Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

A do licha z tym FOMO!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Z opóźnieniem, ale udało mi się w końcu napisać felieton po Cracovii, uff…

Część z Was pewnie wie, co to jest FOMO. Fear of Missing Out, czyli lęk przed tym, że ominie nas coś ważnego, że w czymś istotnym, spektakularnym nie weźmiemy udziału. Że ktoś nas nie zaprosi na super imprezę, że sami z jakiegoś powodu gdzieś się nie udamy. Więc czasem mimo niezbyt wielkiej chęci – mimo wszystko idziemy, właśnie na wszelki wypadek. Bo a nuż…

W swojej 28-letniej bytności na GieKSie wielokrotnie tego doświadczałem. Potrzeba bycia na meczach była związania z FOMO, choć daleki jestem od stwierdzenia, że była to jedyna motywacja, bo… nigdy tak nie było. Zawsze były jeszcze inne – po prostu być. Natomiast to zjawisko pojawiało się u mnie wtedy, kiedy piętrzyły się różne przeszkody na drodze… dotarcia na mecz. Z tego powodu potrafiłem nie pójść na ślub kumpla, nie byłem na pogrzebie w rodzinie, nie zrobiłem kilku ważnych rzeczy w życiu. Bo GieKSa. Szczyciłem się za to serią 4,5 roku i 153 meczów z rzędu, na których byłem. To były czasy, kiedy kibice dość często nie mogli jeździć na wyjazdy (zakazy itp.). Piłkarze się zmieniali, trenerzy też, więc był to okres, w którym z całą pewnością dłuższą serię miał tylko śp. Paweł Maźniewski.

Dzisiaj z perspektywy czasu uważam to za moje niedojrzałe podejście. Są ważniejsze rzeczy niż piłka nożna i klub. Slogany „najpierw klub potem rodzina” są może i zabawne, ale raczej na poziomie gówniarskiego 25-latka. Nie mówię o sytuacjach ewidentnego szantażu, kiedy partnerka/żona każe wybierać, ale… to temat oklepany i też nie taki zero-jedynkowy. Klub i kibicowanie jak najbardziej może być jedną z najważniejszych i priorytetowych rzeczy w życiu. Jeśli jednak jest zdecydowanie najważniejszą i cierpi na tym np. rodzina, to polecam udać się na leczenie.

Gdy w końcu w którymś momencie musiałem w 2013 roku odpuścić mecz, potem już było nieco łatwiej, seria już nie była do pilnowania, ale obawa, że ominie mnie coś ważnego nadal była. I różnie bywało, GieKSa raz wygrywała, raz przegrywała, nigdy natomiast nie wydarzyło się nic spektakularnego.

No i w końcu – stało się. Sobota, Kraków. Jeszcze w tygodniu czułem się zmiennie. W poniedziałek byłem na Koronie mimo nie najlepszego samopoczucia, ale wtorek i środa były już w porządku. W czwartek zaczął mnie łapać ból migdałka, w piątek cały czas ten ból się utrzymywał, ale czułem się dobrze.

I buh – w nocy z piątku na sobotę rozszalało się choróbsko, ale takie, które mnie po prostu poskładało, rozłożyło, ścięło i można dołożyć do tego kilka innych synonimów. W swoim dorosłym życiu nie doświadczyłem czegoś takiego. O ile około drugiej jeszcze się łudziłem, że rano będę w stanie jako tako funkcjonować (musiałem na chwilę iść do pracy), to o piątej już wiedziałem, że tu ani z pracy, ani z meczu nic nie będzie.

Jakkolwiek moje opuszczenia meczów w przeszłości były z różnych powodów, to chodziłem czasem z gorszym samopoczuciem, ale szczęśliwie składało się tak, że… nie składało mnie tak akurat przed meczami. No i druga sprawa – wspomniana – w tych opuszczonych nie działo się nic spektakularnego.

Dodam jeszcze, że zaczynając udzielać się na GieKSie w 2005 roku – i tak w sumie zostało – posiadłem jeden zysk. Jak wiecie, nigdy na Bukowej czy GieKSa.pl nie zarabialiśmy, wszystko robimy w czynie społecznym. Pewnym zyskiem jest to, że mając akredytację, nie płaci się za bilet. To jeśli chodzi o stronę finansową, mniej istotną. Dla mnie zyskiem było właśnie to, że będę mógł być na meczach, na których w roli tylko kibica nie mógłbym być – z racji zamkniętego stadionu czy zakazów wyjazdowych. Tutaj mnie to przestało interesować, bo przecież jechałem „do pracy”.

I na Cracovii też miałem być – wszystko dograne, z ekipą redakcyjną umówiona godzina wyjazdu. I taki klops.

Dlatego, gdy Sebastian Milewski strzelił bramkę – miałem cień euforii i cień wściekłości. Cień, dlatego, bo nie miałem siły ekspresyjnie przeżywać tego wszystkiego, potem jeszcze musiałem i ten mecz „odchorować”. Euforia – wiadomo, dlaczego. A ta „wściekłość” to właśnie dlatego, że po raz pierwszy w życiu to FOMO na GieKSie mi się zrealizowało. Dlaczego teraz? Dlaczego nie mogłem uczestniczyć w tak spektakularnym meczu? W meczu, który stał się po prostu legendą. Był żal.

Oczywiście wiek robi swoje. Dzisiaj tego żalu nie przeżywam tak, jak jeszcze by to było te 10-12 lat temu. Wtedy bym absolutnie nie mógł sobie darować. Albo naprawdę bym miał wielkie pretensje do losu, dlaczego to choróbsko akurat w takim momencie się przydarzyło. Teraz po prostu uznałem, że tak – w życiu nie można mieć wszystkiego. Kropka.

Oczywiście to, co tu piszę jest bardzo egoistyczne, w kontekście tego, że kibice GieKSy nie mogli pojechać na ten mecz. Ale – przepraszam – wielokrotnie miałem wrażenie, że dla wielu kibiców to, czy będzie na meczu czy nie, bo np. będą pod stadionem, nie ma żadnego znaczenia. Bo gdyby interesowała ich piłka, zostaliby piłkarzami, a gdyby interesowały ich wyniki, zostaliby tabelą. W wielu opiniach na forum nie natrafiłem na zdanie „szkoda, że nas tam nie było, akurat na takim meczu”. Więc wydaje mi się, że mogę być odosobniony.

Dla mnie aspekt piłkarski zawsze był najważniejszy w moim podejściu do kibicowania. I tak pozostanie.

Spójrzmy jeszcze na temat od innej strony. Nie wiemy do końca, jak funkcjonuje świat i jakie są ciągi przyczynowo-skutkowe. Gdybym pojechał i na przykład przed meczem jakimś trafem przeciął się z trenerem Górakiem i zamienilibyśmy dwa zdania, to już zmieniłoby przebieg zdarzeń, bo coś wydarzyłoby się potem później, coś inaczej, użyłby w stosunku do drużyny innego słowa i taki Maczek nie zdecydowałby się dobijać z pierwszej po wolnym, tylko by przyjmował. I przegralibyśmy mecz.

To tak oczywiście z przymrużeniem oka.

Jakkolwiek oglądając ten mecz byłem przytępiony przez gorączkę i potężny ból migdałka, to jakiś zmysł miałem wyostrzony. I przysięgam, że w ostatniej akcji meczu, gdy Wasielewski już miał piłkę, czułem, że GieKSa strzeli bramkę. To tak jak niejednokrotnie w meczach Realu Madryt, którego fanem nie jestem, kiedy nieraz było dla mnie oczywiste, że strzelą w doliczonym. Tutaj to nie była nadzieja. Ja po prostu wiedziałem, że zaraz z tego zamieszania będzie gol. Niesamowite.

Przed meczem napisałem felieton pt. „Pierwszy egzamin dojrzałości”. Nie chcę tu wystawiać jednoznacznej oceny. Po prostu powiem, że GieKSa go zdała. Choć mankamenty były, to najważniejsze jest to, że katowiczanie po prostu naprawdę wrócili do swojego grania. Tego z Jagą czy Pogonią. Wyszli na boisko przy Kałuży i bez kompleksów, rzekłbym nawet – bezczelnie – poczynali sobie z rozpędzoną Cracovią. Ten styl, ta filozofia oparta na odwadze, na agresywnej i ofensywnej grze po raz kolejny się opłaciła.

Odniosę się tu jeszcze do meczu z Koroną Kielce, kiedy to pisałem, że to nie był dobry mecz. Trzeba porównywać do przeciwnika. Jeśli masz naprzeciw siebie słabą drużynę, a taką jest w tej lidze Korona, to jeśli przegrywasz u siebie, to widocznie coś jest nie halo. Raczej obowiązkiem jest taki mecz wygrać, a już w naprawdę niesprzyjających warunkach zremisować. Dlatego tak mocno skupiłem się na narracji o dobrym meczu (nie mylić z „byciem lepszym”, bo GieKSa może i była lepsza, ale to nie znaczy, że była dobra).

Inna sprawa z Cracovią. To jest naprawdę silna drużyna, z piekielnie mocną ofensywą, co pokazała nawet w tym meczu. „Ekspert” z terazpasy.pl powiedział z wywiadzie z naszym redaktorem Markiem, że GieKSa musi strzelić więcej niż jedną bramkę, żeby myśleć o zwycięstwie. To był eufemizm. GieKSa musiała strzelić więcej niż trzy, żeby wygrać.

To, że rywale mają problem z defensywą, to już nie nasza sprawa. Niezależnie od tego, czy obrona krakowian ma swoje deficyty, trzeba być naprawdę kozakiem, żeby na stadionie tak silnej ekipy strzelić cztery gole. A sposób, w jaki katowiczanie to zrobili był fantastyczny. Balans Maka przy drugiej bramce, gol Adriana Błąda to już naprawdę bez komentarza, Milewski też nie patyczkował się, tylko uderzył z pierwszej piłki z powietrza. Każdy z tych goli to było pewne, soczyste uderzenie. No może ten drugi gol Mateusza to taka bita śmietanka. Szkoda wielka, że nie padła bramka w sytuacji, w której Mak strzelił w słupek, bo przecież to minięcie rywala od razu przypomniało legendarną bramkę Dennisa Bergkampa w meczu z Newcastle United.

Tak jak napisałem, GieKSa wróciła do gry na swoich warunkach. Z trudnym przeciwnikiem nie daje to gwarancji zwycięstwa, ale daje na to szansę. Granie defensywnie, bycie cofniętym i czekanie na 2-3 kontry w meczu… no nie. Wszyscy wiemy, jakby się to skończyło.

Cytat z… samego siebie po meczu z Koroną:

Obecne rozgrywki też pokazały, że potencjał w tej drużynie jest naprawdę duży. Kwestią tylko jest, czy ekipa Rafała Góraka będzie grała tę swoją grę, którą naprawdę pokochaliśmy, czy nie. Ostatnio jej nie pokazuje i musi z całych sił pracować, by wrócić do swojego stylu. Agresywnego, pewnego, niezłomnego. Na razie mamy pewien dołek. Natomiast nikt nie powiedział, że GieKSa nie jest w stanie wygrać kolejnego meczu ligowego. Jest. Choć będzie bardzo trudno.

Naprawdę bardzo ważne jest, że nie zamknęliśmy tego okresu między przerwami na kadrę słabym występem nie w swoim stylu. Bez zwycięstwa, bez swojej gry. Nastroje po Cracovii mogą być po prostu dobre.

Życie nas wielokrotnie uczy, a my i tak wpadamy w te same pułapki. Ja staram się już czasem ugryźć się w język, choć nie zawsze mi wychodzi. Tak więc wzmocnienia w zimę nadal są konieczne, co pokazały mecze pucharowe. Tzw. drugi garnitur GieKSy nie radził sobie. Patrząc jednak indywidualnie, to co jest bardzo optymistyczne to to, że niektórzy zawodnicy… po prostu chcą chyba komuś utrzeć nosa.

Krytykowany Sebastian Milewski strzelił tak ważną bramkę, jako swoją pierwszą w GieKSie. Mateusz Mak ostatni dobry mecz zagrał ze Stalą Rzeszów, w tym sezonie na początku był w totalnej odstawce, ostatnio zaczął dostawać szansę, ale z Koroną grał bardzo źle. I co? I pokazał się typowy Maczek na Cracovii. Typowy, bo przecież doskonale wiemy, że on to potrafi. Przecież tylko on mógł zdecydować się na taki balans i minięcie bramkarza. Dlaczego więc nie pokazuje tych umiejętności na co dzień? Życzyłbym sobie i jemu, żeby to był początek jego naprawdę mocnego akcentu w GieKSie. Na razie, gdy mówię Mak, myślę: mecz z Chrobrym, mecz ze Stalą, mecz z Cracovią.

Już z Koroną dobrze zaprezentował się Borja Galan i potwierdził niezłą dyspozycję w sobotnim meczu. Oczywiście z przymrużeniem oka, ale wygląda tak, jakby znalazł swoje miejsce na boisku w GieKSie. Ale na razie łata dziury i czy tak zostanie – czas pokaże.

Dużym minusem jest gra defensywna, w ostatnich trzech meczach straciliśmy dziewięć bramek. To stanowczo za dużo. Brak koncentracji, indywidualne błędy. Dwa razy tracimy bramkę do szatni. Drugi gol dla Cracovii, to idealna asysta Repki na nogę przeciwnika. O ile ofensywa GieKSy, jak jest włączona, spisuje się w tej lidze po prostu świetnie – więc niech po prostu robi swoje – to nad defensywą trzeba mocno pracować, bo od początku sezonu mamy okresowo spore problemy i tracimy niektóre bramki na własne życzenie.

Summa summarum za to spotkanie należą się drużynie ogromne brawa. Wygrzebali się ze słabszego momentu, zrobili coś spektakularnego, nie załamali się straconym golem 93. minucie. Dali nam radość i euforię po raz już kolejny w tym roku. Tak więc, jak krytykowałem zespół po meczu z Koroną, tak teraz – widząc też rzeczy do poprawy – muszę powiedzieć w imieniu kibiców – „Dziękujemy!”.

I pal już licho to FOMO. Wszystko zostało zrobione, jak należy. Ja zadbałem o siebie i swoje zdrowie. Drużyna zagrała kapitalne zawody i wygrała.

No dobra, może oni nie zadbali o nasze zdrowie fizyczne i psychiczne – w sumie o zdrowie trenera również. Ale właśnie dokładnie o to chodzi w piłce! O takie emocje. Nie ma tego nigdzie indziej.

Gest Rafała Góraka kończący to spotkanie od razu mi przypomniał Marouane Chamakha, który kiedyś strzelił w Pucharze Ligi gola dla Arsenalu przeciw Reading na… 7:5 i wykonał dokładnie ten sam ruch. Wyszło idealnie.

Odpoczywajcie. Czas na regenerację i doprowadzenie do zdrowia zawodników z urazami. Niestety ostatni miesiąc przeorał drużynę zdrowotnie. Znów kontuzji doznał Adam Zrelak i nie wygląda to optymistycznie patrząc już całościowo na jego pobyt w GieKSie. Dodatkowo te inne urazy. Teraz więc praca jest przed sztabem medycznym, by przygotować zawodników zdrowotnie jak najlepiej do kolejnego wyzwania, jakim będzie mecz z rozpędzonym do prędkości światła Kolejorzem. Ale skoro Motor i Puszcza dały radę, to dlaczego nie my?

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Seba Bergier RTS…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wszystko zaczęło się od żółtej kartki we Wrocławiu. Kompletnie niepotrzebnej, głupiej, eliminującej z prestiżowego starcia z Legią. Szkoda było, bo przecież Sebastian Bergier to był ważny zawodnik i nasz najskuteczniejszy strzelec. Ale trudno – absencje kartkowe przecież się zdarzają. Liczyliśmy, że napastnik wróci na kolejny mecz i dogra normalnie do końca sezonu.

Niestety próżno było go szukać w składzie na kolejne spotkanie z Koroną. I z Cracovią też. Trener Rafał Górak przed meczem z Pasami mówił:

– Ręka jest złamana. Kość śródręcza piąta jest złamana. Wydawało nam się w pierwszej fazie, że jeśli to złamanie nie będzie zbyt poważne, będzie można zastosować opatrunek miękki i będzie mógł grać, jednak lekarze zadecydowali, że przez pierwsze dziesięć dni musi w twardym opakowaniu gipsowym tę rękę przypilnować, by ta kontuzja się nie rozeszła. Stąd absencja, Sebastian nie trenuje z nami, postanowiliśmy dać odpocząć tej ręce do końca tego tygodnia i zobaczymy – jeśli prześwietlenie wykaże i lekarze pozwolą, by mógł wrócić do treningów, to od przyszłego mikorcyklu, do meczu z Lechem będziemy z Sebastianem. Na dzień dzisiejszy go nie ma.

Na konferencji po meczu z zespołem z Cracovią mówił:

– Stan ręki i ten złamanej kości śródręcza będzie diagnozowany. Najprawdopodobniej we wtorek będziemy wiedzieli, czy z miękkim opatrunkiem będzie mógł ewentualnie grać. Natomiast biorę po uwagę, że z Lechem może nie wystąpić.

Kibice zastanawiali się, czekali na informację na temat stanu zdrowia Sebastiana. To się doczekali…

Dziś jak grom z jasnego nieba spadła informacja, że Sebastian dogadał się z Widzewem. Wiemy, że negocjacje z danym klubem to nie jest kwestia jednego dnia czy jednego telefonu. A już finalizacja rozmów to czas intensywny. Trudno więc nie odnieść wrażenia, że w momencie, kiedy nam wszystkim wydawało się, że Sebastian robi wszystko, by dojść do siebie na końcówkę sezonu – on po prostu myślą, mową i uczynkiem był gdzie indziej. Konkretnie w Sercu Łodzi.

Nigdy nie byłem dobry w sprawy organizacyjne, logistyczne, formalne, więc nie będę wnikał w kwestie, czy istnieje klauzula minut do rozegrania zawartych w obecnym kontrakcie z GKS i potencjalnych konsekwencji wypełnienia lub nie tego limitu. Kibice o tym piszą i mówią, nie znam historii, więc nie będę się wypowiadał. Czy Sebastian taką klauzulę miał… wiedzą zainteresowani. W każdym razie piłkarzowi kontrakt się nie przedłuża w żaden sposób i odchodzi do Widzewa na zasadzie wolnego transferu.

Niesmak wywołuje nie to, że zawodnik przechodzi do Widzewa. Ma do tego prawo, ktoś mu zaproponował lepszy kontrakt, ktoś podpowiedział, że Widzew ma większe sportowe ambicje. Nie oszukujmy się, większość piłkarzy to najemnicy i jeśli mają lepszą ofertę – skorzystają z niej. Ideowców jest stosunkowo niewiele.

Natomiast sposób rozwiązania tej sprawy jest mocno średni. Najpierw ta żółta kartka, teraz ta „kontuzja”… Nawet jeśli jest ona prawdziwa, to po prostu powoduje domysły i niepotrzebne plotki. Można było po prostu oficjalnie powiedzieć, że prowadzi się rozmowy z Widzewem. Też by była pewnie z wielu stron krytyka, ale byłoby to bardziej transparentne.

A tak mamy historię zawodnika, który leczy kontuzje i próbuje dojść do siebie na mecz z Lechem, a tu nagle okazuje się, że przeszedł do innego klubu.

Nie jest to oczywiście na tyle poważna sprawa, by teraz Sebastiana traktować jako persona non grata (nomen omen) czy obrzucać go wyzwiskami. Liczy się punkt wyjścia, a punkt wyjścia jest taki, że jest to najemnik i prędzej czy później mogło do czegoś takiego dojść. Czepiam się tylko tych okoliczności, jakich się to działo.

Trudno. Zawodnik dał GieKSie, co miał dać, czyli sporo bramek. Nie jest to napastnik wybitny i sam wieszczyłem, że w tym sezonie w ekstraklasie sobie nie poradzi. Dlatego liczba bramek, które strzelił i tym samym punktów dla GKS jest naprawdę imponująca, jak na tego piłkarza. Dał więcej niż powinien. Więc jeśli chce skorzystać z okazji, to nie można mieć do niego pretensji.

Mieliśmy kiedyś historię z Tomkiem Hołotą, który „pitnął” z GKS tuż przed którymś meczem, chyba z Luboniem w Pucharze Polski. Wtedy niesmak też był ogromny. Zawodnik dogadał się wówczas z Polonią Warszawa. Po kryjomu. Czy tutaj w klubie wiedzieli, że Sebastian prowadzi zaawansowane rozmowy w trakcie „kontuzji” – nie wiem. Jeśli tak, to przynajmniej w klubie jest jasno.

Całość sprawia, że choć Sebastianowi można podziękować za wkład w GKS w pierwszej lidze i teraz w ekstraklasie, to ta sytuacja nie będzie powodować, że sympatycy GKS będą skandować jego nazwisko, kiedy przyjedzie z Widzewem na Nową Bukową. Trochę szkoda sobie tak psuć reputację, ale jak widać dla zawodnika nie było to specjalnie ważne.

Piłkarz strzelił 29 bramek dla GKS, grając przez 2,5 sezonu, co jest naprawdę dobrym rezultatem. Walnie przyczynił się do awansu i powrotu GKS do elity. Nawet jeśli drugich tylu dobrych okazji nie wykorzystał, to jest to duży wkład. Choć jakby je wykorzystał, to by nie poszedł do Widzewa, tylko gdzieś wyżej.

Szkoda. Ale mimo wszystko powodzenia w nowym klubie.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Wczoraj dostałem SMS-a, że podpisał kontrakt

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu tekstowego konferencji prasowej przed meczem z Lechem Poznań, w której udział wzięli trener Rafał Górak i obrońca Grzegorz Rogala. Szkoleniowiec poruszył między innymi kwestię Mateusza Kowalczyka, odejścia Sebastiana Bergiera, a także nietypowego planu na występ Grzegorza Rogali.

Michał Kajzerek: Dzień dobry, witam wszystkich. Bilety na ten mecz ciągle dostępne, trzeba na bieżąco obserwować system biletowy, bo tam wpadają wejściówki zwalniane z karnetów. 24 godziny przed meczem pojawi się pula zwolniona z rezerwacji. Ponadto przy okazji meczu będzie można zapisać się do bazy dawców szpiku kości, jest to akcja „GieKSiarz do szpiku kości” organizowana przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Szybka informacja – został uwzględniony nasz wniosek o odwołanie od drugiej żółtej kartki Oskara Repki z meczu z Koroną Kielce.

Prosimy o ocenę rywala.
Rafał Górak: 
Dzień dobry. Ocena rywala może być tylko i wyłącznie znakomita, wiadomo jaki jest cel w Poznaniu. Zdajemy sobie sprawę z ilości determinacji i tej ogromnej chęci, która w piłkarzach Lecha będzie. Musimy być gotowi na poprzeczkę zawieszoną naprawdę wysoko, ale grając na swoim boisku, na żółtej Nowej Bukowej, mam nadzieję, że stworzymy znakomite widowisko i będzie o czym rozmawiać po meczu.

Wracasz do sprawności. Jak minęły ostatnie tygodnie?
Grzegorz Rogala: 
Dzień dobry. Od trzech tygodni jestem w pełnym mikrocyklu z drużyną i jestem gotowy do rywalizacji na pełnych obrotach.

Czujecie, że w jakiś sposób uczestniczycie w tej walce o Mistrzostwo Polski? Dużo od was zależy.
Górak: 
Pośrednio tak, ale dla nas najbardziej istotną sprawą jest to, aby wykorzystać czas pierwszego sezonu po tak długim czasie w Ekstraklasie. Chodzi o to, jak my sobie damy radę i jak my się zaprezentujemy. Nas powinno interesować pokazanie się i stworzenie jak najlepszego widowiska, w Częstochowie podołaliśmy zadaniu. Trzeba być skoncentrowanym.

Ogłoszono transfer Bergiera, który pewnie już nie zagra. Jak z pozostałymi napastnikami?
Wiadomo – ręka jest złamana i równolegle mamy decyzję Sebastiana. Adam Zrelak, jestem pewien, że będzie do mojej dyspozycji, na pewno nie na 90 minut, ale już jest. Szymczak grać nie będzie mógł (warunki wypożyczenia – przyp. red.), a plan D w głowie jest i ten plan jest przygotowany. Zawodnicy wiedzą, w jaki sposób zagramy.

Pan rozmawiał z Sebastianem, by został?
Ja nie jestem od przekonywania, zawodnicy powinni to czuć. GKS Katowice złożył ofertę na pozostanie, on jej nie przyjął, a propozycja złożona Klubowi nie została przyjęta. Sebastianowi możemy tylko dziękować za bramki i wkład. Życzymy powodzenia, nie mam z tym problemów.

Zgodziliście się na warunki wypożyczenia Szymczaka. Pan jest zwolennikiem tego typu zapisów?
Jeżeli klub wypożycza zawodnika, który potem do danego klubu wraca, to ja to rozumiem i akceptuję. Gorzej, jeżeli kontrakt miałby się kończyć – to byłoby trudne do akceptacji.

Ostatni raz zagrałeś we wrześniu. Jak to jest być tak długo poza meczami?
Rogala:
Nie jest to miłe uczucie, ale cały proces przebiegł bardzo profesjonalnie. Nie jest to nic przyjemnego, ale ja się cieszę z tego, że wracam. Dzisiaj jestem do dyspozycji.

Masz jakieś obawy?
Na treningu jestem na pełnych obrotach i nie mam żadnego strachu czy bojaźni przed odnowieniem urazu. Jeśli w treningu jest dobrze, to w meczu też musi.

Lech przyjedzie tu wygrać. Czy to ułatwienie, że wiecie, czego oczekiwać?
Górak:
Ułatwienie, to taka gra w otwarte karty. Dzisiaj wszyscy, którzy GKS oglądają, wiedzą, że również będziemy dążyć do wygranej. Będziemy musieli realizować zadania w defensywie, by powstrzymać kapitalnych zawodników. Poprzeczkę postaramy się zawiesić wysoko.

Wiadomo, że klub dostaje pieniądze zależne od miejsca, zawodnicy też?
Każdego trzeba byłoby pytać, jak kontrakt został spisany. Nie ma co dywagować o pieniądzach, nas to nie powinno interesować. Pieniądze powinny być na końcu, ja tak piłkę traktowałem. Ja potrzebuję wygrać mecz, trening, sezon – cały czas wygrywać.

Było spotkanie z nowym prezesem?
Znaliśmy prezesa, ale jako członka rady nadzorczej. Spotkanie było, prezes przywitał się z nami, poinformował o swoich zadaniach. Wydaje mi się, że po sezonie będzie moment, by zjeść wspólnie duży obiad. Teraz trzeba grać.

Co z chłopakami, którzy są wypożyczeni?
Przede wszystkim te rozmowy muszą być prowadzone równolegle z ich klubami, szczególnie jeśli chodzi o Filipa i Dawida. Lech ma swoje sprawy, Raków również, także czekamy na zakończenie rozgrywek. My naszą kadrę już dzisiaj budujemy, rozmawiając z zawodnikami i agencjami. Tu się dzieje wiele rzeczy. Jaśniejsza jest sytuacja odnośnie Mateusza Kowalczyka – mamy prawo pierwokupu. Jeszcze spotkania nie miałem, ta decyzja jest przygotowywana. Jedno jest najważniejsze: Mateusz Kowalczyk chce grać w GKS-ie Katowice.

Dwa ostatnie mecze Lecha były odmienne – inne taktyki i rywale.
W meczu z Puszczą Lech oddał osiem strzałów, Puszcza dziewięć – jakość, ogromna jakość piłkarzy. Bramka Lecha w meczu z Legią to niesamowita klasa strzelca, musimy bardzo uważać w defensywie. W Lechu widać dużo zespołowości, Antek świetnie tę grę układa.

Wobec nieobecności napastników to może trener ma plan, byś to ty „biegał do przodu”?
Rogala:
Tego na dzień dzisiejszy nie wiem (uśmiech), ale dam na pewno z siebie 100 procent. Zaczynałem od tyłu karierę i szedłem trochę do przodu, ale nie aż tak daleko.

Czyli plan trenera tego nie obejmuje?
Górak: 
Obejmuje, obejmuje jak najbardziej (śmiech)! To na ostatnie minuty, z tą szybkością wszystkiego należy się spodziewać.

Sytuacja z Kowalczykiem jest rozwojowa. Jaki jest jego wkład w drużynę, dlaczego jest taki dobry i dlaczego po odejściu Kozubala nie było to tak bolesne?
Model gry GieKSy jest stworzony pod zawodników grających na pozycji 8, bo naprawdę ci ludzie mają tam dużo rzeczy do zrobienia. Szukam zawodników intensywnych, inteligentnych, którzy czują boisko. Znałem Mateusza wcześniej, wiedzieliśmy, że wyjeżdża bardzo utalentowany chłopak i poprzeczkę będzie miał wysoko. Byłem ciekaw, jak sobie poradzi w takim klubie. Ja takim zwolennikiem szybkich wyjazdu nie jestem, to był dla niego trudny okres. Kiedy odchodził Antek, to mieliśmy 2-3 pomysły na zapełnienie tej luki, tu się to równoważyło z kwestią przepisu o młodzieżowcu. Zawodnik dostał szansę na mocną rywalizację, a tymi łokciami szybko się zaczął przebijać. Te nabijane minuty odbudowywały jego pewność siebie i zaczął wyglądać jako ten fajny ligowiec, który z ŁKS-u wyjechał. To daje obraz tego, że ci ludzie niepotrzebnie tak szybko wyjeżdżają. Życzę im cierpliwości i by wyjechali po 150 meczach w Ekstraklasie podbijać Europę. Pieniądze są ważne, ale ja powtarzam: na nie przyjdzie czas. Świetny postęp i kapitalna droga, ale wszystko przed nim. Ma deficyty i powinien pracować nad sobą, zdobywać doświadczenie.

Kiedy trener dowiedział się o rozmowach Bergiera z Widzewem?
Wczoraj (14 maja – przyp. red.) o godzinie 8:00 dostałem od Sebastiana SMS-a o tym, że podpisał kontrakt z Widzewem Łódź. Od wczoraj od godziny 8:00 o tym wiem, że rozmawiał z Widzewem.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kolejna domowa wygrana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej galerii z Bukowej. GieKSa wygrała z Cracovią 2:1 po bramkach Kuuska i Repki. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga