Dołącz do nas

Piłka nożna

Jak olać krycie i mieć w dupie powrót na przykładzie „piłkarzy” GKS Katowice

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Pisaliśmy już, że utraty bramki do szatni z Olimpią i to w taki sposób nie można nazwać inaczej niż skandalem. To, że rywale przeprowadzili akcję skrzydłem, to że Rafałowi Pietrzakowi nie udało się zablokować dośrodkowania – to się zdarza, normalna sytuacja boiskowa. Natomiast w pewnym momencie (tuż przed strzałem) w polu karnym GieKSy hasało sobie czterech (!!!) niepilnowanych kompletnie zawodników, ale tak bardzo niepilnowanych, że w ich pobliżu w promieniu kilku metrów nie było żadnego z rywali. Środkowi i prawy obrońca zapędzili się w stronę bramki, żeby kryć jednego rywala i pewnie w celu jakiejś tam asekuracji. Na poniższym zestawieniu zobaczycie, że nawet jeśli ta trójka się cofnęła, to powinni asekurować ją pomocnicy. Ci tymczasem w środku akcji stanęli! Tak jak z Kolejarzem Stróże – klasycznie olali swoje obowiązki, stali się słupami soli, zapuścili korzenie i ani myśleli o powrocie i pomocy kolegom. Nikt nam kibicom już nie wmówi, że im zależy. Bo i z Kolejarzem i w tej sytuacji bramkowej pokazali, że mają w dupie, to się dzieje na boisku. Ciekawe w tym wszystkim jest jeszcze to, z którego miejsca do akcji włączył się strzelec bramki – Robert Szczot. Cała ta bramka była kpiną w żywe oczy z trenera i kibiców.

1:0 Szczot (44)

Olim 1-0 1

Akcje po wrzucie z autu rozprowadzają gospodarze. Obrońcy GKS stoją w linii i czekają na rozwój wypadków. Na ten moment jednak bezpośrednio zaangażowana w destrukcję jest linia pomocy.

Olim 1-0 2

Następuje jednak szybkie podanie, które pozwala piłcę przejść drugą linię GKS.

Olim 1-0 3

I tu zaczyna się koszmar. Kowalczyk z pierwszej piłki przedłuża podanie w stronę Suchockiego. Kamiński pokazuje komuś (?), żeby krył nadbiegającego zawodnika Olimpii. Zobaczmy, jak daleko jest strzelec bramki Szczot. Jego jeszcze gdzieś na uwadze być może ma w tej chwili Czerwiński. A Wołkowicz już odwraca się na pięcie.

Olim 1-0 4

Piłka zagrana poza zasięgiem Pietrzaka, zmierza ku Suchockiemu.

Olim 1-0 5

Celowo rozważamy to podanie klatka po klatce, aby unaocznić, co się wydarzyło. Różnica pomiędzy linią obrony, a pomocy jest taka, że obrońcy zaczynają zapieprzać w pole karne, by ratować sytuację, a pomocnicy – jak widać na załączonym obrazku – po prostu stanęli i się gapią. Nie są zainteresowani powrotem.

Olim 1-0 6

Pojedynek 1 na 1 Pietrzaka z Suchockim. Wołkowicz w roli obserwatora, Figiel truchta, ale też jedynie spogląda na to, co się dzieje.

Olim 1-0 7

Próba dośrodkowania Suchockiego. Blokuje Pietrzak. Obrońcy zmierzają ku polu bramkowemu, ale tam jest tylko jeden rywal. Cały czas spoglądamy na Wołkowicza w rogu obrazka i stwierdzamy, że…

Olim 1-0 8

…w przypadku Wołka nastąpiła ostatecza rezygnacja. Wygląda tak, jak wyglądają piłkarze po utracie bramki. Ale zaraz, zaraz – przecież gol jeszcze nie padł, akcja się cały czas toczy. Pietrzak nieszczęśliwie interweniował tak, że piłka nie została wybita na róg, tylko została w boisku. Ponownie dochodzi do niej Suchocki.

Olim 1-0 9

Podaje w centrum pola karnego. Budziłek poza światłem bramki.

Olim 1-0 10

I drugi z zatrważających obrazków. Raz, dwa, trzy, cztery! Tylu wolnych, kompletnie niepilnowanych zawodników jest w polu karnym lub tuż przed nim. Piłka zmierza ku Szczotowi, który – pamiętamy, gdzie był – niemal na środku boiska. Figiel niestety jak nie wracał, tak nie wrócił do końca.

Olim 1-0 11

Płaski strzał do bramki Budziłka.

Olim 1-0 12

I w tych tragikomicznych okolicznościach GieKSa traci jedyną bramkę w tym meczu.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

9 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

9 komentarzy

  1. Avatar photo

    irek

    18 maja 2014 at 20:03

    Na tym 6 zdjęciu od góry widać ze wołkowicz woloł się pokopać lewą ręką w jajkach niż wracać hehe

  2. Avatar photo

    marianoITALIANO

    18 maja 2014 at 20:33

    Wołkowicz, Czerwiński figiel brak umiejętności , Pitry się wypalił brak umiejętności dużo by tu jeszcze pisać

  3. Avatar photo

    xab

    18 maja 2014 at 21:39

    Umiejętności przede wszystkim to jest brak trenerowi.Wy tylko widzicie winę w zawodnikach.To trener powinien wiedzieć na jakich pozycja najlepiej jego zawodnicy grają a nie na siłę robić z nich obrońców,defensywnych pomocników. Niech jeszcze do obrony cofnie zielinskiego to będziecie mieli o czym pisać.Szkoda ,że przy bramce nie napisałeś ,że Pitry,wróbel,Gonczerz i reszta z przodu się nie cofneli tylko patrzeli .

  4. Avatar photo

    marianoITALIANO

    18 maja 2014 at 22:00

    dlatego napisałem ” dużo by tu jeszcze pisać ”
    Brak umiejętności piłkarzą poprostu na każdej pozycji nie umieją grać nic dodać nic ująć trener może tylko rozłożyć ręce bo tak źle i tak źle

    Wszyscy Spotykamy się Na Meczu z Tyskimi !
    GieKSa Jest Jedna 🙂

  5. Avatar photo

    johann

    18 maja 2014 at 22:51

    Panowie, a może to stare leśne dziadki działaczy gieksy i ex-gwiazdorów zgarnęły na 50cio lecie całą śmietanę z tortu i dlatego tym lelujom się nie chce grać? Nie można tego wykluczyć, tu widać null motywacji. Grają jak na festynie bez nagród kasowych…

  6. Avatar photo

    cris

    19 maja 2014 at 00:46

    Po tym co widac na zdjeciach stwierdzam, ze Goncerz i Figiel powinni pozegnac sie z klubem. Goncerzowi trener robi krzywde dajac na defensywnego bo ta akcja pokazuje ze o grze na tej pozycji nie ma pojecia. Jezeli bylaby szansa to prosilbym o policzenie odbiorow tej dwojki, szczegolnie Figiela. Ja nienaliczylem ani jednego, plus bodajze 5 fauli. Tak mozna grac w nizszych ligach gdzie jest miejsce a nie w tej.

  7. Avatar photo

    kibic

    19 maja 2014 at 10:18

    A ja bym winił tego co ich wystawił na te pozycje. Bo ani Goncerz ani Figiel nie są defensywnymi pomocnikami. Po za tym piszecie aby szykować skład na nowy sezon. Trener musi robić rozeznanie kto się nadaje na jaką pozycje. próby kosztują, a wy się czepiacie ,że przegrali. Najważniejsze jest aby wyciągnąć wnioski i nie robić błędów.

  8. Avatar photo

    a.a

    19 maja 2014 at 10:39

    Do crisa, to chyba byłeś pijany jak Figla winisz za bramkę. Obejrzyj sobie jeszcze raz i zobacz gdzie był figiel i kto miał bliżej do zawodnika który strzelił bramkę.

  9. Avatar photo

    cris

    19 maja 2014 at 13:18

    Do a.a

    Fakt masz racje, dopiero teraz wytrzezwialem i zobaczylem ze Figiel byl najlepszy na boisku. Jego liczba odbiorow byla trzy cyfrowa a pilka przy podaniu do napastnika nie mija go, tylko jego sobowtora. Niezauwazylem tez ze po tym fakcie wbiega w pole karne zeby pomoc. W tej sytuacje nalezy na jego wspolpracy z Goncerz3m budowac linie pomocy na przyszly sezon.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga