Dołącz do nas

Piłka nożna

Gra obronna, czyli sala samobójców

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po bramkarzach przechodzimy do analizy formacji obronnej. Na początek liczby: w 16 meczach tego roku GKS stracił 25 bramek, co daje średnią 1,56 bramki na mecz. Łatwo dojść do wniosku – oczywiście to uproszczenie – że jedna bramka strzelona w każdym meczu nie dałaby nawet remisu (dwie strzelone dałyby zwycięstwo). Z taką statystyką, a także faktem, że tylko w dwóch z tych szesnastu meczów udało się zachować czyste konto – nie dziwi, że udało się wygrać tylko dwa spotkania.

Podstawowy blok obronny tworzyli w tej rundzie Alan Czerwiński (prawa strona), Mateusz Kamiński i Adrian Jurkowski (stoperzy) i Rafał Pietrzak (lewa flanka).

Prawa obrona
Na tej pozycji od początku rundy grał Alan Czerwiński. Od zarania dziejów mówiliśmy, że ten zawodnik nie nadaje się na obronę, nie ma umiejętności defensywnych kompletnie, a najpierw trener Rafał Górak, a potem Kazimierz Moskal konsekwentnie go na obronie wystawiali, co skutkowało nieraz katastrofą. Ponoć gdy pierwszy raz Czerwiński był obserwowany w Rekordzie Bielsko-Biała, to akurat przypadkiem zagrał w obronie, bo wcześniej grał w pomocy (taka krąży historia po mieście). I wizja tego zawodnika jako obrońcy została. Generalnie ta runda w wykonaniu Alana nie była tak tragiczna jak poprzednie, ale nie ustrzegł się poważnych błędów zwłaszcza na początku wiosny. Od zawsze jego piętą achillesową były pojedynki 1 na 1 i to się potwierdziło co do joty już w ciągu pierwszy trzech meczów. Najpierw w Nowym Sączu dał się ograć „na raz”, dzięki czemu gdy już jechał na czterech literach po nieudanym wślizgu za boisko, rywal spokojnie strzelał gola. W meczu z Bełchatowem natomiast w ciągu trzech minut dwa razy identycznie dał się ograć Michałowi Makowi, który dośrodkowując w pole karne zaliczył asysty. Gdy po meczu zapytaliśmy Maka, czy cieszył się, że będzie znów grał przeciw Czerwińskiemu (wspominając katastrofalny mecz z Bełchatowa), ten tylko się uśmiechnął…

Po meczu z Bełchatowem trener posadził Alana na ławce rezerwowych i w Legnicy dał szansę Dominikowi Sadzawickiemu. Sadza grał w GieKSie po przyjściu za czasów trenera Góraka, ale potem poszedł w odstawkę. Spotkanie z Miedzą było więc znakomitą okazją do przypomnienia się kibicom. Niestety Dominik nie podołał temu zadaniu. Zagrał bardzo słabo, a przy pierwszym golu przegrał i piłkarsko, i czysto fizycznie z rywalem, który strzelił bramkę. W związku z tym jego udział w tym momencie zakończył się na jednym meczu.

Z Łęczną do składu powrócił Czerwiński, grał także z Arką. Zawodnik w tych meczach nie popełnił karygodnych błędów, ale nie było w ogóle tego, za co go chwalimy – czyli włączania się do akcji ofensywnych. Grał bojaźliwie, notował rekordową ilość podań do tyłu do Mateusza Kamińskiego. Możliwe, że także to zauważył trener Moskal, bo w Rybniku znów zabrakło Alana.

Na kolejne dwa mecze ponownie wskoczył Sadzawicki. Jak się później okazało – były to dwa mecze na zero z tyłu. Wielkiej roli w braku utraty bramki Sadza nie odegrał, z ROW Rybnik zagrał poprawnie, ale był jednym z najmniej wyróżniających się zawodników. W Ząbkach miał sporo problemów z szybkim Łukaszem Sierpiną, ale też nie popełnił karygodnych błędów.

Po wyjazdowej trylogii na mecz u siebie z Kolejarzem wrócił Czerwiński. Przy kuriozalnym golu Wojciecha Trochima nie miał wielkiego udziału, zaliczył natomiast świetną asystę przy golu Michała Zielińskiego. To dało nadzieję, że będzie próba gry do przodu w następnych meczach. I tak mogło być w Niepołomicach – kolejna świetna centra, ale fatalnie spartaczył ją Tomasz Wróbel. Coś zacięło się w meczu z Olimpią, gdzie jednak cała drużyna zagrała bardzo słabo.

Gdy stało się jasne, że GKS nie gra już o nic, trener postanowił spróbować czegoś nowego i na mecz z Niecieczą postawił na młodego Aleksandra Januszkiewicza. Zawodnik jak na debiut spisał się dobrze, był aktywny, próbował swoich sił także w akcjach ofensywnych. Niestety miał spory udział w utracie bramki, gdzie najpierw stracił piłkę, potem źle zastawiał pułapkę ofsajdową, w końcu dał uciec rywalowi. Zrzuciliśmy to na karb zmęczenia – to było widać. W meczu w Olsztynie natomiast po pół godzinie ujrzał drugi żółty kartonik i musiał przedwcześnie opuścić boisko. Zastąpił go na tej pozycji… Radosław Sylwestrzak i nic dobrego z tego nie wniknęło.

Nie poruszamy w tym artykule postawy Alana Czerwińskiego w pomocy – na to przyjdzie czas. Zasygnalizujemy tylko, że grając na prawej pomocy zaliczył naprawdę udane momenty, jak choćby gol z Tychami. O tym wkrótce.

Środkowi obrońcy
Tutaj – jak pisaliśmy – podstawowymi zawodnikami byli Mateusz Kamiński i Adrian Jurkowski. A jednak z powodu urazu Jurkowskiego jeszcze w okresie przygotowawczym na początku rundy z Kamińskim grał Adrian Napierała.

I taki duet wybiegł w Nowym Sączu. W pierwszych spotkaniach – także z Bełchatowem – większych błędów stoperzy nie popełnili, ale trzeba przyznać, że nie byli pewni. Z Okocimskim dawali puszczać często piłkę w uliczkę, nie uchronili zespołu przed utratą bramki z Brunatnymi nie ratowali sytuacji po błędach Czerwińskiego. Kiksów jednak nie było – ot zwykłe sytuacje boiskowe, choć dać sobie strzelić gola po kontrze najsłabszemu zespołowi ligi na swoim boisku chluby nie przynosi.

W meczu z Miedzią mieliśmy „one man show”, czyli performance Mateusza Kamińskiego. Zawodnik nie grał źle, ale miał niesamowitego pecha. Dwa gole samobójcze i honorowe zachowanie po meczu, kiedy cały zespół został oblany wiadrem pomyj pod sektorem gości a Kamyk pokazywał, że to jego wina.

W spotkaniu z Łęczną do składu wrócił Jurkowski, który zastąpił Napierałę. Aż do meczu z Tychami ten duet grał w każdym meczu – z wyjątkiem spotkania z Puszczą, kiedy na to jedno spotkanie Jurkowskiego znów zastąpił Napierała.

Był to zły okres naszych zawodników. W meczu z Łęczną mimo że udało się uniknąć większych błędów, to zaskakiwała nerwowość i elektryczność obu stoperów. Dodatkowo Jurkowski tak niefortunnie interweniował w polu karnym, że wyłożył piłkę rywalowi, który strzelił bramkę. Katastrofalnie obaj spisali się w Gdyni, gdzie po w dużej mierze indywidualnych błędach stoperów, rywale strzelili trzy bramki. Zaskakująco kilka dni później Kamyk i Jurkowski… świetnie zagrali z ROW. Grali pewnie dobrze i skutecznie, skutkiem tego było czyste konto po stronie strat. Również gola nie straciliśmy w Ząbkach, choć tutaj więcej było szczęścia niż rozumu – rywale ostrzeliwali poprzeczkę czy oddawali strzały tuż obok bramki. Nie zmienia to faktu, że to był dobry mecz obrońców.

Dobry obraz posypał się w meczu z Kolejarzem. Tragiczna postawa i stanięcie w polu karnym przy golu Trochima do dziś śni się kibicom po nocach. Niewytłumaczalne było zachowanie naszych zawodników, którzy może i założyli, że piłka opuściła boisko, ale to nie zwalnia ich od grania do gwizdka. Najwięcej mieli pretensji do sędziego, a nie do samych siebie. Kolejny beznadziejny mecz zdarzył się w Grudziądzu. Zawodnicy ofensywni rywali robili z naszymi obrońcami co chcieli. I tutaj katowiczanie stracili kuriozalną bramkę, kiedy to nagle w polu karnym lub tuż przed nim znalazło się czterech kompletnie niepilnowanych zawodników rywala. Wyglądało to tak, jakby żaden z obrońców nie wiedział, jakie ma zadania w polu karnym. Przypominamy jednak, że przy golu Roberta Szczota zawodnicy z pomocy kompletnie olali kwestię pomocy kolegom z defensywy, więc nie tylko na stoperach ciążyła odpowiedzialność. Jurkowskiemu nerwowość została w meczu z Niecieczą, gdzie momentami chyba myliły mu się pola karne i na przykład przepuszczał piłkę pod nogami we własnej szesnastce niczym napastnik w polu karnym rywala. Zawalił powrót przy straconej bramce. Kamyk natomiast strzelił swoją trzecią bramkę samobójczą w rundzie.

W meczach ze Stomilem i Tychami GKS stracił w sumie sześć bramek i duża część z nich była udziałem stoperów. W obu meczach grał Kamiński, w Olsztynie z Jurkowskim, w derbach z Napierałą. Nie ma sensu opisywać traconych bramek, ale znów należy powiedzieć, że rywale bez problemu rozmontowywali nasze defensywy.

W ostatnim meczu w Płocku z Jurkowskim zagrał Radosław Sylwestrzak i spisał się poprawnie.

Lewa obrona
Tutaj bezdyskusyjnie rządził i dzielił Rafał Pietrzak. Zagrał we wszystkich meczach oprócz tego z Bełchatowem i Miedzią (wszedł w drugiej połowie jako pomocnik). Różne miał momenty w tej rundzie – faktem jest, że ciężko jest wyjść ponad przeciętność czy raczej… słabość całej drużyny. Na minus na tym etapie rozwoju dla zawodnika są kwestie powrotów. Zapędza się w akcje ofensywne, ale często nie ma siły wrócić. Problem w tym, że wówczas brakuje w zespole asekuracji. Zabrakło go na przykład przy golu Okocimskiego na Bukowej. Po meczu z Arką pisaliśmy wręcz „Czasem można się zastanawiać, czy lewy obrońca w ogóle jest zainteresowany obroną. W tym spotkaniu nieraz jego stroną gdynianie przeprowadzali akcje, a Pietrzak gdzieś tam kilka metrów dalej truchtał sobie niezainteresowany”. A z Kolejarzem: „Gdzie był lewy obrońca przy pierwszej bramce? Prawdopodobnie cały czas przy polu karnym przeciwnika”. Te opisy mówią same za siebie.

W meczu z Łęczną kapitalnie włączył się do ofensywy i to nie na skrzydle, a w środku, i strzelił swojego jak na razie jedynego gola w GKS Katowice, a sytuację wykorzystał jak rasowy napastnik.

Generalnie notował przeciętne lub poprawne występy, a z Olimpią był jedynym, który pokazał cień ambicji. W międzyczasie podpisał nowy kontrakt z GieKSą, ale nie przełożyło się to na jakieś świetne występy. Ale i tak w perspektywie całej rundy był jednym z najlepszych zawodników, czy raczej najmniej złych.

Na lewej stronie zastąpił go w meczach z Bełchatowem i Miedzią Bartłomiej Chwalibogowski. Niestety zawalił jeśli chodzi o pilnowanie zawodników w polu karnym. Był aktywny z Bełchatowem, ale to rywale strzelali bramki w wyniku braku krycia.

Podsumowanie
Obrona poza bardzo dobrym (ROW), czy średnimi meczami (np. Dolcan, Chojniczanka) spisywała się generalnie bardzo słabo. Kuriozalne błędy, nerwowość, przegrywane pojedynki 1 na 1, brak powrotów i asekuracji, samobójcze bramki, krycie na kilometrowy radar we własnym polu karnym – to wszystko oglądaliśmy w tej rundzie w wykonaniu defensorów GKS.

Problemem w sezonie, jak i na nadchodzące rozgrywki jest brak zmienników. Kompletny brak. Bo na prawej stronie jest wybór Alan Czerwiński (nie nadaje się), Dominik Sadzawicki (przeciętny bardzo) czy Aleksander Januszkiewicz (musi się jeszcze bardzo dużo uczyć). Na stoperze dla wymienionej – przeciętnej piłkarsko – dwójki, alternatywą mógł być Adrian Napierała, który jest coraz mniej zwrotny i w ogóle prawdopodobnie nie będzie już czynnym zawodnikiem w GKS. Wycofywanie Radosława Sylwestrzaka czy Kamila Cholerzyńskiego będzie już kombinowaniem. Na lewej stronie póki co jest Rafał Pietrzak, ale po odejściu Chwalibogowskiego już zupełnie pozostanie bez zmiennika. Chyba, że powróci Bartosz Sobotka z wypożyczenia.

Wzmocnienia na obronę są więc niezbędne – zarówno, żeby zastąpić tych podstawowych zawodników, którzy nie gwarantują jakości, jak i po to, by byli w zespole jacykolwiek zmiennicy. Bo jak na razie to taki skład obrony tylko prosi się, aby dostawać bramkę za bramką…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Rafał Górak: „Obawiam się o nasz stan kadrowy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Prezentujemy zapis z konferencji po remisie 0:0 z Górnikiem Łęczna.

Pavol Stano: Uważam, że widzieliśmy dobre widowisko, choć bez bramek. Staraliśmy się eliminować te mocne strony GieKSy i grać tak, jak chcieliśmy. Zaangażowanie chłopaków było fajne, jakość adekwatna do meczu, wyglądało na to, że to zrobimy i doprowadzimy ten mecz do końca. Trzeba przyznać, że gospodarze też mieli sytuacje. Remis, każdy chciał więcej, trzeba ten punkt szanować.

***

Rafał Górak: Skończyło się meczem remisowym, wydaje się, że były momenty, gdzie Górnik Łęczna prowadził grę w sposób bardziej spójny. Nie można tu mówić jednak o czystych sytuacjach, a szkoda mi sytuacji Kuuska, najlepszej ze wszystkich. Widać progres w grze drużyny z Łęcznej, nie będę w jakiś sposób narzekał. Obawiam się o nasz stan kadrowy, mamy dwa treningi, a łatwy mecz nas nie czeka. Musimy ciężko pracować, by zawodników doprowadzić do dyspozycji, bo mamy dużo tych kontuzji. Dopadła nas grypa jelitowa. Trzeba szanować ten punkt i doceniam tę walkę z naprawdę dobrze grającym rywalem.

Urazy Rogali i Wasielewskiego?
Górak: Grzesiek to uraz mięśniowy, Marcin zmagał się z urazem od dłuższego czasu. Marcin, jak go znam, będzie robił wszystko, by być gotowym na następne spotkanie. Czasu mamy mało, trzeba myśleć o tym, kim ich zastąpimy.

Wracają demony jesieni?
Górak: Nigdy nie miałem demonów, nic mi się nie przypomina. Mocna liga i wymagający rywale, rzeczywiście dzisiaj ten punkt biorę do kieszeni, myślę o meczu w Warszawie.

Arek Jędrych stracił przytomność czy było to zwykłe zderzenie?
Górak: Nie stracił, natomiast otrzymał poważny cios. Nos jest złamany, ale to nie złamie Jędrycha.

Duża delegacja z GKS-u Tychy na trybunach. Było dziś jakieś ukrycie schematu?
Górak: Żadnego ukrycia schematu dzisiaj nie było.

Mecz z Polonią Warszawa to spotkanie z zespołem z dołu tabeli. Będzie to trudne spotkanie?
Górak: Zespół z Warszawy to zdeterminowany i niezły zespół. Mamy całkowity obraz tej drużyny, spodziewamy się naprawdę trudnego spotkania. Zdajemy sobie sprawę, że jest na co patrzeć i łatwo nie będzie.

Kończąc temat zawieszeń i nieobecnych zawodników. Ile meczów zawieszenia otrzymał Repka i jak powrót Komora?
Górak:
Oskar dwa spotkania, więc nie będzie dostępny w Warszawie, a Komor można powiedzieć już w 80% wyleczony. Nie chcieliśmy dzisiaj ryzykować zawodnika, ale wydaje mi się, że te dwa dni doprowadzą go do 100% dyspozycji.

Kontynuuj czytanie

Hokej

GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Rafał Górak: „Każdy popełnia jakieś błędy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu konferencji prasowej po remisie 2:2 z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą.

Rafał Górak: Dobry wieczór. Niewątpliwie, mecz jakby o dwóch historiach i nad tym ubolewam, bo wydaje mi się, że gdyby nas było po równo, to wyjechalibyśmy stąd z trzema punktami. Wyjeżdżamy z jednym punktem i również, wydaje mi się, należy to w jakiś sposób przyjąć. Wszelkie złości i wszelkie jakieś trudności trzeba wystudzić, schować dzisiaj do kieszeni i zabrać punkt z trudnego terenu. Po prostu przeanalizować spotkanie, w czwartek już kolejne i trzeba, wydaje mi się, pozytywnie nastawiać na to, co przed nami. Niestety, każdy popełnia jakieś błędy, myśmy się ich nie ustrzegli. Ta czerwona kartka, podyktowana oczywiście słusznie, to błąd naszego zawodnika, no i cóż zrobić. Nie jestem od tego, aby go ganić, wprost przeciwnie, zawsze będę zawodników podnosił na duchu i w jakiś sposób rozumiał emocje. Szkoda, bo wydaje mi się, tak jak powiedziałem na początku, że wyjeżdżalibyśmy stąd z trzema punktami. 

Pytanie: Ten mecz pan traktuje jako wygrany jeden punkt, czy jednak mimo wszystko przegrane dwa, biorąc pod uwagę tę pierwszą połowę? 2:0 wynik, praktycznie czerwona kartka już w doliczonym czasie, ale patrząc stricte na statystyki z całego meczu, to GieKSa powinna się cieszyć z tego, że wywozi stąd jeden punkt. Czy tym spotkaniem Dawid Kudła troszeczkę odkupił winy ze spotkania z Odrą Opole?

Górak: Sumarycznie, gdyby zobaczyć, to tak, jak mówię: gdyby mówić tylko o samej grze i o samej historii tego spotkania to wydaje mi się, że grę mieliśmy pod kontrolą, w szczególności, że prowadziliśmy 2:0 do przerwy. Jeżeli utrzymalibyśmy równowagę, osobową wydaje mi się, że nie udałoby się rywalom zdobyć dwóch bramek, a wydaje mi się, ze my byśmy cały czas dążyli do tego, by strzelić kolejną. To jest finał tych dywagacji, po prostu przyjmuję ten punkt, biorę go na klatę, bo zdaję sobie sprawę, że statystyki całego meczu po stracie zawodnika leciały na łeb, na szyję i na pewno tutaj należy podkreślić dominację Termaliki i to, że stwarzała sytuację, że było bardzo, bardzo groźnie. Dawid dzisiaj zagrał bardzo dobre spotkanie, ja nie winiłem go z punktu widzenia zero-jedynkowego za to spotkanie z Odrą, myśmy tam też zawalili w innych aspektach. Tam nie było akurat tej bezpośredniej winy Dawida, a dzisiaj bronił bardzo dobrze i na pewno to był jego dobry występ. Bierzemy ten punkt z pokorą, nie cieszymy się i nie jest to dla nas jakaś wielka sprawa, ale tez nie popadamy w jakiś smutek. Po prostu skończyło się remisem i taki jest stan faktyczny. 

***

Marcin Brosz: Oglądaliśmy naprawdę emocjonujące widowisko i to tak naprawdę od pierwszej do ostatniej minuty, aż szkoda, że się skończyło. Patrząc na przebieg meczu, graliśmy z jednym z zespołów, który aspiruje do tego, by w przyszłym sezonie występować w Ekstraklasie. To, co łączy ten mecz i poprzedni, to mieliśmy dużo sytuacji bramkowych z meczu, i to strzałów groźnych, i to stwarzanych takich groźnych sytuacji. Bardzo dużo. To, co podkreślam, posiadanie piłki, tak chcemy grać. Wiadomo, na końcu jest ta najważniejsza rubryczka: bramki i jedna droga: tu trzeba konsekwentnie pracować nad wykończeniem, bo widać, że jesteśmy w stanie stwarzać sytuacje, natomiast ta finalizacja to jest praca na treningach. Widać progres, natomiast to nie jest tak, że z treningu na trening będzie tak łatwo wykonywany, więc to jest moment, nad którym pracujemy. Podsumowując: ciekawe widowisko, dużo emocji, dużo pojedynków jeden na jeden, to co kibice lubią. Do końca mecz trzymał w napięciu i w emocjach. 

Pytanie: Po pierwszej połowie wydawało się, że trudno wam będzie wrócić do gry. Było 2:0, po przerwie przejęliście inicjatywę. Bramka w 93. minucie, daje dużo radości, czy niedosyt zostaje?

Brosz: Wartość dodana, to to, że po raz któryś do końca gonimy, wierzymy w to, że jesteśmy w stanie odwrócić wynik meczu i tu widać, że jest duży progres. Ta pierwsza połowa, przegrywaliśmy 2:0, te bramki… Też wiemy, jak padały, jakby je wziąć, ten mecz był bardzo dobry, z jednej i drugiej strony. Naprawdę to było dobre widowisko na dobrym poziomie. Były te sytuacje, których musimy zdecydowanie unikać, i pierwsza i druga bramka. Oczywiście, to nas nie usprawiedliwia. Podział punktów, i my i GKS walczyliśmy o trzy, nie rozpatrywałbym w tych kategoriach. Dla nas jest ważne to, że po raz kolejny z zespołem, który walczy o najwyższe cele, byliśmy w stanie i nawiązać na boisku bardzo równą walkę, jak również udało nam się strzelić dwie bramki. Mieliśmy sytuację na zdobycie kolejnych.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga