Piłka nożna Prasówka
Media o meczu Widzew-GieKSa 1:1 – „GieKSa” nie przestraszyła się Widzewa. Remis ze wskazaniem na gości
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat meczu Widzew Łódź – GKS Katowice 1:1 (1:1).
sportowefakty.wp.pl – II liga. Widzew Łódź – GKS Katowice: dużo nerwów, walki, strzałów i… podział punktów w hicie
Emocji nie zabrakło. Zwycięzcy – i owszem. Widzew Łódź zremisował u siebie 1:1 z GKS-em Katowice w hicie 14. kolejki II ligi.
[…] Jeszcze kilka lat temu takie spotkanie spokojnie mogłoby odbyć się na poziomie Ekstraklasy. Na razie jednak zarówno w Łodzi, jak i Katowicach myślą o tym, by jak najszybciej powrócić na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej. Trzeba przyznać, że oba kluby mają ku temu argumenty, bo przed tą kolejką Widzew zajmował drugie, a GKS trzecie miejsce w tabeli II ligi.
Na to spotkanie obie ekipy bardzo poważnie się nastawiały, bo w ostatnich kolejkach regularnie wygrywały swoje mecze. Jedni i drudzy w siedmiu poprzednich ligowych starciach odnosili po sześć zwycięstw. Goście, choć nie mogli liczyć na doping swoich kibiców ze względu na zakaz nałożony przez Komisję Dyscyplinarną PZPN po meczu z Elaną Toruń, zapowiadali, że chcą w Łodzi wywalczyć nie tyle punkt, co ich komplet.
[…] Od pierwszych minut gospodarze rzucili się na rywali wysokim pressingiem i to przyniosło efekt w postaci prowadzenia, choć sam gol dla czerwono-biało-czerwonych w ósmej minucie padł po stałym fragmencie gry. Piłka zagrana w pole karne z rzutu wolnego została wybita, ale akcję asekurował Sebastian Zieleniecki, który zagrał głową do Bartłomieja Poczobuta, a ten strzałem sprzed pola karnego pokonał Bartosza Mrozka.
Pierwszy oddech katowiczanie złapali dopiero po upływie pierwszego kwadransa, ale nadal daleko było im do łódzkiego pola karnego. A miejscowi cały czas naciskali. Uderzenie Konrada Gutowskiego z dystansu wielkiego zagrożenia nie przyniosło, ale główka Daniela Tanżyny z 20. minuty już tak. Głową piłkę z linii bramkowej wybił Arkadiusz Woźniak.
Mało kto się spodziewał, że najgroźniejszą okazję dla GKS-u w pierwszej połowie stworzą… gospodarze. Daleką piłkę zagrał Adrian Błąd, odpuścił ją Tanżyna, a Zieleniecki we własnym polu karnym podał głową do Dawida Rogalskiego, który przelobował Wojciecha Pawłowskiego i uciszył ponad 17-tysięczny tłum przy Piłsudskiego 138.
W drugiej części gry obraz gry uległ zmianie o 180 stopni. Od samego początku to piłkarze gości trzymali się z piłką na połowie przeciwników i naciskali na bramkę Wojciecha Pawłowskiego. Akcje widzewiaków musiały być krótkie i przede wszystkim wynikać z celnych podań, a tych ostatnich bardzo brakowało. Z czasem zaczęło się na boisku robić coraz bardziej nerwowo, bo obie ekipy bardzo chciały strzelić zwycięską bramkę i uciekały się do fauli. Ale to nie tak, że Widzew nie miał swoich momentów. Piłkę meczową w 88. minucie wykorzystać mogli Christopher Mandiangu i Przemysław Kita. Ten drugi przeciął strzał niemieckiego pomocnika pochodzącego z Zairu, choć piłka zmierzała w światło katowickiej bramki. Z kolei GKS nękał oponentów atakami głównie z prawej strony, gdzie cały czas aktywny był Kacper Michalski. Więcej goli jednak nie padło.
To było naprawdę niezłe spotkanie, w którym można było obejrzeć około trzydziestu strzałów. Zwycięzcy jednak nie poznaliśmy.
sportdziennik.com – Widzew – GKS Katowice 1:1. Hit na remis
Solidny występ GieKSy w „Sercu Łodzi”. Choć szybko musiała odrabiać straty, nie pozwoliła swoim kibicom zwątpić, że może zostać drużyną nr 4, która wygrała z Widzewem na jego nowym stadionie.
[…] Obawiano się piłkarskich szachów – sam Marcin Kaczmarek, trener łodzian, zapowiadał, że spodziewa się „bardzo taktycznego meczu” – zatem nic lepszego dla widowiska niż szybkie rozwiązanie worka z bramkami stać się nie mogło. Widzew objął prowadzenie w 8. minucie. Futbolowy los znowu zachichotał, bo do katowickiej siatki trafił Bartłomiej Poczobut – ten sam, który w GieKSie spędził poprzednie 1,5 sezonu, a w lipcu jego kontrakt – jak trzech innych zawodników – został rozwiązany po wydarzeniach z „rybnickiego wieczoru”, kończącego zgrupowanie w Rybniku. Doskonale odnalazł się w Widzewie, którego jest podstawowym zawodnikiem. Tej soboty zapisał na swoim koncie premierowe trafienie. Łukasz Kosakiewicz dośrodkował z rzutu wolnego, Poczobut doskoczył do odbitej przed pole karne piłki i płaskim strzałem, bez namysłu, zaskoczył Bartosza Mrozka. Katowicki licznik minut bez straconej bramki zatrzymał się na liczbie 404.
Gospodarze ruszyli na GieKSę, nie pozwalali jej swobodnie rozgrywać piłki, ale zagrożenie stwarzali głównie po stałych fragmentach. W 20. minucie katowickiego golkipera wyręczył… Arkadiusz Woźniak, który ekwilibrystycznie zatrzymał piłkę na linii po „główce” Daniela Tanżyny, wieńczącej centrę Kosakiewicza – tym razem z kornera.
Katowiczanie z minuty na minutę poczynali sobie pewniej, a impet łodzian ustawał. Wyrównanie padło po niespełna dwóch kwadransach. To był prezent, z którego też pewną sztuką było skorzystać. Jeden ze stoperów, Sebastian Zieleniecki, zbyt krótko zagrał do Wojciecha Pawłowskiego, w czym połapał się Dawid Rogalski i sprytnym lobem posłał piłkę do siatki. W pierwszej połowie goście mieli jeszcze dwie niezłe szanse, ale strzały Grzegorza Rogali i Kacpra Michalskiego nie miały prawa zaskoczyć Pawłowskiego. Na przerwę GieKSa musiała jednak udawać się z jasnym przekonaniem: – W „Sercu Łodzi” można wygrać!
Początkowe fragmenty drugiej połowy to coś zgoła odmiennego niż pierwsze minuty meczu. Widzew nie pressował już tak agresywnie czyhał na kontry, pozwalając grać podopiecznym Rafała Góraka, którzy mieli optyczną przewagę i cierpliwie budowali ataki pozycyjne. Szukali szansy, by zadać cios, pozwalający na wejście do panteonu – mocne słowo! – drużyn, które pokonały Widzew na jego nowym stadionie. Wcześniej udało się to tylko trzem drużynom: Finishparkietowi Drwęcy Nowe Miasto Lubawskie, ŁKS-owi Łomża oraz Olimpii Grudziądz. Klarowna okazja jednak nie nadchodziła. Z dystansu niewiele nad poprzeczką uderzył Kacper Michalski, po przeciwnej stronie boiska nieznacznie dwa razy mylił się Łukasz Kosakiewicz.
W ostatnim kwadransie łodzianie podkręcili tempo. Bartosz Mrozek popisał się piękną paradą po technicznej próbie wprowadzonego z ławki Christophera Mandiangu. Na murawie i trybunach zaiskrzyło, gdy Łukasz Wroński bezpardonowo przerwał też kontrę wyprowadzoną przez żwawego Kongijczyka, który w 88. minucie mógł zaliczyć asystę. Świetnie obsłużył Przemysława Kitę, ale ten z bliska spudłował, uderzając głową. To była piłka meczowa. Zawodnik urodzony 19 października mógł strzelić gola 19 października, w meczu rozpoczętym o 19.10… To by była historia.
Niezależnie od rezultatu ani trochę kontrowersyjną tezą nie jest ta głosząca, że sportowa odbudowa GKS-u zmierza we właściwą stronę. Jeśli nie zejdzie z tej ścieżki, pobyt na trzecim poziomie wcale nie musi trwać dłużej niż sezon. Kolejna wizyta w „Sercu Łodzi” już w pierwszej lidze? Tego życzyliby sobie jedni i drudzy. Zyskałaby też oczywiście sama marka zaplecza ekstraklasy. Na razie jednak – drugoligowa rzeczywistość. Za tydzień na Bukową zawita Pogoń Siedlce. Kolejny etap udowadniania, że warto polubić tę drużynę…
sportslaski.pl – Remis ze wskazaniem. „GieKSa” nie przestraszyła się Widzewa
Przez prawie pół godziny piłkarze GKS-u Katowice dawali się spychać do obrony ekipie łódzkiego Widzewa. Kiedy jednak wykorzystali prosty błąd defensorów gospodarzy wyraźnie uwierzyli w swoje możliwości i długimi fragmentami to oni dyktowali warunki przy Piłsudskiego.
[…] Podopieczni Rafała Góraka wyraźnie uwierzyli w swoje możliwości i pomału zaczęli przejmować kontrolę nad widowiskiem. W 35. minucie po składnej akcji i podaniu od Błąda prosto w ręce Pawłowskiego trafił Grzegorz Rogala. Już w doliczonym czasie Rogalski fantastycznym zagraniem na środku boiska uruchomił pędzącego Kacpra Michalskiego. Bocznego obrońcę katowiczan uparcie gonił jednak Gutowski i robił to na tyle skutecznie, że choć zawodnik GKS-u miał przed sobą już tylko Pawłowskiego, nie był w stanie oddać strzału którym mógłby pokonać bramkarza gospodarzy.
Po zmianie stron drużyna trenera Rafała Góraka długo niemal nie wypuszczała z własnej połowy faworyzowanych widzewiaków. Kolejne ataki nie przynosiły jednak wymiernych efektów, choć w 52. minucie zagotowało się w polu karnym łodzian. Wydawało się, że będzie rzut karny po faulu na Szymonie Kiebzaku, arbiter – ku wściekłości przyjezdnych – odgwizdał jednak wcześniejsze przewinienie dając „GieKSie” tylko rzut wolny, z którego nie udało się stworzyć zagrożenia dla bramki Pawłowskiego.
W 58. minucie w końcu do przodu ruszył Widzew. Ładna akcja Przemysława Kity i Kosakiewicza zakończyła się minimalnie niecelnym uderzeniem tego drugiego. W odpowiedzi potężnie z dystansu uderzył Kiebzak, ale futbolówka po palcach golkipera łodzian pofrunęła nad poprzeczką. Trzy minuty później znowu strzelał Kosakiewicz, ale raz jeszcze w światło bramki nie trafił. podobnie jak Gutowski, który sił z dystansu próbował w 68. minucie. Katowiczanie mimo upływu czasu wciąż imponowali skutecznym odbiorem piłki w środku boiska, skutecznym rozbijaniem ataków Widzewa i szybkim przenoszeniem gry na połowę rywala. W 80. minucie groźnie strzelał rezerwowy Łukasz Wroński, ale piłka minęła słupek bramki Pawłowskiego. Po drugiej stronie boiska Bartosza Mrozka do interwencji zmusił Christopher Mandiangu.
[…] Hit II-ligowej jesieni nie rozczarował. „GieKSa” wypadła przy Piłsudskiego naprawdę dobrze, i choć seria pięciu wygranych meczów ekipy Rafała Góraka została przerwana, katowiczanie mogą wracać do domów z podniesionymi głowami.
expressilustrowany.pl – Widzew GKS 1:1. Remis ze wskazaniem na gości
[…] Remis ze wskazaniem na GKS Katowice. To był przede wszystkim mecz walki. Pokazał, że Widzew czeka jeszcze praca nad zbudowaniem drużyny, która wywalczy pewny awans do I ligi.
Widzew – GKS 1:1. Druga połowa łodzian, to nie było to
[…] Znamienne zdanie Łukasza Kosakiewicza po spotkaniu z GKS: Najważniejsze, że tego meczu nie przegraliśmy.
widzewtomy.pl – Widzew Łódź – GKS Katowice 1:1 (1:1)
[…] Niedosyt przy Piłsudskiego, ponieważ w hicie 14. kolejki II ligi Widzew tylko podzielił się punktami z GKS Katowice. Choć łodzianie prowadzenie uzyskali już w 7. minucie, nie zdołali go utrzymać. Trzeba jedna przyznać, że przeciwnik zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko!
[…] Widzewiacy zaczęli spotkanie bardzo wysoko ustawieni, chcąc od razu narzucić swoje warunki. Trzeba przyznać, że rywale nie potrafili właściwie zareagować na taki obrót spraw. Agresywny pressing przełożył się na okazję do objęcia prowadzenia i od razu została ona wykorzystana, i to przez Bartłomieja Poczobuta!
[…] Od mniej więcej 25. minuty gra zaczęła się wyrównywać, katowiczanie zaczęli częściej operować piłką na połowie gospodarzy.
[…] W drugą część spotkania, dla odmiany, lepiej weszli goście z Górnego Śląska. Utrzymywali się przy piłce, atakiem pozycyjnym próbując tworzyć bramkowe sytuacje. W 52. minucie domagali się podyktowania rzutu karnego, ale skończyło się na wolnym tuż przy narożniku „szesnastki”. Z ulgą można było odetchnąć także po strzale Szymona Kiebziaka, który posłał futbolówkę na wysokości trzeciego piętra. Niepokojące było jednak to, że Widzew nie potrafił wyjść z hokejowego zamka, założonego przez przeciwnika.
[…] Dopiero na kwadrans przed końcowym gwizdkiem czerwono-biało-czerwoni zdołali postraszyć gości.
widzewiak.pl – Widzew Łódź – GKS Katowice 1:1 (1:1)
[…] Po wyrównaniu mecz zdecydowanie się wyrównał, a każda ze stron szukała okazji na zdobycie prowadzenia.
[…] W kolejnych minutach kolejne groźne sytuacje, spychając Widzew do głębokiej defensywy. Z tego powodu trener Kaczmarek zdecydował się na zmain, a na murawie zameldował się kolejno Kordas, Radwański, Mandiangu i Ameyaw. Nie dało to piorunującego efektu, ale trzeba przyznać, że gra się wyrównała. Szansę na asystę w pierwszym kontakcie z piłką miał ostatni ze zmienników, podając na lewej stronie do Christopera Mandiangu. Skrzydłowy celował w okienko, ale na posterunku stanął Mrozek.
[…] Mecz na szczycie zakończył się remisem 1:1. Kibice opuszczali stadion raczej z poczuciem niedosytu, a punktem zwrotnym spotkania był błąd Sebastiana Zielenieckiego. Po stracie bramki widzewiacy nie odzyskali już przewagi w takim stopniu jak miało to miejsce na początku meczu. Mimo wszystko punk zdobyty z katowiczanami należy szanować, bo rywale również mieli swoje okazje.
widzew.com – Wypowiedzi piłkarzy po meczu Widzew Łódź – GKS Katowice
Przemysław Kita:
[…] Musimy szanować ten punkt, gdyż graliśmy z bardzo trudnym przeciwnikiem. Nieprzypadkowo GKS Katowice jest tak wysoko w tabeli. Momentami grało nam się ciężko, ale mieliśmy również swoje sytuacje.
Bartłomiej Poczobut:
Dobrze weszliśmy w to spotkanie. Na początku mieliśmy przewagę, ale w dalszej fazie meczu GKS zmienił sposób gry i wyglądał dużo lepiej. Strzelona bramka na pewno cieszy, ale nie możemy być zadowoleni z wywalczenia jednego punktu. Szkoda łatwo straconego gola.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze