Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: Gerard Rother kończy 80 lat!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ostatnich sześciu dni dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy.

Zespoły piłkarek oraz piłkarzy przygotowują się do startu rundy wiosennej rozgrywek. Panie miały zaplanowany w niedzielę sparing z Medykiem Polomarket Konin, który nie został rozegrany ze względu na trudne warunki atmosferyczne. Następny sprawdzian został zaplanowany na niedzielę 13 lutego z Tarnovią Tarnów. Drużyna męska z zaplanowanych trzech sparingów rozegrała dwa (zrezygnowano z meczu z Ruchem Radzionków). W środę drużyna zremisowała z Podbeskidziem 2:2 (0:1). Na zakończenie zgrupowania w Bielsku-Białej piłkarze wygrali 3:1 (1:0) z LKS-em Goczałkowice-Zdrój. Następne test mecze zaplanowano na najbliższą sobotę, z Hutnikiem Kraków i Pniówkiem Pawłowice.

Siatkarze rozegrali jedno spotkanie na wyjeździe z AZS-em Olsztyn. Niestety, drużyna przegrała po pięciosetowym meczu 2:3. W tym tygodniu siatkarze rozegrają dwa spotkania: jutro, wyjazdowe z Treflem Gdańsk w ramach Pucharu Polski oraz w niedzielę ligowe z Cuprum Lubin.

Hokeiści rozegrali trzy spotkania: wygrane z Zagłębiem 3:2, z GKS-em Tychy 2:0 oraz przegrany z JKH GKS-em Jastrzębie 3:5. Podobnie jak w ubiegłym tygodniu zespół rozegra trzy spotkania: jutro z Ciarko Sanok, w piątek z Cracovią oraz w niedzielę z Energą Toruń. Obecnie drużyna zajmuje drugie miejsce w tabeli, ze stratą jednego punktu do lidera Unii Oświęcim i przewagą pięciu punktów nad trzecią Cracovią.

 

PIŁKA NOŻNA

sportdziennik.com – Ucho jeszcze czerwone…

Trwa drugie zimowe zgrupowanie GieKSy w Bielsku-Białej. Sztab I-ligowca podjął decyzję o odwołaniu sparingu z Ruchem Radzionków.

W poniedziałek GieKSa rozpoczęła drugie tej zimy zgrupowanie w Bielsku-Białej. Tym razem w ośrodku Rekordu przebywać będzie do soboty. – Praca, praca, praca! – odparł trener Rafał Górak, pytany o plan pobytu pod Klimczokiem.

– Będzie siłownia, biegi, dużo taktyki, dużo piłki i sparingi. Będzie się działo. Bielsko ma swój klimat, jest blisko, nie trzeba ruszać w długą podróż. Oby tylko zdrowie dopisywało – dodał szkoleniowiec pierwszoligowca, którego włodarze uznali, że na obecnym etapie rozwoju i budowy drużyny nie ma jeszcze potrzeby organizacji zimowego obozu w jednym z ciepłych krajów.

Kadra na zgrupowanie liczy 27 zawodników. Czterej z nich to bramkarze, wśród których zameldował się Kamil Korczak, 18-latek testowany już tej zimy przez III-ligowców: Rekord Bielsko-Biała, a ostatnio Unię Janikowo. Z grona młodych graczy trenujących z zespołem od początku zimy wypadli Norbert Warmuz i kontuzjowany Kacper Pietrzyk, a ostali się Kamil Komandera, Bartosz Wodnicki i Alan Bród. Ten ostatni to środkowy pomocnik, który zebrał bardzo pochlebne recenzje za sobotni występ w sparingu z GKS-em Jastrzębie.

Na zgrupowanie nie pojechał Paweł Gierach, umieszczony na liście transferowej i szukający nowego klubu. Jeśli go nie znajdzie, wiosnę spędzi w rezerwach, z którymi w tym tygodniu podjął treningi, Z Bukową wiąże go ważny jeszcze przez 1,5 roku kontrakt. Nie ma też juniora Dawida Brzozowskiego. Prawy wahadłowy był testowany podczas pierwszego zgrupowania w Bielsku-Białej.

Dobrze spisał się w grze kontrolnej z Rekordem i katowiczanie chcieli go pozyskać, ale nie dogadali się z Chełmianką, klubem, w którym Brzozowski od 1,5 roku występuje.- Szkoda, że na niższych poziomach niektórym ludziom czasem wydaje się zbyt wiele w kontekście chłopaka z 2003 rocznika. To trochę oderwane od rzeczywistości. Może jeszcze ochłoną i znajdziemy jakąś możliwość, ale dziś temat jest zamknięty – stwierdził Rafał Górak.

 

Błysk nastolatków

Przedstawiciel rocznika 2006 strzelił gola dla Podbeskidzia, a przedstawiciel rocznika 2004 rozprowadził dwie bramkowe akcje GieKSy. Środowy sparing I-ligowców „na górce” zakończył się remisem 2:2.

Mimo iż był to jedynie sparing, to starcie pierwszoligowców, które rozegrano ostatecznie na boisku przy ul. Młyńskiej, czyli na popularnej „górce”, przyniosło sporo emocji. Bielszczanie objęli prowadzenie w 13 minucie, a swojego pierwszego gola w barwach seniorskiego zespołu spod Klimczoka zdobył Bartosz Bieroński. Młodszy brat Jakuba wykorzystał niefrasobliwość defensywy „GieKSy” i strzałem do pustej bramki dał prowadzenie swojej drużynie. To spore wydarzenie dla piłkarza, który w maju tego roku skończy dopiero 16 lat. Już sam fakt, że młody pomocnik pojawił się na placu gry w wyjściowym ustawieniu drużyny trenerów Piotra Jawnego i Marcina Dymkowskiego było zaskoczeniem, a co dopiero premierowy wśród seniorów gol, nawet jeśli tylko w spotkaniu nieoficjalnym.

W I połowie więcej goli nie padło, choć sytuacje ku temu były. W końcówce tej odsłony Arkadiusz Woźniak dostał dobre podanie od Filipa Kozłowskiego, ale trafił w boczną siatkę. Co nie udało się w pierwszej, udało się katowiczanom w drugiej odsłonie i to dwukrotnie. Jako pierwszy bliski wyrównania był Krystian Sanocki, a piłka po jego uderzeniu została przez „górali” wybita z linii bramkowej. Chwilę później gospodarze tyle szczęścia już nie mieli, a Maciej Urynowicz doprowadził do remisu.

Sześć minut później GKS zupełnie zasłużenie objął prowadzenie. Tym razem Sanockiego już nikt nie powstrzymał, a bardzo ładnym podaniem w tek akcji popisał się Patryk Szwedzik, który przytomnym zagraniem po kontrataku obdarował kolegę z zespołu. Warto zauważyć, że obie bramkowe akcje zapoczątkował Alan Bród, środkowy pomocnik z rocznika 2004, tej zimy dokooptowany do zespołu Rafała Góraka.

By wygrać pod Klimczokiem GieKSie zabrakło niespełna 10 minut. Kamil Biliński był faulowany w polu karnym, a następnie skutecznie wymierzył sprawiedliwość z 11 metrów. W tym sezonie oba zespoły już o punkty ze sobą nie zagrają, bo dwa mecze odbyły się jesienią. Bielszczanie są wprawdzie na miejscu barażowym, ale GKS plasuje się zdecydowanie niżej w tabeli i raczej nie marzy o tym, by zmieścić się po 34 kolejkach w czołowej szóstce. Choć w środę przy ul. Młyńskiej znacznej różnicy, jaka znajduje się w pomiędzy tymi zespołami w tabeli, nie było widać.

 

Gerard Rother kończy 80 lat! „Mam takie marzenie…”

Rozmowa z Gerardem Rotherem, legendarnym napastnikiem GKS-u Katowice, który kończy dziś 80 lat.

Kończy pan 80 lat. Piękny wiek… Czego tu życzyć?

Gerard ROTHER: – Zdrowia, tylko zdrowia! W tym wieku już niczego więcej nie trzeba. Człowiek przeżył swoje. Byle rodzina była w formie. Ja czuję się bardzo dobrze, chodzę na mecze.

Z czym kojarzą się panu urodziny w czasach, gdy grał pan w piłkę?

Gerard ROTHER: – Z obozami! To przeważnie był ten okres. Kawę z ciastkiem się postawiło drużynie – i to było wszystko. Zwykle wódki nie było, wina nie było – bieda była! Siadało się kameralnie i rozmawiało, jak te lata lecą… Polską wódkę to udało mi się przywieźć do Francji. Dostał trener, a przede wszystkim nasz klubowy lekarz. Uwielbiał naszą wódkę, no i głowę miał do tego, bo był z niego kawał chłopa. Tam na urodziny był „biskut” z szampanem. Siadaliśmy w świetlicy pod trybuną, każdy sobie nalał.

Do dziś chodzi pan na mecze.

Gerard ROTHER: – Nie tylko piłki, ale też hokeja. Bardzo go lubię. Miałem 9 lat – i już przyjeżdżało się z Piaśnik na „Torkat”, dopóki istniał. Kojarzyłem hokeistów. Teraz chodzimy na hokej z córką. Staram się być na każdym meczu w Satelicie.

Był kiedyś dylemat, łyżwy czy piłka?

Gerard ROTHER: – Na stawach graliśmy. Wtedy nie było lodowisk. Ale – od razu powiem – do wody nikt nie wpadał, skąd! To był mocny lód, inne zimy. W jednym domu było nas sześciu chłopaków, w drugim sześciu – to graliśmy między sobą. Jedni to byli Rusy, drudzy – Kanada… Ale żeby wyczynowo, to nie, absolutnie. Do Katowic było jednak za daleko. Bardziej mnie piłka interesowała.

Teraz jak zapatruje się pan na GieKSę?

Gerard ROTHER: – To całkiem inna piłka niż ta, w którą myśmy grali. Spójrzmy, jaki teraz mają sprzęt… Myśmy mieli zwykłe dresy, buty kolarki. Nie było tyle pieniędzy, co dziś. Ale ja im nie zazdroszczę. Byle tylko grali.

I grali jesienią?

Gerard ROTHER: – Powiem szczerze, że najbardziej to w tej chwili podobają mi się kibice. Mamy ich świetnych. Zdarzały się narzekania, ale gdybyśmy my mieli takich, to ho ho… Wtedy to wypił taki dwa piwa, setkę gorzoły, poszedł na mecz, ryknął kilka razy „ty ch…” i jeszcze chciał nazot pieniądze, a pewnie i tak wchodził za darmo (śmiech). To, jak dzisiaj bawią się nasi kibice na Bukowej i hokeju, jest naprawdę super.

Piłkarskie mecze oglądacie w stałym gronie dawnych legend.

Gerard ROTHER: – Sput, Olsza, Góralczyk, Morcińczyk… Od czasu do czasu przyjdzie Wijas. Janek Furtok niestety jest chory, ludzi nie poznaje, żona go już nie wypuszcza… Smutne. Jak przyjdzie choroba, to co nam po tym wszystkim, co nam po pieniądzach. Dlatego dopóki zdrowie dopisuje, trzeba korzystać. I co tu robić, skoro jest się na emeryturze… Jeszcze nie tak dawno brałem do samochodu trzech kolegów i jeździliśmy na mecze, nawet na hokej. Do Krakowa, albo na Podhale… Teraz, z wiekiem, już tak dobrze nie ma. Wieczorem trochę strach wychodzić, no i nie lubię po zmroku jeździć. Już nie te oczy. Dlatego fajnie mam z córą, że wozi mnie na hokej. W telewizji też sporo oglądam. Teraz patrzę na futsal, na mistrzostwa Europy, ale jakoś mnie to nie pociąga. Wolę na żywo.

Daleko na Bukową pan nie ma.

Gerard ROTHER: – Ze Ściegiennego mam jakieś 500-600 metrów. Już prawie 40 lat, jak tak mieszkam. Gdy grałem w AKS Chorzów, przed jednym meczem powiedziano mi, że gola strzelisz – to dostaniesz. Pytałem, czy żartujecie, ale nie żartowali. Graliśmy z Górnikiem Siemianowice. Strzeliłem dwie i drugiego dnia rano odebrałem klucze. Poprzednie mieszkanie – na Koszutce – oddałem, na nowe wpłaciłem kilka groszy i tak mieszkam.

W stronę Chorzowa jeszcze zerka pan z sentymentem?

Gerard ROTHER: – No jakże, całą rodzinę tam mam! Jeżdżę na cmentarz do mamy, taty, siostry, szwagrów. Chorzów to ja znam jak własną kieszeń. Fajnie byłoby zobaczyć kiedyś derby GKS-u z Ruchem w ekstraklasie. My jesteśmy nisko, a Ruch jeszcze niżej… Jedyny klub z województwa, który teraz się liczy, to Raków. Ale co to za Śląsk! Nasz prezes Wojtek poszedł tam, jak widać zrobił trochę porządku, powstała ekstradrużynka.

O Barcelonę jeszcze pana pytają?

Gerard ROTHER: – Ojej, to już chyba każdy zna. Przede wszystkim, to ja na Camp Nou miałem strzelić dwa gole! Jednego już miałem, gdy ruszyłem z połowy boiska, minąłem ze czterech rywali i sfaulowano mnie na polu karnym. Była wtedy taka zasada, że jak na tobie jest faul, to nie strzelaj karnego, dlatego podszedł Jerzy Nowok. Ale trochę tych bramek nastrzelałem, w kraju i we Francji.

W Katowicach za kilka lat powieje większą piłką, jeśli powstanie nowy stadion.

Gerard ROTHER: – Byłem tam ostatnio na Załęskiej Hałdzie z córką. Mówi, że jak będziesz żył, to tu cię będę wozić na GieKSę. Chciałbym jeszcze zobaczyć ten stadion. No i doczekać powrotu GKS-u do ekstraklasy. To takie moje małe marzenie.

Gerard Rother – urodzony 27 stycznia 1942 – to jeden z najlepszych napastników w historii GKS-u Katowice. Był autorem pierwszej bramki dla GieKSy w europejskich pucharach. W 1970 roku strzelił Barcelonie w meczu Pucharu Miast Targowych. Katowiczanie po porywającym widowisku przegrali na Camp Nou 2:3, choć prowadzili już 2:0. W GKS-ie rozegrał ponad 180 meczów, strzelił ponad 30 bramek. Poza tym grał też w Rapidzie Wełnowiec, Polonii Jelenia Góra, Śląsku Wrocław, AKS-ie Chorzów i francuskich zespołach US Boulogne i Calais RUFC. Z GieKSą wywalczył awans do ekstraklasy w 1965 roku. Do dziś jest stałym bywalcem Bukowej.

 

LKS Goczałkowice wysoko zawiesił GieKSie poprzeczkę

GieKSa na zakończenie drugiego zgrupowania w Bielsku-Białej pokonała lidera III ligi z Goczałkowic. Trenera Rafała Góraka martwią urazy.

To było dla nas bardzo trudne spotkanie. Jesteśmy po bardzo intensywnym zgrupowaniu, a rywal okazał się wymagający i zawiesił poprzeczkę naprawdę wysoko. Gratulacje dla LKS-u, dziękuję za tę grę. My zgodnie z naszymi oczekiwaniami staraliśmy się, jak mogliśmy, aby wygrać – powiedział Rafał Górak, trener GieKSy, po sparingowym zwycięstwie z przewodzącym III lidze zespołem z Goczałkowic.

Sobotnie spotkanie na boisku „na górce” zakończyło trwające od poniedziałku zgrupowanie katowiczan w Bielsku-Białej.

Choć LKS grał bez swoich kontuzjowanych liderów, Łukasza Piszczka i Piotra Ćwielonga, to mógł rozwiązać worek z bramkami. Po dośrodkowaniu Łukasza Hanzela z rzutu rożnego i główce Przemysława Trytki piłka odbiła się jednak od poprzeczki. GKS wyszedł na prowadzenie krótko przed przerwą. Z prawej flanki dogrywał Zbigniew Wojciechowski, Dominik Zięba do spółki z Adamem Danchem nie dali rady zapobiec zagrożeniu, a Filip Kozłowski mocnym strzałem pokonał Patryka Szczukę.

Wyrównanie padło na początku II połowy. Przemysław Mońka napędził akcję goczałkowiczan przerzutem do Oliviera Nowaka, a następnie sam, mierzonym uderzeniem głową, sfinalizował jego centrę. Nie popisał się w tej sytuacji Jakub Karbownik. Jeden z dwóch zawodników zakontraktowanych tej zimy przez GieKSę zgubił krycie i umożliwił Mońce precyzyjny strzał.

Pierwszoligowiec odzyskał, a następnie podwyższył prowadzenie po dograniach z lewej flanki. Najpierw dośrodkowanie Michała Kołodziejskiego niefortunnie przeciął Michał Szymała, kierując piłkę do własnej siatki. Co ciekawe, Szymała do Goczałkowic trafił 1,5 roku temu właśnie z Katowic. Wynik ustalił strzelając z bliska Filip Szymczak, a asystę zanotował Adrian Błąd.

Trener Górak nie skorzystał w sobotę z licznego grona zawodników: obok bramkarzy Dawida Kudły i Kamila Korczaka, byli to także Grzegorz Janiszewski, Dominik Kościelniak, Bartosz Jaroszek, Danian Pawłas, Oskar Repka czy Bartosz Wodnicki.

– Na zgrupowaniu wszystko poszło zgodnie z planem, ale nie jesteśmy ludźmi z żelaza. Mamy trochę urazów, graliśmy bez kilku ważnych zawodników, a to zawsze martwi – przyznał szkoleniowiec GieKSy, która tej zimy odbyła w ośrodku bielskiego Rekordu dwa zgrupowania. Od niedzieli do środy ma wolne, a w sobotę czekają ją dwa sparingi: z II-ligowym Hutnikiem i III-ligowym Pniówkiem.

– Mamy teraz kilka dni wytchnienia, resetu, bo na obozie było intensywnie, często i gęsto. A później będzie już widać ligę. Już musimy myśleć o tym, co dla nas najważniejsze. Akcenty przesuną się w kierunku elementów taktycznych, byśmy mogli mocno wejść w rozgrywki – stwierdził Górak, którego zespół zanotował dotąd tej zimy 1 remis (z Podbeskidziem) i 3 zwycięstwa (z LKS-em, Rekordem i Jastrzębiem).

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Zespoły z Olsztyna i Katowic podzieliły się punktami

Zespoły Indykpolu AZS Olsztyn i GKS-u Katowice dostarczyły swoim kibicom mnóstwa emocji. Pierwsze dwa sety zakończyły się po walce na przewagi. W kolejnych dwóch partiach drużyny również wygrywały naprzemiennie. W efekcie byliśmy świadkami tie-breaka. W nim również nie brakowało zwrotów akcji. Ostatecznie triumfowali olsztynianie, a najlepszym zawodnikiem meczu został wybrany Jan Firlej.

W pierwszych chwilach meczu drużyny dobre akcje w ataku przeplatały popsutymi zagrywkami. Blok zanotował Jakub Jarosz, co dało remis 4:4. Natomiast, gdy kontrę wykorzystał Karol Butryn, a Jarosz popsuł swoje uderzenie, miejscowi objęli trzypunktowe prowadzenie 8:5. Jednak od razu Piotr Hain i Gonzalo Quiroga wzięli sprawy w swoje ręce i to katowicka ekipa, dzięki ich uderzeniom, prowadziła dwoma punktami (10:8). Błąd w ataku GKS-u szybko przywrócił remis, natomiast zatrzymany przez Andringę Jarosz przywrócił akademików na minimalne prowadzenie. Sytuacja zmieniała się co trochę. Butryn zagrywką zwiększył przewagę, natomiast kontra Jarosza niedługo później dała gościom prowadzenie 18:17, które zwiększył po kilku wymianach do 21:19. Miejscowi odpowiadali co rusz udanymi uderzeniami i w najważniejszym momencie DeFalco wykorzystał kontrę, a Andringa punktował serwisem i to AZS miał piłkę setową (25:24). Tę wykorzystał od razu Mateusz Poręba – zatrzymując atak Jarosza.

Akademicy dzięki akcjom w bloku od początku kolejnej odsłony budowali przewagę. Gdy kontrę dołożył Butryn było 5:2. Po stronie gości skuteczny był Tomas Rousseaux i gdy skończył on długą akcję, po której Quiroga zagrał asa serwisowego był remis 7:7. Katowicka ekipa starała się przejąć inicjatywę i gdy punkt popsutym atakiem podarował jej Poręba, prowadziła 11:9. Drużyna z Olsztyna powoli, ale skutecznie wracała do gry. Jan Firlej najpierw punktował blokiem, a za jakiś czas dołożył do tego punktujący serwis i to miejscowi byli na prowadzeniu 14:12. Gdy zagrywką punktował DeFalco, grę przerwał trener GKS-u i trafił. DeFalco popsuł serwis, a nieskończony atak Butryna wykorzystał w kontrze Hain, odrabiając straty (15:16). To jego blok dał też wynik remisowy 18:18. Indykpol AZS cały czas jednak próbował uciec z wynikiem, w czym pomagała dobra postawa na siatce. Przez błędy własne nie mógł zbudować jednak znacznej przewagi, a goście co rusz doprowadzali do remisu (20:20 – po bloku Jakuba Lewandowskiego, 23:23 – po jego zagrywce). Cierpliwa gra i zagrywka Quirogi pozwoliły gościom w ważnym momencie wyjść na prowadzenie, a następnie po kontrze Rousseaux wygrali partię.

Na otwarcie trzeciej odsłony Damian Domagała długą wymianę zakończył popsutym atakiem, ale Hain zagrywką od razu dał gościom prowadzenie. Na krótko, bowiem DeFalco najpierw udaną kontrą, a następnie zagrywką dał akademikom przewagę, którą zwiększył jeszcze kolejny błąd w ataku Domagały (6:3). Ta sytuacja nie trwała długo, bowiem przy zagrywce Lewandowskiego GKS wyrównał po 7 i od razu poszedł za ciosem. Skuteczny Quiroga i blok Haina dały przyjezdnym przewagę 10:7, która niebawem zwiększyła się jeszcze bardziej. Dobre zagrywki gości zmuszały rywali do błędów i po kolejnym katowicka ekipa prowadziła 17:10. Olsztynianie nie byli już w stanie nawiązać walkę, a całą partię zamknął udanym serwisem Quiroga.

Akademicy nie odpuszczali i po bloku na Quirodze otworzyli czwartą odsłonę prowadzeniem 2:0. Goście wyrównali, ale gdy w polu zagrywki stanął DeFalco miejscowi znowu zaczęli uciekać z wynikiem (7:4). Chwilę później również Butryn pokazał swoje umiejętności za linią końcową, goście się mylili i różnica była już znaczna (14:6). Po kolejnym ataku blok rywali w miejsce Rousseaux na boisku pojawił się Jakub Szymański, który starał się wziąć ciężar gry na swoje barki.  Po kolejnym jego ataku oraz kontrze Quirogi różnica nadal była jednak znaczna na korzyść gospodarzy (20:15). Katowicki zespół nie było w stanie jej odrobić, a zagrywka Averilla zamknęła tego seta i doprowadziła do tie-breaka.

Tego od dobrej zagrywki rozpoczął Quiroga, dzięki czemu Domagała wykorzystał szansę w kontrze. Po wyrównanych wymianach, olsztynianie przy zagrywce DeFalco, a po bloku Poręby oraz po kontrach Andringi i Butryna objęli prowadzenie 6:3, które utrzymywało się w kolejnych akcjach, mimo presji jaką starali się wywrzeć goście. Gdy po zagrywce Quirogi Hain wykorzystał kontrę i zminimalizował dystans do stanu 9:10 wydawało się, że gra rozpoczyna się od nowa. Gospodarze jednak znowu zagrali dobrze w polu zagrywki, dzięki czemu DeFalco skończył kontrę i dał AZS-owi prowadzenie 13:10, a chwilę później kolejnym atakiem piłkę meczową (14:11). Ostatnie słowo w spotkaniu należało do Andringi.

Indykpol AZS Olsztyn – GKS Katowice 3:2 (26:24, 26:28, 16:25, 25:17, 15:12)

 

sportdziennik.com – Jak na huśtawce

Katowiczanie wracają z Warmii i Mazur z punktem. W ostatnich dwóch odsłonach, w kluczowych momentach zabrakło im wyrachowania i zimnej krwi.

Zawodnicy GKS na własne życzenie zafundowali sobie horror na parkiecie w Iławie i ostatecznie przegrali ważne spotkanie z Indykpolem AZS Olsztyn po tie-breaku. Mecz trwał 139 minut i obfitował w wiele zwrotów akcji. Jednak gra z jednej i drugiej strony mocno falowała.

Oba zespoły pojawiły się w najmocniejszych składach i spodziewaliśmy się wyrównanego spotkania. I tak też było. W pierwszym secie gospodarze rozpoczęli od prowadzenia 8:5, ale w jednym ustawieniu, przy zagrywce Gonzalo Quirogi, stracili pięć „oczek z rzędu. Potem gra toczyła się niemal punkt za punkty. W końcówce goście wypracował sobie minimalna przewagę 24:22, ale zaprzepaścili szansę.

[…] Nic nie zapowiadało, że GKS odniesie zwycięstwo w drugiej partii, bowiem gospodarze przez cały czas prowadzili, a do tego kontuzji kolana doznał środkowy GieKSy Marcin Kania. Jego miejsce Jakub Lewandowski i okazał się bohaterem. Blokiem doprowadził do remisu (20:20), a następnie asem serwisowym (23:23). Chwilę później gospodarze mieli piłkę setową, bo katowiczanie wpadli w siatkę. Miejscowi nie wykorzystali szansy. Goście byli barziej skuteczni. Wykorzystali trzecią piłkę setową, zdobywając punkt po ataku belgijskiego przyjmującego.

W kolejnej partii gospodarze znów prowadzili (7:4). Po chwili jednak przeżyli istny koszmar. Goście, przy sporym udziale Lewandowskiego w polu serwisowym, wywalczyli sześć„oczek” i „rozregulowali” akademików. Systematycznie powiększali przewagę. Trener Javier Weber co rusz miał pretensje do swoich podopiecznych, ale niewiele wskórał. Seta kończył asem serwisowym Quiroga.

W czwartej odsłonie role się odwróciły, głównie za sprawą Butryna, który wszedł na zagrywkę i „zafundował” rywalom trzy asy, zaś jego koledzy dołożyli kolejne trzy. Akademicy objęli prowadzenie i pewnie zmierzali do końca. Przy stanie 18:11 w zespole GKS pojawił się, wracający po kontuzji barku Jakub Szymański i pokazał się z dobrej strony. Straty były jednak zbyt duże do odrobienia.

W tie-breaku rozpędzeni akademicy objęli prowadzenie 6:3 i nie oddali go do samego końca. Ciężar gry spoczywał na Butrynie oraz DeFalco, którzy solidnie atakowali i byli nie do zatrzymania.

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Powrót w fotel lidera

Hokeiści GKS-u Katowice w zaległym meczu wygrali z Zagłębiem i wykorzystali potknięcie najgroźniejszego rywala – Re-Plast Unii Oświęcim i powrócili na pierwsze miejsce. Rywalizacja o palmę pierwszeństwa będzie trwała do samego końca sezonu regularnego, a oba zespoły będą grały jeszcze między sobą.

Szyki obronne gospodarzy zostały uszczuplone przez Oskara Krawczyka, który został wypożyczony do Zagłębia i w umowie był zapis, że obrońca i zarazem wychowanek sosnowieckiego zespołu nie może wystąpić w meczach z GKS-em. Goście byli faworytem i szybko potwierdzili swoją siłę, bo Bartosz Fraszko, znajdujący się w wybornej formie strzeleckiej, szybko pokonał Michał Czernika.

Przewaga była po stronie przyjezdnych, ale gospodarze również szukali swoich szans, choć ich akcje nie miały elementu zaskoczenia. Gra GKS-u w przewadze nie jest najmocniejszą stroną, ale tym razem Mathias Lehtonen wykorzystał osłabienie i napięcie nerwowe jakie towarzyszyło drużynie opadło. Zespół z Katowic dość łatwo przedostawał się do strefy sosnowiczan, ale gorzej było ze strzałami. Jednak „bezpieczne” prowadzenie w pełni usatysfakcjonowało gości.

Trzeba być czujnym i nie lekceważyć rywala i o tym przekonali się hokeiści z Katowic. Na 2. tercję wyjechali pewni siebie, ale zostali skarceni przez gospodarzy i Aleksandr Wasilijew zdobył kontaktowego gola. To był sygnał dla zespołu, żeby jeszcze powalczyć o korzystny rezultat. Jedni i drudzy mieli sytuacje, ale obaj bramkarze spokojnie interweniowali. Sędziowie zasygnalizowali karę dla gospodarzy i John Murray szybko zjechał z lodu. Ten manewr przyniósł wymierne korzyści, bo Mateusz Bepierszcz podwyższył wynik na 3:1.

Na początku 38 min sosnowiczanie znaleźli się w trudnej sytuacji, bo Kamil Sikora i Oskar Jaśkiewicz powędrowali do boksu kar. Jednak gospodarzom należą się słowa uznania, bowiem nie stracili gola w podwójnym osłabieniu. Owszem, goście przez cały czas przebywali w ich tercji, ale Czernik oraz jego koledzy dzielnie się bronili.

Właśnie gra w przewadze jest największą bolączką z licznych okazji wykorzystali zaledwie jedną. To stanowczo za mało dla zespołu, który posiada wysokie aspiracje w tym sezonie.

 

Uczta jakich mało

[…] Chóralne śpiewy w czasie meczu, a po końcowym gwizdku nieustające wiwaty na część hokeistów – to niemylny znak, że katowicka GieKSa po raz kolejny wygrała z rywalem z Tychów. To było nadzwyczaj interesująca potyczka i hokeiści z jednej i drugiej strony uraczyli nas prawdziwym widowiskiem.

W derbach nie ma oszczędzania się i obie drużyny od pierwszego gwizdka podjęły walkę. Początek należał do tyszan i młody Jan Krzyżek w 4 min strzelił w boczną siatkę. A potem Aleks Szczechura oraz Christian Mroczkowski mieli okazje sprawdzić umiejętności Johna Murraya. Amerykanin z polskim paszportem od początku był pobudzony, ale trudno się dziwić skoro grał przeciwko byłym kolegom.

Goście mieli 2 razy liczebną przewagę, ale nic z tego nie wynikało; nawet poważnego zagrożenia nie stworzyli w tercji katowiczan. Inna sprawa, że gospodarze w owym okresie grali agresywnie i starali się oddalać niebezpieczeństwo. W 18 min Patryk Wronka popisał się dynamicznym rajdem i niewiele brakowało, by wrzucił krążek przy słupku. Tuż przed końcową syrena okazje miał Patryk Krężołek. Szybka, ciekawa tercja i tylko goli zabrakło.

Po przerwie obie drużyny były jeszcze bardziej zmotywowane i zwiększyły tempo akcji, ale bramkarze nadal byli czujni. W 25:26 min za trzymanie do boksu kar powędrował katowiczanin Mateusz Rompkowski, ale… Denis Sergiuszkin stracił krążek na niebieskiej i w stronę bramki Tomasa Fuczika pomknął Anthon Eriksson. Szweda gonił Grigorij Żełdakow i sędzia zasygnalizował faul, ale Eriksson popisał się płaskim uderzeniem tuż przy słupku i gospodarze w najmniej oczekiwanym momencie objęli prowadzenie. I jedni, i drudzy mieli okazje, by zmienić wynik, ale bramkarze skutecznie interweniowali. Kolejna tercja też była na wysokim poziomie i kibice byli w pełni usatysfakcjonowani.

Ostatnia odsłona nic nie straciła na jakości. Jedni i drudzy robili wszystko, by skierować krążek do siatki, ale golkiperzy nie zawodzili. W 48 min Jegor Fieofanow z bliskiej odległości trafił w poprzeczkę, a w innych sytuacjach Murray bronił rewelacyjnie. W końcu jednak Wronka skierował krążek do siatki z bliskiej odległości, ale przy dużym współudziale Marcina Kolusza.

Niezrażeni goście rzucili się do ataku i wycofali bramkarza. Na 63 sek. przed końcem Mateusz Bepierszcz skierował krążek do pustej bramki, ale sędziowie odgwizdali spalonego. Na 53 sek. przed końcem Fuczik zjechał do boksu, ale wynik nie uległ zmianie.

 

Łotewski koncert

Mistrz Polski rozbroił na „Jastorze” lidera PHL, ale w ostatniej tercji hokeiści JKH popełniali banalne błędy.

GieKSa przyjechała na „Jastor” bez swojego asa atutowego, Grzegorza Pasiuta, natomiast trener obrońców mistrzowskiego tytułu, Robert Kalaber, wystawił wszystko, co ma najlepszego. Zabrakło oczywiście łotewskiego obrońcy Marisa Jassa, ale raczej nie ma się co łudzić – on sezon 2021/2022 ma już z głowy.

Od pierwszego gwizdka sędziów jastrzębianie rzucili się na rywali niczym wściekłe psy. Nie minęła nawet minuta zmagań, gdy akcji braci Szewczenko zakończyła się zdobyciem gola. Starszy Eriks w pozycji leżącej podał przed bramkę, a młodszy Arturs zaskoczył Johna Murraya. W kolejnej akcji bramkowej JKH role się odwróciły, wyrok na katowiczanach wykonał Eriks. W I tercji podopieczni Roberta Kalabera może nie grali koncertowo, ale bardzo dobrze. Oddali na bramkę rywali 11 strzałów, a lider zrewanżował się tylko czterema próbami. W okresie liczebnej przewagi (na ławce kar siedział Kamieniew) goście tylko na kilkanaście sekund założyli zamek, ale nie zagrozili poważnie rywalom.

Gospodarze podwyższyli prowadzenie po pięknym strzale z niebieskiej Jewgienija Kamieniewa, po którym „guma” wylądowała w „okienku” bramki katowiczan. W tym momencie z lodu zjechał Murray, a jego miejsce między słupkami bramki gości zajął Maciej Miarka. Pół minuty po tej roszadzie podopieczni trenera Jacka Płachty zdobyli gola – z niebieskiej uderzał Mateusz Rompkowski, tor lotu krążka przeciął Marcin Kolusz i Patrik Nechvatal skapitulował.

Jeżeli lider liczył na to, że gol doda mu skrzydeł, to szybko został sprowadzony na ziemię. Sędziowie sygnalizowali karę dla Carla Hudsona, Nechvatal zjechał do boksu, a jego koledzy koncertowo rozegrali akcję, którą wykończył celnym strzałem Frenks Razgals.

Kiedy w III tercji Dominik Paś zdobył dla JKH piątego gola, wydawało się, że będzie to mecz bez historii. Gospodarze jednak zafundowali swoim sympatykom nadprogramowe emocje i niewiele brakowało, by GieKSa zdobyła czwartego gola. W 59 min. Paś sam jechał na pustą bramkę rywali i tak długo zwlekał ze strzałem, że obrońca katowiczan wybił mu krążek!

Do wygranej JKH największą cegiełkę dorzucili Łotysze, którzy mieli udział przy czterech golach swojej drużyny.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Seba Bergier RTS…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wszystko zaczęło się od żółtej kartki we Wrocławiu. Kompletnie niepotrzebnej, głupiej, eliminującej z prestiżowego starcia z Legią. Szkoda było, bo przecież Sebastian Bergier to był ważny zawodnik i nasz najskuteczniejszy strzelec. Ale trudno – absencje kartkowe przecież się zdarzają. Liczyliśmy, że napastnik wróci na kolejny mecz i dogra normalnie do końca sezonu.

Niestety próżno było go szukać w składzie na kolejne spotkanie z Koroną. I z Cracovią też. Trener Rafał Górak przed meczem z Pasami mówił:

– Ręka jest złamana. Kość śródręcza piąta jest złamana. Wydawało nam się w pierwszej fazie, że jeśli to złamanie nie będzie zbyt poważne, będzie można zastosować opatrunek miękki i będzie mógł grać, jednak lekarze zadecydowali, że przez pierwsze dziesięć dni musi w twardym opakowaniu gipsowym tę rękę przypilnować, by ta kontuzja się nie rozeszła. Stąd absencja, Sebastian nie trenuje z nami, postanowiliśmy dać odpocząć tej ręce do końca tego tygodnia i zobaczymy – jeśli prześwietlenie wykaże i lekarze pozwolą, by mógł wrócić do treningów, to od przyszłego mikorcyklu, do meczu z Lechem będziemy z Sebastianem. Na dzień dzisiejszy go nie ma.

Na konferencji po meczu z zespołem z Cracovią mówił:

– Stan ręki i ten złamanej kości śródręcza będzie diagnozowany. Najprawdopodobniej we wtorek będziemy wiedzieli, czy z miękkim opatrunkiem będzie mógł ewentualnie grać. Natomiast biorę po uwagę, że z Lechem może nie wystąpić.

Kibice zastanawiali się, czekali na informację na temat stanu zdrowia Sebastiana. To się doczekali…

Dziś jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Sebastian dogadał się z Widzewem. Wiemy, że negocjacje z danym klubem to nie jest kwestia jednego dnia czy jednego telefonu. A już finalizacja rozmów to czas intensywny. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w momencie, kiedy nam wszystkim wydawało się, że Sebastian robi wszystko, by dojść do siebie na końcówkę sezonu – on po prostu myślą, mową i uczynkiem był gdzie indziej. Konkretnie w Sercu Łodzi.

Nigdy nie byłem dobry w sprawy organizacyjne, logistyczne, formalne, więc nie będę wnikał w kwestie, czy istnieje klauzula minut do rozegrania zawartych w obecnym kontrakcie z GKS i potencjalnych konsekwencji wypełnienia lub nie tego limitu. Kibice o tym piszą i mówią, nie znam historii, więc nie będę się wypowiadał. Czy Sebastian taką klauzulę miał… wiedzą zainteresowani. W każdym razie piłkarzowi kontrakt się nie przedłuża w żaden sposób i odchodzi do Widzewa na zasadzie wolnego transferu.

Niesmak wywołuje nie to, że zawodnik przechodzi do Widzewa. Ma do tego prawo, ktoś mu zaproponował lepszy kontrakt, ktoś podpowiedział, że Widzew ma większe sportowe ambicje. Nie oszukujmy się, większość piłkarzy to najemnicy i jeśli mają lepszą ofertę – skorzystają z niej. Ideowców jest stosunkowo niewiele.

Natomiast sposób rozwiązania tej sprawy jest mocno średni. Najpierw ta żółta kartka, teraz ta „kontuzja”… Nawet jeśli jest ona prawdziwa, to po prostu powoduje domysły i niepotrzebne plotki. Można było po prostu oficjalnie powiedzieć, że prowadzi się rozmowy z Widzewem. Też by była pewnie z wielu stron krytyka, ale byłoby to bardziej transparentne.

A tak mamy historię zawodnika, który leczy kontuzje i próbuje dojść do siebie na mecz z Lechem, a tu nagle okazuje się, że przeszedł do innego klubu.

Nie jest to oczywiście na tyle poważna sprawa, by teraz Sebastiana traktować jako persona non grata (nomen omen) czy obrzucać go wyzwiskami. Liczy się punkt wyjścia, a punkt wyjścia jest taki, że jest to najemnik i prędzej czy później mogło do czegoś takiego dojść. Czepiam się tylko tych okoliczności, jakich się to działo.

Trudno. Zawodnik dał GieKSie, co miał dać, czyli sporo bramek. Nie jest to napastnik wybitny i sam wieszczyłem, że w tym sezonie w ekstraklasie sobie nie poradzi. Dlatego liczba bramek, które strzelił i tym samym punktów dla GKS jest naprawdę imponująca, jak na tego piłkarza. Dał więcej niż powinien. Więc jeśli chce skorzystać z okazji, to nie można mieć do niego pretensji.

Mieliśmy kiedyś historię z Tomkiem Hołotą, który „pitnął” z GKS tuż przed którymś meczem, chyba z Luboniem w Pucharze Polski. Wtedy niesmak też był ogromny. Zawodnik dogadał się wówczas z Polonią Warszawa. Po kryjomu. Czy tutaj w klubie wiedzieli, że Sebastian prowadzi zaawansowane rozmowy w trakcie „kontuzji” – nie wiem. Jeśli tak, to przynajmniej w klubie jest jasno.

Całość sprawia, że choć Sebastianowi można podziękować za wkład w GKS w pierwszej lidze i teraz w ekstraklasie, to ta sytuacja nie będzie powodować, że sympatycy GKS będą skandować jego nazwisko, kiedy przyjedzie z Widzewem na Nową Bukową. Trochę szkoda sobie tak psuć reputację, ale jak widać dla zawodnika nie było to specjalnie ważne.

Piłkarz strzelił 29 bramek dla GKS, grając przez 2,5 sezonu, co jest naprawdę dobrym rezultatem. Walnie przyczynił się do awansu i powrotu GKS do elity. Nawet jeśli drugich tylu dobrych okazji nie wykorzystał, to jest to duży wkład. Choć jakby je wykorzystał, to by nie poszedł do Widzewa, tylko gdzieś wyżej.

Szkoda. Ale mimo wszystko powodzenia w nowym klubie.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna kobiet

Mistrzowska galeria!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do obejrzenia galerii z pogromu 7:2 Pogoni Tczew oraz świętowania drugiego tytułu mistrzowskiego przez GKS Katowice. 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Wczoraj dostałem SMS-a, że podpisał kontrakt

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego konferencji prasowej przed meczem z Lechem Poznań, w której udział wzięli trener Rafał Górak i obrońca Grzegorz Rogala. Szkoleniowiec poruszył między innymi kwestię Mateusza Kowalczyka, odejścia Sebastiana Bergiera, a także nietypowego planu na występ Grzegorza Rogali.

Michał Kajzerek: Dzień dobry, witam wszystkich. Bilety na ten mecz ciągle dostępne, trzeba na bieżąco obserwować system biletowy, bo tam wpadają wejściówki zwalniane z karnetów. 24 godziny przed meczem pojawi się pula zwolniona z rezerwacji. Ponadto przy okazji meczu będzie można zapisać się do bazy dawców szpiku kości, jest to akcja „GieKSiarz do szpiku kości” organizowana przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Szybka informacja – został uwzględniony nasz wniosek o odwołanie od drugiej żółtej kartki Oskara Repki z meczu z Koroną Kielce.

Prosimy o ocenę rywala.
Rafał Górak: 
Dzień dobry. Ocena rywala może być tylko i wyłącznie znakomita, wiadomo jaki jest cel w Poznaniu. Zdajemy sobie sprawę z ilości determinacji i tej ogromnej chęci, która w piłkarzach Lecha będzie. Musimy być gotowi na poprzeczkę zawieszoną naprawdę wysoko, ale grając na swoim boisku, na żółtej Nowej Bukowej, mam nadzieję, że stworzymy znakomite widowisko i będzie o czym rozmawiać po meczu.

Wracasz do sprawności. Jak minęły ostatnie tygodnie?
Grzegorz Rogala: 
Dzień dobry. Od trzech tygodni jestem w pełnym mikrocyklu z drużyną i jestem gotowy do rywalizacji na pełnych obrotach.

Czujecie, że w jakiś sposób uczestniczycie w tej walce o Mistrzostwo Polski? Dużo od was zależy.
Górak: 
Pośrednio tak, ale dla nas najbardziej istotną sprawą jest to, aby wykorzystać czas pierwszego sezonu po tak długim czasie w Ekstraklasie. Chodzi o to, jak my sobie damy radę i jak my się zaprezentujemy. Nas powinno interesować pokazanie się i stworzenie jak najlepszego widowiska, w Częstochowie podołaliśmy zadaniu. Trzeba być skoncentrowanym.

Ogłoszono transfer Bergiera, który pewnie już nie zagra. Jak z pozostałymi napastnikami?
Wiadomo – ręka jest złamana i równolegle mamy decyzję Sebastiana. Adam Zrelak, jestem pewien, że będzie do mojej dyspozycji, na pewno nie na 90 minut, ale już jest. Szymczak grać nie będzie mógł (warunki wypożyczenia – przyp. red.), a plan D w głowie jest i ten plan jest przygotowany. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób zagramy.

Pan rozmawiał z Sebastianem, by został?
Ja nie jestem od przekonywania, zawodnicy powinni to czuć. GKS Katowice złożył ofertę na pozostanie, on jej nie przyjął, a propozycja złożona Klubowi nie została przyjęta. Sebastianowi możemy tylko dziękować za bramki i wkład. Życzymy powodzenia, nie mam z tym problemów.

Zgodziliście się na warunki wypożyczenia Szymczaka. Pan jest zwolennikiem tego typu zapisów?
Jeżeli klub wypożycza zawodnika, który potem do danego klubu wraca, to ja to rozumiem i akceptuję. Gorzej, jeżeli kontrakt miałby się kończyć – to byłoby trudne do akceptacji.

Ostatni raz zagrałeś we wrześniu. Jak to jest być tak długo poza meczami?
Rogala:
Nie jest to miłe uczucie, ale cały proces przebiegł bardzo profesjonalnie. Nie jest to nic przyjemnego, ale ja się cieszę z tego, że wracam. Dzisiaj jestem do dyspozycji.

Masz jakieś obawy?
Na treningu jestem na pełnych obrotach i nie mam żadnego strachu czy bojaźni przed odnowieniem urazu. Jeśli w treningu jest dobrze, to w meczu też musi.

Lech przyjedzie tu wygrać. Czy to ułatwienie, że wiecie, czego oczekiwać?
Górak:
Ułatwienie, to taka gra w otwarte karty. Dzisiaj wszyscy, którzy GKS oglądają, wiedzą, że również będziemy dążyć do wygranej. Będziemy musieli realizować zadania w defensywie, by powstrzymać kapitalnych zawodników. Poprzeczkę postaramy się zawiesić wysoko.

Wiadomo, że klub dostaje pieniądze zależne od miejsca, zawodnicy też?
Każdego trzeba byłoby pytać, jak kontrakt został spisany. Nie ma co dywagować o pieniądzach, nas to nie powinno interesować. Pieniądze powinny być na końcu, ja tak piłkę traktowałem. Ja potrzebuję wygrać mecz, trening, sezon – cały czas wygrywać.

Było spotkanie z nowym prezesem?
Znaliśmy prezesa, ale jako członka rady nadzorczej. Spotkanie było, prezes przywitał się z nami, poinformował o swoich zadaniach. Wydaje mi się, że po sezonie będzie moment, by zjeść wspólnie duży obiad. Teraz trzeba grać.

Co z chłopakami, którzy są wypożyczeni?
Przede wszystkim te rozmowy muszą być prowadzone równolegle z ich klubami, szczególnie jeśli chodzi o Filipa i Dawida. Lech ma swoje sprawy, Raków również, także czekamy na zakończenie rozgrywek. My naszą kadrę już dzisiaj budujemy, rozmawiając z zawodnikami i agencjami. Tu się dzieje wiele rzeczy. Jaśniejsza jest sytuacja odnośnie Mateusza Kowalczyka – mamy prawo pierwokupu. Jeszcze spotkania nie miałem, ta decyzja jest przygotowywana. Jedno jest najważniejsze: Mateusz Kowalczyk chce grać w GKS-ie Katowice.

Dwa ostatnie mecze Lecha były odmienne – inne taktyki i rywale.
W meczu z Puszczą Lech oddał osiem strzałów, Puszcza dziewięć – jakość, ogromna jakość piłkarzy. Bramka Lecha w meczu z Legią to niesamowita klasa strzelca, musimy bardzo uważać w defensywie. W Lechu widać dużo zespołowości, Antek świetnie tę grę układa.

Wobec nieobecności napastników to może trener ma plan, byś to ty „biegał do przodu”?
Rogala:
Tego na dzień dzisiejszy nie wiem (uśmiech), ale dam na pewno z siebie 100 procent. Zaczynałem od tyłu karierę i szedłem trochę do przodu, ale nie aż tak daleko.

Czyli plan trenera tego nie obejmuje?
Górak: 
Obejmuje, obejmuje jak najbardziej (śmiech)! To na ostatnie minuty, z tą szybkością wszystkiego należy się spodziewać.

Sytuacja z Kowalczykiem jest rozwojowa. Jaki jest jego wkład w drużynę, dlaczego jest taki dobry i dlaczego po odejściu Kozubala nie było to tak bolesne?
Model gry GieKSy jest stworzony pod zawodników grających na pozycji 8, bo naprawdę ci ludzie mają tam dużo rzeczy do zrobienia. Szukam zawodników intensywnych, inteligentnych, którzy czują boisko. Znałem Mateusza wcześniej, wiedzieliśmy, że wyjeżdża bardzo utalentowany chłopak i poprzeczkę będzie miał wysoko. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi w takim klubie. Ja takim zwolennikiem szybkich wyjazdu nie jestem, to był dla niego trudny okres. Kiedy odchodził Antek, to mieliśmy 2-3 pomysły na zapełnienie tej luki, tu się to równoważyło z kwestią przepisu o młodzieżowcu. Zawodnik dostał szansę na mocną rywalizację, a tymi łokciami szybko się zaczął przebijać. Te nabijane minuty odbudowywały jego pewność siebie i zaczął wyglądać jako ten fajny ligowiec, który z ŁKS-u wyjechał. To daje obraz tego, że ci ludzie niepotrzebnie tak szybko wyjeżdżają. Życzę im cierpliwości i by wyjechali po 150 meczach w Ekstraklasie podbijać Europę. Pieniądze są ważne, ale ja powtarzam: na nie przyjdzie czas. Świetny postęp i kapitalna droga, ale wszystko przed nim. Ma deficyty i powinien pracować nad sobą, zdobywać doświadczenie.

Kiedy trener dowiedział się o rozmowach Bergiera z Widzewem?
Wczoraj (14 maja – przyp. red.) o godzinie 8:00 dostałem od Sebastiana SMS-a o tym, że podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Od wczoraj od godziny 8:00 o tym wiem, że rozmawiał z Widzewem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga