Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Twierdza Bukowa wciąż niezdobyta!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Piłkarki w 6. kolejce rozgrywek pokonały drużynę Śląska Wrocław 3:0 (2:0). Następne spotkanie zespół rozegra w sobotę 28 września o 13:00 z APLG w Gdańsku. Piłkarze przegrali z Górnikiem Zabrze 0:3 (0:1). W rozpoczętym tygodniu zespół rozegra dwa spotkania: jutro z Termalicą Bruk-Bet w ramach Pucharu Polski oraz w piątek z Pogonią Szczecin. Spotkanie w Niecieczy rozpocznie się o godzinie 19:22, z Pogonią o godzinie 18:00 na Bukowej.

Siatkarze rozegrali drugie ligowe spotkanie – przegrane 0:3 z Projektem Warszawa. W tym tygodniu drużyna rozegra dwa domowe spotkania: ze Stalą Nysa i Jastrzębskim Węglem. Mecze rozpoczną się odpowiednio o 20:30 (dzisiaj, 23 września) i o 17:30 (w sobotę 28 września).

W ubiegłym tygodniu hokeiści rozegrali dwa spotkania, oba przegrane: z Unią Oświęcim 3:4 oraz z GKS-em Tychy 1:5. W bieżącym tygodniu zespół rozegra trzy mecze: we wtorek (24 września) z JKH Jastrzębie, w czwartek (26 września) z Energą Toruń oraz w niedzielę (29 września) z Cracovią. Spotkania rozpoczną się odpowiednio o godzinie 18:00, 18:30 i 18:00. Mecz z Energą odbędzie się w Satelicie, pozostałe na wyjeździe.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Twierdza Bukowa wciąż niezdobyta!

6.kolejka Ekstraligi zaczęła się od hitowego spotkania. W Katowicach zmierzyły się ze sobą GieKSa – prowadząca w tabeli bez straty punktu, świeżo po zwycięstwie nad mistrzyniami Polski – i wicelider z Wrocławia, który również jeszcze nie stracił punktów w tym sezonie. Powtórka z niedawnego finału Pucharu Polski była całkowita, jako że gospodynie ponownie wygrały 3:0 i twierdza przy Bukowej pozostaje niezdobyta..

Spotkanie rozpoczęło się od ataków katowiczanek, chcących szybko objąć prowadzenie i przez to kontrolę nad przebiegiem spotkania. Gdy po kwadransie gry mecz nieco się wyrównał i do głosu zaczęły dochodzić wrocławianki, Kinga Kozak zdecydowała się na płaskie dośrodkowanie z lewej strony w pole karne. Wybita przez obrończynie piłka trafiła znów pod nogi Kozak, która technicznym strzałem z pierwszej piłki nie dała szans Marcie Każmierczak. Inicjatywę znów przejęły gospodynie, podkreślając swoją dominację kolejnymi uderzeniami na bramkę; najbliżej podwyższenia wyniku było w 32.minucie, gdy po dośrodkowaniu Amanda Turkiewicz nie opanowała dobrze piłki i uderzenie trafiło w boczną siatkę. Wreszcie w 37.minucie na bezpośredni, płaski strzał z rzutu wolnego tuż sprzed pola karnego zdecydowała się Weronika Kaczor, obrończynie Śląska odskoczyły od piłki i choć Kaźmierczak była bliska obrony strzału, ten znalazł drogę do siatki.

Druga połowa przebiegała pod znakiem wyraźniej przewagi katowiczanek; próby kontr w wykonaniu dowodzonej przez Marcelinę Buś ofensywy wrocławianek były unieszkodliwiane przez obronę drużyny gospodyń z Marleną Hajduk na czele. GieKSa szukała kolejnych okazji do podwyższenia prowadzenia; w 62.minucie w sytuacji sam na sam Kaźmierczak świetnie obroniła strzał Klaudii Maciążki. W 72. i 79.minucie było blisko bramki kontaktowej, ale najpierw świetne uderzenie z dystansu pod poprzeczkę Buś kapitalnie obroniła Kinga Seweryn, a potem ładny strzał po ziemi przy dalszym słupku również nie znalazł drogi do bramki. W odpowiedzi po podaniu po ziemi Aleksandra Nieciąg popisała się pięknym uderzeniem z kilku metrów i mimo heroicznej interwencji Kaźmierczak piłka odbiła się od wewnętrznej części poprzeczki i wpadła do siatki. Więcej bramek już nie padło i GieKSa umocniła się na czele tabeli.

 

weszlo.com – Błąd o grze GKS-u Katowice: W naszych poczynaniach nie ma przypadku

Adrian Błąd w rozmowie z „TVP Sport” stwierdził, że do tej pory nie było w Ekstraklasie meczu, w którym GKS Katowice odstawałby od drużyny przeciwnej.

Błąd do „GieKSy” trafił siedem lat temu z Zagłębia Lubin. Z klubem z Górnego Śląska przeżył zarówno awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, jak i spadek do drugiej ligi.

– Kiedy spadaliśmy w 2019 roku, nikt nie przypuszczał, że w tak stosunkowo krótkim czasie pojawimy się w Ekstraklasie. Trener Górak zastał tutaj zgliszcza, budował wszystko praktycznie od nowa. Wykonał wielką pracę pod względem psychologicznym, by trafić do głów zawodników. W pierwszym sezonie nie udało nam się wydostać z drugiej ligi, lecz cierpliwość i ciężka praca sprawiły, że dziś znaleźliśmy się w Ekstraklasie i rywalizujemy z najlepszymi zespołami w kraju – tłumaczy 33-latek.

Czy w Katowicach obawiano się, jak GKS będzie wyglądał w pierwszych kolejkach nowego sezonu?

– Nie było żadnych obaw. Wiedziałem, że runda wiosenna mocno nas scementowała. Już w drugiej części sezonu prezentowaliśmy się bardzo dobrze, latem klub solidnie wzmocnił drużynę. Początek pokazuje, że nie było się czego bać, bo mamy potencjał dzięki któremu możemy rywalizować z każdym w tych rozgrywkach – zwraca uwagę Błąd.

Dziewięć punktów w ośmiu meczach, w tym m.in. zwycięstwo 3:1 z Jagiellonią Białystok, a więc aktualnym mistrzem Polski. Jak doświadczony pomocnik ocenia dotychczasowe występy katowiczan?

– Wiadomo, że zawsze mogło być lepiej, ale nie możemy narzekać. Nie było spotkania, w którym odstawaliśmy od rywala. W naszych poczynaniach nie ma przypadku, widać długą pracę trenera Rafała Góraka. GKS to klub, który w ostatnich latach się odrodził. Dzięki awansowi do Ekstraklasy wokół „GieKSy” panuje pozytywna atmosfera i duże zainteresowanie jej meczami. Każdy z nas cieszy się, że dołożył do tego swoją cegiełkę. Idziemy dalej – mówi Adrian Błąd.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Drugie zwycięstwo stołecznych, druga porażka katowiczan

Siatkarze z Warszawy oraz Katowic rozegrali w środę mecz należący do 8. kolejki PlusLigi. Na Torwarze znów bez straty seta triumfowali gospodarze, którzy w trzech szybkich setach pokonali podopiecznych Grzegorza Słabego. Najlepszym zawodnikiem spotkania został środkowy, Jakub Kochanowski.

Początek meczu stał pod znakiem walki cios za cios. Po akcji Jewgienija Kisiliuka GKS prowadził jeszcze 8:7, ale pomyłka w ataku Damiana Domagały i zbicie Bartłomieja Bołądzia pozwoliły gospodarzom wyjść na prowadzenie (10:8). Asa serwisowego dołożył Jakub Kochanowski, a po czapie Andrzeja Wrony powiększał się dystans dzielący oba zespoły (16:12). Projekt prowadził już 19:14, ale po kontrze Łukasza Usowicza i punktującej zagrywce Kisiliuka katowiczanie odrobili straty (21:21). Zanosiło się nawet na batalie na przewagi, lecz to blok przechylił szalę zwycięstwa na stronę faworytów (25:23).

W drugiego seta lepiej weszli siatkarze GKS-u, którzy przy zagrywce Alexandra Bergera odskoczyli na 5:3. Z przewagi nie cieszyli się długo, bo Kochanowski doprowadził do remisu (7:7). Oba zespoły grały zrywami, ale po asie serwisowym Artura Szalpuka ponownie był remis (12:12). Dopiero przy zagrywce Kevina Tillie i po kontrach Bołądzia warszawianom udało się przełamać rywali (19:15). Przyjezdni po akcji Domagały zbliżyli się jeszcze na 18:20, ale głównie przez ich własne błędy ta część meczu zakończyła się sukcesem Projektu (25:21).

Po asie serwisowym Szalpuka i bloku Webera świetnie wszedł on w trzecią odsłonę. Dokładał kolejne czapy, a po kontrze Tobiasa Branda powiększała się dominacja gospodarzy (9:5). Swoje w ataku robił Weber, a pojedyncze udane zbicia Aymena Bouguerry nie poderwały do walki GKS-u (12:6). Katowiczanie popełniali błędy w ataku, byli zatrzymywani blokiem, a po zagrywce Jakuba Kowalczyka Projekt zbliżał się do zwycięstwa (20:12). W końcówce w ataku zameldował się jeszcze Karol Borkowski, a pomyłka Kisiliuka w ataku zakończyła spotkanie (25:16).

Projekt Warszawa – GKS Katowice 3:0 (25:23, 25:21, 25:16)

 

Na zakończenie 2. kolejki zagrają w Będzinie i Katowicach

W poniedziałek odbędą się dwa ostatnie mecze zaplanowane na 2. kolejkę zmagań w PlusLidze. O 17:30 pierwszy mecz domowy rozegra tegoroczny beniaminek – Nowak-Mosty MKS Będzin. Ich przeciwnikiem będą aktualni liderzy tabeli – PGE Projekt Warszawa. W drugim spotkaniu, o 20:30 w końcu zobaczymy w grze siatkarzy PSG Stali Nysa, którzy zmierzą się z GKS-em Katowice. Transmisje z tych meczów przeprowadzi Polsat Sport 1.

[…] Drugim meczem tego dnia będzie starcie drużyny GKS Katowice, która rozegrała już 2 spotkania i oba przegrała, ze Stalą Nysa, której mecz 1. kolejki został przełożony z uwagi na trudną sytuację wywołaną przez powódź na południu Polski. Katowiczanie nie mogą zaliczyć początku ligowych zmagań do udanych. Najpierw 0:3 ulegli w meczu domowym beniaminkowi z Będzina, a potem w meczu granym awansem również przegrali w trzech setach z Projektem Warszawa. W trzecim spotkaniu powalczą o pierwsze zwycięstwo z zespołem z Nysy.

PSG Stal Nysa nie miała jeszcze okazji rozpocząć ligowych zmagań. Jej zawodnicy byli w bardzo trudnej sytuacji z uwagi na powódź, która nawiedziła ich miasto. Nysa została zalana, a jej sztab, dyrektor i siatkarze musieli walczyć z żywiołem, aby pomóc rodzinie i przyjaciołom w ratowaniu ich dobytku. W poniedziałek o 20:30 wybiegną na parkiet po raz pierwszy w tegorocznych rozgrywkach.

 

HOKEJ

hokej.net – Lubią nerwowe końcówki! Starcie mistrzów dla Unii

Od zwycięstwa sezon 2024/2025 rozpoczęli hokeiści Re-Plast Unii Oświęcim. Biało-niebiescy w przełożonym meczu 2. kolejki TAURON Hokej Ligi pokonali na własnym lodzie z GKS Katowice 4:3. O losach tego spotkania przesądziło trafienie Antona Holma z 52. minuty. Szwedzki napastnik wcześniej zaliczył też dwie asysty.

Już przed pierwszym wznowieniem wielu kibiców z pewnością zastanawiało się, jakie oblicze zaprezentują podopieczni Nika Zupančiča. Padały pytania, czy uda im się utrzymać tempo z Hokejowej Ligi Mistrzów i jak wiele sił kosztowały ich cztery ostatnie starcia w tych prestiżowych rozgrywkach.

Ostatecznie ekipa z Chemików 4 nie zaprezentowała wielkiego hokeja, ale mimo to sięgnęła po komplet punktów. GieKSa do samego końca nie dawała za wygraną, więc fani oświęcimskiego zespołu znów byli świadkami nerwowej końcówki.

Sporo niepotrzebnych emocji wywołały też decyzje arbitrów prowadzących to spotkanie, którym momentami brakowało konsekwencji. Duet Krzysztof Kozłowski -Bartosz Kaczmarek z dużo lepszej strony zaprezentował się podczas starcia CHL z Eisbären Berlin.

Początek spotkania należał do gospodarzy, prezentujących więcej hokejowych konkretów. Już w 5. minucie worek z bramkami rozwiązał Carl Ackered. Szwedzki defensor podłączył się do akcji ofensywnej, przyjął krążek dograny przez Antona Holma i uderzył po lodzie. John Murray nie zdążył w porę interweniować, bowiem guma przemknęła między jego parkanami.

Golkiper GieKSy w 17. minucie znów musiał przełknąć gorzką pigułkę. Kolejny raz dobrym zagraniem popisał się Holm, który tym razem wypatrzył Radosława Galanta. Doświadczony środkowy przymierzył ze strefy międzybulikowej, a krążek trafił w samo okienko katowickiej bramki. Mogło się wydawać, że biało-niebiescy utrzymają korzystny wynik do zakończenia pierwszej odsłony.

Tymczasem podczas wykluczenia Adriana Prusaka, goście sprawnie założyli zamek. Grzegorz Pasiut zagrał wzdłuż bramki do Bartosza Fraszki, a ten uderzeniem bez przyjęcia, z prawego bulika, zaskoczył przemieszczającego się Linusa Lundina.

Seryjne łapane wykluczenia odbiły się rykoszetem na ekipie mistrzów Polski. Dość powiedzieć, że w drugiej odsłonie przez blisko osiem minut z rzędu grali w liczebnym osłabieniu, a przez 23sekundy nawet w podwójnym. Gdy w 28. minucie Henry Karjalainen szykował się do opuszczenia ławki kar, do wyrównania doprowadził Ben Sokay, precyzyjnie uderzając z prawego bulika.

Podopieczni Jacka Płachtą starali się pójść za ciosem i przed przerwą objęli prowadzenie. Bartosz Fraszko wykorzystał błąd Petera Bezuški i błyskawicznie znalazł się w sytuacji sam na sam z oświęcimskim golkiperem. 28-letni skrzydłowy posłał gumę tuż nad lodem, a następnie utonął w objęciach swoich kolegów.

Ale mistrzowie Polski wyszli z tych tarapatów na początku trzeciej tercji. Tym razem dwie kary złapali goście, a podczas drugiej takiej szansy zespół z Chemików 4sprawnie rozegrał zamek. Ustawiony na linii niebieskiej Jere Vertanen huknął soczyście i szalenie precyzyjnie, dając radość blisko dwutysięcznej widowni.

Z kolei w 52. minucie zjawiskową akcję rozegrała szwedzka piątka. To była ozdoba tego meczu. Wszystko zaczęło się od Daniela Olssona Trkulji (wrócił na lód po założeniu opatrunku), który sprytnie podał do Andreasa Söderberga. Rosły defensor zagrał przed bramkę do Antona Holma, a ten odpowiednio dostawił łopatkę kija i posłał gumę nad interweniującym golkiperem.

Wynik spotkania mogli podwyższyć jeszcze Erik Ahopelto i właśnie Holm. „Aho” uciekł katowickim defensorom, ale nie zdołał zaskoczyć „Jaśka Murarza” w sytuacji sam na sam. Z kolei szwedzki skrzydłowy w 54. minucie oddał kąśliwy strzał bez przyjęcia z prawego bulika, ale krążek ostemplował słupek.

Na nieco ponad dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry Jacek Płachta postawił wszystko na jedną kartę. Poprosił o czas, a chwilę później zdjął z bramki Johna Murraya, jednak ten manewr nie przyniósł zamierzonego efektu. Pełna pula została w grodzie nad Sołą.

 

Sentymentów nie było. Monto katem GieKSy

Zwarci w defensywie i zabójczo skuteczni pod bramką rywali. Napędzani siłą fińskich stranieri podopieczni Pekki Tirkkonena rozbili w derbowym pojedynku GKS Katowice 5:1. Katowickiej publiczności nie pozwolił o sobie zapomnieć Joona Monto. Były zawodnik GieKSy zdobył dwie bramki, przy których asystował również znany z występów w Katowicach – Matias Lehtonen.

Z większym animuszem w derbowe spotkanie weszli katowiczanie, a pierwszy sygnał do ataku nadał, jak na kapitana przystało Grzegorz Pasiut. Próbujący zainicjować swoje ataki goście, musieli w pierwszej kolejności zmierzyć się z mocnym forecheckiem GieKSy. Przekonał się o tym Bartosz Ciura, który będąc ostatnim obrońcą, pozwolił odebrać sobie gumę. Na wysokości zadania stawał jednak Tomáš Fučík, czujnie pilnujący dostępu do własnej bramki.

W 7. minucie wszystkie argumenty do otwarcia wyniku miał po swojej stronie Dante Salituro. Kanadyjczykowi nie udało się jednak skierować krążka do bramki, po świetnym podaniu, jakie otrzymał od Mateusza Michalskiego. W 13. minucie zebrani w „Satelicie” kibice przekonali się o słuszności hokejowego porzekadła „nie dasz, dostaniesz”. Świetne podanie z własnej tercji nadał Olli Kaskinen, napędzając kontrę Marka Viitanena. Z próbą estońskiego napastnika poradził sobie John Murray. Zbity parkanem krążek wpadł prosto na kij Wiktora Turkina, który wypełnił swą powinność i otworzył wynik spotkania. Ledwie 85 sekund potrzebowali goście, aby ponownie zmusić Johna Murraya do kapitulacji. Matias Lehtonen zza linii dostrzegł Joone Monto, który strzałem przy słupku podwyższył prowadzenie swojego zespołu.

Wraz z początkiem drugiej odsłony zaostrzyły się wydarzenia na lodzie, skutkiem czego były nakładane po obu stronach wykluczenia. Na efektywną grę w power playu musieliśmy poczekać aż do 33. minuty. W ostatnich sekundach przewagi, strzałem przy krótkim słupku Tomáša Fučíka zdołał zaskoczyć Grzegorz Pasiut. Już minutę później gospodarzom nadarzyła się dogodna sposobność, aby wyrównać stan rywalizacji, bowiem w boksie kar zameldował się Kaskinen. Tym razem przyjezdni zdołali jednak przetrwać liczebną przewagę rywala.

Co więcej, chwilę po wyrównaniu formacji Joona Monto zachował się najprzytomniej w podbramkowym zamieszaniu, i wyłuskując bezpański krążek, zanotował swoje drugie trafienie.

Na 9 sekund przed końcem drugiej odsłony, sędziowie do boksu kar skierowali Travisa Vervede. Po wznowieniu gry w trzeciej tercji, zespół Pekki Tirkkonena błyskawicznie wykorzystał liczebną przewagę na lodzie. Krążkiem został nabity, a podążający za akcją Mark Viitanen i to po kontakcie z tym zawodnikiem guma znalazła drogę do siatki. Choć gospodarzom ciężko odmówić ambicji i w kolejnych minutach dążyli z pełną determinacją do odwrócenia losów spotkania, to argumentów stricte sportowych było zbyt mało. W 49. minucie arbitrzy karą mniejszą wykluczyli Dantego Salituro. Gdy wydawało się, że wszystko co najgorsze już za zawodnikami GieKSy, to 4 sekundy po wyrównaniu formacji, lot krążka przed Murrayem przeciął Filip Komorski, zdobywając piątą bramkę i ustalając wynik derbowego spotkania.

 

dziennikzachodni.pl – Śląskie derby w Satelicie dla tyszan

W rozegranym 22 września meczu 4. kolejki Tauron Hokej Ligi GKS Katowice przegrał z GKS Tychy 1:5. Brązowi medaliści poprzedniego sezonu w śląskich derbach w Satelicie niespodziewanie okazali się lepsi od wicemistrzów Polski.

Pierwsze w tym sezonie śląskie derby Taruon Hokej Ligi w Satelicie zakończyły się niespodziewanym zwycięstwem tyszan. Co ciekawe o wygranej gości w Katowicach przesądzili byli fińscy zawodnicy GieKSy. Joona Monto strzelił dwie bramki dla tyszan, a Matias Lehtonen zdobył bramkę i zaliczył dwie asysty.

Obydwa śląskie zespoły przegrały swoje ostatnie mecze z broniącą tytułu Re-Plast Unią Oświęcim i chciały się zrehabilitować za te porażki w niedzielne popołudnie. Udało się to tylko podopiecznym trenera Pekki Tirkkonena, którzy już w I tercji strzelili po szybkich akcjach dwa gole.

Kontaktowy gol kapitana GieKSy Grzegorza Pasiuta strzelony w ostatnich sekundach gry gospodarzy w przewadze wlał nadzieję w serca katowickich kibiców. Szybko jednak odpowiedział Moonto pod koniec II tercji po raz drugi wpisując się na listę strzelców. Gol Lehtonena zdobyty 14 sekund po rozpoczęciu III tercji w trakcie gry w przewadze pozbawił katowiczan złudzeń, a wygraną gości z Tychów przypieczętował ich kapitan Filip Komorski.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Górak: Zdaliśmy egzamin

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po wygranym 3:0 sparingu ze Stalą Rzeszów porozmawialiśmy z trenerem Rafałem Górakiem. Zapytaliśmy o ubiegły i nadchodzący sezon, uchylony przepis o młodzieżowcu, a także o nowego napastnika.

Wakacje spędził pan aktywnie?

Rafał Górak: Aktywnie, byłem bardzo aktywny: chodziłem po górach, dużo pływałem, siedziałem trochę nad morzem. Fajnie nam się udało pojechać trochę w nieznane, zatrzymywaliśmy się tam, gdzie nas kierowała intuicja. Byliśmy trochę tam, to tu. Wszędzie aktywnie – rowerki i spacery.

Pan jest w stanie odciąć się od piłki?

Wy to doskonale wiecie – piłka to jest całe moje życie, nigdy się nie odetnę. Próbuję się resetować, natomiast piłka mnie nie zabija. Nie powoduje, że jak coś robię, to mnie to męczy. Lubię odpoczywać, np. czytając, ale bez piłki się nie da.

Jak żyje się cały czas pod okiem kamer?

Powiem szczerze, że bardzo mocno zaryzykowałem. Byłem odważny, żeby ten serial „Trenerzy” tyle pokazał od środka. Starałem się nic nie wycinać i w zasadzie mogliście zobaczyć mnie takiego, jakim jestem. To na pewno jest całkiem inny wymiar, bo pierwsza czy druga liga to jest zupełnie inne zainteresowanie medialne. Wydaje mi się, że to, co można w tym wszystkim zobaczyć, to że praca w GKS-ie Katowice idzie bardzo dobrym nurtem. Nie mamy się czego wstydzić, wprost przeciwnie – wykonujemy świetną pracę jako sztab, piłkarze i zespół.

Zostanie jakiś przebłysk po sezonie?

Nie, cały sezon został mi w pamięci. To jest pierwszy sezon od dawna dla GKS-u Katowice w Ekstraklasie, a mój debiutancki. Każdy moment, każda chwila dla mnie była wyjątkowa i zostanie w mojej pamięci bardzo mocno. Ale to już jest za nami, trzeba patrzeć do przodu.

Jaki był najtrudniejszy moment?

Szukałem czegoś takiego, ale powiem szczerze: dobrze rozwiązywaliśmy te nasze problemy. Nawet ten moment, gdy przegraliśmy tę drugą połowę w Zabrzu i zastanawiałem się, w jaki sposób będziemy gotowi w następnych meczach. Okazało się, że drużyna świetnie reagowała na wszystko. Zdaliśmy egzamin tego debiutanckiego sezonu i ważne jest to, że nie dopuściliśmy do sytuacji, gdzie moglibyśmy się naprawdę trwożyć. Bardzo mocno pracowaliśmy, żeby drużynę ciągnąć, oni też byli świetni. To dało takie, a nie inne efekty.

Udało się sprostać założeniom i można oceniać sezon pozytywnie?

Na pewno nie możemy mówić, że „się udało”. To byśmy musieli mówić o jakimś elemencie przypadkowości. Wydaje mi się, że właśnie wypracowaliśmy to ogromną, ciężką robotą, że dziś w Katowicach mamy takie żółte serca. Kibice się zbudzili, kochają ten zespół, Klub, stadion, wszystko, co się wydarzyło. To jest piękne, że wstaliśmy z tego mułu, w którym byliśmy wszyscy razem.

Wasze dobre występy podniosły poprzeczkę?

Także nas rozwinęły, jesteśmy dzisiaj lepsi. To też jest ważne, bo wszystko na plus, jeśli człowiek jest ambitny, to nie może po prostu powiedzieć: „to było takie świetne, teraz jestem najlepszy”. Nie, nas to rozwinęło i w związku tym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy we mnie, w Rafale Góraku, jeszcze jest miejsce na rozwój? No jest! Ja to zawsze mówię moim piłkarzom, tu nie ma co myśleć, że się jest 32-letnim piłkarzem, czas na rozwój jest zawsze. Nie wolno stanąć, bo wtedy momentalnie jest regres, a nam chodzi o progres.

Drugi sezon dla beniaminka podobno jest najtrudniejszy, a niektórzy kibice rozmarzyli się o pucharach.

Bardzo bym tonował rozważania o europejskich pucharach. One są na pewno czymś pięknym i byłyby czymś wyjątkowym, natomiast Ekstraklasa jest bardzo silna i ma mocne zespoły. Poziom idzie do góry, trzeba z respektem i szacunkiem podchodzić do tego wszystkiego. Tamten sezon był dobry, ale też bardzo trudny, a w ostatnich latach beniaminkowie wylatywali z hukiem. Myśmy się w niej dobrze usadowili, trzeba kontynuować pracę.

Połowa drużyn bije się o rozgrywki międzynarodowe.

To świadczy o tym, że nie stało się to, co często dzieje się na świecie, że są te siły. U nas trzeba szczerze powiedzieć, że jest te pięć zespołów, które będą się o to biły i tam jest ich miejsce. Czy my dzisiaj o tę piątkę walczymy? Ja bym powiedział, że po prostu musimy dążyć do tego krok po kroku, by wiele lat GKS grał w Ekstraklasie. Być może przyjdzie taki moment, gdy powiem z otwartym sercem, że jestem gotowy na walkę o czołowe lokaty.

Co będzie największym wyzwaniem?

Każdy sezon jest inny. Dzisiaj jesteśmy bez Sebastiana i Oskara – to są wyrwy, poważne ubytki w drużynie. Każdemu, kto mnie pyta o naszą największą siłą, odpowiadam: zespołowość. To Sebastian się zbudował w GKS-ie, to Oskar się zbudował w GKS-ie, to my ich wyprodukowaliśmy. U nas eksplodował Antek Kozubal, świetnie zaczął grać Mateusz Kowalczyk. Dawid Kudła stał się bardzo porządnym bramkarzem. Ta zespołowość jest siłą tego zespołu, ja bym chciał w tym kierunku iść, by ci dochodzący stawali się coraz lepszymi zawodnikami. Stąd pomysł na to okienko, by byli to zawodnicy trochę po prostu młodsi.

Zawodnicy muszą się lubić, czy wystarczy po prostu kultura i szacunek?

Nie, nie muszą się wcale lubić. Muszą mieć kult rozmawiania o piłce nożnej. Nie chodzi mi o to, że mają czytać gazetę albo oglądać mecze, tylko rozmawiać o tym, w jaki sposób chcą realizować swoje zadania na boisku, jak my mamy grać. Ty słuchasz heavy metalu, a ja disco-polo, tu mamy dwa inne światy – ale piłka nas łączy i musimy w klubie rozmawiać o piłce, bo to jest miejsce naszej pracy, pasji. Na wczasy może ze sobą nie pojedziemy i możemy nie pałać do siebie miłością, natomiast o piłce musimy umieć rozmawiać, to jest nasz obowiązek. My reprezentujemy klub, a klub jest ważniejszy niż nasze ego. Te disco-polo lub metal nie są istotne, najważniejszy jest GKS.

Są jakieś zmiany w przygotowaniach, czy trzyma się pan wypracowanych przez lata schematów?

Staramy się być coraz bardziej intensywni. W naszym zespole intensywność jest, a ona wynika z rozumienia gry. Chciałbym, aby GieKSa była jeszcze bardziej zażarta, jeszcze bardziej upierdliwa dla przeciwników i jeszcze bardziej spektakularna w atakowaniu. W pierwszym sezonie pokazaliśmy dużo dobrego, daliśmy dużo radości – o to chodzi. Nie chcemy być drużyną, która w Ekstraklasie cierpi. Chcemy, by mówiono o nas, że jesteśmy po prostu jacyś, bo to już znaczy, że mamy kulturę gry. To jest dla mnie istotne.

Czyli na to będzie pan zwracał uwagę, że macie walczyć i zostawić serce na murawie?

Nie da się walczyć, jeśli nie rozumie się gry. Powoduje to masę czerwonych kartek i zamieszania, ja to trochę inaczej rozumiem. Mamy walczyć, ale rozumiejąc, co chcemy zrobić. Jeśli będziemy realizować założenia, oddamy serducho, do tego umiejętności piłkarskie – mamy szansę być spektakularnymi i wygrywać, po prostu.

Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem?

W miarę idzie zgodnie z przewidywaniami. Wiadomo, są trochę przemęczeniowe sprawy, mniejsze i większe urazy, dopinamy kwestie dojść samych zawodników. Obóz w Opalenicy był naprawdę na najwyższym poziomie i jestem bardzo zadowolony.

Do zespołu dołączyli młodzi zawodnicy. To część strategii?

Po awansie chciałem piłkarzy bardzo doświadczonych, którzy przyjdą i dadzą nam w szatni uspokojenie emocji. Zrelak, Czerwiński i Nowak, to byli dla mnie bardzo ważni zawodnicy. Przyszli i dali w szatni bufor bezpieczeństwa, że w trudnym momencie powiedzą: spokojnie, wychodzimy z tego. Zawodnicy ze sobą rozmawiają. Wiadomo, nie możemy iść tylko w takich zawodników, bo wszyscy jesteśmy coraz starsi, dlatego planowaliśmy to, by przyszli do nas piłkarze z dużymi umiejętnościami i „dwójką” z przodu. O takich zawodnikach myślałem najbardziej.

Przepis o młodzieżowcu się zmienił.

Dla mnie to upiorny przepis, niemający nic wspólnego z logiką i grą fair play. Drużyny niekorzystające z tego były karane. To jest dla mnie chore. Nie mam nic przeciwko Pro Junior System i nagradzaniu drużyn za stawianie na młodych Polaków. Nie powinien to być jednak przepis, który daje mi nakaz wystawienia na boisko zawodnika, który ma jakiś rocznik. Dla mnie wskazanie, że młodzieżowiec musi być z rocznika 2003, to jakby powiedziano: „ale musisz mieć też jednego z 1973!”. No i co, ja zagram? Dla mnie to jest bez sensu, nie wolno nakazywać, trzeba po prostu promować młodych ludzi. GKS jest oparty o polskich zawodników i daje sobie radę. Ja tego nie rozumiem, jeszcze trzeba zapłacić karę. Pro Junior System świetny, a ten przepis o młodzieżowcu to dobrze, że zniknął.

To był problem, że ktoś na przykład wiedział, że gra tylko przez ten przepis?

Właśnie, to również mogło doprowadzać do tego, że dochodziło do takich absurdów. Zawodnicy starsi mogli czuć się pokrzywdzeni, że młodzieżowiec musi grać. My zawsze mieliśmy w składzie młodzieżowców pełną gębą, bardzo się z tego cieszyłem. Każdy z nich był świetnym zawodnikiem, ale nie wszyscy taki komfort mieli.

Wielu kibiców podchodzi z dużą rezerwą do sprowadzenia Macieja Rosołka.

Na pewno do nas pasuje, takiego nieoczywistego zawodnika szukaliśmy. Na rynku jest wielu zawodników, natomiast trzeba być racjonalnym. Nie zawodziliśmy się na zawodnikach, którzy nie byli tymi z topu na tej pozycji. Przychodzili piłkarze, o których wiedziałem, że ich sposób gry może nam pomóc. Maciej jest właśnie takim piłkarzem.

Jakie są cele na ten sezon?

Ekstraklasa w Katowicach ma być na lata – to jest moje motto pracy z tą drużyną. Chciałbym być maksymalnie przygotowany do pierwszego meczu i wyjść na Raków z pewnością, że możemy wygrać.

Najbardziej wyczekiwany mecz to… 

Chyba zawsze tak będzie: każdy kolejny. Naprawdę się nie mogę doczekać spotkania z Rakowem.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Repka opuszcza GieKSę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Oskar Repka zdecydował się na przejście do Rakowa i podpisał tam 5-letnią umowę. Klub z Częstochowy aktywował klauzulę wykupu zawodnika.

Repka odchodzi na zasadzie transferu definitywnego. GieKSa z tytułu transferu otrzyma rekordową kwotę, według medialnych spekulacji będzie to około 3 milionów złotych (700 tys. euro).

Pomocnik dołączył do GKS Katowice w 2021 roku. W sezonie 2023/24 pomógł w awansie do Ekstraklasy, a następnie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym rozegrał 33 spotkania, w których strzelił 8 bramek. Ogółem koszulkę GieKSy zakładał 113 razy, zdobywając 13 bramek. W czerwcu po raz pierwszy został powołany do reprezentacji Polski, ale nie wystąpił w oficjalnym spotkaniu.

Zawodnikowi życzymy powodzenia w nowych barwach i dziękujemy za grę w naszym klubie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ekstra-noty 2025: Defensywa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do lektury ocen defensywnych zawodników GieKSy w sezonie 2024/25. Przy wystawianiu not w skali szkolnej (1-6) regularnie grającym zawodnikom kierowaliśmy się średnią Waszych ocen za miniony sezon. Za wiosnę uznaliśmy wszystkie spotkania rozgrywane w 2025 roku, tj. od meczu ze Stalą Mielec. 


Dawid Kudła: Sezon potwierdził jego klasę, choć nie obyło się bez poważnych wpadek, które na początku rundy jesienne skłoniły kibiców nawet do rozważań zmiany podstawowego golkipera. Było to raczej spowodowane czystymi emocjami, a nie chłodnymi przemyśleniami i nic takiego nie miało racji bytu. Było kilka błędów w komunikacji i wyjściu na przedpole, które bezpośrednio przekładały się na zagrożenie pod bramką. Po kilku spotkaniach w Ekstraklasie odnalazł jednak swój rytm i stał się prawdziwą opoką, ratując zespół w wielu akcjach, a najbardziej pamiętną będzie chyba parada w sytuacji sam na sam ze Shkurinem. Interwencje niemożliwe to właśnie jego specjalność. Przy wyprowadzeniu piłki jeszcze nieraz przyprawiał nas o szybsze bicie serca, ale zwykle już uchodziło mu to na sucho i koniec końców był ważnym elementem budowy akcji. Demony powróciły jeszcze przy niefortunnej interwencji w Gdańsku w końcówce sezonu, ale był to już raczej odosobniony wybryk na tle niezwykle pracowitej rundy wiosennej. Ze smaczków pozasportowych – potrafił wprowadzić uśmiech na twarzach wszystkich dziennikarzy, rzucając prześmiewcze komentarze w stronę kolegów udzielających wypowiedzi. Ostatecznie słusznie był przez Was wielokrotnie wybierany MVP spotkań, zapewniał drużynie niezbędny spokój na tyłach. Adrian Błąd prawdopodobnie mógłby częściej udzielać takich wywiadów, jak ten po meczu z Górnikiem: “Jak powiem, że dzisiejszy mecz wybronił nam Kudi, to nie będzie nic odkrywczego.”

🍁Jesień: 5
🌱Wiosna: 5+


Rafał Strączek: W pucharze spisywał się przyzwoicie, może przyzwoicie z plusem – zależy od interpretacji parady przy feralnym rzucie wolnym. Na pewno jest cenną rywalizacją dla Dawida Kudły, choć wiosną nie dostał ani minuty. Ostatecznie pozostał w naszym klubie na kolejny sezon.

🍁Jesień: 3+
🌱Wiosna: Brak oceny


Arkadiusz Jędrych: Był ważnym spoiwem naszej defensywy, nawet jeśli sporadycznie zdarzały mu się proste błędy i czasem zbyt długo zwlekał z doskokiem, przez co na sumieniu ma parę groźnych akcji i bramek. Jego gra w powietrzu była wręcz niezawodna, a jego waleczność doskonale obrazuje podwójna interwencja, gdy już z poziomu murawy zdołał wybić nadlatującą piłkę. Umiejętność czytania gry i asekuracja kolegów sprawiały, że cały zespół czuł się stabilniej, a napastnicy rywali musieli szukać innych rozwiązań, nie mogąc korzystać z blokowanych przez niego wrzutek. Jego kluczowe wślizgi zapadają w pamięć: był zdolnym na pełnym ryzyku wyłuskać piłkę spod nóg rywala, albo i samą swoją obecnością zmusić go do błędu. Nie ograniczał się jednak tylko do roli tradycyjnego obrońcy: potrafił też posyłać jego rozpoznawcze długie piłki, które pozwalały szybko przejść do ataku. Prawdziwy Pan Kapitan, jako jedyny zawodnik z pola w całej lidze rozegrał każdą minutę tego sezonu.

🍁Jesień: 5-
🌱Wiosna: 5-


Lukas Klemenz: W kilku przypadkach to właśnie on, przy pomocy szybkości i zmysłu napastnika, wyprowadzał kontrę, która przeradzała się w groźną akcję semi-skrzydłowego. Po stałych fragmentach również potrafił kreować zagrożenie, czego wymaga od obrońców Rafał Górak. Ofensywny Lukas Klemenz z pierwszej rundy może być oceniony pozytywnie, niestety dużo więcej można powiedzieć o powtarzających się błędach w prostej grze piłką i nawet jej przyjęciu, pasywnym kryciu i brakach szybkościowych. Nie był pewnym punktem naszej defensywy na wiosnę, choć na papierze ma odpowiednie do tego umiejętności. Zazwyczaj spisywał się przyzwoicie lub nawet dobrze – po prostu w kluczowych chwilach zbyt często przydarzały mu się błędy, co rzutuje na jego ogólnym odbiorze.

🍁Jesień: 4+
🌱Wiosna: 3-


Alan Czerwiński: W końcówce sezonu prezentował się bardzo solidnie, rzadko przegrywał pojedynki i był po prostu kluczowym elementem drużyny, także w szatni. Był ważnym punktem w grze defensywnej – nie unikał odpowiedzialności, wspierał rozegranie i wielokrotnie asekurował swoich kolegów, często subtelną zmianą ustawienia zapobiegając kontrze lub ułatwiając zapoczątkowanie akcji. Dokładał do tego swoje w fazie ofensywnej, gdy z Marcinem Wasielewskim zaczęli stosować manewr wymiany pozycjami, w końcu nominalnie jest wahadłowym. Od czasu tej zmiany taktycznej mógł pokazywać pełnię swoich możliwości. Na początku kampanii momentami brakowało mu odwagi – nawet gdy miał przestrzeń do podłączenia się do akcji, wybierał podanie wstecz zamiast odważnego wejścia na wolne pole. Zdarzały mu się też proste błędy techniczne, zwłaszcza tuż po przenosinach: złe przyjęcia, niecelne zagrania na kilkanaście metrów, czy brak wyczucia przy pressingu rywali, których częstotliwość malała z biegiem czasu. Jako półboczny obrońca zdawał się czuć niekomfortowo, ale finalnie wyrósł na pewny punkt defensywy, jako wahadłowy dobrze sobie radził niemal od początku. Podobno proces adaptacji do nowego stylu gry trwa ponad pół roku, co zdaje się potwierdzać jego przypadek. 

🍁Jesień: 4
🌱Wiosna: 5


Marten Kuusk: Jego atutem była siła fizyczna i zdecydowane wejścia w pojedynki – potrafił wygrać walkę o piłkę, postawić twarde warunki i wyczyścić pole karne w klasyczny, prosty sposób. Kilka razy źle wybierał moment na wyskoczenie z formacji, tworząc tym samym lukę w obronie. Potrafił dołożyć swoje w kreacji, ale raczej były to prostsze (lecz skuteczne) rozwiązania. Choć nie popełniał wielu rażących błędów, czasami trudno było mówić o pewności i spokoju, które powinien gwarantować środkowy obrońca. Wydaje się, że musi popracować tylko nad decyzyjnością i koncentracją, by rozwiać wszelkie wątpliwości co do swojej osoby – w kilku meczach stawał na wysokości zadania i zamykał swoją stronę.

🍁Jesień: 4
🌱Wiosna: 4-


Aleksander Komor: W ataku dołożył całkiem sporo jak na stopera (raz nawet próbował strzału przewrotką), w rozegraniu na pressing reagował raczej ekspediowaniem piłki. Potrafił wykazać się walecznością i wygrać pojedynek fizyczny. W obronie popełnił kilka błędów i sprawiał wrażenie bardzo zestresowanego grą w Ekstraklasie. 

🍁Jesień: 3
🌱Wiosna: Brak oceny


Bartosz Jaroszek: Z Unią zagrał bardzo nerwowo i niestabilnie. Z Pogonią (przynajmniej na chwilę) uratował nas przed utratą bramki wybiciem z linii, a jego najlepszy występ to starcie z Niecieczą – został wybrany MVP, bardzo dobry był to mecz. Pomagał drugiemu zespołowi, a kibice już wiążą jego przyszłość, choć jeszcze sezon zostanie w pierwszym zespole, z działem marketingu.  

🍁Jesień: 3+
🌱Wiosna: Brak oceny

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga