Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Brzęczek i Goncerz o spięciu z kibicami po meczu z Olimpią

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po zakończeniu ostatniego spotkania z Olimpią Grudziądz trener Brzęczek podbiegł pod „Blaszok” i wraz z zawodnikami wdał się w żywiołową dyskusję z kibicami, którzy nie byli zadowoleni z porażki jaką w tamtym meczu poniósł GKS. Na forum i portalach społecznościowych kibice ostro krytykowali takie zachowani trenera. Postanowiliśmy przy okazji dzisiejszej konferencji prasowej wyjaśnić tę sprawę zarówno z trenerem Brzęczkiem, jak i kapitanem zespołu Grzegorzem Goncerzem,

GieKSa.pl: Trenerze, musimy wrócić do tej sytuacji, która miała miejsce przed Blaszokiem po ostatnim meczu z Oiimpią. Nie uważa Pan, że ta sytuacja doprowadzi jedynie do tego, że piłkarze odczuwać będą jedynie dodatkową presję?

Jerzy Brzęczek: Absolutnie nie. Myślę, że ta sytuacja to również jasny sygnał, że my też bardzo chcemy. I zawodnicy, i trenerzy, i wszyscy ludzie, którzy bezpośrednio są związani z drużyną. Zdajemy sobie sprawę, że kibice czekają na zwycięstwa i na to, żeby GieKSa była jak najwyżej w tabeli. Ja jako osoba, która jest najbardziej odpowiedzialna za drużynę będę zawsze o nią walczył i tarał się, aby ta drużyna miała pełen komfort. To co robimy na zewnątrz, a to co robimy w szatni to dwie różne rzeczy. Myślę, że kibice muszą uszanować to, że my po prostu nie chcemy być tylko tymi ludźmi, którzy zawsze będą grzeczni. Z wielką pokorą przyjmujemy i szanujemy krytykę, bo to jest bardzo ważna rzecz w sporcie, ale również nam zależy na zwycięstwach i zdobywaniu punktów. Chcemy, by kibice po latach posuchy doczekali się takiej drużyny, która będzie wytrzymywała presję.

Tak na chłodno – po kilku dniach – uważa Pan, że ta forma walki o drużynę czyli dyskusja z kibicami pod Blaszokiem była odpowiednia?

Pierwszym zawodnikiem, który podszedł do kibiców był kapitan zespołu, który chciał podziękować za doping. Nawet jeżeli w takim momencie jest rozczarowanie, co jest oczywiście normalne, to mimo wszystko kapitan nie zasługuje na to, żeby używać w stosunku do niego niezbyt parlamentarnych słów, stąd taka reakcja. Ja myślę jednak, że tego typu sytuacje są również potrzebne. Jak w każ∂ej dobrej rodzinie, gdzie nie chodzi o to, żebyśmy zawsze sobie wszystko pięknie mówili. Są takie sytuacje, kiedy jest trochę głośniej, co może powodować, że każda ze stron może swoje żale wyrzucić po to, by na drugi dzień iść do pracy i walczyć o to, by jak najlepiej się rozwijać. Dla mnie to była rzecz normalna. Ja szanuję naszych kibiców, w pełni zdaję sobie sprawę z tego, że to oczekiwanie jest długie.
Każdy musi się zastanowić nad tym, że te kilka ostatnich lat, kiedy za każdym razem mówiło się o walce, dotychczas kończyło się to co najwyżej ósmym miejscem.
To pokazuje, że wspólnie musimy zmienić coś w tym wzajemnym postępowaniu po to, żeby GKS nie był rozpoznawalny w kraju jedynie przez pryzmat hasła „Ekstraklasa albo śmierć”, tylko żeby ta Ekstraklasa zawitała znowuż na Bukową. Taki jest mój cel i moje marzenie. Liczę, że pomimo wielu trudnych sytuacji, które na pewno będą przed nami w nowym sezonie, i to jest nieuniknione, będziemy z nich wychodzić silniejsi i twardsi.

O odbiór tej sytuacji zapytaliśmy również Grzegorza Goncerza.

GieKSa.pl Grzegorz jak ty podchodzisz do tego, co stało się po ostatnim meczu, i czy uważasz, że ta sytuacja i reakcja jakie wywołała wśród kibiców przysporzy Wam dodatkowej presji?

Grzegorz Goncerz: Musisz mi najpierw powiedzieć, jak kibice to odebrali, jakie były ich reakcje.

Głównie złość na to, że trener Brzęczek podbiiega pod trybunę po drugim pod rząd przegranym spotkaniu, w dodatku 0:2 z drużyną, która okupuje dolne rejony tabeli.

Ja jestem w stanie zrozumieć kibiców, ich zniecierpliwienie i złość. Powiem jednak tak – jeśli kiedykolwiek ma tutaj coś być, to musimy to razem wspólnie zrobić. Zdajemy sobie sprawę z tego, że kibice chcieliby abyśmy wygrywali zawsze wysoko, ale niestety w tej lidze między drużyną z miejsca 15 a miejsca 3 jest mała różnica punktowa. Wyniki ostatnich meczów sugerują, że przegrywaliśmy gładko, ale gładko nie było. Mieliśmy swoje sytuacje, gdybyśmy się lepiej zachowali, strzelili bramkę to jestem przekonany o tym, że byśmy wygrali. Natomiast kibice mają być prawo zdenerwowani, ale to dobrze, że tak się dzieje – to pokazuje, że zależy nam, kibicom i trenerowi. Powtórzę jeszcze raz – jeśli mamy czegokolwiek dokonać, to jedynie razem.

Kibice dopingują przez pełne 90 minut w każdym meczu.

I ja wierzę, że oni będą pomagać dalej, najlepiej tak jak na wyjazdach. Ostatnio tak się nad tym w szatni zastanawialiśmy, że na wyjazdach doping jest fantastyczny, dopingują nas od pierwszej do ostatniej minuty i my takiego dopingu potrzebujemy, a nie takiego kiedy prowadzimy 4:0 z Kluczborkiem i mecz jest rozstrzygnięty. Liczę na wsparcie kibiców. To jest sport, może być różnie, ale jesteśmy faworytem i chcemy wygrać najbliższe derby, ale żeby to zrobić, potrzebujemy dwunastego zawodnika, który będzie nas wspierał z trybun.
Co do sytuacji ostatnim meczu – trener bardzo mocno żyje klubem. W tamtym spotkaniu widział nasze zaangażowanie i naszą chęć do strzelenia bramki. Zrobiliśmy wszystko, żeby te bramki zdobyć, a sytuacje które miała Olimpia były jedynie skutkiem naszego otwarcia się.

Korzystając z okazji zapytaliśmy jeszcze o dwie kwestie związane już stricte ze sportem:

GieKSa.pl Grzegorz czy w tygodniu miałeś jakąś kontuzję? Bo ostatnio po urazach wracałeś na mecze z Kluczborkiem i Dolcanem i zdobywałeś w nich odpowiednio cztery i dwie bramki.

Grzegorz Goncerz: (śmiech). Ostatnio też w klubie żartowaliśmy, że może trzeba by się na ten stół operacyjny położyć i wtedy by piłka wpadała do siatki, natomiast na całe szczęście przy tym całym szaleństwie zdrowie dopisuje. Napastnicy lesi ode mnie zawsze mówili, że potrzebna jest ta pierwsza bramka i spokój. Ja wierzę, a nawet jestem przekonany o tym, że strzelę bramkę w niedzielę. Nikt nie jest tak bardzo sfrustrowany tą moją indolencją strzelecką jak ja i nikt takiej presji na mnie nie wywiera jak ja sam na siebie. Bramka będzie w niedzielę, jestem o tym przekonany.

Czy możemy się spodziewać, że Patryk Szymański dostanie więcej szans?

Jerzy Brzęczek: Patryk jest z pewnością zawodnikiem z dużymi predyspozycjami do gry ofensywnej. Jego styl gry i przyzwyczajenia związane z grą w defensywie powodują, że musimy nad tym pracować. Na pewno ostatnim występem pokazał, że zasługuje na więcej szans.

6 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

6 komentarzy

  1. Avatar photo

    kornik

    22 kwietnia 2016 at 11:36

    Trener dobry ale przez mody na udawanie zachodniej piłki wszystko stoi w miejscu, piłka nożna stała się sportem płaczków, słabych psychicznie i zdyscyplinowanych lalusiów którzy się oszczędzają (nie mówie tu o wszystkich), żeby więcej było takich trochimów, napierałów czy pitrych. Gdyby nie wiek czy czynniki które zmuszają do opuszczenia klubu złączyłoby się tych co zrobili sporo dla klubu i nie uganiali sie do ekstraklasy żeby zaliczyć pare meczy i wylądować w rezerwach i awans w sekunde

  2. Avatar photo

    kibic

    22 kwietnia 2016 at 12:13

    Sory ale dziwią mnie wypowiedzi tych gości są tak pewni siebie a na boisku ogrywaja ich wiochy słowa trenera że to materiał na przyszłość to ktoś z nas się na czymś nie zna albo udaję glupiego, teraz może jakimś cudem ograja rozwój i będą myśleć ze wszystko jest ok , niestety tak nie jest kolejny tragiczny sezon nic nie udane sportowo czysta agonia a oni twierdzą że jest świetnie mam nadzieje że im pokażemy jaka jest ich wartość a nie parę okrzyków i rozejdziemy się grzecznie do domu aby ponarzekać na forum sory ale myślę że pora na zmiany albo agonia i wstyd

  3. Avatar photo

    Włodek

    22 kwietnia 2016 at 14:25

    Pewnie dla nich super -nic nie trzeba wygra sie z Rozwojem i sprawa załatwiona KOLEJNY SEZON ZAJEBALISCIE PANOWIE PIŁKARZYKI,
    wygra sie przegra zremisuje kasa ta sama nic nie brakuje .
    Zyczę Rozwojowi utrzymania ,ale po barazach z tyskymi na B1 .

  4. Avatar photo

    pawelas197

    22 kwietnia 2016 at 15:19

    jak bysmy tak pracowali jak oni grali to juz by nas z roboty wyje…i wiadomo nie da sie wszystkiego wygrac ale przegrac po walce to nie wstyd ale jak sie przegrywa 4;0.i 0:2 u siebie nie pokazujac praktycznie nic ciekawego na boisku to juz cos tu jest nie tak

  5. Avatar photo

    Max86

    22 kwietnia 2016 at 23:23

    Kto Wam piłkarzyki powiedział, że chcemy byście wygrywali po 4:0?! nikt! chcemy byście z ostatnim miejsce wygrali PRZYNAJMNIEJ 1:0! A jak strzelacie Kluczborkowi 4 bramki to kibice sie cieszą i dopingują to zrozumiałe. Tyle lat granie z wioskami, kibice trzymają poziom, ale ileż można??!

  6. Avatar photo

    hajna

    23 kwietnia 2016 at 14:54

    Trener nawet nie kryje że nie widzi problemu bo gra jest ok tylko szczęścia brak.Mam nadzieja iż Rozwój powalczy i wywiadzie choćby punkt a Goncerz niech pooglondo swoje bez produktywne lotanie po boisku i się dychnie bo strata formy to nie wstyd ino cza się wziąć i powalczyć z głową. Nawet jak wygrają z 3:0 to się nie będzie przełomu bo spadek im nie zagrozi norma w GKS od kilku lot.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga