Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: nie boimy się stawiać na młodych

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po przerwie reprezentacyjnej wracamy do ligowego grania. Przed drużyną Rafała Góraka pojedynek z jednym z najbardziej wymagających rywali, jak co roku celującym w mistrzostwo, Lechem Poznań. Konfrontacja z liderem wywołuje u naszych kibiców szybsze bicie serca. Czy podobnie jest w Poznaniu? Zapytaliśmy Arka Szymanowskiego, właściciela serwisu KKSLECH.com.

Przed naszym meczem z Cracovią zapytałem sympatyka Pasów o jego wrażenia po ostatecznych rozstrzygnięciach ubiegłego sezonu w I lidze. Na pewno w Poznaniu również trzymano kciuki za Arkę. Jak podeszliście do tego, że ostatecznie to GKS kosztem Arki znalazł się w Ekstraklasie?
Pomijając Arkę, wielu kibiców w Poznaniu cieszyło się z awansu GKS-u, śledząc przy okazji losy Antoniego Kozubala, którego powrót do Lecha po sezonie 2023/2024 był pewny od wielu miesięcy. Ekstraklasie potrzebne są duże firmy, z kibicami i historią, więc awans GKS-u został odebrany u nas pozytywnie. GKS Katowice to historia polskiej piłki, ponadto wiosną będziecie grali na nowym stadionie. Wielu kibiców Lecha na pewno przyjedzie na to spotkanie i ja osobiście też wybieram się do was w maju.

Wracając jeszcze do wydarzeń z poprzedniego sezonu, szerokim echem odbił się wasz happening w ostatniej kolejce, w meczu z Koroną. Myślisz, że wasze zachowanie miało wpływ na postawę drużyny w nowym sezonie?
Wątpię, by miało to wpływ na formę piłkarzy, ale na pewno przeżyli oni tamte wydarzenia. Było to coś nowego w polskiej piłce i niespodziewanego dla nich. Piłkarze w różnych wywiadach często wracali do meczu z Koroną i – delikatnie mówiąc – zachowanie kibiców im się nie podobało, a brak zainteresowania meczem mocno zabolał.

Po wspomnianych wydarzeniach relacje na linii kibice – drużyna długo pozostawały napięte. Czy mecz z Legią był przełomem i wszystko wróciło w tej kwestii do normy?
Trudno powiedzieć. Po ostatnim meczu z Legią piłkarze podeszli pod Kocioł, bo zostali pod niego zawołani. Trzeba pamiętać, że Lech w tym sezonie na razie jeszcze nic nie wygrał, a zdążył już przegrać Puchar Polski. Z pewnością piłkarze nie odbudowali jeszcze całkowicie zaufania po poprzednim sezonie, a obecny wciąż trwa. Jest wiele do wygrania, a meta dopiero w maju. Nie pojedyncza wygrana z Legią, a miejsce w tabeli 24 maja przyszłego roku zdecyduje o sezonie i o tym, czy zawodnicy odbudują zaufanie kibiców.

Obecny sezon promowano w Poznaniu hasłem o nowym rozdaniu. Zatrudniono nowego trenera, tymczasem trudno mówić o rewolucji personalnej w drużynie. Na ile obecna kadra jest mocniejsza od tej z ubiegłego sezonu i które transfery zasługują na szczególne podkreślenie?
Na papierze obecna kadra jest słabsza od tamtej z zeszłego sezonu, Lech stracił w końcu aż trzech podstawowych piłkarzy: Velde, Karlstroma oraz Marchwińskiego. Gramy jednak dużo lepiej niż wtedy i od 10 kolejek jesteśmy liderem, ponieważ trafiono z trenerskim duetem Frederiksen & Tjelmeland. Przede wszystkim Frederiksen dopasował taktykę do zawodników, jakich miał, podniósł poziom wielu piłkarzy, trafił do głów zawodników, którzy dobrze się czują. Wykrzesał wiele z Sousy, Gurgula, Pereiry, Murawskiego, Ishaka, Gholizadeha, a do tego dobrze do zespołu wprowadził się jedyny udany letni nabytek – Alex Douglas. Taktycznie również zrobiliśmy duży progres.

Kierunek na powrót do Katowic wybrał przed sezonem Alan Czerwiński. Jak oceniasz jego rolę w zespole podczas pobytu w Poznaniu?
Postawa Alana Czerwińskiego przez kilka lat to mimo wszystko rozczarowanie. Temu piłkarzowi nigdy nie można było odmówić ambicji czy woli walki, ale piłkarsko było przeciętnie. Nie miał szans wygryźć ze składu Joela Pereiry, a w ofensywie nie grał tak dobrze, jak wcześniej w Zagłębiu. Często był w Lechu tzw. „zapchajdziurą”, grając nawet na lewej obronie czy na stoperze. Alan Czerwiński osiągnął w Lechu swoje największe sukcesy w karierze, ale po jego postawie wszyscy spodziewali się więcej.

Z naszej perspektywy wydaje się, że waszym istotnym wzmocnieniem był powrót Antoniego Kozubala z wypożyczenia do Katowic. Długo żałowaliśmy jego odejścia, bo jest to zawodnik, wokół którego można było budować drużynę. Czy jest on w stanie udźwignąć podobną rolę w Poznaniu?
Tak. Antoni Kozubal gra w Lechu jeszcze lepiej niż u was. To taki cichy bohater Lecha w tej rundzie, nazywany „małym Tibą” (Pedro Tiba – portugalski pomocnik Lecha w latach 2018-2022 – przyp. red.). Bardzo dobrze łączy tylną formację z atakiem, jest ósemką z prawdziwego zdarzenia. Niedawno strzelił swoją premierową bramkę w Ekstraklasie i jeszcze zadebiutował w kadrze. Kozubal świetnie się rozwija i właściwie tylko tytuł Mistrza Polski i awans co najmniej do ścieżki ligowej Ligi Konferencji może zatrzymać go w Lechu na kolejny sezon.

Historia ruchów transferowych na linii Poznań – Katowice jest ostatnio bogata. Poza wspomnianym Kozubalem w Lechu grają Bartosz Mrozek i Filip Szymczak, a jeszcze niedawno po przygodzie w Katowicach na szerokie wody z Poznania wypłynęli Kamil Jóźwiak i Tymoteusz Puchacz. Rozwój tych piłkarzy to bardziej zasługa ich talentów czy w Katowicach znaleźli sposób na szlifowanie waszych diamentów?
Każdy z tych piłkarzy ciężko pracował na swoje miejsce. Tymoteusz Puchacz czy Kamil Jóźwiak rozwinęli się dopiero po powrocie do Lecha, za to Filip Szymczak u Was grał bardzo dobrze, strzelał wiele goli, a u nas radzi sobie niezbyt dobrze i chyba czas na kolejny transfer. Z kolei Antoni Kozubal już wcześniej był uznawany za wielki talent, który oszlifowali wasi trenerzy. Rafał Górak może być dumny z tego, jak dziś w Lechu wygląda Kozubal. Wasi trenerzy zrobili bardzo wiele dla rozwoju tego piłkarza.

Lech słynie ze szkolenia i wprowadzania młodzieży do pierwszego zespołu. Wasza akademia to polska La Masia? Z czego wynika wasza skuteczność w tym aspekcie?
Lata temu zarząd Lecha Poznań ustalił strategię, w której bardzo ważnym aspektem jest szkolenie młodzieży, która ma stopniowo pokonywać kolejne szczeble, trafiać do pierwszej drużyny i stanowić o sile seniorskiego Lecha, prowadzić go do trofeów, trafić do kadry Polski i odchodzić za granicę, dostarczając wcześniej miliony złotych. W Lechu mają cierpliwość do szkolenia młodzieży, nie boją się postawić na młodych piłkarzy przygotowanych do gry przede wszystkim mentalnie. Wyjątkiem jest tutaj Filip Marchwiński, którego siłą promowano za długo i koniec końców z tym piłkarzem i tak niczego nie wygraliśmy. W Lechu nie boją się stawiać na wychowanków i to odróżnia nas od innych polskich klubów. Oczywiście, szkolenie w akademii też robi swoje, młodzieżowy skauting tak samo, ale to tematy na zupełnie inną dyskusję.

Jakie macie oczekiwania wobec Jakuba Antczaka, który w tej chwili gra na wypożyczeniu w Katowicach?
Jakub Antczak niestety nie rozwija się tak, jak wszyscy by tego oczekiwali. Wypożyczenie do GKS-u już po okresie przygotowawczym było błędem. Na dodatek ten piłkarz nie pasuje do waszego systemu i zapewne zimą Lech ściągnie go do Poznania, by potem znowu go wypożyczyć. Niestety Jakub Antczak stracił pół roku, aktualnie w Lechu kibice nie mają co do niego żadnych oczekiwań.

Wyrosło całe pokolenie kibiców Lecha, którzy nie pamiętają meczów z GieKSą. Czy dla przeciętnego poznańskiego kibica GKS jest „firmą”, z którą mecze mogą przyprawiać o szybsze bicie serca?
Szybsze bicie serca? Na pewno nie, natomiast dla starszych kibiców GKS to na pewno ważny rywal. Tak jak wspomniałem na początku, GKS Katowice to historia polskiej piłki, rywalizowaliśmy z wami w pamiętnych dla nas, mistrzowskich sezonach w latach 80. i 90. i nigdy nie były to łatwe spotkania. Dla młodszych kibiców GKS Katowice to ciekawy rywal bardziej ze względu na styl, jaki obecnie pokazuje.

Czy w Poznaniu wciąż jest moda na Lecha, a trybuny w sobotę mają szansę się zapełnić?
Aktualnie moda na chodzenie na mecze jest w całej Polsce i większość klubów notuje teraz na domowych meczach wysokie frekwencje. W Poznaniu jest tak samo, choć ta jesień pod względem kibicowskich emocji jest u nas nudna. Meczów jest mało, gramy 3-4 razy w miesiącu, nie ma europejskich pucharów i szybko skompromitowaliśmy się w Pucharze Polski. Mecze Lecha w Poznaniu to tej jesieni towar deficytowy. Na komplet w sobotę nie ma już szans, ale na 30 tysięcy widzów na trybunach już tak. Będzie to w końcu ostatni mecz Lecha w Poznaniu w 2024 roku, Kolejorz jest liderem, porwał kibiców wynikiem dwa tygodnie temu, więc 23 listopada trybuny będą wyglądały bardzo dobrze.

W ostatniej kolejce Kolejorz dał prawdziwy popis w meczu z Legią. Przed takim meczem z pewnością panuje dodatkowa mobilizacja. Czy w pojedynku z GKS będzie o to trudniej?
Mecz z GKS-em to mecz pułapka. Sama wygrana nad Legią 5:2 to zwycięstwo tylko za 3 punkty, jednak na wielu polach było nam ono bardzo, ale to bardzo potrzebne. Udało się wygrać w świetnym stylu, a teraz wypada ograć waszą drużynę. Wszyscy w Poznaniu liczą na dobre, ofensywne spotkanie i przede wszystkim na otwartą grę GKS-u, dzięki czemu naszej drużynie będzie grało się łatwiej. Nie wiem, jak wy na to patrzycie, ale dla Lecha pokonanie GKS-u to obowiązek, jeśli po jesieni chcemy być liderem, a taki jest nasz cel. Musimy być liderem, by budować entuzjazm przed wiosną 2025 i by nastroje podczas długiej przerwy zimowej były niezłe.

Mimo dobrej postawy w tym sezonie zdarzają się Wam wpadki, jak odpadnięcie z Pucharu Polski czy porażka z Puszczą, którą GKS odprawił z bagażem 6 goli. Jest problem ze stabilizacją formy na najwyższym poziomie? Co zrobić by uniknąć takich wpadek w dalszej części sezonu?
To były kompromitacje wprowadzające nerwowość i niepewność wśród kibiców, którzy potem ostrożnie podchodzą do takich meczów, jak z GKS-em. Dlaczego Lech się wtedy skompromitował? Pomijając czerwoną kartkę Gurgula w Krakowie, zespół Lecha ma problem z rywalami, którzy głęboko się bronią grając z kontry, murują dostęp do własnej bramki i stawiają tylko na stałe fragmenty gry. W wielu meczach z dużo słabszymi na papierze rywalami mieliśmy też problem z ustabilizowaniem gry. Przykładowo w spotkaniach z Motorem i Radomiakiem graliśmy dobrze przez 30 minut, a potem nagle zespół odpuszczał i tracił boiskową kontrolę. Mamy też problem z jakością rezerwowych – letnie okienko było słabe, a rezerwowi wnoszą niewiele lub nie wnoszą nic do drużyny. Wpuszczenie kilku zmienników w pucharowym meczu z Resovią miało fatalne skutki. Aktualnie Lech Poznań bazuje na solidnej, pierwszej jedenastce, na liderach takich jak Joel Pereira, Radosław Murawski, Antoni Kozubal, Mikael Ishak, Afonso Sousa czy Patrik Walemark, którzy muszą być zdrowi, aby Lech sięgnął po tytuł Mistrza Polski. Nie ma co ukrywać, że ten zespół zimą potrzebuje wzmocnień i to w każdej formacji.

Lech Poznań jest obok Legii jedynym klubem z czołówki, z którym nie skrzyżowały się nasze drogi od spadku z Ekstraklasy. Masz jakieś szczególne wspomnienia z naszych pojedynków sprzed dwóch dekad?
Pamiętam mecze z GKS-em z przełomu wieków. To były ciekawe na trybunach i na boisku mecze, w których nie brakowało goli i nigdy nie było w nich bezbramkowego remisu. Pamiętam drogę po Puchar Polski w 2004 roku, która prowadziła do trofeum przez mecze z wami. Lata temu, w 1995 roku było też takie spotkanie wygrane przez nas w Poznaniu 4:1, w którym 3 gole zdobyliśmy w ostatnich minutach. Lecha i GKS łączy także barwny napastnik Krzysztof Gajtkowski, który zapisał się w historii Lecha zdobyciem 5 goli w meczu z Pogonią. Osobiście pamiętam również przyjazd waszych kibiców na Remes Cup kilkanaście lat temu. Zapełniliście wtedy sektor za jedną z bramek i doping GKS-u był świetny.

Jakiego meczu spodziewasz się w sobotę?
Spodziewam się ciekawego, otwartego meczu z obu stron. Lech będzie atakował, bo musi wygrać i nie może sobie pozwolić nawet na remis, natomiast wy przełamaliście się w Krakowie i tak naprawdę nie macie nic do stracenia. Remis byłby pewnie wzięty w Katowicach za dobry wynik. Wierzę, że wasz zespół z byłymi lechitami Wasielewskim i Czerwińskim nie postawi w Poznaniu przysłowiowego autobusu w swoim polu karnym.

Jaki wynik typujesz?
Lech wygra 2:1 lub 3:1. Jest tylko jedno ale: musimy jako pierwsi zdobyć gola, bo bez bramki na 1:0 może być ciężko nawet o remis. Jak pokazują statystyki, strzelając pierwszego gola wygraliśmy 11 na 12 meczów, natomiast po stracie gola jako pierwsi za każdym razem przegrywaliśmy (3 razy w sezonie, 2 razy w lidze). Ten bilans mówi chyba wszystko.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga