Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: GKS Katowice świętuje awans

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ubiegłego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W Orlen Ekstralidze pozostała do rozegrania jedna runda spotkań, która ze względu na mecze reprezentacji zostanie rozegrana dziewiątego czerwca. Nasza drużyna zmierzy się na wyjeździe z UKS SMS Łódź o godzinie 17:00. Po zdobyciu Pucharu Polski drużyna stanie przed szansą obrony tytułu Mistrzyń Polski. Klaudia Maciążka i Nicola Brzęczek podpisały nowe umowy z GieKSą. Piłkarze w ubiegłym tygodniu celebrowali awans do PKO BP Ekstraklasy. Siatkarze i hokeiści zakończyli rozgrywki ligowe. W sekcji siatkarskiej skompletowano skład sztabu szkoleniowego. W obu sekcjach podejmowane są decyzje dotyczące transferów.

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Klaudia Maciążka na dłużej w GKS-ie Katowice

Kolejna kluczowa piłkarka Gieksy przedłużyła umowę z klubem o kolejne dwa lata – tym razem jest to Klaudia Maciążka.

Napastniczka występuje w Gieksie od 2020 roku. Od tego czasu zagrała 76 meczów, w których zdobyła 36 bramek. Maciążka straciła większość sezonu przez kontuzję – w bieżących rozgrywkach wystąpiła w czterech spotkaniach, w których dwukrotnie trafiła do siatki.

GKS jest na dobrej drodze do obronienia mistrzowskiego tytułu – na kolejkę przed końcem Orlen Ekstraligi jest zajmuje pierwszą lokatę, z przewagą trzech punktów nad drugą Pogonią Szczecin.

katowickisport.pl – Piłkarka roku zostaje w GKS-ie Katowice

Napastniczka GKS-u Katowice Nicola Brzęczek przedłużyła umowę do końca sezonu 2025/2026. 22-letnia piłkarka dołączyła do zespołu GieKSy w 2016 roku i w ciągu ośmiu lat przebyła pełną sukcesów drogę z drugiej ligi do Ekstraligi i występów na arenie międzynarodowej. Wcześniej na przedłużenie swoich umów do roku 2026 zdecydowały się Anita Turkiewicz, Amelia Bińkowska i Kinga Seweryn.

Brzęczek rozegrała do tej pory 124 spotkania dla GKS-u Katowice, w których zdobyła łącznie 26 bramek. W barwach GieKSy napastniczka z Truskolasów sięgnęła po mistrzostwo (2023) oraz Puchar Polski (2024) i występowała w meczach eliminacji Ligi Mistrzyń UEFA. Ponadto była powoływana do młodzieżowych reprezentacji Polski U-19, U-23 oraz do seniorskiej reprezentacji naszego kraju. W 2021 roku Brzęczek odebrała nagrodę Piłkarki Roku w plebiscycie Złote Buki.

wkatowicach.eu – Karolina Koch zachwyca! Talentem, skromnością i kreacją na Gali Ekstraklasy

Zachwyca talentem, skromnością i pracowitością. A wielu osobom nie umknęła także kreacja, w której Karolina Koch pojawiła się na uroczystej Gali Ekstraklasy. Trenerka kobiecej GieKSy wręczyła tam statuetkę dla obrońcy sezonu, którą z jej rąk otrzymał Bartłomiej Wdowik z Jagiellonii Białystok.

W poniedziałek, 27 maja, na zakończenie sezonu rozgrywkowego 2023/24 odbyła się doroczna Gala Ekstraklasy, podczas której uhonorowano Mistrza Polski, Jagiellonię Białystok, a także rozdano nagrody dla najwybitniejszych zawodników i trenera PKO Bank Polski Ekstraklasy. Statuetkę Piłkarza Sezonu otrzymał Kamil Grosicki. Odebrał również nagrodę Pomocnika Sezonu. O nagrodach dla najlepszego bramkarza, obrońcy, pomocnika, napastnika i trenera sezonu decydowała kapituła złożona z dziennikarzy piłkarskich.

Statuetkę dla najlepszego obrońcy sezonu, którym został Bartłomiej Wdowik z Jagiellonii Białystok, wręczyła trenerka kobiecej sekcji GKS-u Katowice, Karolina Koch. Ze sceny odniosła się również do awansu piłkarzy GieKSy do Ekstraklasy, który udało się wywalczyć po 19 latach.

To jest świetny czas dla Katowic. Jestem pewna, że za awansem GKS-u Katowice do Ekstraklasy po 19 latach, czekają nas kolejne piękne lata w Katowicach – mówiła Karolina Koch.

Rozpoczynając swoja pracę jako Trener, nie przypuszczałam, że dostąpię takiego zaszczytu. To ogromne wyróżnienie. To jest coś fenomenalnego znaleźć się w takim gronie. Mam nadzieję, że kiedyś wrócę tu w innej roli – napisała po gali w mediach społecznościowych trenerka GieKSy.

[…] Karolina Koch objęła funkcję pierwszej trener kobiecego zespołu GKS-u Katowice w marcu 2022 roku. Sport w jej życiu obecny był od zawsze. Mama trenowała gimnastykę, tata zapasy, a sam narzeczony jest trenerem.

Karolina Koch to wychowanka Grunwaldu Ruda Śląska, która w czasie swojej kariery zawodniczej występowała m.in. w: Golu Częstochowa, Czarnych Sosnowiec, 1. FC AZS AWF Katowice, Mitechu Żywiec i Górniku Łęczna, z którym sięgała po wicemistrzostwo kraju.

Ponadto występowała w seniorskiej reprezentacji Polski. Z GieKSą związana jest od sezonu 2017/2018. Była grającą asystentką trenera, a później po przejęciu zespołu osiągnęła z nim historyczny sukces, czyli Mistrzostwo Polski. W tym roku Karolina Koch zdobyła z piłkarkami GieKSy Puchar Polski i jest o krok od kolejnego Mistrzostwa!

Kolejne spotkanie piłkarek GKS-u Katowice już 9 czerwca. O godzinie 17:00 drużyna GieKSy rozegra na wyjeździe ostatni mecz sezonu 2023/2024, a rywalem będzie zespół TME SMS-u Łódź.

Trzymamy kciuki!

Prezydent Katowic spotkał się z piłkarzami GieKSy. Miasto zapewnia o wsparciu dla klubu w ekstraklasie

Prezydent Marcin Krupa spotkał się z piłkarzami i sztabem szkoleniowym GKS-u Katowice, który w niedzielę, 26 maja zapewnił sobie awans do Ekstraklasy. Spotkanie odbyło się w restauracji 27th Floor, we wtorkowy poranek, 28 maja. Był czas na podziękowania, podsumowania i świętowanie sukcesu klubu.

[…] To, że spotykamy się w jednej z najwyżej położonych restauracji w naszym kraju, to metafora tego, że znaleźliście się w rozgrywkach o najwyższe, najważniejsze trofea w naszym kraju. Dziękuję za ten sportowy sukces i liczę na kolejne – zwracał się do piłkarzy GKS-u Katowice prezydent miasta Marcin Krupa.

Nie zabrakło zapewnień o kontynuowaniu finansowania dla klubu i inwestowania w jego rozwój. Była oczywiście mowa m.in. o nowo powstającym kompleksie sportowym na Załęskiej Hałdzie, gdzie piłkarze już wkrótce przeniosą się z wysłużonego obiektu przy ul. Bukowej.

Najlepszym przemówieniem na taką okazję jest chyba cały ten zakończony sezon. Bardzo się cieszymy z tego sukcesu i ze wsparcia, na jakie możemy liczyć ze strony miasta – mówił kapitan GKS-u Katowice, Arkadiusz Jędrych.

W czasie spotkania doceniono także pracę klubowych struktur – obecnego prezesa Krzysztofa Nowaka i jego poprzedników, ale także rolę, jaką dla awansu odegrał szkoleniowiec GieKSy Rafał Górak.

To jest właśnie to, po co się to robi – by dawać ludziom emocje, by dawać ludziom radość. Po to właśnie działa się w sporcie. Mamy za sobą mnóstwo momentów lepszych i gorszych, ale dziś świętujemy i już niedługo znów trzeba będzie wziąć się do pracy – mówi trener GKS-u Katowice, Rafał Górak.

Przypomnijmy, GKS Katowice wywalczył awans do Ekstraklasy bezpośrednio po ostatniej kolejce zmagań Fortuna 1. Ligi, po meczu wyjazdowym z Arką Gdynia. Katowiczanie wygrali ostatnie spotkanie 1-0 dzięki bramce Adriana Błąda. Kibice katowickiej GieKSy czekali na powrót klubu na najwyższy krajowy szczebel rozgrywkowy od 19 lat.

weszlo.com – GKS Katowice wyprzedał wszystkie karnety na domowe mecze w Ekstraklasie

GKS Katowice po 19 latach wraca do Ekstraklasy. GieKSa miała fenomenalną końcówkę sezonu I ligi i rzutem na taśmę w kapitalnym stylu wywalczyła bezpośrednią promocję do elity. W stolicy województwa śląskiego panuje cały czas fiesta, choć kibice już są spragnieni rozgrywek na najwyższym poziomie w Polsce. W ekspresowym tempie wykupili wszystkie karnety na rundę jesienną sezonu 2024/25.

Początek sprzedaży otwartej karnetów na rundę jesienną przy Bukowej miała miejsce 31 maja o godz. 12:00, a te rozeszły się jak świeże bułeczki. Kilka godzin i po sprawie. Jeśli ktoś przegapił, to już niestety nie będzie miał okazji, żeby nabyć karnet na mecze GieKSy.

Informujemy o zakończeniu sprzedaży karnetów na domowe mecze piłkarzy GKS-u Katowice w rundzie jesiennej PKO BP Ekstraklasy. Bardzo dziękujemy za ogromne zainteresowanie! W przypadku pojawienia się wolnych miejsc na obiekcie np. w wyniku rezygnacji z wcześniejszych rezerwacji lub po zakończeniu planowanych modernizacji, poinformujemy o tym w osobnym komunikacie – czytamy w oficjalnym komunikacie klubu.

„Chyba nawet pobiliśmy dokonania Górnika Zabrze z 2017 roku”. GKS Katowice świętuje awans

Awans GKS-u Katowice do Ekstraklasy jest naprawdę dużym wydarzeniem i to na wielu poziomach. Raz, że mówimy o marce samej w sobie. Dwa, że wraca do elity po naprawdę długiej przerwie. Trzy, że dokonał tego w niesamowitych okolicznościach, gdy już mało kto wśród kibiców ostrzył sobie zęby na coś więcej niż środek tabeli I ligi. Cztery, że wydarzyło się to na 60-lecie istnienia klubu i na kilka miesięcy przed otwarciem nowego stadionu. Nic dziwnego, że świętowanie sukcesu trwa nieprzerwanie od niedzieli. We wtorek rano zostało ukoronowane śniadaniem prasowym z udziałem całej drużyny, sztabu, władz klubu i władz miasta.

Mimo że GieKSy nie było w elicie od 2005 roku, w tabeli wszech czasów Ekstraklasy nadal zajmuje ona wysokie trzynaste miejsce. To najwyżej sklasyfikowany klub spośród tych, których w tej dekadzie jeszcze nie oglądaliśmy na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce.

Starsze pokolenie kibiców mogło żyć czasami dawnej świetności. Między połową lat 80. a połową lat 90. katowiczanie przez dziesięć sezonów z rzędu występowali w europejskich pucharach, a opowieści o wyeliminowaniu Girondins Bordeaux z Zinedinem Zidanem w składzie jeszcze długo będą żywo wspominane. Młodsi pamiętać mogą już głównie rozczarowania i kryzysy, jedne większe od drugich. Ich kulminacją był spadek z Ekstraklasy 19 lat temu i odbudowywanie się od IV ligi.

Później działo się, ale w złym tego słowa znaczeniu. Wielkie oczekiwania, „Ekstraklasa albo śmierć” i nienasycone apetyty na koniec. Awans wypuszczony z rąk po golu straconym z połowy boiska w 90. minucie w meczu ze zdegradowanym już MKS-em Kluczbork. Spadek do II ligi po golu bramkarza Bytovii w ostatnich sekundach. Stracony pierwszy sezon na drugoligowym froncie, gdy GieKSa zawaliła finisz i straciła bezpośredni awans na rzecz Widzewa, a potem odpadła w barażach ze Stalą Rzeszów, która ledwo się do nich dostała. Po powrocie do I ligi doszło natomiast do konfliktu z władzami klubu i długo trwającego bojkotu kibiców. Jeszcze półtora roku temu atmosfera wokół GKS-u była naprawdę gęsta.

Dziś wszyscy świętują i nie chcą pamiętać o złych czasach, chyba że traktują je jako punkt wyjścia do dzisiejszej historii.

– Pamiętam lipiec 2015 roku, gdy ogłosiłem, że budujemy wielką wielosekcyjną GieKSę, gdzie jedna dyscyplina pracuje też na drugą dyscyplinę. To się nam udało. Nie wszyscy w ten projekt wierzyli, ale dziś daliśmy przykład, że się powiódł – triumfował przed drużyną i dziennikarzami prezydent Katowic Marcin Krupa.

Podczas poniedziałkowej fety napomknął o mistrzostwie Polski, co zdążyło odbić się głośnym echem i może się bardzo źle zestarzeć. Dzień później nadal mówił o wysokich celach, ale już w sposób bardziej wyważony.

– Spotykamy się na 27. piętrze, w jednej z najwyżej położonych restauracji w Polsce i Europie. Mam nadzieję, że to miejsce będzie dla was szczęśliwe tak, jak dla innych sekcji naszego klubu i to są właśnie te szczyty, które chcielibyśmy osiągnąć. Oczywiście to jest metafora, nie przyjmujcie tego 1 do 1 w kontekście tego, gdzie i kiedy powinniśmy znaleźć się na szczycie tabeli Ekstraklasy. Ja w was wierzę, zawsze wierzyłem i będę wierzył. To, co wczoraj też mówiłem i co trener mówił: konsekwencja w działaniu. Wolna, czysta głowa. Rozmawialiśmy też z kibicami, żeby nie było nacisku, żeby podchodzić do tematu w sposób sprawiający, że tworzymy jedną wielką rodzinę, na dobre i na złe – mówił prezydent.

– Na przestrzeni ostatnich lat było kilka momentów na granicy decyzyjności, gdy zastanawialiśmy się, w którym kierunku pójść, czy zmienić trenera, czy nie zmienić. Koniec końców zawsze dochodziliśmy do wniosku, że nie cofamy się i dalej idziemy w ten projekt. Chciałem dotrzymać słowa względem trenera i myślę, że dotrzymałem, że ma wolną przestrzeń i mnie nie interesują wasze wyniki. Ma być przede wszystkim zgrany, wspaniały zespół piłkarski. Ten zespół udało się zbudować i za to gratulacje. Gramy nowoczesny futbol na poziomie Ekstraklasy i wierzę, że sobie w niej poradzimy i będziemy się pięli coraz wyżej w tej drabince. Kto wie, może wreszcie GKS Katowice doczeka się mistrza Polski. Na to liczę, ale nie jest to warunek bezwzględny, miejcie tego świadomość. Ale mierzmy wysoko. Wyżej niż tu, gdzie jesteśmy, wejść się nie da i tak samo myślcie o piłce. A co nam wyjdzie, życie i szczęście pokaże. My, jako miasto, nadal będziemy o was dbali i może uda się dołożyć do tego zewnętrznych sponsorów. Dziś jest z kim na ten temat rozmawiać właśnie ze względu na dobrze wykonaną przez was pracę – dodawał Marcin Krupa, przy okazji ujawniając, że łącznie drużyna otrzyma do podziału 2 mln zł premii.

– Do tego sukcesu potrzebna była cierpliwość, ogromna cierpliwość. Jeżeli cokolwiek zrobilibyśmy inaczej, sądzę, że dziś nie bylibyśmy w miejscu, w którym się znaleźliśmy. W imieniu zespołu bardzo dziękuję, że tej cierpliwości nigdy nie zabrakło i zawsze byliśmy doskonale przygotowani organizacyjnie. Wiedzieliśmy, że rzeczy zapisane w kontraktach zawsze będą realizowane i tak się działo, nigdy nie było opóźnień i innych problemów. Z zawodnikami mogliśmy koncentrować się wyłącznie na pracy i krok po kroku się rozwijać – doceniał starania władz miasta trener Rafał Górak.

– Mówmy głośno, że GKS Katowice ma w tej chwili cztery sekcje w najwyższych klasach rozgrywkowych. Tego żadne miasto w Polsce nie ma i myślę, że długo czegoś takiego nie osiągnie – cieszył się prezes Krzysztof Nowak, który półtora roku temu zastąpił skonfliktowanego z kibicami Marka Szczerbowskiego. – Jeszcze raz dziękuję panu prezydentowi, że postawił wtedy na mnie i wyciągnął mnie z katowickiego AWF-u – podkreślił.

Dziś on i Rafał Górak pchają wózek w tę samą stronę. – Pan trener Rafał Górak zrealizował wszystkie postawione przed nim cele – chwalił prezes.

A jeszcze w styczniu Krzysztof Nowak podczas spotkania z kibicami, którzy byli już wtedy zniechęceni do Góraka (podczas fety doszło do symbolicznego pojednania), odpowiedział na ich narzekania, że skoro wytrzymali z nim 4,5 toku, to niech wytrzymają jeszcze pięć miesięcy, do czasu wygaśnięcia kontraktu trenera. Górak odpowiedział w TVP Sport, że takie słowa są policzkiem dla niego, drużyny i sztabu.

Jak to komentuje teraz? – Prezes to dojrzały facet, ale w niektórych kwestiach nie miał doświadczenia. Nie chciałem go na zapas przestrzegać, wydawało mi się, że pewne rzeczy wie i rozumie. Sport jednak czasami generuje takie emocje, że ludzie zachowują się w sposób, w jaki nie chcieliby się zachowywać. Najważniejsze, że potrafiliśmy to sobie wyjaśnić. Prezes przyszedł do mnie, przybił grabę i powiedział, że bardzo przeprasza, że to nie powinno się wydarzyć. Pogadaliśmy po męsku w cztery oczy. W takiej sytuacji trudno, żebym się obrażał. Pracujemy dalej i wydaje mi się, że dalej będziemy pracować. Wszystko jest okej. Ja też nie jestem idealny i niejednokrotnie musiałem kogoś z drużyny czy ze sztabu przepraszać, bo coś nie wyglądało, jak powinno – odpowiedział mi na pytanie. Krótko mówiąc, czysta karta i patrzymy przed siebie.

Wydarzenia z ostatnich miesięcy pewnie nawet jego zadziwiły, choć potwierdził słowa Mateusza Maka z wywiadu na Weszło sprzed paru tygodni, że szatniowe cele były ambitniejsze niż deklaracje na zewnątrz. – Chłopaki naprawdę zimą podczas obozu w Opalenicy nabrali przekonania, że są w stanie wejść do Ekstraklasy. W związku z tym ta presja wewnętrzna u nas była, ale bardzo dobrze ją ukrywaliśmy. W Opalenicy wiele się wydarzyło nie tylko w kwestiach treningowych. Zeszło z nas sporo napięć. Mieliśmy dużo czasu, żeby z drużyną posiedzieć, pogadać i poznać jej odczucia. Tam się wszystko dokręciło, to był ważny moment mentalny – przyznał Górak.

– Zaczynając wiosnę mieliśmy wypracowanych bardzo dużo rzeczy po rundzie jesiennej, która zabrała nam sporo punktów, choć w wielu meczach naprawdę dobrze graliśmy. Wiedzieliśmy, że mamy ogromy deficyt punktowy i na dużo nas stać. Mieliśmy siedem punktów straty do miejsca barażowego, dziesięć do strefy bezpośredniego awansu, ale też siedem punktów zapasu nad strefą spadkową. Wszystkie te rzeczy braliśmy pod uwagę, ale czułem, że jesteśmy bliżsi tego, żeby gonić czołówkę. I w końcu dogoniliśmy. Jak piłkarze zaczęli strzelać i wygrywać, sami sobie powtarzali, że niemożliwe nie istnieje. Było widać, że wzajemnie się nakręcają i wierzą, że są w stanie dogonić rywali i utrzeć nosa tym, którzy nie wierzyli w drużynę i trenera. Nigdy jednak nie chodziło o coś na zasadzie „my wam pokażemy, a potem przestaniemy się do was odzywać”, tylko o pokazanie swojej wartości – podkreślił szkoleniowiec.

– To, co przyspieszyliśmy na koniec… W skali naszej polskiej piłki wydaje mi się, że nawet pobiliśmy wyczyn Górnika Zabrze z 2017 roku, a już na pewno mówimy o porównywalnej skali. Arka Gdynia wcześniej dwa razy mogła siedzieć przed telewizorem i liczyć na nasze potknięcia, a my w doliczonym czasie potrafiliśmy wygrywać – komentuje szczęśliwy Mateusz Mak, który po raz drugi zszedł szczebel niżej, żeby z nowym klubem zameldować się w Ekstraklasie. Wcześniej to samo zrobił w Stali Mielec.

– Stal na awans czekała jeszcze dłużej, bo 24 lata. Obie fety to było wielkie wow, mogłeś poczuć, że udało się osiągnąć coś naprawdę ważnego dla lokalnych społeczności – przyznaje.

W poniedziałek trener i jego drużyna mogli się przekonać, jak wiele ich osiągnięcie znaczy dla kibiców. – Kibicowsko w pewnym sensie byliśmy pogodzeni z kolejnymi latami w roli pierwszoligowego średniaka. Zastanawialiśmy się, jak godnie pożegnać Bukową na tym szczeblu i mieć sold outy. Teraz raczej nie musimy się o to martwić. Nie ma piękniejszej historii, niż to, że po tak długim czasie najbardziej klimatyczny stadion w Polsce jeszcze zobaczy Ekstraklasę i w tym samym sezonie płynnie przeniesiemy się na nową Bukową. 60-lecie klubu, nowy stadion – bardziej romantycznej historii związanej z awansem nie można sobie wyobrazić – mówi nam Paweł Poniatowski, kibic i jednocześnie pracownik GieKSy, odpowiadający w niej za relacje ze sponsorami.

– Jeden rozdział zamykamy, a drugi otwieramy i to wszystko będzie się działo w Ekstraklasie. Kapitalna sprawa – dodaje inny kibic.

– Ten sukces wynagradza wszystkie poświęcenia i rozczarowania. W życiu bym się nie spodziewał. Po awansie dzwoniłem do taty i powiedziałem mu, że przesadził, wybierając mi klub, na który w Ekstraklasie musiałem czekać prawie dwie dekady. Osobiście nigdy GieKSy na najwyższym szczeblu nie doświadczyłem. Tata na pierwszy mecz zabrał mnie już po degradacji do IV ligi, gdy graliśmy ze Źródłem Kromołów – opowiada Paweł Poniatowski.

– Cała końcówka tego sezonu jest wielką nagrodą dla wszystkich, którzy byli przy klubie przez te 19 lat. Wielu kibiców nie pamięta GieKSy w Ekstraklasie – wtóruje mu jego kolega.

Mateusz Mak i koledzy kropkę nad „i” postawili w Gdyni. Przed meczem głośno było o rozmowie „motywacyjnej” grupki kibiców Arki z piłkarzami tej drużyny. Padły mocne słowa, obrażano też samą GieKSę, mówiąc o przyjeździe „brudnych pastuchów”. Efekt był jednak odwrotny od zamierzonego.

Mak: – Nas już nie trzeba było dodatkowo mobilizować. Byliśmy spokojni, czuliśmy swoją wartość. Za to piłkarze Arki – chyba też to widzieliście – nie byli wtedy sobą. Pogadanka z kibicami zadziałała na nich demotywująco, jestem o tym przekonany. Brakowało im pewności siebie, łatwo oddawali nam piłkę. A w takich meczach mental jest najważniejszy. Oni nie dowieźli, my dowieźliśmy.

Górak: – U nas wzbudziło to więcej uśmiechu, natomiast wiem, że zawodnicy nie cierpią takich rzeczy. Według mnie to niczemu nie służy, jest fatalne. Po fakcie wydaje mi się, że kibice Arki mogli mieć kaca moralnego za tę akcję.

– My mieliśmy osobną motywację od naszych rodzin. Dzień przed meczem trener puścił nam w szatni siedmiominutowy filmik i to był najlepszy mentalny kopniak – dodaje Adrian Błąd, który w niedzielę pięknym strzałem zapewnił zwycięstwo. Po golu nie okazywał radości, w przeszłości spędził jedną rundę w Arce. – W samej Arce byłem kilka miesięcy, ale jestem wychowankiem Zagłębia Lubin, te kluby są zaprzyjaźnione. W świecie kibicowskim nie trzeba tego tłumaczyć. A w Gdyni poznałem wielu fantastycznych ludzi. Z szacunku do nich ta radość nie była taka jak zawsze – wyjaśnił.

GieKSa wiosną zdemolowała I ligę. W szesnastu meczach wywalczyła aż 38 punktów, dwukrotnie mając serię pięciu zwycięstw z rzędu. Strzeliła aż 42 gole (zdecydowanie najlepszy wynik za ten okres) i tylko 13 straciła (druga najlepsza defensywa za ten okres). Nagle zespół, który wcześniej nie radził sobie w końcówkach, przechylał szale zwycięstwa w doliczonym czasie. Lechia Gdańsk, Polonia Warszawa czy GKS Tychy coś o tym wiedzą. Wielu zawodników wystrzeliło z formą. Kapitan Arkadiusz Jędrych zdobył w tym roku osiem goli, a w całym sezonie 12. Gwoli ścisłości: to środkowy obrońca. Dobrą dyspozycję z drugiej części rundy jesiennej potwierdził Sebastian Bergier. Marcin Wasielewski wiosną ostatnim dograniem wypracował aż sześć goli. Kluczowe trafienia pod koniec zapisał na swoje konto Jakub Arak. Odbudował się Mateusz Mak. Adrian Błąd w pięciu ostatnich kolejkach uzbierał dwa gole i cztery asysty. Antoni Kozubal wyrósł na czołowego pomocnika całej ligi. I tak moglibyśmy wymieniać.

Co do Kozubala, jego przyszłość jest niewiadomą, ale Rafał Górak nie wyklucza, że będzie miała ciąg dalszy przy Bukowej. – Według aktualnych zapisów, Antek musi wrócić do Lecha po zakończeniu wypożyczenia. Otwiera się jednak przed nim kolejny etap rozwoju. Moim zdaniem bliżej do pierwszego składu będzie mu w GKS-ie Katowice niż w Lechu, dlatego na pewno jego agencja i sam klub wezmą to pod uwagę. Fajnie, że mamy dziś mocniejsze argumenty w postaci wejścia do Ekstraklasy – mówi trener GieKSy.

Przed nim i szefami klubu twardy orzech do zgryzienia w temacie transferów. Historia pokazuje, że beniaminkowie, którzy zbyt mocno dają się wykazać zawodnikom wywalczającym awans i dopiero zimą w większym stopniu zmieniają skład, najczęściej mają olbrzymie problemy. – Będę trochę szedł w zaparte, że naszym największym atutem jest organizacja gry i to, co wypracowaliśmy przez ostatnie pięć lat. To będzie nasz handicap. Tomek Tułacz, ósmy rok pracujący w Puszczy Niepołomice, pokazał, że można awansować do Ekstraklasy i nie zmieniać autorskiego sposobu gry – przekonuje Górak.

Skontrowałem, że Puszcza grała jednak zupełnie inaczej niż GKS i nie musiała zbytnio zmieniać swojego modelu po wejściu do elity. Katowiczanie natomiast preferują wysoki pressing i ofensywny rozmach, więc przestawienie się na większą reaktywność może być trudniejsze. – Zobaczymy. Mamy pomysły, dużo tu zaplanowaliśmy na czas obozu. Na razie nie ważyłbym się tej drużyny rozwalać. Serce tego zespołu jest ogromne i to kapitał, którego nie można lekceważyć – mówił trener.

Przyznał jednak, że klub niczego nie zaniedbuje i na transferowej giełdzie zamierza być obecny. – Mamy przeanalizowane, jacy zawodnicy będą dostępni na rynku. Przy każdej pozycji znajduje się 5-6 nazwisk, które mogą być w kręgu naszych zainteresowań, natomiast piłkarzy, którzy wywalczyli awans będziemy traktowali priorytetowo.

Mateusz Mak: – Na pewno nie zejdziemy z tej drogi, którą idziemy od pięciu lat. Możemy się na niej tylko umacniać. Poziom będzie wyższy, nie ma co gadać, ale my też będziemy stawać się coraz lepszą drużyną, a na pewno dołączą też do nas zawodnicy, którzy w tym rozwoju pomogą. Dalej będziemy chcieli grać odważnie, wysoko, według swoich założeń.

Zapowiedzi ładne, pozostaje życzyć ich realizacji na boisku.

Dla postronnego obserwatora awans GKS-u Katowice to sympatyczna sprawa chociażby właśnie ze względu na osobę 51-letniego trenera. Sumiennie, krok po kroku, piął się w zawodowej hierarchii i wreszcie doczekał się szansy zaistnienia na najwyższym szczeblu.

– Jestem z Bytomia, z blokowiska. Tam się tak łatwo białej flagi nie wywiesza. Wielokrotnie trzeba było walczyć, żeby mieć pozycję na osiedlu, więc nigdy nie chciałem tego rzucić. Zawsze mówiłem, że dam radę i wyjdę z każdego kryzysu, chociaż oczywiście moje najbliższe otoczenie nieraz podpowiadało „Rafał, weź to rzuć”, bo widać było po mnie, że jest ciężko, ale ze wszystkiego wyszedłem obronną ręką i jestem z tego bardzo zadowolony. Porównałem to sobie z czasów piłkarskich. Będąc wychowankiem Polonii Bytom długo, długo czekałem, aż wreszcie w wieku 29 lat rozegrałem pierwszy mecz w Ekstraklasie po awansie ze Szczakowianką Jaworzno. Nigdy niczego nie dostałem za darmo, chyba taki mój urok. Zawsze jednak wiedziałem, że jeśli będę miał czas, to prędzej czy później awansuję z GieKSą do elity – podsumował.

– Nie możemy się doczekać Ekstraklasy. Całkowicie inna otoczka, inne emocje i inny splendor, co tydzień znacznie większe firmy. Czekamy, aż podadzą terminarz – przebiera nogami Adrian Błąd.

Czekamy więc i my.

dziennikzachodni.pl – GKS Katowice: Licencja na Ekstraklasę wpłynie na wygląd stadionu przy Bukowej. Co musi się zmienić?

Obecny stadion GieKSy będzie służył beniaminkowi PKO Ekstraklasy co najmniej przez rundę jesienną, zanim klub przeprowadzi się na nową arenę. Licencja zawiera jednak wymogi, których arena przy Bukowej jeszcze nie spełnia.

GKS Katowice, który w kapitalnym stylu wywalczył awans do PKO Ekstraklasy otrzymał licencję z nadzorem sportowym, infrastrukturalnym oraz z zakresu personelu i administracji.

– Aby móc rozgrywać mecze na Stadionie Miejskim w Katowicach, obiekt przy ul. Bukowej musi przejść szereg zmian. Kluczowe z nich związane są z dostosowaniem stadionu do wymogów produkcji telewizyjnej – wyjaśnia Michał Kajzerek, rzecznik GKS-u. – Na Trybunie Głównej muszą zostać zamontowane nowe platformy pod kamery. Natężenie oświetlenia boiska musi zostać zwiększone do średniej wynoszącej 1600 luksów. Na obiekcie trzeba wyznaczyć strefę wozów transmisyjnych oraz powiększyć sektor dla kibiców niepełnosprawnych. Zmiany dotkną też sektora VIP i miejsc prasowych.

Na czym polegają pozostałe dwa zastrzeżenia Komisji Licencyjnej?

– Warunek sportowy to konieczność zorganizowania szkolenia antydopingowego, które oczywiście klub zrealizuje – mówi rzecznik GKS-u.

Ostatnia sprawa też wydaje się dość prosta do rozwiązania.

– Nadzór z zakresu personelu i administracji to kwestia ukończenia przez naszego trenera kursu UEFA dedykowanego dla trenerów bramkarzy i to również zostanie zrealizowane – dodaje Michał Kajzerek.

Awans do Ekstraklasy wywołał w Katowicach euforię. Zespół otrzyma z miasta do podziału premię w wysokości 2.000.000 złotych, a kibice błyskawicznie wykupili całą pulę karnetów. Dla klubu to solidny zastrzyk finansowy – ceny wynosiły od 160 (ulgowy) do 650 zł (rodzinny), a w przypadku karnetowiczów z poprzedniego sezonu od 128 do 448 zł. Wejściówka VIP to 1.200 zł.

– W przypadku pojawienia się wolnych miejsc na obiekcie na przykład w wyniku rezygnacji z wcześniejszych rezerwacji lub po zakończeniu planowanych modernizacji, wydamy komunikat – poinformował już klub z Bukowej.

Piłkarze po ostatnim meczu rozpoczęli urlopy, które potrwają dwa i pół tygodnia.

– Potem czekają nas trzy dni testowe, dwa treningowe i dziewięciodniowe zgrupowanie w Ustroniu. Mieliśmy przygotowane dwa plany przygotowań: na Ekstraklasę i 1. Ligę, nie identyczne, ale zbliżone. Zresztą duża część naszych koncepcji szła dwutorowo – stwierdził trener Rafał Górak.

GKS Katowice po raz ostatni występował w PKOEkstraklasie w sezonie 2004/05.

SIATKÓWKA

siatka.org – Kolejne zmiany w GKS-ie Katowice

GKS Katowice na dobre rozpoczął odsłanianie kart przed kolejnym sezonem PlusLigi. Włodarze 13. zespołu ostatnich rozgrywek poinformowali o kolejnych odejściach z klubu. Ze względu na kończące się umowy barwy klubowe zmienią Lukas Vasina, Marcin Waliński, Wiktor Mielczarek i Jonas Kvalen.

Już wcześniej GKS Katowice informował o zakończeniu współpracy z rozgrywającym Davide Saittą, środkowym Sebastianem Adamczykiem, który zagra w Norwidzie Częstochowa oraz atakujący Jakubem Jaroszem, który przenosi się do Trefla Gdańsk. Teraz włodarze klubu poinformowali, że końca dobiegły kontrakty wszystkich przyjmujących – Lukasa Vasiny, Marcina Walińskiego, Wiktora Mielczarka oraz Jonasa Kvalena.

[…] Do żadnych zmian nie dojdzie w sztabie szkoleniowym katowiczan. Grzegorz Słaby przedłużył kontrakt do końca sezonu 2025/2026. W sztabie szkoleniowym drużyny na kolejny sezon pozostają jego dotychczasowi członkowie, czyli Emil Siewiorek (II trener), Maciej Barczyński (statystyk), Piotr Karlik (trener przygotowania motorycznego) oraz Tomasz Szpunar (fizjoterapeuta).

Dodatkowo w szeregach katowiczan wciąż występować będą Łukasz Usowicz, Damian Domagała oraz Bartosz Mariański. O kolejnych ruchach kadrowych klub ma informować w ciągu najbliższych tygodni. Celem włodarzy jest zbudowanie zespołu, który utrzyma się w ekstraklasie i poprawi rezultat z ostatniego sezonu.

katowickisport.pl – Hity na początek PlusLigi

Sezon 2024/2025 PlusLigi rozpocznie się w weekend 13-15 września, a rozgrywki potrwają maksymalnie do 13 maja. Aż 28 kolejek fazy zasadniczej odbywać się będzie w weekendy, w całym sezonie zaplanowano tylko dwa terminy w środku tygodnia.

[…] 1. kolejka PlusLigi 2024/2025:

Aluron CMC Warta Zawiercie – BOGDANKA LUK Lublin

Barkom Każany Lwów – Jastrzębski Węgiel

Asseco Resovia Rzeszów – PSG Stal Nysa

GKS Katowice – MKS Będzin

Projekt Warszawa – Grupa Azoty ZAKSA Kedzierzyn-Koźle

Exact Systems Hemarpol Częstochowa – Ślepsk Malow Suwałki

Indykpol AZS Olsztyn – PGE GiEK Skra Bełchatów

Cuprum Stilon Gorzów – Trefl Gdańsk

Faza play-off PlusLigi 2024/2025 rozpocznie się w ostatni weekend marca i potrwa do połowy maja, zagra w niej osiem najlepszych ekip po sezonie zasadniczym, trzy najniżej notowane ekipy po tym etapie opuszczą PlusLigę. W ćwierćfinale i półfinale play-off grać się będzie do dwóch wygranych spotkań, w finale do trzech.

HOKEJ

hokej.net – Trzech młodych graczy dołączyło do GieKSy. „Mają czas na naukę”

Szefostwo GKS-u Katowice poinformowało, że do zespołu wicemistrzów Polski dołączyło trzech młodych graczy. Znajdą się w kadrze na sezon 2024/2025 i mają walczyć o miejsce w składzie.

Na mocy porozumienia z Naprzodem Janów do GieKSy trafili trzej napastnicy Jonasz Hofman, Jakub Hofman i Maksymilian Dawid.

Jonasz Hofman w poprzednim sezonie rozegrał 18 meczów w MHL, w których zdobył 34 punkty za 17 bramek i 17 asyst. Na ławce kar spędził 24 minuty.

Jakub Hofman w 27 konfrontacjach strzelił 10 goli, a przy kolejnych 37 notował asysty. Sędziowie nałożyli na niego 16 minut karnych.

Z kolei licznik Maksymiliana Dawida zamknął się na 20 starciach, 15 golach i 11 asystach.

Swój kontrakt z GieKSą o kolejny rok przedłużył Błażej Chodor, który w minionym sezonie rozegrał 28 spotkań w TAURON Hokej Lidze i 17 na jej bezpośrednim zapleczu.

Dodajmy, że tych czterech młodych graczy w ostatnim sezonie występowałow młodzieżowej reprezentacji Polski do lat 20.

– Naszym celem jest dawanie szans młodym zawodnikom, którzy za jakiś czas będą zastępowali swoich starszych kolegów. Teraz mają oni czas na naukę, zbieranie doświadczenia oraz walkę o miejsce w składzie. Cieszy nas fakt, że współpraca pomiędzy dwoma hokejowymi klubami z Katowic układa się dobrze i zawodnicy mają swoją ścieżkę rozwoju – powiedział Roch Bogłowski, dyrektor hokejowej sekcji GKS-u Katowice.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plusy i minusy po Rakowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.

Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.

Plusy:

+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.

+ Jędrych i Klemenz 
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.

Minusy:

– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.

– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.

– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.

Podsumowanie:

GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.

To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.

Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.

GieKSiarz

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga