Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które obejmują dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.
Ekstraliga kobiet wznowiła rozgrywki po przerwie na mecze reprezentacyjne. Nasza drużyna, w siódmej kolejce spotkań wygrała z Hydrotruck Sportową Czwórką Radom 4:1, prowadząc do przerwy 3:0. Kolejne spotkanie zespół rozegra 22 października o godz. 12:00, na wyjeździe z Pogonią Tczew. Piłkarze w ramach czternastej kolejki spotkań zremisowali w Niepołomicach z Puszczą 1:1. Prasówkę po tym meczu znajdziecie TUTAJ. Kolejne spotkanie męski zespół rozegra w ramach 1/16 Pucharu Polski z Górnikiem Zabrze. Mecz zostanie rozegrany w najbliższy czwartek, na Bukowej, o godzinie 20:30. Trener Rafał Górak prowadził podczas meczu z Chrobrym drużynę GieKSy po raz dwusetny.
Drużyna siatkarzy w czwartej kolejce rozgrywek PlusLigi wygrała z ukraińską drużyną VC Barkom Każany Lwów 3:2. W nadchodzącym tygodniu zespół rozegra dwa spotkania: pierwsze z nich u siebie z Cerrad ENEA Czarnymi Radom, w środę o godzinie 17:30. Drugie spotkanie siatkarze zagrają w sobotę na wyjeździe, 22 października (sobota), z LUK Lublin, o godzinie 20:30.
W środę hokeiści zakończyli meczem wyjazdowym rozgrywki w CHL. Niestety zespół przegrał z Fehérvár AV19 0:1. W Polskiej Hokej Lidze drużyna zdążyła rozegrać jeszcze dwa spotkania: jedno w piątek, wygrane z JKH GKS Jastrzębie 3:2 oraz w niedzielę z GKS-em Tychy, przegrane 1:2. W rozpoczętym tygodniu hokeiści rozegrają trzy spotkania, dwa z Cracovią: w środę w ramach Superpucharu, w piątek w ramach PHL oraz w niedzielę z KH Energą Toruń. Mecze zostaną rozegrane w Katowicach odpowiednio o godzinach 20:00, 18:30 i 17:00.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – GieKSa inkasuje 3. punkty po jednostronnym widowisku
GKS Katowice dziś wręcz wygrać musiał. Druga ofensywa ligi podejmowała beniaminka, który nie strzeliła nawet gola w tej kampanii ligowej. Dobry mecz, pięć goli i efektowna wygrana katowiczanek, to wszystko dziś zobaczyli zgromadzeni na Bukowej kibice.
Mecz ostro zaczęły piłkarki GieKSy. Już w 2. minucie mogło być 1-0, ale w ostrzale bramki górą była Oliwia Macała. To, co nie udało się na początku, przyszło na przestrzeni kilku minut w 23. oraz 26. minucie.
Najpierw Katerina Vojtkova wykorzystała idealne prostopadłe podanie Kasandry Rybaczuk i silnym strzałem pod poprzeczkę umieściła piłkę w bramce. Chwilę później gola dołożyła Amelia Bińkowska i piłkarki ze stolicy województwa Śląskiego prowadziły już 2-0.
Jeszcze przed przerwą ponownie Bińkowska umieściła piłkę w siatce. Młoda piłkarka GKS-u Katowice popędziła prawą stroną, wpadając w pole karne, oddała strzał w długi róg i bezradnie interweniująca Macała, chwilę później musiał piłę ponownie wyciągnąć z siatki.
Po przerwie odważniej na bramkę zaczęły atakować podopieczne Wojciecha Pawłowskiego. Dużo dało pojawienie się na placu gry Federici Dall’ary, która sprytnie zachowała się w polu karnym, odegrała do Oliwii Malesy, a ta z najbliższej odległości pokonała Kingę Seweryn. Była to premierowa bramka w dla HydroTruck Radom w sezonie 2022/2023.
W końcówce spotkania ponownie dobre zagranie po stronie byłej piłkarki Banika Ostrawa. Vojtkova idealnie na piąty metr zagrywa do Nikoli Brzęczek, ta bez zastanowienia “szczupakiem” ładuje piłkę obok Macały. Czwarta bramka GKS-u Katowice była ostatnią tego popołudnia na Bukowej.
Choć przed meczem w ciemno można było taki wynik postawić, to przyjezdne tanio skóry nie sprzedały. GKS Katowice pozostaje na pozyci REWELACYJNEJ do walki o najwyższe cele w tym sezonie, z mistrzostwem włącznie.
cozadzien.pl – Jest gol, ale wciąż brakuje punktów. Piłkarki HydroTrucku Radom przegrały w Katowicach
[…] Przed meczem faworytkami były katowiczanki, które w sześciu spotkaniach zgromadziły aż 15 punktów. Ponadto atak GKS-u ustępował w lidze jedynie mistrzowi Polski – SMS-owi Łódź. Za to dość nieoczekiwanie na ławce dla zawodniczek rezerwowych mecz rozpoczęła Federica Dall’ara. Pierwsza połowa pokazała, że beniaminkowi będzie niezwykle ciężko nawiązać rywalizację z rywalkami. Już w 23 minucie futbolówkę z siatki wyciągnęła Oliwia Macała, a pokonała ją Katerina Vojtkova. Nie upłynęło 180 sekund, a GKS-ianki wygrywały 2:0. Tym razem na listę strzelczyń wpisała się Amelia Bińkowska. Ta sama zawodniczka w 35 minucie ustaliła wynik 1. połowy.
W 60 minucie gry trener Wojciech Pawłowski postawił wszystko na jedną kartę i dokonał aż trzech zmian. Zaledwie trzy minuty później aktualna mistrzyni Polski juniorek – Oliwia Malesa dokonała historycznej sztuki w trwającym sezonie, bo zdobyła premierowego gola dla radomianek! Młoda pomocniczka wykorzystała podanie od wprowadzonej kilka chwil wcześniej Dall’ary. Ostatnie słowo należało jednak do katowiczanek, bo w 87 minucie wynik gry ustaliła Nikola Brzęczek.
sportdziennik.com – Dwieście meczów Góraka
Szkoleniowiec GieKSy przy okazji ostatniego spotkania z Chrobrym Głogów miał swój jubileusz. W kronikach coraz bliżej mu do Piotra Piekarczyka.
Jaki piękny jubileusz! W sobotę Rafał Górak poprowadził GKS Katowice w meczu o stawkę już po raz dwusetny! Uczcił ten fakt zwycięstwem z Chrobrym Głogów – swoim 85. w roli szkoleniowca GieKSy, 80. ligowym (190 spotkań zaliczył w lidze, 10 – w Pucharze Polski) i 59. podczas drugiej kadencji przy Bukowej. Ta pierwsza przypadała na lata 2011-13, ta obecna trwa od połowy 2019 roku. 49-latek z Bytomia goni Piotra Piekarczyka, który na trenerskiej ławce katowickiej drużyny zasiadał 225-krotnie i pod tym względem do dziś nie ma sobie równych.
– 200. mecz Rafała Góraka… Jak duże to wydarzenie? Wystarczy popatrzeć, co działo się, nim trafił do GieKSy po raz drugi, na okres od jego zwolnienia do ponownego zatrudnienia. To był jakiś szał, trenerów zwalniano jak w wariatkowie, tylko Jerzy Brzęczek wytrwał prawie dwa lata. Jasne, że trener Górak nie ma takich osiągnięć, jak legendarni Władysław Żmuda czy Alojzy Łysko, ale już pracuje od nich dłużej – mówi Tomasz Pikul, autor wielotomowej monografii sekcji piłkarskiej GKS-u.
Podczas swojej drugiej kadencji w klasyfikacji trenerów z największą liczbą meczów w GieKSie Rafał Górak wyprzedził nie tylko Żmudę (115) czy Łyskę (143), ale też Jerzego Nikiela (126). Z tym ostatnim, patrząc przez pryzmat statystyk, rywalizuje też na innych polach. W 58-letniej historii klubu Nikiel był dotąd tym, który pracował najdłużej nieprzerwanie – od 1964 do 1967 roku, a więc niecałe 3 lata. Górak już przebił go, bo obecny sezon jest czwartym z rzędu, w którym odpowiada za wyniki zespołu z Bukowej. Z drugiej strony, gdyby cofnąć się do czasów „przedGKS-owych”, wełnowieckiego Rapidu, to Jerzy Nikiel do dziś pozostaje jedynym szkoleniowcem, który wywalczył z GieKSą i jej poprzednikami więcej niż jeden awans, pokonując drogę ze „starej” trzeciej do pierwszej ligi. Rafał Górak też ma już w CV jedną promocję – tę ubiegłoroczną, z drugiej ligi na zaplecze ekstraklasy. Wyrównanie osiągnięcia Nikiela z lat 60. – to dopiero byłoby coś.
Już pierwsza kadencja Rafała Góraka (trafił do klubu w miejsce Wojciecha Stawowego) jak na realia GieKSy była bardzo długa, a skończyła się… nawet bardziej niż po GieKSiarsku. Pierwszy sezon w pierwszej lidze ukończył na 13. miejscu, drugi – na 10. Trzeci zaczął od zdobycia 4 punktów w 4 meczach i przebrnięciu dwóch przeszkód w Pucharze Polski, w tym ekstraklasowego wówczas Podbeskidzia Bielsko-Biała. Ale po porażce 0:5 w Bełchatowie prezes Wojciech Cygan nie wytrzymał.
– Dziwny to był czas. Pierwszy sezon trenera Góraka rozgrywany był jeszcze za rządów Ireneusza Króla. Od jesieni 2012 trwała walka, by klub przejęło miasto. Gdy sytuacja w miarę ustabilizowała się, to po czterech kolejkach szkoleniowiec został zwolniony. Poczuł to katowickie wariactwo na własnej skórze. Był wtedy już co prawda w klubie dwa lata, ale zmiana trenera w czwartej kolejce… To chyba jakiś rekord – zastanawia się Tomasz Pikul.
W sierpniu 2013 miejsce Góraka zajął Kazimierz Moskal, no i się zaczęło. Moskal, Artur Skowronek, Piotr Piekarczyk, Janusz Jojko, raz jeszcze Piekarczyk, Jerzy Brzęczek, raz jeszcze Jojko, Piotr Mandrysz, Jacek Paszulewicz, Jakub Dziółka, Dariusz Dudek. Nazwiska tych szkoleniowców w latach 2013-19 wpisywane były do protokołów meczowych GKS-u. Zamiast upragnionego awansu do ekstraklasy skończyło się spadkiem z jej zaplecza i rewolucją.
Górak, wykupiony z Elany Toruń, po blisko 6 latach wrócił na Bukową – jak w przeszłości czynili też Łysko, Żmuda, Żurek czy Piekarczyk – a wraz z nim dyrektor Robert Góralczyk czy II trener Dariusz Okoń. Prezes Marek Szczerbowski pojawił się w Katowicach dopiero dwa miesiące później, zaufania do sztabu i dyrektora nie stracił mimo trudnych chwil. Jak przegrany baraż ze Stalą Rzeszów i brak awansu w pierwszym II-ligowym sezonie; jak złe wejście w jesień 2020, jak pandemiczny kryzys wiosną 2021, wreszcie jak fatalne wyniki w roli beniaminka na starcie pobytu w pierwszej lidze.
– Cechy osobiste Rafała Góraka zapewne nie pomogłyby mu, gdyby był inny prezes. Pewnie wyleciałby już po przegranym barażu ze Stalą; przy innych prezesach, jak wcześniejsi, nie zachowałby stanowiska. Akurat trafił pod tym względem na dobry czas. Trafił na kogoś, kto nie wariuje, daje pracować. Marek Szczerbowski sam mówił, że podpowiedzi ludzi doradzających zmianę trenera było sporo – zwraca uwagę autor monografii GieKSy.
Górak oczywiście pomógł też sam sobie. Jego stołek najgorętszy stał się na przełomie września i października ub. roku. Po porażce 2:4 z Odrą Opole drużyna spadła na dno tabeli, traciła multum bramek, nie wygrywała, w perspektywie miała mecz „o 6 punktów” ze Stomilem Olsztyn. Szkoleniowiec zmienił ustawienie, przeszedł na trójkę środkowych obrońców, za przetarcie posłużył jeszcze pucharowy wyjazd do IV-ligowej Olimpii Zambrów (1:0). Ze Stomilem wygrał 2:1 po bramce Bartosza Jaroszka z doliczonego czasu. To był moment zwrotny. GKS wywalczył utrzymanie, dzięki dobrej końcówce finiszował na 8. pozycji, a w tym sezonie, mimo że fajerwerków w jego grze nie uświadczymy, jest skuteczny, ciuła punkty, dzięki dwóm ostatnim wygranym (po 1:0 ze Skrą i Chrobrym) wdrapał się na podium.
Warto wrócić jeszcze do tego przełomowego meczu w Opolu, o którym po czasie Górak opowiadał, że „zdał sobie sprawę, że prowadzi zespół na rzeź”. Gdyby ułożyć tabelę za okres liczony już po tamtej porażce, GKS spośród aktualnych pierwszoligowców punktuje gorzej jedynie od Arki Gdynia (61 pkt w 37 meczach, przy 66 pkt Arki). Stracił też przez ten nieco ponad rok najmniej goli spośród uczestników rywalizacji na zapleczu (35).
A to wystawia jego sztabowi, asystentom Tomaszowi Włodarkowi czy Dawidowi Szwardze (wypromował się do Rakowa Częstochowa) jak najlepsze świadectwo i dowodzi, że stabilizacja popłaca. Tak jak konsekwencja, by wspomnieć o polityce kadrowej. GKS długo nie miał w kadrze obcokrajowca (wyjątkiem Chorwat Marko Roginić), czy zawodnika urodzonego w latach 80. Odstępstwo od tej reguły zostało wykonane latem, gdy ściągnięto Daniela Tanżynę (r. 1989), który z przyczyn zdrowotnych jeszcze nawet… nie zadebiutował.
Nie można zapomnieć o okolicznościach drugiej kadencji Góraka. Pamiętamy, jak po pierwszym meczu rozegranym po pandemicznym lockdownie (2:1 z Górnikiem Łęczna, czerwiec 2020) przyznał patrząc na puste trybuny, że „w niektórych momentach brakowało mi Blaszoka”. Tego „Blaszoka” brakuje przez ostatnie 2,5 sezonu często. Pandemia. Zamknięcie stadionu po zadymie z Widzewem. Bojkot – to wszystko powoduje, że atmosfera na meczach GieKSy jest daleka od ideału.
Swoją drogą, kibice nieraz próbowali dopytać szkoleniowca, co myśli o bojkocie, jaki prowadzą przeciw rządom prezesa Szczerbowskiego. Można odnieść wrażenie, że po jego słowach „miejsce kibica jest na stadionie” delikatnie mówiąc nie poprawił sobie notowań, ale o te dbać musi przede wszystkim dzięki tabeli, a nie mikrofonom.
Kontrakt Góraka z GieKSą, podpisany na początku tego roku, obowiązuje do 30 czerwca 2024. Czy go wypełni? Nie wiemy, ale odpowiedzmy historią: w całym trenerskim życiu został zwolniony tylko raz. Właśnie z Katowic, niemal 10 lat temu. Z Radzionkowa, Tychów, BKS-u czy Elany odchodził na swoich warunkach. Trzy miesiące pauzy między GKS-em a BKS-em w 2013 roku to było jego ostatnie wolne. Od grudnia 2013 pracuje nieprzerwanie.
To chyba rekord, mówiąc o poziomach od makroregionalnego w górę. Patrząc zaś na szczebel centralny, kurczy się też grono szkoleniowców pracujących dłużej i nieprzerwanie w jednym klubie. Są to już tylko Marek Papszun (od kwietnia 2016 w Rakowie), Waldemar Fornalik (od września 2017 w Piaście) i Tomasz Tułacz (od sierpnia 2015 w Niepołomicach).
Właśnie w starciu z tym ostatnim trenerem i jego Puszczą, w meczu na szczycie I-ligowej tabeli, Rafał Górak zacznie w sobotnie popołudnie w GieKSie swoją trzecią setkę. 25 spotkań brakuje mu do Piotra Piekarczyka. No to może tak: 21 w sezonie zasadniczym. 2 baraże. 2 wyjazdy w ekstraklasie – i osiągnięcie „Orzecha” wyrównane. A przebite w pierwszym po 17 latach ekstraklasowym meczu przy Bukowej, już bez bojkotu. Marzenie? Tak, ale nie totalna fikcja.
Tomasz Pikul: – Pewnie, że wolelibyśmy, aby Rafał Górak bił rekordy dzięki sukcesom w ekstraklasie, a nie grze w pierwszej czy drugiej lidze. Życzę mu, by dostał się z GKS-em do ekstraklasy i tam śrubował swój wynik.
Najczęściej prowadzili GieKSę
225 meczów – Piotr Piekarczyk (1993-95, 1996-98, 2006-08, 2015)
200 meczów – Rafał Górak (2011-13, 2019 – nadal).
143 mecze – Alojzy Łysko (1985-87, 1991-92)
126 meczów – Jerzy Nikiel (1964-67)
115 meczów – Władysław Żmuda (1980-81, 1987-89)
124 SPOTKANIA GieKSy o stawkę poprowadził Rafał Górak, odkąd w połowie 2019 roku wrócił na Bukową (59 wygrał, 29 zremisował, 36 przegrał, uzyskując awans do I ligi).
274 BRAMKI pod wodzą Góraka zdobyła GieKSa w latach 2011-22 (przy 231 straconych).
3237 DNI nieprzerwanie Rafał Górak prowadzi seniorską drużynę. W latach 2013-17 pracował w III-ligowym BKS-ie Stal Bielsko-Biała, od 2017 do 2019 roku odpowiadał za wyniki Elany Toruń, z której nieco ponad 3 lata temu wykupili go katowiczanie.
SIATKÓWKA
siatka.org – W Katowicach tie-break dla GKS-u
Siatkarze GKS-u Katowice prowadzili już z Barkom-Każany Lwów 2:0, ale lwowianie nie złożyli broni. Podjęli rękawice i doprowadzili do tie-breaka zdobywając tym samym swój drugi punkt w Pluslidze. W decydującej partii do głosu znów doszli jednak gospodarze i to oni mimo pogoni rywali okazali się lepsi inkasując dwa oczka do tabeli. MVP został wybrany Jakub Jarosz, ale w pięknym geście oddał potem statuetkę Damianowi Domagale. Warto też odnotować kolejny uraz środkowego GKS-u, tym razem Jakuba Lewandowskiego, za którego wszedł właśnie Domagała.
W początkowym okresie gry GKS oraz Barkom grały punkt za punkt (2:2, 4:4). Goście za sprawą Wasyla Tupczyja i jego trudnych zagrywek odrzucili od siatki miejscową ekipę. Punkty w ataku zdobył Jonas Kvalen, katowiczanie mieli problemy z przyjęciem, nie kończyli ataków z pierwszego uderzenia, przegrywali 6:10. Sygnał do odrabiania strat dał Gonzalo Quiroga, dzięki niemu GKS zniwelował straty do jednego punktu (10:11). Do remisu doszło po tym jak w kontrataku punkt zdobył Jakub Jarosz (12:12). Od tego momentu ponownie obie ekipy grały punkt za punkt do stanu po 21. Dwa błędy w ataku ukraińskiej drużyny dały katowiczanom przewagę (23:21). Seta atakiem zakończył Jakub Jarosz.
Początek drugiej partii spotkania należał do katowiczan, po ataku Damiana Domagały prowadzili 5:3. Przy serii zagrywek Jakuba Jarosza GKS powiększył przewagę do czterech punktów, Barkom miał problemy z przyjęciem (10:6). Więcej do powiedzenia na boisku mieli podopieczni trenera Grzegorza Słabego, skuteczniej zagrali w obronie i na siatce. Po ataku Gonzalo Quirogi drużyna z Katowic w dalszym ciągu miała cztery punkty więcej niż Barkom (16:12). Podopieczni Ugisa Krastinsa zerwali się do odrabiania strat, zbliżyli się do gospodarzy na jeden punkt, przegrywali 19:20. Seria błędów własnych zadecydowała o porażce w tej części gry lwowian.
Otwarcie trzeciego seta należało do katowiczan. Po ataku Jakuba Jarosza prowadzili 4:1. Barkom popełnił wiele prostych błędów, był w odwrocie, przegrywał 10:14. Gospodarzom także przytrafił się przestój. Przy serii zagrywek Wasyla Tupczyja goście doprowadzili do remisu 16:16. Był to przełomowy moment tego seta, miejscowi siatkarze popełnili błędy w ataku, nadziewali się na blok swoich rywali w efekcie czego przegrywali 19:21. Przyjezdni wykorzystali słabszy okres gry GKS-u, czujnie zagrali na siatce, po ataku ze środka wygrali seta w stosunku 25:22.
Podbudowani zwycięstwem w trzecim secie goście poszli za ciosem i po ataku Szewczenki prowadzili 4:1. Katowiczanie byli w odwrocie, nie kończyli ataków z pierwszego uderzenia, nadziewali się na blok Barkomu, przegrywali 4:8. W szeregach gospodarzy szwankowało przyjęcie, co przełożyło się na słabą skuteczność w ataku. Zespół z Lwowa punktował w polu zagrywki, asami serwisowymi popisał Ilja Dowhy oraz Wasyl Tupczyj, było 17:12 dla Bakomu. Pojedyncze ataki Jakuba Jarosza, czy Tomasa Rousseaux na niewiele się zdały. Po tym jak punkt w ataku zdobył Wasyl Tupczyj tablica wyników wskazała prowadzenie Barkomu 22:17. W polu zagrywki w zespole z Katowic pojawił się Jakub Szymański, dzięki niemu miejscowa ekipa zbliżyła się do przyjezdnych na dwa punkty (20:22). Na więcej nie było jej już stać w tym secie, błąd Rousseaux zakończył tego seta i o wszystkim miał zadecydować tie-break.
W nim żadnej z drużyn nie udało się zbudować przewagi. Wynik oscylował wokół remisu (3:3). Autowym atak Tupczyja oraz blok na tym zawodniku sprawił, że trener Krastins przywołał swoich zawodników do siebie, było 6:3 dla GKS-u. Na zmianie stron boisk gospodarze powiększyli przewagę do czterech punktów, atakował Jakub Jarosz (8:4). Podopiecznym trenera Grzegorza Słabego nie przytrafiły się przestoje jak miało to miejsce we wcześniejszych setach. Czujna gra w obronie oraz w ataku dały gospodarzom serię piłek meczowych. Ostatni punkt w tym meczu zdobył Jakub Jarosz. Jarosz przekazał po meczu swoją statuetkę MVP Damianowi Domagale, który musiał pomóc zespołowi w obliczu kontuzji kolegów na środku siatki.
MVP: Jakub Jarosz
GKS Katowice – Barkom-Każany Lwów 3:2 (25:23, 25:20, 22:25, 21:25, 15:12)
HOKEJ
sportdziennik.com – Jeden błąd
GKS Katowice nie sprostał rywalom i zajął ostatnie miejsce w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale wstydu nie przyniósł. Debiut katowiczan w Lidze Mistrzów należy uznać za udany, choć o odległej lokacie w grupie zadecydował przegrany dwumecz z węgierskim zespołem Fehervar AV19. W rewanżu GieKSa przegrała, bo popełniła zaledwie jeden błąd. Cóż, tak bywa…
Jacek Płachta, trener GKS-u, lubi od czasu do czasu zaskakiwać roszadami w składzie. Któż mógłby się spodziewać, że między słupkami stanie 21-letni Maciej Miarka, który ma znikome doświadczenie ligowe, zaś pucharowe żadne. Nie wiadomo czym kierował się szkoleniowiec, ale wychowanek ŁKH Łódź i absolwent SMS-u PZHL Katowice stanął przed trudnym zadaniem. Starał się jak mógł, ale słowa uznania należą się również jego kolegom, którzy mu pomagali.
Od początku rozgorzała twarda walka. Jedni i drudzy nie zamierzali się oszczędzać, prowadzili akcje w szybkim tempie. Pod obiema bramkami wiele się działo i było kilka okazji, by rezultat się zmienił. Katowiczanie oddali 9 celnych strzałów, zaś gospodarze zrewanżowali się dwoma mniej. W decydujących momentach zabrakło jednak spokoju, by posłać krążek do siatki. 1. tercja rewanżowego meczu była zupełnie odmienna od tej na „Jantorze”. Wówczas gospodarze narzucili swój styl gry i dyktowali warunki na tafli. Teraz było zgoła inaczej.
Niewiele się zmieniło w kolejnej odsłonie, bo jedni i drudzy szukali szans. Jednak większą inicjatywę wykazywali katowiczanie i nękali Oliviera Roya, ale nic z tego nie wychodziło. Gdy po raz drugi do boksu kar powędrował Andrew O’Brien (36 min) wówczas najskuteczniejszy strzelec GKS-u, Bartosz Fraszko, miał dwie okazje, by zmienić rezultat. Nic z tego! Zabrakło niewiele, a Royowi dopisało szczęście. W 39 min igraszki Joona Monty na niebieskiej linii rywala sprawił, że stracił krążek i samotnie na bramkę popędził Aleksander Petan. Kanadyjczyk z włoskim paszportem nie dał Miarce mu najmniejszych szans. To jedno potknięcie sprawiło, że GKS przegrywał po 40 min 0:1, choć wcale na to nie zasłużył.
Podopieczni trenera Płachty nie zamierzali rezygnować z uzyskania korzystnego wyniku. Atakowali z pasją, ale krążek ciągle mijał światło bramki. Wszystkie formację grały na maksymalnych obrotach i w rezultacie gorących spięć nie brakowało. Jednak cóż z tego, skoro krążek jak zaczarowano nie chciał wpaść do siatki węgierskiego zespołu. GKS atakował z pasją, ale przegrał tyme jednym trafieniem. Szkoda, bo nie był wcale słabszym zespołem, tylko nie potrafił strzelić gola.
Gwarancja mistrzów z Katowic
To było dobre spotkanie w wykonaniu GKS-u Katowice i JKH GKS-u Jastrzębie. Obie zespoły zademonstrowały wiele ciekawych akcji i stworzyły wiele okazji do strzelenia goli.
Jednak ostatecznie jednym trafieniem lepsi okazali się obrońcy tytułu mistrzowskiego. Jastrzębianie zanotowali 100% skutecznością podczas gry w przewadze. To niebywałe, ale prawdziwe!
Hokeiści GKS-u Katowice pożegnali europejską przygodę w wyjazdowym, przegranym meczu na Węgrzech. I mieli pewny prawo, by przełożyć ten mecz. Jednak trenerzy uznali, że nie można stosować żadnej taryfy ulgowej i przystąpić do meczu o ligowe punkty z Jastrzębie niemal z marszu. Widać, że podróże zespół katowicki… kształcą, bo w 1. tercji oglądaliśmy potyczkę z prawdziwego zdarzenia. Jedni i drudzy grali szybko, pomysłowo i, co najważniejsze, nie stronili od strzałów. Skończyło zaledwie na jednym golu zdobytym w przewadze przez gospodarzy. To jednak była „wina” obi golkiperów: Johna Murraya oraz Węgra Bence Balizsa (po 11. skutecznych interwencji). Tylko z małym wyjątkiem ten drugi skapitulował po silnym uderzeniu Macieja Kruczka. Defensor popisał silnym uderzeniem i po nim krążek wpadł do siatki. Po stracie gola winić madziarskiego bramkarza, który miał ograniczone pole widzenia, ale również strzał Kruczka był odpowiedniej jakości. To była dobra odsłona w wykonaniu obu zespołów i na dodatek okraszona wieloma akcjami pod bramkowymi.
Spodziewaliśmy się kolejnej dobrej odsłony, ale nie przepuszczaliśmy, że narzekania w przewadze Jastrzębia pójdą w zapomnienie. Do meczu z „GieKSą” hokeiści z Jastrzębia na 36 przewag wykorzystali zaledwie jedną! A tymczasem w „Satelticie” tryskali energią i wykorzystali 2 razy przewagę. Najpierw Murraya pokonał Markus Kaleinikowas, a potem tę sytuacje Josef Mikyska, wykorzystując przewagę. zawodnika. To jednak nie załamało gospodarzy i w końcu Marcin Koluszy precyzyjnym uderzeniem wyrównał stan meczu.
W ostatniej tercji przez 1:14 min katowiczanie grali w podwójnej przewadze (w boksie kary Maciej Urbanowicz i Górny), ale ta doskonała sytuacja nie została wykorzystana. A potem rozpoczął się w twardy bój o wygraną. Ostatecznie Hampus Olsson, rosły Szwed, zdołał trafić do siatki gości. Nikłe zwycięstwo gospodarzy, ale jakże ważne w kontekście kolejnych rozstrzygnięć. Jastrzębie swoją grą na pewno zasłużyło na punkt, ale liczy się to, co w siatce.
hokej.net –Derby Śląska dla GKS-u Tychy!
GKS Tychy pokonał w „Satelicie” GKS Katowice w ramach 13. kolejki Polskiej Hokej Ligi. Zwycięstwo tyszanom zapewnił Roman Szturc, który zdobył decydujące trafienie tuż przed zakończeniem spotkania.
Zdecydowanie lepiej w mecz weszli hokeiści GKS-u Tychy, którzy od początku dyktowali warunki i tempo gry. Goście długo jednak nie potrafili przypieczętować swojej przewagi zdobytym golem, bo bardzo dobrze w bramce GKS-u Katowice spisywał się John Murray. W 14. minucie na ławkę kar powędrował Jakub Bukowski, a chwilę później Szymon Marzec wykorzystał błąd gospodarzy i w liczebnym osłabieniu wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Gol zdobyty przez gracza gości został poddany wideoweryfikacji, ponieważ podczas uderzenia została poruszona bramka. Po sprawdzeniu zapisu wideo sędziowie nie mieli jednak wątpliwości, by wskazać na środek lodowiska. Katowiczanie obudzili się przed końcem pierwszej tercji, ale nie zdołali wyrównać i na pierwszą przerwę z jednobramkowym prowadzeniem zjeżdżali tyszanie.
Druga tercja stała na zdecydowanie niższym poziomie. W poczynaniach obu ekip było widać dużo niedokładności i ostatecznie w drugich dwudziestu minutach nie oglądaliśmy bramek.
W ostatnich dwudziestu minutach tyszanie stanęli przed znakomitą okazją do podwyższenia prowadzenia. W 44. minucie Maciej Kruczek został ukarany czterema minutami kary, ale goście zmarnowali tak długi okres gry w przewadze. Niewykorzystana sytuacja zemściła się na gościach w 55. minucie, w której Bartosz Fraszko zdobył trafienie w przewadze pewnym strzałem po dalszym słupku. Wydawało się, że nie unikniemy w tym starciu dogrywki, jednak w 59. minucie Filip Komorski zagrał zza bramki do Romana Szturca, a ten wyprowadził GKS Tychy na ponowne prowadzenie, którego już nie wypuścili.
Najnowsze komentarze