Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka
Multisekcyjny przegląd mediów: GieKSa znowu razi nieskutecznością i przegrywa z Jastrzębiem

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.
Piłkarze w minionym tygodniu rozegrali dwa spotkania: oba z drużyną Stali Stalowa Wola. W środę w ramach rozgrywek Pucharu Polski (GieKSa odpadła po serii rzutów karnych ) oraz w sobotę, w ramach rozgrywek II ligi. W lidze GKS wygrał 2:1 (0:0). Prasówkę o tych meczach znajdziecie tutaj i tutaj.
W ekstralidze kobiet trwa przerwa reprezentacyjna: drużyna przygotowuje się do spotkania z Hiszpanią w ramach eliminacji mistrzostw Europy. Do składu reprezentacji została powołana Joanna Olszewska z GieKSy.
Siatkarze rozegrali w ubiegłym tygodniu dwa spotkania PlusLigi: na wyjeździe ze Skrą Bełchatów i w Katowicach z Treflem Sopot. Niestety oba mecze GieKSa przegrała po tie-breaku 2:3.
Hokeiści rozegrali trzy spotkania: we wtorek przegrali na wyjeździe z Podhalem 1:6 (0:1, 0:3, 1:2). W sobotę i niedzielę drużyna rozegrała spotkania z ekipą JKH GKS-u Jastrzębie. W sobotnim spotkaniu nasi hokeiści przegrali 0:2 (0:0, 0:0, 0:2), w niedzielnym, niestety również 2:3 (0:1, 0:0, 2:2). Mecze z Jastrzębiem miały podwójne znaczenie gdyż grano o ligowe punkty oraz o awans do finału Pucharu Wyszechradzkiego.
PIŁKA NOŻNA
sportdziennik.pl – GKS Katowice. Chłodne podejście
Nie ma w nas zadry ani chęci rewanżu za puchar – mówi Grzegorz Janiszewski, obrońca GKS-u Katowice, przed drugim w tym tygodniu meczem ze Stalą Stalowa Wola.
[…] W katowickich barwach wystąpił dotąd 6-krotnie. Ma z kim walczyć o skład, bo Jędrych czy Dejmek to przecież stoperzy z przeszłością w ekstraklasie.
– Po to przyszedłem do GKS-u, by rywalizować z takimi piłkarzami, środkowymi obrońcami tego pokroju, mającymi duże doświadczenie. Chcę się od nich uczyć. Na razie tę jesień oceniam na plus. Wszystko układa się tak, jak chciałem. Wiadomo, że w meczach, w których zagrałem, pojawiały się błędy; zarówno drużynowe, jak i indywidualne. Nie ustrzegłem się ich i zdaję sobie z tego sprawę, ale nie mam też do siebie żadnego żalu. To bardzo fajne, że jesteśmy zespołem, w którym każdy czuje się potrzebny. Nikt nie obraża się, że jest rezerwowym, a walczy o miejsce w składzie. Najważniejsze, że jak na razie dobrze nam idzie. To przyjemne dla wszystkich, zarówno tych grających więcej, jak i mniej – przekonuje obrońca GieKSy.
sportslaski.pl – Skrzydłowy śrubuje w „GieKSie” życiówkę. „Zawsze to może wyglądać jeszcze lepiej”
[…] W rozmowie z naszym portalem Szymon Kiebzak, uznawany za jeden z kluczowych elementów drugoligowca przyznaje m.in. co przekonało go do przyjęcia oferty GKS-u, czy pobyt w Katowicach uznaje za szkołę życia oraz jakie jest jego najbardziej traumatyczne przeżycie w dotychczasowej karierze.
[…] Często wspominasz o bardzo dużym potencjale drużyny. Ale co przede wszystkim uznałbyś za najmocniejszą stronę obecnej „GieKSy”?
Na pewno naszym atutem jest cierpliwość w dążeniu do celu i chęć wygrywania każdego spotkania. Dodatkowo na każdym treningu bardzo ciężko pracujemy i jest spora rywalizacja o wyjściowy skład. Ale to dobrze dla każdego z nas, bo jest to motywacją do dalszego rozwoju i podążania do przodu. Mamy bardzo szeroką kadrę, a jeżeli któryś z piłkarzy wypada z gry bądź po prostu schodzi z boiska, zmiennicy są w stanie dać odpowiednią jakość. I dzięki połączeniu tego wszystkiego, jesteśmy w stanie osiągać obecne wyniki.
[…] Skupiając się teraz na Tobie – od momentu transferu wystąpiłeś w barwach GKS-u we wszystkich spotkaniach sezonu. Przed przyjściem na Bukową właśnie te regularne występy były dla Ciebie celem podstawowym?
Tak, przede wszystkim chciałem regularnie grać. Wiedziałem jaką osobą jest trener Rafał Górak i do tego widziałem, że przy Bukowej tworzy się coś naprawdę ciekawego – fajny projekt. Otrzymaną ofertę przeanalizowałem wraz ze swoim menedżerem i jeszcze z tego co wiem, dyrektor sportowy Robert Góralczyk rozmawiał na ten temat z Michałem Probierzem. Ostatecznie podjąłem decyzję, że przejście do GKS-u będzie najlepszą możliwością dla kontynuowania mojej kariery. Po czasie uważam, że to był słuszny wybór. Cieszę się na jakich ludzi tutaj trafiłem, a za dane mi zaufanie staram się odpłacać w postaci zdobywanych goli oraz zaliczanych asyst.
[…] GKS jest dla Ciebie pierwszym klubem w karierze poza Twoją rodzinną Małopolską. Przyjazd tutaj traktowałeś jako małą szkołę życia?
Na pewno jest to dla mnie całkowicie nowe przeżycie. Wcześniej faktycznie grałem tylko w małopolskich klubach – Gościbii Sułkowice, Cracovii i Garbarni, gdzie właściwie na każdy trening dojeżdżałem od siebie z domu. Teraz mieszkam już jednak w Katowicach ze swoją narzeczoną i naprawdę bardzo fajnie się tu czuje. Proces aklimatyzacyjny przeszedł w moim przypadku bardzo szybko. Wszystko tutaj na razie układa się dobrze i oby tak było dalej.
Na razie trafiłeś do GKS-u na roczne wypożyczenie z Cracovii. Zaczynasz już jednak powoli zastanawiać nad swoją przyszłością i ewentualnym powrotem do Krakowa?
W tym momencie o tym nie myślę. Liczy się tylko GKS i nie skupiam się na tym, co ewentualnie może się wydarzyć. Na razie dążę do realizacji celów, które ustaliłem sobie przed przyjściem do Katowic.
Ale dla zawodnika, który lwią część swojej kariery spędził właśnie przy Kałuży, możliwość zagrania w Ekstraklasie w barwach „Pasów” można by było uznać za pewne spełnienie marzenia.
Byłoby to dla mnie wielkie przeżycie, ale nie chce specjalnie za daleko wybiegać w przyszłość. Do wszystkiego podchodzę w ten sposób, że jak będzie mi dopisywało zdrowie to wszystko powinno być super.
SIATKÓWKA
plusliga.pl – Środa z PlusLigą: PGE Skra Bełchatów – GKS Katowice 3:2
[…] Początek pierwszego seta był bardzo wyrównany, a gdy tylko Grzegorz Łomacz miał dobre przyjęcie, a miał często, to wykorzystywał swoich środkowych, czyli Karola Kłosa i Jakuba Kochanowskiego. Z czasem to jednak katowiczanie zaczęli być skuteczniejsi, a przy stanie 10:12 trener Gogol poprosił o czas. Doskonałe przyjęcie GKS, które umożliwiało skuteczny atak, przyczyniło się do zwycięstwa przyjezdnych 25:19.
Drugi set był jeszcze bardziej wyrównany, bo bój toczył się do samego końca. Z dobrej strony pokazywał się Mariusz Wlazły, kapitan PGE Skry, który był skuteczny szczególnie na kontrach i seryjnie zdobywał punkty. Nieco słabszy dzień miał Milad Ebadipour, ale PGE Skra ponownie udowodniła, że ma szeroką ławkę – Irańczyka zastąpił Milan Katić i PGE Skra utrzymała koncentrację w końcówce. Wygrała 26:24 i wyrównała stan meczu!
Zawodnicy z Katowic wciąż prezentowali wysoką jakość w przyjęciu, co przekładało się na solidne rozegranie i skuteczny atak. Choć PGE Skra starała się wywrzeć presję zagrywką, to nie bardzo to gospodarzom wychodziło. Jeśli chodzi o atak, to w bełchatowskim zespole dobrze prezentował się Artur Szalpuk i wciąż brylował Wlazły. Tym razem to jednak katowiczanie okazali się lepsi i wiadomo było, że dzięki zwycięstwu w tej partii wywiozą z Bełchatowa co najmniej punkt.
Czwarty set układał się po myśli bełchatowian, którzy wreszcie uruchomili swój blok (Grzegorz Łomacz i Karol Kłos), a błędy popełniali też zawodnicy GKS. PGE Skra osiągnęła wysoką przewagę, bo po asie serwisowym Kochanowskiego było już 12:5. Wtedy w grze bełchatowian coś się zacięło… Zaczęli tracić przewagę, a w pewnym momencie zrobiło się 13:11. Potem było już tylko lepiej – w ataku szaleli Wlazły i Szalpuk, a wtórowali im środkowi, czyli Kłos i Kochanowski. Efekt? Zwycięstwo 25:19 i tie-break!
W piątym, decydującym secie, od początku PGE Skra narzuciła swoje tempo. Punktowali zarówno Kłos, Szalpuk, jak i Kochanowski. Katowiczanie nie powiedzieli jednak ostatniego słowa i wciąż walczyli i co najważniejsze skutecznie. Doprowadzili do stanu 11:11 i końcówka była naprawdę gorąca. Siatkarze PGE Skry nie zawiedli jednak swoich kibiców i zwyciężyli 16:14, a w całym meczu 3:2.
PGE Skra Bełchatów-GKS Katowice 3:2 (19:25, 26:24, 22:25, 25:19, 16:14)
siatka.org – PL: Podział punktów w Katowicach. Trefl Gdańsk zwycięski
Kibice z pewnością nie mogą narzekać na nudę. W 3. kolejce PlusLigi doszło do kolejnego podziału punktów. Tym razem do końca o zwycięstwo walczyli siatkarze GKS-u Katowice oraz Trefla Gdańsk. Zwycięsko ze starcia w stolicy Śląska wyszli siatkarze prowadzeni przez Michała Winiarskiego.
Początek spotkania miał niezwykle wyrównany przebieg. Gra toczyła się punkt za punkt i żadna z drużyn nie potrafiła wypracować sobie przewagi.
[…] As serwisowy Rafała Szymury zmniejszył nieco straty, ale kiwka Pawła Halaby nie została obroniona i ponownie gdańszczanie uzyskali trzy punkty różnicy. Gospodarze próbowali ją zmniejszyć, ale za każdym razem przewaga ta powracała. Po zagraniu Jakuba Jarosza zrobiło się 22:23 i trener Michał Winiarski poprosił o przerwę. Zaraz po niej jego siatkarze zrobili przejście i utrzymali prowadzenie do końca. Skuteczne uderzenie Halaby z lewego skrzydła dało jego drużynie zwycięstwo w premierowej odsłonie spotkania 25:23.
Początek drugiej partii należał do miejscowych. Po wygraniu walki na siatce przez Adriana Buchowskiego oraz skończeniu kontry przez tego zawodnika zrobiło się 5:2. Dodatkowo blok Jakuba Jarosza na Pawle Halabie oraz atak z szóstej strefy Rafała Szymury zwiększyły prowadzenie katowiczan do pięciu ,,oczek”.
[…] Błędy własne gospodarzy pozwoliły zawodnikom Trefla nawiązać kontakt punktowy, ale kiedy kilka akcji później Paweł Halaba zaatakował w antenkę, różnica ponownie wynosiła trzy punkty (18:15). Do końca drugiego seta nic się już nie zmieniło. Wprawdzie gdańszczanie mieli jeszcze szansę na odrobienie strat, ale nie potrafili wykorzystać nadarzających się kontr. Kiedy Szymura trafił w pomarańczowe, jego drużyna miała aż cztery piłki setowe. Skończyli drugą, a dokładnie Szymura, który zagraniem po ciasnym skosie dał katowickiej drużynie wyrównanie w całym meczu.
Trzeci set od początku przypominał pierwszy. Punkty były zdobywane naprzemiennie, drużyny nie mogły wypracować sobie choćby dwupunktowego prowadzenia, które zmieniało się kilkukrotnie. Dopiero obicie rąk blokujących przez Jana Firleja dało miejscowym dwa punkty przewagi i utrzymywała się ona do stanu 12:12. Wtedy to Ruben Schott zahaczył o dłonie Jakuba Jarosza, czym doprowadził do wyrównania. Kibice zgromadzeni w hali w Szopienicach oglądali ciekawy i wyrównany pojedynek, w którym przewidzieć zwycięzcę było niezwykle trudno.
[…] Końcówka trzeciej partii przyniosła sporo emocji. Kiedy Kevin Sasak zatrzymał pojedynczym blokiem Szymurę, wydawało się, że goście zdołają rozstrzygnąć ją na swoją korzyść. Siatkarze GKS-u walczyli do końca i doprowadzili do gry na przewagi. W ostatnich piłkach nie do zatrzymania był Bartosz Filipiak i to w dużej mierze dzięki niemu ,,gdańskie lwy” ostatecznie rozstrzygnęły ją na swoją korzyść (27:25).
Z każdą rozegraną akcją poziom zaangażowania zawodników obu ekip wzrastał, co przekładało się na bardzo dobre spotkanie. Gdy po jednej z dłuższych wymian pomylił się Bartosz Filipiak, a dodatkowo w kontrze trafił Adrian Buchowski na tablicy wyników było 9:6. To właśnie dzięki błędom własnym zawodnicy Trefla tracili dystans do przeciwników.
[…] Po zatrzymaniu pojedynczym blokiem Szymona Jakubiszaka jeszcze wzrosła (22:15). Zawodnik ten miał ogromne problemy, aby przedrzeć się przez ręce blokujących także w kolejnej wymianie. Dzieła dopełnił Jan Nowakowski, którego ,,czapa” zakończyła czwartego seta, doprowadzając tym samym do piątej partii.
Lepiej w nią weszli zawodnicy Trefla. Świetna gra w bloku sprawiła, że objęli prowadzenie 4:1, zatrzymując najpierw Jakuba Jarosza, a zaraz potem Adriana Buchowskiego. Katowiczanie szybko odpowiedzieli tym samym, dzięki czemu nawiązali kontakt punktowy (3:4), a po skończeniu przechodzącej piłki przez Emanuela Kohuta doprowadzili do remisu. Przy zmianie stron już prowadzili, gdyż Paweł Halaba zerwał atak. Na ponowne prowadzenie wyszli gdańszczanie po wykorzystaniu kontry przez Rubena Schotta. Kiedy Rafał Szymura nie trafił w pomarańczowe, a Marcin Janusz posłał asa serwisowego, sytuacja przyjezdnych stawała się wyśmienita (11:8). Przewagi nie oddali do końca i po pewnym uderzeniu Bartosza Filipiaka zwyciężyli w tie-breaku do 11, a w całym spotkaniu 3:2.
GKS Katowice – Trefl Gdańsk 2:3 (23:25, 25:21, 25:27, 25:15, 11:15)
HOKEJ NA LODZIE
hokej.net – Halny na polskich lodowiskach przebiera na sile!
[…] We wtorkowej 17 kolejce „Szarotki” odniosły już siódmą z rzędu wygraną, ogrywając w świetnym stylu na własnym lodowisku drużynę GKS Katowice. Aż pięć bramek gospodarze zdobyli w przewadze.
Pierwsza tercja dobra z obu stron. Gola cieszyli się w niej jednak tylko nowotarżanie, którzy w 4 min wykorzystali swoją jedyną w tej odsłonie grę w liczebnej przewadze. Akcję rozprowadził Alexander Pettersson, dograł przed bramkę do Richarda Jenčíka, a ten uderzył pierwszego na tyle mocno i precyzyjnie, że Robin Rahm w bramce Katowic nie zdążył zareagować.
Gra w liczebnej przewadze okazała się także kluczowa w tercji drugiej. Nowotarżanie w taki właśnie sposób zdobyli kolejne trzy gole, wykazując się 100 procentową (!) skutecznością w tym elemencie.
[…] W trzeciej tercji katowiczanie jeszcze podjęli próbę pościgu za Podhalem. Zyskali sporą optyczną przewagę, ale długo wymiernych efektów z tego nie mieli. Równo 7 minut przed końcem szkoleniowiec gości zdecydował się na manewr z wycofaniem bramkarza i wtedy do bramki Podhala trafił po solowej akcji Teddy Da Costa. Zapędy katowiczan ostudził jednak szybko Dziubiński,który po przechwycie krążka umieścił go w pustej już bramce. Wygraną gospodarzy na 5 sekund przed syreną końcową przypieczętował Tomas Franek. I znów w tej sytuacji nowotarżanie wykorzystali grę w liczebnej przewadze.
Zaległości nadrobione. Jastrzębie lepsze od „GieKSy”
W zaległym meczu z 7. kolejki Polskiej Hokej Ligi hokeiści JKH GKS Jastrzębie pokonali GKS Katowice 2:0. Zwycięskiego gola zdobył Radosław Sawicki a czyste konto zachował Ondrej Raszka, który obronił wszystkie 32 strzały. Mecz był także rozgrywany jako pierwszy półfinał Pucharu Wyszehradzkiego.
Już pierwsza tercja pokazała, że żadna z drużyn nie ma zamiaru odstawiać kija. Spotkanie toczone było w bardzo szybkim tempie i naprawdę mogło się podobać. W połowie premierowej odsłony zarysowała się przewaga gospodarzy, którą podopieczni Roberta Kalabera udokumentowali groźnymi strzałami Radosława Nalewajki, Kamila Wałęgi i Dominika Jarosza, którzy sprawdzili formę Robina Rahma. W końcówce tej partii goście „odgryźli się” dogodną sytuacją Jaakko Turtiainena, którą wybronił Ondrej Raszka.
W drugiej odsłonie więcej z gry mieli katowiczanie, ale wynikało to głównie z kar nałożonych na zespół gospodarzy. Gdy na ławce kar przebywali Patryk Matusik i Tomasz Kulas goście szybko zakładali zamek, ale nie potrafili znaleźć sposobu na Raszkę, który wygrał pojedynki z Miiką Franssilą i Filipem Starzyńskim. W 40. minucie jastrzębianie mieli szansę na odpowiedź, ale Jesse Rohtla i Martin Kasperlik nie zdołali pokonać Rahma.
W trzeciej tercji stroną zdecydowanie lepszą był JKH GKS Jastrzębie. W 41. minucie przy grze w pięciu na czterech Maciej Urbanowicz był bliski pokonania Rahma, mając odsłoniętą drogę do bramki. Niebawem potężnymi strzałami z dystansu Szweda niepokoili kolejno Jesse Rohtla i Henrich Jabornik. Napór przyniósł skutek w 43. minucie, gdy krążek szczęśliwie znalazł drogę do bramki po strzale z bliska Radosława Sawickiego. W 51. minucie gospodarze mogli podwyższyć prowadzenie, ale najpierw szarżującego Martina Kasperlika nieprzepisowo zatrzymał Patryk Wajda, a następnie w konsekwencji tej sytuacji rzutu karnego nie wykorzystał Artem Iossafov. W 55. minucie mogło być 2:0, jednak Kamilowi Wałędze i Janowi Sołtysowi zabrakło nieco zdecydowania w sytuacji praktycznie sam na sam z Rahmem.
infokatowice.pl – GieKSa znowu razi nieskutecznością i przegrywa z Jastrzębiem
[…] Przez większość część spotkania obie drużyny toczyły szybki, wyrównany pojedynek, z dużą ilością sytuacji podbramkowych. Katowiczanie, podobnie jak w większości poprzednich meczów tego sezonu, długo razili jednak nieskutecznością. Goście za to już w pierwszej tercji wyszli na prowadzenie po trafieniu Sawickiego, który po trzech latach gry w Katowicach, tuż przed sezonem przeszedł do Jastrzębia. W trzeciej tercji przyjezdni dołożyli kolejne dwa gole i po 48 minutach było już 0:3.
W 51 min. w okresie gry w przewadze GieKSa w końcu pokonała Raszkę, a strzelcem bramki został Makkonen. Ten gol dodał skrzydeł podopiecznym trenera Risto Dufvy, którzy w ostatnich 9 minutach praktycznie nie schodzili z tercji obronnej przeciwnika. W 59 min. Lahde zdobył kontaktowego gola, ale na wyrównanie zabrakło już czasu i ostatecznie GieKSa przegrała z GKS-em Jastrzębie 2:3, nie tylko tracą punkty w lidze, ale równocześnie odpadając w półfinale Pucharu Wyszechradzkiego.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze