Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu z Koroną: Plażowanie GKS-u Katowice w Kielcach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat dzisiejszego spotkania Korona Kielce – GKS Katowice 2:1 (1:0).

echodnia.eu – Zwycięską bramkę w doliczonym czasie gry zdobył Dawid Błanik!

W poniedziałek, 5 maja, w 31. kolejce PKO BP Ekstraklasy Korona Kielce wygrała na Exbud Arenie z GKS Katowice 2:1. Pierwszą bramkę w doliczonym czasie gry pierwszej połowy zdobył Jewgienij Szykawka, a drugą w 90+4 minucie Dawid Błanik! Trwa świetna passa podopiecznych trenera Jacka Zielińskiego. Korona ma już na koncie 43 punkty i awansowała na dziewiąte miejsce w tabeli.

[…] W 5 minucie Korona przeprowadziła składny kontratak. Dawid Błanik podał do Mariusza Fornalczyka, ten dośrodkował w pole karne i jeden z obrońców GKS w ostatniej chwili uprzedził Jewgienija Szykawkę. W 7 minucie mocno, ale nad poprzeczką uderzył Miłosz Trojak, a w 9 minucie Mariusz Fornalczyk.

Korona od początku grała wysokim pressingiem. W 21 minucie po centrze Dawida Błanika z rzutu wolnego główkował Pau Resta, ale piłka znowu poszybowała nad poprzeczką.

W 45+1 minucie gospodarze przeprowadzili składną akcję. Mariusz Fornalczyk dograł do Jewgienija Szykawki, a białoruski napastnik strzałem z półobrotu z jedenastu metrów pokonał Dawida Kudłę! Bardzo ważny gol do szatni Korony!

Kilkadziesiąt sekund później Korona miała wyśmienitą okazje do podwyższenia wyniku, Mariusz Fornalczyk popisał się indywidualna akcją, wyszedł sam na sam, uderzył technicznie, ale piłka przeszła kilkanaście centymetrów obok słupka.

Pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem Korony 1:0. Druga połowa zaczęła się pechowo dla Kostasa Sotiriou. Po ostrym wejściu Filipa Szymczaka doznał urazu – z zakrwawionym nosem opuścił boisko. Zastąpił go Bartłomiej Smolarczyk. Obrońca z Cypru musiał jechać do szpitala. Pierwsza diagnoza była fatalna – złamany nos.

W 67 minucie było gorąco na polu karnym Korony po akcji Filipa Szymczaka, ale ostatecznie Konrad Matuszewski zażegnał niebezpieczeństwo. Gdy wydawało się, że drugi gol dla Korony jest kwestią czasu, niespodziewanie wyrównali goście.

W 83 minucie zaspała obrona Korony. Dośrodkowanie Alana Czerwińskiego z prawej strony na szósty metr. Tam najwyżej wyskoczył Oskar Repka, który uprzedził Bartłomieja Smolarczyka i mierzonym uderzeniem głową pokonał Rafała Mamlę, doprowadzając do wyrównania.

Końcówka spotkania należała już do GKS. Kilka razy było gorąco na polu karnym gospodarzy. Od 90 minuty goście grali w dziesiątkę, bo Oskar Repka dostał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę.

W 90+4 minucie po świetnym dograniu Wiktora Długosza bardzo dobrze dysponowany Dawid Błanik strzałem głową pokonał Dawida Kudłę i za chwilę utonął w objęciach kolegów. Był to gol na wagę zwycięstwa!

Po tym trafieniu na Exbud Arenie zapanowała ogromna radość. Niezwykle szczęśliwy był Łukasz Macieczyk, prezes i właściciel klubu, który spotkanie obejrzał w towarzystwie żony Justyny.

Kilkadziesiąt sekund później sędzia zakończył spotkanie.

ekstraklasa.org – Korona 2:1 GKS: Powtórka z jesieni

Drugi mecz tych drużyn w naszej lidze zakończył się tym samym wynikiem co poprzedni. Przebieg spotkania również był podobny.

W listopadzie w Katowicach Korona Kielce rzutem na taśmę pokonała GKS Katowice 2:1. Bohaterem meczu został wtedy Dawid Błanik, który strzelił zwycięskiego gola w 88. minucie starcia. Dzisiaj mieliśmy tzw. powtórkę z rozrywki, tyle że Błanik zdobył decydującą bramkę kilka minut później, a konkretnie w doliczonym czasie gry. Wiosną kielczanie niejednokrotnie zaskoczyli kibiców – to już ich 6. zwycięstwo w 7 ostatnich meczach u siebie!

weszlo.com – A Korona dalej w gazie! Może skończyć sezon tuż za czołówką

Jak co prawie dwa tygodnie na stadionie w Kielach: Korona gra świetny mecz i zgarnia komplet punktów. Drużyna ze stolicy województwa świętokrzyskiego zaczynała rundę jako jeden z mocniejszych kandydatów do spadku, a może skończyć sezon tuż za… ścisłą czołówką. I choć o zwycięstwie z GKS-em Katowice przesądziła w doliczonym czasie gry, to z boiska wyglądała na dużo lepszy zespół. A więc zasłużenie, proszę państwa!

[…] W meczu z GKS-em Korona zaprezentowała zabójczy pressing na połowie rywala i jeśli mielibyśmy wybrać jeden czynnik, który zadecydował o końcowym wyniku, to wskazalibyśmy właśnie na ten. Kielczanie rzucali się na swoich rywali w pressingu tak efektownie, jak Polacy w majówkę na promocje kiełbasy i piwa w supermarketach.

Żadna to filozofia – jeśli często przechwytujesz piłkę na połowie rywala, to jednocześnie często masz dogodne sytuacje pod jego bramką. Zresztą, otwierające trafienie Korony padło po właśnie takiej akcji – przechwyt w szesnastce rywala (!) zaliczył środkowy obrońca (!), czyli Sotiriou, wrzucił do Fornalczyka, ten oddał do Szykawki, który strzelił z trudnej pozycji, stojąc tyłem do bramki. Zrobił to tak zaskakująco, że cała defensywa zespołu z Katowic tylko stała i patrzyła.

Korona mogła zamknąć mecz jeszcze przed przerwą, bo przed stuprocentową okazją stanął wtedy Fornalczyk. Czerwiński tak nieudolnie kasował prostopadłą piłkę do skrzydłowego, że tylko pomógł mu w akcji, no ale ten nieznacznie pomylił się przy strzale.

GKS? No cóż, nie mógł wymyślić zbyt wiele ciekawego.

Choć sama akcja bramkowa GKS-u mogła się podobać – Czerwiński wrzucił do Repki, ten strzelił głową – to mówilibyśmy o pewnej niesprawiedliwości, gdyby to spotkanie zakończyło się remisem.

Ale nie zakończyło, bo Koronie – w przeciwieństwie do większości zespołów mających już pewne utrzymanie – chciało się grać. Stracona bramka nie dobiła ich, a raczej podrażniła, przez co w końcówce oglądaliśmy małą nawałnicę pod bramką Kudły, zakończoną trafieniem Błanika.

O skrzydłowym z Kielc mówi się znacznie mniej niż o jego vis a vis, czyli Fornalczyku, ale w ostatnich meczach prezentuje porównywalną formę. Dziś nie tylko zapewnił Koronie trzy punkty, ale też zarobił czerwoną kartkę dla rywala (to jego faulował Repka) i jak zwykle świetnie wrzucał ze stojącej piłki. Zapisał się w naszej pamięci akcją, gdy przeszedł z piłką przy nodze całe boisko… w poprzek. I choć miało to zachowanie potencjał na memy, to w końcowym rozrachunku napędziło jedną z dogodnych akcji.

Każdy chciałby mieć skrzydła w takim gazie, jak Korona.

 

gol24.pl – Gol Błanika plecami zadecydował. Korona Kielce wygrała i zabrała GKS Katowice dziewiąte miejsce w PKO Ekstraklasie

Szalona końcówka meczu w Kielcach. Korona najpierw straciła w niej bramkę, potem zyskała przewagę liczebną, aż w końcu w doliczonym czasie Dawid Błanik strzelił gola… plecami – i to właśnie zadecydowało o zwycięstwie 2:1. Co ono oznacza? Całkiem sporo. Drużyna Jacka Zielińskiego przeskoczyła beniaminka w tabeli PKO Ekstraklasy.

[…] Korona była obiektywnie lepsza na przestrzeni całego meczu. Objęła prowadzenie tuż przed przerwą kiedy płasko trafił Jewgienij Szykawka. Zaraz po nim spudłował z bliska jak zawsze aktywny Mariusz Fornalczyk.

Pomimo przewagi Korona długo nie potrafiła zamknąć meczu, czyli dołożyć drugiej bramki, co się zemściło. Po ładnym zagraniu Alana Czerwińskiego do wyrównania w 83 minucie doprowadził Oskar Repka. Ten sam zawodnik tuż przed końcem wyleciał z boiska z powodu drugiej żółtej kartki.

Wtedy właśnie skończył się dobry moment GieKSy. Beniaminek dał się zepchnąć do defensywy i w 94 minucie wypuścił remis. Decydującego gola plecami (a może barkiem?) strzelił Dawid Błanik – po zagraniu Wiktora Długosza zewnętrzną częścią stopy (w stylu Kamila Grosickiego).

sportowefaty.wp.pl – GKS Katowice przespał mecz w Kielcach. „Jestem bardzo niezadowolony”

[…] To był koszmarny mecz w wykonaniu GKS-u Katowice. Pierwsza połowa? Absolutny skandal. Różnica w nastawieniu gości do tego, co prezentowała Korona Kielce była ogromna.

Z jednej strony zaangażowanie, walka, determinacja. Z drugiej totalne plażowanie i myśli u urlopach.

– Nie udała nam się pierwsza połowa i jestem z niej bardzo niezadowolony, zresztą zawodnicy pewnie też. Notowaliśmy zbyt wiele prostych strat. Zbyt wiele rzeczy napędzało Koronę – komentował trener Rafał Górak na konferencji prasowej.

Po przerwie było lepiej, natomiast poprzeczka była zawieszona tak nisko, że naprawdę nie trzeba było się nie wiadomo jak starać.

Mimo to Korona cały czas kontrolowała wydarzenia na boisku. I nagle, kompletnie z niczego – GKS strzelił gola na 1:1.

– W drugiej połowie próbowaliśmy odwrócić wynik i poprawić swoją grę, a jednocześnie być cierpliwym, by nie chcieć od razu zdobyć bramki, bo mogliśmy się nadziać na kontrę i mieć większy problem. Widziałem wiele tej cierpliwości, były momenty, gdy próbowaliśmy przejąć inicjatywę. Myślę, że od około dziesięciu minut przed strzeleniem gola byliśmy już sobą – mówił trener Górak.

Wszystko posypało się jednak w samej końcówce. Oskar Repka został usunięty z boiska za drugą żółtą kartkę, a w czwartej minucie doliczonego czasu zwycięską bramkę dla gospodarzy zdobył Wiktor Długosz.

– Zawsze będę odpowiadał, że trzeba brać odpowiedzialność. Ja jako trener biorę ją za drużynę, ale sędziowie również muszą brać odpowiedzialność za to, co się dzieje. To absolutnie nie był faul na drugą żółtą kartkę. Przez to graliśmy końcówkę meczu w osłabieniu i na to też jestem zły. Nie mówię, że był to jakiś ogromny błąd, natomiast ja się tą decyzją nie zgadzam. Chcę jednak podkreślić, że to nie wypaczyło wyniku – podsumował trener Górak.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga