultat z Sandecją nikogo w Katowicach nie zadowolił. GKS zagrał średnio z niezrozumiale defensywnie usposobionym rywalem. Była znów szansa na wygraną, ale Adrian popełnił Błąd wykonując jedenastkę. I na tym skończył się ten smutny dla nas wszystkich piłkarski rok.
q2
11 grudnia 2018 at 18:32
Warto wspomnieć, że przed laty,
przeciwnicy dostawali od nas baty.
Rywale mieli minę nietęgą,
klub przez dekadę był potęgą.
Twierdza „Bukowa”, mur, obrona,
pressing, atak, rywal kona.
Piłkarze dla GieKSy serce oddali,
cholernie twardzi, zdrowie ze stali.
Grali starsi, grali młodzi,
walczyli, nikt nie zawodził.
Piękne czasy, mecze, puchary,
wspomni nie jeden kibic stary.
Dzisiejsza GieKSa to jakaś farsa,
dyrektor ściąga piłkarzy z Marsa.
Serwuje kontrakty kosmiczne,
gramy jak laicy, jakoś anemicznie.
Irishman
11 grudnia 2018 at 21:11
No, a sam prezes ma Klub Biznesu
Więc nie obejdzie się bez sukcesu!
Tylko, ze kurde… patrzę w tabelę
A nasza GieKSa nie jest na czele.
Szukam i szukam, a jej ciągle nie ma
Czyżby ta presja tak nas złamała?
bonik
12 grudnia 2018 at 00:16
Nie zgadzam się z 80% opinii o tych meczach w pierwszej połowie rundy. Pomieszanie z poplątaniem. Końcówka łatwa do oceny ale pierwsza połowa…. tam gdzie dostawaliśmy w dupę komentarze że mało brakło, tam gdzie mało brakło komentarze, że dostawaliśmy w dupę. Teoria relatywizmu w 100% a my ładujemy pod prędkość światła- gdzie:
E= ilość punktów straty do miejsca z awansem, m= brakująca ilość kibiców na Blaszoku, c2 = gradient poziomu kopaczy