Piłka nożna
[KONFERENCJA] Lekcja pokory
Konferencja po meczu Chrobry Głogów – GKS Katowice. Pierwszy głosu udzielił Rafał Górak, a zaraz po nim Ivan Djurdjevic.
Rafał Górak: Gratulację przede wszystkim dla gospodarzy dzisiejszych zawodów. Udzielili nam bardzo srogiej lekcji. Lekcji doświadczenia, lekcji dojrzałości grania w tej lidze. My trochę niepoprawni, my jeszcze zakochani w tych dwóch sezonach, kiedy rzeczywiście dużo meczów potrafiliśmy odrobić, dużo rzeczy zrobić z negatywnego w pozytywne. Dzisiaj niestety do 60. minuty byliśmy cieniem samych siebie i to jest bardzo niefajne. Być może te sytuacje, które mieliśmy, mogłyby spowodować, że byłoby inaczej. Natomiast jeśli traci się cztery bramki, to dzisiaj byliśmy słabsi, beznadziejni i trzeba przede wszystkim spuścić głowę na dół. Ale tylko dla Chrobrego Głogów. Trzeba głowę podnieść do góry, ale nie wyżej niż swój nos i trzeba pracowicie działać w tej materii pielęgnować pierwszą ligę w Katowicach. Jesteśmy beniaminkiem, dużo się uczymy – dzisiaj kapitalna lekcja i przyjmuję ją z pokorą. Dziękuję.
Pytania:
T. Wojtala: Jak wygląda sytuacja zdrowotna Dominika Kościelniaka oraz Bartka Jaroszka? Z trybun sytuacja Dominika Kościelniaka wyglądała fatalnie.
Górak: Na tę chwilę sytuacja Kościelniaka wygląda bardzo źle. Wygląda to na poważny uraz kolana, ale to będziemy wiedzieć po rezonansie, który zostanie zrobiony już na Śląsku. Natomiast z Bartoszem Jaroszkiem powinno być ok, tam nie powinno być nic złego.
No Name: Kolejny raz tracicie dwie bramki i musicie gonić wynik. Czy to spowodowane jest rozprężeniem w defensywie?
Górak: To było widać, przy pierwszej bramce, kiedy przez pierwsze pięć minut jesteśmy pod polem karnym Chrobrego. Wystarczyła pierwsza kontra wynikająca z konsekwencji błędów moich zawodników i straciliśmy bramkę. To jeszcze nic złego nie jest, można dużo zrobić w tej materii. Natomiast tak jak pan mówi – straciliśmy dwie bramki, a to nigdy nie pomaga zawodnikom. Staraliśmy się w drugiej połowie odpowiedzieć, ale dzisiaj nie byliśmy w stanie.
Ivan Djurdjevic: Dzień dobry. Zacznę od końca, to dla nas bardzo ważna wygrana po tych dwóch trzech meczach, gdy kończyliśmy w takich okolicznościach. Szczególnie po tym meczu z Górnikiem Polkowice, kiedy skończyliśmy w dziewięciu i w tym meczu z Odrą Opole też skończyliśmy jednego mniej. Z Widzewem graliśmy bardzo dobrze, ale nie wygraliśmy go. Czekaliśmy na tę wygraną przy tych wszystkich kłopotach, jakie mamy w kadrze, która jest wąska. Zawsze to mówimy, że przyjdzie taki moment w lidze, gdzie sztab szkoleniowy jest ważniejszy niż pierwszy trener i rezerwowi są ważniejsi niż Ci, co grają i to się dzisiaj okazało. Walczymy ze świadomością zawodników, że walczmy jako MY i każdy będzie miał swój moment i trzeba być gotowym. Jesteśmy bardzo podbudowani grą Maksymiliana, który wszedł z marszu i nie miał z nami dużo do czynienia. Miał lekki uraz i w ogóle nie był w rytmie. Postanowiliśmy dzisiaj nie mieszać dużo w składzie i nie zmieniać pozycji, po prostu chcieliśmy, aby zagrał, bo jest dobrym obrońcą. Jesteśmy jako sztab, jako zespół odważni i dzisiaj wyszedł idealny mecz, ale trzeba do tych młodych zawodników powtarzać. Także ten mecz za nimi. Zaczęliśmy ten mecz słabo, przez pierwsze pięć minut GKS Katowice miał dwie okazję i ten mecz mógł się inaczej potoczyć i jesteśmy tego świadomi. Ale w tych trzech meczach niedobrych zawsze szukamy pozytywów w tej grze obronnej. Wytrzymaliśmy ataki GKS-u, a pierwszy nasz atak pozwolił nam wyjść na prowadzenie. GKS jest mocną drużyną i wiedzieliśmy o tym, wiedzieliśmy też nawet, jak prowadziliśmy 2:0, że mogą wrócić i że są mocni. Po 2:0 też szybka ich reakcja i mogło być 2:1, ale wytrzymaliśmy to i w drugiej połowie mieliśmy mecz pod kontrolą, stąd ten wynik. Skończyliśmy z piątką młodzieżowców na boisku, nie wiedzieliśmy, że tak będzie, ale mieliśmy ten komfort, aby ogrywać zawodników. Hubert Turski bardzo ładna akcja na 4:0. Mateusz Machaj wraca po kontuzji – bramka. Dlatego dla nas to bardzo ważny mecz, ważna wygrana wiemy gdzie nasze miejsce. Wracamy do siebie z pokorą i dalsza praca.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.




KaTe
29 sierpnia 2021 at 22:21
Jeśli lekcję daje nam osłabiony Chrobry, to jak może wyglądać wyjazd za 2 tydnie na Widzew?
Prawem Góraka jest jego wiara w tę drużynę, ale chyba istnieją w klubie jakieś osoby potrafiące na chłodno i z dystansem na nią spojrzeć. Nie myślę o panu Góralczyku, bo przecież wiadomo, że jego pozycja jest słabsza niż Góraka. Bez wzmocnień w obronie czekają nas smutne widowiska. Na dzień dzisiejszy tylko Kudła daje tam wystarczającą jakość.
Irishman
30 sierpnia 2021 at 16:31
@KaTe zgadzam się, że Góralczyk nic nie zrobi. Przecież to on, zapewne na życzenie Góraka przedłużył kontrakty Jędrycha, który nam absolutnie nie daje minimum spokoju z tyłu (A POWINIEN!!!) albo z Rogalą, który zupełnie nie potrafi bronić. Podobnie z Wojciechowskim, dla którego I liga to chyba jednak za wysokie progi! Przecież to DYREKTOR SPORTOWY odpowiada za politykę transferową (A PRZYNAJMNIEJ POWINIEN!!!).
Dotąd bardzo chwaliłem nasza politykę transferową! Bo naprawdę miło się patrzyło jak z rundy na rundę eliminujemy najsłabsze ogniwa budując coraz silniejsza drużynę. No ale teraz to jest totalna porażka! No OK, Kudła daje radę…. choć od Mrozka specjalnie lepszy to moim zdaniem nie jest. Szymczak, też OK ale niestety ponieważ jest jedynym młodzieżowcem (takim do gry) to zabrał miejsce Kozłowskiemu! I bynajmniej nie powiem, że to jest wzmocnienie na tej pozycji, tym bardziej w naszym systemie gry, bo Kozłowski przynajmniej potrafił zejść na skrzydło i ładnie odegrać!
No niestety ale mam wrażenie, że ta I liga przerasta tak trenera, który się nią jara jakby grał w Lidze Mistrzów jak i dyrektora, który zupełnie został zepchnięty gdzieś tam w cień!
Górak ciągle gada, ze uczymy się tej I ligi! No żesz k….. My w tej I lidze to graliśmy kilkanaście lat! A Pan, jak chcesz się jej uczyć, to może powinien Pan sobie załatwić jakiś staż w Legnicy, Jastrzębiu albo Opolu?????
Rafał
30 sierpnia 2021 at 20:31
Mówiłem ten trener i dyrektor sportowy powinni odejść razem z prezesem cierpliwość już się kończy, ale co chcieć od ludzi którzy zajęli ciepłe posadki i nic nie robią.
Wzmocnień brak, trener układa zespół do dupy chyba chce spaść do 2ligi???
Jak nie to niech odejdzie razem z dyrektorkiem sportowym od razu bo panowie nie odrobili lekcji i ich czas się skończył w tym klubie!! A jak im leży dobro klubu nad ich wynagrodzeniem to wypad z klubu i odejść czas panowie im szybciej tym lepiej.
Arkadiusz
30 sierpnia 2021 at 20:43
Trener Górak kroi garnitur z materiału jaki posiada. Uczy się GieKSa tej pierwszej ligi. Oby tylko nie spadli, a środek tabeli będzie sukcesem – na razie, a potem wzmocnienia i jest ekstraklasa!
Rafał
30 sierpnia 2021 at 21:05
Arkadiusz fantazje masz fajną, tylko realnie patrząc to spadek będzie jak obaj panowie dalej będą w tym klubie działać. A do tego by grać dobrze i nie przegrywać
z przeciętniakiem I ligi to chyba wyzwanie dla kopaczy takie ciamajdy w obronie mamy że szok. Nie ma pomysłu ani na klub ani na grę.