Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Asekuranctwo nie popłaca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przed meczem wszem i wobec ogłaszałem, że gorzej niż w zeszłym sezonie na stadionie Górnika być nie może. Teraz mogę powiedzieć, że w życiu pewne są tylko trzy rzeczy: śmierć, podatki i to, że wszelkie przewidywania w piłce można o kant dupy roztrzaść. W najgorszych snach nie spodziewałem się, że moje słowa się nie ziszczą. Bo o ile rok temu przyjeżdżaliśmy na Roosevelta w roli beniaminka, Górnik nas napoczął szybko, no i faktycznie byliśmy dość bezradni, to mogę powiedzieć, że wtedy byliśmy… tylko bezradni. Trudno.

Wczoraj natomiast to nie była tylko bezradność, to była jakaś antyteza piłki nożnej. Wolałem tamte 0:3. Może mam zakrzywione spojrzenie. Bo wtedy też wyszliśmy jacyś przestraszeni, też niewiele mieliśmy do powiedzenia na boisku. Ale jakoś było łatwiej. A wczoraj? Nie było nic. A najgorsze jest to, że z każdą minutą ta degrengolada się pogłębiała – piłkarska i mentalna. Do tego stopnia, że – choć nigdy tak nie mam – myśli mi zaczęły gdzieś odpływać, chciałem już robić coś innego, bo po prostu nasz zespół wyglądał tak, jakby nie był już zainteresowany udziałem w tym meczu. Totalne poddanie się, biała flaga. Dla zmyłki w końcówce podeszli pod bramkę przeciwnika, Kuusk i Gruszkowski otarli poprzeczkę i „spojek” od zewnętrznej strony. To jednak tylko zaciemnia obraz.

Od początku można było odnieść wrażenie, że GKS jest jakiś niemrawy, znów przestraszony ogromnej, jak na polskie warunki, publiczności. Choć nie było jeszcze takiej tragedii od razu. Nawet raz prawie wyszliśmy sam na sam, ale Adrian Błąd fatalnie przyjmował piłkę. Gdzieś tam, coś próbował Galan, mieliśmy jakieś auty. Zagrożenia jednak nie było żadnego, a raczej skupialiśmy się na rozgrywaniu piłki od tyłu. Górnik najwidoczniej to zauważył, bo zaczął wietrzyć szansę na swoje okazje bramkowe. W defensywie też to nie wyglądało jakoś tragicznie, choć ta niska obrona niepokoiła. Za bardzo zapraszaliśmy zabrzan i środek ciężkości tego meczu niebezpiecznie przesuwał się pod nasze pole karne. Nie na zasadzie szturmu gospodarzy i zamknięcia naszej drużyny w szesnastce. Tylko tego, że jak będziemy sobie tak pykać, ryzyko, że coś się wydarzy wzrastało.

No i wydarzyło się. Trener mówi, że pierwsza bramka to strata w środku boiska – no tak, Galan zagrywa według mnie niezbyt bezpieczne podanie do Kowalczyka, mocne, takie z ryzykiem straty i rywal przejmuje piłkę. Nadal jednak nie mogę zrozumieć tego krycia na radar w naszym polu karnym. Naprawdę nie trzeba iść na raz, ale (głosem Tomasza Hajty) „podejdź pod tego przeciwnika, wsadź nogę, wygarnij”. Galan tylko patrzył na Ousmane Sowa, a ten z uśmiechem na twarzy miał całą przestrzeń w środku (!) pola karnego, żeby wycofać futbolówkę na szesnastkę. Zawodnicy będący w jej obrębie, jak Kowalczyk i Łukasiak, też mieli jakiś opóźniony zapłon, bo zamiast od razu lecieć do szesnastego metra, obracali się jakby mieli nogi z ołowiu. I znów dostaliśmy gonga w końcówce połowy i jest to już bardzo irytujące, że nie możemy dotrwać do przerwy z zerem po stronie strat.

No ale dobra. Trudno. Znów trzeba odrabiać, ale była nadzieja, że w drugiej połowie – nie mogąc już grać tak defensywnie – GKS ruszy do przodu. Płonne były to oczekiwania. Na dodatek straciliśmy kuriozalną bramkę. Nie – nie mam na myśli tej trzeciej. Mówię o drugim golu. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem, co zrobili nasi obrońcy. Powtórzę – to jest kuriozum, że mamy dokładnie na linii pola bramkowego i to praktycznie w świetle bramki trzech piłkarzy, a jednocześnie jedyny przeciwnik – również na linii „piątki” – ma tak dużo miejsca i jest kompletnie niepilnowany. Absurdalna sytuacja. Liseth dostał dośrodkowanie i strzelił na luzaku bramkę głową.

Wyglądało to bardzo źle. Samobójczy gol Kuuska był tylko symbolicznym podsumowaniem tego żenującego spotkania, choć i tutaj padliśmy ofiarą tego naszego czasem przesadnego rozgrywania od tyłu. Zresztą w tym meczu to rozgrywanie i tak bywało bez sensu, bo poklepaliśmy jakiś czas tylko po to, by posłać lagę do przodu. To już lepiej od razu tę „lagę na Adamika” posłać bez tego bawienia się, grożącego stratą.

Strasznie dużo miejsca Górnik miał na skrzydłach – i to nie tylko dlatego, że szalał Janża i spółka. Piłkarzy GieKSy po prostu tam nieraz nie było. Nie wiem, gdzie byli. Zniknęli. Jak byłem mały i mama robiła mi omleta, to czasem ten omlet tak rósł, że wychodził z patelni. Żartowaliśmy wtedy z mamą, że „omlet idzie do sklepu”. Jakoś tak mi się ten omlet przypomniał, gdy po raz kolejny nie widziałem naszych obrońców przy Słoweńcu.

Swoją drogą taką bramkę jak Marten Kuusk strzelił niejaki Damian Garbacik z 10 lat temu. Ciekawe czy to pamiętacie – to był mecz z Wigrami Suwałki na Bukowej. Statystyka nieciekawa, bo takie gole są absolutną rzadkością i większość drużyn na świecie NIGDY takiej nie straciła. A my w ciągu dekady dwa razy. To tak jak dwa razy nam strzelił gola bramkarz, podczas gdy wiele drużyn nie miała takiej sytuacji. Ale to jest GieKSa.

W drugiej połowie nie istnieliśmy. Naprawdę żal było patrzeć, jak mentalnie męczą się nasi piłkarze, a Górnik z wiatrem w żaglach bawi się grą. Nawet wprowadzony, debiutujący Jesse Bosch chyba do końca nie wiedział co się dzieje. W każdym razie dostosował się do reszty. A Aleksander Buksa był bezradny totalnie i tak jak Maciej Rosołek na Legii, tak i tutaj nie przypomniał się kibicom swojej byłej drużyny. Choć oddajmy, że tutaj naprawdę miał ciężko. I Adam Zrelak był w tym meczu kompletnie bezradny.

Dlaczego nie mogliśmy zagrać tak jak na Legii? Odważnie, z pazurem, z zębem? Czyżby trauma z zeszłego roku z Górnikiem była tak duża, że trenerzy zdecydowali się na tak asekuracyjną taktykę? Trener Górak twierdzi, że mieli swój sposób na ten mecz i na to, żeby okazje sobie stwarzać. No ale jeśli to nie błąd trenerski, to znaczy, że zawodnicy totalnie dali ciała, bo nie było – poza tymi pierwszymi minutami – widać tego, że są jakoś zainteresowani atakiem. Naprawdę nie przystoi tak się prezentować w ekstraklasie.

Zapytałem trenera o to „asekuranctwo”. Szkoleniowiec mówi, że rzeczywiście z boku to długie rozgrywanie akcji mogło sprawiać takie wrażenie, ale celem było jak najlepsze przygotowanie akcji do przeniesienia piłki w pobliże pola karnego rywala. Tylko jeśli faktycznie zawodnicy tak muszą „dopieszczać” akcje, żeby zagrać – jak rozumiem – super precyzyjną i celną piłkę, to znów zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie są oni za bardzo przestraszeni, że popełnią błąd. Rozumiem intencję trenera, ale zadaję sobie pytanie – ile takich akcji można w meczu z silnym rywalem rozegrać. Dwie? Trzy? A jeśli tak, to czy można liczyć, że z tego od razu będzie bramka? Trener mówi, że właśnie taką akcją był moment, gdy Adrian Błąd na początku meczu dostał piłkę i gdyby lepiej się zabrał to by z 40 metrów leciał sam na sam. Przyznam, że nie potrafię sobie tego absolutnie wyobrazić. Przecież Adrian z Arką miał kilometr przewagi nad przeciwnikiem w analogicznej sytuacji, a i tak dał się dogonić. Z całym szacunkiem, ale lata już nie te i jak mam sobie przypomnieć jakiegoś jego gola w podobnej sytuacji, to mam jeden typ – gol dla Zagłębia Lubin w wygranym 5:0 meczu przy Bukowej. Tylko że to też było z 10 lat temu…

Nie istniał dziś Bartosz Nowak, którego tak przecież wychwalałem po Arce. Kacper Łukasiak znów popełniał fatalne błędy i był przestraszony. Adrian – delikatnie mówiąc – ostatnio nie jest w szczytach formy. Borja Galan też jest kompletnie nieefektywny. Jego próby na skrzydłach, a to co robili przeciwnicy, to niebo, a ziemia. A cała obrona była dziś do tarcia chrzanu.

Spytałem też trenera o te nieszczęsne mecze wyjazdowe. Wiosną był z tym problem, teraz jest mega problem. Jak na razie w trzech delegacjach straciliśmy dziewięć bramek, a strzeliliśmy tylko jedną. Wyniki 0:3, 1:3 i 0:3 są fatalne i jeśli nie zmienimy czegoś na wyjazdach to będziemy dostawać bęcki non stop. Nadal zadziwia mnie w piłce tak duża dysproporcja pomiędzy meczami na wyjeździe i u siebie, jednak w porównaniu z tym, co było kiedyś – nie jest ona już tak wielka. W naszym przypadku natomiast nadal tak to wygląda.

Rozumiem, że trzeba czasem obrać inną taktykę. Jednak dlaczego nie mogliśmy choć trochę zagrać tak jak z Arką – mówię o intensywności, pressingu, który przecież dał nam kapitalne zwycięstwo, tego już nie jestem w stanie pojąć. Wydawało się, że idziemy w górę od meczu z Legią, a tu nastąpił gong i najgorszy mecz w sezonie, a kto wie, czy nie od awansu do ekstraklasy. Mówię „choć trochę”, nie chodzi mi o wymianę ciosów. Ale żeby przynajmniej było przyzwoicie.

Okej, ponarzekaliśmy. Teraz słowo w stronę niektórych kibiców. Uważam, że głupotą jest znów mówienie, że jesteśmy murowanym kandydatem do spadku. Głupotą dlatego, bo już wiele razy w zeszłym, a nawet już w obecnym sezonie, GKS grał słabe mecze i wydawało się, że jesteśmy w kryzysie lub zagnieździmy się w dole tabeli, a jednak za każdym razem się wygrzebywaliśmy. Nawet właśnie po meczach z Widzewem i Legią, gdy wydawało się, że będzie bardzo ciężko, przyszedł kapitalny mecz z Arką. Rok temu po Górniku była kapitalna Pogoń i Puszcza. Nie ma więc co skakać ze skrajności w skrajność, bo tydzień temu już była euforia, czego to w lidze możemy nie zwojować. A teraz znów lamenty o „pewnym spadku”.

Niemniej sytuacja GieKSy ciągle jest niedobra. Znów znaleźliśmy się w strefie spadkowej i naprawdę trzeba pilnować swojego miejsca w tabeli. Najlepiej by było oczywiście wyskoczyć gdzieś pięć punktów nad kreskę, ale na razie to byłby scenariusz idealny i jest bardzo odległy. Teraz musimy pracować nad tym, by po prostu nad kreską się znaleźć, względnie na granicy. Najgorsze co mogłoby być, to zadomowić się w strefie spadkowej na wiele kolejek.

Czeka nas ultraważny mecz z Radomiakiem, by na przerwę reprezentacyjną „schodzić” ze względnym spokojem. Ale do tego niezbędne będzie zwycięstwo. Radomiak jak najbardziej jest w naszym zasięgu – po początkowym rozpędzie piłkarze z Radomia lekko spuchli i nie ma co przed nimi panikować, choć na pewno jest to lepsza drużyna niż w poprzednim sezonie. Trzeba się solidnie przygotować do meczu i wyjść mentalnie tak jak na Arkę – wtedy naprawdę może być dobrze.

Jak rok temu w Zabrzu ekstraklasa dała nam po dupie, tak dała i teraz, choć teraz bardziej na własne życzenie. Nie ma co jednak płakać. Stało się. Teraz trzeba wstać, otrzepać się z kurzu i ruszać dalej. Wiele jest jeszcze w tej lidze do ugrania. Tylko nie róbmy już w portki przed żadną drużyną, bo swoje atuty mamy i można je z większą odwagą wykorzystywać. Czasem się dostanie po łbie, ale przynajmniej nie będzie niesmaku. A zwiększymy swoje szanse na pozytywny rezultat. Wszystko z głową, ale odważniej.

I słówko do Martena Kuuska. Choć tak jak napisałem rzadko, ale to się zdarza w piłce. Nie przejmuj się, tylko przekuj to na coraz lepszą grę. Trzymamy kciuki!


6 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

6 komentarzy

  1. Avatar photo

    Afera

    24 sierpnia 2025 at 09:30

    Naprawdę słaby szpil, napiszę w podpunktach moje spostrzeżenia kibica który ogląda wszystkie mecze GieKSy przed telewizorem z racji stałego pobytu za granicą Polski.1)A.Błąd będzie bardziej przydatny drużynie od 70 min niech wejdzie na te 20 min plus doliczony czas i niech zasuwa,za Adriana od początku M.Wędrychowski.2)K.Gruszkowski sory ale wypożyczenie 80%piłek nie dochodzi do adresata a większość jest przeczytana przez przeciwników.3)B.Galan chłop się stara ok ale to jest poziom zmiennika z ławki,a dla B.Galana dla podniesienia poziomu i konkurencji potrzeba transferu dobrego wachadłowego.4)A.Jędrych,A.Czerwiński,M.Kowalczyk,A.Zrelak,B.Nowak M.Wasielewski,Klemenz ok.5)D.Kudła po tylu gongach jakie chłop dostał dałbym mu odpocząć psychicznie w następnym meczu,nich pokarze swój warsztat Strączek.6)K.Łukasiak za elektryczny za mało piłek otwierających za dużo strat,tu bym chciał zobaczyć od początku J.Boscha.7)M.Kuusk,nie wygląda to najgorzej ale brakuje tu takiego cwaniactwa przepchnięcia przeciwnika agresywnej gry,dałbym się pokazać A.Paluszkowi.8)R.Górak wyjdzie z tego obronną ręką jestem o to spokojny tylko więcej odwagi.Cała GieKSa razem💪💪💪

    • Avatar photo

      Afera

      24 sierpnia 2025 at 09:34

      Naprawdę słaby szpil, napiszę w podpunktach moje spostrzeżenia kibica który ogląda wszystkie mecze GieKSy przed telewizorem z racji stałego pobytu za granicą Polski.1)A.Błąd będzie bardziej przydatny drużynie od 70 min niech wejdzie na te 20 min plus doliczony czas i niech zasuwa,za Adriana od początku M.Wędrychowski.2)K.Gruszkowski sory ale wypożyczenie 80%piłek nie dochodzi do adresata a większość jest przeczytana przez przeciwników.3)B.Galan chłop się stara ok ale to jest poziom zmiennika z ławki,a dla B.Galana dla podniesienia poziomu i konkurencji potrzeba transferu dobrego wachadłowego.4)A.Jędrych,A.Czerwiński,M.Kowalczyk,A.Zrelak,B.Nowak M.Wasielewski,Klemenz ok.5)D.Kudła po tylu gongach jakie chłop dostał dałbym mu odpocząć psychicznie w następnym meczu,nich pokarze swój warsztat Strączek.6)K.Łukasiak za elektryczny za mało piłek otwierających za dużo strat,tu bym chciał zobaczyć od początku J.Boscha.7)M.Kuusk,nie wygląda to najgorzej ale brakuje tu takiego cwaniactwa przepchnięcia przeciwnika agresywnej gry,dałbym się pokazać A.Paluszkowi.8)R.Górak wyjdzie z tego obronną ręką jestem o to spokojny tylko więcej odwagi

      • Avatar photo

        Afera

        24 sierpnia 2025 at 09:37

        Naprawdę słaby szpil, napiszę w podpunktach moje spostrzeżenia kibica który ogląda wszystkie mecze GieKSy przed telewizorem z racji stałego pobytu za granicą Polski.1)A.Błąd będzie bardziej przydatny drużynie od 70 min niech wejdzie na te 20 min plus doliczony czas i niech zasuwa,za Adriana od początku M.Wędrychowski.2)K.Gruszkowski sory ale wypożyczenie 80%piłek nie dochodzi do adresata a większość jest przeczytana przez przeciwników.3)B.Galan chłop się stara ok ale to jest poziom zmiennika z ławki,a dla B.Galana dla podniesienia poziomu i konkurencji potrzeba transferu dobrego wachadłowego.4)A.Jędrych,A.Czerwiński,M.Kowalczyk,A.Zrelak,B.Nowak M.Wasielewski,Klemenz ok.5)D.Kudła po tylu gongach jakie chłop dostał dałbym mu odpocząć psychicznie w następnym meczu,nich pokarze swój warsztat Strączek.6)K.Łukasiak za elektryczny za mało piłek otwierających za dużo strat,tu bym chciał zobaczyć od początku J.Boscha.7)M.Kuusk,nie wygląda to najgorzej ale brakuje tu takiego cwaniactwa przepchnięcia przeciwnika agresywnej gry,dałbym się pokazać A.Paluszkowi.8)R.Górak wyjdzie z tego obronną ręką jestem o to spokojny tylko więcej odwagi.Cała GieKSa razem💪💪

        • Avatar photo

          Afera

          24 sierpnia 2025 at 09:39

          Naprawdę słaby szpil, napiszę w podpunktach moje spostrzeżenia kibica który ogląda wszystkie mecze GieKSy przed telewizorem z racji stałego pobytu za granicą Polski.1)A.Błąd będzie bardziej przydatny drużynie od 70 min niech wejdzie na te 20 min plus doliczony czas i niech zasuwa,za Adriana od początku M.Wędrychowski.2)K.Gruszkowski sory ale wypożyczenie 80%piłek nie dochodzi do adresata a większość jest przeczytana przez przeciwników.3)B.Galan chłop się stara ok ale to jest poziom zmiennika z ławki,a dla B.Galana dla podniesienia poziomu i konkurencji potrzeba transferu dobrego wachadłowego.4)A.Jędrych,A.Czerwiński,M.Kowalczyk,A.Zrelak,B.Nowak M.Wasielewski,Klemenz ok.5)D.Kudła po tylu gongach jakie chłop dostał dałbym mu odpocząć psychicznie w następnym meczu,nich pokarze swój warsztat Strączek.6)K.Łukasiak za elektryczny za mało piłek otwierających za dużo strat,tu bym chciał zobaczyć od początku J.Boscha.

  2. Avatar photo

    Afera

    24 sierpnia 2025 at 10:02

    Słaby szpil, napiszę w podpunktach moje spostrzeżenia kibica który ogląda wszystkie mecze GieKSy przed telewizorem.1)A.Błąd będzie bardziej przydatny drużynie od 70 min niech wejdzie na te 20 min i niech zasuwa,za Adriana od początku M.Wędrychowski.2)K.Gruszkowski sory ale wypożyczenie 80%piłek nie dochodzi do adresata a większość jest przeczytana przez przeciwników.3)B.Galan chłop się stara ok ale to jest poziom zmiennika z ławki,a dla B.Galana dla podniesienia poziomu i konkurencji potrzeba transferu dobrego wachadłowego.4)A.Jędrych,A.Czerwiński,M.Kowalczyk,A.Zrelak,B.Nowak M.Wasielewski,Klemenz ok.5)D.Kudła po tylu gongach jakie chłop dostał dałbym mu odpocząć psychicznie w następnym meczu,nich pokarze swój warsztat Strączek.6)K.Łukasiak za elektryczny za mało piłek otwierających za dużo strat,tu bym chciał zobaczyć od początku J.Boscha.7)M.Kuusk,nie wygląda to najgorzej ale brakuje tu takiego cwaniactwa przepchnięcia przeciwnika agresywnej gry,dałbym się pokazać A.Paluszkowi.8)R.Górak wyjdzie z tego obronną ręką jestem o to spokojny tylko więcej odwagi.

  3. Avatar photo

    Irishman

    24 sierpnia 2025 at 20:33

    Świetne podsumowanie.

    Nigdy więcej takiej GieKSy! NIGDY!!!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga