Tym razem felieton będzie inny niż zazwyczaj, nie będzie w ogóle dotyczył piłki ani sportu. Tematy na razie się wyczerpały i czekamy na rozwój wypadków. Chciałbym zaprosić do przeczytania kilku słów z mojej zawodowej działki, słów dotyczących tego, co może się dziać w naszym wewnętrznym świecie w związku z obecną sytuacją.
Świat się zatrzymał i ciągle w tym zatrzymaniu się znajduje. Nie wiemy jak długo to wszystko potrwa, kiedy wrócimy „normalnie” do pracy, kiedy swobodnie będziemy mogli chodzić po ulicach, podróżować, kiedy wrócimy na stadiony. Obecny czas jest trudny dla nas wszystkich. Czas, który po prostu musimy przetrwać. Tylko co to znaczy?
Dużo mówi się w tym kontekście o zdrowiu, bo przecież to zdrowia sytuacja pandemii dotyczy. Wiele się mówi o gospodarce, o ludzkim bycie materialnym, organizacyjnym. Mało się natomiast zwraca uwagę na to, jak to wszystko wpływa na psychikę – jest to temat niedoceniany, a wydaje się, że jednak bardzo podstawowy – bo to przecież w zależności od tego, jak w tej kryzysowej sytuacji zafunkcjonuje nam psychika zależeć będą realne działania mające na celu się w tym wszystkim odnaleźć i radzić sobie.
Podstawową kwestią jest to, że zostało zachwiane – i to gruntownie – poczucie bezpieczeństwa. Świat, który wydawał się być mniej lub bardziej przewidywalny – spłatał nam figla. Przewidywalność okazała się „wartością”, która wylądowała w koszu na śmieci. W jej miejsce pojawiły się znaki zapytania, niepewność, brak poczucia, że stoi się na twardym podłożu. W zależności od aktualnej stabilizacji psychicznej oraz zasobów danej osoby ta utrata poczucia bezpieczeństwa mogła być mniejsza lub większa, wiązać się z różnymi dziedzinami i mieć różnorakie konsekwencje.
Siedzimy w domach, nasze życie od kilku tygodni diametralnie się zmieniło. Ważne jest, aby uznać, że różne reakcje emocjonalne, które mogą się w tej chwili pojawiać – są prawidłowe. Piszę o tym dlatego, gdyż może być pokusa uznania swojego (dawno nieodczuwanego) lęku, złości, obniżonego nastroju, braku motywacji – za coś niepokojącego i przejaw słabości. To prosta droga do tego, żeby zostać z tym samemu i się pogrążać. Jeszcze gorzej robić to z symbolicznym uśmiechem na twarzy.
Nic bardziej mylnego. Sytuacja, którą mamy jest na tyle nieprzewidziana i zaskakująca, że emocjonalnie po prostu nie dało się na nią przygotować. Co łącząc ze wspomnianą utratą poczucia bezpieczeństwa może powodować wspomniane wyżej stany emocjonalne i reakcje. Gdy dodamy do tego, że w pędzie życia codziennego nie było czasu na spotkanie z samym sobą, a teraz tego czasu pojawia się aż nadmiar – to tylko sprzyja temu, żeby to co „ukrywane” czy „zamaskowane” wychodziło dzisiaj na jaw.
Nawet u osób wyjściowo ustabilizowanych może pojawiać się lęk. Obecna sytuacja może bowiem uderzać w kwestie egzystencjalne, których jednym z przejawów jest zdrowie i życie. Codzienne informacje o coraz większej ilości osób zakażonych oraz o zgonach na wielu osobach może robić bardzo duże wrażenie i dotykać czułych punktów. Ale wspomniane kwestie bytu materialnego – potencjalna lub już dokonana utrata pracy, brak lub znaczące zmniejszenie zarobków, a przy tym chociażby konieczność spłacania rat czy innych zobowiązań. Pół biedy, gdy ktoś ma oszczędności. W sytuacji, gdy ludzie ledwo wiążą koniec z końcem obecna sytuacja jest w sposób uzasadniony bardzo lękotwórcza. Czy będzie nas stać na jedzenie? Czy nie wyrzucą nas z mieszkania? Czy wkrótce do akcji nie wkroczy komornik? Takich tematów jest mnóstwo.
Współistniejąc z lękiem lub występując niezależnie może występować obniżenie nastroju. Była wolność – nie ma wolności. Nie można już spędzać czasu tak, jakby się chciało. Nie można się swobodnie odwiedzać, robić imprez, podróżować. Ale też widząc puste ulice i wiedząc, z jakiego powodu tak się dzieje, widząc wspomniane informacje o zachorowaniach, nastrój może po prostu zlecieć bardzo nisko. U osób, które potrzebują kontaktów może pojawiać się znaczne poczucie samotności. U tych, którym się wydawało, że takich kontaktów nie potrzebują – również. Smutek, przygnębienie – również są w obecnej sytuacji normalną reakcją.
Warto także uznać, że obniżenie motywacji w obecnym czasie – również nie jest czymś nieprawidłowym czy świadczącym na przykład o lenistwie. Codzienność wymagała bowiem od wielkiej części społeczeństwa wstania rano, zebrania się do pracy, dojazdu, pracy w swoim miejscu zatrudnienia, kontaktów z innymi ludźmi, organizacji i życia na zwiększonych obrotach. Sytuacja, w której jesteśmy skazani na siedzenie w domu i nawet pracę zdalną (to jeszcze pół biedy!) powoduje, że powietrze uchodzi, a mobilizacja spada znacząco. To trochę jak z piłkarzami i grą przy pełnych versus pustych trybunach. Tutaj można później wstać, ubierać w garnitur się nie trzeba, można (w wielu przypadkach) pracować w piżamie przed laptopem. To jest znów zwolnienie tempa. A jeśli dana osoba po prostu nie pracuje – to ta motywacja i mobilizacja tym bardziej ma prawo być obniżona.
Jest oczywiście wiele osób, które pracują – zwłaszcza jeśli chodzi o pracę w służbie zdrowia. Tam jest to okres wytężonej pracy, zwiększonego lęku, bo przecież jest to często narażanie się na zachorowanie. I tutaj mogą występować podobne reakcje, co powyżej, choć w innych konfiguracjach. Jednak i tu trzeba uznać, że są to reakcje prawidłowe. Celowo nie rozwinę bardziej tematów pracowników służby zdrowia, bo specyfika ich doświadczeń emocjonalnych w obecnym czasie to temat na osobny artykuł.
To co bardzo ważne i co może nas uratować, to właśnie przyznanie się przed samym sobą do tych emocji, przyznanie się i danie sobie prawa do bycia słabszym niż zazwyczaj. Bycie mocnym zawsze i wszędzie bardzo często jest fasadą. Ze wstydu nie przyznajemy się do momentów słabości. Oczywiście życie zmusza nas do tego, by sobie radzić – ale czasem występują niespodziewane sytuacje, które mają prawo przerosnąć albo przynajmniej na chwilę zdestabilizować. Nasza psychika (czyli my sami) ma wybór, czy uznamy, że na chwilę jesteśmy słabsi czy będziemy udawać wszechmocnych. Pułapka polega na tym, że to przybieranie maski „silnego” również może mieć swoją granice, a wtedy kryzys może być wiele silniejszy. I odroczony.
Tak, trzeba uznać, że powiedzenie samemu sobie, że się boimy, złościmy, czujemy się źle, samotnie, mamy doła, pesymizm i nic nam się nie chce – nie jest wstydem. Tak naprawdę powiedzenie tego sobie jest pierwszym krokiem do tego, żeby dojrzale sobie z obecną sytuacją radzić. To pierwszy krok do tego, żeby samego siebie wesprzeć.
Ważne jednak jest, by nie ograniczyć tego do samego siebie. Świat daje nam w prezencie wielu wspaniałych ludzi wokół – rodzinę, przyjaciół, znajomych. Nie bójmy się im mówić o swoich uczuciach i słabościach – to inni ludzie są po to, żeby korzystać z ich wsparcia, tak jak my jesteśmy, żeby tego wsparcia udzielać. Relacja wymiany – jedna z najpiękniejszych rzeczy, jaka może się w tym trudnym czasie wydarzyć.
Nie ma co ściemniać – jak się boisz, to powiedz to sobie, a potem komuś innemu. Czasem jedna rozmowa może być promykiem, który zacznie Cię wprowadzać w nieco jaśniejszy świat. Pogadaj, ponarzekaj, pozłość się. To nie musi mieć nic wspólnego z malkontenctwem czy byciem marudą, słabeuszem czy tchórzem. To stereotypy. Każdy człowiek czasem ma prawo być słabszy i potrzebować wsparcia. Zawsze – a w obecnej sytuacji szczególnie – na wsparcie jest i może być duży popyt.
Ta sytuacja obecnie trwa, ale nie będzie trwać wiecznie. Warto zadbać o siebie już teraz, bo kolejne ryzyko związane z naszą psychiką jest takie, że jeśli teraz będziemy udawać, że wszystko jest super, to bomba może wybuchnąć z opóźnionym zapłonem. Na przykład w momencie, kiedy będzie normalnie i wszyscy wokół wrócą do normalnego życia, a my zaczniemy przeżywać to, czego nie przeżyliśmy teraz.
Najnowsze komentarze