Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka
Efekt „nowej miotły” nie zadziałał
Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja GieKSy. Prezentujemy najciekawsze z nich.
Piłkarki zakończyły rundę jesienną rozgrywek na pierwszym miejscu w tabeli. Drużyny Orlen Ekstraligi Kobiet do rozgrywek wrócą na początku marca przyszłego roku. Piłkarze w 16. kolejce PKO BP Ekstraklasy przegrali z Lechem 0:2. Prasówkę po tym spotkaniu można przeczytać TUTAJ. Kolejny mecz drużyna rozegra na Bukowej w sobotę o 17:30 z Lechią Gdańsk. Druga drużyna piłkarzy została zwycięzcą Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Katowice.
Z drużyną siatkarzy rozstał się trener Grzegorz Słaby. Zespół pod wodzą Emila Siewiorka rozegrał w ubiegłym tygodniu jedno spotkanie – ze Skrą Bełchatów. Niestety siatkarze przegrali 1:3. W najbliższą sobotę (29.11) drużyna zmierzy się o 17:30 w hali w Szopienicach z drużyną Ślepsk Malow Suwałki. GKS Katowice zajmuje ostatnie miejsce w tabeli…
Po turnieju Pucharu Kontynentalnego hokeiści powrócili na ligowe tafle. W ubiegłym tygodniu zespół rozegrał dwa mecze – oba wygrane. W pierwszym pokonaliśmy na wyjeździe JKH GKS Jastrzębie 6:4, a w drugim w Satelicie Energę Toruń 5:4 (po dogrywce). Relację z tych spotkań znajdziecie odpowiednio TUTAJ i TUTAJ. W rozpoczętym tygodniu zespół rozegra trzy spotkania: już jutro (26.11) wyjazdowe z Cracovią, w piątek (29.11) z Podhalem (w Satelicie) oraz w niedzielę (na wyjeździe) z Zagłębiem. Mecze rozpoczną się odpowiednio o godzinie: 18:00, 18:30 i 18:00.
PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – EKSTRAsumowanie: GKS Katowice #1
Runda jesienna w Orlen Ekstralidze na dobre dobiegła końca! Ruszamy na naszej stronie z cyklem statystycznym poszczególnych drużyn i krótkim podsumowaniem ich poczynań. Na pierwszy ogień mistrzynie jesieni, czyli zespół GKS-u Katowice.
Drużyna Katowiczanek była jesienią nie do zatrzymania – zdobyła komplet punktów, wygrywając wszystkie mecze w rundzie. Obrona funkcjonowała niemal perfekcyjnie, co ilustrują jedynie trzy stracone bramki w całej rundzie. Bramkarka Kinga Seweryn zakończyła aż siedem spotkań z czystym kontem, będąc jednym z filarów świetnie zorganizowanej defensywy. Pod wodzą Karoliny Koch zespół imponował nie tylko wynikami, ale także stylem gry, zachwycając nawet neutralnych obserwatorów. Zespół z Katowic wyróżniał się także skuteczną ofensywą, zdobywając 38 bramek, co czyni ich drugą najskuteczniejszą drużyną w lidze – tuż za Czarnymi Sosnowiec. Kluczowymi postaciami w ataku są Nikola Brzęczek, Klaudia Maciążka i Klaudia Słowińska. Szczególnie dobra forma tej ostatniej została nagrodzona powołaniem do reprezentacji Polski i debiutem na arenie międzynarodowej. Środek pola również prezentował się znakomicie, dzięki kreatywnej grze Weroniki Kaczor i Gabrieli Grzybowskiej. W ramach ciekawostki warto wspomnieć, że od GKS od siedemnastu meczów ligowych nie zaznał porażki na własnym terenie.
Przed sezonem działacze postawili na konkretne wzmocnienia, które szybko pokazały swoją wartość. Weronika Kaczor i Kinga Kozak, powracające do kraju po grze za granicą, wniosły do drużyny doświadczenie i jakość. Równie udane okazały się transfery Patrycji Michalczyk oraz Katarzyny Nowak – te zawodniczki bardzo dobrze wkomponowały się w zespół, dając Karolinie Koch szersze pole manewru na ławce rezerwowych. Warto też wspomnieć o debiucie Julii Langosz w seniorskiej piłce – ta młoda zawodniczka jest stopniowo wprowadzana do zespołu, i ma już za sobą debiutanckie trafienie na boiskach Orlen Ekstraligi w meczu z Rekordem Bielsko – Biała (6:1).
W poprzednim sezonie drużyna wicemistrzyń Polski borykała się z licznymi kontuzjami, które na dłużej wykluczyły z gry kluczowe zawodniczki, takie jak Klaudia Maciążka czy Patrycja Kozarzewska – dziś reprezentująca barwy Śląska Wrocław. Niestety, także w obecnej kampanii urazy dały o sobie znać. Oliwia Malesa, która jeszcze przed startem rundy zerwała więzadła krzyżowe, nie pojawiła się na boisku przez całą jesień. Pod koniec rundy Nikola Brzęczek, jedna z podstawowych ofensywnych zawodniczek, musiała przejść operację kolana, co wykluczy ją z gry na kilka miesięcy.
– W Ekstralidze jest świetnie i myślę, że najwięksi optymiści nie spodziewali się, że drużyna przejdzie cała rundę bez straty punktów. Przewaga nad rywalkami wynosi 6 punktów, więc jest dość komfortowa, bo można się potknąć na wiosnę, ale jestem pewny, że drużyna i sztab podchodzą do tego z zimną głową. – podsumował w skrócie tę rundę Piotr Koszecki z portalu GieKSa. pl
Jedyną skazą na tak wyśmienitej rundzie ligowej jest nieudany występ w Orlen Pucharze Polski. Katowiczanki, które w poprzednim sezonie triumfowały w tych rozgrywkach, tym razem musiały pożegnać się z turniejem już w pierwszej rundzie. Ich pogromczyniami okazały się rywalki zza miedzy, Czarne Antrans Sosnowiec, co oznacza, że drużyna nie obroni zdobytego rok temu trofeum. Piotr Koszecki z portalu GieKSa.pl tak skomentował występ Katowiczanek w Pucharze Polski:
– Natomiast Puchar Polski, który broniliśmy, to niestety rozczarowanie. Oczywiście, nie sprzyjało nam losowanie, bo mieliśmy de facto przedwczesny finał (dwie aktualnie najlepsze drużyny w Polsce) i na dodatek na wyjeździe. Można też narzekać, że PZPN nie robi rozstawień w rozgrywkach, które są tak wysokopłatne. Niemniej spotkanie w Sosnowcu miało taki przebieg, że powinniśmy byli je zamknąć w pierwszych kilkunastu minutach. Jeśli będzie mistrzostwo Polski, a jesteśmy na dobrej drodze ku niemu, to o wpadce w Pucharze Polski wszyscy zapomną.
Po rundzie jesiennej Katowiczanki pozostawiły po sobie wrażenie zespołu kompletnego, zachwycającego zarówno skutecznością, jak i organizacją gry. Świetnie przeprowadzone transfery oraz znakomicie funkcjonujący kolektyw sprawiły, że drużyna prowadzona przez Karolinę Koch jest na najlepszej drodze, aby wiosną odzyskać tytuł mistrzyń kraju.
wkatowicach.eu – GKS II Katowice zwycięzcą Pucharu Polski na szczeblu Podokręgu Katowice. W finale rezerwy GieKSy pokonały Rozwój Katowice 2-0
Za nami finałowy mecz Pucharu Polski Podokręgu Katowice pomiędzy dwoma katowickimi zespołami – GKS-em II Katowice i Rozwojem Katowice. Zwycięsko z pojedynku na boisku OS „Kolejarz” wyszły rezerwy GieKSy. Mecz skończył się wynikiem 2-0.
Derbowy pojedynek pomiędzy GKS-em II Katowice a Rozwojem Katowice zakończył zmagania w Poltent Pucharze Polski na szczeblu Podokręgu Katowice. Mecz został rozegrany na boisku Ośrodka Sportowego „Kolejarz” katowickiego MOSiR-u w środę, 20 listopada.
Już w pierwszej połowie meczu na prowadzenie wyszły rezerwy GieKSy. Gospodarze zdobyli bramkę w 7. minucie spotkania. Z jednobramkowym prowadzeniem GKS-u II Katowice piłkarze schodzili na przerwę.
Po przerwie piłkarze GieKSy nadal kontrolowali przebieg spotkania. Po godzinie gry udało im się podwyższyć wynik na 2-0. Rozwój próbował jeszcze odrabiać straty, jednak defensywa GKS-u była nie do przejścia dla drużyny gości.
Mecz zakończył się wynikiem 2-0 dla GKS-u II Katowice i to ta drużyna będzie miała możliwość powalczyć o występy w Pucharze Polski na szczeblu centralnym.
Cała ta edycja Pucharu Polski była niezła w naszym wykonaniu, zwłaszcza że rywalizowaliśmy z trudnymi przeciwnikami wcześniej. Chcemy wygrywać, cieszyć się grą i chcemy rozwijać młodych zawodników – mówił naszemu dziennikarzowi po meczu trener GKS-u II Katowice, Adrian Napierała.
Mieliśmy o wiele więcej okazji, po których mogliśmy strzelić jeszcze więcej bramek. Wszystko szło po naszej myśli – podsumował to spotkanie kapitan GKS-u II Katowice, Jakub Borowski.
SIATKÓWKA
siatka.org – Kolejny trenerski wakat. Zarząd stracił cierpliwość i zaufanie
Czara goryczy się przelała. Trenerem GKS-u Katowice nie jest już Grzegorz Słaby. Sytuacja GieKSy jw tabeli PlusLigi est na tyle słaba, że zarząd nie mógł dłużej zwlekać. Katowiczanie po 12. kolejkach zajmują ostatnią lokatę i dotychczas udało im się wyszarpać zaledwie 4 punkty. GKS Katowice ma za sobą trudny początek sezonu. Po 12. kolejkach zespół z województwa śląskiego szoruje po dnie tabeli. Ostatnie miejsce przyprawia kibiców GieKSy o gęsią skórkę, gdyż po tych rozgrywkach szeregi PlusLigi opuszczą aż trzy zespoły. Na ten moment jest to właśnie GKS Katowice, Barkom Każany Lwów oraz Indykpol AZS Olsztyn. O ile lwowianie i olsztynianie w ostatnich kolejkach punktują, tak w przypadku GKS-u możemy mówić o wyłącznie jednej wygranej z ukraińskim zespołem i przegranym tie-breaku w Gorzowie Wielkopolskim.
Cierpliwość stracili już nie tylko wielbiciele klubu, lecz również sami włodarze. Za pośrednictwem komunikatu na stronie klubu poinformowano, że Grzegorz Słaby został odsunięty od obowiązków pierwszego trenera. Jego zadania przejął dotychczasowy drugi trener Emil Siewiorek. Na ten moment nie wiadomo jakie będą kolejne kroki klubu.
Grzegorz Słaby dla katowickiej siatkówki to człowiek instytucja. To właśnie pod jego wodzą w sezonie 2015/2016 GKS Katowice zwyciężył w rozgrywkach I ligi i awansował do ekstraklasy. Przez kolejne lata szkoleniowiec pozostawał w sztabie siatkarskiej GieKSy w roli asystenta. Od sezonu 2020/2021 pełnił rolę pierwszego trenera. Stracone szanse będą się śnić po nocach.
Efekt 'nowej miotły’ nie zadziałał
GKS Katowice nie doświadczył efektu 'nowej miotły’ w meczu 13. kolejki PlusLigi. Katowiczanie przegrali z PGE GiEK Skra Bełchatów 0:3. Ekipa z Górnego Śląska była bardzo bliska dopięcia swego w drugiej odsłonie, którą przegrała po grze na przewagi. Na nic zdała się świetna postawa osłabionego Bartosza Gomułki – zdobywcy 25 punktów. Statuetka MVP powędrowała w ręce Grzegorza Łomacza.
Skra na starcie meczu prowadziła czterema oczkami po wyprowadzonych kontratakach (6:2). Bełchatowianie byli dobrze dysponowani zagrywką, do wcześniejszego asa Bartłomieja Lemańskiego swojego dołożył też Michał Szalacha (9:6). Wywierali presję goście, niwelując straty, ale trzy kolejne asy gospodarzy wiązały się już z sześciopunktowym prowadzeniem (15:9). Dobry rytm zaczął łapać Aymen Bouguerra, który swoją postawą dał wyraźny impuls swoim kolegom. Do gry podłączyli się Bartosz Gomułka i Jewgienij Kisiliuk, GieKSa traciła tylko trzy punkty (20:17). Na problemy gospodarzom przyszedł ponownie serwis, wyblok i błędy katowiczan (25:20).
W drugą część goście weszli z problemami w przyjęciu, co bezlitośnie w kontrach wykorzystywali miejscowi (5:2). Wybitnie aktywny był Miran Kujundzić, a niewiele później pałeczkę przejął Ziga Stern (8:5). Zespoły po chwili wymieniły się punktowym blokiem (11:7). Nie był dłużej bierny wobec gry Skry Gomułka, który zaczął wyraźnie brać ciężar gry na swoje barki (11:9). Obydwie drużyny popełniały błędy, wydawało się, że po bloku na Alexandrze Bergerze Skra wróciła do spokojnej zaliczki (17:12). Innego zdania w dalszym ciągu był Gomułka, który do ofensywy dołożył zagrywkę i był motorem napędowym swojego zespołu (18:16). Po raz kolejny GieKSa utrudniła sobie sytuację swoimi pomyłkami, dwie piłki setowe miała Skra (24:22). Nie wykorzystała żadnej z nich, Gomułka asem przedłużył partię. Tę w pojedynkę zakończył Stern najpierw atakiem, a po chwili asem (26:24).
Drużyna z województwa łódzkiego dwukrotnie notowała dwa oczka zaliczki po punktowych blokach (4:2, 6:4). Przyjezdni dwukrotnie wyrównywali, ale dodatkowe argumenty w zagrywce mieli podopieczni Gheorghe Cretu (9:7, 12:10). Bełchatowianie zwiększyli przewagę do trzech oczek po błędzie rywali (14:11). Nieustannie jednak wynik oscylował wokół remisu (17:16). W dużej mierze GieKSę przy życiu trzymał Gomułka, który kontratakiem doprowadził do remisu (18:18). Śladami atakującego poszedł Kisiliuk. Skra nie kończyła pierwszych akcji. Ukrainiec po kontrach wyprowadził swój zespół na prowadzenie (21:20). Katowiczanie poszli za ciosem, głównie za sprawą błędów bełchatowian oraz chaosu w ich szeregach. Nie pomogła zmiana na pozycji atakującego, zatrzymany został Pavle Perić. Ostatni cios wyprowadził Bartłomiej Krulicki (25:22).
Początek czwartej części stanowił o wyrównanej grze (5:5). Dopiero błąd Amina dał pierwsze dwupunktowe prowadzenie (7:5). Spore trudności z przyjęciem mieli bełchatowianie, co przekładało się na ich ofensywę. Liderem z prawdziwego zdarzenia był Kisliuk, który otrzymywał najwięcej piłek (11:8). W mgnieniu oka bieg wydarzeń odwrócił Szalacha skończywszy atak ze środka, a po momencie dołożywszy dwa asy (12:12). Gra toczyła się punkt za punkt (16:16). Dopiero zatrzymanie Kisiliuka dało Skrze zaliczkę (18:16), ale nie na długo. Kilka akcji później wykluczony został Szalacha, gra zaczęła się na nowo (19:19). Po chwili remisowej gry zatrzymany został Berger, popełnili błąd katowiczanie. Zakończył starcie Bartłomiej Lemański.
PGE GiEK Skra Bełchatów – GKS Katowice 3:1 (25:20, 26:24, 22:25, 25:22)
HOKEJ
hokej.net – Przebudzenie gospodarzy to za mało! Zwycięskie wyjście GieKSy z ławki kar
Nie wiało nudą na lodowisku Jastor w Jastrzębiu-Zdroju. Niewielka grupa kibiców zobaczyła mecz obfitujący w gole i gonitwę wyniku przez gospodarzy. Ostatecznie to hokeiści GKS-u Katowice przeprowadzili zwycięską akcję w 55. minucie gdy Mateusz Bepierszcz wyszedł z ławki kar i dostawił kija po akcji Bartosza Fraszki.
Mimo kapitalnej pogoni ze stanu 1:4 JKH GKS Jastrzębie przegrał z GKS Katowice 4:6 i tym samym podopieczni Jacka Płachty po raz drugi w tym sezonie zdobyli Jastor. Mimo porażki jastrzębianie pozostali wiceliderami Tauron Hokej Ligi, a to za sprawą niespodziewanej porażki Unii Oświęcim w Toruniu.
Pierwsza tercja piątkowych derbów nie zwiastowała emocji, jakie towarzyszyły dwóm pozostałym odsłonom. Obie ekipy poszły wprawdzie ”na wymianę ciosów”, ale jedynym efektem był rzut karny z 6. minuty, który na otwarcie wyniku zamienił faulowany wcześniej przez Nikiego Blomberga Marcus Kallionkieli. Tuż przed przerwą jastrzębianie mogli wprawdzie doprowadzić do remisu, jednak Hannu Kuru nie zdołał w dogodnej sytuacji pokonać Johna Murray’a.
Świadkami prawdziwie derbowych emocji byliśmy w drugiej odsłonie, w której padło aż sześć goli. Zaczęło się od dość kontrowersyjnej kary dla Łukasza Nalewajki, który wpadł na przebywającego kilka metrów od swojej bramki ”Murarza” i został za to zesłany na ławkę kar. Katowiczanie wykorzystali tę przewagę na kilkanaście sekund przed powrotem napastnika gospodarzy na taflę, gdy po strzale spod niebieskiej Aleksiego Varttinena Ben Sokay wtrącił swoje ”trzy grosze” do interwencji Vilho Heikkinena, podwyższając prowadzenie gości.
W 27. minucie na tafli zakotłowało się od emocji, gdy najpierw Błażej Chodor natarł na Teemu Pulkkinena, a następnie ”karę” za zaatakowanie fińskiego kolegi zdecydował się ”wymierzyć” Taneli Ronkainen. Sędziowie po długich naradach odesłali obu na ławkę kar, przy czym opatrywanego przez sztab medyczny Chodora zastąpił kolega z zespołu. Ta dodatkowa adrenalina wyraźnie zaogniła spotkanie. Podopieczni Roberta Kalabera rzucili się do odrabiania strat – najpierw kapitalne okazje mieli Martin Kasperlik i Roman Rac, aż w końcu w 30. minucie podczas kary dla Mateusza Michalskiego przypomnieli o sobie Ronkainen i Pulkkinen – pierwszy wyłożył gumę drugiemu na wolne pole, a ten zza bulika pocelował ”z pierwszej”.
Radość gospodarzy trwała tylko kilkadziesiąt sekund, po których katowiczanie ukłuli dwukrotnie i w obu przypadkach bohaterem był Christian Mroczkowski. Przy golu na 1:3 popisał się on kapitalną kiwką, która zwiodła defensorów, zaś rezultat 1:4 to efekt jego znakomitego podania zza bramki, co wykorzystał Ben Sokay. Reakcją Vilho Heikkinena było opuszczenie tafli na rzecz Macieja Miarki i zapewne ”ze świecą” trzeba byłoby szukać na Jastorze optymistów.
Tych na szczęścienie brakowało na lodzie – już w 34. minucie po bombie Emila Bagina z dystansu Roman Rac uderzył dobitką w odsłoniętą część katowickiej bramki, a nieco ponad sto sekund później podczas kolejnej kary dla gości Mark Kaleinikovas zyskał nieco wolnego pola na lewym skrzydle, wykańczając ładną wymianę podań golem ”na kontakt”. Jeszcze przed drugą przerwą powinno być ”po równo”, jednak Szymonowi Kiełbickiemu zabrakło nieco ”zimnej krwi” w sytuacji sam na sam z Murray’em.
Podopieczni Jacka Płachty odwlekli tę ”karę” jednak tylko do 44. minuty – wówczas to po wygranym przez Łukasza Nalewajkę buliku i strzale Michała Zająca gumę dobił Radosław Nalewajka, po czym utonął w ramionach kolegów. 4:4! Powiedzieć, że ta sytuacja dodała skrzydeł jastrzębianom, to nic nie powiedzieć. Gospodarze rozpoczęli bowiem regularne oblężenie bramki Katowic, ale… limit szczęścia wyczerpał się. ”Murarz” – zgodnie ze swoim przydomkiem – zablokował swoje ”królestwo”, a coraz większe nerwy nie sprzyjały wykorzystywaniu dogodnych okazji. Szczytem była interwencja Murray’a z 54. minuty podczas kary dla Mateusza Bepierszcza, gdy katowicki golkiper chwycił uderzenie Hannu Kuru.
To zemściło się chwilę potem – Bepierszcz zakończył bowiem karę, wpadł na taflę i ruszył wraz z Bartoszem Fraszko za gumą wyłożoną przez Grzegorza Pasiuta. Kontra okazała się zabójcza, a pierwszy z wymienionych przeciął strzał drugiego i zmylił tym interweniującego Miarkę. Na finiszu jastrzębianie liczyli eszcze na walkę o remis, ale kara dla Kiełbickiego w istocie pozbawiła ich nadziei na punkty. W tej sytuacji trafienie Fraszki na 4:6 było już tylko konsekwencją przebiegu wydarzeń.
Emocje do ostatniej sekundy! GieKSa wygrywa rzutem na taśmę
GKS Katowice po dogrywce pokonał 5:4 KH Energe Toruń .Choć torunianie wyrównali na osiem sekund przed końcem trzeciej tercji, to o losach spotkania w ostatniej sekundzie dogrywki rozstrzygnął Bartosz Fraszko. Tym samym katowiczanie odnotowali siódme z rzędu ligowe zwycięstwo.
Podopieczni Jacka Płachty w ostatnich tygodniach imponują formą. Podbudowani piątkowym zwycięstwem w Jastrzębiu, wicemistrzowie Polski przystąpili do dzisiejszego spotkania z wyraźnym apetytem na siódme z rzędu ligowe zwycięstwo. Choć układ tabeli stawiał katowiczan w roli faworyta, to goście wcale nie przystępowali do dzisiejszego spotkania na straconej pozycji. Podopieczni Juhy Nurminena w ostatniej kolejce rozprawili się z Re-Plast Unią Oświęcim, aplikując urzędującemu mistrzowi Polski 5 bramek. To również torunianie byli ostatnią ekipą, która postawiła się na krajowych taflach katowickiej sile, pokonując GieKSę 20 października.
Otwarcie wyniku nastąpiło jeszcze w pierwszej minucie. W 57. sekundzie strzał z okolic koła bulikowego Travisa Vervedy zaskoczył Antona Svenssona. W kolejnych minutach obie strony szukały swoich okazji do zdobycia bramki, to skuteczniejsi w tym elemencie kolejny raz okazali się hokeiści GKS-u. W 10. minucie Aleksi Varttinen otrzymał podanie zza bramki od Mateusza Michalskiego. Fiński defensor nie pokusił się jednak o indywidualne wykończenie, lecz podał do Koponena, który posyłając krążek w samo okienko bramki Svenssona podwyższył prowadzenie GieKSy. Ledwie 14 sekund później, katowiczanie stanęli przed dogodną sytuacją do zdobycia kolejnej bramki, gdy na ławkę kar został oddelegowany Mikael Johansson. Wydarzenia na lodzie potoczyły się jednak odwrotnie i po przejęciu krążka torunianie wyprowadzili kontrę, którą na kontaktową bramkę zamienił Kazuki Lawlor. Koniec pierwszej tercji minął pod znakiem wykluczeń. Obustronnymi karami za ostrość w grze zostali wykluczeni w 19. minucie Igor Smal oraz Mikołaj Syty, a chwilę później do katowickiego boksu dołączył Pontus Englund.
Cierpliwie rozgrywający swoją przewagę torunianie, dopięli swego na 5 sekund przed upływem kary Englunda. Strzał przy krótkim słupku oddał Syty. Z tą próbą poradził sobie Kieler, lecz odbity krążek wpadł wprost na kij Baszyrowa, który nie miał problemów aby umieścić go w bramce. Na kolejne emocje bramkowe przyszło kibicom czekać aż do 42. minuty. Jean Dupuy ruszył z kontrą na bramkę Svenssona. Podczas próby oddania strzału kanadyjski napastnik został sfaulowany przez rywala. Arbitrzy zasygnalizowali karę, do krążka dopadł jednak Ben Sokay, który ponownie wyprowadził GieKSe na prowadzenie. Tym razem radość z objętego prowadzenia w katowickich szeregach trwała bardzo krótko. W 42. minucie na ławce kar zasiadł Aleksi Varttinen, a okres gry w przewadze na bramkę, strzałem przy krótkiej bramce zamienił Ołeksij Worona. Podopieczni Jacka Płachty mieli zamiar walczyć o pełną pulę i już w 45. minucie kolejny raz objęli prowadzenie. Krążek do tercji ataku wprowadził Pontus Englund. Na prawym skrzydle dostrzegł Igora Smala, a ten soczystym strzałem nie dał szans na interwencję Antona Svenssona.
Największe emocje niedzielnego wieczoru czekały jednak w zanadrzu. W 59. minucie trener Nurminen podjął decyzję o wycofaniu do boksu Antona Svenssona. Na 45 sekund przed końcem doszło do największej kontrowersji spotkania. GKS Katowice zdołał przejąć krążek pod własną bramką, a z kontrą na pustą bramkę rywali ruszył Bartosz Fraszko. Akcja została jednak przerwana gwizdkiem arbitra. Powodem takiej decyzji było ruszenie katowickiej bramki, po interwencji Aleksi Varttinena, który rzucił na nią toruńskiego napastnika. Taka decyzja wywołała natychmiastową reakcję w katowickich szeregach, gdyż Fraszko miał na kiju krążek meczowy. Arbitrzy pozostali jednak niewzruszeni. Co więcej, na 8 sekund przed końcem trzeciej odsłony Julius Persson zdołał doprowadzić do wyrównania.
Dogrywka odbywała się w charakterystycznym dla trzyosobowych formacji charakterze. Gdy na 4 sekundy przed końcem dodatkowego czasu gry Rusłan Baryszow zasiadał na ławce kar, to z pewnością większość kibiców myślami była już przy serii najazdów. Na buliku jednak stanął specjalista od wygrywania wznowień- Grzegorz Pasiut. Kapitan GieKSy zagrał krążek do Stephena Andersona, który ponownie odegrał go do „Profesora”, a ten podaniem na nos obsłużył Bartosza Fraszkę. Gdy Fraszko umieścił gumę w bramce, zegar odmierzający czas gry wskazywał 0,8 sekundy do zakończenia dogrywki!
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Piłka nożna
Górak: Ocena celująca
Po meczu Termalica – GKS Katowice odbyła się tradycyjna konferencja prasowa, podczas której wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Rafał Górak i Marcin Brosz. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis całej konferencji prasowej w formie audio.
Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Mecz niewątpliwie dużego kalibru jeśli chodzi o wartości punktowe, układanie tabeli, bo byliśmy po dwóch zwycięstwach w ekstraklasie i mieliśmy straszną ochotę przyjechać tu po punkty. Spodziewałem się bezapelacyjnie trudnego meczu i ta pierwsza połowa po strzeleniu bramki – mieliśmy dużo szarpanej gry i trzymaliśmy ten wynik przy sobie pieczołowicie, bardzo dobrze spisywaliśmy się we własnym polu karnym. Tam wykonaliśmy masę pracy, takiej jakiej bym sobie życzył. Natomiast w kwestii trzymania się przy piłce i pewnego kunsztu nie potrafiliśmy tego złapać tak, jak byśmy chcieli. Niewątpliwie ten trzeci mecz w ciągu sześciu dni dał zawodnikom dość dużo odczuć i to było widać z punktu widzenia takiej mobilności, ale wiedziałem, że jeżeli przetrwamy ten moment, to później zawsze tak jest, że zawodnicy dokańczają ten mecz w lepszej dyspozycji. Tak to już jest, że jak już puści to zmęczenie, to już potem idzie. Druga połowa – czekaliśmy, żeby wykorzystać szansę, żeby podwyższyć na 2:0 – planowaliśmy to w przerwie, zakładaliśmy, że to się stanie. Potem bardzo dobre zmiany, jestem zadowolony, że ta głębia składu jest, bo zostali też przecież wartościowi zawodnicy w Katowicach. Tym jestem zbudowany i co – kolejny bardzo ważny krok do przodu. Trzecie zwycięstwo, czwarte z meczem pucharowym, taka się mała seria wymalowała i z tego jestem bardzo zadowolony. Nie możemy się natomiast już doczekać meczu z Piastem Gliwice, który będzie ostatnim w tej kwarcie, bo po nim będzie ta ostatnia przerwa reprezentacyjna. Mogę tylko pogratulować drużynie i jestem bardzo zadowolony ze zwycięstwa.
Marcin Brosz (trener Bruk-Bet Termaliki Nieciecza):
Po ostatnim spotkaniu wydawało nam się wspólnie, że zrobiliśmy progres i przy pewnych korektach utrzymamy poziom naszej gry. Natomiast mecz nas zdecydowanie zweryfikował i pokazał, że tak naprawdę jesteśmy na dnie. Zdajemy sobie sprawę, że to bardzo trudny okres dla nas. Pewne rzeczy, treningi, schematy, nazwiska, to jest ten moment, by inaczej spojrzeć na ten zespół i to jest szansa dla tych zawodników, którzy na tę szansę czekają. Na to inne spojrzenie, żeby trochę zmienić oblicze naszego zespołu.



Najnowsze komentarze