GKS Katowice ma od miesiąca nowego trenera, którym został Piotr Mandrysz. Były wieloletni zawodnik ROW Rybnik, Zagłębia Sosnowiec czy przede wszystkim Pogoni Szczecin, jako trener z sukcesami w postaci awansów do ekstraklasy z RKS Radomsko, Piastem Gliwice czy Niecieczą, tym razem swoich trenerskich sił próbuje w naszym klubie. Postanowiliśmy przeprowadzić ze szkoleniowcem szczerą rozmowę i wypytać o nurtujące kwestie. Jaką trener ma diagnozę dotyczącą klęski drużyny w poprzednim sezonie? Czy rzeczywiście był skonfliktowany z Tomaszem Foszmańczykiem w Niecieczy? Jak szkoleniowiec zapatruje się na zmiany pokoleniowe zachodzące w polskim futbolu? Czy myśli jeszcze o wzmocnieniach na poszczególne pozycje? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie czytając poniższy wywiad.
Czy zdaje pan sobie sprawę, że porażka w Tarnobrzegu z Siarką już na samym wstępie sezonu spowodowała duże rozdrażnienie u kibiców?
Jeżeli zespół jedzie na mecz, a przegra, to trudno, żeby ktokolwiek był zadowolony. I ja jako trener, również nie jestem.
Nie było widać w tym meczu chęci wygrania za wszelką cenę. W końcówce nie można było odnieść choćby minimalnego wrażenia, że bramka wyrównująca wisi w powietrzu.
Trudno zawodnikom zarzucić, że nie chcieli. Czasami tak bywa, że mecz się nie układa od początku i tak było w tym przypadku. Źle rozpoczęliśmy to spotkanie. Jeszcze nie rozebrałem tego meczu na czynniki pierwsze – robimy to właśnie [rozmowa odbyła się w poniedziałek – przyp.red.] – żebym mógł powiedzieć, co było przyczyną. Przeciwnik przejął inicjatywę od początku meczu i szybko zdobył gola. To nie pomogło nam w dalszej grze – graliśmy nerwowo. Brakowało doskoku w drugiej linii, stąd taka przewaga optyczna rywala. To są rzeczy, które mnie martwią, bo w poprzednich spotkaniach – chociażby tych na obozie – wyglądało to lepiej. Czy wpływ na to miała pogoda, trudno mi powiedzieć, bo było upalnie, ale takie warunki był dla obu stron. Nie szukam więc usprawiedliwienia w tym elemencie. Muszę też porozmawiać z drużyną, bo myślę, że wpływ na naszą postawę też miał obóz, który dopiero co skończyliśmy i wydaje mi się, że to było kluczowe w naszej postawie w pierwszej połowie.
A czy od strony taktycznej, personalnej i przygotowania zespołu, zmieniłby pan coś?
Ta drużyna jest w przebudowie. Odeszło jedenastu piłkarzy, przyszło dziesięciu. Nawzajem się oni poznają i było widać braki w zgraniu. To było główną przyczyną tego, że ponieśliśmy porażkę.
GKS Katowice słynie z tego, że kibice są bardzo wymagający i wywierają presję na piłkarzach. Poprzedni sezon został spektakularnie przegrany – to znaczy nie było awansu, mimo że wystarczyło zdobyć zaledwie kilka punktów więcej. Można mieć poczucie, że dla kibiców mecz z Siarką był kontynuacją pewnego marazmu, który był w zeszłym sezonie… Czy ma pan wiedzę na temat nadszarpniętego zaufania kibiców i w związku z tym jeszcze większych oczekiwań obecnie?
Oczekiwania kibiców we wszystkich klubach, które coś znaczą w polskiej piłce – a GKS taką firmą na pewno jest – są duże. Oczywiście trzeba mieć w tym wiele cierpliwości, choć zdaję sobie sprawę, że kibice GKS Katowice z utęsknieniem od wielu lat czekają na to, aby ich drużyna wróciła na najwyższy szczebel rozgrywkowy. I o tym wiedziałem od początku. Natomiast myślę, że wywieranie przedwczesnej presji na drużynie nie pomaga. Sądzę, że postawa drużyny w rundzie jesiennej poprzedniego sezonu tak mocno rozbudziła oczekiwania wszystkich, że po prostu tego ciężaru odpowiedzialności gry o awans na wiosnę nie udźwignęli. Nie uważam natomiast, że to, co się wydarzyło w Tarnobrzegu, to kontynuacja. To jest nowa drużyna. Musicie mieć świadomość, jak ta drużyna się tworzy, a dzieje się to w zupełnie inny sposób niż w poprzednim roku. Przed poprzednim sezonem trener Brzęczek po powrocie z urlopu miał kadrę zbudowaną w 95 procentach, doszedł w ostatnich dniach sierpnia tylko Mikołaj Lebedyński. W tym roku wszyscy w klubie po zimie widzieli tylko jeden scenariusz i byli przygotowani na awans do ekstraklasy, łącznie z ewentualnymi wzmocnieniami po awansie, obozem w innym terminie i innymi sparingpartnerami. Sytuacja w końcówce rundy potoczyła się niekorzystnie dla każdego, komu na sercu leży dobro GKS i stąd odejście trenera, przyjście nowego, budowanie kadry i dobór nowych sparingpartnerów. To wszystko zaczęło się tworzyć dopiero w momencie, kiedy wiadomo było, że kierownictwo klubu zostaje, ja przychodzę jako trener i nie byliśmy tak przygotowani, jak GKS przed poprzednim sezonem.
W rundzie wiosennej GKS w wielu meczach nie miał prawa nie wygrać meczu, a jednak czasem nie potrafił nawet zremisować. Wydaje się, że aż taki zjazd z wynikami jest trudny do wytłumaczenia tylko czysto sportowym spadkiem formy. Pan widział sporo meczów GieKSy, ma pan diagnozę, dlaczego runda wiosenna wyglądała tak, a nie inaczej?
Nie znam osoby, która nie chciałby grać w ekstraklasie. To się wiąże z większą satysfakcją związaną z dowartościowanej własnej osoby, z lepszymi uposażeniami, ale też większą medialnością, zarówno zawodnika, jak i drużyny i klubu. Uważam, że problemem GKS było to, że w spotkaniach zwłaszcza u siebie, zespół nie udźwignął ciężaru bycia faworytem i wygrał tylko jeden mecz – z GKS Tychy. W pozostałych spotkaniach nie potrafił wygrać. Oczywiście, jeśli na mecz się wychodzi, to z nastawieniem, żeby wygrać, ale po fakcie śmiało możemy powiedzieć, że gdyby te cztery wiosenne porażki zespół zamieniłby na remisy, to byłby w ekstraklasie. Jeden punkt nie satysfakcjonuje, ale odbiera przecież punkty przeciwnikom. Często „chciejstwo” wygrania spotkań i gra o pełną pulę spowodowała na wiosnę to, że zespół cztery spotkania u siebie przegrał i to było kluczowe – przynajmniej w tym sezonie, bo wiosna była nietypowa i rzadko bywały takie rundy, w której faworyci tak nagminnie traciliby punkty.
Wspomniał pan o nieudźwignięciu roli faworyta. W zespole nastąpiło sporo zmian kadrowych, ale czy poza tym będzie pan szukał jakichś metod, żeby zespół sobie z tą presją radził, w postaci np. trenera mentalnego czy psychologa?
Każda forma pomocy jest dobra, tylko to musi być zrobione z głową i zespół musi taką rzecz akceptować. Gdy byłem trenerem Pogoni Szczecin w rundzie wiosennej sezonu 2009/10 szukaliśmy takiej formy wsparcia, zatrudniliśmy psychologa sportu, który miał przeprowadzać z piłkarzami seanse i to czynił. Po czasie odbiór był taki, że mimo że przyszła jedna osoba, to problemu nie udało się rozwiązać – wtedy, w tamtej sytuacji. Oczywiście to też była inna grupa ludzka, inny klub. Ja nie zamykam się na tego rodzaju formy wsparcia, ale poczekajmy, bo to musi być fachowiec pełną gębą i to nie może być ktoś, kto będzie w GKS tylko „przy okazji”, a będzie pracował gdzie indziej, bo to wtedy jest robione – moim zdaniem – nierzetelnie.
Od wielu lat w klubie działy się różne rzeczy na linii kibice-piłkarze, sam pan wspominał w wywiadzie dla telewizji klubowej o meczu GKS z Niecieczą, kiedy kibice po spotkaniu udali się pod szatnie, a była to przecież 3. kolejka. Za to na wiosnę poprzedniego sezonu, kibice zawiesili hasło „tu jest GieKSa, tu jest presja” i nawet po systematycznie przegrywanych meczach, wspierali zespół. Mamy wrażenie, że drużyna z tego wsparcia zupełnie skorzystała.
Trudno mi się wypowiadać za poprzedników, ale odnoszę wrażenie, po rozmowach z zawodnikami, że bardzo sobie to cenili. Na przestrzeni lat miałem okazję bywać na Bukowej czy to w roli kibica czy trenera zespołów przeciwnych, w poprzednim sezonie widziałem ogromną zmianę na plus. Dzięki zachowaniu kibiców ci chłopcy zdobywali punkty. Jeśli możemy mówić o wsparciu kibiców, to było ono na nieprawdopodobnie wysokim poziomie. Kibice swoją postawą byli dwunastym zawodnikiem zespołu. Mogę tylko prosić was – bo reprezentujecie przecież kibiców – aby dać takie wsparcie dla drużyny, jakie dostała drużyna z poprzedniego sezonu.
Jednak kibice widzieli, co się działo – zaufanie zostało mocno nadszarpnięte i tak naprawdę jedyną osobą, na której kibice opierają swoje nadzieje jest pan.
Jest mi miło, że kibice tak sądzą. Nie znam trenera, który nie chciałby osiągnąć sukcesu, a wiem, jaki sukces usatysfakcjonuje kibiców. Rozumiem frustrację kibiców, która z roku na rok się przejawia coraz bardziej. Jako trener mogę dołożyć wszelkich starań, aby tę drużynę odpowiednio umotywować, przygotować i nastawić, ale też za zawodników na boisko grać nie wyjdę – nie te lata. Wierzę, że ci chłopcy przy wsparciu kibiców podejmą rękawice. Droga nie będzie usłana różami, będą też ciernie, ale myślę, że wyrozumiałość kibiców będzie taka, jak w zeszłym sezonie – tyle, że z lepszym happy endem.
Czy grupa społeczna pod nazwą piłkarze jest godna zaufania i łatwa do współpracy? Często słyszy się historie, że piłkarze grają przeciw trenerowi, a pan sam doświadczył pewnych zachowań ze strony piłkarzy w Sosnowcu.
Bez względu na to,co mnie spotkało w Zagłębiu uważam, że niedopuszczalne jest zachowanie, by podopieczny stawał w przeciwwadze do przełożonego. To jest zachowanie skandaliczne. Ja w swojej karierze zawodniczej współpracowałem z wieloma trenerami, na temat każdego z nich miałem swoje zdanie, ale na boisku i w szatni starałem zawsze być profi i spełniać te obowiązki, które nakreślił przełożony. Wiem, że tego typu rzeczy się zdarzają i mnie to dotknęło osobiście, wszyscy wiemy też jaki był tego epilog w Sosnowcu. Myślę, że od tego, aby do takich rzeczy nie dochodziło jest kierownictwo klubu i jasne stanowisko kierownictwo określa i daje jasną informację, czego oczekuje od pracowników i co ich czeka w razie niesubordynacji. Nie przewiduję jednak, aby coś takiego miało miejsce w Katowicach i muszę też powiedzieć, że w każdym klubie, w którym pracowałem, miałem dobry kontakt z zespołem.
W GieKSie mieliśmy trenerów mniej i bardziej asertywnych, ale wiemy, że są szkoleniowcy, którzy mimo dziwnych zachowań piłkarzy, wspomnianej niesubordynacji, i tak wystawiają ich w meczach. Można się spodziewać, że w Katowicach piłkarze nie wejdą panu na głowę?
Żaden piłkarz mi na głowę nie wszedł i na pewno nie wejdzie. Jako zawodnik, a zawsze miałem wiele do powiedzenia na tematy piłkarskie w drużynie i w szatni, nigdy bym sobie na coś takiego nie pozwolił. Powtórzę – mimo że moja ocena szkoleniowców była różna, nigdy nie pozwoliłem sobie na to, by tak się zachować i jako trener nie pozwolę na to zawodnikom.
Patrząc na zmiany pokoleniowe, takie zachowania mogą być związane z inną mentalnością, manierami czy wychowaniem niż mieli zawodnicy w dawniejszych czasach?
Myślę, że tak. Ja jestem z pokolenia, w którym najpierw byłem rozliczany przez rodziców, potem przez nauczycieli. Teraz młodzieży być może pewne rzeczy przychodzą łatwiej, być może ktoś w przeszłości na pewne rzeczy nie zwracał uwagi i stąd takie, a nie inne zachowania. Czasami ktoś popełni błąd. Ale gdy popełni go drugi raz, to znaczy, że coś już jest z nim nie tak. Chciałbym rozmawiać o GKS, ale jeśli już poruszyliśmy temat Zagłębia, to muszę powiedzieć, że sytuacja z Dudkiem nie była pierwszą, którą miał ten zawodnik z trenerem. Parę lat wcześniej to samo potrafił zrobić z nestorem polskich trenerów Orestem Lenczykiem, po mistrzostwie Polski. Różnica polegała na tym, że ze Śląska po takim wybryku wyleciał po pięciu minutach, w Sosnowcu – po pięciu miesiącach. Uważam, że mamy pokolenie, które nie wychowało się tylko biegając za piłką, bo dzisiaj jest dużo nowości technicznych, czasem dostali coś zbyt łatwo. My musieliśmy na to ciężko zapracować, a myślę, że nasi rodzice jeszcze ciężej – więc bardziej pewne rzeczy doceniamy.
Był pewien moment, w którym wydawało się, że nie wyleci pan z ekstraklasowej karuzeli trenerskiej, a jednak tak się stało. Ma pan chęć udowodnienia, że jest pan jednak trenerem ekstraklasowym?
Uważam, że jestem. Z Niecieczy odszedłem na własne życzenie. Miałem propozycję przedłużenia kontraktu o dalszy rok, natomiast uważałem, że po 2,5-rocznym pobycie, który był okraszony i awansem, i utrzymaniem, potrzebowałem odpocząć. Chciałoby się, abyśmy w Polsce mogli pracować w zakresie takiej ciągłości, jak na zachodzie, ale myślę, że na razie polska piłka do tego nie dojrzała. Uważałem, że na tamten moment nie jestem w stanie nic więcej z tej drużyny wyciągnąć, stąd miałem potrzebę zmiany środowiska. W swoją pracę wkładam bardzo dużo wysiłku – często osoby postronne nie wiedzą, że praca trenera nie kończy się po wyjściu z budynku klubowego, tylko trwa praktycznie cały czas. Tak jak mówię, potrzebowałem się zresetować i odpocząć psychicznie, co robiłem w miarę systematycznie – po dwóch latach pracy odszedłem ze Szczecina, podobnie było w Tychach. Przerwy, które sobie robiłem dobrze wpływały na mój system nerwowy. Chciałem też trochę pomieszkać w domu, nacieszyć się rodziną, stąd też mój powrót na Śląsk. A co do ekstraklasy, to kto zasmakował pracy w ekstraklasie, ten wie, jakie w niej czekają „dołki”. Nie wszystkim to się musi podobać… Stąd ja nie odbieram swojej pracy poza ekstraklasą jako hańby czy ujmy, uważam nawet, że to przyjemniej jest coś osiągnąć i móc się też pochwalić, bo wtedy jest się też zapamiętanym, tworzy się historię danego klubu. Oczywiście ja historii w GKS nie stworzę w takim wymiarze, jak w Piaście, Radomsku czy Niecieczy, bo to były dziewicze awanse, historyczne dla tych klubów. GKS wiele lat w ekstraklasie grał, ma bogatą historię i ja mogę jedynie – jeśli uda się osiągnąć efekt końcowy – być jednym z kilku czy z wielu.
Wydaje nam się jednak, że kibice mocno docenią trenera, który po tylu latach awansuje i na pewno nie będzie oceniany jako trener „jeden z wielu”…
Powiem w swoim imieniu, ale także moich współpracowników, że to jest przyjemne być na ustach kogoś i zapisać się złotymi zgłoskami w historii nowszej klubu, bo GKS chce odbudować swoją historię po różnych przejściach. W sporcie trzeba jednak mieć dużo pokory, bo ktoś, kto dąży do pewnych rzeczy zbyt szybko czy po trupach, nie licząc się z innymi, w konsekwencji i tak przegra. Ja jestem przyzwyczajony do tego, że nic mi łatwo nie przychodziło i tutaj na pewno będzie podobnie. Zdaje więc sobie sprawę ze skali trudności, ale dołożymy wszelkich starań, aby gra GKS satysfakcjonowała kibiców. Oczywiście wiem, kiedy tak się stanie – wtedy, kiedy drużyna będzie wygrywała, ładnie grała i chcielibyśmy, aby nastąpiło to jak najszybciej. Jednak przed GKS-em nikt się nie położy i o tym też musimy pamiętać.
A co pan rozumie mówiąc o tych „dołkach” w ekstraklasie?
Oglądacie panowie Canal+ i doskonale zdajecie sobie sprawę, że są trenerzy bardziej i mniej lubiani, bardziej i mniej forowani. Resztę można sobie dopowiedzieć.
Gdy z Niecieczą zaczynał pan sezon, wygraliście 6:0 w Głogowie. Teraz mówi pan o tym, że etap przygotowań był skrócony, drużyna się budowała i potrzeba trochę czasu. Czy w związku z tym na pierwsze mecze będzie pan wymagał od zawodników myślenia „nie na hurra”, żeby szanowali to miejsce w którym obecnie są czy jednak będzie to wy,aganie takiej gry, której pan w stu procentach oczekuje?
Gry takiej, jakiej bym oczekiwał w stu procentach na pewno się nie spodziewam. My w ogóle mamy niezamkniętą kadrę. Pierwszą rzeczą, o której wspominałem przychodząc tutaj było pozyskanie dobrej klasy środkowego pomocnika. To był priorytet, bo patrząc na zespół GKS wiosną na tej pozycji widziałem główny problem. Do tej chwili nie udało nam się takiej osoby pozyskać. Stąd moje próby z Klemenzem czy przybyciem do klubu młodego chłopaka, ale z czwartej ligi, Kulińskiego. De facto jednak naszymi głównymi zainteresowaniami byli inni zawodnicy, którzy do nas nie trafili. Już po moim przyjściu spotkały mnie dwa nieprzyjemne odejścia, których nie zakładałem, bo widziałem te osoby w składzie i chciałem ich – mowa o Lebedyńskim i Abramowiczu. Stąd więc mamy tematy zastępcze, ale one wymagają czasu. Przygotowania rozpoczęliśmy 20 czerwca, niektórych zawodników – jak Plizgę – miałem na rozpoczęcie obozu, czyli 11 lipca. To jest 21 dni różnicy, nie da się zrobić tak jak w fabryce, że da się formę i wyprodukuje określone rzeczy. To są zawodnicy ambitni i myślę, że bardzo rzetelnie będą podchodzili do swoich obowiązków, ale liczy się drużyna, a nie jednostki. My jeszcze nie mamy scementowanej drużyny, co było widać choćby w grach kontrolnych – jak już dobrze graliśmy w defensywie, to z przodu była mizeria. Jak coś z przodu stworzymy, to nie potrafimy tego wykorzystać, a w defensywie przydarza nam się taki klops, za który należy się wstydzić. Dlatego ta drużyna w dalszym ciągu jest na etapie lepienia i zobaczymy, co z tego ciasta urośnie. Przychodząc do zespołu Niecieczy zimą zespół oglądał się za siebie, bo był na 12. miejscu w tabeli. Wiosna była przeglądem drużyny i orientacją, jaki ma ona potencjał. Latem wymieniliśmy tylko kilku piłkarzy, udało nam się dobrze wystartować. W Piaście z kolei przyszedłem latem, ale drużyna była po bardzo dobrym sezonie i szkielet był. Ze mną przyszło tylko dwóch zawodników. Zespół był scalony, może pewne rzeczy lekko poprzestawiałem, ale mimo to pierwsze dwa spotkania przegraliśmy. W Radomsku znowu przyszedłem zimą i też miałem pół roku na ocenę drużyny, by w kolejnym sezonie skutecznie zaatakować ekstraklasę. Z taką sytuacją, jak teraz, że tylu zawodników ubyło i przybyło, spotykam się po raz pierwszy i nie mogę powiedzieć, że jestem już zadowolony z kształtu zespołu, a w sobotę z pewnością zagramy tak, jakbym tego oczekiwał. Jeśli tak się stanie, to zespół mnie zaskoczy in plus.
Spodziewa się pan środkowego pomocnika już w najbliższych dniach?
Nie jest tajemnicą, że chcieliśmy Babiarza. To jest zawodnik, który idealnie by pasował do naszego środka pola. To chłopak z Katowic, zna region i klub, na boisku nigdy się nie zatrzymuje, a w szatni byłby pozytywną postacią. Chcieliśmy też Drewniaka, który wybrał Cracovię. Aż tylu zawodników, którzy mieliby umiejętności takie by wejść do drużyny i być wyraźnym wzmocnieniem na rynku niestety nie ma. Nie sztuką jest brać „byle kogo”, kogoś kogo za miesiąc czy dwa ocenicie jako słaby transfer. Mamy doświadczenie w wyborach, ale nie chcemy nikogo brać z łapanki. Teraz mamy temat jednego zawodnika, pracuje nad tym dyrektor Motała, trzeba jednak pamiętać, że nawet jeśli on do nas dotrze w tym momencie to trzeba go wkomponować, zobaczyć jak on jest przygotowany, czy będzie dobrze czuł się już w treningu. Z mojej strony byłoby też nieuczciwe gdybym wstawił taką osobę od razu do składu, gdy inni walczyli o ten skład cały miesiąc. Wierze, że dwaj zawodnicy jeszcze do nas dotrą – środkowy pomocnik i lewy obrońca bo tam z konieczności grał Zejdler.
A jaki jest pana pomysł właśnie na Łukasza Zejdlera? Zawodnik jesień miał kapitalną, był wyróżniającym się graczem. Wiosną natomiast grał praktycznie tylko do boku i do tyłu…
Od strony technicznej Zejdler to jeden z lepszych zawodników w zespole. To bardzo dobry piłkarz, który w Cracovii, grającej kombinacyjnie, krótkimi podaniami odnajdywał się bardzo dobrze. Wiosną, mimo, iż grał na swojej pozycji to trzeba pamiętać, że zespół grał inaczej. Moim zdaniem najlepiej GieKSa grała w Bielsku, zobaczcie jak tam była ustawiona drużyna. To jest takie coś, do czego chciałbym wrócić z innymi wykonawcami. Tam GieKSa prezentowała się tak, że każdy kibic był z takiej gry dumny.
Środkowy pomocnik miał być priorytetem transferowym – a jaką rolę przewiduje Pan dla Tomasza Foszmańczyka?
Foszmańczyka znam bardzo dobrze, bo grał w Niecieczy. To jest typowa dziesiątka i na tej pozycji może dać najwięcej drużynie, tutaj się najlepiej odnajduje. Tam widzę jego miejsce.
Wśród kibiców pojawiły się informacje, że w czasach, gdy był pan w Niecieczy popadł pan w konflikt właśnie z Foszmańczykiem. Czy było coś na rzeczy?
Między nami konflikt? Trzeba Tomka spytać, bo ja mogę się jedynie uśmiechnąć na te domysły. Myślę, że on przed Niecieczą nie grał więcej minut w zespole niż za mojej kadencji. Dwa razy przekazywałem pozytywną opinię na temat przedłużenia jego kontraktu w tym klubie. Dla mnie takie plotki to bzdura.
Można powiedzieć, że kręgosłup zespołu jest oparty na środkowych obrońcach, natomiast boczni będą nowi. W środku mamy wymiennie Kalinkowski, Zejdler, Kuliński, Klemenz. Przed napastnikiem Foszmańczyk albo Plizga, ale właśnie – co z napastnikami, bo ma pan czterech różnych graczy. Czy to będzie problem wkomponować ich w grę i zmieniać system grania w zależności od napastnika?
Prokic jest jednym z najszybszych graczy, w Mielcu grał jako napastnik, nie uczestniczył w grze obronnej. W tym się świetnie odnajdował w tamtym zespole, gdy Stal robiła awans. Po przyjściu do Katowic grał jesienią na skrzydle. Odnajdywał się w tym z różnym skutkiem – ale był nieskuteczny. Wiosną odpalił grając w ataku. On najlepiej się czuje w szybkim ataku, przestawiam go również na grę na skrzydle, ale być może będziemy z niego korzystać w ataku gdy będziemy grać nieco defensywniej np. na wyjeździe. Kędziora – to jest napastnik, który zaczynał w drugiej linii, wyszedł z piłki halowej i dobrze odnajduje się w grze w tłoku i krótkich podaniach. Myślę, że potrzebuje trochę czasu by dojść do pełnej dyspozycji, bo mało grał na wiosnę w Niecieczy. Uważam, że w przeciągu całego sezonu będziemy mogli ocenić go pozytywnie. Yunis to zawodnik, którego nie planowaliśmy pozyskać bowiem liczyliśmy na Lebedyńskiego. Dla mnie Lebedyński to typowa dziewiątka i tak by grał u mnie w zespole. Chcieliśmy go w drużynie, ale gdy wyjechał do Płocka, pozyskaliśmy Yunisa. Jest to młody chłopak mający dobre warunki fizyczne, świetnie biega, potrafi grać twardo. Na razie ma braki w zgraniu – widać było np. w Tarnobrzegu gdzie dostał prostopadłą piłkę, do której nie poszedł, bo po prostu nie zna jeszcze przyzwyczajeń innych zawodników. Jeden warunek – on musi strzelać bramki by był wystawianym. Yunis jest osobą, która będzie „przeciwwagą” do Kędziory. Jest jeszcze Grzegorz Goncerz, który był królem strzelców dwa lata temu. Do tej pory miał lepsze i gorsze momenty, trzeba jednak pamiętać, że jego gole nie wzięły się z niczego. Faktem jest jednak to, że w ważnych meczach nie grał tak jak wszyscy od niego oczekiwali, podobnie zresztą jak cała drużyna.
Patrząc na postawę Prokica na skrzydle i w ataku mamy takie wrażenie, że on na skrzydle traci pewność siebie. Na wiosnę w takich sytuacjach nie pudłował.
Często wchodził na wiosnę z ławki, czasami był dżokerem. Moim zdaniem większym złem dla drużyny będzie wystawienie Foszmańczyka na skrzydle, a przesunięcie Prokica do ataku aniżeli wystawienie Prokica na skrzydle.
Jak Pan ocenia bramkarzy? Ma Pan już decyzję, kto będzie numerem jeden?
Znam bardzo dobrze obu bramkarzy, Nowaka ściągałem kiedyś do Chorzowa, znam go dłużej. Abramowicz miał grać u mnie w Niecieczy, ale zerwał Achillesa. To są bardzo dobrzy bramkarze, choć różni – Abramowicz jest bardziej dynamiczny, Nowak jest spokojniejszy. Na tą chwilę nie wiem kto będzie bronić. Proszę się nie sugerować spotkaniem w Tarnobrzegu. Chciałem tam zobaczyć jak będzie się prezentować Mateusz. Decyzję podejmiemy wspólnie z trenerem bramkarzy.
W oficjalnym komunikacie z klubu była informacja, iż to Pan wybrał Tomasza Midzierskiego na kapitana. Proszę powiedzieć z czego wynikała taka decyzja?
Jestem tutaj nowym trenerem, przyszli nowi zawodnicy, duża część odeszła. Chciałem coś zmienić. Goncerz był kapitanem i spisywał się dobrze, ale potrzebny był nowy impuls. Midzierski ma największe predyspozycje, by kierować drużyną na boisku, ale również i w szatni – stąd taka moja decyzja.
Różnie się układała pierwsza liga w sezonach, w których pan w niej był lub prowadził zespoły w ekstraklasie. Raz była walka między trzema drużynami, w poprzednim sezonie walka do końca między kilkoma zespołami. Jakiego sezonu teraz pan się spodziewa?
Każdy sezon jest trudny. Trzy lata temu szybko odskoczyły trzy ekipy. Po rundzie jesiennej było wiadomo, że dwa z tej trójki wywalczą awans. Dwa lata temu było podobnie, bo Arka i Wisła odjechały wszystkim. Teraz był sezon gdzie do końca ważyły się losy awansu. Myślę, że też byłoby ciekawie gdyby Sandecja nie wygrała w Katowicach, ale to się jednak nie stało. W tym roku będzie to inny sezon i taka mała ilość punktów jak teraz nie wystarczy już do awansu. Będzie kilka zespołów, które będą mówiły o tym awansie, a jakiś czarny koń na pewno się pojawi w trakcie rozgrywek.
Myśli pan, że kluczowy może być już sierpień gdzie grana jest duża ilość spotkań?
Myślę, że nie. Wydaje mi się, że dużo rozstrzygnie się pod koniec rundy jesiennej.
Kto według Pana będzie kandydatem do awansu?
Na pewno Zagłębie Sosnowiec, Miedź Legnica, Podbeskidzie Bielsko-Biała.
A co Pan sądzi o wzmacniającym się GKS Tychy?
Kadrę wymienili tak jak my – dużo zmian. Zobaczymy, nikomu nie można odbierać szans. Chciałoby się by śląskie drużyny awansowały, bo wyprzedziła nas już małopolska, która ma 4 drużyny w ekstraklasie.
GKS Katowice powalczy o awans?
Chciałbym, aby tak było.
Co by pan przekazał przed pierwszym meczem ligowym kibicom, którzy jednak w większości czują się oszukani po poprzednich rozgrywkach?
Mam nadzieję, że ja nie zawiodłem kibiców w rundzie wiosennej (śmiech), więc serdecznie was proszę o to, byście wykazali dla tej drużyny odrobinę wyrozumiałości i wsparli ją swoim dopingiem, bo tak jak mecz się zaczyna, to decydujące jest to, jaki wynik jest po 90 minutach, a nie np. w 10. minucie czy w przerwie.
Rozmawiali: Błażej, Shellu
Jerzy
26 lipca 2017 at 10:09
No to szykujemy się na walkę o miejsca 8-10 🙂
bce
26 lipca 2017 at 14:52
Powiem krótko 3-mamy stronę trenera. Jak trzeba to wy… pan opierdalaczy co pozorują grę. Daj trenerze znak, że który wchodzi na łeb to BLASZOK szybko sprawe naprostuje. Stawiaj na młodzież ze Śląska z tzw. „naszego placu” czy „hasioka”. Wiem jedno awansu nie będzie ale ma być ku.. walka tak żeby kości trzeszczały. Jak pan ulepi z tej mąki i wody ciasto będzie git. Potrzeba czasu każdy to wie. Pozory sie skończyły. Wstawiaj im pan takie ogień w dupe, zeby wiedzieli co grają. Górnik Z. postawił na młodzież i walcza co z tego, że przegrali w Białymstoku. Walczyli aż miło było popatrzeć pierw 10 chopa a potem w 9. Żurkowski mi się podobała niby go nie widać a skorbał cały czas. Chcą wypłatę to mają solidnie na nią zarobić.
lukasz
26 lipca 2017 at 18:38
a wg mnie to mozemy nawet walczyc o utrzymanie, ale ja chce widziec walke pot zmeczenie wyprute zyly, chce widziec ze dla nich pilka nozna to po prostu pasja. Trenerowi zycze wytrwalosci.
Mecza
27 lipca 2017 at 07:54
Mandrysz nie jest cudotwórcą jak się niektórym wydawało ale jestem pewny że w przeciągu dwóch lat stworzy z przeciętniaków zespół który bez problemów awansuje w 2019 roku.
adamGieKsa
27 lipca 2017 at 09:55
Awans w 2019 roku??! aha czyli ten sezon gramy o nic, nie dziwne że ludzie mają na ten cyrk wyjebane, tak wogóle to podejrzewam że za dwa lata to Mandrysza już od 1,5 roku nie będzie, no ale kto naiwnemu zabroni wierzyć w bajki o awansie