Dołącz do nas

Piłka nożna

Brak stabilizacji w pomocy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po bramkarzach i obrońcach przychodzi czas na analizę najbardziej rozbudowanej formacji w GieKSie, czyli pomocy. Zapraszamny do lektury.

Defensywni pomocnicy
Od początku sezonu na tej pozycji przewidziani byli Łukasz Pielorz i Povilas Leimonas. I przez kilka dobrych meczów ta dwójka się utrzymywała w podstawowym składzie. GieKSa grała dobrze w destrukcji w czym niemała była zasługa wymienionych zawodników. Dodatkowo Litwin w pierwszej kolejce z Wigrami strzelił swojego pierwszego gola dla GieKSy. Z Zagłębiem było już gorzej, ale nadal ta dwójka wiodła prym. Wiadomo, że Pielorz jest zawodnikiem bardziej defensywnym, dlatego jak ktoś miał błyszczeć w ofensywie – to Leimonas. I w meczu pucharowym z Wigrami kapitalnym wypuszczeniem sobie piłki wypracował bramkę, a potem został sfaulowany przed polem karnym i Wojciech Trochim strzelił gola. Povilas odniósł przy tym kontuzję i w meczu ligowym z Arką nie zagrał.

Pielorz grał jak grał, niby poprawnie, ale nie zawsze byliśmy zadowoleni z jego postawy. Nieraz trochę irytowało, że zawodnik ani trochę nie posiada umiejętności ofensywnych. A jednak – jak mu coś czasem wyjdzie, to palce lizać. Na przykład podanie do Goncerza przy jednej z bramek z Kluczborkiem czy efektowny gol z Bełchatowem.

Leimonasa w trakcie absencji zastępowali inni zawodnicy. Czasem zmieniając się w trakcie meczu, raz bardziej cofnięty był Wojciech Trochim, raz Filip Burkhardt – nie zawsze dało się jednoznacznie ocenić, który z nich jest przypisany do defensywnej pozycji. Oczywiście bardziej pożyteczny w destrukcji jest Wojciech Trochim, który z Arką przez pierwszą połowę bardzo dobrze spisywał się w poczynaniach obronnych. Leimonas w kolejnych spotkaniach pojawiał się na boisku, ale dopiero z ławki, jako rekonwalescent.

Z Miedzią Legnica zagrał już od początku, a z racji gry Łukasza Pielorza na prawej obronie, w pomocy pojawił się także Sławomir Duda. Niestety to już nie był ten Sławek z czasu przyjścia do GKS – twardy, nieustępliwy. We wspomnianym meczu w Bełchatowie Pielorz był bohaterem, natomiast antybohaterem był Leimonas, kóry zaliczył fatalną stratę, po której Jurkowski zaliczył faul na czerwoną kartkę. Z Sandecją Litwin grał na obronie, więc tym się nie zajmujemy i… lepiej dla niego.

Generalnie jednak ta dwójka grała razem dalej w kolejnych meczach i trudno powiedzieć, żeby były to występy dobre. GKS tracił sporo bramek, a rządy w środku boiska były po prostu mizerne. Czasem jednego lub drugiego zastępował Wojciech Trochim, ale po początkowych dobrych występach tym razem było już dużo słabiej, zawodnik w niektórych meczach tracił sporo prostych piłek, a i rozegranie szwankowało. Wielkim zaskoczeniem było, że Pielorz w Chojnicach usiadł na ławce, bo wydawało się, że jest to pewniak w talii najpierw Piekarczyka, a potem Brzęczka. To była jednak chwilowa absencja.

W meczu z Dolcanem Leimonas i Pielorz spisali się już dużo lepiej, widać było, że gra w środku pola zaczyna mieć pożądany skutek i rywalem są praktycznie zneutralizowani. Pielorz świetnym wślizgiem i odbiorem piłki pod własnym polem karnym zapoczątkował świetną akcję bramkową. Do meczu z Wisłą Płock ich gra wygłądała dobrze, ale właśnie w Płocku rywale pokazali miejsce w szeregu. W Suwałkach zagrał więc znów Duda – bardzo przeciętnie.

Z Zagłębiem również wystąpił Sławek i był to również słaby mecz zawodnika. Brak gry, brak wiary we własne możliwości na pewno mu nie pomaga. Dla odmiany w Sosnowcu Pielorz zagrał świetny mecz w destrukcji i czyścił aż miało – szkoda tylko, że wynik tego nie potwierdził. Na ostatnie kilkanaście minut na boisko wszedł Leimonas i najpierw strzelił bramkę, a potem zawalił gola.

Skrzydła pomocy
Wiele obiecaliśmy sobie po transferze Macieja Bębenka. Różnie w poprzednich sezonach bywało na bokach pomocy, dlatego liczyliśmy, że ten zawodnik – pamiętany z Sandecji – podniesie poziom bocznych rejonów boiska. Trudno było powiedzieć, kto będzie rządził na lewej pomocy, bo kandydatów tam było kilku.

W pucharowym meczu z Rozwojem na tej stronie zagrał Adrian Frańczak. Gola za to strzelił Krzysztof Wołkowicz, który pojawił się w końcówce spotkania. Wołek zapewne zagrałby od początku meczu z Wigrami, jednak przepis o młodzieżowcu powodował, że gdzieś trzeba było wcisnąć Pawła Szołtysa. Podobnie było z Zagłębiem. Niestety Paweł spisał się w tych spotkaniach słabo lub bardzo słabo. Bardzo źle wyglądała również gra Macieja Bębenka, który raził niecelnymi dośrodkowaniami, a z jego gry nie wynikało nic pozytywnego.

Z Wigrami w Pucharze zagrał Wołek i znów strzelił gola. Bębenek tracił miejsce w składzie i na prawej stronie występował „zapchajdziura” Frańczak. Niestety i ten zawodnik w początkowej fazie sezonu spisywał się fatalnie. Z Arką zagrał także Wołek, ale już słabo. A w końcówce oglądaliśmy na boisku Bębenka, który odpuścił rywala i zawalił bramkę.

Nawet w meczu z Kluczborkiem, tak wysoko wygranym – i Frańczak, i Wołkowicz spisali się przeciętnie. Frańczak co prawda w końcówce się rozegrał i strzelił gola, a Wołek nieźle się zachował przy jednej z bramek, ale to jednak środek wygrał GieKSie ten mecz tak wysoko. Frańczak mógł się ratować przynajmniej golami, tak jak z Kluczborkiem. Ale zarówno z Arką, jak i Pogonią Siedlce miał znakomite wprost sytuacje, w których strzelał w sposób kuriozalny, słabo, nieczysto.

Cała słaba gra Bębenka skutkowała zesłaniem do rezerw. Wrócił w meczu z Miedzią i mocno walczył, ale bez efektu. Jego bezbarwna gra skutkowała tym, że trener Piekarczyk na konferencji nazwał go „Bochenkiem”.

W spotkaniu z Bełchatowem jako młodzieżowiec na boisku pojawił się Daniel Ciechański. We wcześniejszych meczach grał ogony, w spotkaniu z Bełchatowem zagrał beznadziejnie, a nie pomagały mu też systematyczne „opeer” od kolegów. Nic nie było z tej jego szybkości, grał jakby miał przywiązane kule do nóg. To był epizod w pierwszym składzie, wkrótce zawodnik odniósł kontuzję.

Dość ciekawa sytuacja miała miejsce z Frańczakiem w meczu z Sandecją. Grał słabo, ale w pewnym momencie trener przesunął go na lewą obronę i… zawodnik strzelił pięknego gola. Potem zaliczył bardzo szczęśliwą asystę. Efekt był więc dobry, choć gra przeciętna. Przy tej zmianie do pomocy przeszedł Rafał Pietrzak.

Skrzydła grały fatalnie, natomiast w grze Bębenka coś drgnęło w meczu z Cracovią. Co prawda dalej grał przeciętnie, ale przynajmniej już nie było tych dośrodkowań wprost w trybuny. Na dobre było już lepiej w meczu z Bytovią, gdzie Bębenek zagrał świetnie. To był początek zwyżki formy naszych bocznych pomocników. Dość nieoczekiwanie w meczu ze Stomilem drugą swoją bramkę strzelił Paweł Szołtys (pierwsza z Sandecją). A w Chojnicach to właśnie Bębenek trafił do siatki, a popraił Wołkowicz. Gdy dodamy do tego asystę Czerwińskiego z obrony przy pierwszym golu, można śmiało powiedzieć, że skrzydła wygrały ten mecz – nareszcie!

Z Dolcanem znów było bardzo dobrze, Bębenek dobrze rozumiał się z Czerwińskim, a Wołkowicz na drugiej stronie również prezentował się dobrze. Niestety Maciejowi przyplątała się kontuzja w najmniej odpowiednim momencie i GKS musiał sobie radzić bez niego. W końcu też wyższą formę zaprezentował Paweł Szołtys, który w meczu z Zawiszą w końcu pokazał grę męską, a nie juniorską. Gorzej było w Płocku. Tam już Bębenek po przerwie pojawił się na boisku i rozruszał nieco grę GKS, ale bez efektu.

W końcu na eksperyment w Sosnowcu zdecydował się trener Brzęczek. Rafał Pietrzak na prawej pomocy zagrał chyba pierwszy raz w życiu i spisał się całkiem nieźle. Współpracował z Czerwińskim, jak należy. Na drugiej stronie do boku zbiegał Burkhardt. Ciekawe, czy wariant z Pietrzakiem będzie kontyuowany na wiosnę – trudno w to uwierzyć, szczerze mówiąc…

Epizod miał w tej rundzie także Aleksander Januszkiewicz, który nawet wywalczył karnego z Kluczborkiem. Potem jednak zniknął na amen i z 20% Bale’a pozostało już chyba tylko 5.

Ofensywny pomocnik
Tutaj wiele sobie obiecywaliśmy po Filipie Burkhardtcie i początkowo zawodnik te nadzieję spełniał. Zarówno z Rozwojem, jak i Wigrami zagrał kapitalnie i strzelał bramki. O Przemysławie Pitrym już nikt nie pamiętał. To jednak były miłe złego początki. Od meczu z Zagłębiem Bury zaczął notować zjazd w dół, ale tak, że był po prostu mega zawodem dla kibiców. Był po prostu słaby, jakoś nie było widać wielkiego zaangażowania. W tym okresie często rolę rozgrywającego przejmował na siebie Wojciech Trochim i czynił to z niezłym efektem na początku, ale z czasem również było gorzej.

Bury wszedł z ławki w Bełchatowie i mimo kłopotów żołądkowo-jelitowych strzelił bramkę – bardzo ważną, bo wyrównującą. Liczyliśmy na zwyżkę formy. Niestety nic takiego się nie stało, a i Trochim już nie grął tego, co wcześniej. Dziesiątki praktycznie nie mieliśmy.

Wkrótce do GKS dołączył Bartosz Iwan i już po kilkunastu sekundach drugiej połowy meczu w Grudziądzu popisał się kapitalnym uderzeniem i tylko pech sprawił, że piłka nie wpadła do siatki. Ta jedna akcja wzbudziła w nas nadzieję, że będzie to piłkarz z doświadczeniem, który rozrusza grę ofensywną naszego zespołu. Niestety tak się nie stało, piłkarz nie spełnił oczekiwań. Zdobył co prawda gola z Rozwojem, ale generalnie było bardzo przeciętnie. Praktycznie nie było jednego meczu, po którym moglibyśmy napisać, że Ajwen był motorem napędowym naszego zespołu. Nie zawsze wręcz grał od początku – czy to z powodu formy, czy kontuzji. W Sosnowcu za rozgrywanie wziął się Trochim, a Bartek wszedł w końcówce, zaprzepaścił jedną dobrą akcję i dał się „zrykoszetować” przy drugim golu. Zawód.

Podsumowanie
Linia pomocy to nie była formacja stabila. Abstrahując od zmian personalnych, które są nieuniknione przy pięciu pozycjach, to ciężko było o zgranie wysokiej formy wszystkich zawodników w jednym czasie. I tak, gdy błyszczał Burkhardt i dobrze grali defensywni pomocnicy, ci boczni byli totalnie nieobecni. Potem nie mieliśmy dziesiątki, boków pomocy, ale w końcu zaczęli grać defensywni. W końcówce rundy obudziły się boki, ale dalej nie mieliśmy rozgrywającego.

Każdy notował dobre momenty, ale chyba najbardziej dotkliwa w przekroju rundy była zła gra rozgrywających. Chcielibyśmy oglądać takiego Burkhardta jak z Rozwojem i Wigrami, takiego Iwana, jak za czasów Adama Nawałki. Cieszy wzrost formy Bębenka, który w pewnym momencie stał się najelpszym zawodnikiem GKS.

Stabilizacja całej formacji pomocy to zadanie na zimę. Oraz kwestie mentalne, które w przypadku Burkhardta zwłaszcza musi poprawić trener Brzęczek, a Iwanowi przypomnieć, że świetnie potrafi rozprowadzać akcje.

Co do defensywnych pomocników, to są oni nieprzewidywalni. Leimonas jak potrafi zagrać super w destrukcji, tak potrafi zawalić bramki. Łukasz Pielorz musi stać się bardziej wyrazisty.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Widzew rywalem GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.

Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.

Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.

Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa

Kontynuuj czytanie

Kibice Piłka nożna Wideo

Doping GieKSy w Częstochowie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielny wieczór do Częstochowy, na ostatni mecz w tym roku, wybrał się komplet GieKSiarzy. Ultrasi zadbali o przedświąteczny klimat na sektorze.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Rakowem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Rakowem był ostatnim w tym roku. Teraz… święta. I Nowy Rok. Trzech Króli i turniej halowy w Spodku. I zleci jak z bicza strzelił, gdy 30 stycznia zagramy z Zagłębiem Lubin. Wracamy jeszcze na chwilę do Częstochowy i zamykamy temat Rakowa.

1. Na mecz pojechaliśmy w dwuosobowym składzie plus Mariusz przyjaciel redakcji. Miał jeszcze pojechać Flifen, ale laptop mu się zepsuł. No i nauki dużo ma. Więc jak już skończy tę medycynę, to uderzajcie do niego. Będziecie mieli pewność, że gdy inni się obijali i na mecz jeździli, on siedział z nosem w książkach 😉

2. Do Częstochowy jest rzut beretem, więc jechaliśmy niecałą godzinkę. Dobrze, że na koniec nam nie przypadł w udziale jakiś Białystok… Ale uwaga, uwaga – tam pojedziemy już za dwa miesiące.

3. Stadion Rakowa wiadomo – nie jest z tej epoki nowych obiektów, choć i tak swego czasu go rozbudowano. Dlatego jest to raczej takie boisko, otoczone trybunami. Mówi się o nowym, obiekcie i mówi, ale na razie cisza.

4. Dlatego długo nie mogliśmy go wypatrzeć, choć byliśmy już przecież przy linii tramwajowej. Dopiero w ostatniej chwili ujrzeliśmy jupitery, a za moment byliśmy już pod obiektem.

5. Jakoś tak się złożyło, że byliśmy bardzo wcześnie, bo przed 15:30, kiedy wydawali akredytacje. Więc musieliśmy chwilę postać pod kasą i poczekać na swój moment. Wszystko odbyło się sprawnie.

6. Widzieliśmy nawet rakowskiego rycerza, który przyszedł do pracy, ale jeszcze po cywilu.

7. Mając tyle czasu… nie za bardzo wiedzieliśmy, co ze sobą zrobić. Jedno jest pewne, ja byłem bardzo głodny, więc w planie miałem obowiązkową kiełbasę, na której to poszukiwania wkrótce wyruszyliśmy.

8. Zanim jednak to nastąpiło, pokręciliśmy się trochę w okolicach sali konferencyjnej. Przywitaliśmy się także z Wojciechem Cyganem, który stał przy wejściu i wkrótce witał przybyłą drużynę gości. My też mogliśmy – dzięki infrastrukturze stadionu – ten przyjazd naszym pięknym zielonym autokarem, oglądać.

9. Nie zabrakło czułych powitań, choćby z Adrianem Błądem, czyli takim „synem” prezesa Wojtka. Przytulili się na to powitanie, jako że było dużo czasu przed meczem, atmosfera była bardzo sympatyczna. Bój miał się rozpocząć wkrótce.

10. My tymczasem poszukiwaliśmy kiełbasy. Obeszliśmy trybuny, co nie było trudne, bo byliśmy tak jakby na zewnątrz stadionu. Miła pani nas kilka razy wpuszczała i wpuszczała ze strefy gastronomicznej. Ogólnie te przejścia za trybunami są jakieś takie klimatyczne. W dobie faktycznie tych nowych stadionów te takie stare, polskie, mają w sobie coś z nostalgii.

11. Jako że kiełby się dopiero piekły, postanowiliśmy uraczyć się innymi trunkami, w tym ja herbatką. I tak sympatycznie oczekiwaliśmy na strawę.

12. Kiełbaska za 25 złotych, z ogórkiem kiszonym. Bardzo dobra, byłem mega głodny, więc była jak znalazł. Od razu humor się poprawił i liczyliśmy, że nie będzie to najlepsza rzecz, która nas spotkała przy Limanowskiego, ale jedna z najlepszych.

13. Udaliśmy się na sektor prasowy, a Misiek na murawę. To, co było też bardzo dobre, to że w przeciwieństwie do lutowego spotkania było po prostu relatywnie ciepło. Znaczy relatywnie bardzo ciepło. Wtedy wymarzliśmy solidnie, bo nie dość, że było po prostu zimno, to jeszcze ciągnęło spod trybuny, bo są te kratki metalowe jako podłoga, a pod trybuną nie ma nic.

14. Zajęliśmy miejsca. Początkowo w rzędzie ze studenckimi stolikami, ale tam było bardzo ciasno, więc przenieśliśmy się rząd wyżej – już bez stolików, ale z szerszym przejściem. Nie było dla mnie w tym kontekście problemem trzymanie laptopa na kolanach.

15. Za to podłączenie do kontaktu przypomniało traumę ze stadionu ŁKS. Wtyczka nie chciała wejść, ale cudem udało się ją wepchnąć. Potem cała operacja z przeciąganiem kabla pod trybuną, trzymając go przez te małe dziurki w podłodze. Uff, udało się. Nikt o kabel nie zahaczy.

16. No i rozpoczął się mecz. Widoczność z tak niskich trybun jest oczywiście średnia. Jeszcze na połowie, na wysokości której jest prasówka, jest spoko. Ale po drugiej stronie trzeba by było mieć sokoli wzrok, by wszystko dobrze identyfikować.

17. Prezenty kibicom rozdawał Święty Mikołaj. Co ciekawe miał on akredytację. Na której było napisane, że jest to Święty Mikołaj, a jako redakcja Biegun Północny.

18. Kibice gości wypełnili sektor gości. Przez cały mecz głośno dopingowali, urządzili też baloniadę ze świąteczną piosenką, a na koniec, jak za starych czasów zaśpiewali Wesołych Świąt. Może w bardzo dawnych czasach taka tradycja była (nie wiem), ale ja pamiętam, że pierwszy raz coś takiego miało miejsce w którąś Wielką Sobotę, zdaje się w 2001 roku. Podczas bardzo śnieżnego meczu z Amiką. Ale mogę się mylić, co do szczegółów.

19. GieKSa w pierwszej połowie była nieco lepsza i miała więcej sytuacji. Niestety nie wykorzystaliśmy żadnej. W drugiej po zmianach Raków się rozpędził i w końcu strzelił upragnionego gola.

20. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Gospodarze zapewnili kapuśniak. Od kiełbasy minęło już trochę czasu, więc również było to bardzo miłe. Gorąca, treściwa zupka w oczekiwaniu na konferencję miała wynagrodzić smutek po porażce.

21. Najpierw wypowiedział się trener Górak. Potem oczekiwaliśmy na trenera Papszuna i jakieś dziwne sceny się działy przed salą, że aż pracownik Rakowa notorycznie zamykał drzwi. Jakieś były krzyki i huki. Wydawało się, że to trener Rakowa krzyczy, żeby go wypuścili w końcu do tej Warszawy. Ale nie. Marek Papszun był w tym czasie na murawie i udzielał wywiadu dla Ligi Plus Extra.

22. Po konferencji oczywiście chwila na sali, żeby na stronie pojawiła się relacja z wypowiedzi trenerów oraz galeria zdjęć. Pół godzinki posiedzieliśmy, aż udaliśmy się w drogę powrotną.

23. Kulturka jest, więc wychodząc rzekłem do Marka Papszuna „do widzenia” i sympatycznie, z uśmiechem odpowiedział. A wychodząc z klubu spotkałem Marka Ameyawa i ten młody człowiek bardzo kulturalnie sam powiedział „do widzenia”. Milusio.

24. Ogólnie cały wyjazd bez większej historii. Krótki. Mecz przegrany. Do Rakowa nie ma się, o co przyczepić, wszyscy mili, uśmiechnięci. Kiełbasa dobra, rzecznik sympatyczny. Wojciech Cygan witający starych znajomych.

25. „Do zobaczenia na Narodowym” – powiedział rzecznik, gdy się z nami żegnał. Nic dodać, nic ująć. Miejmy nadzieję, że 2 maja się ponownie zobaczymy. Bierzemy w ciemno.

26. Wesołych Świąt!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga