Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Już w środę GieKSa gra z Anderlechtem Bruksela

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

Mistrzynie Polski w kolejnym spotkaniu Orlen Ekstraligi pokonały na Bukowej Górnika Łęczna 2:1 (0:1) i prowadzą w tabeli. Najbliższy mecz piłkarki rozegrają w ramach turnieju (rozgrywanego na Bukowej) grupy piątej eliminacji Ligi Mistrzyń UEFA. Pierwsze spotkanie nasze Panie rozegrają już jutro, w środę, z RSC Anderlechtem Bruksela o godzinie 20:00. W zależności od wyniku z Anderlechtem, drużyna rozegra jeszcze mecz o pierwsze (sobota, godzina 20:00) lub trzecie miejsce (sobota godzina 14:00) w turnieju. Serdecznie zapraszamy do kibicowania na Bukowej naszej żeńskiej drużynie. Piłkarze rozegrali kolejne ligowe spotkanie, zremisowane z Podbeskidziem w Bielsku-Białej 1:1 (0:0). Prasówkę po tym spotkaniu znajdziecie na naszej stronie. Kolejny mecz nasza drużyna rozegra 15-tego września (piątek) z Zagłębiem Sosnowiec, na Bukowej. Początek spotkania o godzinie 20:30.

Siatkarze przygotowują się do startu rozgrywek PlusLigi, media donoszą, że być może spotkanie ósmej kolejki (25 listopada), nasza drużyna jako pierwsza rozegra w zmodernizowanej hali Urania w Olsztynie z AZSem.

Mistrzowie Polski w hokeju na lodzie, w minionym tygodniu rozegrali sparing z KH Energą Toruń w którym wygrali 3:1. Przed inauguracją rozgrywek ligowych (10 września z GKS Tychy) zespół rozegra jeszcze jedno spotkanie sparingowe, z HC RT Torax Poruba, Spotkanie rozpocznie się dzisiaj o godzinie 18:00

 

PIŁKA NOŻNA
kobiecyfutbol.pl – Orlen Ekstraliga: GieKSa zaliczyła sprawdzian przed pojedynkami w Lidze Mistrzyń

Na otwarcie trzeciej serii gier w Orlen Ekstralidze byliśmy świadkami hitowego pojedynku pomiędzy aktualnymi mistrzyniami Polski z Katowic oraz wicemistrzyniami z ubiegłego sezonu, piłkarkami z Łęcznej. Spotkanie dostarczyło niesamowitych emocji i z pewnością spełniło oczekiwania kibiców. GieKSa zaliczyła ostateczny egzamin przed zbliżającym się pojedynkiem w eliminacjach Ligi Mistrzyń z Anderlechtem Bruksela.

Początkowe fragmenty spotkania były naprawdę dobre w wykonaniu piłkarek GKS-u Katowice, już w 3. minucie spotkania dobrą dwójkową akcją popisały się Dżesika Jaszek i Aleksandra Nieciąg. Piłka finalnie trafiła pod nogi Anity Włodarczyk, która jednak dośrodkowała nieprecyzyjnie. Szybko odpowiedziały zawodniczki z Łęcznej, za sprawą uderzenia w wykonaniu Aleksandry Posiewki, GieKSa miała sporo szczęścia w tej sytuacji, nieczysto uderzoną piłkę pewnie złapała Kinga Seweryn. W kolejnych minutach spotkania gospodynie próbowały sforsować defensywę aktualnych wicemistrzyń Polski. Dobrze spisywały się jednak zarówno skrzydła przyjezdnych, jak i cała formacja defensywna. Piłkarki z Lubelszczyzny w 16. minucie gry wyszły na prowadzenie. O ile jeszcze po rzucie rożnym defensywa GieKSy poradziła sobie całkiem nieźle, o tyle już przy kolejnym dośrodkowaniu była bezradna. W polu karnym najlepiej odnalazła się Katja Skupień i po jej strzale głową i odbiciu się od poprzeczki, piłka przekroczyła linię bramkową.

Po stracie bramki w szeregach katowiczanek pojawiło się więcej ożywienia. Przed dobrą szansą stanęła Dżesika Jaszek, nie udało się jej dojść do strzału po dośrodkowaniu Klaudii Słowińskiej. Aktywne w tym fragmencie gry były także Anna Konkol i Dominika Misztal, defensywa Górnika Łęczna była dzisiaj jednak bardzo skuteczna. Łęcznianki odgryzały się szybkimi rajdami w wykonaniu Oliwii Rapackiej, z którymi spore kłopoty miały katowickie defensorki. W 26. minucie gry bardzo dobrą sytuację strzelecką wypracowała sobie Katja Skupień, popisała się niesamowitymi umiejętnościami w pojedynku indywidualnym, zabrakło jedynie skutecznego strzału. W 32. minucie meczu bardzo ładną, zespołową akcję przeprowadziły aktualne mistrzynie Polski. Akcję bardzo dobrze wyprowadziła Kamila Tkaczyk, świetnie kontynuowały ją Dżesika Jaszek i Aleksandra Nieciąg, niestety niecelnym strzałem zakończyła ją ostatnia z wymienionych zawodniczek. Na dziesięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry w pierwszej połowie dobrą okazję na doprowadzenie do wyrównania miała Jaszek, jej strzał został jednak zablokowany. Jeszcze przed przerwą swoją okazję miała bardzo aktywna w tym spotkaniu Anita Turkiewicz, jej uderzenie zatrzymało się zaledwie na bocznej siatce. Do przerwy gospodynie dzisiejszego pojedynku przegrywały 0:1.

Trener Karolina Koch chciała dać pozytywny impuls swojej drużynie i po przerwie do gry desygnowała Niciolę Brzęczek oraz Karolinę Bednarz, które zastąpiły odpowiednio Annę Konkol i Aleksandrę Nieciąg. Strzałem w dziesiątkę okazało się wprowadzenie do gry Nicoli Brzęczek, obchodzącej dzisiaj swój jubileusz – był to dla niej mecz numer “100” w barwach GKS-u Katowice. Nicola bezbłędnie wykorzystała sytuację sam na sam z Sandrą Urbańczyk, którą stworzyły jej Anita Turkiewicz i Dominika Misztal. Brzęczek idealnie uczciła swój jubileusz, zdobywają dla GieKSy swoją piętnastą bramkę na poziomie Orlen Ekstraligi. Chwilę później Nicola z nieba mogła spaść do piekła, bowiem sprokurowała rzut karny dla zespołu z Łęcznej. Na jej szczęście “jedenastki” nie wykorzystała Roksana Ratajczyk, świetnie w tej sytuacji interweniowała Kinga Seweryn. Spotkanie świetnie ułożyło się po przerwie dla katowiczanek, co dało im niesamowitą wiarę w odwrócenie wyniku, z kolei z drużyny z Łęcznej z każdą minutą powietrze uchodziło.

Kilka minut później przed stratą drugiej bramki zespół z Lubelszczyzny uratowała uniesiona chorągiewka sędzi asystentki, blisko trafienia była w tej sytuacji Dżesika Jaszek. W 68. minucie gry z dobrej strony pokazała się Kamila Tkaczyk, akcja nie przyniosła jednak realnego zagrożenia bramkowego. GieKSa przeważała zdecydowanie. Ostatni kwadrans spotkania, to najpierw dobra okazja przed Aleksandrą Posiewką, w komfortowej sytuacji strzeleckiej spudłowała jednak bardzo wyraźnie. Najwięcej zagrożenia pod bramką Kingi Seweryn stwarzała niesamowicie dynamiczna Oliwia Rapacka, jej dośrodkowania sprawiały sporo kłopotów katowickiej defensywie. Rozpoczęło się ostatnie dziesięć minut podstawowego czasu gry. W 81. minucie gry do kontrowersyjnej sytuacji doszło w polu karny Górnika Łęczna. Było ryzyko, że sędzia Anna Wesołowska podyktuje “jedenastkę” po potencjalnym faulu na Anicie Turkiewicz, nic takiego jednak nie miało miejsca, a sytuacja przyniosła jedynie napomnienie piłkarki z Katowic za wyrażanie niezadowolenia z decyzji sędzi. W 85. minucie meczu ponownie dała o sobie znać Turkiewicz, tym razem jednak pokazała swoje najlepsze oblicze. Jej świetne dośrodkowanie na bramkę zamieniła Marlena Hajduk, dopełniając formalności, skierowała piłkę do siatki i dała upragnione prowadzenie swojej drużynie. Zwycięstwo gospodyń przypieczętować mogła jeszcze Anita Turkiewicz, rozgrywająca świetne spotkanie, jednak jej uderzenie minimalnie minęło słupek bramki strzeżonej przez Sandrę Urbańczyk. Do końca spotkania wynik meczu nie uległ już zmianie.

GKS Katowice odniósł więc trzecie zwycięstwo w bieżących rozgrywkach, pokonanie aktualnych wicemistrzyń Polski zostało okupione jednak wielkim wysiłkiem. Druga połowa przyniosła wspaniałe emocje, obie drużyny zaprezentowały naprawdę dobry, efektowny futbol, brawo! W tym momencie przewaga drużyny ze Śląska nad zespołem z Lubelszczyzny wynosi już pięć punktów.

 

dziennikwschodni.pl – GKS Katowice – GKS Górnik Łęczna 2:1. Hit nie zawiódł

GKS Górnik Łęczna przegrał z GKS Katowice, chociaż do przerwy był na prowadzeniu. Na ten mecz czekali kibice kobiecego futbolu w całym kraju. Na stadionie przy ul. Bukowej w Katowicach zmierzyły się dwa najlepsze zespoły poprzedniego sezonu. Długo wydawało się, że z tej konfrontacji zwycięsko wyjdzie wicemistrz Polski. Łęcznianki objęły prowadzenie w 16 min po pięknym uderzeniu głową Katji Skupień. Znakomitą asystę przy tym trafieniu zaliczyła Jagoda Cyraniak. I trzeba w tym momencie mocno żałować, że do przerwy Górnik schodził prowadząc tylko jednym golem, bo sytuacji do powiększenia przewagi było sporo.

Drugą część meczu rozpoczęła się fatalnie dla przyjezdnych, bo po 45 sek. na tablicy pojawił się remis. Nieporozumienie bloku obronnego wykorzystała Nikola Brzęczek. Chwilę później przyjezdne powinny być ponownie na prowadzeniu, bo Roksana Ratajczyk została sfaulowana w polu karnym. Sama zainteresowana podeszła do „jedenastki”, ale w pięknym stylu jej uderzenie odbiła Kinga Seweryn. W 85 min natomiast na Górnik spadło kolejne nieszczęście, bo Marlena Hajduk ładnym strzałem ustaliła wynik spotkania.

 

infokatowice.pl – Eliminacje Ligi Mistrzyń. Już w środę GieKSa gra z Anderlechtem Bruksela

Przed piłkarkami GKS-u Katowice historyczny wydarzenie, jakim będzie udział w eliminacjach Ligi Mistrzyń UEFA. Pierwszy mecz już w środę.

Przed piłkarkami GKS-u Katowice historyczny wydarzenie, jakim będzie udział w eliminacjach Ligi Mistrzyń UEFA. Przypomnijmy, że w wyniku losowania GKS znalazł się w grupie piątej 1. rundy eliminacyjnej. W turnieju, który odbędzie się w Katowicach, wezmą udział także RSC Anderlecht z Belgii, SK Brann z Norwegii i Lokomotiw Stara Zagora z Bułgarii. Półfinałowe starcia odbędą się w środę 6 września. O godz. 14:00 SK Brann zmierzy się z Lokomotiwem. Z kolei o godz. 20:00 GieKSa zagra z Anderlechtem. Dodajmy, że decydujące mecze turnieju zostaną rozegrane w sobotę 9 września. O godz. 14:00 odbędzie się mecz o 3. miejsce, a o godz. 20:00 wielki finał, którego zwycięzca awansuje do kolejnej rundy eliminacji Ligi Mistrzyń UEFA.

 

SIATKÓWKA

plusliga.pl – Kiedy Indykpol AZS Olsztyn zagra w nowej Uranii?
[…] Siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn przez ostatnie dwa sezony (2021/2022 i 2022/2023), swoje domowe spotkania rozgrywali w Iławie. Przenosiny związane były z modernizacją olsztyńskiej hali Urania, która doczekała się zasłużonego remontu po 43 latach. Dzięki zaangażowaniu, ciężkiej pracy i życzliwości m.in. miasta Iławy, pracowników Iławskiego Centrum Sportu, Turystyki i Rekreacji czy siatkarskiego klubu Zryw Volley Iława, czuliśmy się tam „jak w domu”.

[…] Według harmonogramu przebudowy, powrót akademików do nowego olsztyńskiego obiektu planowany jest na sezonu 2023/2024. Na trybunach głównej hali Urania będzie mogło zasiąść 4000 kibiców. W hali rozgrzewkowej przygotowano miejsce dla 1000 osób. Do dyspozycji będzie także szereg mniejszych pomieszczeń, np. gabinetów regeneracyjnych, podziemny parking czy kryte lodowisko.
Gdzie zaczną nowy sezon PlusLigi? Kiedy rozpocznie się sprzedaż karnetów? Kiedy siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn wrócą do Hali Urania? Na te pytania odpowiada Tomasz Jankowski, prezes zarządu piłki siatkowej AZS UWM SA.

– Według naszych informacji, Urania powinna być gotowa w połowie października. Następnie musimy poczekać na wszelkie odbiory, testy systemów oraz różnego rodzaju urządzeń. Pierwsze domowe spotkania z drużynami Aluron CMC Warty Zawiercie i Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle rozegramy w Iławie. Jeśli chodzi o pierwszą konfrontację w nowej Uranii, to mamy dwa warianty: chcielibyśmy bardzo rozegrać inauguracyjny mecz w naszym obiekcie 11 listopada z PGE GiEK Skrą Bełchatów – tym bardziej, że w tym terminie hala w Iławie jest niedostępna ze względu na kilkudniową imprezę. Jeśli nie uda nam się zdążyć, to poprosimy drużynę z Bełchatowa o zamianę gospodarzy. Drugim terminem, najbardziej realnym, jest 25 listopada i starcie z GKS Katowice. Niezależnie, czy inauguracja nowej hali Urania przypadnie na mecz z ekipą z Bełchatowa, czy z Katowicami, to jestem przekonany, że w listopadzie kibice obejrzą zmagania siatkarzy Indykpolu AZS Olsztyn w Uranii – mówi Jankowski.

 

HOKEJ
hokej.net – Kluczowa końcówka. GKS Katowice lepszy od „Stalowych Pierników”

GKS Katowice w swoim przedostatnim meczu towarzyskim pokonał KH Energę Toruń 3:1 przed własną publicznością. Losy spotkania rozstrzygnęły się w ostatniej minucie spotkania.

Bez żadnych obiekcji do konfrontacji z Mistrzem Polski podeszli zawodnicy „Stalowych Pierników”. Taka postawa zaowocowała dobrą sytuacją strzelecką dla Riku Tianena, jednak ten z prawego koła bulikowego uderzył w dobrze ustawionego Murraya. Jednak sposobność do zdominowania pierwszej tercji zdecydowanie była po stronie drużyny GKS-u Katowice. W ciągu pierwszych 8 minut spotkania goście aż trzykrotnie byli odsyłani przez arbitrów na ławkę kar, jednak żadnej z gier w przewadze nie udało się katowiczanom zamienić na bramkę.

W 13. minucie po przejęciu krążka w walce na bandzie torunianom udało się przerwać atak GKS-u i wyprowadzić akcję do tercji rywala. Szybki strzał został odbity do boku przez Murraya, gdzie po raz kolejny na bandzie wygrali go goście. W końcu guma trafiła do dobrze ustawionego na niebieskiej linii Calle Behma, który podjął decyzję o wrzuceniu krążka w światło bramki, zostaje on zbitym kijem przez jednego napastników i w ten sposób trafia do stojącego przed Murrayem Rusłana Baszyrowa, który wbija krążek do bramki GieKSy i tym samym otwiera wynik meczu.

Przez niespełna minutę drugiej tercji katowiczanie musieli sobie radzić w osłabieniu, po karze nałożonej w 19 minucie na Shigekiego Hitosato. Mimo to najbliżej zdobycia bramki w tym okresie był Grzegorz Pasiut, któremu udało się wyjść do sytuacji „sam na sam” ze Studzińskim, jednak w wykończeniu akcji zabrakło dokładności. Mistrzowie Polski z coraz większą determinacją dążyli do przyspieszenia tempa rozgrywanych akcji, nie wystrzegali się oni w tym swoich błędów. Oddać jednak trzeba drużynie z Torunia, że dobrze wykonywała swoją pracę w defensywie, cierpliwie czekając na swoje okazje pod bramką GieKSy.

Impas strzelecki katowiczanom udało się przełamać w 40. minucie. Maciej Kruczek dysponując krążkiem w okolicach niebieskiej linii, zobaczył „między wąsami” Grzegorza Pasiuta, któremu torunianie w tej sytuacji pozostawili zbyt dużo swobody i po chwili za sprawą technicznego uderzenia kapitan GieKSy doprowadził do wyrównania. Katowiczanie próbowali pójść za ciosem. W ostatnich sekundach drugiej tercji Maciej Kruczek soczystym uderzeniem zmusza Mateusza Studzińskiego do odbicia krążka parkanem, ten czyni to wprost na kij Mateusza Bepierszcza, jednak w tej sytuacji „Bepiemu” zabrakło miejsca do umieszczenia krążka w bramce.

Trzecia odsłona to obraz postępującej dominacji GKS-u Katowice. Sytuacje do zdobycia bramki stawały się coraz bardziej klarowne. Swoją pracę tego dnia jednak świetnie wykonywał Mateusz Studziński, który swoimi interwencjami nie pozwalał długimi momentami wyjść katowiczanom na prowadzenie. Wspomnieć należy również o wyraźnie szwankującej po stronie GieKSy skuteczności, bowiem w niektórych sytuacjach „trójkolorowi” powinni zwyczajnie wykazać więcej zimnej krwi. Determinacja podopiecznych Jacka Płachty przyniosła w końcu wyczekiwany efekt. Igor Smal do spółki z Maciejem Kruczkiem wyprowadził kontrę gospodarzy i ten pierwszy podążając za akcją dopadł do odbitego przez Studzińskiego krążka i umieścił go w bramce. W ostatnich sekundach sztab torunian podjął decyzję o wycofaniu bramkarza, manewr ten nie przyniósł jednak korzyści drużynie Juhy Nurminena, a na parę sekund przed końcem spotkania Bartosz Fraszko, strzałem do pustej bramki ustalił wynik spotkania w wymiarze 3:1.

 

Niezbędnik kibica – GKS Katowice. „Marzenie o mistrzowskim hat tricku”

Przed rokiem, gdy GKS Katowice po 52-letniej przerwie zasiadł na mistrzowskim tronie, pojawiało się wiele pytań. To najważniejsze dotyczyło tego, czy podopieczni Jacka Płachty będą potrafili przeciwstawić się sile zbrojących się rywali i sprostają misji, jaką była obrona tytułu. Choć poprzedni sezon w wykonaniu GieKSy przypominał podróż rollercoasterem, to koniec końców mistrzowskie dystynkcję pozostały w stolicy Górnego Śląska. Czy teraz będzie podobnie?

Najprawdopodobniej każdy zetknął się chociaż raz z maksymą mówiącą o tym, że: „ciężko jest wejść na szczyt, ale jeszcze ciężej się na nim utrzymać”. I choć często zwrot ten traktowany jest w kategoriach frazesu, to mało kto przekonał się o jego trafności w tak dosadny sposób, jak kibice GKS -u Katowice.
Przebieg ubiegłorocznej kampanii w wykonaniu katowiczan odpowiadał klimatowi wydarzeń z mocnego thrillera. Spokojny, wręcz sielankowy początek sezonu z szybkim objęciem przewodnictwa w ligowej tabeli. Okraszony dobrymi występami na tle europejskich potentatów w Hokejowej Lidze Mistrzów. Ba, udało im się również zdobyć pierwszy w historii klubu Superpuchar Polski. Im dalej jednak w sezon, tym więcej było obecności „czarnej magii”. Marzenia o Pucharze Polski zakończyły się podobnie jak rok wcześniej w Bytomiu, na etapie meczu półfinałowego.

Kolejne potknięcia sprawiały, że coraz mocniej w oczy katowiczanom zaglądało widmo ciężkiej drabinki finałowej. A jak to w dobrych dreszczowcach bywa nie zabrakło bohaterów, którzy nie doczekali końca historii i zostali pożegnani. Tak było z Christianem Blomqvistem i Nikko Mikkolą, w których miejsce ściągnięto odpowiednio Juraja Šimka oraz Aleksiego Varttinena.

GKS Katowice ewidentnie nie potrafił nadążyć za walczącą o wierzchołek tabeli Cracovią i Unią Oświęcim. Celem na zakończenie rundy zasadniczej stała się walka o trzecie miejsce z wchodzącym na coraz wyższe obroty GKS-em Tychy. Ale to się nie udało i zespół z „Satelity” musiał w ćwierćfinale play-off zmierzyć się z niezwykle niewygodnym JKH GKS-em Jastrzębie i wygrał tę rywalizację, ale dopiero po siedmiu meczach. Tak samo długo trwał również półfinał z Comarch Cracovią, która nie kryła swoich mistrzowskich aspiracji. W decydującym meczu pokonał krakowian aż 4:0, na dodatek w imponującym stylu.

Naturalne środowisko GKS-u Katowice? Finał play-off! Kolejny sezon i kolejny raz rywalizacja zakończona w stosunku 4:0, tym razem kosztem GKS-u Tychy. O tym jak bardzo wszystko pozostawało pod kontrolą katowiczan najlepiej niech zaświadczy fakt, że tyszanie w ciągu tych czterech spotkań byli na prowadzeniu… przez 3 minuty i 31 sekund.

O sportach zespołowych zwykło się mówić, że atakiem wygrywa się mecze, trofea zaś zdobywa obroną. W formacjach defensywnych GKS-u roszad nastąpiło sporo, od obsady bramki zaczynając. W poszukiwaniu większej liczby minut Katowice opuścił Maciej Miarka, który zdecydował się na transfer do JKH GKS-u Jastrzębie. Odwrotny kierunek przyjął znany już w występów w GieKSie Michał Kieler i to właśnie on będzie uzupełniał w obowiązkach Johna Murraya.

Spore zmiany nastąpiły w formacji defensywnej, z której odeszli rutyniarze. Kończący karierę Mateusz Rompkowski zatrzymał swój licznik na 853 występach w Polskiej Hokej Lidze, a dwaj górale – Marcin Kolusz i Patryk Wajda obrali kurs na Jastrzębie-Zdrój. „Kolos” (696 meczów w ekstralidze) znakomicie odnajdywał się w formacjach specjalnych. Potrafił z niezwykłą gracją wyprowadzić krążek z własnej tercji i zaintonować poczynania ofensywne swojej drużyny, a „Wajdzik” (788 spotkań) imponował ofiarnością i poświęceniem w grze defensywnej.

Po stronie wzmocnień należy zestawić pozostanie na kolejny sezon Aleksiego Varttinena, który w poprzednim sezonie pozwolił katowickim kibicom otrzeć łzy po Carlu Hudsonie. Do ekipy z alei Korfantego dołączył też inny fiński defensor – Santeri Koponen. Trzeba przyznać, że wychowanek Jokipojat wydaje się mieć pełnie argumentów, aby stać się ulubieńcem trybun „Satelity”. W przedsezonowych sparingach imponował soczystym uderzeniem.

Szefostwo klubu pozyskało również dobrze zbudowanego Ryana Cooka (191 cm, 100 kg) oraz Noaha Delmasa, który posługuje się prawym uchwytem kija i wykazuje aktywność do gry po obu stronach tafli.
Istotną stratą w ofensywie jest odejście do Rødovre Mighty Bulls Brandona Magee, który zakończył poprzedni sezon z dorobkiem 22 bramek i 35 asyst. Katowiccy fani nie będą mieli również sposobności podziwiać jednego ze swoich ulubieńców – Matiasa Lehtonena. Mimo, że ubiegły sezon upłynął Finowi w dużej mierze pod znakiem leczenia kontuzji pleców, to zdołał wrócić w kluczowym momencie sezonu i pokazać, że w pełni dyspozycji ma ogromny wpływ na jakość gry GieKSy. Katowice zdecydował się również opuścić Patryk Krężołek, przenosząc się do Zagłębia Sosnowiec.

A kto ich zastąpi? Na pierwszy plan rzuca się tu postać Sama Marklunda. 30-letni Szwed ma ciekawe CV, w którym znajdują się 34 mecze szwedzkiej ekstralidze i aż 379 na jej bezpośrednim zapleczu. Jego atutem jest uniwersalność, bo może on grać na środku tafli, jak i na lewym skrzydle. Potrafi popracować po obu stronach tafli i dać swojemu zespołowi konkretną liczbę punktów. W ubiegłym roku grał w Eilite Ice Hockey League.

Z Wysp Brytyjskich do Katowic przeniósł się też Kanadyjczyk polskiego pochodzenia Ben Sokay. Szefostwo katowickiego klubu podpisało dwuletnią umowę i z pewnością liczy na jego znajomość z Delmasem i Cookiem. Ten tercet występował razem w zespole Niagara University w lidze NCAA
GieKSa pozyskała też fińskiego skrzydłowego Olliego Iisakkę, który w przedsezonowych sparingach zaprezentował się z niezłej strony i dobre wpasował się do schematu gry prezentowanego przez ekipę mistrzów Polski. Po roku do stolicy województwa śląskiego wrócił też Mateusz Michalski, który powinien być ważnym elementem niższych formacji.

ZMIANY W KADRZE
Przybyli:
Michał Kieler (B, JKH GKS Jastrzębie), Santeri Koponen (O, JoKP – Mestis), Noah Delmas (O, Worcester Railers – ECHL), Ryan Cook (O, Reading Royals – ECHL), Ben Sokay (N, Dundee Stars – EIHL), Olli Iisakka (N, Kiekko-Espoo – Mestis), Mateusz Michalski (N, Comarch Cracovia), Sam Marklund (N, Guildford Flames – EIHL)
Odeszli:
Maciej Miarka (B, JKH GKS Jastrzębie), Marcin Kolusz (O, JKH GKS Jastrzębie), Dawid Musioł (O, Marma Ciarko STS Sanok), Patryk Wajda (O, JKH GKS Jastrzębie), Mateusz Rompkowski (O, koniec kariery), Piotr Ciepielewski (N, Kiekko-Espoo U20 – U20 SM-sarja), Patryk Krężołek (N, Zagłębie Sosnowiec), Brandon Magee (N, Rødovre Mighty Bulls – Dania), Teemu Pulkkinen (N, Fife Flyers – EIHL)
Legenda: B – bramkarz, O – obrońca, N – napastnik.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga