Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Wielosekcyjny przegląd mediów: GKS Katowice zatrzymuje mistrzynie Polski!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatnich pięciu dni, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Drużyna kobieca, rozegrała w ostatnich dniach dwa spotkania. Pierwsze z nich w ramach rozgrywek Pucharu Polski: niestety zespół przegrał 0:2 z Górnikiem Łęczna. W dziewiątej kolejce spotkań drużyna wygrała z Mistrzem Polski z poprzedniego sezonu TME SMS Łódź 3:0 (1:0). Dzięki tej wygranej zespół awansował na pierwsze miejsce w tabeli rozgrywek. Następne spotkanie drużyna rozegra ze Śląskiem Wrocław w piątek (czwartego listopada o 13:45), na wyjeździe. Piłkarze przegrali w sobotę spotkanie ligowe z Ruchem Chorzów 0:1 (0:0). Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Kolejne spotkanie ligowe męski zespół rozegra na Bukowej z Chojniczanką Chojnice. Mecz zostanie rozegrany w sobotę, o godzinie 20:00.

W ubiegłym tygodniu drużyna siatkarzy rozegrała jedno spotkanie wygrywając w Katowicach z Ślepsk Malow Suwałki 3:2. W tym tygodniu siatkarze zagrają na wyjeździe z Aluron CMC Wartą Zawiercie. Spotkanie rozpocznie się o godzinie 16:30, w czwartek.

Hokeiści rozegrali swoje spotkania w piątek i niedzielę: pokonując odpowiednio Zagłębie Sosnowiec 3:2 oraz Podhale Nowy Targ 4:1. Następne spotkanie drużyna zagra szesnastego listopada.

 

PIŁKA NOŻNA

infokatowice.pl – Miasto dokapitalizowało GieKSę. Kwotą 2,5 mln zł 

Miasto dokapitalizowało GieKSę. Kwotą 2,5 mln zł. Prezydent Katowic wydał  w tym zarządzenie o podwyższeniu kapitału zakładowego spółki GKS GieKSa Katowice.

Miasto Katowice za wniesiony wkład pieniężny obejmuje 2.500.000 (dwa miliony pięćset tysięcy) sztuk akcji zwykłych na okaziciela, serii AC o wartości nominalnej równej cenie emisyjnej 1,00 zł (jeden złoty) każda” – czytamy w zarządzeniu Marcina Krupy.  Zarządzenie weszło w życie z dniem podjęcia.

GieKSa to klub, który otrzymuje co roku najwięcej pieniędzy z miasta. To sytuacja, która utrzymuje się od lat.

„Sportowa marka Katowic to przede wszystkim GKS Katowice, który prezentuje szeroką ofertę zarówno dla dzieci, młodzieży, jak również dla zawodników zawodowych. To dyscypliny takie jak piłka nożna mężczyzn i kobiet, które osiągają doskonałe wyniki grając w Ekstraklasie, a także hokeiści, szachiści i siatkarze. Stąd najwyższa kwota dotacji – wyjaśnia na początku roku Sławomir Witek, naczelnik wydziału edukacji i sportu, gdy dzielono dotacje „na organizację uprawiania sportu 2022”.

Komisja konkursowa zaopiniowała wtedy złożone oferty i zaproponowała rozdysponowanie kwoty dla 18 klubów. Z 20 mln zł aż 17,5 mln dla GKS Katowice.

 

gksgornik.leczna.pl – Podwójny awans jest nasz!
Zarówno nasza pierwsza drużyna, jak i rezerwy, awansowały do 1/16 finału Pucharu Polski! „Jedynka” pokonała 2:0 rywala z Ekstraligi, GKS Katowice, a „dwójka” rozbiła II-ligową Unię Lublin 6:0.
[…] Od początku meczu to my staraliśmy się narzucić swoje warunki i uprzykrzyć rywalowi życie. Po niespełna pół godziny gry byliśmy niezwykle blisko trafienia na 1:0. Strzał z dystansu Julity Głąb końcówkami palców obroniła jednak Weronika Klimek. Ostatecznie, pomimo naszej dominacji, pierwsza część gry zakończyła się bezbramkowym remisem.
Na drugą połowę katowiczanki wyszły mocno zmotywowane. Wytrzymaliśmy jednak ich napór i to my zdobyliśmy bramkę, otwierającą wynik! W 64. minucie dośrodkowanie Klaudii Miłek z rzutu rożnego wykorzystała Oliwia Rapacka i było 1:0.
Od tego momentu mecz zrobił się bardzo ostry, a wśród zawodniczek, które „oberwały” była m.in. Klaudia Lefeld, która na szczęście jednak była w stanie kontynuować grę. W kolejnych minutach mieliśmy kolejne okazje do zdobycia bramki, ale momentami brakowało nam szczęście. Świetną interwencją w końcówce popisała się też Anna Palińska, a w 89. minucie wynik ustalił Anna Zając, która trafiła na 2:0!

 

kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice zatrzymuje mistrzynie Polski!
W meczu na szczycie 9. kolejki Ekstraligi piłkarki GKS-u Katowice, z pewnością podrażnione odpadnięciem z Pucharu Polski, podejmowały u siebie mające komplet punktów liderki z SMS-u Łódź.
Optycznie w pierwszej połowie lepiej wyglądały zawodniczki mistrza Polski. Częściej trzymały piłkę przy nodze i skrupulatnie konstruowały akcje, zwykle uruchamiając po prawej stronie Jedlińską. Jednak niewykorzystane szanse, głównie Kopińskiej, zemściły się w 23. minucie, gdy po krótkiej akcji indywidualnej gola zdobyła Klaudia Maciążka. To jeszcze bardziej podbudowało gospodynie, które śmielej zaczęły atakować bramkę Szperkowskiej. Świetną okazję na podwyższenie rezultatu zmarnowała Kozarzewska. Tak więc do przerwy, pierwszy raz w tym sezonie, SMS Łódź schodził do szatni z niekorzystnym wynikiem.
W drugiej połowie wydawać by się mogło, że Łodzianki rzucą się do ataków i “GieKSa” zmuszona będzie się stale bronić. Nic bardziej mylnego. Przyjezdne były bezradne wobec świetnie zorganizowanej defensywy rywalek. W 62. minucie z piłką na bramkę przyjezdnych ruszyła Kozarzewska i silnym strzałem pod poprzeczkę nie dała szans Szperkowskiej. 2:0 stawiało mistrzynie w fatalnym położeniu. Dalsze ataki w wykonaniu SMS-u nie przynosiły skutków. W 82. minucie ekipa z Katowic ruszyła prawą flanką i po centrze w pole karne piłkę do własnej siatki skierowała Yurina Enjo, czym ustaliła wynik meczu na 3:0. Niespodzianka stała się faktem i to potknięcie sprawiło, że gościnie ustępują dzisiejszym przeciwniczkom miejsca na fotelu liderek Ekstraligi.

 

dziennikzachodni.pl – Rafał Musioł: Jak Sosnowiec i Katowice piłkę pompują…
[…] Coroczne raporty Deloitte powinny stanowić lekturę obowiązkową nie tylko dla kibiców, ale i dla mieszkańców miast utrzymujących piłkarskie kluby. To w nich znajdują się bowiem kwoty składające się na rzeczywisty obraz obciążeń, jakie ponoszą gminy chlubiące się posiadaniem zespołów na szczeblach centralnych. Spójrzmy na przykład na dane z opracowania dotyczącego Fortuna I Ligi w sezonie 2021/22…
Tradycyjnie już finansowe zastrzyki pozwalające klubom przetrwać, wykonano w formie „podwyższenia kapitału własnego”. Czy wiecie kto znalazł się na szczycie zestawienia tych hojnych zazwyczaj dotacji? Zagłębie Sosnowiec. Klub ze Stadionu Ludowego otrzymał 13,5 mln zł, pozostawiając ligową konkurencję daleko za plecami. Drugie miejsce zajął ŁKS Łódź – 10,5 mln, a trzecie GKS Katowice – 9 mln zł. Aż pięć klubów nie dostało ani złotówki: Widzew Łódź, Arka Gdynia, GKS Jastrzębie, Miedź Legnica i Skra Częstochowa. Daje do myślenia?
Nad przypadkami Zagłębia i GKS-u warto pochylić się nieco bardziej. W kontekście katowickiego klubu mamy bowiem do czynienia ze specyficznym modelem wielosekcyjnym, w dodatku po uwzględnieniu podwyższenia kapitału właśnie na Bukowej osiągnięto najniższy na całym zapleczu PKO Ekstraklasy wskaźnik przychodów do wydatków na wynagrodzenia na poziomie 33 procent. W Sosnowcu tymczasem było to – pomimo przelania kwoty o 50 procent większej – 43 procent środków… Warto też w tle takich wyliczeń spojrzeć na średnią frekwencję meczową, bo wszak – podobno – cała ta zabawa ma być również rozrywką dla mieszkańców. W Katowicach pojawiało się na trybunach przeciętnie 2.207 osób , a w Sosnowcu, gdzie Zagłębie do końca biło się o utrzymanie, 1.261 (chociaż trudno w to uwierzyć aż pięć klubów i tak miało jeszcze niższą średnią!).
Największy test sensowności pompowania publicznych pieniędzy dopiero jednak nadejdzie.W Sosnowcu i Katowicach trwają wszak budowy stadionów. I właśnie frekwencja na nich – co najmniej w skali średnioterminowej, a nie tej wynikającej z efektu nowości i związanej z nim ciekawości – będzie kluczowa. Podobnie jak upublicznienie kosztów związanych z ich utrzymywaniem. Bo w to, że oba zamienią się w studnie bez dna, tak jak ma to miejsce w pozostałych śląskich (i nie tylko) miastach, nikt zapewne nie wątpi. Tymczasem te właśnie pieniądze trzeba będzie w kolejnych raportach dodawać do nieustannego podwyższania kapitału, stanowiącego rozwiązanie eleganckie, ale w dużej mierze fikcyjne, bo akcje pierwszoligowców mają wartość zbliżoną do ceny papieru potrzebnego na ich wydruk. Jedynym pocieszeniem dla księgowych jest fakt, że ten akurat, podobnie jak wszystko wokół, drożeje w oczach…

 

SIATKÓWKA

sportowefakty.wp.pl – Gra GKS to musi być tie-break. Emocje w Katowicach
Siatkarze GKS-u Katowice i Ślepska Malow Suwałki zaserwowali pełne zwrotów akcji starcie. Gospodarze uciekli spod topora i to zawodnicy ze Śląska okazali się lepsi po tie-breaku.
Szóstą kolejkę PlusLigi otworzyło ciekawie zapowiadające starcie dwóch drużyn środka tabeli. GKS Katowice podejmował Ślepsk Malow Suwałki. Obie drużyny miały na swoim koncie po trzy zwycięstwa, ale ekipa ze Śląska miała na swoim koncie jedno spotkanie więcej.
I to goście lepiej weszli w spotkanie, dzięki dobrej współpracy blok-obrona oraz kontrom Pawła Halaby. Katowiczanie popełniali sporo błędów w ataku i przegrywali już 1:6. Suwałczanie przycisnęli zagrywką i powiększyli przewagę do siedmiu punktów. Zespół z Katowic rzucił się do odrabiania strat dzięki zagrywkom Sebastiana Adamczyka (10:13). Za sprawą ataków z lewego skrzydła złapali kontakt, ale suwałczanie nie dali sobie wydrzeć seta. Zakończył go atakiem Halaba.
Początek drugiej partii należał do gospodarzy. Za sprawą ataku Tomasa Rousseaux wygrywali już 7:4. Katowiczanie skutecznie prezentowali się w polu serwisowym, do tego ich rywale popełniali błędy, co pozwoliło GKS-owi powiększyć zaliczkę do czterech punktów. Suwałczan dopadła bezradność w ofensywie, którą bezlitośnie wykorzystali gospodarze, zdobywając siedem punktów z rzędu. W konsekwencji wygrali aż 25:16.
Początek trzeciego seta miał bardzo wyrównany przebieg, ale z czasem słabsza skuteczność w ataku GKS-u dała o sobie znać i przegrywali dwoma punktami. Suwałczanie dołożyli do swojej gry skuteczny blok i wygrywali już 13:9. Gospodarze odpowiedzieli tym samym i zbliżyli się na dwa punkty, ale na nic więcej nie było ich stać. W końcówce podopieczni Kwapisiewicza panowali nad sytuacją. Partię zakończył atak Bartosza Filipiaka (20:25).
W czwartego seta lepiej wyszli katowiczanie, dzięki atakowi Jakuba Jarosza oraz kiwce Giorgija Seganowa wygrywali trzema punktami. Suwałczanie jednak szybko wyrównali po ataku Mirana Kujundzicia. Po błędach rywali prowadzili już dwoma punktami. Końcówka należała już do GKS-u za sprawą kapitalnej gry Jakuba Szymańskiego oraz bloku. O wszystkim zadecydował tie-break.
Znakomity początek seta w bloku oraz w polu serwisowym dał GKS-owi trzypunktową przewagę na otwarcie rozstrzygającej partii (4:1). Powiększyli ją do czterech punktów po ataku Jakuba Szymańskiego. Dzięki czapie przyjezdni zbliżyli się na dwa „oczka” ale na nic więcej nie było ich stać. Ekipa Grzegorza Słabego utrzymała przewagę do końca, a zwycięstwo przypieczętował atakiem Marcin Kania.
MVP: Jakub Jarosz
GKS Katowice – Ślepsk Malow Suwałki 3:2 (23:25, 25:16, 20:25, 25:21, 15:11)

 

HOKEJ

sportdziennik.com – Emocje w derbach regionu!
Od lat 70-tych poprzedniego 100-lecia derby regionu pomiędzy GKS-em Katowice i Zagłębiem Sosnowiec były niesłychane emocjonujące.

I tak też było w piątkowy wieczór w katowickiej „Satelicie”. Goście po 1. tercji prowadzili 2:0 po golach Damiana Piotrowicza i Jarosława Rzesutki. Zapachniało sensacją, ale przed zespołami było jeszcze sporo czasu. W kolejnej odsłonie obrońcy tytułu mistrzowskiego stanęli na wysokości zadania i w niespełna 3 min doprowadzili do remisu po trafieniach Hamusa Olssona oraz Patryka Wajdy. Decydującego gola, jak się później okazało, uzyskał Patryk Krężołek pod koniec 2. części. Wówczas nie przypuszczaliśmy, że wynik tego intersującego meczu już się nie zmieni. Jedni i drudzy w ostatniej tercji mieli kilka okazji do zmiany rezultatu. Jednak gospodarze zdołali utrzymać korzystny wynik. Chwała pokonanym, bowiem goście zaprezentowali się z dobrej strony i, w naszej ocenie, zasłużyli na punkt. O wszystkim po raz kolejny zadecydowała dojrzałość hokeistów GKS-u.

 

hokej.net – Magee i Fraszko z dubletem. „Szarotki” bez punktów po dobrej grze!
Hokeiści Tauron Podhala Nowy Targ postawili trudne warunki mistrzowi Polski. Jednak dwa gole w osłabieniu Bartosza Fraszki i dublet Brandona Magee przesądził o wygranej GKS-u Katowice, którzy zakończyli drugą rundę na pozycji lidera.
Podhale Nowy Targ do Katowic na starcie z miejscową GieKSą przyjechało w trzech pełnych formacjach. Od początku spotkania stroną dominującą byli gospodarze, ale ich zapędy kilkukrotnie hamował Paweł Bizub, który bronił bardzo ofiarnie i skutecznie. Na pierwszy konkret musieliśmy czekać do 14. minuty. „Szarotki” rozgrywały swoją przewagę w tercji katowiczan, ale błąd Fabiana Kapicy sprawił, że do krążka dopadł Bartosz Fraszko i w osłabieniu dał prowadzenie swojemu zespołowi. Goście stwarzali groźne sytuacje pod bramką Maciej Miarki, jednak dopiero w 19. minucie udało im się doprowadzić do wyrównania. Tamas Jelinek wrzucił gumę z niebieskiej linii, a ta wylądowała pod poprzeczką i na pierwszą przerwę obie ekipy zjeżdżały z dorobkiem jednego trafienia.
Mistrzowie Polski w drugiej odsłonie mieli nie lada wyzwanie, ponieważ „Szarotki” spisywały się bardzo dobrze i nie było widać tak dużej różnicy miejsc w tabeli. Najwięcej emocji mieliśmy pod koniec drugich dwudziestu minut. Najpierw Shigieki Hitosato ostęplował słupek, a później nowotarżanie musieli bronić się w podwójnym osłabieniu po karach dla Patryka Wsóła i Eetu Moksunena. GieKSa nie znalazła sposobu na osłabionego rywala, ale trzecią tercję zaczęław przewadze po karze dla Jelinka, która miała miejsce równo z syreną.
Brandon Magee zachował się najprzytomniej w zamieszaniu pod bramką Bizuba i wbił krążek do siatki, wyprowadzając po raz drugi mistrzów Polski na prowadzenie. Dla napastnika GieKSy było to za mało i w 50. minucie strzałem z nadgarstka zapracował na dublet. W 53. minucie Fraszko ponownie trafił do bramki strzeżonej przez Bizuba i ponownie uczynił to w osłabieniu. Więcej bramek w tym starciu nie oglądaliśmy i po naprawdę solidnym meczu Podhale Nowy Targ przegrało z GKS-em Katowice.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga