Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Już w środę GieKSa gra z Anderlechtem Bruksela

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Mistrzynie Polski w kolejnym spotkaniu Orlen Ekstraligi pokonały na Bukowej Górnika Łęczna 2:1 (0:1) i prowadzą w tabeli. Najbliższy mecz piłkarki rozegrają w ramach turnieju (rozgrywanego na Bukowej) grupy piątej eliminacji Ligi Mistrzyń UEFA. Pierwsze spotkanie nasze Panie rozegrają już jutro, w środę, z RSC Anderlechtem Bruksela o godzinie 20:00. W zależności od wyniku z Anderlechtem, drużyna rozegra jeszcze mecz o pierwsze (sobota, godzina 20:00) lub trzecie miejsce (sobota godzina 14:00) w turnieju. Serdecznie zapraszamy do kibicowania na Bukowej naszej żeńskiej drużynie. Piłkarze rozegrali kolejne ligowe spotkanie, zremisowane z Podbeskidziem w Bielsku-Białej 1:1 (0:0). Prasówkę po tym spotkaniu znajdziecie na naszej stronie. Kolejny mecz nasza drużyna rozegra 15-tego września (piątek) z Zagłębiem Sosnowiec, na Bukowej. Początek spotkania o godzinie 20:30.

Siatkarze przygotowują się do startu rozgrywek PlusLigi, media donoszą, że być może spotkanie ósmej kolejki (25 listopada), nasza drużyna jako pierwsza rozegra w zmodernizowanej hali Urania w Olsztynie z AZSem.

Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie, w minionym tygodniu rozegrali sparing z KH Energą Toruń w którym wygrali 3:1. Przed inauguracją rozgrywek ligowych (10 września z GKS Tychy) zespół rozegra jeszcze jedno spotkanie sparingowe, z HC RT Torax Poruba, Spotkanie rozpocznie się dzisiaj o godzinie 18:00

 

PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Orlen Ekstraliga: GieKSa zaliczyła sprawdzian przed pojedynkami w Lidze Mistrzyń

Na otwarcie trzeciej serii gier w Orlen Ekstralidze byliśmy świadkami hitowego pojedynku pomiędzy aktualnymi mistrzyniami Polski z Katowic oraz wicemistrzyniami z ubiegłego sezonu, piłkarkami z Łęcznej. Spotkanie dostarczyło niesamowitych emocji i z pewnością spełniło oczekiwania kibiców. GieKSa zaliczyła ostateczny egzamin przed zbliżającym się pojedynkiem w eliminacjach Ligi Mistrzyń z Anderlechtem Bruksela.

Początkowe fragmenty spotkania były naprawdę dobre w wykonaniu piłkarek GKS-u Katowice, już w 3. minucie spotkania dobrą dwójkową akcją popisały się Dżesika Jaszek i Aleksandra Nieciąg. Piłka finalnie trafiła pod nogi Anity Włodarczyk, która jednak dośrodkowała nieprecyzyjnie. Szybko odpowiedziały zawodniczki z Łęcznej, za sprawą uderzenia w wykonaniu Aleksandry Posiewki, GieKSa miała sporo szczęścia w tej sytuacji, nieczysto uderzoną piłkę pewnie złapała Kinga Seweryn. W kolejnych minutach spotkania gospodynie próbowały sforsować defensywę aktualnych wicemistrzyń Polski. Dobrze spisywały się jednak zarówno skrzydła przyjezdnych, jak i cała formacja defensywna. Piłkarki z Lubelszczyzny w 16. minucie gry wyszły na prowadzenie. O ile jeszcze po rzucie rożnym defensywa GieKSy poradziła sobie całkiem nieźle, o tyle już przy kolejnym dośrodkowaniu była bezradna. W polu karnym najlepiej odnalazła się Katja Skupień i po jej strzale głową i odbiciu się od poprzeczki, piłka przekroczyła linię bramkową.

Po stracie bramki w szeregach katowiczanek pojawiło się więcej ożywienia. Przed dobrą szansą stanęła Dżesika Jaszek, nie udało się jej dojść do strzału po dośrodkowaniu Klaudii Słowińskiej. Aktywne w tym fragmencie gry były także Anna Konkol i Dominika Misztal, defensywa Górnika Łęczna była dzisiaj jednak bardzo skuteczna. Łęcznianki odgryzały się szybkimi rajdami w wykonaniu Oliwii Rapackiej, z którymi spore kłopoty miały katowickie defensorki. W 26. minucie gry bardzo dobrą sytuację strzelecką wypracowała sobie Katja Skupień, popisała się niesamowitymi umiejętnościami w pojedynku indywidualnym, zabrakło jedynie skutecznego strzału. W 32. minucie meczu bardzo ładną, zespołową akcję przeprowadziły aktualne mistrzynie Polski. Akcję bardzo dobrze wyprowadziła Kamila Tkaczyk, świetnie kontynuowały ją Dżesika Jaszek i Aleksandra Nieciąg, niestety niecelnym strzałem zakończyła ją ostatnia z wymienionych zawodniczek. Na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry w pierwszej połowie dobrą okazję na doprowadzenie do wyrównania miała Jaszek, jej strzał został jednak zablokowany. Jeszcze przed przerwą swoją okazję miała bardzo aktywna w tym spotkaniu Anita Turkiewicz, jej uderzenie zatrzymało się zaledwie na bocznej siatce. Do przerwy gospodynie dzisiejszego pojedynku przegrywały 0:1.

Trener Karolina Koch chciała dać pozytywny impuls swojej drużynie i po przerwie do gry desygnowała Niciolę Brzęczek oraz Karolinę Bednarz, które zastąpiły odpowiednio Annę Konkol i Aleksandrę Nieciąg. Strzałem w dziesiątkę okazało się wprowadzenie do gry Nicoli Brzęczek, obchodzącej dzisiaj swój jubileusz – był to dla niej mecz numer “100” w barwach GKS-u Katowice. Nicola bezbłędnie wykorzystała sytuację sam na sam z Sandrą Urbańczyk, którą stworzyły jej Anita Turkiewicz i Dominika Misztal. Brzęczek idealnie uczciła swój jubileusz, zdobywają dla GieKSy swoją piętnastą bramkę na poziomie Orlen Ekstraligi. Chwilę później Nicola z nieba mogła spaść do piekła, bowiem sprokurowała rzut karny dla zespołu z Łęcznej. Na jej szczęście “jedenastki” nie wykorzystała Roksana Ratajczyk, świetnie w tej sytuacji interweniowała Kinga Seweryn. Spotkanie świetnie ułożyło się po przerwie dla katowiczanek, co dało im niesamowitą wiarę w odwrócenie wyniku, z kolei z drużyny z Łęcznej z każdą minutą powietrze uchodziło.

Kilka minut później przed stratą drugiej bramki zespół z Lubelszczyzny uratowała uniesiona chorągiewka sędzi asystentki, blisko trafienia była w tej sytuacji Dżesika Jaszek. W 68. minucie gry z dobrej strony pokazała się Kamila Tkaczyk, akcja nie przyniosła jednak realnego zagrożenia bramkowego. GieKSa przeważała zdecydowanie. Ostatni kwadrans spotkania, to najpierw dobra okazja przed Aleksandrą Posiewką, w komfortowej sytuacji strzeleckiej spudłowała jednak bardzo wyraźnie. Najwięcej zagrożenia pod bramką Kingi Seweryn stwarzała niesamowicie dynamiczna Oliwia Rapacka, jej dośrodkowania sprawiały sporo kłopotów katowickiej defensywie. Rozpoczęło się ostatnie dziesięć minut podstawowego czasu gry. W 81. minucie gry do kontrowersyjnej sytuacji doszło w polu karny Górnika Łęczna. Było ryzyko, że sędzia Anna Wesołowska podyktuje “jedenastkę” po potencjalnym faulu na Anicie Turkiewicz, nic takiego jednak nie miało miejsca, a sytuacja przyniosła jedynie napomnienie piłkarki z Katowic za wyrażanie niezadowolenia z decyzji sędzi. W 85. minucie meczu ponownie dała o sobie znać Turkiewicz, tym razem jednak pokazała swoje najlepsze oblicze. Jej świetne dośrodkowanie na bramkę zamieniła Marlena Hajduk, dopełniając formalności, skierowała piłkę do siatki i dała upragnione prowadzenie swojej drużynie. Zwycięstwo gospodyń przypieczętować mogła jeszcze Anita Turkiewicz, rozgrywająca świetne spotkanie, jednak jej uderzenie minimalnie minęło słupek bramki strzeżonej przez Sandrę Urbańczyk. Do końca spotkania wynik meczu nie uległ już zmianie.

GKS Katowice odniósł więc trzecie zwycięstwo w bieżących rozgrywkach, pokonanie aktualnych wicemistrzyń Polski zostało okupione jednak wielkim wysiłkiem. Druga połowa przyniosła wspaniałe emocje, obie drużyny zaprezentowały naprawdę dobry, efektowny futbol, brawo! W tym momencie przewaga drużyny ze Śląska nad zespołem z Lubelszczyzny wynosi już pięć punktów.

 

dziennikwschodni.pl – GKS Katowice – GKS Górnik Łęczna 2:1. Hit nie zawiódł

GKS Górnik Łęczna przegrał z GKS Katowice, chociaż do przerwy był na prowadzeniu. Na ten mecz czekali kibice kobiecego futbolu w całym kraju. Na stadionie przy ul. Bukowej w Katowicach zmierzyły się dwa najlepsze zespoły poprzedniego sezonu. Długo wydawało się, że z tej konfrontacji zwycięsko wyjdzie wicemistrz Polski. Łęcznianki objęły prowadzenie w 16 min po pięknym uderzeniu głową Katji Skupień. Znakomitą asystę przy tym trafieniu zaliczyła Jagoda Cyraniak. I trzeba w tym momencie mocno żałować, że do przerwy Górnik schodził prowadząc tylko jednym golem, bo sytuacji do powiększenia przewagi było sporo.

Drugą część meczu rozpoczęła się fatalnie dla przyjezdnych, bo po 45 sek. na tablicy pojawił się remis. Nieporozumienie bloku obronnego wykorzystała Nikola Brzęczek. Chwilę później przyjezdne powinny być ponownie na prowadzeniu, bo Roksana Ratajczyk została sfaulowana w polu karnym. Sama zainteresowana podeszła do „jedenastki”, ale w pięknym stylu jej uderzenie odbiła Kinga Seweryn. W 85 min natomiast na Górnik spadło kolejne nieszczęście, bo Marlena Hajduk ładnym strzałem ustaliła wynik spotkania.

 

infokatowice.pl – Eliminacje Ligi Mistrzyń. Już w środę GieKSa gra z Anderlechtem Bruksela

Przed piłkarkami GKS-u Katowice historyczny wydarzenie, jakim będzie udział w eliminacjach Ligi Mistrzyń UEFA. Pierwszy mecz już w środę.

Przed piłkarkami GKS-u Katowice historyczny wydarzenie, jakim będzie udział w eliminacjach Ligi Mistrzyń UEFA. Przypomnijmy, że w wyniku losowania GKS znalazł się w grupie piątej 1. rundy eliminacyjnej. W turnieju, który odbędzie się w Katowicach, wezmą udział także RSC Anderlecht z Belgii, SK Brann z Norwegii i Lokomotiw Stara Zagora z Bułgarii. Półfinałowe starcia odbędą się w środę 6 września. O godz. 14:00 SK Brann zmierzy się z Lokomotiwem. Z kolei o godz. 20:00 GieKSa zagra z Anderlechtem. Dodajmy, że decydujące mecze turnieju zostaną rozegrane w sobotę 9 września. O godz. 14:00 odbędzie się mecz o 3. miejsce, a o godz. 20:00 wielki finał, którego zwycięzca awansuje do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzyń UEFA.

 

SIATKÓWKA

plusliga.pl – Kiedy Indykpol AZS Olsztyn zagra w nowej Uranii?
[…] Siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn przez ostatnie dwa sezony (2021/2022 i 2022/2023), swoje domowe spotkania rozgrywali w Iławie. Przenosiny związane były z modernizacją olsztyńskiej hali Urania, która doczekała się zasłużonego remontu po 43 latach. Dzięki zaangażowaniu, ciężkiej pracy i życzliwości m.in. miasta Iławy, pracowników Iławskiego Centrum Sportu, Turystyki i Rekreacji czy siatkarskiego klubu Zryw Volley Iława, czuliśmy się tam „jak w domu”.

[…] Według harmonogramu przebudowy, powrót akademików do nowego olsztyńskiego obiektu planowany jest na sezonu 2023/2024. Na trybunach głównej hali Urania będzie mogło zasiąść 4000 kibiców. W hali rozgrzewkowej przygotowano miejsce dla 1000 osób. Do dyspozycji będzie także szereg mniejszych pomieszczeń, np. gabinetów regeneracyjnych, podziemny parking czy kryte lodowisko.
Gdzie zaczną nowy sezon PlusLigi? Kiedy rozpocznie się sprzedaż karnetów? Kiedy siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn wrócą do Hali Urania? Na te pytania odpowiada Tomasz Jankowski, prezes zarządu piłki siatkowej AZS UWM SA.

– Według naszych informacji, Urania powinna być gotowa w połowie października. Następnie musimy poczekać na wszelkie odbiory, testy systemów oraz różnego rodzaju urządzeń. Pierwsze domowe spotkania z drużynami Aluron CMC Warty Zawiercie i Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle rozegramy w Iławie. Jeśli chodzi o pierwszą konfrontację w nowej Uranii, to mamy dwa warianty: chcielibyśmy bardzo rozegrać inauguracyjny mecz w naszym obiekcie 11 listopada z PGE GiEK Skrą Bełchatów – tym bardziej, że w tym terminie hala w Iławie jest niedostępna ze względu na kilkudniową imprezę. Jeśli nie uda nam się zdążyć, to poprosimy drużynę z Bełchatowa o zamianę gospodarzy. Drugim terminem, najbardziej realnym, jest 25 listopada i starcie z GKS Katowice. Niezależnie, czy inauguracja nowej hali Urania przypadnie na mecz z ekipą z Bełchatowa, czy z Katowicami, to jestem przekonany, że w listopadzie kibice obejrzą zmagania siatkarzy Indykpolu AZS Olsztyn w Uranii – mówi Jankowski.

 

HOKEJ
hokej.net – Kluczowa końcówka. GKS Katowice lepszy od „Stalowych Pierników”

GKS Katowice w swoim przedostatnim meczu towarzyskim pokonał KH Energę Toruń 3:1 przed własną publicznością. Losy spotkania rozstrzygnęły się w ostatniej minucie spotkania.

Bez żadnych obiekcji do konfrontacji z Mistrzem Polski podeszli zawodnicy „Stalowych Pierników”. Taka postawa zaowocowała dobrą sytuacją strzelecką dla Riku Tianena, jednak ten z prawego koła bulikowego uderzył w dobrze ustawionego Murraya. Jednak sposobność do zdominowania pierwszej tercji zdecydowanie była po stronie drużyny GKS-u Katowice. W ciągu pierwszych 8 minut spotkania goście aż trzykrotnie byli odsyłani przez arbitrów na ławkę kar, jednak żadnej z gier w przewadze nie udało się katowiczanom zamienić na bramkę.

W 13. minucie po przejęciu krążka w walce na bandzie torunianom udało się przerwać atak GKS-u i wyprowadzić akcję do tercji rywala. Szybki strzał został odbity do boku przez Murraya, gdzie po raz kolejny na bandzie wygrali go goście. W końcu guma trafiła do dobrze ustawionego na niebieskiej linii Calle Behma, który podjął decyzję o wrzuceniu krążka w światło bramki, zostaje on zbitym kijem przez jednego napastników i w ten sposób trafia do stojącego przed Murrayem Rusłana Baszyrowa, który wbija krążek do bramki GieKSy i tym samym otwiera wynik meczu.

Przez niespełna minutę drugiej tercji katowiczanie musieli sobie radzić w osłabieniu, po karze nałożonej w 19 minucie na Shigekiego Hitosato. Mimo to najbliżej zdobycia bramki w tym okresie był Grzegorz Pasiut, któremu udało się wyjść do sytuacji „sam na sam” ze Studzińskim, jednak w wykończeniu akcji zabrakło dokładności. Mistrzowie Polski z coraz większą determinacją dążyli do przyspieszenia tempa rozgrywanych akcji, nie wystrzegali się oni w tym swoich błędów. Oddać jednak trzeba drużynie z Torunia, że dobrze wykonywała swoją pracę w defensywie, cierpliwie czekając na swoje okazje pod bramką GieKSy.

Impas strzelecki katowiczanom udało się przełamać w 40. minucie. Maciej Kruczek dysponując krążkiem w okolicach niebieskiej linii, zobaczył „między wąsami” Grzegorza Pasiuta, któremu torunianie w tej sytuacji pozostawili zbyt dużo swobody i po chwili za sprawą technicznego uderzenia kapitan GieKSy doprowadził do wyrównania. Katowiczanie próbowali pójść za ciosem. W ostatnich sekundach drugiej tercji Maciej Kruczek soczystym uderzeniem zmusza Mateusza Studzińskiego do odbicia krążka parkanem, ten czyni to wprost na kij Mateusza Bepierszcza, jednak w tej sytuacji „Bepiemu” zabrakło miejsca do umieszczenia krążka w bramce.

Trzecia odsłona to obraz postępującej dominacji GKS-u Katowice. Sytuacje do zdobycia bramki stawały się coraz bardziej klarowne. Swoją pracę tego dnia jednak świetnie wykonywał Mateusz Studziński, który swoimi interwencjami nie pozwalał długimi momentami wyjść katowiczanom na prowadzenie. Wspomnieć należy również o wyraźnie szwankującej po stronie GieKSy skuteczności, bowiem w niektórych sytuacjach „trójkolorowi” powinni zwyczajnie wykazać więcej zimnej krwi. Determinacja podopiecznych Jacka Płachty przyniosła w końcu wyczekiwany efekt. Igor Smal do spółki z Maciejem Kruczkiem wyprowadził kontrę gospodarzy i ten pierwszy podążając za akcją dopadł do odbitego przez Studzińskiego krążka i umieścił go w bramce. W ostatnich sekundach sztab torunian podjął decyzję o wycofaniu bramkarza, manewr ten nie przyniósł jednak korzyści drużynie Juhy Nurminena, a na parę sekund przed końcem spotkania Bartosz Fraszko, strzałem do pustej bramki ustalił wynik spotkania w wymiarze 3:1.

 

Niezbędnik kibica – GKS Katowice. „Marzenie o mistrzowskim hat tricku”

Przed rokiem, gdy GKS Katowice po 52-letniej przerwie zasiadł na mistrzowskim tronie, pojawiało się wiele pytań. To najważniejsze dotyczyło tego, czy podopieczni Jacka Płachty będą potrafili przeciwstawić się sile zbrojących się rywali i sprostają misji, jaką była obrona tytułu. Choć poprzedni sezon w wykonaniu GieKSy przypominał podróż rollercoasterem, to koniec końców mistrzowskie dystynkcję pozostały w stolicy Górnego Śląska. Czy teraz będzie podobnie?

Najprawdopodobniej każdy zetknął się chociaż raz z maksymą mówiącą o tym, że: „ciężko jest wejść na szczyt, ale jeszcze ciężej się na nim utrzymać”. I choć często zwrot ten traktowany jest w kategoriach frazesu, to mało kto przekonał się o jego trafności w tak dosadny sposób, jak kibice GKS -u Katowice.
Przebieg ubiegłorocznej kampanii w wykonaniu katowiczan odpowiadał klimatowi wydarzeń z mocnego thrillera. Spokojny, wręcz sielankowy początek sezonu z szybkim objęciem przewodnictwa w ligowej tabeli. Okraszony dobrymi występami na tle europejskich potentatów w Hokejowej Lidze Mistrzów. Ba, udało im się również zdobyć pierwszy w historii klubu Superpuchar Polski. Im dalej jednak w sezon, tym więcej było obecności „czarnej magii”. Marzenia o Pucharze Polski zakończyły się podobnie jak rok wcześniej w Bytomiu, na etapie meczu półfinałowego.

Kolejne potknięcia sprawiały, że coraz mocniej w oczy katowiczanom zaglądało widmo ciężkiej drabinki finałowej. A jak to w dobrych dreszczowcach bywa nie zabrakło bohaterów, którzy nie doczekali końca historii i zostali pożegnani. Tak było z Christianem Blomqvistem i Nikko Mikkolą, w których miejsce ściągnięto odpowiednio Juraja Šimka oraz Aleksiego Varttinena.

GKS Katowice ewidentnie nie potrafił nadążyć za walczącą o wierzchołek tabeli Cracovią i Unią Oświęcim. Celem na zakończenie rundy zasadniczej stała się walka o trzecie miejsce z wchodzącym na coraz wyższe obroty GKS-em Tychy. Ale to się nie udało i zespół z „Satelity” musiał w ćwierćfinale play-off zmierzyć się z niezwykle niewygodnym JKH GKS-em Jastrzębie i wygrał tę rywalizację, ale dopiero po siedmiu meczach. Tak samo długo trwał również półfinał z Comarch Cracovią, która nie kryła swoich mistrzowskich aspiracji. W decydującym meczu pokonał krakowian aż 4:0, na dodatek w imponującym stylu.

Naturalne środowisko GKS-u Katowice? Finał play-off! Kolejny sezon i kolejny raz rywalizacja zakończona w stosunku 4:0, tym razem kosztem GKS-u Tychy. O tym jak bardzo wszystko pozostawało pod kontrolą katowiczan najlepiej niech zaświadczy fakt, że tyszanie w ciągu tych czterech spotkań byli na prowadzeniu… przez 3 minuty i 31 sekund.

O sportach zespołowych zwykło się mówić, że atakiem wygrywa się mecze, trofea zaś zdobywa obroną. W formacjach defensywnych GKS-u roszad nastąpiło sporo, od obsady bramki zaczynając. W poszukiwaniu większej liczby minut Katowice opuścił Maciej Miarka, który zdecydował się na transfer do JKH GKS-u Jastrzębie. Odwrotny kierunek przyjął znany już w występów w GieKSie Michał Kieler i to właśnie on będzie uzupełniał w obowiązkach Johna Murraya.

Spore zmiany nastąpiły w formacji defensywnej, z której odeszli rutyniarze. Kończący karierę Mateusz Rompkowski zatrzymał swój licznik na 853 występach w Polskiej Hokej Lidze, a dwaj górale – Marcin Kolusz i Patryk Wajda obrali kurs na Jastrzębie-Zdrój. „Kolos” (696 meczów w ekstralidze) znakomicie odnajdywał się w formacjach specjalnych. Potrafił z niezwykłą gracją wyprowadzić krążek z własnej tercji i zaintonować poczynania ofensywne swojej drużyny, a „Wajdzik” (788 spotkań) imponował ofiarnością i poświęceniem w grze defensywnej.

Po stronie wzmocnień należy zestawić pozostanie na kolejny sezon Aleksiego Varttinena, który w poprzednim sezonie pozwolił katowickim kibicom otrzeć łzy po Carlu Hudsonie. Do ekipy z alei Korfantego dołączył też inny fiński defensor – Santeri Koponen. Trzeba przyznać, że wychowanek Jokipojat wydaje się mieć pełnie argumentów, aby stać się ulubieńcem trybun „Satelity”. W przedsezonowych sparingach imponował soczystym uderzeniem.

Szefostwo klubu pozyskało również dobrze zbudowanego Ryana Cooka (191 cm, 100 kg) oraz Noaha Delmasa, który posługuje się prawym uchwytem kija i wykazuje aktywność do gry po obu stronach tafli.
Istotną stratą w ofensywie jest odejście do Rødovre Mighty Bulls Brandona Magee, który zakończył poprzedni sezon z dorobkiem 22 bramek i 35 asyst. Katowiccy fani nie będą mieli również sposobności podziwiać jednego ze swoich ulubieńców – Matiasa Lehtonena. Mimo, że ubiegły sezon upłynął Finowi w dużej mierze pod znakiem leczenia kontuzji pleców, to zdołał wrócić w kluczowym momencie sezonu i pokazać, że w pełni dyspozycji ma ogromny wpływ na jakość gry GieKSy. Katowice zdecydował się również opuścić Patryk Krężołek, przenosząc się do Zagłębia Sosnowiec.

A kto ich zastąpi? Na pierwszy plan rzuca się tu postać Sama Marklunda. 30-letni Szwed ma ciekawe CV, w którym znajdują się 34 mecze szwedzkiej ekstralidze i aż 379 na jej bezpośrednim zapleczu. Jego atutem jest uniwersalność, bo może on grać na środku tafli, jak i na lewym skrzydle. Potrafi popracować po obu stronach tafli i dać swojemu zespołowi konkretną liczbę punktów. W ubiegłym roku grał w Eilite Ice Hockey League.

Z Wysp Brytyjskich do Katowic przeniósł się też Kanadyjczyk polskiego pochodzenia Ben Sokay. Szefostwo katowickiego klubu podpisało dwuletnią umowę i z pewnością liczy na jego znajomość z Delmasem i Cookiem. Ten tercet występował razem w zespole Niagara University w lidze NCAA
GieKSa pozyskała też fińskiego skrzydłowego Olliego Iisakkę, który w przedsezonowych sparingach zaprezentował się z niezłej strony i dobre wpasował się do schematu gry prezentowanego przez ekipę mistrzów Polski. Po roku do stolicy województwa śląskiego wrócił też Mateusz Michalski, który powinien być ważnym elementem niższych formacji.

ZMIANY W KADRZE
Przybyli:
Michał Kieler (B, JKH GKS Jastrzębie), Santeri Koponen (O, JoKP – Mestis), Noah Delmas (O, Worcester Railers – ECHL), Ryan Cook (O, Reading Royals – ECHL), Ben Sokay (N, Dundee Stars – EIHL), Olli Iisakka (N, Kiekko-Espoo – Mestis), Mateusz Michalski (N, Comarch Cracovia), Sam Marklund (N, Guildford Flames – EIHL)
Odeszli:
Maciej Miarka (B, JKH GKS Jastrzębie), Marcin Kolusz (O, JKH GKS Jastrzębie), Dawid Musioł (O, Marma Ciarko STS Sanok), Patryk Wajda (O, JKH GKS Jastrzębie), Mateusz Rompkowski (O, koniec kariery), Piotr Ciepielewski (N, Kiekko-Espoo U20 – U20 SM-sarja), Patryk Krężołek (N, Zagłębie Sosnowiec), Brandon Magee (N, Rødovre Mighty Bulls – Dania), Teemu Pulkkinen (N, Fife Flyers – EIHL)
Legenda: B – bramkarz, O – obrońca, N – napastnik.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga