Piłka nożna
Nie taka ta zima straszna
Trójkolorowi pewnie pokonali Jagiellonię Białystok w pucharowym starciu, a pierwsze skrzypce ponownie grał niezastąpiony Bartosz Nowak.
W związku z Barbórką piłkarzy na mecz wyprowadzili górnicy, obecna była także orkiestra górnicza.
Oba zespoły postawiły na otwarte rozpoczęcie meczu, ostatecznie to GieKSa mogła pochwalić się nieco lepszym początkiem po dwóch zejściach Szkurina na prawe skrzydło. Pierwszy rajd należał, nie mogło być inaczej, do Bartosza Nowaka, jednak na jakikolwiek strzał kibice czekali dobrych kilka minut. W 9. minucie uderzenie oddał Dimitris Rallis, jednak był on mocno sytuacyjny i zupełnie nieudany. Groźnie było także po dośrodkowaniu Wojtuszka w nasze pole bramkowe, tam na szczęście czekał Arkadiusz Jędrych i bezceremonialnie oddalił zagrożenie. Poprawił jego centrę Jesus Imaz, jedynie muskając głowy swoich partnerów piłką. W 16. minucie Jesus Imaz był niesamowicie blisko pięknej bramki piętką – Rafał Strączek tylko bezradnie spoglądał, jak Marcin Wasielewski w ostatniej chwili ekspediował futbolówkę. W 19. minucie w ślady zastępującego go Rajovicia poszedł Ilja Szkurin: doskonały przerzut Borjy Galana zgrał Wasielewski głową do Wędrychowksiego, a ten wystawił mu piłkę na szerokości dalszego słupka. Nie była to wcale łatwa sytuacja, jednak i napastnik nie jest to przecież przeciętny – można od niego oczekiwać skutecznej finalizacji takich akcji. Równie udanie odpowiedziała Jaga, próba technicznego strzału z dystansu minęła bramkę Rafała Strączka w bezpiecznej odległości. Działo się w drugim kwadransie naprawdę sporo. Galan wywalczył corner, a po nim na oślep uderzali w piłkę zawodnicy obu drużyn i aż sam Piekutowski nie był pewien, czy składać się do interwencji. W 28. minucie Jesse Bosch dobrze podał na skrzydło i ruszył w szesnastkę, gdzie z pomocą przypadku zdołał się przedrzeć i dośrodkować. Znów zatańczyła pomiędzy zawodnikami obu zespołów, ponownie wylatując w stronę naszej bramki. Dominacja GieKSy zdawało się, że zostanie przerwana w najsmutniejszy możliwy sposób. Kontrę Jóźwiaka powstrzymaliśmy na szczęście pułapką ofsajdową, a dla pewności Lukas Klemenz zdołał jeszcze wyjaśnić sytuację dość widowiskową interwencją. Szybki atak Czerwińskiego w 36. minucie przerodził się w kontrę Rallisa po nieudanym podaniu i pechowym pressingu Wędrychowskiego, znów interweniować musiał Klemenz. W 42. minucie do parady zmusił Strączka Polak, jednak takimi strzałami nie wyrządzi krzywdy żadnemu golkiperowi. Była to i tak najlepsza próba ze wszystkich trzech Jagiellonii w okolicach 40. minuty, co nie świadczyło dobrze o stanie ich poczynań ofensywnych. Co zrobił Piekutowski w doliczonym czasie? Zapraszamy do zostawienia odpowiedzi w komentarzach. Bramkarz gości wpadł na Wędrychowskiego, który momentalnie się otrzepał i oddał piłkę Bartoszowi Nowakowi, a nasz pomocnik po profesorsku umieścił piłkę w siatce.
Drugą połowę mogliśmy rozpocząć z przytupem po doskoku Marcina Wasielewskiego w szesnastce, jednak Ilja Szkurin nie był przekonany co do oddania strzału i akcja spełzła na niczym. Kontrę gości powstrzymał Klemenz do spółki z Wasielewskim: pierwszy utrudnił centrę, a drugi dał się sfaulować Jóźwiakowi. Chwilę później z dystansu uderzał Bartosz Mazurek, na raty interweniował Rafał Strączek. Niezdecydowanie Szkurina… przyniosło nam trafienie w 52. minucie! Zgrał piłkę do Nowaka i zupełnie przypadkowo zablokował jego przerzut, czym otworzył sobie drogę do bramki pośród zaskoczonej defensywy gości. W 54. minucie Bartosz Nowak przemierzył całe boisko pokazując się Czerwińskiemu przy rzucie wolnym, nie otrzymując piłki wyładował frustrację kilkoma podskokami. W 60. minucie kolejny udany skok pressingowy Wędrychowskiego przyniósł nam kontratak ze strony Wasyla, tym razem goście zdołali odbudować swoje zasieki obronne. Podobnie zakończyła się centra samego Wędrychowskiego, która była jednak o centymetry od znalezienia nogi Lukasa Klemenza. Po drugiej stronie kąśliwą wrzutkę posłał Bernardo Vital, Rafał Strączek musiał wykazać się sporym zasięgiem wyskoku w przód. W okolicach 60. minuty kilka kluczowych interwencji zanotował Jesse Bosch, bez niego różnie mógłby wyglądać wynik w obliczu obiecujących akcji Jagi. W 70. minucie Szkurin ewidentnie był trzymany za gardło podczas walki o górną piłkę, niezauważenie tego to duży błąd sędziego i skończył się groźnym kontratakiem przyjezdnych. Osiem minut później szczęścia próbował Eman Marković mocnym uderzeniem z dystansu, jednak do interwencji zmusił jedynie kibica na trybunach. Odpowiedział Afimico Pululu kopiując pudło Szkurina z pierwszej części gry, wcześniej udało się Wdowikowi przebić dośrodkowaniem przez nasze zasieki obronne. Jak trwoga w ostatniej tercji meczu to do Boscha, w 83. minucie wyczyścił Pululu w naszej szesnastce. W 85. minucie Strączek zamiast piłki wypiąstkował głowę napastnika, a jedenastkę pewnie wykorzystał Afimico Pululu. Już chwilę później Imaz chciał zaskoczyć golkipera finezyjnym strzałem, ten stanął na wysokości zadania. W doliczonym czasie gry Pietuszewski popisał się błyskiem swojego talentu w naszej szesnastce, Trójkolorowi pracą zespołową wyjaśnili sytuację w ostatnim dopiero momencie. Strączek wybił piłkę, Szkurin odnalazł ostatnie pokłady energii na skok pressingowy, a tuż przy słupku z dystansu przymierzył Bartosz Nowak – tak padła bramka na 3:1.
Na trybunach jeszcze przed końcowym gwizdkiem rozległo się „Puchar Polski znowu będzie nasz” i „Jestem gotowy pojechać na Narodowy”. Kto wie? Nikt nie zabroni marzyć, a piłkarze dają nam ku temu powody…
1/8 finału Pucharu Polski
GKS Katowice – Jagiellonia Białystok 3:1 (1:0)
Bramki: Nowak (45+1, 90+4), Szkurin (52) – Pululu (k. 86)
GKS Katowice: Strączek – Wasielewski, Czerwiński (66. Rogala), Jędrych, Klemenz, Galan – Milewski, Bosch (90+5. Rejczyk) – Wędrychowski (76. Marković), Nowak – Szkurin.
Jagiellonia Białystok: Piekutowski – Wojtuszek, Vital, Pelmard, Polak (66. Wdowik) – Mazurek (57. Lozano), Flach (57. Drachal) – Pozo, Imaz, Jóźwiak (52. Pietuszewski) – Rallis (57. Pululu).
Żółte kartki: Czerwiński, Wędrychowski, Strączek – Polak, Imaz, Pietuszewski, Pululu.
Sędzia: Wojciech Myć
Widzów: 6076
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).




Najnowsze komentarze