Dołącz do nas

Piłka nożna

Mózg zespołu – wyłączony

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Linia pomocy to tak naprawdę mózg zespołu. To tutaj zapadają najważniejsze decyzje boiskowe i dzieją się najważniejsze rzeczy – to co bowiem w obronie i w ataku, zazwyczaj ma swój początek właśnie w środku pola, gdzie występują zawodnicy odpowiedzialni zarówno za ofensywę, jak i defensywę. Trudno nie odnieść wrażenia, że w obecnym sezonie pomocnicy nie dali od siebie zbyt wiele i nie pomogli w grze ani obrońcom, ani napastnikom.

Piłkarzem, który rozegrał najwięcej minut jest Adrian Błąd. Zawodnik jednocześnie jest najskuteczniejszym strzelcem zespołu z czterema bramkami na koncie. Trudno jednak być zadowolonym z postawy pomocnika, po którym spodziewano się przy jego przyjściu zdecydowanie więcej. Dodatkowo piłkarz zachwycał na początku wiosny swoimi zrywami, które kończyły się bramkami. Teraz tych zrywów było jak na lekarstwo, a Adrian pogrążył się w piłkarskiej przeciętności. Nie można mu było odmówić ambicji, którą prezentował w prawie każdym spotkaniu, ale z walorami czysto piłkarskimi było krucho. Często grał niedokładnie, ale najbardziej chyba raziły jego złe decyzje, a mówiąc wprost – nadmierna ilość strzałów z nieprzygotowanych pozycji – i to często wtedy, kiedy naprawdę można było zagrać do lepiej ustawionego partnera. Zawodnik wyglądał nieraz tak, jakby chciał całemu światu udowodnić, że jest efektywny i w piłkę grać potrafi. Ktoś powie – a co było z Wigrami? Owszem, była piękna bramka, podobnie jak w Chojnicach. Wspomniana jednak ilość prób i stosunkowo niewielki efekt to za mało. Dodatkowo ciągle szwankują stałe fragmenty gry i nie mówimy tu wcale o tym nieszczęsnym karnym z Sandecją, bo to akurat się może zdarzyć każdemu. Teoretycznie od Błąda wiele zależy i jego gra ma przełożenie na postawę całego zespołu. Tak było i tym razem i niestety odzwierciedla to pozycja w tabeli.

Zadania defensywne ma Bartłomiej Poczobut. Niestety gdybyśmy mieli podsumować jego występy, to można by rzec, że odwaga pomyliła mu się z odważnikiem. A konkretniej wspomniane zadania na boisku, czyli: przerywanie akcji rywali, przecinanie, wytrącanie przeciwnika z równowagi pomyliły mu się z bezmyślnymi faulami, łapaniem głupich kartek i osłabianiem zespołu. Naprawdę 12 żółtych kartek w 17 ligowych meczach, w których grał jest bilansem fatalnym. Te 17 meczów na 21 wzięło się z tego, że w wyniku żółtek musiał pauzować aż w 4 spotkaniach. Pauza po 12. kartce otrzymanej w Tychach wyniosła już dwa mecze i jeśli piłkarz nadal nie będzie panował nad sobą, to i do dwudziestki dociągnie bijąc wszelkie rekordy w tym temacie. Tak naprawdę te kartoniki przyćmiły jego grę. A sama postawa piłkarza była przeciętna łamane na słaba. Nie jest to wirtuoz techniki, natomiast w kwestii „przecinania”, to o ile po przyjściu do GKS mógł się w tym temacie podobać, to z każdym tygodniem udowadnia, dlaczego wlecze się w ogonie pierwszej ligi. W trakcie rundy pojawiały się coraz częstsze pomyłki, na czele z golem samobójczym w meczu z Odrą Opole. Trudno sobie przypomnieć jakiś mecz, w którym moglibyśmy powiedzieć, że dzielił i rządził w destrukcji. To chyba jednak nie ten poziom.

Do miana jednej z największych transferowych pomyłek aspiruje Grzegorz Piesio. Postawa tego zawodnika jest jednak jedną wielką zagadką. Od początku sezonu zawodnik powiem spisywał się bardzo dobrze i był głównym motorem napędowym ofensywnych poczynań GKS. Jego przegląd pola, prostopadłe otwierające podania – jak choćby w meczu z Tychami – pokazywały, że jest szansa na reżysera z prawdziwego zdarzenia. Dodatkowo decydował się na techniczne uderzenia, po których piłka lądowała na obramowaniu bramki. Tak było choćby w meczu z Rakowem, kiedy to nawet mimo kiepskiej postawy, jakimś cudem można było się pokusić o remis. Niestety wkrótce Piesio zatracił absolutnie wszystkie swoje walory i przez większość rundy snuł się po boisku, zupełnie bez sensu. O otwierających podaniach już dawno zapomnieliśmy, o jakiejkolwiek efektywności z gry również. Co gorsza, piłkarz był regularnie wystawiany, mimo coraz gorszej formy. I ostatecznie stał się symbolem ofensywnego marazmu obecnego sezonu, do tego stopnia, że naprawdę trudno sobie przypomnieć coś ciekawe od powiedzmy szóstej kolejki.

Jak na razie nie zawojował tej ligi ani drużyny Kacper Tabiś. Opisywaliśmy już jego udział w końcówce rundy w obronie, jednak większość czasu spędził na boku pomocy. Zaczęło się od obiecującej zmiany z Podbeskidziem, ale gdy zagrał od pierwszej minuty w Łodzi było już słabiej. Naprawdę dobrze wyglądało to w meczu z Tychami, młody grał w polotem, potrafił jednym zwodem i balansem tak zmylić rywala, że wyrabiał sobie dobrą pozycję do dalszej akcji. Wydawało się, że może na dłużej zadomowić się na skrzydle. Niestety z tego założenia nie wyszedł trener Paszulewicz i Tabisia w Nowym Sączu wpuścił na boisko dopiero w 68. minucie. Zawodnik sam sobie nie pomógł, bo w 17 minut zobaczył dwie żółte kartki. Niestety to było w zasadzie tyle dobrego, jeśli chodzi o Tabisia. Wkrótce zawodnik sprzeciętniał i grał niektóre mecze takie, że przez dobre kilkadziesiąt minut zapominaliśmy, że jest na boisku. Niewidoczny, wręcz niewidzialny. Jak choćby w meczu z Wartą Poznań u siebie. Tabiś zatracił wszystko, czym może nie imponował, ale wzbudzał nadzieję na początku sezonu. Wkrótce cofnięto go do obrony.

Kolejnym „młodym, zdolnym”, który trafił do GKS przed sezonem był Adrian Łyszczarz. Jeden z zawodników najbardziej „zniszczonych” przez Paszulewicza. Pomocnik nie dostawał zbyt wielu szans na początku rozgrywek, ale z dobrej strony zaprezentował się w Nowym Sączu i przede wszystkim, gdy wszedł z ławki z Wigrami, jego szybkość, dynamika i branie odpowiedzialności na siebie bardzo się podobały. Po tak dobrym meczu „katowicki Kapustka” zasługiwał na pierwszy skład z Rakowem. Niestety trener uważał inaczej i dał mu zagrać tylko ogon. Potem była jeszcze tylko połowa z Jastrzębiem i za Paszulewicza już nie zagrał, choć pamiętać należy także o urazie, jakiego nabawił się na zgrupowaniu reprezentacji. Zawodnik wrócił na Puchar Polski z Pogonią, a w lidze popisał się ładnym uderzeniem w Olsztynie, które dało trzy punkty katowiczanom. Mimo wszystko, brakowało już tego błysku. Nie można mu było odmówić waleczności i nadal brania gry na siebie, nawet z tak trudnym rywalem, jak Jagiellonia. Brakowało mu jednak umiejętności czysto piłkarskich, przez co trochę wystawiał się na strzał. W końcówce rundy trener Dariusz Dudek zaczął odważniej na młodego zawodnika stawiać, ale ten nie pokazał już nic wielkiego.

Arkadiusz Woźniak, kolejny kandydujący z Piesiem do miana szrotu roku. Piękne, mądre wywiady na początek nie miały przełożenia na grę. A szkoda, bo debiut z Wigrami (wszedł w 60. minucie) miał bardzo dobry i do pełni szczęścia zabrakło tylko gola. Zawodnik świetnie wszedł w ten mecz i standardowo zachłysnęliśmy się kilkoma akcjami… zdecydowanie za wcześnie. Z Rakowem Paszulewicz uznał, że trzeba „na chama” upchnąć Woźniaka i Rumina, przez co Arkadiusz wylądował na skrzydle. Poza jednym dobrym podaniem do Rumina, zagrał bardzo słabo. I podobnie było w kolejnych meczach, gdy grał w linii pomocy. Strzelił co prawda dwie bramki, ale w sumie dały one tylko jeden punkt. Z samej gry natomiast praktycznie przez całą rundę bardzo niewiele dawał zespołowi i na ten moment, gdyby miał odejść z GKS, nikt by po nim nie płakał. Na ostatnie dwa mecze u siebie wchodził zaledwie z ławki.

No dobra, ale jeśli Piesia i Woźniaka nazwiemy szrotem, to co powiedzieć o Damianie Michaliku? Pewnie część z kibiców GieKSy zapomniała w ogóle, że w naszym klubie ktoś taki gra. Zawodnik od początku cieniował. Co prawda w Łodzi zaliczył bardzo dobrą asystę, ale z Tychami w meczu, w którym cała ofensywa spisywała się bardzo dobrze, akurat Michalik przeszedł obok meczu. W kolejnych spotkaniach wcale nie było lepiej. Zawodnik nic, absolutnie nic nie dał zespołowi. Jeszcze próbował go od pierwszy minut Paszulewicz, Dziółka wprowadzał z ławki, a u Dudka zagrał tylko dwa razy – raz z ławki, raz od pierwszej minuty w meczu z Garbarnią. I to był jego ostatni mecz w GKS, a ostatnio próżno go było szukać nawet w osiemnastce meczowej. Podobno interesowały się nim kluby z ekstraklasy. Ale to musi być nieprawda. Co się z tym zawodnikiem stało? W zasadzie jest to owiane tajemnicą.

Dominik Bronisławski, czyli Remisz pomocy. W znaczeniu takim, że trudno cokolwiek o nim powiedzieć. Zawodnik absolutnie bezbarwny, pogrążony w przeciętności, choć trzeba powiedzieć, że kilka przyzwoitych minut miał. Najpierw wchodził z ławki, ale gdy zagrał od pierwszej minuty z Wigrami, to nawet strzelił gola. Niestety w kolejnym meczy z Rakowem było bardzo słabo. Paszulewicza zawodnik nie przekonywał i po spotkaniu w Chojnicach szkoleniowiec przestał na niego stawiać. Piłkarza jeszcze próbował „odratować” trener Dziółka i nawet w wygranym meczu ze Stomilem Bronisławski grał od pierwszej minuty. Nie znalazł on natomiast uznania u Dariusza Dudka, który zdjął go po 58 minutach meczu ze Stalą i jak dotychczas, więcej go nie wystawił.

Teoretycznym pierwszym zmiennikiem Poczobuta miał być kolejny „gigant z Grudziądza” – Kamil Kurowski. A jednak Paszulewicz zaczął kombinować z Kurowskim na skrzydle, co było dość karkołomnym rozwiązaniem, choć w Nowym Sączu zawodnik zagrał dość przyzwoicie (ale nic więcej). Pierwszy raz miał zastępować Poczobuta w Częstochowie i tutaj znów poza „poprawnością” nic się nie wydarzyło. Tak wygląda cała przygoda zawodnika w GKS, nie wybija się i absolutnie nie wybije się ponad przeciętność. Nie ten rozmiar kapelusza. Ale też grzechem byłoby stwierdzić, że cokolwiek zepsuł. Typowy zawodnik na środek tabeli, więc i tak… lepiej niż GKS w niej stoi.

David Anon, czyli najbardziej niedoceniany przez trenerów piłkarz GKS. W zasadzie nie wiadomo, dlaczego, bo zawodnik w większości meczów, w których grał (najczęściej wchodził z ławki), pokazywał, że ma technikę, ma przegląd i coś z tego może być. Brakowało i brakuje bardziej zdecydowanego postawienia na Hiszpana. Jest to błąd trenerów, że wystawiają właśnie nomen omen – Błąda, przy którym Anon niejednokrotnie pokazywał się z dużo lepszej strony. Jeśli chodzi o liczby, to nie ma ich imponujących (1 gol z karnego), ale kilkukrotnie swoim dobrym boiskowym zachowaniem, dawał drużynie nadzieję, że coś z tej ofensywy może być. Apel do trenera Dudka – więcej stawiać na Anona!

Wojciech Słomka – powiedzielibyśmy „ej, dlaczego znowu trzeba opisywać tego zawodnika?”. Ano dlatego, że grał i w obronie, i w pomocy. Co do defensywy to mogliście przeczytać w poprzednim artykule, jak Słomka sobie tam nie radził. A co do pomocy? No cóż, podobnie jak w przypadku formacji obronnej – wyglądało to beznadziejnie. Na czele z ostatnim meczem, z Pogonią, w którym wszedł i na świeżości miał kilka naprawdę dobrych sytuacji wyjściowych, żeby zrobić groźną akcję. Każdą niestety koncertowo zepsuł.

Jest jeszcze w GKS taki zawodnik jak Konrad Andrzejczak. Piłkarz w sumie zagrał 22 minuty w dwóch meczach. I można sobie zadać pytanie – po kiego grzyba został ściągnięty na Bukową, jak nie dostał nawet cienia szansy?…

Na koniec wspomnijmy jeszcze zdanie o Tymoteuszu Puchaczu. Zawodnik na dwa ostatnie mecze wreszcie został ustawiony w pomocy. Zwolniony z zadań defensywnych, w końcu mógł się skupić na ofensywie. Do tego dobrze współpracujący z Mateuszem Mączyńskim. Jeśli trener Dudek utrzyma ten trend Puchacza w pomocy, może być z tego pożytek.

Jak widać po powyższych opisach – tyłka nam linia pomocy nie urwała. W większości mieliśmy dość przebrzmiałe gwiazdy ekstraklasowych i pierwszoligowych boisk, które kiedyś umiały, ale teraz nie umieją. Ilość straconych bramek obciąża głównie obrońców, ale dowodzi też, że zasieki w środku pola nie były zastawione efektywnie. Oczywiście po przejściu na piątkę obrońców, choćby liczbowo zostało to ograniczone, ale jednak grając wcześniej z piątką pomocników, wyglądało to jeszcze gorzej. Jeśli zaś chodzi o grę ofensywną, to napastnicy praktycznie nie mieli wsparcia zarówno od bocznych pomocników, jak i tych, którzy mieli rozgrywać ze środka. Cisza i posucha. Trudno się więc dziwić, że GKS strzelił tak mało bramek, bo napastnicy też byli na tyle słabi, że bez wsparcia pomocników nie byli w stanie nic zrobić…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Rafał Górak: „Obawiam się o nasz stan kadrowy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Prezentujemy zapis z konferencji po remisie 0:0 z Górnikiem Łęczna.

Pavol Stano: Uważam, że widzieliśmy dobre widowisko, choć bez bramek. Staraliśmy się eliminować te mocne strony GieKSy i grać tak, jak chcieliśmy. Zaangażowanie chłopaków było fajne, jakość adekwatna do meczu, wyglądało na to, że to zrobimy i doprowadzimy ten mecz do końca. Trzeba przyznać, że gospodarze też mieli sytuacje. Remis, każdy chciał więcej, trzeba ten punkt szanować.

***

Rafał Górak: Skończyło się meczem remisowym, wydaje się, że były momenty, gdzie Górnik Łęczna prowadził grę w sposób bardziej spójny. Nie można tu mówić jednak o czystych sytuacjach, a szkoda mi sytuacji Kuuska, najlepszej ze wszystkich. Widać progres w grze drużyny z Łęcznej, nie będę w jakiś sposób narzekał. Obawiam się o nasz stan kadrowy, mamy dwa treningi, a łatwy mecz nas nie czeka. Musimy ciężko pracować, by zawodników doprowadzić do dyspozycji, bo mamy dużo tych kontuzji. Dopadła nas grypa jelitowa. Trzeba szanować ten punkt i doceniam tę walkę z naprawdę dobrze grającym rywalem.

Urazy Rogali i Wasielewskiego?
Górak: Grzesiek to uraz mięśniowy, Marcin zmagał się z urazem od dłuższego czasu. Marcin, jak go znam, będzie robił wszystko, by być gotowym na następne spotkanie. Czasu mamy mało, trzeba myśleć o tym, kim ich zastąpimy.

Wracają demony jesieni?
Górak: Nigdy nie miałem demonów, nic mi się nie przypomina. Mocna liga i wymagający rywale, rzeczywiście dzisiaj ten punkt biorę do kieszeni, myślę o meczu w Warszawie.

Arek Jędrych stracił przytomność czy było to zwykłe zderzenie?
Górak: Nie stracił, natomiast otrzymał poważny cios. Nos jest złamany, ale to nie złamie Jędrycha.

Duża delegacja z GKS-u Tychy na trybunach. Było dziś jakieś ukrycie schematu?
Górak: Żadnego ukrycia schematu dzisiaj nie było.

Mecz z Polonią Warszawa to spotkanie z zespołem z dołu tabeli. Będzie to trudne spotkanie?
Górak: Zespół z Warszawy to zdeterminowany i niezły zespół. Mamy całkowity obraz tej drużyny, spodziewamy się naprawdę trudnego spotkania. Zdajemy sobie sprawę, że jest na co patrzeć i łatwo nie będzie.

Kończąc temat zawieszeń i nieobecnych zawodników. Ile meczów zawieszenia otrzymał Repka i jak powrót Komora?
Górak:
Oskar dwa spotkania, więc nie będzie dostępny w Warszawie, a Komor można powiedzieć już w 80% wyleczony. Nie chcieliśmy dzisiaj ryzykować zawodnika, ale wydaje mi się, że te dwa dni doprowadzą go do 100% dyspozycji.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Odra Opole zakończyła serię GieKSy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Kolejne spotkanie GieKSa rozgrywała przy Bukowej, tym razem w Katowicach zjawiła się Odra Opole. Mecz przy akompaniamencie głośnego dopingu rozpoczął się o godzinie 15:00.

Rafa Górak musiał dokonać dwóch zmian w swojej żelaznej wiosennej jedenastce. Kontuzjowanego Komora zastąpił Jaroszek, natomiast za pauzującego Kuuska pojawił się Shibata, który rozpoczął  mecz na pozycji 6, a Repka został przesunięty na stopera. Mecz od pierwszych minut nie porywał, w jednej z pierwszych akcji ucierpiał zawodnik Odry, który dłuższą chwilę był opatrywany na murawie. Co ważne każde wyjście z piłką z własnej połowy bardzo mocno ożywiało trybuny, które wierzyły, że są w stanie wpłynąć na zespół głośnym dopingiem. Pierwszy groźny strzał oddali Trójkolorowi, po rzucie rożnym głową strzelił Repka, ale prosto w bramkarza, który pewnie złapał piłkę. Arbiter po chwili użył gwizdka i wskazał na przewinienie zawodnika gospodarzy. Było to pierwsze ostrzeżenie dla Halucha. W kolejnej akcji ponownie uderzył Repka zza pola karnego, ale nad bramką. W 18. minucie groźną stratę zanotował ten sam zawodnik na lewej stronie. Po szybkiej kontrze opolanie oddali strzał, ale piłka powędrowała daleko od bramki Kudły. W 26. minucie Odra przerwała passę 12 bramek z rzędu katowiczan. Po wrzuceniu piłkę w polu karnym i zamieszaniu najbardziej zorientowany był Piroch, który wpakował piłkę w okienko bramki. GieKSa dalej starał się grać swoje. W 33. minucie ładną dla oka kombinacyjną akcję na strzał zamienił Bergier, jednak ponownie w tym spotkaniu zabrakło precyzji. Odra miała w dalszej fazie dwa groźne strzały – z jednym Kudła spokojnie sobie poradził, ale drugi wypluł przed siebie, jednak naprawił błąd, wyjmując piłkę spod nóg nabiegającego rywala. W doliczonym czasie świetną akcję na lewej stronie rozegrali katowiczanie, ale ostatecznie podanie Rogali na niecelny strzał zamienił Błąd, a był już blisko bramki rywala.

Drugą połowę rozpoczęli ci sami zawodnicy z obu stron, trenerzy spokojnie podeszli w przerwie do korygowania swojego planu na to spotkanie. Po rzucie rożnym groźnie uderzył z ostrego kąta Repka, ale piłka nieznacznie minęła przeciwny słupek bramki. GieKSa starała się atakować, ale korzystając z prowadzenia regularnie i dość często kradli czas goście, leżąc na murawie po starciach. W 52. minucie Wasielewski doszedł do piłki na prawej stronie i dośrodkował spod końcowej linii, piłka przelobowała bramkarza, ale nie wpadła do siatki mimo dobrej rotacji. W 56. minucie po ogromnym zamieszaniu w polu karnym tym razem GieKSa zdobyła bramkę, piłka wręcz spadła pod nogi Jaroszka, a ten wpakował piłkę do siatki. Odra w drugiej połowie raczej nie zatrudniała Kudły, to katowiczanie mieli częściej piłkę pod nogą i raz po raz próbowali sforsować dobrze dysponowaną w tym dniu obronę gości. W 74. minucie po odbiorze na własnej połowie Kozubalowi piłki w dość agresywny sposób Odra wyprowadziła ten jeden atak w drugiej połowie, który doskonałym, technicznym strzałem zza pola karnego zamienił na bramkę Continella. Dwie minuty później po zagraniu na wolne pole sytuację sam na sam z ostrego kąta wykorzystał Sarmiento. Kudła popełnił błąd, był bardzo niezdecydowany przy wyjściu do piłki. Na Bukowej zapadła konsternacja po tych dwóch szybkich, mocnych ciosach. W 83. minucie Błąd, chcąc uspokoić grę, zagrał do Kudły tak, że piłka po koźle przelobowała naszego bramkarza, ale szczęśliwie nie leciała w światło bramki. Zamieszanie we własnym polu karnym w 88. minucie cudem wybronili gospodarze, których każda minuta oddalała od odrobienia dwubramkowej straty. Do końca doliczonego czasu gry żaden z zespołów nie stworzył okazji. Świetna seria GieKSy dobiegła końca.

13.04.2023, Katowice
GKS Katowice – Odra Opole 1:3 (0:1)
Bramki: Jaroszek (56)Piroch (26), Continella (74), Sarmiento (76).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jaroszek, Jędrych, Repka, Rogala – Błąd (87. Ćwielong), Kozubal, Shibata (77. Mak), Marzec (87. Pietrzyk) – Bergier.
Odra Opole: Haluch – Szrek, Piroch, Spychała, Kamiński M. – Kamiński W. (59. Continella), Niziołek, Galan, Antczak (78. Surzyn), Hebel (59. Sarmiento) – Czapliński.
Żółte kartki: Marzec, Kozubal, Mak – W. Kamiński, Antczak, Continella, Czapliński.
Sędzia: Piotr Urban (Warszawa).
Widzów: 5467.

Kontynuuj czytanie

Hokej

GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga