Dołącz do nas

Felietony

Uzależnieni tylko od siebie – refleksje po Suwałkach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Uff, ależ to były emocje. Dawno się tak nie denerwowaliśmy, jak przez długi okres drugiej połowy przy stanie 1:0. GieKSa broniła się dość rozpaczliwie przed atakami rozpędzonych i energicznych suwalczan i – choć nie stwarzali sobie oni wybitnie groźnych sytuacji, to raz po raz powodowali wielkie zamieszanie przed i wewnątrz naszego pola karnego. Liczyliśmy na tę jedną, jedyną kontrę, która da bramkę zamykającą to spotkanie. Doczekaliśmy się. Fantastyczny zryw Prokića, wejście w pole karne, faul, jedenastka, dziękujemy – mamy trzy punkty. Gol Adriana Błąda spowodował jedną wielką ulgę.

Ten mecz nie musiał być wygrany czy zremisowany. Wigry pokazały, że ich forma i seria nie są dziełem przypadku. Zagrali naprawdę dobre spotkanie, a jedyne, czego im brakowało to „kropki nad i”. Oczywiście brak tej kropki był dużą zasługą naszych stoperów, którzy raz po raz ratowali cały zespół ze sporej opresji. Jednak sposób rozgrywania piłki, chociażby na skrzydłach, szybkość nie tylko biegu w akcji, ale także wznawiania gry z rzutu onego czy wrzutu z autu powodowała, że nasi zawodnicy bywali czasem nieco pogubieni. Inni rywale Wigier zapewne również się w tym gubią. To są takie niuanse piłki, ale właśnie też dobra nauka dla naszego zespołu – że jeśli jest stały fragment gry dla rywala, to rywal ten może w ciągu ułamka sekundy wznowić grę i jak to się mówi „z niczego” przeprowadzić bardzo groźną akcję.

Słówko o stoperach, bo w jak żadnym innym meczu ich rola była pierwszoplanowa. GKS w poprzednich spotkaniach raczej nie dopuszczał rywali do pola karnego, dobrą robotę wykonywali w środku pola zawodnicy odpowiedzialni za zasieki gdzieś 40-50 metrów przed bramką, jak Bartłomiej Poczobut, który ze swojej roli wywiązywał się bardzo dobrze. Wczoraj siła ofensywna i animusz Wigier były jednak na tyle silne, że przeciwnik wycofał nas w pobliże swojego pola karnego. Raz po raz zespół Artura Skowronka próbował wejść w szesnastkę, wrzucić czy zagrać prostopadłą piłkę. I wtedy włączali się do akcji Mateusz Kamiński i Lukas Klemenz. Poza incydentalnymi drobnymi błędami, czyścili w tych trudnych sytuacjach, jak należy. Jeśli chodzi o występ dwójki stoperów z ciągle zaangażowanym w atak rywalem, był to jeden z najlepszych meczów w ostatnich latach.

Życzylibyśmy sobie, żeby środkowi obrońcy nie mieli jednak tak wiele pracy. To bowiem oznacza, że nie funkcjonuje dobrze środek pola. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę na wspomniane energiczne ataki Wigier. To co nie było dobre w tym meczu to notoryczne tracenie piłek w wyniku wybić na tzw. pałę czy niedokładnych, niechlujnych prób jej wyprowadzania. To było trudne do oglądania, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że przy tak mocno atakującym przeciwniku, nadal wystarczy lekkie ogarnięcie sytuacji po przejęciu piłki, chwila spokoju, jakieś podłączenie się zawodników na flankach i naprawdę można wyprowadzić kontrę, a co najmniej oddalić zagrożenie. Niestety z tej roli w środku nie wywiązali się zbyt dobrze pomocnicy i o ile Bartłomiej Poczobut jest raczej zatrudniony do destrukcji, to Łukasz Zejdler ze swoją techniką powinien to ogarnąć, rozejrzeć się, rozprowadzić. Czasem można było nieco więcej wymagać nawet od cofniętych Prokića i Kędziory, w kwestii powalczenia o piłkę.

Na szczęście lekko ten animusz Wigrom opadł w ostatnim kwadransie czy dziesięciu minutach. Udało się nieco oddalić grę od swojego pola karnego, a efektem tego była akcja Prokića, która dała jedenastkę i drugą bramkę.

Brakowało też ponownie akcji skrzydłami i to jest do poprawy. Kompletnie przestał być pożyteczny w ofensywie Adrian Frańczak. Mateusz Mączyński co prawda wybitnym graczem nie jest, ale raz na jakiś czas robi coś szalonego i tym razem był to rajd pomiędzy zawodnikami Wigier, zakończony strzałem. I choć ten slalom był po nogach rywali, to mogło być już wtedy 2:0. Tylko tak jak mówimy – to są raczej błyski Mączyńskiego, niż stała tendencja. Nie spisał się Wojciech Słomka, który po Opolu dwa kolejne mecze zagrał słabiej. O Adrianie Błądzie to nie ma co nawet gadać, bo chłopak znów zagrał bardzo przeciętnie, by nie powiedzieć słabo, a na koniec strzelił gola. Standard. Znów jest jednym z bohaterów meczu. I to nam wystarczy, choć oczywiście liczymy, że zacznie swój potencjał wykorzystywać bardziej, czyli po prostu przez cały mecz nękać przeciwników.

Zdecydowanie coś trzeba zrobić z Mateuszem Abramowiczem i jego wykopami piłki w aut. To sytuacja na tym poziomie absolutnie kuriozalna, żeby co druga piątka wywalana była poza boisko. To jest strata piłki i szybcy zawodnicy Wigier po kilku sekundach znów byli pod naszym polu karnym. To się nie ma prawa powtarzać i trenerzy muszą znaleźć źródło, bo w którymś momencie to się może zakończyć szybką akcją rywala i bramką. Czy to są zaburzenia wzrokowo-przestrzenne Mateusza, czy niechlujstwo – nie wiemy, ale trzeba się temu głęboko przyjrzeć, zanim nie będzie jakiejś wymiernej szkody.

No dobra, tyle mankamentów, a przecież… GieKSa wygrała. I to wygrała z nie byle kim, bo najlepszą drużyną tej ligi jeśli chodzi o zdobycz punktową od wielu kolejek. Z rozpędzoną młodzieńczą fantazją ekipą, która ostatnio wygrywała jak na zawołanie. Z drużyną, z którą w ostatnich latach nam nie szło i przegraliśmy trzy ostatnie pojedynki. Z drużyną, której trenerem jest człowiek, który za cel obrał sobie notoryczne nękanie GieKSy wygranymi meczami. Artur Skowronek miał kiedyś taką statystykę, że jako trener innych drużyn w pierwszej lidze potrafił wygrać tylko z GKS i to dwa razy, a cała reszta to były jego porażki. To się zmieniło i teraz Skowronek wygrywa sporo meczów, ale jednak tej GieKSie pewnie znów chciał coś pokazać. Po raz pierwszy mu się to nie udało.

GieKSa wygrywa mecz, którego jeszcze pół roku czy rok temu wygrać nie miała prawa. Takie mecze przegrywaliśmy z kretesem, często bez walki. Tym razem kluczem do wygranej, nawet grając słabiej, była właśnie walka i jednak żelazna konsekwencja przez cały mecz. Konsekwencja w chęci realizowania celu. Umiejętności i techniki czasem zabrakło, ale udało się to zniwelować. Plus doświadczenie Klemenza, a zwłaszcza Kamińskiego, którzy nie dali się zwieść młodemu, efektownemu Klimali i jego kolegom. Pisaliśmy przed meczem, że to będzie pojedynek doświadczenia z młodzieńczą fantazją. I to, i to było bardzo obecne na boisku, ale wygrało jednak doświadczenie. Nie powiemy wyrachowanie, bo to nie był wyrachowany mecz GieKSy, ale konsekwentna gra w obronie, koncentracja stoperów pozwoliły nie stracić bramki. A błysk Prokića? To jest ten element szaleństwa, o którym już kilka razy pisaliśmy. Balans pomiędzy coraz lepszą grą obronną, a tymi na razie pojedynczymi błyskami (ale megaskutecznymi), powoduje, że katowiczanie notują piątą wygraną z rzędu, a czwartą Jacka Paszulewicza.

Teraz jesteśmy już nie tylko mentalnie, ale i punktowo lepsi od ekipy Brzęczka rok temu. Wówczas po 23 meczach GKS miał 37 punktów, obecnie ma tych oczek 40. Wówczas Brzęczek pisał bajki o niesprawiedliwej porażce z Podbeskidziem i zrzucał porażki na karb magicznych złych mocy miesiąca marca („Dobrze, że marzec się już kończy” – mówił). To już jest spory atut, by bić się o ekstraklasę. Znów nasz zespół wykorzystał potknięcia rywali – Stali i Chojniczanki i zameldował się po raz pierwszy w tym sezonie w strefie awansu. Co prawda nadal nierówna ilość meczów kilku drużyn powoduje zamieszanie w obliczeniach, ale po meczu w Suwałkach – co świetnie wychwycił redaktor Błażej – wszystko zależy od podopiecznych Jacka Paszulewicza – nie muszą się oni oglądać na rywali. Nawet bowiem jeśli Chojniczanka wygra swój zaległy mecz z Ruchem w środę, to nasza wygrana w Chojnicach spowoduje, że przy równej ilości punktów, bilans bezpośredni będzie lepszy. Oczywiście to założenie „wszystko zależy od nas” jest prawdziwe z tego względu, że na ten moment dotyczy takiej matematyki, w której GKS wygrywając wszystkie spotkania do końca sezonu, awansuje do ekstraklasy. Nadal jednak każda utrata punktów powoduje, że to założenie bardzo szybko może strzelić w łeb. Nie mamy na ten moment żadnego marginesu błędu, jesteśmy na styku, ale wychodzimy z olbrzymią prędkością od zależności naszego losu od wyników innych drużyn. Obecny margines błędu na razie nie zakłada nawet remisu z Chojniczanką. Więc trzeba spowodować taką sytuację, aby czasem na ten remis można było sobie pozwolić.

Sytuacja jest kapitalna, ale nadal nie może spowodować uśpienia trenera i piłkarzy. Pięć wygrnaych ostatnio mieliśmy w trzeciej lidze – ponad 11 lat temu. Seria imponująca, ale nadal to jest tylko środek do realizacji celu. Tym bardziej, że mankamenty są ciągle widoczne. Wierzymy, że sukcesywnie będą eliminowane, już są – bo przecież wygrywamy mecze, które jeszcze niedawno przegrywaliśmy. To jednak ustawiczna praca nad rozwojem zespołu, by było z każdą kolejką coraz to lepiej i lepiej.

Czekają nas arcyciekawe dni w kwietniu. Początek już w środę, kiedy będzie rozgrywana zaległa kolejka z marca. Będziemy mogli rozsiąść się przed ekranami monitorów czy telefonów i śledzić wyniki rywali w walce o awans. To, że wszystko zależy od nas nie znaczy bowiem, że nadal nie należy liczyć na potknięcia rywali, które ostatnio są seryjne. W końcu GieKSa nauczyła się te potknięcia wykorzystywać. W środę nie musi, bo ma wolne. I bardzo dobrze – przyda nam się chwila wytchnienia, a na pierwszoligowych boiskach niech się zabija cała reszta. A nam niech się zwiększa ten margines błędu, oczywiście z założeniem, żeby tego błędu samemu popełnić jak najmniej.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


5 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

5 komentarzy

  1. Avatar photo

    aress

    8 kwietnia 2018 at 17:53

    rok temu mielismy tyle samo pkt po 23 kolejkach policzyłem na 90 minut teraz

  2. Avatar photo

    fghgfhgf

    8 kwietnia 2018 at 19:11

    a kej jes nowy podkast???

  3. Avatar photo

    Shellu

    8 kwietnia 2018 at 20:31

    Aress nie chodzi o punkty po 23 kolejkach, tylko po 23 rozegranych meczach. Rok temu mieliśmy przełożony Znicz, więc 23. mecz rozegraliśmy w 24. kolejce z Podbeskidziem.

  4. Avatar photo

    Błażej

    8 kwietnia 2018 at 20:32

    nowy podcast będzie najprawdopodobniej we wtorek

  5. Avatar photo

    Sebek

    8 kwietnia 2018 at 20:34

    Pamiętajcie, że Miedź gra jeszcze z Chojnicami, więc na pewno ktoś straci punkty. Margines błędu się powiększa 😀

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice

Odszedł od nas Sztukens

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci kibica GKS Katowice Grzegorza Sztukiewicza.

Grzegorz kibicował GieKSie „od zawsze” – jeździł na wyjazdy już w latach 90. Był także członkiem Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Na kibicowskim forum wpisywał się jako NICKczemNICK, ale na trybunach był znany jako Sztukens.

Ostatnie pożegnanie będzie miało miejsce 4 września o godzinie 14:00 w Sanktuarium  św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej – Gołonogu. 

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje. 

 

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Żółty kocioł dał koncert

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Radomiak Radom wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Joao Henriques. Poniżej spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Joao Henriques (trener Radomiaka Radom):
Nie mam zbyt wiele do powiedzenia. GKS strzelił trzy bramki, my dwie. Tyle mam do powiedzenia. Nasi zawodnicy do bohaterowie w tym meczu. Będziemy walczyć dalej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Ważny moment dla nas, bo pierwsza przerwa na kadrę to taka pierwsza tercja tej rundy i mieliśmy świadomość, że musimy zdobywać punkty, aby nie zakopać się. Wiadomo, jeśli chodzi punkty nie zdarzyło się nic zjawiskowego. Mamy siódmy punkt i to jest dla nas cenna zdobycz, a dzisiejszy mecz był bardzo ważnym egzaminem piłkarskiego charakteru, piłkarskiej złości i udowodnienia samemu sobie, że tydzień później możemy być bardzo dobrze dysponowani i możemy zapomnieć, że coś nam nie wyszło. Bo sport ma to do siebie, że co tydzień nie będziesz idealny, świetny i taki, jak będziesz sobie życzył. Ważne jest, jak sportowiec z tego wychodzi.

Tu nie chodzi o to, że nam się udało cokolwiek, bo udać to się może jeden raz, ale jak wychodzimy i zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy w opałach – a byliśmy w nich także w tym meczu. Graliśmy bardzo energetyczną pierwszą połowę, mogliśmy strzelić więcej bramek, a schodziliśmy tylko z remisem. Ze świadomością, że straciliśmy dwie bramki, a sami mogliśmy strzelić dużo więcej. No ale jednak obawa jest, że dwie straciliśmy.

Siła ofensywna Radomiaka jest ogromna, ci chłopcy są indywidualnie bardzo dobrze wyszkoleni, są szybcy, dynamiczni, niekonwencjonalni. Bardzo trudno się przeciw nim gra. Zresztą kontratak na 1:0 pokazywał dużą klasę. Niesamowicie jestem dumny ze swoich piłkarzy, że w taki sposób narzucili swoje tempo gry, byli w pierwszej połowie drużyną, która dominowała, stworzyła wiele sytuacji bramkowych, oddała wiele strzałów, miała dużo dośrodkowań. To była gra na tak. Z tego się cieszę, bo od tego tutaj jesteśmy. W drugiej połowie przeciwnik po zmianach, wrócił Capita, Maurides, także ta ławka również była silna. Gra się wyrównała i była troszeczkę szarpana. Natomiast niesamowicie niosła nas publika, dzisiaj ten nasz „żółty kocioł” był niesamowity i serce się raduje, w jaki sposób to odtworzyliśmy, bo wiemy jaką drogę przeszliśmy i ile było emocji. Druga połowa była świetnym koncertem i kibice bardzo pomagali, a bramka Marcina była pięknym ukoronowaniem. Skończyło się naszym zwycięstwem i możemy być bardzo szczęśliwi. Co tu dużo mówić, jeżeli w taki sposób GKS będzie grał, to kibiców będzie jeszcze więcej i ten nasz stadion, który tak nam pomaga, będzie szczęśliwy.

Bardzo cenne punkty, ważny moment, trochę poczucia, że dobra teraz chwila na odpoczynek ale za chwilę zabieramy się do ciężkiej roboty, bo jedziemy do Gdańska i wiadomo, jak ważne to będzie dla nas spotkanie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

GieKSa znów na koniec karci Górnik

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W przerwie reprezentacyjnej spotkały się drużyny GKS Katowice i Górnik Zabrze. Półtora tygodnia po ligowym Śląskim Klasyku, mogliśmy na Bukowej znów oglądać derbową rywalizację, tym razem w formie meczu kontrolnego.

W 10. minucie, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Łukowskiego, Arkadiusz Jędrych uderzał głową, ale nad poprzeczką. W 25. minucie GKS miał idealną okazję do zdobycia bramki. Znów po kornerze wykonywanym przez Łukowskiego, piłkę zgrywał Jaroszek, ta po rykoszecie leciała w kierunku bramki, gdzie na wślizgu jeszcze próbował ją wepchnąć do bramki Łukasiak, jednak obrońcy Górnika wybili piłkę z linii bramkowej. Po pół godziny pierwszą okazję miał Górnik – z około 17 metrów uderzał Chłań, ale czujny Rafał Strączek złapał piłkę. W 37. minucie do prostopadłej piłki z chaosu doszedł Eman Marković, który wyszedł sam na sam i płaskim strzałem pokonał Loskę. Chwilę później z kontrą ruszyli katowiczanie, Błąd i Rosołek mieli naprzeciw jednego obrońcę, Maciej zdecydował się na strzał, ale przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 43. minucie ponownie Rosołek uderzał z dystansu, ale bez problemu dla Loski. Do przerwy GKS prowadził posiadając lekką przewagę. Górnik nie zagroził poważnie naszej bramce.

W przerwie trener dokonał kilku zmian w składzie. W 50. minucie po zwodzie uderzał na bramkę Wędrychowski, ale bramkarz bez problemu poradził sobie z tym strzałem. Chwilę później wdzierał się w pole karne Massimo, ale został powstrzymany. W 55. minucie znakomitą okazję miał Zahović, który dostał od Massimo piłkę i z centrum pola karnego uderzał na bramkę, jednak nasz golkiper świetnie interweniował. W 68. minucie Bród podał do Swatowskiego, ten uderzał kąśliwie, ale bramkarz wybił na róg. Po chwili korner wykonywał Rejczyk, a Jędrych uderzał głową, minimalnie niecelnie. W 74. minucie do wybitej przed pole karne piłki dopadł Chłań i strzelił mocno, ale świetnie interweniował nasz golkiper. Po chwili jednak było 1:1, gdy po rzucie rożnym najwyżej wyskoczył rekonwalescent Barbosa i mocnym strzałem głową doprowadził do wyrównania. W 82. minucie Galan uderzał z dystansu, ale prosto w ręce bramkarza. Trzy minuty przed końcem koronkową akcję przeprowadził… Klemenz z Buksą, a ten pierwszy po odegraniu znalazł się w idealnej sytuacji, jednak po nodze rywala strzelił nad poprzeczką. W 90. minucie katowiczanie przeprowadzili decydującą akcję. Galan podał do Swatowskiego, ten mocno wstrzelił, a na wślizgu Buksa strzelił zwycięską bramkę. Druga połowa była już bardziej wyrównana, a momentami Górnik osiągał lekką przewagę. Jednak to katowiczanie okazali się zwycięzcami i podobnie jak w ligowym klasyku na Nowej Bukowej, w samym końcu strzelili zwycięską bramkę.

3.09.2025 Katowice
GKS Katowice – Górnik Zabrze 2:1
Bramka: Marković (37), Buksa (90) – Barbosa (74)
GKS: (I połowa) Strączek – Rogala, Jędrych, Paluszek (8. Jaroszek), Wasielewski, Łukowski – Błąd Bosch, Łukasiak, Marković – Rosołek.
(II połowa) Strączek – Bród, Klemenz, Jędrych, Rogala (60. Trepka), Łukowski (60. Galan) – Wędrychowski, Bosch (60. Milewski), Marković, Rejczyk, – Buksa
Górnik: (wyjściowy skład): Loska – Olkowski, Szcześniak, Pingot, Lukoszek, Chłań, Donio, Goh, Dzięgielewski, Zahović, Massimo. Grali także: Podolski, Tsirogotis, Barbosa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga