Ekstraklasa to nie przelewki. Tutaj przychodzi nam się mierzyć z naprawdę poważnymi i silnymi rywalami. Po niemal dwóch dekadach gramy z zespołami rywalizującymi o Mistrzostwo Polski, a nie co najwyżej balansującymi gdzieś pomiędzy najwyższą klasą rozgrywkową, a pierwszą ligą.
Ktoś powie, że co jakiś czas boleśnie zderzamy się z tą rzeczywistością. Ale, czy rzeczywiście boleśnie? Wiadomo, że chciałoby się pójść w ślady Kaiserslautern, które kiedyś jako beniaminek wywalczyło Mistrzostwo Niemiec. Na naszym podwórku też mieliśmy taką sytuację, gdzieś w rejonie czasów przemian, nazwę klubu przemilczę.
Jednak jest pewien realizm. O mistrza się bić nie będziemy, o puchary raczej też nie – pozostaje gra o środek tabeli, no i oczywiście bezpieczne utrzymanie. I ten realizm mówi też, że są drużyny w tej ekstraklasie poza naszym zasięgiem, jest trochę ekip lepszych i kilka o podobnym poziomie lub nieco słabszych. I im szybciej zaakceptujemy taki stan rzeczy, tym lepiej dla wszystkich.
Piszę o tym dlatego, że znów wczoraj w komentarzach kibiców przewijała się jakaś gorycz związana z tym, że Lech nas zdominował. No tak – zdominował nas, bo gdy najlepsi zawodnicy najlepszej obecnie drużyny w Polsce włączali swoje najlepsze cechy, to trudno, żeby wyglądało to inaczej. Rozpędzający się Sousa, Ishak czy Walemark sprawiali, że nawet obserwując ten mecz, trudno było za nimi nadążyć. Szybkość, pokazywanie się na pozycjach, wiele możliwości wyboru dla podającego. To jest ekipa z niesamowitą motoryką, taktyką i techniką. To wszystko sprawia, że gdy są w formie, mogą rozbić każdego przeciwnika. O czym przekonała się ostatnio Legia Warszawa.
Lech w tym meczu był zdecydowanie lepszy i po bramce Ishaka w 3. minucie zwycięstwo Kolejorza raczej nie było zagrożone. A mimo to – mimo tych wszystkich pozytywnych rzeczy związanych z gospodarzami – GieKSa w pierwszej połowie naprawdę postawiła opór. Na tyle, na ile nasi zawodnicy umieli, z wiarą w swój sposób gry – czyli wysoko, agresywnie, podchodząc pod pole karne przeciwnika. Potrafiliśmy na połowie rywala rozgrywać akcję i nie tracić piłki. Brakowało ostatecznie dokładności czy dobrej decyzji w pobliżu szesnastki, ale do przerwy spokojnie mogliśmy mieć jeszcze jakieś nadzieje, że „a nuż” uda się coś w tym spotkaniu ugrać.
W drugiej połowie wiadomo – Lech od początku przycisnął, miał karnego i strzelił bramkę. W tych okolicznościach było już naszej ekipie ciężej, no i zaczęły się w dużej liczbie pojawiać proste błędy, czy to w wyprowadzaniu piłki, czy już w rozgrywaniu dalej od własnej bramki. Nawet w minimalnej liczbie okazji do wykreowania sobie sytuacji do strzału, zespół nie był efektywny, jak choćby w sytuacji, kiedy Borja Galan świetnie minął przeciwnika i przy linii końcowej wszedł niemal w pole bramkowe.
Trochę ten mecz przypominał starcie z Legią, choć ja uważam, że zagraliśmy lepiej. To znaczy ta pierwsza faza spotkania z Wojskowymi, do gola Adama Zrelaka, była lepsza, ale potem już nie mieliśmy kompletnie nic do powiedzenia. Wczoraj Kolejorzowi stawialiśmy się dłużej.
Ktoś powie, gdyby nie Dawid Kudła, pojechaliby nas piątką. Może i tak, ale… nie pojechali. Swoją drogą, mam nadzieję, że tym meczem zawodnik zamknął temat dyskusji o potencjalnym posadzeniu go na ławkę. Niesprawiedliwie oceniany od początku sezonu, ostatecznie przez całą rundę w sposób ewidentny nie zawalił nam żadnego gola. Wiadomo, że w kilku sytuacjach mógł mieć swój współudział przy utracie bramki, ale żaden bramkarz bezbłędny nie jest. A tyle sytuacji, ile wybronił Dawid w tym sezonie – powoduje, że mamy kilka punktów więcej. No i wczoraj zagrał bardzo dobry mecz, obronił wiele strzałów, na czele z wygarnięciem piłki już praktycznie z bramki po strzale Ishaka.
Tak jak jednak mówiłem w meldunku pomeczowym i pisałem w relacji – wstydu GieKSa tym meczem nie przyniosła i na pewno nie można powiedzieć, że to spotkanie pokazało, że zespół jest w jakiejś słabszej formie czy – olaboga – w kryzysie. Po prostu katowiczanie próbowali zagrać swoje, postawili się przeciwnikowi, ale z tak rozpędzonym Kolejorzem nie mieli większych szans.
Trener Rafał Górak dość kontrowersyjnie po meczu powiedział, że był to udany wieczór. I jakkolwiek komuś to się może nie podobać, przychylam się do tych słów. Bo GieKSa może przegrała z Lechem i to dość wyraźnie, ale najważniejsze jest to, że pokazała, że nie pęka i nie klęka. Nawet przed tak piekielnie mocnym przeciwnikiem. Bo mogliśmy oczywiście postawić autobus w szesnastce od pierwszej minuty i czekać na jak najniższy wymiar kary. A jednak zespół zdecydował się podjąć walkę. To może tylko zaprocentować.
Oczywiście było widać też mankamenty czysto piłkarskie w naszej grze. Ostatecznie bramki straciliśmy po błędach, popełniliśmy ich też kilka przy sytuacjach, które golem się nie zakończyły. W akcjach ofensywnych – jeszcze w pierwszej – brakowało zdecydowania. GieKSa czasem próbuje grać zbyt kombinacyjnie w odległości 16-18 metrów od bramki, gdy po prostu trzeba wziąć i huknąć. Tak samo czasem aż prosi się by zagrać na skrzydło – nawet już w ramach pola karnego – a jest próba koronkowego rozegrania i niemal wjechania z piłką do bramki. Jakkolwiek należy cenić to, że katowiczanie nie grają „na pałę” czy to w rozgrywaniu od tyłu, czy pod szesnastką przeciwnika, to czasem przydałaby się po prostu większa prostota. Myślę, że ta decyzyjność i przejście z bardziej wyrafinowanej gry na prostą piłkę jest elementem, który należy poprawić na wiosnę.
Na podstawie meczu z Lechem nie ma najmniejszego powodu, by przewidywać jakieś niepowodzenia z dwóch ostatnich kolejkach w tym roku. Jeśli katowiczanie utrzymają swój mental i zagrają swoje, powinni zdobyć punkty. Tylko no właśnie – mecz z Lechią Gdańsk to jest coś, co już przerabialiśmy kilka razy w tym sezonie i za każdym razem kończyło się gongiem. Czyli potencjalnie słabszy rywal (nie od nas, tylko od czołówki tabeli) na dany czas – czyli u siebie Motor, Śląsk czy Korona. Przed każdym z tych spotkań kibice dopisywali trzy punkty i w każdej sytuacji musieliśmy się trochę sfrustrować. Nikt się przed GieKSą nie położy i te spotkania to pokazały. I faktem jest, że przynajmniej jeden z tych trzech meczów po prostu trzeba było wygrać. I podobnie jest z meczem z Lechią, która swoje zawirowania przeżywa bardzo mocno. Jeśli katowiczanie chcą się utrzymać, muszą w końcu dokładnie w tego typu meczu zapunktować, tym bardziej, że gdańszczanie to bezpośredni rywal w walce do utrzymania. Na ten moment w sezonie GieKSa wygrywała głównie w meczach, w których faworytem nie była. Tutaj może nie ma co używać takiego słowa jak „faworyt”, ale na pewno nie jest nim także Lechia. Trzeba robić swoje.
Wróciliśmy do Katowic z lekcją daną przez kapitalną drużynę trenera Frederiksena. I niech drużyna oraz sztab szkoleniowy z tej lekcji skorzystają, bo przez wiele lat nie mieliśmy okazji uczyć się od najlepszych.
A na nas przyjdzie jeszcze pora.
Kato
18 października 2022 at 07:40
Końca nie widać i jest coraz gorzej.
Aaaaa
18 października 2022 at 12:26
Agresji nie podzielam na stadionie ale sam z dziećmi chodzę na mecze a po za tym to każdy mecz powinien być świętem każdego kibica dziecka czy ojca mamy a nie tylko zarządu przez was nie chodzimy na trybuny niśczycie śląski sport szczerbowski won a my na stadion ale po wyrzuceniu tego gnoja niech nie niszczy śląskiego sportu który ma tyle lat
Domino
18 października 2022 at 15:59
Nie jestem i nigdy nie będę po stronie Marka Szczerbowskiego bo dobrze wiem co robi przeciwko kibicom, natomiast komentarz wykazujący inną opinię nie powinien być usunięty. Słabe.
Byk
18 października 2022 at 17:57
Tak się zastanawiam kto tu jest większym frajerem? Miasto z prezydentem, klub z prezesem czy całe SK.
Jeśli SK myślicie że bojkotem doprowadzicie do zmiany prezesa lub jakiegokolwiek porozumienia na linii miasto-klub-kibice, to się k… grubo mylicie.
Przedłużający się bojkot jest tak naprawdę na rękę miastu i prezesowi, natomiast samym kibicom nie przysłuży się wcale. Dużo kibiców jest zniecierpliwionych brakiem wyników trwającego bojkotu i chce wrócić tam gdzie jest miejsce kibiców czyli na meczach klubu.
Protestować można dalej na meczach, ale obowiązkiem kibica jest wspieranie drużyny na stadionie czy hali. Tak mnie uczono od małego, a teraz wszystko jest na odwrót.
Trzeba wrócić do aktywnego kibicowania na meczach, bo przy przedłużającym się bojkocie tylko zniechęcacie do bycia kibicem GieKSy.
Prawdziwy kibic
18 października 2022 at 20:07
Od 37lat chodzę na Bukową i czegoś tu nie rozumiem. Jest wiele do poprawy w klubie to fakt, bywało zdecydowanie lepiej, ale Pany! bywało dużo gorzej a kibice chodzili na mecze! i nie w 1500 osób na blaszok! Blaszok był niejednokrotnie pełny! Więc z czym do ludzi qwa. PROTES TAK ale na trybunach!
Kalabala
19 października 2022 at 00:03
Byku przecież SK nie chce dymisji prezesa i SK nie chce porozumienia. To klub chciał, żeby SK podpisało niekorzystne porozumienie.
Kato
19 października 2022 at 08:39
Jeżeli prezes może zostać na stanowisku, to po co tak ostro, po co ten cały bojkot na wszystkie sekcje i jego drastyczna forma? Po co ta cała nagonka że inaczej nie można i taczka? Dla czego nie stopniowano strajku w zależności od rozwoju sytuacji?
Dla czego opuszczono własny stadion i halę, Jeżeli chodziło jedynie o poprawienie działań prezesa i zarządu?
Kato
19 października 2022 at 08:53
SK nie podpisało umowy i to wystarczy, dał sygnał że się nie zgadza. Po co dodatkowo opuszczać grające drużyny, tym zamknięto sobie drogę do rozmów z obecnym i następnym prezesem. Magistrat jasno przedstawił swoje warunki co chce popierając zarząd.
Trwa impas który nie wiadomo jak się skończy i kiedy.
BlackGKS
19 października 2022 at 00:04
Bardzo dobra reakcja SK, trzeba się szanować, a nie chodzić na takie „spotkania”.
CYRK!
Sk1965
19 października 2022 at 18:43
Polski chory układ to władza miasta nad klubem.
To czysto postkomunistyczna władza.
Przecież pan Krupa na niczym się nie zna, oprócz samouwielbienia.
Jak ludzie możecie głosować na takiego narcyza?
Nie widzicie jak wygląda nasze miasto biur ????
A nie ogrodów.
Kolo
19 października 2022 at 23:35
BlackGKS , nie zgadzam się!
To, że Klub wysłał zaproszenie na to spotkanie dla SK w ostatniej chwili, to była prowokacja.
Klub liczył, że SK się obrazi za tak późne powiadomienie i nikt nie przyjdzie. I tak się właśnie stało. I teraz Szczerbowski może opowiadać w mediach, że on wyciąga rękę do zgody, a zacietrzewieni kibice ją odrzucają.
Dlatego uważam, że reprezentacja SK powinna była zacisnąć zęby i tam pójść, żeby przedstawić swoje postulaty dziennikarzom.
A nasza nieobecność została wykorzystana przeciwko nam.