Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

GKS Katowice od razu w finale Pucharu Kontynentalnego!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Kobieca drużyna rozegrała trzeci mecz w Orlen Ekstralidze, w którym pokonała zespół KS Uniwersytet Jagielloński 2:0 (1:0). W następnej kolejce piłkarki zmierzą się 13 września w Katowicach z Pogonią Tczew. Wcześniej, bo w środę 27 sieprnia, zespół rozegra w Słowenii spotkanie w ramach eliminacji do Ligi Mistrzyń z WFC BIIK-Shymkent. W przypadku zwycięstwa nasza drużyna zmierzy się w sobotę 30 sierpnia z wygranym spotkania ŽNK Mura – Spartak Myjava. Wygrany w turnieju awansuje do następnej fazy eliminacji LM, a druga i trzecia drużyna zagrają w Pucharz Europy. Drużyna męska przegrała w 6. kolejce PKO BP Ekstraklasy z Górnikiem Zabrze 0:3. Następny mecz zespół rozegra w piątek 29 sierpnia o 20:30 w Katowicach z Radomiakiem.

Siatkarze w ubiegłym tygodniu rozegrali dwa sparingi z MKS-em Będzin. W obu padł wynik 3:2, przy czym pierwszy wygrał MKS, a drugi GieKSa. Kolejny sparing zaplanowano na 29 sierpnia, ponownie z MKS-em.

Hokeiści w ubiegłym tygodniu wzięli udział w turnieju w Parubie, w którym przegrali 1:3 z RI Okna Berani Żlin, następnie 2:3 z HC RT Torax Poruba oraz wygrali 4:1 z LHK Jestřábi Prostějov. Kolejne spotkania towarzyskie zostaną zostaną rozegrane z Zagłębiem Sosnowiec 29 i 30 sierpnia.

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – GKS Katowice z pewnym zwycięstwem!

Katowiczanki po falstarcie z Rekordem Bielsko-Biała zrehabilitowały się pewnym zwycięstwem nad Energą Stomilankami Olsztyn. Pojedynek z beniaminkiem z Krakowa z pewnością nie należał do najłatwiejszych, bowiem „Jagiellonki” bardzo dobrze rozpoczęły sezon i znajdowały się w dobrej dyspozycji.

Pierwszy strzał na bramkę oddały w 5. minucie gry gościnie, było to małe zaskoczenie, ponieważ od samego początku naciskały katowiczanki i to raczej z ich strony można było oczekiwać stworzenia niebezpiecznej sytuacji. Jedna z „Jagiellonek” dynamicznie pomknęła prawą stroną boiska, zdecydowała się na odważne uderzenie z dystansu, siła była na odpowiednim poziomie, zabrakło celności. W 10. minucie doszło do wymuszonej zmiany w GieKSie, na placu gry pojawiła się Jagoda Cyraniak w miejsce Anity Turkiewicz. W 13. minucie Weronika Smaza zauważyła wysuniętą na przedpole Kingę Seweryn i zdecydowała się na próbę przelobowania jej z okolic połowy boiska. Piłka wylądowała jednak w dłoniach bramkarki gospodyń. Katowiczanki w pierwszym kwadransie nie zdołały stworzyć sobie dogodnej sytuacji strzeleckiej, krakowianki mądrze się broniły, próbując wyprowadzać kąśliwe ataki. Zwiastowało to bardzo ciekawe spotkanie. W 16. minucie zbyt głębokie dośrodkowanie Katarzyny Nowak wpadło wprost do koszyczka Karoliny Klabis. Chwilę później świetnie, krótkimi podaniami pograły na prawej stronie Włodarczyk i Maciążka, która w decydującym momencie posłała płaskie zagranie w pole karne wzdłuż linii bramkowej. Do wybitej piłki dopadła Kozarzewska, uderzyła jednak bardzo niecelnie. Kilkadziesiąt sekund później po dośrodkowaniu Hmírovej zakotłowało się w polu karnym gościń, zabrakło jednak którejś z zawodniczek GieKSy, aby skutecznie akcję wykończyć. W 26. minucie GieKSa miała dobrą okazję strzelecką z rzutu wolnego, Hmírová uderzyła ponad murem, ale i ponad bramką. Katowiczanki uzyskały optyczną przewagę. W 29. minucie ponownie do rzutu wolnego podeszła Hmírová, tym razem dośrodkowywała, jej zagranie przyniosło rzut rożny. Dogranie z narożnika nie zostało jednoznacznie przez defensorki z Krakowa wyjaśnione, akcja była kontynuowana i zakończyła się bardzo niebezpiecznym uderzeniem z pola karnego w wykonaniu Aleksandry Nieciąg, bardzo dobrze w bramce spisała się Karolina Klabis. W 33. minucie wybitą z pola karnego rywalek piłkę zgarnęła Julia Włodarczyk. Podjęła próbę strzału z dystansu, skutecznie interweniowała po raz kolejny bramkarka „Jagiellonek”. W 37. minucie jedną z nielicznych okazji w pierwszej części gry miały krakowianki. Z dośrodkowaniem z rzutu rożnego poradziła sobie jednak Kinga Seweryn. Chwilę później przed świetną okazją na premierowe trafienie w GieKSie stanęła Kaláberová! Po przejęciu piłki przez jedną z partnerek otrzymała podanie, będąc w okolicach szesnastego metra i mając czystą pozycję strzelecką, uderzyła jednak bez wystarczającej precyzji i skutecznie interweniowała Klabis. W 40. minucie w końcu katowiczanki dopięły swego i udokumentowały bramką okres swojej przewagi. Świetnym prostopadłym podaniem w pole karne popisała się Julia Włodarczyk, wyprowadziła nim na dogodną pozycję strzelecką Aleksandrę Nieciąg, która tej idealnej okazji nie zmarnowała i pewnym uderzeniem pokonała bramkarkę rywalek! Cztery minuty później ponownie Nieciąg dała o sobie znać! Przejęła za krótki podanie Urnej do Klabis, uderzała z ostrego kąta i piłka wylądowała zaledwie na bocznej siatce. Po upływie doliczonego czasu gry sędzia Patrycja Turczyn zaprosiła zawodniczki do szatni. Na jednobramkowym prowadzeniu katowiczanki.

Dwie minuty po rozpoczęciu gry w drugiej połowie dogodną sytuację strzelecką miały krakowianki, po dobrym dośrodkowaniu z prawego skrzydła jedna z napastniczek doszła do strzału głową, zabrakło jednak precyzji i piłka minęła lewy słupek bramki strzeżonej przez Seweryn. „Jagiellonki” odważnie atakowały, czego efektem był odważny strzał z dystansu w 50. minucie gry, strzał niestety niecelny. Sześćdziesiąt sekund później ponownie było niebezpiecznie w szesnastce katowiczanek, na posterunku była jednak Seweryn i wybiła dośrodkowaną piłkę. W celach statystycznych warto odnotować niecelne uderzenie z dystansu zespołu Karoliny Koch w 54. minucie gry. Dwie minuty później wstrzelona piłka w pole karne krakowianek, po rykoszecie, ostatecznie padła łupem Karoliny Klabis. W 57. minucie było bardzo blisko drugiej bramki dla GieKSy! Hmírová fantastycznym prostopadłym podaniem wyprowadziła Nieciąg na czystą pozycję strzelecką, uderzenie zza linii pola karnego nieznacznie minęło spojenie słupka z poprzeczką. W 58. minucie krakowianki niefrasobliwie wyprowadzały piłkę z własnej strefy obronnej, przejęły ją katowiczanki. Wysokie dośrodkowanie w pole karne z głębi pola posłała Kaláberová, w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu znalazła się bardzo aktywna dzisiejszego dnia Aleksandra Nieciąg i precyzyjnym strzałem głową pokonała Klabis. To jej trzecie trafienie w bieżącym sezonie! W 61. minucie z centrostrzałem Anny Zapały świetnie poradziła sobie Seweryn, zabrakło naprawdę niewiele, a bylibyśmy świadkami bramki kontaktowej. W 64. minucie po raz drugi dzisiejszego wieczoru przed bramkową szansą stanęła Kaláberová! Otrzymała świetne podanie, idealne do uderzenia z pierwszej piłki na szesnastym metrze, uderzyła jednak bardzo wysoko nad poprzeczką. Powtarzał się scenariusz analogiczny do tego z pierwszej połowy: po dobrym początku KS Uniwersytetu Jagiellońskiego, z każdą kolejną minutą coraz wyraźniej dochodziły do głosu zawodniczki GKS-u Katowice, finalnie zdobywając bramki. W 73. minucie spotkania powinno być 3:0 dla GieKSy! Aleksandra Nieciąg tym razem bliska była odnotowania asysty, dobrze dograła piłkę do wbiegającej w pole karne, niepilnowanej Hmírovej. Partnerka z drużyny oddała dobre uderzenie w kierunku dalszego słupka, fenomenalnie interweniowała jednak Klabis! Katowiczanki podjęły jeszcze próbę dobitki, była ona jednak nieskuteczna. W 78. minucie z ostrego kąta lewą nogą w boczną siatkę uderzała Jaszek, która pojawiła się na placu gry w drugiej części spotkania. Warto odnotować, że w zespole KS Uniwersytetu Jagiellońskiego w 78. minucie na placu gry pojawiła się Lidia Kulka, 16-letnia wychowanka klubu, trenująca na co dzień w Akademii Młodych Jagiellonek. W 82. minucie gry Vuškāne starała się dośrodkować idealnie na głowę Jaszek, dogranie było jednak nieco za głębokie i padło łupem Klabis. W 84. minucie w polu karnym rywalek zagościły „Jagiellonki”, z dośrodkowaniem bez większego trudu poradziła sobie jednak defensywa GieKSy. W 90. minucie bardzo bliskie szczęścia były zawodniczki prowadzone przez trenera Jakuba Sieniawskiego! Fantastycznie piłkę w polu karnym przyjęła Magdalena Kowalska, będąc pod presją, obróciła się i świetnie złożyła się do strzału z woleja! Kinga Seweryn byłaby bez szans, uratowała ją jedynie poprzeczka! Ależ to by była piękna bramka! Do ostatnich sekund meczu krakowianki bardzo ambitnie walczyły o zdobycie bramki, niestety ta sztuka dzisiejszego wieczoru nie powiodła się. Należą im się słowa uznania za charakter i walkę do końca, zaś katowiczankom gratulacje bardzo dobrego spotkania, przez znaczną część gry całkowicie kontrolowanego. MVP spotkania – bez wahania, Aleksandra Nieciąg!

Spotkanie w ramach następnej 4. kolejki Orlen Ekstraligi GKS Katowice rozegra na wyjeździe z Lechem Poznań UAM w zmienionym terminie – 22 listopada o godzinie 11:00. Katowiczanki 27 i 30 sierpnia rozegrają swoje spotkania w ramach 2. rundy kwalifikacji do Ligi Mistrzyń. Na boiska ekstraligowe powrócą w 5. kolejce, kiedy to 13 września na własnym obiekcie podejmą KS Pogoń Dekpol Tczew.

gol24.pl – Żółta Ściana kibiców GKS Katowice. Ilu ich było na Śląskim Klasyku z Górnikiem Zabrze?

Zaryzykujemy tezę, że większego wyjazdu w tym sezonie PKO Ekstraklasy kibice GKS Katowice już nie zaliczą. W sobotni wieczór na stadionie przy Roosvelta wspierali swój zespół w rekordowej liczbie na tzw. Śląskim Klasyku, czyli meczu z Górnikiem Zabrze. Piłkarze, niestety, im nie dorównali, przegrywając 0:3. Padł absolutny rekord frekwencji.

Górnik sprzedał wszystkie bilety na mecz przyjaźni. Na Arenie Zabrze padł więc frekwencyjny rekord. Mecz obejrzało dokładnie 28 236 widzów.

Ilu z nich było w żółtych koszulkach? Otóż GieKSa otrzymała pulę wynoszącą 4200 wejściówek i ją wykorzystała w pełni. Jej sympatycy zajęli miejsca na trybunie na przeciwko młyna Torcidy. Byli na parterze i piętrze, tworząc magiczną „Żółtą Ścianę”.

SIATKÓWKA

siatka.org – Dziesięć setów w dwumeczu spadkowiczów z PlusLigi

Już coraz mniej czasu zostało do rozpoczęcia I ligi mężczyzn. Drużyny weszły już w okres sparingów. Kolejne mecze towarzyskie rozegrali spadkowicze z PlusLigi. W spotkaniach między Nowak-Mosty MKS-em Będzin a GKS-em Katowice rozegrano łącznie aż 10 setów. Zespoły podzieliły się wygranymi.

Zespoły I ligi mężczyzn coraz intensywniej sprawdzają swoją formę. Sezon zaplecza PlusLigi startuje bowiem już w połowie września. GKS Katowice ma za sobą dwa sparingi z Lechią Tomaszów Mazowiecki. Również Nowak-Mosty MKS Będzin rozegrał swoje mecze towarzyskie. W ostatnich dniach spadkowicze z PlusLigi zagrali dwumecz.

Pierwsze spotkanie odbyło się w Będzin Arenie. Lepiej w mecz weszli katowiczanie, ale gospodarze szybko zniwelowali dystans. W dalszej fazie seta trwała zacięta walka. Choć w końcówce MKS przegrywał 21:23, po czasie dla swojego szkoleniowca zaliczył serię i wygrał tę partię. W drugiej odsłonie za sprawą dobrej gry blokiem Bartłomieja Krulickiego również GKS kontrolował grę. Gospodarze nie potrafili znaleźć sposobu na zatrzymanie Michała Superlaka. Dystans powiększał się i tym razem będzinianie nie zdołali odwrócić biegu seta. Również początek trzeciej odsłony należał do katowiczan. Tym razem za sprawą zagrywek MKS zmniejszył dystans. Nie wystarczyło to jednak do doprowadzenia do remisu. GKS górował na siatce i po asie Wojciecha Włodarczyka wygrał 25:28.

Od czwartego seta GKS grał drugą szóstką. Rywale wykorzystali to. MKS postawił na celną zagrywkę, wykorzystywał kolejne kontrataki i wygrał do 20. Piąta partia początkowo toczyła się po myśli MKS-u, ale GKS skutecznie gonił wynik. W polu zagrywki dobrze spisywał się Ryszard Sałata. Choć przy jego zagrywkach MKS odskoczył na cztery punkty, GKS doprowadził do zaciętej końcówki. W walce na przewagi lepszy okazał się MKS.

MKS Będzin – GKS Katowice 3:2 (25:23, 18:25, 18:25, 25:20, 26:24)

Dzień później przyszedł czas na sparing przy Nowej Bukowej. Tym razem to MKS lepiej rozpoczął w ataku, odskakując na 12:9. Po asie Damiana Domagały GKS wyrównał. Od tego momentu trwała rywalizacja punkt za punkt, którą rozstrzygnął katowicki blok. W drugiej odsłonie ponownie będzinianie początkowo prowadzili, ale dzięki dobrej grze na skrzydłach GKS wyrównał (18:18). Końcówka była ciekawa, ale skuteczniejsi tym razem okazali się przyjezdni. W trzeciej odsłonie trener Siewiorek zaczął rotować składem. W szeregach GKS-u pojawiły się błędy. Mimo walki gospodarze nie zdołali odwrócić biegu seta. Partię zagraniem z przechodzącej piłki zamknął Jakub Sadkowski. Z biegiem czwartej partii inicjatywę odzyskiwali katowiczanie. Bardzo dobrze funkcjonował blok GKS-u, gospodarze utrzymywali wysoką skuteczność. MKS popełniał liczne błędy i przegrał do 17. Również w piątej odsłonie gospodarze szybko zaczęli budować przewagę, której nie oddali już do końca.

GKS Katowice – MKS Będzin 3:2 (25:23, 22:25, 21:25, 25:17, 25:18)

HOKEJ

hokej.net – Wielka zmiana w Pucharze Kontynentalnym. GKS Katowice od razu w finale!

GKS Katowice zagra od razu w turnieju finałowym najbliższej edycji Pucharu Kontynentalnego. To efekt zmian w formacie PK, których dokonała Międzynarodowa Federacja Hokeja na Lodzie (IIHF).

IIHF ogłosiła dziś nowy kształt rozgrywek w PK na najbliższy sezon. Powodem jest fakt, że nie było chętnych do zorganizowania turnieju drugiej rundy, w którym GieKSa miała rywalizować o awans do finałowej rozgrywki z duńskim Herning Blue Fox, brytyjską ekipą Nottingham Panthers, a także drużyną zakwalifikowaną z pierwszej rundy.

Zgodnie z nowymi zasadami w turnieju finałowym wystąpi aż 6, a nie jak dotąd 4 zespoły. Do tego 4 drużyny mają w nim występ zapewniony z góry, a tylko o 2 pozostałe miejsca będzie się toczyła rywalizacja.

Oprócz GKS-u pewne udziału w turnieju finałowym są też drużyny Herning Blue Fox i Nottingham Panthers, a oprócz nich także wicemistrz Kazachstanu Torpiedo Ust-Kamienogorsk. Impreza odbędzie się w Nottingham w połowie stycznia.

O bezpośrednim zakwalifikowaniu do finału decydowały wyniki zespołów z poszczególnych krajów w poprzednich sezonach Pucharu Kontynentalnego. GieKSa w finałowej rywalizacji wystąpi po raz trzeci z rzędu. Jest jedynym zespołem, który grał w niej w obu poprzednich edycjach.

Tegoroczne rozgrywki PK rozpoczną się w dniach 17-19 października dwoma turniejami pierwszej rundy na Litwie i w Rumunii. Zwycięzcy tych imprez awansują do drugiej rundy, gdzie zostanie rozegrany już tylko jeden turniej we francuskim Angers. Oprócz drużyn promowanych z pierwszej rundy zagrają w nim miejscowi Ducs d’Angers oraz włoski zespół SG Cortina. Te dwie ekipy pierwotnie także miały dołączać do rywalizacji na etapie drugiej rundy razem z tymi, którym ostatecznie przyznano prawo gry w turnieju finałowym.

Z rozgrywek drugiej rundy we Francji 2 najlepsze drużyny zakwalifikują się do turnieju finałowego.

W samym turnieju finałowym z kolei zespoły zostaną podzielone na dwie grupy. Szczegóły dotyczące terminarza zostaną podane w późniejszym czasie.

Puchar Kontynentalny z roku na rok boryka się z coraz większymi problemami organizacyjnymi. Przypomnijmy, że w tym roku wystartuje w nim najmniejsza od lat liczba uczestników. Będzie ich tylko 14.

Do tego – jak informowaliśmy przed miesiącem – pierwotnie zgłoszony chorwacki KHL Sisak wycofał się z rozgrywek, gdy okazało się, że na swój turniej musiałby wyruszyć w długą podróż do Wilna. Ostatecznie chorwacką ekipę zastąpi islandzki Skautafélag Akureyrar.

Puchar Kontynentalny 2025-26:

I runda (17-19 października):

Grupa A (Wilno, Litwa): Hockey Punks Wilno (Litwa), Mogo Ryga (Łotwa), Narwa PSK (Estonia), Skautafélag Akureyrar (Islandia).

Grupa B (Gheorgheni, Rumunia): ACSH Gheorgheni (Rumunia), Budapeszt JAHC (Węgry), Crvena zZvezda Belgrad (Serbia), HK Krzemieńczuk (Ukraina).

II runda:

Grupa C (Angers): Ducs d’Angers (Francja), SG Cortina (Włochy), zwycięzca grupy A, zwycięzca grupy B.

Turniej finałowy (Nottingham):

GKS KATOWICE, Herning Blue Fox (Dania), Nottingham Panthers (Wielka Brytania), Torpiedo Ust-Kamienogorsk (Kazachstan), 2 najlepsze drużyny z grupy C.

Niewykorzystane sytuacje się zemściły. Wicemistrz Polski przegrał z czeskim pierwszoligowcem

Od porażki swój udział w Turnieju o Puchar RT Torax rozpoczęli hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty ulegli 1:3 RI OKNA Berani Zlin. Jedynego gola dla GieKSy zdobył Bartosz Fraszko.

Katowiczanom wyraźnie brakowało dziś dokładności w rozegraniu i skuteczności. Nie wykorzystali też żadnej z czterech gier w przewadze.

Wicemistrzowie Polski po pierwszej odsłonie przegrywali 0:1. W 17. minucie power play na gola zamienił Tomáš Vracovský, który po sprytnym podaniu Lukáša Válka przymierzył z korytarza międzybulikowego i zaskoczył Jespera Eliassona.

Ekipa ze stolicy województwa śląskiego wyrównała podczas gry w… osłabieniu. Bartosz Fraszko przejął krążek i w sytuacji sam na sam pokonał golkipera rywali, popisując się swoim firmowym uderzeniem w „piątą dziurę”.

Ale jeszcze przed przerwą Czesi odzyskali prowadzenie. Obrońcom GieKSy urwał się Matěj Zavřel, który precyzyjnie przymierzył z nadgarstka.

Zespół dowodzony przez Jacka Płachtę miał kilka sytuacji na doprowadzenie do remisu. Tę najlepszą wykreował duet Jean Dupuy – Bartosz Fraszko. Kanadyjczyk pomknął prawym skrzydłem i dograł do reprezentanta Polski, ale jego uderzenie sparował Marek Čiliak.

Dosłownie chwilę później ekipa ze Zlinu zadała decydujący cios. Michal Gago dostał podanie od Jessego Paukku i umieścił krążek między parkanami katowickiego golkipera.

Emocji nie zabrakło! Dramatyczna końcówka i błąd czeskiego bramkarza. GieKSa przegrywa po dogrywce

W swoim drugim meczu Turnieju o Puchar RT Torax GKS Katowice przegrał 2:3 po dogrywce z gospodarzami całych zmagań. Złotego gola dla ekipy z Poruby zdobył Frenks Razgals, który w sezonie 2021/2022 był zawodnikiem JKH GKS-u Jastrzębie.

Trener Jacek Płachta postawił w bramce na Michała Kielera, który już w pierwszej odsłonie błysnął kilkoma świetnymi interwencjami. Był opoką dla swojego zespołu podczas gry w podwójnym osłabieniu, a następnie skutecznie zatrzymał sprawnie wyprowadzony kontratak rywali. Dobrą formą błysnął również w drugiej odsłonie. Miał też szczyptę szczęścia, bo po uderzeniu Tomáša Gřeša uratowała go poprzeczka.

Choć gospodarze mieli optyczną przewagę, to jako pierwsi na prowadzenie wyszli katowiczanie. W 38. minucie do odbitego krążka najszybciej dojechał Jonasz Hofman i posłał gumę „pod ladę”.

Podopieczni Rudolfa Roháčka wyrównali dopiero w 47. minucie. Jakub Žůrek dalekim podaniem uruchomił Jakuba Kotalę, a ten huknął z pełnego zamachu w krótki róg i zaskoczył golkipera GieKSy. Chwilę później ekipa z Poruby wykorzystała okres gry w przewadze, a na listę strzelców wpisał się Jan Bartko.

Ale wicemistrzowie Polski nie poddali się i do samego końca walczyli o drugiego gola. Ta sztuka udała im się na 1,7 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry. Wszystko zaczęło się od niefrasobliwego wybicia krążka przez bramkarza Ondřeja Bláhę. Zawodnicy GKS-u Katowice utrzymali krążek w tercji, a spod niebieskiej przymierzył Jacob Lundegård. Po uderzeniu szwedzkiego obrońcy tor lotu krążka zmienił Patryk Wronka. Byliśmy więc świadkami pięciominutowej dogrywki, rozgrywanej systemem trzech na trzech.

Na 110 sekund przed jej zakończeniem zwycięskiego gola dla HC RT TORAX Poruba zdobył Frenks Razgals. Były zawodnik JKH GKS-u Jastrzębie będąc przed Michałem Kielerem wykonał zwód na bekhend i trafił do siatki.

Czeski turniej dobiegł końca. Poruba triumfuje. Drugie miejsce katowickiej GieKSy

GKS Katowice po trzech spotkaniach zakończył turniej RT Torax w Ostrawie. Wicemistrz Polski zakończył te zmagania z jednym triumfem i drugim miejscem.

Pierwsze miejsce wtych zmaganiach trafiło do gospodarzy turnieju – HC RT Torax Poruba 2011, który zajął pierwsze miejsce z dorobkiem siedmiu punktów. Druga pozycja przypadłaGKS-owi Katowice, a miejsce na najniższymstopniupodium przypadło hokeistomLHK Jestřábi Prościejów, którzy zgromadzili tyle samo punktów co podopieczni Jacka Płachty (4), ale mieli gorszy bilans bezpośrednich spotkań. Na ostatnim miejscu uplasował się RI OKNA Berani Zlin.

W punktacji kanadyjskiej na czele stanął gracz z Prościejowa -Jan Káňa z dwoma bramkami i czterema asystami na koncie. Najlepszy wynik GKS-u to ex aequo trzecie miejsce McNulty’ego, który zainkasował trzy „oczka”.

Katowiczanie mogli się też „pochwalić” największą liczbą kar. Było to aż 77 minut. A w klasyfikacji indywidualnej na drugiej lokacie uplasował się Dupuy z 27 minutami. Bramkarz GieKSy natomiast zajął czwarte miejsce, przepuszczając średnio 2,2 bramki na mecz.

Przypomnijmy również, że poprzednie dwie edycje wygrywał gospodarz turnieju z Poruby. Polska drużyna natomiast po raz ostatni świętowała zwycięstwo na tych zmaganiach w 2019 roku i był to JKH GKS Jastrzębie.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga