Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Trener o słowach prezesa: „To policzek wymierzony we mnie i drużynę”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W drużynach piłkarskich kobiecej i męskiej trwają przygotowania do startu rundy rewanżowej sezonu 2023/24. W minionym tygodniu piłkarki rozegrały sparing z Rekordem Bielsko – Biała, pewnie pokonując przeciwniczki 3:0. W trakcie rozpoczętego zgrupowania w Opalenicy zespół rozegra dwa spotkania towarzyskie: w środę z zespołem Lecha Poznań UAM oraz z niedzielę z Medykiem Konin. Do żeńskiej drużyny dołączyła pomocniczka Gabriela Grzybowska, odeszła z kolei Anna Krakowiak. Drużyna męska podczas zakończonego zgrupowania w Opalenicy rozegrała trzy sparingi: z Kotwicą Kołobrzeg, Polonią Środa Wielkopolska oraz rezerwami Lecha Poznań. Drużyna odpowiednio zremisowała 0:0, wygrała 1:0 i zremisowała 1:1. W najbliższą sobotę, zespół zmierzy się w meczu towarzyskim z Hutnikiem Kraków. Na stronie sport.tvp.pl można przeczytać wywiad z trenerem piłkarzy Rafałem Górakiem.
W minionym tygodniu siatkarze rozegrali dwa spotkania ligowe, niestety oba przegrane. W czwartek zespół przegrał na wyjeździe z drużyną Ślepsk Malow Suwałki 2:3 oraz w niedzielę, w Szopienicach z Wartą Zawiercie 1:3. W najbliższym spotkaniu drużyna zmierzy się z drużyną Jastrzębskiego Węgla. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 14:45, w niedzielę.

Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie w ubiegłym tygodniu pokonali Podhale Nowy Targ 6:2 oraz z GKS Tychy 4:3. Kolejne spotkanie drużyna rozegra już jutro z Ciarko STS-em Sanok, drugie w tym tygodniu drużyna rozegra w czwartek z Unią Oświęcim. Mecze rozpoczną się odpowiednio o godzinie 17:00 i 18:00, na lodowiskach przeciwników.

 

PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Nowy klub Gabrieli Grzybowskiej! Zostaje w ekstralidze!
[…] Po wieloletniej przygodzie w Łodzi, Gabriela Grzybowska zmuszona była zmienić otoczenie i poszukać nowego klubu. W przypadku tak doświadczonej zawodniczki, piłkarki o uznanej renomie z pewnością nie było to zbyt trudne zadanie, każdy ekstraligowiec chciałby mieć ją w swoim zespole. Gabriela Grzybowska zdecydowała się podpisać kontrakt z aktualnymi mistrzyniami Polski, GKS-em Katowice. 21-letnia pomocniczka parafowała kontrakt obowiązujący do końca sezonu 2024/2025.
Grzybowska jako kapitanka łódzkiej drużyny uzbierała komplet medali mistrzostw Polski: srebro w 2021 roku, złoto w 2022 roku oraz brąz w 2023 roku. Rozgrywki w ubiegłym sezonie przyniosły utalentowanej pomocniczce triumf w Pucharze Polski, co warte podkreślenia – została wybrana MVP spotkania finałowego przeciwko AP Orlenowi Gdańsk. Runda jesienna sezonu 2023/2024 to dla Grzybowskiej 9 rozegranych spotkań okraszonych 5 trafieniami. Nowa zawodniczka GieKSy zadebiutowała również w seniorskiej reprezentacji Polski w pojedynku z Kosowem, w 2021 roku w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata.

Zarówno Karolina Koch, jak i cały zespół GieKSy pozyskał bardzo wartościową zawodniczkę, utalentowaną, z perspektywą na dalszy rozwój, to świetna wiadomość dla obrończyń mistrzowskiego tytułu. Walka o miano najlepszej drużyny w Polsce pomiędzy katowiczankami a Pogonią Szczecin zapowiada się niezwykle interesująco! Po rozegraniu jedenastu kolejek na szczycie tabeli znajdują się Granatowo-Bordowe ze zgromadzonymi 29 punktami na koncie, tuż za ich plecami plasują się podopieczne Karoliny Koch – 26 punktów. W pierwszej wiosennej serii gier Pogoń 2 marca zmierzy się na własnym obiekcie z AZS-em UJ Kraków, GKS tego samego dnia uda się w delegację do Sosnowca.

 

Kadra Mistrzyń Polski na obóz w Opalenicy
W dniu dzisiejszym piłkarki GKS-u Katowice rozpoczęły obóz przygotowawczy w Opalenicy, poniżej prezentujemy kadrę, która bierze w nim udział.

Aktualne mistrzynie Polski dzisiaj wyjechały do Opalenicy, gdzie do 4 lutego pozostaną na obozie przygotowawczym. Trenerka Karolina Koch w trakcie tego cyklu przygotowań będzie mogła sprawdzić formę swojego zespołu, przetestować rozwiązania, nad którymi pracuje podczas gry kontrolnej z Lechem Poznań UAM występującym na ekstraligowym zapleczu. Korzystając z lokalizacji i dogodnego dojazdu do Konina, na zakończenie obozu w Wielkopolsce, GieKSa rozegra kolejną grę kontrolną – tym razem przeciwniczkami będą ligowy rywalki, KKPK Medyk POLOmarket Konin.

Karolina Koch zaprosiła na wyjazd z pierwszym zespołem dwie młode, utalentowane zawodniczki na co dzień występujące w Akademii “Młoda GieKSa”. Za swoją ciężką pracę wyróżnione i docenione zostały obrończyni Alicja Wojas i pomocniczka Julia Szymczyk.

Kadra drużyny GKS-u Katowice na zgrupowanie w Opalenicy:
Bramkarki: Zuzanna Błaszczyk, Weronika Klimek, Kinga Seweryn.
Obrończynie: Marlena Hajduk, Joanna Olszewska, Aleksandra Lizoń, Kamila Tkaczyk, Alicja Wojas.
Pomocniczki: Anita Turkiewicz, Klaudia Słowińska, Gabriela Grzybowska, Aleksandra Nieciąg, Anna Konkol, Dominika Misztal, Patrycja Kozarzewska, Natalia Kulig, Weronika Baumert, Julia Szymczyk.
Napastniczki: Amelia Bińkowska, Klaudia Maciążka, Nicola Brzęczek, Julia Włodarczyk, Dżesika Jaszek, Karolina Bednarz, Oliwia Grzegorczyk.

W zimowym okresie przygotowawczym zawodniczki z Katowice mają za sobą rozegrane dwa sparingi, w których bezbramkowo zremisowały z SMS-em Łódź oraz pokonały 3:0 Rekord Bielsko-Biała. Najbliższe spotkanie o stawkę GieKSa rozegra 17 lutego, a będzie to pojedynek w ramach 1/8 finału Orlen Pucharu Polski ze wspomnianymi wcześniej Rekordzistkami.

 

sport.tvp.pl – Trener GKS-u o słowach prezesa. „To policzek wymierzony we mnie i drużynę”
GKS Katowice przygotowuje się obecnie do rundy rewanżowej w Fortuna 1. Lidze. Zespół Rafała Góraka w pierwszej części rozgrywek nie miał zbyt wielu powodów do zadowolenia i skończył na jedenastej pozycji. Słowa trenera wskazują na to, że w klubie nie panuje dobra atmosfera. – Muszę chronić drużynę przed nieodpowiedzialnymi publicznymi wypowiedziami obecnego prezesa zarządu – wyznał szkoleniowiec w rozmowie z TVPSPORT.PL.

Maciej Rafalski, TVPSPORT.PL: – GKS od końca sierpnia wygrał raptem dwa mecze. Trudno chyba mówić o zadowoleniu z rundy jesiennej…
Rafał Górak: – Punktów bez wątpienia powinno być więcej, ale w grze było wiele dobrych momentów. Zwycięstw zabrakło z różnych względów. Było wiele meczów, w których nie mieliśmy piłkarskiego szczęścia. Przegraliśmy z Zagłębiem Sosnowiec, chociaż wcale nie musiało tak być, bo zmarnowaliśmy wiele okazji. Potem był mecz w Gdańsku, gdzie po błędzie sędziego straciliśmy zawodnika, później wypadł kolejny i ostatecznie wysoko przegraliśmy. Do doliczonego czasu gry prowadziliśmy w spotkaniu z Wisłą w Krakowie. W końcówce starcia z Bruk-Betem zmarnowaliśmy doskonałą sytuację i skończyło się 1:1 Prowadziliśmy 2:0 w Rzeszowie. Było wiele spotkań, które mogliśmy kończyć lepiej.

– Obecnie tracicie siedem punktów do baraży. To dużo?
– Na pewno nie jest to strata, która sprawia, że już teraz można uznać sezon za skreślony. W piłce nożnej odrabiano już większe straty niż siedem punktów. Przed nami cała runda wiosenna, do której chcemy podejść jak najlepiej przygotowani. Widzę ogromne zaangażowanie drużyny i sztabu w czasie procesu treningowego. Każdy jest bardzo skoncentrowany na swojej pracy. To napawa mnie ogromnym optymizmem.

– Jesienią, w pewnym momencie było już osiem meczów z rzędu bez wygranej. Trudno było utrzymać wiarę w drużynie?
– To nie był pierwszy raz, gdy znalazłem się w takiej sytuacji. W sezonie 2021/2022, po awansie do pierwszej ligi, byliśmy na ostatnim miejscu po 10. kolejkach straciliśmy wówczas 23 gole. Zawsze uważam, że jeśli nie wygrasz trzech kolejnych spotkań, to w czwartym powinieneś już zwyciężyć. Bo zaczyna być ciężko mentalnie. Pracy mentalnej w ostatnich miesiącach było dużo, ale każdy w zespole widział, że nie gramy źle. Słabszy okres nas nie przytłoczył i to mnie cieszy. Liga jest bardzo wymagająca, czułem, że zawodnicy wierzą w siebie i w mój plan.

– Nie było u pana obawy o to, że klub postanowi się z panem rozstać?
– Obawy to mogłem mieć przez cztery pierwsze lata pracy, a teraz żadnych obaw już nie mam. Jedyne co muszę zrobić, to chronić drużynę przed nieodpowiedzialnymi publicznymi wypowiedziami obecnego prezesa zarządu.

– W środę 17 stycznia prezes Krzysztof Nowak spotkał się z kibicami. Cały zapis ze spotkania opublikował portal gieksa.pl. Padło mnóstwo wypowiedzi, które na pewno nie pomogą zespołowi. Rozumiem, że ma pan na myśli tamtą sytuację?
– Tak, też.

– „Górak do końca kontraktu ma pięć miesięcy. Wytrzymaliście 4,5 roku” – to słowa prezesa skierowane do kibiców. Jak się pan poczuł, gdy to usłyszał? Zabrzmiało to tak, jakby odliczano czas do pana odejścia.
– To policzek wymierzony we mnie, w moją drużynę i sztab.

– Wyobraża pan sobie dalszą współpracę w tej atmosferze? Może być ciężko funkcjonować w takim klimacie przez kilka najbliższych miesięcy…
– Czuję ogromne wsparcie piłkarzy i sztabu. Oczywiście, wszyscy mamy swoje marzenia i ambicje, ale patrzymy na to racjonalnie. Rozumiem kibiców, oni mogą reagować emocjonalnie. W odróżnieniu do osób na określonych stanowiskach, które powinny trzymać te emocje na wodzy.

– Słowa wypowiadane przez kibiców również świadczą o tym, że stosunki między panem, a nimi nie są – delikatnie rzecz ujmując – najlepsze. Jakie jest pana zdanie w tej kwestii?
– Pada tam wiele wulgaryzmów również pod adresem drużyny, pracowników klubu. To bardzo przykre.

– We wrześniu mówił pan, że celem jest awans. Uważa pan, że obecna sytuacja drużyny sprawiła, że plan powinien zostać zmodyfikowany?
– Ogłosił to prezes. W rozmowach przed sezonem dyskutowaliśmy z prezesem o tym, czy celem jest awans poprzez baraże, a to cały czas jest możliwe. Podkreślałem jednak, że jest wiele klubów o większych budżetach, choć niejednokrotnie widzieliśmy, że finanse nie są kluczowe. Uważam również, że stawianie sobie celów tylko dlatego, że ktoś tak chce, nie jest do końca logiczne. Jeżeli ktoś zapyta sportowca, o co chce grać, to on odpowie: chcę zwyciężać. Rozumiem to w ten sposób. Ale jeżeli komuś jest potrzebne coś pod publikę, to po prostu to robi. Ja zapytany o to, czy mamy szansę grać o baraże odpowiedziałem, że oczywiście, tak.

– Czy dostał pan wystarczające narzędzia do zrealizowania celu, którym jest równorzędna walka z innymi drużynami o miejsce w TOP6?
– Nigdy nie narzekam, wierzę w siebie i w ten zespół, ale dziś GKS Katowice pod względem budżetu nie jest nawet w pierwszej dziesiątce ligi. To mówi chyba samo za siebie.

– Wróćmy jeszcze do kwestii sportowych. Co zawiodło w poprzedniej rundzie?
– Skuteczność w naszych działaniach w końcówkach meczów. Myślę, że powinniśmy mieć pięć punktów więcej i bylibyśmy znacznie bliżej naszego celu. To coś, co wiosną musi funkcjonować znacznie lepiej.

– Może pan powiedzieć, że mimo problemów z ostatnich miesięcy, zespół się rozwinął?
– Uważam, że zawsze stawiamy jakiś krok do przodu. Raz jest on mniejszy, innym razem większy. Ważne są dla mnie opinie piłkarzy. Pracowałem tu z zawodnikami, którzy potem występowali w Ekstraklasie. Od każdego słyszałem, że spędzony w GKS-ie czas był dla niego cenny i że rozwinął się przez ten okres. Często również rozmawiam z wieloma ekspertami, którzy futbolem zajmują się zawodowo. Ich opinia o naszej grze też jest bardzo przyzwoita, można wręcz powiedzieć, że dobra. Czyli mamy krótką odpowiedź: tak, rozwinęliśmy się.

– W jakim elemencie zespół zrobił progres jesienią?
– Cieszy mnie to, że pokazaliśmy siłę mentalną. To bardzo dużo. Jesienią były kłopoty sportowe, w poprzednim sezonie pojawiły się problemy na linii klub-kibice. W pewnym momencie to wszystko się zatarło i nie wyglądało tak, jak powinno. Czuć było spore napięcie, ale zawodnicy potrafili sobie z tym poradzić. Jeśli natomiast mówimy o progresie dotyczącym boiskowych działań, to dobrze bronimy. Potrafimy radzić sobie z ofensywnymi poczynaniami rywali.

– Obecny sezon pierwszej ligi czymś pana zaskoczył?
– Stwierdzenie, że to najsilniejsza pierwsza liga w historii, nie jest przesadzone. Z Ekstraklasy spadły mocne drużyny, z drugiej ligi awansowały tak renomowane kluby jak Polonia Warszawa i Motor Lublin. O poziomie niech najlepiej świadczy fakt, że na dwóch ostatnich miejscach są Zagłębie Sosnowiec i Podbeskidzie Bielsko-Biała. Oba zespoły raczej wskazywano w gronie tych, które powalczą o baraże lub nawet awans bezpośredni. Mnie trwający sezon nie zaskoczył więc niczym, ale kogoś może i tak.

– Zimą planujecie jeszcze jakieś wzmocnienia?
– Pozyskaliśmy Estończyka Martena Kuuska, dyskutujemy jeszcze o innych możliwościach. Zimą rynek jest dość ograniczony. Być może coś wydarzy się jeszcze w lutym, gdy kluby wrócą ze zgrupowań. Wtedy ktoś może dowiedzieć się, że wiosną nie będzie miał miejsca w składzie. Niektórzy piłkarze mogą jeszcze szukać nowych zespołów. Natomiast wiem też dość dużo o możliwościach budżetowych klubu. Kontraktowanie nowych piłkarzy nigdy nie zależy tylko od trenera.

– W czym kibice GKS-u mają upatrywać optymizmu przed rundą wiosenną?
– W tym, że ich zespół może rywalizować jak równy z równym z każdym w tej lidze. Pokazaliśmy to już jesienią. W rundzie rewanżowej możemy sprawić niespodziankę.

– Jest pan związany z GKS-em bardzo długo, bo druga kadencja trwa od lata 2019 roku. Nie ma pan chwil zastanowienia, czy jeszcze ma pan tyle samo pasji, co wcześniej? Zwłaszcza biorąc pod uwagę okoliczności, o których rozmawialiśmy…
– Gdybym poczuł, że coś się wypaliło, to od razu poinformowałbym o tym władze klubu i podziękował za współpracę. To byłoby bez sensu, nie wyobrażam sobie, by wykonywać tę pracę na siłę, bez pasji.

– Komentarze prezesa wskazują na to, że po sezonie odejdzie pan z klubu. A jakie są pana odczucia?
– Mój kontrakt wygasa z końcem czerwca 2024. Co będzie dalej? Nie zamierzam wybiegać aż tak daleko w przyszłość. Życie pokazało mi już, że nie można planować zbyt wiele. Mam plan na okres przygotowawczy, by jak najlepiej przygotować drużynę. To tyle. Dojrzałem do innego podejścia. Najbliższe miesiące to po prostu będą kolejne doświadczenia. Najważniejsze jest dla mnie to, by być zdrowym, mieć w sobie pasję oraz radość i dalej rozwijać piłkarzy. W Katowicach przez cztery lata wykonałem wszystkie zadania, które postawił przede mną klub jak i ja sam. Zawsze wierzyłem w drużynę i w klub. Jeżeli zrealizuję swoje kolejne marzenie, to wtedy na pewno odejdę z podniesioną głową.

– Jakie to marzenie?
– A to już nieważne. Nie będę tego zdradzał, bo to moja sprawa i moja głowa.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Ślepsk z dwoma punktami w meczu z GKS-em Katowice

Drużyna z Suwałk wygrała 3:2 z GKS-em Katowice na zakończenie 24 kolejki spotkań. Po trzech partiach gospodarze prowadzili 2;1. ich rywale z Katowic zdołali doprowadzić do tie-braka. W nim swoją przewagę udokumentowali gospodarze. Suwalczanki przesunęli się na 11. miejsce w tabeli, GKS jest czternasty.

Ślepsk rozpoczął spotkanie od prowadzenia 4:2 po paśmie swoich ataków oraz błędzie katowiczan. Niewiele później jednak pomyłki gospodarzy, a także ofensywa Walińskiego sprawiły, że tablica wyników wskazała na remis 5:5. Było to o tyle ważne, że obie ekipy nie odpuszczały sobie ani na chwilę, grając w najlepsze punkt za punkt aż do stanu 18:18. Co prawda raz jedni, raz drudzy wychodzili na dwa oczka przewagi, ale te szybko były niwelowane. Drużyny wymieniły się również asami serwisowymi i blokami. Dopiero po atakach Lukasa Vasiny, Jakuba Jarosza i Bartłomieja Krulickiego GKS wyszedł na trzypunktowe prowadzenie (21:18). Suwałczanie szybko podłączyli się na nowo do gry po skończonej kontrze Bartosza Filipiaka (20:21), ale ekipa ze Śląska w mgnieniu oka odpowiedziała atakiem i blokiem (23:20). Ostatnie akcje to festiwal zepsutych zagrywek. Spoczął on po próbie Matiasa Sancheza (25:22).
Zdecydowanie inaczej wyglądał początek drugiej odsłony, w której to reprezentanci Ślepska dyktowali warunki, obejmując prowadzenie 5:2 po kolejnych atak, bloku oraz błędzie przyjezdnych. Suwałczanie nadawali tempo gry, punktował Ziga Stern nie tylko serwisem, ale również zagrywką, zwiększając przewagę ekipy z Suwałk do czterech punktów (11:7). Przypomniał po chwili o swojej obecności na boisku Sebastian Adamczyk, który najpierw skończył atak, a następnie zatrzymał Filipiaka (10:13). Dobrze w przyjęciu radzili sobie katowiczanie, co pozwoliło im doścignąć rywala po punktowaniu Jarosza i Vasiny (16:16). Niemało trudności swoim blokiem sprawiali podopieczni Grzegorza Słabego (19:19), ale końcówka to indywidualny występ Arkadiusza Żakiety, który spisywał się w ofensywie i bloku. Po kontrze Pawła Halaby Ślepsk wyrównał (25:22).

W trzeciej części gra toczyła się przez moment punkt za punkt, ale na dwupunktowe prowadzenie po punktowym bloku i asie Żakiety wyszli gospodarze (4:2). Vasina, a także dobra postawa Łukasza Usowicza w polu serwisowym poprawiła sytuację katowiczan, którzy wyszli na prowadzenie 7:6. Zapędy GKS-u szybko stłumił jednak suwalski blok. Najpierw zatrzymany został Waliński, a następnie dwukrotnie z rzędu poczęstowany “czapą” został Jarosz (10:7). Przyjezdni nie pomagali sobie psutymi przez siebie zagrywkami (17:12). Swoje w ofensywie robił Damian Domagała, a także Vasina, który nawet zatrzymał Żakietę, dzięki czemu podopieczni trenera Słabego zbliżyli się na dwa oczka (17:19). Finalnie drużyna z północno-wschodniej części Polski przypomniała sobie o bloku. Lepszy na siatce na sam koniec okazał się Sanchez (25:20).

Pierwotne fragmenty kolejnej partii to przede wszystkim skuteczna ofensywa GKS-u. Wymiennie punkty z ataku na konto swojej drużyny zapisywali Vasina i Domagała. Asa także ustrzelił Łukasz Usowicz. Do gry ponadto włączył się Adamczyk, po jego trzech uderzeniach ekipa ze Śląska wygrywała już 11:6. Czujny na środku siatki był również Usowicz, a błąd gospodarzy przełożył się na dziewięciopunktowe prowadzenie podopiecznych trenera Słabego (17:8). Pojedyncze zrywy Sterna na niewiele się zdały (13:19), chociaż grę przerwał szkoleniowiec katowickiej drużyny. Tak jak na początku, tak i w decydującej fazie seta to duet Domagała i Vasina punktował. Piąta część stała się faktem po ataku Usowicza z piłki przechodzącej (25:17).

Start tie-breaka był wyrównany. Obie ekipy psuły zagrywkę za zagrywką i nie odstępowały od siebie nawet na krok. Przeciąganie liny trwało do stanu 5. Następnie wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, bowiem najpierw po ataku Vasiny i asie Walińskiego katowiczanie mieli dwa oczka do przodu, by po autowych atakach graczy GKS-u i asie Zigi Sterna to Ślepsk wygrywał 9:7. Formacja ze Śląska postanowiła być aktywna na siatce. Atak skończył Usowicz, a zablokowany został Halaba. Tablica wyników wskazała na remis po 10. Sprawy w swoje ręce po przerwie na życzenie trenera Kwapisiewicza wziął Żakieta, który skończył dwa ataki i dołożył w międzyczasie asa (13:11). Kropkę nad „i” postawił asem Filipiak (15:12).

Ślepsk Malow Suwałki – GKS Katowice 3:2 (22:25, 25:22, 25:20, 17:25, 15:12

 

Osłabiony GKS, choć podjął walkę, nie dał rady Warcie

Bez Lukasa Vasiny GKS-owi Katowice było ciężko zrewanżować się Aluron CMC Warcie Zawiercie za porażkę w pierwszej rundzie. Mimo to katowiccy siatkarze sprawili rywalom sporo problemów i mieli momenty naprawdę dobrej gry. Finalnie ekipa trenera Michała Winiarskiego w hali przeciwników wygrała w czterech setach. Warta zagrała bez Bartosza Kwolka.

Po wygranej jastrzębian w hali na Podpromiu, w PlusLidze rozegrano jeszcze jedno niedzielne spotkanie. Jeszcze w pierwszych akcjach meczu toczyła się w miarę wyrównana walka. Po stronie gości dobrze spisywali się jednak Patryk Łaba i Karol Butryn, a Warta zaczęła po ich akcjach budować przewagę. Przy zagrywkach Miguela Tavaresa Mateusz Bieniek dał popis w bloku, rozgrywający dołożył asa i zawiercianie odskoczyli na 11:5. Po stronie miejscowych Damian Domagała i Sebastian Adamczyk odrobili część strat, ale rywale kontrolowali już grę, mimo że i im zdarzały się błędy. Po udanej zagrywce Bieńka, Warta prowadziła ponownie, 22:17. W kolejnych akcjach Butryn ponownie zrobił show w polu zagrywki, zamykając tym elementem seta.

Przyjezdni próbowali odskoczyć na początku kolejnej odsłony, ale Domagała zagrywkami i Marcin Waliński blokiem im to uniemożliwili. Ten drugi dołożył też kontrę i to GKS wysunął się na czoło (9:8). Goście grali poprawnie, ale bez „pazura”. Katowicki zespół grał odważniej na siatce, punktował co jakiś czas blokiem i to pozwoliło mu prowadzić z Wartą wyrównaną rywalizację. Ważne punkty serwisem zdobywał Waliński i on też w ten sposób zamknął seta wygraną GKS-u.

Po powrocie do gry miejscowi przez chwilę nadal prowadzili, ale sygnał do mocniejszej walki Warcie dał Bieniek blokiem. Następnie przyjezdni zaczęli punktować blokiem i kontrami przy zagrywkach Trevora Clevenota. Ona sam skończył też jedną kontrę z drugiej linii na 9:4 i zawiercianie kontrolowali grę. Jonas Kvalen blokiem oraz Domagała zagrywką próbowali cokolwiek zmienić, ale przeciwnicy pilnowali przewagi. W końcówce ważną kontrę skończył Łaba i przyjezdni spokojnie dowieźli seta do końca.

Warta rozpoczęła kolejnego seta od prowadzenia 5:1. Dobrze dysponowany w ataku był Bieniek. W kolejnych akcjach swoje robił Clevenot. W połowie czwartej odsłony goście zaczęli odjeżdżać z wynikiem właśnie przy jego zagrywkach. Dobrze atakował też wtedy Łaba (14:8). Gdy ten również punktował blokiem, a asa serwisowego posłał na stronę rywali Bieniek, było już 17:9. To jednak nie był koniec. GKS walczył do samego końca, a w ostatnich chwilach seta zrobiło się gorąco. Przy zagrywkach Krulickiego dobrze w ataku i bloku spisywał się Adamczyk i zrobiło się 21:23. Domagała zagrywką doprowadził jeszcze do stanu 23:24, ale ostatnie słowo należało do Bieńka.
GKS Katowice – Aluron CMC Warta Zawiercie 1:3 (18:25, 26:24, 22:25, 23:25)

 

HOKEJ

hokej.net – Tempo lidera za mocne dla Podhala

GKS Katowice pokonał przed własną publicznością PZU Podhale Nowy Targ 6:2. Decydujące dla losów spotkania okazały się wydarzenie 42. minuty, w której mistrzowie Polski zdołali dwukrotnie pokonać Alexandra Horawskiego.

Z poślizgiem czasowym rozpoczęło się dzisiejsze spotkanie w Katowicach. Powodem był protest zawodników PZU Podhala Nowy Targ, którzy nie pojawili się na przedmeczowej rozgrzewce, a do meczowej rywalizacji przystąpili z pięciominutowym opóźnieniem. Skutkiem takiej formy protestu była nałożona na drużynę gości 2-minutowa kara techniczna, którą odsiadywał kapitan „Górali”, Bartosz Neupaer. W drużynie mistrzów Polski między słupkami stanął Michał Kieler. W trakcie przewagi gra GKS-u w głównej mierze napędzana była przez fińskich fachowców w tej sztuce. Najbliżej zaskoczenia Horawskiego był Aleksi Varttinen, gdy po jego strzale wybrzmiał słupek bramki. Po wyrównaniu formacji na lodzie, goście przystąpili do natychmiastowego ataku. W 5. minucie Philip Kiss posłał uderzenie spod niebieskiej linii, czym zdołał zaskoczyć Michała Kielera. Niespełna półtorej minuty potrzebowali gospodarze aby odpowiedzieć na to trafienie. Wyrównujący gol przypadł Ryanowi Cookowi, który z prawego bulika posłał mocne uderzenie przy krótkim słupku. Do końca pierwszej odsłony, zespoły utrzymywały wysoką intensywność gry, szybko przenosząc ciężar gry pomiędzy tercjami.

Kto nie pilnował zegarka w przerwie, tego zapewne ominęła druga bramka dla Podhala. Zaledwie 14 sekund po wznowieniu gry potrzebowali goście, aby ponownie objąć prowadzenie. Długim podaniem Filip Wielkiewicz związał katowicką defensywę, czym otworzył drogę do bramki dla Damiana Kapicy, który stając twarzą w twarz z Michałem Kielerem, puścił krążek pomiędzy jego parkanami. Katowiczanie po raz kolejny nie mieli jednak zamiaru godzić się z rolą drużyny odrabiającej straty i ledwie po 46 sekundach zdołali wyrównać wynik. Joona Monto sprytną wrzutką sfinalizował akcję swojego zespołu. W 29. minucie na dobre katowickiej publiczności przedstawił się Miro Lehtimäki. 26-latek nie pierwszy raz w dzisiejszym spotkaniu popisał się dobrym rozegraniem krążka do spółki ze swoimi krajanami. Na to wszystko pieczęć postawił Monto, który wrzucając krążek na bramkę, zaskoczył zasłoniętego Horawskiego. W 33. minucie arbitrzy podjęli decyzję o wysłaniu na ławkę kar Sama Marklunda. Grający w przewadze goście zdołali zamknąć GieKSę pod jej własną bramką i dojść do dobrych pozycji strzeleckich. Najbardziej aktywny w tej kwestii był Dmitrij Załamaj, który co raz sprawdzał czujność Kielera.

W 42. minucie Ben Sokay przypomniał jak swobodnie czuję się mając krążek na kiju. 27-latek wypracował sobie dobrą pozycję strzelecką, lecz w ostatniej chwili wystrzelony przez niego krążek zdołał podbić Załamaj. Chwilę później nowotarska defensywa była już jednak bezradna wobec szwedzkiej siły rażenia GKS-u. Akcję którą przyspieszył Hampus Olsson, pewnie wykończył Sam Marlkund, podwyższając prowadzenie gospodarzy. W trzeciej tercji bramki również padały seriami, po 18 sekundach od trafienia Marklunda swoją sytuację wypracowała jak zwykle zadziorna i waleczna czwarta formacja katowiczan. Po akcji Michalskiego i Smala, krążek w siatce umieścił Bepierszcz. W 58. minucie bramkę opuścił Horawski, a zespół Podhala próbował tym ryzykownym manewrem złapać kontakt z rywalem. Źle rozegrany krążek trafił jednak do Bartosza Fraszki, który w samotnym rajdzie ustalił wynik spotkania na 6:2.

 

Zapachniało play-offem. Derby Śląska dla GieKSy

Jak mawiał Piotr Ćwielong: niedziela, godzina 17:00 nie sprzyja do grania. Na szczęście tych słów nie wzięli sobie do serca zawodnicy GKS-u Katowice oraz GKS-u Tychy. W derbowym pojedynku lepsi po dogrywce okazali się mistrzowie Polski. Bohaterem GieKSy był strzelec dwóch bramek Noah Delmas.

Bez zbędnych półśrodków podeszli do rywalizacji w dzisiejszym spotkaniu zawodnicy obu ekip. Sygnał do ataku nadał Jakub Wanacki, który wrzucając krążek spod niebieskiej linii zadał sporo trudu Tomášowi Fučíkowi. Tyski golkiper po instynktownej interwencji nie potrafił zlokalizować odbitego krążka, jednak z pomocą swojemu bramkarzowi przyszli obrońcy, którzy w porę oddalili zagrożenie.

W 4. minucie Oskar Jaśkiewicz oddał strzał na katowicką bramkę, do odbitego przez Murraya krążka momentalnie dopadł Filip Komorski. Zaabsorbowani walką o gumę z kapitanem gości, katowiccy defensorzy nie dostrzegli nadjeżdżającego PawłoPadakina, który wyłuskał krążek i otworzył wynik spotkania. W 8. minucie tyszanie stanęli przed pierwszą sposobnością do gry w przewadze, gdy arbitrzy zdecydowali się na ławkę kar odesłać Jakuba Wanackiego. Kolejne dwie minuty upłynęły jednak bez wydarzeń wartych odnotowania. Po wyrównaniu formacji na lodzie, kibice otrzymali wszystko, czego wymaga się od derbowych pojedynków. Żadna ze stron nie zamierzała pozwolić przeciwnikom na zdominowanie wydarzeń. Ku atrakcyjności widowiska zawodnicy do sporej dawki fizyczności dołożyli również wysoką kulturę rozegrania krążka. W 17. min otwierające podanie po bandzie otrzymał Hampus Olsson. Rosły Szwed pomknął na tyską bramkę, dochodząc do dogodnej pozycji strzeleckiej. Widzący co się święci Mateusz Bryk podjął decyzję o faulowaniu napędzającego się rywala w związku z czym po chwili zasiadł na ławce kar. Ledwie 16 sekund potrzebowała GieKSa aby zamienić swój „power play” na bramkę. Po wygranym wznowieniu krążek trafił na niebieską linię do Noaha Delmasa, który mocnym uderzeniem wyrównał stan rywalizacji. Wraz z wpadającym do bramki krążkiem, na tafli zaroiło się od pluszowych maskotek, które kibice kibice rzucili w ramach akcji „Teddy Bear Toss”. Do końca pierwszej tercji katowiczanie szukali kolejnej bramki, mocno pracując na Tomášu Fučíku.

Druga odsłona rozpoczęła się pod znakiem szarpanej gry. Do kolejnych przerw w grze w głównej mierze przyczyniali się tyszanie, którzy próbując wyprowadzać ataki, dopuszczali się pozycji spalonych. Gospodarze choć dłużej utrzymywali krążek w tercji rywala, to musieli uważać na szybkie kontry przyjezdnych, o czym dosadnie przypomniał w 26. minucie Mroczkowski. W 36. minucie GieKSa próbowały kolejny raz zamknąć rywali w tercji. Gdy zespół Jack Płachty pozwolił się wypchnąć tyszanom z tercji i wydawało się, że ta akcja już nic dobrego nie przyniesie, sprawy w swoje ręce wziął Miro Lehtimäki, który po indywidualnej akcji wyprowadził mistrzów Polski na prowadzenie. Nie lada sztuką było nadążyć nad wydarzeniami ostatnich minut drugiej tercji. Jednym z głównych aktorów ostatniego aktu tej odsłony był Olaf Bizacki, który najpierw próbował soczystym uderzeniem z lewego bulika zaskoczyć Johna Murraya, a w 40. minucie został wykluczony z gry na dwie minuty.

Ledwie wyrównały się formacje po karze Bizackiego, a kolejny raz otworzył się tyski boks kar. Tym razem zawitał do niego Bartosz Ciura. Skandynawska formacja naszpikowana fachowcami od rozgrywania przewag wzięła się do mocnej pracy. Z chirurgicznym sznytem posyłali krążek pomiędzy siebie zawodnicy GieKSy, pieczęć na tym koronkowym rozegraniu postawił Santeri Koponen, który w swoim stylu, niemalże rozrywając siatkę podwyższył prowadzenie. Podrażnieni tyszanie już po 56 sekundach pokazali katowickiej publiczności, że im również hokejowe rzemiosło nie jest obce. Obsłużony dobrym podaniem w tempo, akcje wykończył nieprzyjemnym strzałem przy krótkim słupku Mateusz Bryk. Iście derbowa temperatura towarzyszyła nam do ostatnich minut spotkania. Efektem nieustępliwej walki, były obustronne wykluczenia dla Marklunda i Ciury, którzy w dosadny sposób pod bramką Fučíka przedstawiali sobie wzajemnie argumenty.

W 55. minucie na Jakuba Wanackiego została nałożona kara mniejsza dwóch minut, jednak GieKSa wyszła z tej opresji obronną ręką, próbując odgryźć się kontrą Bartosza Fraszki. Na półtorej minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, trener Tirkkonen podjął się ryzykownego manewru wycofując z bramki swojego golkipera. Pełen ciężar na swoje barki wziął Filip Komorski.Kapitan tyszanuderzeniem w samo okno bramki Murraya wyrównał wynik spotkania. Pomimo, że do końca spotkania zostało nieco ponad minutę, nikt nie myślał o biernym czekaniu na dogrywkę. Atomowe uderzenie po raz kolejny posłał Koponen i z największym trudem musiał interweniować Fučík. Pod naporem GieKSy zimnej krwi zabrakło IlliKorenczukowi, który w 60. minucie został odesłany na ławkę kar za opóźnianie gry.
W związku z karą tyskiego napastnika, dogrywkę rozpoczęliśmy w formacji 4 na 3. Katowiczanie błyskawicznie zamknęli broniących osłabienia gości. Świetnie na bramkarzu pracował Sam Marklund, który ograniczał jego widoczność. Już po 34 sekundach bohaterem GieKSy stał się Noah Delmas, który w swoim stylu potężnym uderzeniem zmieścił krążek pod poprzeczką bramki Fučíka.

 

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – GKS Tychy: Pluszaki na lodzie, komplet fanów i wygrana mistrza Polski w śląskich derbach

W rozegranym w niedzielę 18 stycznia meczu 38. kolejki Tauron Hokej Ligi GKS Katowice pokonał GKS Tychy 4:3 po dogrywce. Śląskie derby były hitem weekendu wszak w Satelicie zmierzyli się dwaj finaliści poprzedniego sezonu. W dodatku po golu Noaha Delmasa dla katowiczan na lód poleciał pluszaki. Kanadyjczyk strzelił też zwycięskiego gola i był bohaterem spotkania.

Mecz GKS Katowice z GKS Tychy oglądał w Satelicie komplet widzów. Wszystkie bilety na hit. 38.kolejki Tauron Hokej Ligi rozeszły się już w piątek i aż szkoda, że w stolicy naszego regionu nie ma większego lodowiska.

Fanów na trybuny przyciągnęła ranga spotkania – wszak zmierzyły się ze sobą mistrz i wicemistrz Polski, a także akcja „Dorzuć misie” Fundacji STS. Po pierwszej bramce dla katowiczan komplet widzów zasiadających na trybunach Satelity rzucił na lód mnóstwo pluszaków.

Fundacja STS przekaże 10.000 zł na wsparcie katowickiej Fundacji „Jesteśmy dla Was” oraz dodatkowo 1 zł za każdą maskotkę, która została zebrana z lodowiska. Same pluszaki również trafią do placówek z naszego województwa pomagających dzieciom.

Tyszanie szybko strzelili gola, gdy Johna Murraya pokonał Ukrainiec Pawło Padakin. Lider tabeli odpowiedział w trakcie gry w przewadze. Krażek sprytnie rozegrała pierwsza piątka katowiczan, a po trafieniu kanadyjskiego obrońcy Noaha Delmasa maskotki zasłały taflę Satelity.

Przed końcem II tercji podopiecznych trenera Jacka Płachty na prowadzenie wyprowadził Miro Lehtimaki. Fin wykorzystał sytuację sam na sam z Tomasem Fucikiem.W ekipie gości nie zagrał jeszcze pozyskany w sobotę z Sanoka Estończyk Mark Viitanen.

Na początku trzeciej odsłony gospodarze znów wykorzystali liczebną przewagę, a krążek w bramce umieścił Fin Santeri Koponen. Tyszanie szybko odpowiedzieli kontaktowym trafieniem Mateusza Bryka i emocje mieliśmy do samego końca.

W przedostatniej minucie goście wycofali bramkarza i grając sześciu na pięciu do remisu doprowadził kapitan tyszan Filip Komorski. Zwycięzcę wyłoniła dopiero dogrywka, w której przyjezdni grali w osłabieniu, bo na ławkę kar za opóźnianie gry powędrował Ilja Korenchuk.

W dodatkowym czasie gry gola na wagę zwycięstwa obrońcy tytułu zdobył Delmas zostając bohaterem spotkania. To było trzecie trafienie GieKSy w tym spotkaniu strzelone w przewadze.

Katowiczanie wygrali w tym sezonie wszystkie pięć ligowych spotkań z tyszanami, co przed ewentualnym starciem tych drużyn w play off jest sporym handicapem. Gospodarze przerwali serię sześciu zwycięstw drużyny Pekki Tirkkonena.

 

hokej.net – Nowy kapitan GieKSy. Kto zastąpił Pasiuta?

Zmiany kapitana w trakcie sezonu nie zdarzają się zbyt często. Do takiej doszło w GKS-ie Katowice i to przed prestiżowym meczem z GKS-em Tychy (4:3 d.). W bluzie z literą „C” na piersi nie wystąpił Grzegorz Pasiut. Kto go zastąpił?

Gdy w niedzielny wieczór spiker prezentował przedmeczowy skład GieKSy, wielu jej kibiców sprawiało wrażenie co najmniej zdziwionych. Grzegorz Pasiut nie został wyczytany jako kapitan zespołu i nie miało to żadnego związku z absencją „Profesora”. Przypomnijmy, że doświadczony środkowy pełnił tę zaszczytną funkcję nieprzerwanie od sezonu 2019/2020.

W derbowym starciu z GKS-em Tychy kapitanem był Joona Monto, który z dorobkiem 11 bramek i 23 asyst jest najlepiej punktującym zawodnikiem ekipy z alei Korfantego.

Co jest przyczyną takiej decyzji? Katowicki klub na razie wstrzymuje się od komentarza, prosząc o cierpliwość.

 

Miro Lehtimäki: Czuję się naprawdę dobrze w Katowicach

GKS Katowice po raz piąty w tym sezonie okazał się górą w Derbach Śląska. Mistrzowie Polski po dogrywce pokonali GKS Tychy 4:3. Kolejny raz niezwykle aktywny na lodzie był Miro Lehtimäki, który swój dobry występ przypieczętował premierowym trafieniem w barwach GieKSy.

Zawodnik, który obchodzi dzisiaj 27. urodziny, dołączył doGKS-u Katowice na początku stycznia, wzmacniając siłę ofensywną zespołu Jacka Płachty. Lehtimäki może pochwalić się niezłymi warunkami fizycznymi, bo przy 189 centymetrach wzrostu,waży 90 kilogramów. Dodatkowym atutem zawodnika jest prawy uchwyt kija, co zawsze pozwala na efektywniejsze zestawienie formacji, szczególnie podczas gier w przewagach.

Wiele wskazuje na to, że Lehtimäki proces aklimatyzacji w Katowicach ma już za sobą. W poprzedniej kolejce napastnik zaliczył dwa kluczowe podania przy trafieniach Joony Monto. Podczas niedzielnego spotkania fiński skrzydłowy ostawił na indywidualne wykończenie akcji, zdobywając swoją premierową bramkę, w tak prestiżowym spotkaniu. Czy koledzy z drużyny przekazywali Finowi, jaki ciężar gatunkowy mają spotkania przeciwko GKS-owi Tychy?

– Żaden z kolegów nie wspominał mi o tym, ale właśnie takiej otoczki spotkania się spodziewałem. GKS Tychy to czołowy zespół, uważam, że zaraz po nas, są najsilniejsza drużyną w lidze. Znajdują się w gronie faworytów do sięgnięcia po tytuł mistrzowski, więc naprawdę fajnym uczuciem było wygrać i zobaczyć jak to będzie wyglądało w fazie play off – wyjaśnił„na gorąco” Lehtimäki.

Skandynawską siłą GieKSa w tym sezonie stoi. W derbowym pojedynku grupa fińsko-szwedzkich stranieri kolejny raz była ważnym ogniwem drużyny, mając udział przy trzech trafieniach drużyny. Coraz swobodniej w tej grupie czuję się również Miro Lehtimäki, którego obecność na lodzie coraz mocniej zaznacza się w grze drużyny.

–Tak, czuję się coraz bardziej pewny siebie. Zdążyłem już bliżej poznać system gry, rozumiem czego trener oczekuje zarówno ode mnie jak i od całej drużyny. To była kwestia paru gier do rozegrania, teraz mogę powiedzieć, że czuje się w Katowicach naprawdę dobrze – dodał napastnik.
GKS Katowice oraz GKS Tychy, to zespoły które w ostatnich sezonach rozdzieliły między siebie sporą liczbę trofeów, niejednokrotnie rywalizując o nie w bezpośrednich pojedynkach. Wiele z tych decydujących spotkań, miało przebieg zbliżony do niedzielnych derbów, podczas których nie brakowało twardej gry, a wynik pozostawał otwartą kwestią do samego końca. Czy Miro Lehtimäki czuję się gotowy na taką rywalizację w zbliżających się play-offach?

–Oczywiście! Uwielbiam fizyczną grę. Chociaż uważam, że naszą drużynę stać na jeszcze większą dozę fizyczności. Mam na myśli te momenty kiedy możemy jeszcze mocniej naciskać rywala w forecheckingu,czy szybciej pracować w backcheckingu. Sądzę, że stać nas na to – podkreślił 27-latek.
Dla zawodnika nie jest to pierwszy kontakt z polską ligą. W sezonie 2021/2022 rozegrał w barwach KH Energi Toruń 8 spotkań, w których zdobył jednego gola oraz zanotował trzy asysty. Czym jego zdaniem charakteryzuje się TAURON Hokej Liga?

– Gra się tutaj w stylu, który mi odpowiada. Akcje rozgrywa się w naprawdę dobrym tempie, a zawodnicy nie odmawiają sobie fizyczności – podsumował Miro Lehtimäki.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Maks

    30 stycznia 2024 at 19:01

    Burak , wypier…… z GieKSy !!!

Odpowiedz

Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga