Hokej Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Tygodniowy przegląd mediów: Porażka Mistrzyń Polski!

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji kobiecej piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie. Prezentujemy najciekawsze z nich.
Kobieca drużyna rozpoczęła zmagania w Orlen Ekstralidze od domowej porażki z Rekordem Bielsko-Biała 2:3 (1:3). Kolejny mecz zespół rozegra na wyjeździe w sobotę 16 sierpnia o 12:00 ze Stomilankami Olsztyn. Do drużyny dołączyła Victoria Kaláberová, a drugim trenerem został Grzegorz Żurek. Drużyna męska przegrała w czwartej kolejce PKO BP Ekstraklasy z Legią 1:3. Następne spotkanie zespół rozegra w Katowicach z Arką w sobotę 16 sierpnia o godzinie 17:30.
Siatkarz Kajetan Marek, po krótkim okresie przerwy ze względów zdrowotnych, wraca do treningów. Siatkarze będą mieli do przejechania jeden z najkrótszych dystansów w lidze na mecze wyjazdowe.
Do drużyny hokejowej dołączył obrońca Jacob Lundegård. PZHL ogłosił harmonogram rozgrywek w sezonie 2025/26.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Porażka mistrzyń Polski!
W meczu 1. kolejki Orlen Ekstraligi mistrzynie Polski uległy na swoim terenie Rekordowi Bielsko – Biała 2:3. Dla GKS-u Katowice to pierwsza ligowa porażka od 15 maja 2023 roku.
GieKSa od samego początku szukała okazji, aby otworzyć wynik. W 6. minucie były o krok od pierwszego trafienia, jednak Kinga Ptaszek wykazała się świetną interwencją. W 13. minucie już im się udało skierować piłkę do siatki i wyszły na prowadzenie za sprawą Dżesiki Jaszek, która wykorzystała zamieszanie w polu karnym po stałym fragmencie gry. W 29. minucie sędzia Emilia Szymula podyktowała rzut karny za faul na Julii Gutowskiej. 'Jedenastkę’ bezproblemowo wykorzystała Dominika Dereń. W 38. minucie przyjezdne wyszły na prowadzenie za sprawą fantastycznego uderzenia Oliwii Zgody z dystansu. Zaledwie dwie minuty później Rekordzistki mogły cieszyć się z kolejnego trafienia – na listę strzelczyń wpisała się Kristyna Janků, która skierowała futbolówkę do siatki po dograniu z rzutu wolnego. Do przerwy wynik nie uległ zmianie, choć podopieczne Karoliny Koch próbowały odpowiedzieć chociażby uderzeniem z dystansu Anity Turkiewicz.
W 55. minucie zawodniczki GieKSy domagały się rzutu karnego za zagranie ręką jednej z piłkarek Rekordu. Wobec tego arbiter pokazała Julii Włodarczyk żółtą kartkę za dyskusję, a chwilę później kolejny 'kartonik’ dla Klaudii Maciążki za faul na golkiperce Rekordu. Katowiczanki miały kilka stałych fragmentów gry, posłały wiele niecelnych dośrodkowań, jednak nie zdołały zaskoczyć Kingi Ptaszek, która w tym meczu spisywała się bardzo dobrze. W 85. minucie przyjezdne skonstruowały atak zakończony strzałem Nikoli Dębińskiej z dystansu, jednak bramkarka Gieksy złapała futbolówkę. Podczas dziesięciu minut doliczonego czasu gry podopieczne Karoliny Koch szukały okazji, aby odwrócić losy meczu – tuż przed ostatnim gwizdkiem Aleksandra Nieciąg zdobyła bramkę na 2:3.
Mistrzynie Polski wzmacniają formację pomocy!
Tuż przed rozpoczęciem sezonu 2025/2026 Orlen Ekstraligi w Katowicach przywitano nową piłkarkę, która zasili linię pomocy aktualnych mistrzyń Polski – Victorię Kaláberovą.
Nową zawodniczką aktualnych mistrzyń Polski została Victoria Kaláberová, która do Katowic przeszła na zasadzie transferu definitywnego, podpisując umowę wiążącą ją z klubem do końca sezonu 2026/2027. Jest ofensywną pomocniczką posiadającą podwójne obywatelstwo: Stanów Zjednoczonych i Słowacji.
Poprzednim klubem 24-letniej Victorii Kaláberovej była Sparta Praga, z którą finiszowała na czele tabeli po sezonie zasadniczym, by finalnie w wyścigu o tytuł mistrzowski dać się wyprzedzić lokalnym rywalkom – Slavii. Nowa zawodniczka GieKSy w minionej kampanii zanotowała dziewięć występów, w których zdobyła jedną bramkę. Victoria Kaláberová ma za sobą bogatą karierę klubową, reprezentowała jak do tej pory barwy OFI Kreta (Grecja), Lakatamia FC (Cypr) i Aris Ladies FC (Cypr), UMF Afturelding (Islandia), Real Oviedo (Hiszpania) oraz Slovan Bratysława (Słowacja). Najlepszy liczby notowała w cypryjskim Arisie, 16 zdobytych bramek w 12 spotkaniach robi wrażenie. Z kolei jej największe sukcesy zespołowe to okres gry w Slovanie, z którym dwukrotnie sięgnęła po mistrzostwo Słowacji.
Victoria Kaláberová ma za sobą występy w młodzieżowej reprezentacji Słowacji U19 oraz w seniorskiej kadrze narodowej, w której debiutowała w 2021 roku w spotkaniu ze Słowenią. Jej reprezentacyjną partnerką jest inna nowa zawodniczka GKS-u Katowice, Patrícia Hmírová.
wkatowicach.eu – Mistrzynie Polski wracają do gry!
[…] Drugim trenerem w sztabie szkoleniowym kobiecej drużyny GKS-u Katowice został Grzegorz Żurek. Szkoleniowiec, który zaczynał trenerską karierę w Wielosekcyjnej Akademii „Młoda GieKSa” i miał okazję odbyć zawodowe staże w Borussii Dortmund i Athleticu Bilbao, związał większość swojej trenerskiej kariery z Górnikiem Zabrze, gdzie w latach 2017-2024 pełnił rolę m.in. trenera analityka w pierwszym zespole, trenera asystenta w drużynie rezerw oraz szkoleniowca zespołów młodzieżowych. Ponadto od 2022 pracuje w roli asystenta trenera młodzieżowych reprezentacji Polski. W obecnym sezonie przygotowuje się z kadrą narodową do kwalifikacji Mistrzostw Europy do lat 19.
Pierwszym trenerem mistrzyń Polski w sezonie 2025/26 będzie oczywiście Karolina Koch. Funkcję trenera-analityka i kierownika zespołu będzie pełnił Michał Wiśniewski. Niezmiennie trenerem bramkarek GKS-u będzie Michał Barczyk, fizjoterapeutą zespołu Artur Warot, a Dawid Olszówka trenerem przygotowania motorycznego drużyny GieKSy.
Trzymamy kciuki za uKOCHane!
SIATKÓWKA
siatka.org – Jak daleko do PlusLigi? Podróże pierwszoligowców w liczbach
Po sezonie 2024/2025 znacznie zmieniła się pierwszoligowa mapa. Zniknęły Chełm, Białystok, Sulęcin i Kraków. Do I ligi dołączyły natomiast Grodzisk Mazowiecki, Augustów, Nysa, Katowice i Będzin. Przez takie przetasowania w rundzie zasadniczej sezonu 2025/2026 kluby będą miały do pokonania mniejszą liczbę kilometrów.
Uwzględniając KSR Gliwice, który ostatecznie nie wystąpił w I lidze, w poprzednim sezonie kluby zaplecza PlusLigi w samej rundzie zasadniczej miały do przejechania ponad 164 tysiące kilometrów. W tegorocznych rozgrywkach suma przejechanych kilometrów zmniejszyła się. Wyniesie ona bowiem niespełna 149 tysięcy. Nowym klubem, który będzie przyczyną dłuższych wycieczek, został NECKO Augustów.
Ponownie najwięcej klubów będzie w województwie śląskim (BBTS Bielsko-Biała, GKS Katowice, MCKiS Jaworzno, Nowak-Mosty MKS Będzin). Trzech przedstawicieli będzie miało województwo mazowieckie (Czarni Radom, KPS Siedlce, Sparta Grodzisk Mazowiecki). Po dwa kluby będą w województwie kujawsko-pomorskim (BKS Bydgoszcz, CUK Anioły Toruń), łódzkim (Lechia Tomaszów Mazowiecki SMS PZPS Spała) i opolskim (Mickiewicz Kluczbork, PSG Stal Nysa).
Po jednym klubie znajduje się w województwie podlaskim (NECKO Augustów), lubuskim (Astra Nowa Sól) i lubelskim (PZL LEONARDO Avia Świdnik). Swojego przedstawiciela straciło województwo małopolskie. Kolejny rok z rzędu w I lidze mężczyzn nie ma natomiast żadnego klubu z województwa zachodnio-pomorskiego, pomorskiego, warmińsko-mazurskiego, wielkopolskiego, podkarpackiego, świętokrzyskiego i dolnośląskiego.
Zakładając, że zespoły po każdym ze swoich spotkań będą wracały do domu, najmniej do przejechania w czasie fazy zasadniczej będzie mieć Lechia Tomaszów Mazowiecki. Drużynę czeka bowiem około 6712 km w podróży. Mniej niż 7 tysięcy kilometrów na swoim liczniku po fazie zasadniczej będą mieć również siatkarze SMS-u PZPS Spała. Najkrótsza podróż dla pierwszoligowych zespołów to ponownie ta między Spałą a Tomaszowem Mazowieckim. Hale SMS-u i Lechii dzieli zaledwie 11 km. Krótka podróż czekać będzie również duet spadkowiczów – GKS Katowice i Nowak-Mosty MKS Będzin dzieli zaledwie 18 kilometrów.
Najwięcej kilometrów w podróży czeka beniaminka. NECKO Augustów czeka aż 14 278 km.
[…] Zestawienia podróży zespołów PLS 1. Ligi:
[…] GKS Katowice
najkrótszy wyjazd: Będzin – 18 km
najdłuższy wyjazd: Augustów – 552 km
przejadą w fazie zasadniczej – 7600 km
HOKEJ
hokej.net – Wicemistrzowie Polski mają nowego obrońcę. Nie boi się ofiarnej gry
Działacze GKS-u Katowice kompletują kadrę przed sezonem 2025/2026. Zespół z alei Korfantego pochwalił się pozyskaniem Jacoba Lundegårda, którego awizowaliśmy dwa tygodnie temu.
Lundegård (183 cm, 86 kg) ma 28 lat i urodził się w Växjö. Jest obrońcą o typowo defensywnym rysie, który nie boi się ofiarnej gry. Dobrze blokuje strzały rywali i potrafi sprawnie wyprowadzić krążek z własnej tercji.
W jego CV można znaleźć 1 występ w szwedzkiej ekstralidze oraz 427 na jej bezpośrednim zapleczu, w których zdobył 88 punktów za 15 bramek i 73 asysty.
Ostatni sezon szwedzki obrońca rozegrał w międzynarodowej ICE Hockey League, skupiającej drużyny z Austrii, Włoch, Węgier i Słowenii. Występował w zespole Pioneers Vorarlberg, z którego przed zamknięciem okienka transferowego do GKS-u Tychy trafił Roni Allén.Fin szybko stał się czołową postacią ekipy z piwnego miasta i dołożył sporą cegiełkę do zdobycia przez tyszan tytułu mistrzowskiego.
Jacob Lundegård rozegrał w austriackim klubie45 meczów, czterokrotnie wpisał się na listę strzelców oraz zanotował 7 kluczowych zagrań. Na ławce kar spędził 8 minut, a w klasyfikacji plus/minus wypadł na +4.
wkatowicach.eu – Hokeiści GieKSy wracają do gry! Znamy terminarz GKS-u Katowice w sezonie 2025/2026
Polonia Bytom będzie pierwszym rywalem GKS-u Katowice w Tauron Hokej Lidze, w sezonie 2025/2026. Znamy terminarz meczów hokejowej GieKSy w rozgrywkach o tytuł mistrza Polski.
Znamy terminarz Tauron Hokej Ligi na sezon 2025/2026. W rozgrywkach weźmie udział 9 drużyn:
GKS Katowice,
KS Unia Oświęcim,
GKS Tychy,
JKH GKS Jastrzębie,
Comarch Cracovia,
KH Energa Toruń,
ECB Zagłębie Sosnowiec,
BS Polonia Bytom
i STS Sanok.
Nowy sezon Tauron Hokej Ligi rozpocznie się w piątek, 12 września. W 1. kolejce GieKSa zmierzy się z Polonią Bytom, która powraca do rozgrywek. Trwają ustalenia dotyczące gospodarza tego meczu. W ramach 2. kolejki czeka nas wyjazdowe starcie z GKS-em Tychy, a zatem mecz mistrza z wicemistrzem.
W związku z udziałem drużyny GKS-u Katowice w rozgrywkach Pucharu Kontynentalnego, listopadowe mecze z Polonią Bytom oraz GKS-em Tychy zostały przełożone odpowiednio na 16 września 2025 roku oraz 6 stycznia 2026 roku.
Wzorem poprzednich lat hokeiści rozegrają 5 rund. Sezon zasadniczy potrwa do 22 lutego 2026 roku i zakończy się po 45. kolejkach. Pierwsze mecze fazy play-off są zaplanowane w dniach 27-28 lutego, a mecze finałowe odbędą się w kwietniu.
Pełny terminarz meczów hokejowego GKS-u Katowice można znaleźć na stronie internetowej klubu.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze