Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: 17-latek bohaterem GieKSy!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnich dziesięciu dni, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie. Prezentujemy naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Drużyna żeńska w ramach 1/16 Pucharu Polski pokonała Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0). Jutro (19.11) zespół rozegra zaległe spotkanie z 5. kolejki rozgrywek z Pogonią Dekpol Tczew. Mecz rozpocznie się o godzinie 16:00 na stadionie przy ulicy Bukowej 1. Piłkarze najbliższe spotkanie rozegrają w niedzielę (23.11) w Białymstoku z Jagiellonią. Początek o godzinie 12:15

Siatkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali jedno spotkanie w którym pokonali BKS Bydgoszcz 3:1. Następne spotkanie drużyna rozegra 22 listopada (sobota), na wyjeździe z PZL Leonardo Avia Świdnik. Początek spotkania o godzinie 17:00.

W piątek hokeiści pokonali Polonię Bytom 4:2. Z kolei w niedzielę zespół przegrał z GKS-em Tychy 1:7. Następny mecz drużyna rozegra w niedzielę 23.11, na wyjeździe z JKH GKS-em Jastrzębie. Mecz rozpocznie się o godzinie 16:00.

 

PIŁKA NOŻNA

bts.rekord.com.pl – GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)

Koniec pucharowej przygody.

„Rekordzistki” świetnie zaczęły spotkanie stwarzając sobie kilka dogodnych sytuacji. Prym w ataku wiodły Katarzyna Jaszek z Oliwią Zgodą. Już w 3. minucie K. Jaszek zmusiła do wysiłku Oliwię Macałę. Ta akcja zapoczątkowała serię trzech rzutów rożnych, po których bliska zdobycia bramki była Agnieszka Glinka. Kilka minut później w podobnej sytuacji piłkę nad poprzeczką przeniosła Abigail Sowa. W 26. minucie świetną interwencją popisała się Kinga Ptaszek, parując piłkę po strzale z bliskiej odległości jednej z napastniczek Katowic. Bielszczanki jeszcze kilkukrotnie wyprowadziły szybki atak, jednak defensywa katowiczanek była szczelna.

Druga połowa należała już do gospodyń, które szybko chciały osiągnąć przewagę. Udało się im to w 52. minucie za sprawą Nikoli Brzęczek, która wygrała walkę w powietrzu i nie miała problemu ze zdobyciem bramki. Kilka minut później, dwukrotnie interweniowały K. Ptaszek z Nicole Jendrzejczyk chroniąc bielszczanki przed utratą kolejnych bramek. W 68. minucie A. Glinka wybiła piłkę z linii bramkowej. W 74. minucie mecz zamknęła Dżesika Jaszek, która wykorzystała szereg błędów „rekordzistek”.

Pomeczowa opinia trenera – Mateusz Żebrowski: – Uważam, że zaprezentowaliśmy się solidnie, jednak dwa proste błędy sprawiły, że odpadamy z Pucharu Polski. Najbardziej żałujemy pierwszej części spotkania, w której stworzyliśmy co najmniej trzy dogodne sytuacje bramkowe. Chociaż jedna z nich powinna zakończyć się golem. Mecz uciekł nam spod kontroli po stracie bramki.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – To nie był weekend faworytów. Stal Nysa musi liczyć od nowa

[…] GKS Katowice i 10/10

Wciąż niepokonani pozostają siatkarze GKS-u Katowice, którzy w okrągłej serii gier mieli godnego przeciwnika po drugiej stronie siatki. BKS Bydgoszcz miał chrapkę na cenne punkty, ale tylko w dwóch pierwszych odsłonach miał swoje szanse. Goście świetnie prezentowali się wtedy w ataku, błyszczeli Jakub Kraut i Łukasz Szarek. GKS radził sobie dobrze, ale potrzebował czasu by wejść na swój najlepszy poziom. Po przegranym secie do 20 nadszedł moment przełamania. Gospodarze z każdym kolejnym setem dokładali swoje kolejne argumenty. Sporo dała im praca na siatce, a w czwartej odsłonie całkowicie zdominowali pole serwisowe, posyłając aż pięć asów. Po raz kolejny liderem był Michał Superlak, który razem z Gonzalo Quirogą stworzyli duet nie do pokonania.

GKS Katowice – BKS Bydgoszcz 3:1 (20:25, 27:25, 25:15, 25:17)

MVP: Gonzalo Quiroga

 

wkatowicach.eu – Kabaret Smile na meczu GieKSy z apelem: Chodźcie na siatkę do Katowic

W sobotę, 15 listopada, w meczu 10. kolejki PLS 1. Ligi GKS Katowice podejmował w hali Areny Katowice BKS Bydgoszcz. Dla zespołu trenera Emila Siewiorka była to kolejna szansa na utrzymanie zwycięskiej passy, która trwa od rozpoczęcia ligowych rozgrywek. Była motywacja na boisku i uśmiech na trybunach. I to dosłownie, bo zasiedli na nich członkowie kabaretu Smile.

Michał Kincel, Paweł Szwajgier i Andrzej Mierzejwski, czyli trio z kabaretu Smile, odwiedzili Arenę Katowice przy okazji meczu GKS Katowice-BKS Bydgoszcz. Dokładnie byli przy Nowej Bukowej, by obserwować swojego przyjaciela Wojciecha Włodarczyka, który w czerwcu 2025 dołączył do składu GieKSy.

Gościnne występy. Brawo GKS! Pięknie się oglądało. Dziękujemy za miłe przyjęcie. Chodźcie na siatkę do Katowic. Warto a i strefa dla dzieciaków jest jakby co – napisali w mediach społecznościowych.

Krótki filmik z wizyty Kaberetu Smile na Arenie Katowice możecie zobaczyć na ich Facebooku.

 

HOKEJ

hokej.net – 17-latek bohaterem GieKSy! Debiutancki gol pomógł rozstrzygnąć derby

BS Polonia Bytom musiała uznać wyższość GKS-u Katowice w 19. kolejce TAURON Hokej Ligi, przegrywając 2:4. Choć goście z Bytomia przez większość spotkania dzielnie gonili wynik, to ostatecznie musieli uznać wyższość wicemistrzów Polski. Na ustach katowickich kibiców znalazł się natomiast 17-letni Michał Kosmęda, który debiutanckim trafieniem w THL walnie przyczynił się do zwycięstwa swojego zespołu.

Piątkowe spotkanie w katowickiej „Satelicie” stało pod znakiem mocnych debiutów. Po 579 dniach i półtora rocznym pobycie w Tychach koszulkę GKS-u Katowice ponownie założył Joona Monto. Z kolei bytomscy kibice w końcu doczekali się występu Pawło Padakina. W pierwszych minutach dłużej w posiadaniu krążka utrzymywali się goście. Gdy w 3. minucie do boksu kar został skierowany rozgrywający swój 301 mecz w barwach GKS-u Katowice Mateusz Michalski, wydawało się, że mający w perspektywie dwuminutową przewagę bytomianie wrzucą wyższy bieg. Ofensywne zapędy przyjezdnych ograniczyły się jednak tylko do strzału z niebieskiej linii Dmitrija Załamaja. Wicemistrzowie Polski, choć nieco ospale wchodzili na pełne obroty, to jednak otwarcie wyniku padło ich łupem. W 14. minucie Bartosz Fraszko pomknął prawym skrzydłem. Przed bramką „Frachol” dostrzegł Patryka Wronki, który precyzyjnym wykończeniem pokonał przesuwającego się za ruchem krążka Djaczenkę. 53 sekundy przed końcem premierowej odsłony prowadzenie swojego zespołu podwyższył Jonasz Hofman.

Ekipie trenera Gusowa impuls do ataku nadał Michał Zając. 24-letni napastnik wykorzystując swoją dynamikę, namieszał w szykach obronnych GKS-u, po czym zdecydował się oddać strzał na bramkę. Krążek zdołał strącić Radosław Sawicki, czym zaskoczył interweniującego Michała Kielera. Kontaktowa bramka ożywiła wydarzenia na lodzie i sprawiła, że obie ekipy złapały wiatr w żagle w ofensywie. W 31. minucie na odbity od bytomskiego obrońcy krążek dobił Michał Kosmęda. Przytomne zachowanie pod bramką rywala przyniosło 17-letniemu napastnikowi premierowe trafienie na taflach TAURON Hokej Ligi. Jak u schyłku pierwszej tak i na 53 sekundy przed końcem drugiej tercji padła bramka. Z tą różnicą, że tym razem dla gości. Ponowny kontakt z GieKSą, Polonia złapała za sprawą trafienia Dmitrija Załamaja.

Na trzecią tercję goście wyjechali z wyraźną chęcią zdobycia wyrównującej bramki. Na lodowej tafli zabrakło bytomianom jednak pomysłu na zaskoczenie dobrze wywiązującej się ze swoich zadań katowickiej defensywy. W ostatniej minucie trener Gusow postawił wszystko na jedną kartę, wycofując Bohdana Djaczenkę. Ryzykowny manewr nie przyniósł jednak efektu bramkowego, a strzałem do pustej bramki wynik spotkania ustanowił Bartosz Fraszko.

 

Mistrzowie kontratakują! GieKSa rozbita w Tychach

Derbowe pojedynki pomiędzy GKS-em Tychy a GKS-em Katowice zwykły dostarczać wielu emocji i przebiegać w stylu twardej walki o każdy krążek. Choć walki nie zabrakło, to przebieg, a w szczególności wynik spotkania może być zaskakujący nawet dla najbardziej wytrawnych kibiców. Ku uciesze licznie zebranych na Stadionie Zimowym miejscowych kibiców, GKS Tychy pokonał katowicką GieKSę 7:1.

Początek spotkania przebiegał w stylu, jaki nikogo przy de Gaulle’a nie dziwił. Kwestia posiadania krążka rozstrzygała się na bandach i w środkowej tercji. Kolejne minuty zdradzały jednak, że więcej pomysłu na zaskoczenie defensywy rywala przejawiają gospodarze. Mistrzowie Polski przy pomocy szybkich podań zdołali zrywać się spod opieki katowickich defensorów i wypracować sobie nieco przestrzeni do oddania groźnych strzałów. Choć akcje zazębiały się w coraz szybszym tempie, to samo wykończenie akcji, należało raczej do gatunków tych, które nie mogły zaskoczyć Jespera Eliassona. Przełamanie nastąpiło w 7. minucie, gdy szybką akcję swojego zespołu wykończył osobiście kapitan tyszan, Filip Komorski. Jeśli stracona bramka podrażniła ambicje zespołu Jacka Płachty, to nie zdołali oni swej sportowej złości zamienić na pomysł na obronę rywala. Obecność katowiczan w tyskiej tercji nie przekładała się na bezpośrednie zagrożenia bramce Fučíka.

Warunki gry wraz z początkiem drugiej tercji narzucone były przez dwuminutowe wykluczenie Ludegarda. Gospodarze skrzętnie skorzystali z tego prezentu i okres gry w przewadze na bramkę zamienił Alan Łyszczarczyk. 55 sekund później zegar na Stadionie Zimowym w Tychach wskazywał już 3:0, gdy kolejny cios zadał Mark Viitanen. Choć za żadną ze straconych bramek ciężko jednoznacznie winić Jespera Eliasona, po trzecim golu szwedzkiego golkipera decyzją trenera Płachty zastąpił Michał Kieler. Jednak i on nie zdołał zbyt długo zachować czystego konta. Sposób na pokonanie reprezentacyjnego bramkarza znalazł już w 28. minucie Rafał Drabik, który z najbliższej odległości wepchnął gumę do siatki. Choć Panowie nie szczędzili sobie twardej gry, następstwem czego były obustronne wykluczenia, to jednak wysokie prowadzenie tyszan nie było w żaden sposób zagrożone. Na 4 sekundy przed końcem drugiej odsłony wynik podwyższył Mateusz Gościński, który zachował się najprzytomniej w okolicach katowickiej bramki.

W trzeciej odsłonie gospodarze zamierzali kontrolować wynik poprzez podkreślenie swojej dominacji. Efektem były trafienia po akcji „sam na sam” z 46. minuty Hanu Kuru oraz po mocnym strzale z dystansu w 48. minucie Viinikainena. Na osłodę gościom pozostała bramka Jonasza Hofmana, który wykorzystując precyzyjne podanie, silnym strzałem posłał gumę poza zasięgiem Fučíka, przekreślając szansę tyskiego golkipera na shutout.



Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

1/8 finału dla Katowic

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.

Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.

W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.

Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek,  a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.

GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.

GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga