Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

[WYWIAD] „Piłkarze są od grania” – druga część wywiadu z Dariuszem Motałą

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Dziś czas na drugą i ostatnią część wywiadu z menedżerem Dariuszem Motałą. W poprzedniej skupiliśmy się na minionym sezonie, a w tej poruszymy kwestię nadchodzącego. Jak wybierano nowego trenera? Ilu było kandydatów na to stanowisko? Jak wygląda kwestia transferów? Kto zostanie? Kto odejdzie? Ilu nowych graczy trafi na Bukową? Jaki jest plan na Puchar Polski? Czy Dariusz Motała odejdzie z GieKSy? Jakie jest nastawienie przed nowym sezonem? Na te i inne pytania odpowiedzi uzyskacie czytając poniższy wywiad. Z menedżerem rozmawiali Błażej i kosa.

Jak wyglądał wybór nowego trenera po odejściu Jerzego Brzęczka?
Prowadziłem rozmowy z trzema szkoleniowcami, a jednym z nich był Piotr Mandrysz. Dwaj pozostali obecnie już też mają pracę i to w bardzo dobrych klubach. Po rozmowach opiniowałem wszystkich trenerów i na tym mój udział się kończył. Kierowałem się tym, by byli to trenerzy, którzy znają pierwszą ligę oraz mają doświadczenie w awansach. Nie chciałem trenera, który będzie jedynie z nazwiskiem. Wolałem kogoś, kto swoją postawą na ławce trenerskiej doszedł do miejsca, w którym się znajduje, a nie kogoś kto tę drogę miał skróconą dzięki karierze piłkarskiej. W moim odczuciu dużej różnicy między pierwszym i trzecim kandydatem nie było. Rozważaliśmy jednak wszystkie czynniki (zdobycz punktową, z jakimi piłkarzami pracował, w jakich klubach, jakie odnosił sukcesy itd.), nie było to na zasadzie porównywania zdjęć i wyboru tego, który nam najbardziej się podoba. Ważne dla nas było też to, że chcą pracować w GKS-ie Katowice.

Każdy z nich był w naszym zasięgu finansowym?
Z żadnym z trenerów nie rozmawiałem na temat warunków finansowych. To nie jest moja rola. Ja miałem wybrać i zaopiniować najlepszych kandydatów dla klubu. Rozmawiałem z nimi na tematy sportowe i o wizji prowadzenia drużyny. O finansach rozmawiał już zarząd.

Czy wybór tej trójki został poprzedzony selekcją z szerszego grona? Byli jacyś szkoleniowcy, którzy gdy tylko usłyszeli GKS Katowice, to uciekali?
Ja miałem na oku wspomnianych wcześniej trzech trenerów. Wiem, że byli szkoleniowcy, którzy sami dzwonili do klubu i proponowali swoje usługi. Chętnych na pracę było dużo, ale przyjęliśmy strategię, że to my mamy dopasować trenera do naszej koncepcji, a nie on cały klub pod siebie.

Trener Mandrysz podpisał kontrakt na dwa lata. Czy jest jakaś klauzula, że w przypadku braku awansu zostanie on rozwiązany?
Rekomendowałem podpisanie umowy na dwa lata. Piłkarz, trener, ktokolwiek z pracowników musi czuć stabilizację, a nie zastanawiać się, co będzie na koniec sezonu. Zwiększa to komfort pracy i daje lepsze efekty. Pamiętajmy, że w przypadku awansu dużo łatwiej będzie nam utrzymać trenera u siebie, a na pewno wtedy pojawią się oferty z innych klubów.

Jaki był kontakt wcześniej z trenerem Mandryszem?
Trenera Piotra Mandrysza poznałem przy okazji negocjacji kontraktu Pawła. Rozmawialiśmy wtedy dość długo i widzieliśmy się trzykrotnie. Rozmowy były bardzo konstruktywne, ale oczywiście nie dotyczyły budowy GieKSy, tylko Pawła.

Wiadomo jak trener wyobraża sobie współpracę z synem?
Nie odbyliśmy jeszcze takiej rozmowy. Mogę powiedzieć, że na pewno zamknęła się obecnie sprawa ewentualnego transferu drugiego syna Roberta, a było to coś, o czym gdzieś tam myśleliśmy i ten temat się przewijał. Pamiętajmy jednak, że Paweł nie miał żadnego wpływu na przyjście swojego ojca do klubu.

Jakie będą relacje dyrektora sportowego i trenera? Równi sobie, czy może dyrektor jest zdecydowanie nad trenerem?
Jestem zwolennikiem zarządzania równoległego. Chcę mieć wpływ przede wszystkim na kadrę pierwszego zespołu, ale ostateczne decyzje co do składu i osiemnastki meczowej musi podejmować trener. Mam dużo pokory co do swojej osoby i wiem, że każda współpraca z nowym trenerem pozwala mi się rozwijać. Jestem osobą, która ma swoje zdanie, ale potrafię słuchać innych.

Trener Mandrysz zapoznał się już z badaniami i wszystkimi analizami, jakie miał klub za trenera Brzęczka?
Oczywiście. To są rzeczy, które należą zarówno do szkoleniowca, jak i klubu. Moja rola polega właśnie m.in. na dopilnowaniu tego, by te dokumenty zostały przekazane i były cały czas w klubie. Trener Mandrysz dostał plik badań, pomiarów i może się z nimi zapoznać.

Jak oceniana jest praca Leszka Dyji? Badania badaniami, ale często kibice odnosili wrażenie, że drużyna nie była do końca dobrze przygotowana do rundy wiosennej.
Trener Mandrysz dostał pełną możliwość oceny sztabu szkoleniowego i ma wolną rękę w przypadku, gdyby chciał dokonać zmian. Dobry czas na ewentualne korekty będzie po rundzie jesiennej. Na razie zaakceptował wszystkie osoby, które są w tym składzie. Może się jednak okazać, że nie będzie żadnych zmian.

Nie ma obaw, że z trenerem Mandryszem powtórzy się sytuacja np. z Sosnowca, gdzie został zwolniony przez piłkarzy?
W GKS Katowice żaden piłkarz nie ma prawa wypowiedzieć się negatywnie na temat trenera. Piłkarz musi rozumieć kto jest szefem i że trener jest wyżej niż on. Jest to dla mnie proste, ale często się to wymyka spod kontroli w wielu klubach. W GKS-ie Katowice na pewno jednak tak nie będzie. Od oceniania trenera jest zarząd, a ja jestem od indywidualnych rozmów ze szkoleniowcem, które mają na celu dobro drużyny.

Nie ukrywajmy jednak, że w wielu klubach piłkarze dążą do zwolnienia trenera. Czy my jesteśmy na to odporni?
Rzeczywiście słyszy się czasem o takich sprawach, jednak ja nigdy nie poznałem pełnego kontekstu. Moja funkcja w klubie jest od tego, by nie dopuścić do takiej sytuacji. Zwalnianie trenera przez piłkarzy nie bierze się z niczego i często jest poprzedzone dłuższym konfliktem oraz rozbieżnością zdań. Od tego jest menedżer drużyny, by w porę reagować i nie dopuścić do eskalacji. Zauważcie, że np. w Lechu Poznań zwolniono trenera Skorżę, bo nie było chemii między nim i szatnią. Zostało to poprzedzone zdobyciem mistrzostwa Polski i awansem do fazy grupowej Ligi Europy. To nie są łatwe decyzje dla klubu, ale czasem ktoś musi podjąć decyzję. I to nie na zasadzie, za którą stroną się opowiada, ale po prostu co jest dobre w danym momencie dla samego klubu. Jednak podkreślę raz jeszcze: piłkarze są podwładnymi trenera, a on jest szefem.

Pewnie nie wszyscy piłkarze są zadowoleni z tego wyboru, bo trener Mandrysz znany jest ze specyficznego podejścia do drużyny i relacji z szatnią.
Spotykając się z trenerem poruszyłem temat dwóch sytuacji, które miały wcześniej miejsce. To jest relacji między nim i dyrektorem sportowym w Niecieczy i relacji trener-piłkarz-prezes w Sosnowcu. Otrzymałem stosowne odpowiedzi, które mnie satysfakcjonowały. Musimy pamiętać, że najważniejszy w budowaniu drużyny jest szkoleniowiec. Trenera Mandrysza opiniowałem na podstawie rozmów z nim, w których poruszaliśmy wizję, styl gry itd. Piłkarze podpisują kontrakt i tam nie ma nic o tym, że mają wpływ na wybór trenera albo pewność tego, że będzie nim X lub Y. Tak samo nie mają gwarancji gry w pierwszym składzie. Musimy wprowadzić normalność: piłkarz jest pracownikiem klubu, ma ważny kontrakt, który ma wykonywać i za który ma płacone. Jego zwierzchnikami są trener oraz moja osoba i to nas ma słuchać. Jest to proste i logiczne.

Czy styl grania, który wprowadzać chciał w Katowicach m.in. trener Jerzy Brzęczek, czyli wymiana dużej ilości podań (tzw. Barcelona) nie jest nieodpowiednia dla pierwszej ligi? Gdyby teraz trener Piotr Mandrysz też chciał grać tak samo?
Nie ma dwóch trenerów, którzy są tacy sami. Nie ukrywam jednak, że ważne dla nas było to, by nie przyszedł do klubu szkoleniowiec, który wszystko wywróci do góry nogami. To jak grać będzie GieKSa zależy już od trenera Mandrysza, jego wizji i stylu prowadzenia zespołu.

Czy nie jest tak, że przychodzi nowy szkoleniowiec i znowu będzie sytuacja, w której padną często powtarzane słowa: „trener musi poznać zawodników, by móc ocenić ich przydatność dla zespołu”? Nie ma obawy, że potracimy przez to za dużo punktów już na samym starcie rozgrywek?
Jestem przekonany, że mamy dobry zespół. Ten zespół potrzebuje jednak wzmocnień w postaci dobrych transferów i takie na pewno będziemy robić. Droga, którą obraliśmy, była słuszna, jeśli chodzi o zawodników, których pozyskaliśmy wcześniej. Trzeba brać pod uwagę, że to jednak będą różne transfery. Są zawodnicy, którzy przyjdą do rywalizacji i od razu będą wzmocnieniem. Są jeszcze transfery młodzieżowe. Dziś np. mogę jasno powiedzieć, że w ogóle nie jestem zawiedziony transferami z II ligi. Mandrysz, Prokic oraz Abramowicz przyszli do nas i dali radę — zrobili skok do przodu. Wiadomo, że mieli swoje słabsze i lepsze momenty. Jako kibice zaczęliście od napastników, jeśli chodzi o zmiany. Ja uważam, że najwięcej trzeba zmienić w obronie. Będziemy szukać zawodników, którzy zapewnią nam więcej agresji w tej linii. Odpada nam Czerwiński na boku, środek również trzeba wzmocnić. Zejdler i Kalinkowski potrzebują kogoś do rywalizacji w środku pola. Na dodatek szukamy młodzieżowca.

Jak wygląda kwestia transferów?
Na pewno warto podkreślić, że w GieKSie nie sprowadzamy piłkarzy, by ich mieć, a potem myśleć jak ich wkomponować w zespół. Każdy, kto przychodzi na Bukową wie na jakiej pozycji będzie występował. Na chwilę obecną musimy znaleźć prawego obrońcę, stopera albo nawet dwóch, kogoś do środka…

Młodzieżowca lub nawet kilku.
Na pewno nie jestem taką osobą, która chciałby się zapchać młodzieżowcami. Są drużyny, które miały ich kilku, są takie, które grały tylko jednym. Musimy mieć jakąś bazę. Będę chciał, by został Paweł Szołtys. Bardzo chciałbym, aby był z nami Kamil Jóźwiak, ale na decyzje w tej sprawie będzie trzeba poczekać, dlatego równolegle muszę monitorować trzech innych młodych piłkarzy, by w razie, gdyby Kamil nie mógł do nas dołączyć, to oni dali jakość drużynie.

Co z innymi?
Decyzje będą ogłaszane stopniowo do 30 czerwca. Nie chce mieć takiej sytuacji, że nagle nie będzie piłkarzy do treningu. Zawodnicy mają kontrakty do końca miesiąca i muszą je wypełnić. Decyzje w sprawie Wołkowicza, Dudy i Bębenka zostały już podjęte przez moją osobę.

Niektóre decyzje to jednak duża niepewność. Kiedy to się wyjaśni?
Abramowicz do pierwszego treningu ma dać odpowiedź. Lebedyński do 30 czerwca ma czas na określenie się, czy chce zostać u nas i grać. Jeśli do tego momentu się nie porozumiemy, to nie będzie naszym piłkarzem. Jóźwiak wrócił do Lecha, z nim może być sprawa taka, że wróci do nas np. pod koniec sierpnia.

Czy jest jakakolwiek szansa, że Alan Czerwiński zostanie na przyszły sezon?
Nie. Ten zawodnik swoją postawą i profesjonalizmem zasłużył na to, by iść dalej i się rozwijać. Bardzo mu kibicuję i wiem, że to jest ten moment, w którym musi zrobić krok naprzód, by nie przespać swojej szansy. Jego droga kariery w GKS-ie została na ten moment zakończona.

Który z transferów był najlepszy?
Każdy transfer byłby super, gdybyśmy awansowali. Nie chcę tak dzielić transferów, bo każdy jest inny. Na przykład Prokić – miał słaby okres, nie strzelał bramek. Myśleliśmy nad jego wypożyczeniem, ale się powstrzymaliśmy. Trzeba być cierpliwym, widząc, jak zawodnik pracuje na treningach i ile daje od siebie. Uważam, że pozyskanie Foszmańczyka, Nowaka i Abramowicza to były dobre decyzje. Mieliśmy dobrą jakość na pozycji bramkarza — rywalizowali ze sobą w bardzo dobry sposób, bez żadnych zgrzytów. Patrząc od drugiej strony — nie jestem zadowolony z Lebedyńskiego, jeśli chodzi o liczby. Niektórzy nie weszli na poziom, na który mogli, ale jednak grali w tym zespole. Żeby była jasność nie można mówić, że jest świetnie. Należy jednak brać pod uwagę, że inaczej trzeba oceniać Sapałę, a inaczej Foszmańczyka. Sapała był z nami krócej, dodatkowo na wypożyczeniu i dołączył pod koniec okresu przygotowawczego, więc jego ocena będzie inna niż zawodnika, który jest z nami przez cały rok. Kibice będą mówić, że Wisio się nie sprawdził, ale tutaj szukaliśmy zawodnika, który mógłby pomóc temu zespołowi. Dla mnie Wisio jest 100 proc. profesjonalistą, ale nie udało mu się wejść dobrze w ten zespół, a do tego doszły kontuzje. Wisio dostał zadanie do spełnienia i to się nie udało, ale mam czyste sumienie pod tym względem. Wiem, jakim jest profesjonalistą, a podpisana umowa nie spowoduje, że przez trzy następne sezony Tomek będzie na liście płac klubu. Na 90 proc. Wisio nie będzie grać u nas w przyszłym sezonie.

Kogo nie udało się nam pozyskać w zimie?
Z Bytowią o jednego piłkarza przegraliśmy rywalizację, ale to nie był nasz pierwszy wybór. Bardziej uzupełnienie.

Ilu piłkarzy chcemy sprowadzić do pierwszego składu? Chodzi nam o takich jak Łukasz Zejdler, a nie uzupełnienia składu (jakim był np. Igor Sapała).
Trzech, czterech na pewno. Oczywiście jest to uzależnione od tego, czy np. odejdzie Mateusz Abramowicz. Wtedy będziemy musieli sprowadzić więcej piłkarzy.

Jak to było z Zagłębiem Lubin?
Nie powiem o jaki klub chodziło. Gdzieś tam rzeczywiście było zapytanie z klubów wyższej ligi, gdzie moja praca została doceniona i zostałem zaproszony na rozmowy. Miałem propozycje, toczyły się rozmowy, ale jestem tutaj w Katowicach i to się liczy.

Czy nie jest jednak tak, że funkcja menedżera i dyrektora sportowego jest trochę inna niż piłkarza lub trenera? Czy na tym stanowisku nie powinna zasiadać osoba, która ma długoterminową wizję?
Pamiętajcie, że ja też mam odpowiedzialność za swój rozwój i swoją rodzinę. Chcę podkreślić, że bardzo dobrze czuję się w Katowicach. Doceniam, że dano mi tutaj szansę rozwoju. Zawsze, jednak gdy pojawia się propozycja, to człowiek musi się zastanowić, czy to czasem nie jest ta jedyna i niepowtarzalna okazja, by iść wyżej i wskoczyć na kolejny poziom. Wiadomo — są kluby, których propozycji bym nawet nie rozważał.

Nie jest jednak tak, że przez zbyt częstą zmianę pracy na tym stanowisku, ktoś mógłby się zastanowić nad zatrudnieniem takiej osoby?
Na pewno tak jest, ale ja akurat mam bardzo dużą stabilizację zawodową. Najpierw byłem cztery lata w Lechu Poznań, teraz jestem już prawie dwa w Katowicach. Niektórzy przez ten czas byliby już w kilku klubach.

Scenariusz: Dariusz Motała przez 10 lat w GKS Katowice jest realny? Czy może nasz klub to odskocznia do wielkiej kariery?
Oczywiście, że tak. To nie jest sytuacja, że ja chcę odejść z Katowic, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Pamiętajcie jednak, że mi się kończył kontrakt i muszę myśleć o swojej przyszłości.

Czyli jest możliwość, że nie zostanie on przedłużony?
Jestem umówiony z prezesami na rozmowę, i chciałbym dalej pracować w GieKSie. Naprawdę cieszę się, że moja praca w GKS Katowice została doceniona choćby przez zaproszenie na rozmowę do klubu Ekstrklasy. Nie chcę składać żadnych deklaracji, bo wiecie, że tego nie lubię. Jestem z Poznania, ale obecnie GieKSa jest najważniejsza. Wiem, w jakim klubie się znajduję i jakie tutaj mam możliwości. Szczerze mówiąc bardziej prawdopodobne byłoby, żebym odszedł po awansie i zrealizowanym celu. Brak tego siedzi mi mocno w głowie i chciałbym osiągnąć to, do czego zostałem zatrudniony w Katowicach.

Chcielibyśmy spytać o sytuację rezerw i ocenę sezonu w ich wykonaniu.
To na pewno jest nasza kula u nogi. Drugim zespołem jesteśmy bardzo rozczarowani i to też pokazuje jak wąskie zaplecze mieliśmy w poprzednim sezonie. Zdecydowanie nie można tego zwalić na młodych piłkarzy, bo często grała tam grupa nawet 8-9 piłkarzy z szerokiej kadry pierwszego zespołu i efekt był tak samo zły. Czekam na rozmowę z trenerem Mandryszem, by przedstawił, jaką ma wizję tej drużyny. Ja miałem przygotowane dwie koncepcje. Jedna z nich była na wypadek awansu do ekstraklasy, bo wtedy mielibyśmy większe środki i moglibyśmy je zainwestować także w drugą drużynę. Druga z nich jest gotowa na obecną sytuację, ale tak jak mówiłem — chciałbym najpierw porozmawiać o tym z nowym trenerem.

Przewija się brak środków, których nie ma z powodu awansu. Nie można przemodelować akademii, zainwestować w drugą drużynę.
Nie chodzi o to, że nie ma pieniędzy na to. Po prostu nie ma większej ilości środków, by można było za nie zrobić odpowiedni skok jakościowy. Wejście do ekstraklasy spowodowałoby większe zainteresowanie sponsorów, większe pieniądze z telewizji, a to wszystko można by mądrze zainwestować. Dla pełnej jasności — jesteśmy na pewno jednym z lepiej zorganizowanych klubów w pierwszej lidze, ale wiadomo, że celujemy dużo wyżej.

Jaki jest wpływ dyrektora sportowego na akademię?
Chcę mieć wpływ na to, co będzie się działo w juniorze starszym, bo to jest główne i najszybsze zaplecze drugiej i pierwszej drużyny. Ja na pewno będę wymagał i wymuszał, by trafiali do nas dobrzy piłkarze.

Jaki system zapisany jest w kontraktach piłkarzy?
Jest to system motywacyjny i za awans do ekstraklasy były naprawdę duże pieniądze. Niektórzy z piłkarzy GKS Katowice stracili być może szanse życia, by zarobić takie pieniądze. Była to bardzo wysoka kwota. Ja daleki jestem od wypłacania części pieniędzy wcześniej. Tak są skonstruowane kontrakty i piłkarze o tym doskonale wiedzieli.

Często w kibicowskich opiniach przewija się temat tego, że miasto nie chce awansu.
To jest jakiś dramat. Warunki w Katowicach są naprawdę bardzo dobre. Nie byłoby mnie tutaj ani minuty, gdyby ktokolwiek powiedział mi, że mam nie awansować do ekstraklasy. Dla kibiców GKS Katowice awans do najwyższej klasy rozgrywkowej jest porównywalny do mistrzostwa Polski dla Lecha Poznań.

Na konferencji prasowej został podany plan przygotowań do nowego sezonu. Czy w zimę będzie zagraniczny obóz piłkarski?
Tak, zdecydowanie tak. Chcemy dążyć do takiego systemu pracy, by w każdym sezonie podczas przerwy zimowej mieć jeden zagraniczny obóz. Warunki pracy są wtedy zgoła odmienne i to musi stać się standardem w naszych przygotowaniach. Szkoda, że w Katowicach nie ma kompleksu sportowego z zadaszonym i pełnowymiarowym boiskiem. Wtedy nasze możliwości, by się zdecydowanie poprawiły.

Wiemy, że były dwa plany dla GieKSy na nowy sezon.
Tak. W przypadku awansu mieliśmy na oku kilku zawodników, którzy chcieli do nas przyjść, tylko jeśli byśmy grali w ekstraklasie. Niestety nie udało się i musimy realizować plan B, czyli rozmowy z piłkarzami, którzy na naszej liście życzeń znajdowali się na niższych pozycjach.

W lidze walczymy o awans, a czy jest jakiś cel na Puchar Polski?
Rozgrywki te są zawsze wielką niewiadomą, ale i szansą na dużą promocję dla samych piłkarzy. Świetnym tego przykładem są Wigry Suwałki. Nie ma takiej opcji, byśmy odpuścili.

Są jakieś życzenia odnośnie do rywala w pierwszej rundzie?
Nie, nie ma żadnych życzeń. Mamy pojechać gdziekolwiek i po prostu wygrać. Będziemy ten mecz traktować jako generalną próbę przed ligą.

Przed poprzednim sezonem panował optymizm i pewność awansu. Jak wygląda to teraz?
Ja zawsze jestem optymistą i teraz wierzę jeszcze mocniej w ekstraklasę. Wiara we mnie nie upadła, bo jakby tak było, to nie pracowałbym w GieKSie. To jest GKS Katowice, tutaj się gra o awans i jak ktoś tego nie rozumie, to nie ma dla niego miejsca w klubie. Ja mam taki charakter, że ta porażka mnie jeszcze bardziej zmotywowała.


17 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

17 komentarzy

  1. Avatar photo

    Mecza

    22 czerwca 2017 at 16:43

    Wszytsko fajnie ale wyjazd zagraniczny zimą powinien być zakazany. Przecież te sparingi trzeba rozgrywać w błocie po kostki z drużynami drwali bo tak będzie początek wiosny wyglądał a nie na dywaniku z jakimiś Gruzinami. Tu nawet o kasę nie chodzi a o wnioski.

  2. Avatar photo

    psz

    22 czerwca 2017 at 17:02

    Prawy obrońca, stoper, środkowy pomocnik, a co ze skrzydłowymi?

  3. Avatar photo

    kibic bce

    22 czerwca 2017 at 17:51

    Kurna nie kumam 2 druzyna kula u nogi? To skad mamy brac swoich graczy do 1 druzyny?
    Mozs kierunek mlodziez z Banika, Gwarka lub stadionu slaskiego?
    Sparing partnerzy powinni byc mocniejsi.

  4. Avatar photo

    Mecza

    22 czerwca 2017 at 20:06

    @kibic bce, kwestia finansów. Gdyby była kasa to rezerwy potentata 1 ligowego powinny grać w 2, najgorzej 3 lidze. Ekstraklasa czyli w 1 lidze. W ekstraklasie widzę odchodzą od rezerw i je likwidują albo zupełnie zapuszczają (jak u nas) Kwestia oszczędności, łatwiej wypożyczyć ligę niżej zawodnika i w dodatku pensję ktoś mu płaci albo jej część niż utrzymywać ligową drużynę na poziomie 1,2 czy 3 ligi.

  5. Avatar photo

    Mecza

    22 czerwca 2017 at 20:08

    Dodam że w rezerwach raczej powinno być miejsce max dla 23 latków a nie spotkanie weekendowe 30 latków którzy zostali skreśleni i czekają na koniec kontraktu.

  6. Avatar photo

    Mecza

    22 czerwca 2017 at 20:14

    Co do transferów ciekawa 4 zawodników odchodzi z Cracovii: Polczak, Brzyski, Budziński a Cetnarskiego można wypożyczyć. Nie wiem jak finanse i ambicje zawodnika na najbliższy sezon ale Polczak mógłby wrócić…

  7. Avatar photo

    Mecza

    22 czerwca 2017 at 21:55

    @Redakcja, caly wywiad ok dziękuję i Motała nie mógł o wszystkim powiedzieć albo o wszystkich ale jak już coś zaczął a nie dopowiedział to chciałbym aby redakcja sama doszła do tego. Jakich innych dwóch trenerów Motała rekomendował do objęcia stanowiska którzy już podjęli pracę w dobrych klubach i mieli sukcesy w postaci awansów? Nie jestem dziennikarzem aby śledziić to tak dokładnie ale ja nie znam takich chyba a jeśli takowa wypowiedź jest ściemą to natychmiast trzeba Panu podziękować chociaż mówi bardzo poprawnie ale My wszyscy mamy już dość bajkopisarzy. Kolejny wątek dla redakcji,
    Kto zimą wybrał bytovię zamiast GKS?

  8. Avatar photo

    Mecza

    22 czerwca 2017 at 21:58

    Na 90minut wyszło mi że jakiś małolat co grał ostatnio we Włoszech z co z trenerami?

  9. Avatar photo

    kosa

    23 czerwca 2017 at 00:49

    @Mecza

    Menedżer nie chciał zdradzić nazwisk, ale sądzę, że był to Ireneusz Mamrot (tego jestem pewny) i Mariusz Rumak. W trakcie wywiadu odniosłem wrażenie, że pierwszoligowe realia i sukces w postaci awansów niekoniecznie dotyczył całej trójki trenerów. Przy spisywaniu tak po prostu wyszło.

    Co do gracza, który wybrał Bytovię, to rzeczywiście tego tematu nie pociągnęliśmy, ale jakoś był dla nas mało ważny (przy natłoku innych informacji). Był to Filip Modelski.

  10. Avatar photo

    Mecza

    23 czerwca 2017 at 06:35

    Dzięki Kosa za odp. Co do trenera całe szczęście że nie Rumak bo nie widzę różnic większych z Brzęczkiem. O ile pamiętam dobrze to w całej tej jego „karierze” miał jedną rundę wiosenną dobrą z Zawiszą w ekstraklasie, paradoksalnie spadł wtedy.

  11. Avatar photo

    Irishman

    23 czerwca 2017 at 08:55

    Dzięki dla Redakcji za fajny wywiad. W tej części już znacznie więcej konkretów niż w pierwszej ale… w sumie to nawet dobrze, bo już czas pomyśleć o przyszłości zamiast ciągle wracać do przeszłości i babrać się w tym syfie, który musieliśmy znów przeżywać.

    Moim zdaniem:

    1. Wyjazdy na zgrupowania
    Latem oczywiście bez sensu. W Polsce infrastruktura sportowa jest coraz lepsza. Zastanowiłbym się natomiast nad obozem gdzieś w górach. I nie chodzi o to, żeby piłkarze mieli biegać na Giewont, bo się zajadą. Tylko kiedyś czytałem, że potem, po powrocie na niższe tereny w organizmie następują w sposób naturalny procesy poprawiające wydolność organizmu. Ale to musiałby się wypowiedzieć jakiś fachowiec.
    Zimą natomiast jest sens, aby potrenować gdzieś w dobrych warunkach tylko trzeba odpowiednio wcześniej wrócić, żeby jeszcze pograć parę sparingów i zaaklimatyzować się oraz przyzwyczaić do naszych, zimowych warunków.

    2. Drużyna rezerw
    Tu chyba dyrektor miał na myśli nie to, że II drużyna to w ogóle jest kula u nogi, tylko, ze taką była i że trzeba to zmienić.
    Tylko, że tutaj trener musi chcieć ją w jakiś sposób wykorzystać.

    3. Transfery
    Oczywiście trzeba wręcz przebudować całą defensywę – oby bez Prażnovskiego i Wisio.
    Koniecznie potrzebna jest konkurencja dla Zejdlera i Kalinkowskiego, bo chłopaki osiedli na laurach.
    Na skrzydła mamy Mandrysza i Cerimagicia (pod warunkiem, że będzie zdrowy, a Prokić otrzyma w końcu obywatelstwo) – uważam, że to zdecydowanie za mało, tym bardziej przy odejsciu Alana.
    Środek, pod warunkiem, że Zejdler przypomni sobie jak grał na jesieni (co może być łatwiejsze gdy na swoją pozycję powróci Foszmańczyk) jest w miarę mocny.
    W ataku sam Prokić, to także zdecydowanie za mało. Nie wiadomo bowiem, czy zostanie Lebedyński, natomiast forma Goncerza stoi pod ogromnym znakiem zapytania.
    No i oczywiście trzeba koniecznie pozyskać młodzieżowca.

  12. Avatar photo

    Tomek

    23 czerwca 2017 at 10:48

    Ten wywiad jest tak naprawdę potwierdzeniem tego całego marazmu decyzyjnego Cygana. Jak można tolerować cały czas sytuację z rezerwami. Jak można tolerować było brzęczka do konca pomimo tego że ewidentnie było widać że nic z tego nie będzie. Gdyby Cygan pozbył sie go po podbeskidziu coś by jeszcze z tego było. Swoją drogą widać że Cygan nie ma żadnego rozeznania co do kompetencji trenerskich skoro zatrudnił taką miernotę i nie reagował na nic. Dla mnie Cygan to pierwsza osoba do odstrzału i najsłabsze ogniwo GKS. No ale może spac spokojnie bo ma układy

  13. Avatar photo

    stefan

    23 czerwca 2017 at 13:36

    Tomek , Cygan słucha od dawna swoich doradców , ale jako ze jego wiedza jest bardzo mała , wychodzi na ty, jak na twoim podsumowaniu.

  14. Avatar photo

    Mecza

    23 czerwca 2017 at 17:43

    Nie bronię Cygana ale prezes nie musi się znać na piłce aby dobrze zarządzać klubem, mało tego nawet nie powinien zbyt zagłębiać się w szczegóły aby unikać kibicowskich emocji. Wypłaty są na czas, kartki żółte dobrze policzone itd, itp. Dobry prezes ma całościowo ogarniać funkcjonowanie klubu a nie odpowiadać za bzdety, od tego są specjaliści. OK prezes odpowiada za wybór tych specjalistów ale Motała (dział sportowy) tak naprawdę pracuje w Katowicach 18 miesięcy mniej więcej, czego oczekiwaliście na już? Przebudował znacznie drużynę która była blisko awansu ale nie wyszło. Czy są wtopy w innych działach funkcjonowania klubu? Nie słyszałem. Co do Motały, dlaczego nowy kontrakt z Mateuszem Abramowiczem nie został podpisany już zimą skoro odpalił pozytywnie? Jedyne usprawiedliwienie to że zawodnik nie chciał no chyba że po wejściu do Ex celowaliśmy w Szczęsnego.

  15. Avatar photo

    Mecza

    23 czerwca 2017 at 17:52

    Zapomniałem dodać że w ekstraklasie nadal funkcjonują ciamajdy które kartki źle liczą, nie wysyłają wypłaty na czas chociaż mają środki, albo nadal korumpują innych i w dodatku dostają podwyżki i awans sportowy. To jest nasza piłka. Zostawcie Cygana w spokoju (na razie)bo od strony organizacyjnej daje radę a życie pokazuje że nawet jak się ma kasę na funkcjonowanie zapewnioną można nieudolnie działać w tematach poza sportowych.

  16. Avatar photo

    tomek

    23 czerwca 2017 at 21:47

    Mecza podziwiam twoj brak rozsadku. Czlowieku jak jestes na czele organizacji to sukcesy ida na twoje konto tak samo jak porazki. Cygan ma same porazki i tego nie zmienisz. Tynie widisz ze to chlop bez jaj

  17. Avatar photo

    Mecza

    24 czerwca 2017 at 22:21

    @Tomek, Cygan miał porażkę sportową przy piłce, nie można pisać że pasmo samych porażek.88

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga