Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

„Oczekiwany, oczekiwana”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

To, co wydarzyło się wczoraj na stadionie przy Limanowskiego przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Mimo że szans na zwycięstwo GieKSie nie ujmowaliśmy, to jednak perspektywa starcia na wyjeździe z jedną z najlepszych polskich drużyn w ostatnich latach, kazała myśleć, że każdy punkt osiągnięty w Częstochowie będzie należało uznać za sukces. Drużyna Marka Papszuna nie ukrywała mistrzowskich aspiracji i po początkowym przeciętnym sezonie w ich wykonaniu, wkrótce zaczęli punktować bardzo mocno. Do meczu z GKS rywale ostatnią porażkę ponieśli w sierpniu, od tamtego czasu notując dwanaście spotkań bez porażki.

Jeszcze rok temu obie ekipy dzieliła przepaść. W listopadzie 2023, gdy Raków wygrywał w piątej kolejce Ligi Europy ze Sturmem Graz na wyjeździe, przy okazji mając za sobą też remis ze Sportingiem Lizbona, GKS lizał rany po spektakularnej porażce w Krakowie z Wisłą, a po chwili miał zagrać kluczowy – jak się później okazało – remisowy mecz z Arką Gdynia w katowickim śniegu.

Zespół Rafała Góraka w tym meczu pokazał po raz kolejny, że drużyna notuje ciągły rozwój. Zaskakujące dla wszystkich obserwatorów może być chyba to, w jakim tempie ten rozwój się odbywa. W Canal Plus powiedzieli, że GKS w ogóle nie wygląda jak beniaminek, że swoją dojrzałością w grze prezentuje się jak rasowy ligowiec. Trudno się z tym nie zgodzić. Choć błędy się pojawiają, to katowiczanie pokazują, że wiedzą, czym się tę ekstraklasę je i po prostu nie pękają.

„Ekstraklasa takich błędów nie wybacza” – ktoś mógłby ten wyświechtany slogan powtarzać po awansie GKS do ekstraklasy. I tak, i nie. Bo jeśli zobaczymy na pojedynczą sytuację gdy Dawid Kudła podał pod nogi Brunesa, a po chwili Ivi Lopez trafił do siatki, to można by to tak określić. No ale właśnie tu dochodzimy do bardzo ważnej kwestii, którą na konferencji pomeczowej poruszył trener Rafał Górak.

Cała ta praca szkoleniowca i sztabu choć ma wartość merytoryczną samą w sobie, opiera się jeszcze o pewną filozofię czy psychologię, która można powiedzieć jest czymś większym, jest jakimś odgórnym założeniem i bazą, dopiero na której można wykonywać już stricte piłkarską, taktyczną i każdą inną merytoryczną pracę w danej dziedzinie.

„Oczekiwać oczekiwanego” – coś bardzo wydawałoby się prostego i banalnego, a jednak wcale nie tak oczywistego. W wielu sytuacjach życiowych jesteśmy zaskoczeni sytuacjami, które przecież albo w ciągach przyczynowo-skutkowych, albo ze względu na czystą statystykę, musiały się przydarzyć. Przykłady można wymyślać do woli. Jeśli jedziesz na wakacje i liczysz na fajną pogodę, ale okaże się, że większość dni jest pochmurna i deszczowa, to choć jest to coś niezadowalającego, to jednak statystycznie może się taki tydzień przydarzyć. Jednak czy jesteśmy do tego przygotowani? Czy mamy odpowiednie ubrania? Czy mamy plan B, czyli na przykład pójście do muzeum zamiast smażenia się na plaży?

Piłkarze muszą być przygotowani na niesprzyjające sytuacje na boisku. Jak przy wyprowadzaniu piłki, wynikającym ze sposobu gry, zawalił Haliti w meczu Jagiellonii na Bukowej i Adrian Błąd strzelił gola, tak teraz taka sytuacja spotkała GKS. Oczywiście to był indywidualny błąd Dawida Kudły, ale błąd, który po prostu się zdarza. Nie jesteśmy Mistrzami Świata, choć… przypomnijcie sobie jak na turnieju w Spodku w meczu Górnika z Wisłoką, Lukas Podolski podwórkowo „kiwał się” metr przed swoją bramką, stracił i rywal strzelił gola.

To co różnicuje najlepsze światowe drużyny, dobre, średnie, słabe i beznadziejne, to częstotliwość tych błędów i umiejętność radzenia sobie z nimi. To wszystko wynika oczywiście z jakości – piłkarzy i trenerów. Ale ostatecznie piłka nożna to gra błędów. W trakcie pisania tego artykułu oglądam mecz Widzewa z Cracovią i drugi raz w ciągu tygodnia piłkarz podaje do swojego bramkarza i… strzela tym samym samobójczą bramkę.

Straciliśmy gola po błędzie w początkowej fazie drugiej połowy i wydawało się, że gospodarze już będą dominowali do końca meczu. Nic z tych rzeczy. GieKSa nie złamała się po raz pierwszy i doprowadziła do rzutu karnego. I to kolejna sytuacja, którą przytoczył trener – zdarza się w piłce jedenastki nie wykorzystać. Tak więc w ciągu kilku minut strzeliliśmy sobie gola i zmarnowaliśmy jedenastkę. Idzie się załamać.

Gdzieś tam była nadzieja, że po rzucie rożnym od razu zdobędziemy bramkę, jak niegdyś Marek Kubisz w meczu z Odrą Wodzisław na Bukowej. Nadal istniało jednak ryzyko podłamania. GieKSa się otrzepała bardzo szybko z kurzu po raz drugi i po chwili po kapitalnej akcji Mateusza Kowalczyka była już znowu na prowadzeniu.

Być może łatwo jest z takiej opresji wyjść w starciu z dużo słabszym przeciwnikiem. Ale ile razy słyszeliśmy to, że „takie sytuacje w takim meczu należy wykorzystywać”, bo innych nie będzie. Pewnie, że należy. Jednak jeśli się nie wykorzysta, trzeba dążyć do wykreowania kolejnych.

„Rzeczy oczekiwane nas nie demolują” – to jest chyba kwintesencja tego, co sprawia, że GKS Katowice w trudnych sytuacjach, wychodzi z opresji. Ba, wychodzi naprawdę bardzo szybko.

Wystarczy spojrzeć na jesień. Te tracone w końcówkach bramki, płacz i zgrzytanie zębów po meczach z Zagłębiem i Widzewem. Potem oklep na Górniku. Co robi GieKSa? Wychodzi na Pogoń i gra może wtedy najlepszy mecz w sezonie, a po chwili gromi Puszczę. Fatalna porażka z Koroną? Nie ma sprawy, odbijemy sobie w meczu z Cracovią, nawet jeśli przeciwnik wyrówna w doliczonym czasie gry. Mecz przy Kałuży to historia.

Ilość sytuacji, w której GieKSa się wykaraskała z tarapatów w tym sezonie jest naprawdę duża. Nie mówię już nawet o szpitalu w drużynie w pewnym momencie. To, że katowiczanie mają w tym momencie 29 punktów to jest jakieś kuriozum, ale… pozytywne. Kuriozum dla nas, bo kto by się tego spodziewał. A nie jest to jak widać przypadek, bo zwycięstwa nie są oparte na szczęściu, tylko solidnej, dobrej lub bardzo dobrej grze.

Ktoś powie, no ale po co popełniać tyle błędów i musieć z nich wychodzić? Nie wiem, po co, może po to, żeby piłka dawała emocje? Nieraz czytam opinie zblazowanych kibiców drużyn, które odnoszą sukcesy w piłce praktycznie cały czas – Real, City, na naszym podwórku Legia czy Lech (choć tu z tymi sukcesami bym się wstrzymał). Wystarczy jeden słabszy sezon lub nawet kryzys formy na jakiś czas, żeby pojawiał się płacz. Brak problemów coś odbiera z romantyzmu kibicowania. Naprawdę nieraz miałbym ochotę wielu osobom powiedzieć, zaprasza do kibicowania GieKSie w ostatnich dwudziestu latach, przed awansem do ekstraklasy.

Odnośnie tych „oczywistości”, o których mówi trener, przypomina mi się filozofia Jacka Gmocha z dawnych lat, który chciał skomputeryzować czy zmatematyzować futbol, zminimalizować działanie przypadku w prowadzonych przez jego drużynach. Zdania do dziś są podzielone czy piąte miejsce na Mundialu ’78 było sukcesem. Jedni uważają, że po srebrnym medalu z MŚ 1974, wzmocnienie Lubańskim i kilkoma młodymi zawodnikami, z Nawałką na czele, było porażką. Z drugiej strony Polacy grali z Niemcami, Argentyną, Brazylią… Gdyby nie słynne zamieszanie z rzutem karnym, gdyby bohater spotkania Mario Kempes został wyrzucony z boiska za wybicie piłki z pustej bramki a la Luis Suarez. Tam nasza drużyna narodowa się nie pozbierała, ale miała przeciw sobie całą Argentynę. A może Jacek Gmoch nie wziął pod uwagę kwestii mentalnych?…

Dziś minęło niemal pół wieku od tych wydarzeń. Świat idzie do przodu i żeby wygrywać, choć nadal trzeba być lepszym od przeciwnika, to wymagania wzrastają. Kiedyś piłkarze przed meczami pili i palili, ale byli lepsi, bo inni też pili i palili. Teraz profesjonalizm się zwiększa i jeśli ktoś nie ma bardzo dużego talentu, musi prowadzić się umiarkowanie dobrze. Coraz większy nacisk kładzie się na dziedziny, na które w przeszłości się nie patrzyło. Mentalność jest jedną z nich, zapewne równie ważną, jak inne.

Powinniśmy sobie uzmysłowić, co się dzieje – GieKSa wygrywa z Rakowem, który dwa lata temu w cuglach zdobył Mistrzostwo Polski. To absolutnie niesamowita sprawa i od początku zeszłego roku przeżywamy z naszym klubem piękny czas.

Nie mam niepokoju, że trener i ta drużyna spocznie na laurach, więc czasem jakąś laurkę można napisać. Jeśli przegrają w koszmarny sposób, jak z Koroną, to laurki nie będzie. Ale nie będzie też dramatu, bo ta drużyna udowodniła, że obraną drogę ma po prostu dobrą, pewną i stabilną. A w dobrym, pewnym i stabilnym raz na jakiś czas zdarza się zwykły klops.

Zupełnie jak w życiu.

PS A co do gola Kowala, to jest to kolejna bramka w tym sezonie po wrzucie piłki z autu. Nie w typowej formie stałego fragmentu i dośrodkowania, ale fakt jest faktem.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Panie! Do ligi jest siedem dni!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sezon – proszę państwa – za pasem. W zasadzie można powiedzieć, że „polskie granie” już się rozpoczęło – czwartkowym meczem Legii z Aktobe. Za chwilę Superpuchar, a za tydzień wraca ekstraklasa. Szybko zleciało. Dla nas zacznie się podobno „najtrudniejszy sezon dla beniaminka”, czyli drugi sezon. Choć beniaminkiem już nie jesteśmy, tylko pełnoprawnym ligowcem. No – może prawie pełnoprawnym, zobaczymy, jak te rozgrywki się potoczą i czy GieKSa zaliczy sezon zbliżony do poprzedniego, a jak wiemy, ten poprzedni przyniósł nam sporo radości i dumy.

Co nas czeka – tego nie wie nikt. Nie ukrywajmy, że poprzednie rozgrywki i postawa w nich GKS były zaskoczeniem. Katowiczanie zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali swój styl, waleczność, ofensywną piłkę. Na palcach jednej ręki można by policzyć mecze, w których nasz zespół był zdecydowanie słabszy od rywala. Dwa spotkania z Legią, Lech w Poznaniu, Górnik w Zabrzu, Pogoń w Szczecinie. A poza tym? Może by się znalazła jakaś Jaga na wyjeździe, ale tak naprawdę nawet w przegranych meczach katowiczanie nie odbiegali bardzo od rywali. Czasem nawet byli lepsi. A przecież oprócz tego było też sporo zwycięstw.

Mogliśmy się zastanawiać, jak GKS będzie się spisywał, mając zapewnione utrzymanie. I spisywał się nadal bardzo dobrze. Po zadyszce z Legią i Koroną przyszło siedem punktów w ostatnich trzech meczach.

Sezon jest niewiadomą choćby z powodu zmian kadrowych, które zawsze między sezonami mają miejsce. Straciliśmy bardzo ważną postać, czyli Oskara Repkę, który po fenomenalnej końcówce sezonu bardzo mocno podwyższył swoje noty, trafił do kadry i odszedł do Rakowa Częstochowa. Szkoda bardzo tego zawodnika, ale taka jest kolej rzeczy. Oskar grał w GKS przez kilka lat i nikt się nim nie interesował, ale promocja na boiskach ekstraklasy jest tak wielka, że ta scena plus jego kapitalne występy zaowocowały transferem do wicemistrza Polski. Wcześniej odszedł też Sebastian Bergier, za którym w Katowicach nikt nie płacze, choć sam Seba trochę płacze, że nie był w Katowicach traktowany jak należy (nie przez kibiców). Napastnik dał nam więcej goli, niż sobie wyobrażaliśmy i godnie zastąpił Adama Zrelaka. Natomiast nie jest to piłkarz, którego nie da się zastąpić.

Z ważnych piłkarzy to jedyne odejścia, więc mimo wszystko ta kadra nie została mocno przetrzebiona. Przede wszystkim udało się wykupić Mateusza Kowalczyka, co było celem numer jeden. Wokół tego zawodnika zapewne będzie się kręcić gra naszego zespołu. Utrzymanie tego piłkarza to wielki sukces i naprawdę optymistyczna sprawa, bo teraz proszę sobie wyobrazić utratę i Repki, i Kowalczyka. To byłby już mały sportowy dramat. Został Kowal – więc jest nieźle.

A piłkarze, którzy przyszli? Różne są opinię o naszym mercato. I wszystko wyjdzie w praniu. Pozyskani zawodnicy nie są z czołówki ligi, ale nie oszukujmy się – tacy piłkarze w pierwszej lidze do nas nie przychodzili. Praktycznie w komplecie są to zawodnicy, którzy odgrywali może nie wszyscy pierwszoplanowe, ale jednak ważne role w swoich zespołach – i co najważniejsze – w ekstraklasie! Zaczęliśmy od dwójki z Pogoni Szczecin. Kacper Łukasiak regularnie wchodził w meczach Portowców, Marcel Wędrychowski zresztą również, a i kilka spotkań zagrał od pierwszej minuty. Aleksander Paluszek wiosną w wielu meczach Śląska był podstawowym zawodnikiem. Jakuba Łukowskiego pamiętamy przede wszystkim z doliczonego czasu gry i bramki na Bukowej – w strugach deszczu – dla Widzewa. A Maciej Rosołek – piłkarz, który w ostatnich dwóch latach obniżył nieco loty, ale to zawodnik z potencjałem, a GieKSa jest miejscem, w którym tacy gracze się odbudowują.

Przede wszystkim jednak to, co powinno nas napawać optymizmem to po prostu praca zespołu – praca sztabu szkoleniowego, który stworzył, wykreował ten zespół od zera. Praca metodyczna, konsekwentna i z pasją, co choćby było widać w serialu Canal Plus. Dlaczego więc miałoby być gorzej? Dobra praca zawsze się broni i – choć wiadomo, że to jest sport i wahania mogą być – to ten atut GieKSy jest ewenementem w ekstraklasie. Puszcza spadła, więc nie ma już Tomasza Tułacza, jako rekordzisty pod względem stażu. Teraz to Rafał Górak dzierży tę palmę pierwszeństwa i to z olbrzymią przewagą. Po nim najdłuższy stań ma Adrian Siemieniec, ale to jest tylko… 2023 rok. Reszta trenerów jest od 2024 lub później! Abstrahując od… wszystkiego, jest to dramat polskiej piłki i brak jakiejkolwiek ciągłości. Naprawdę więc doceniajmy to, że mamy zespół budowany przez lata, nawet jeśli po drodze wszyscy – piłkarze, trener, cały sztab szkoleniowy i kibice, musieli przetoczyć wielki, potężny, monstrualny głaz. Wszystkim się to opłaciło.

Katowiczanie postawili wysoko poprzeczkę w poprzednim sezonie. I teraz są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że musimy piąć się do góry, walczyć o wyższe miejsca i zdobyć większą liczbę punktów. Z drugiej strony, naprawdę ta postawa w ostatnich rozgrywkach była nad wyraz dobra, więc może być tak, że liczba punktów w tych nadchodzących – będzie mniejsza. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę to pójdzie. Dlatego tak ważne jest wsparcie i ta cała otoczka, która była w poprzednim sezonie. Przecież to, co GieKSa zrobiła, punktując z marszu na nowym stadionie, to też było coś spektakularnego. Obawialiśmy się, że katowiczanie będą przez chwilę grać na Nowej Bukowej, jak na wyjeździe. A gdzie tam. Od razu był to ICH stadion. W aspekcie psychologicznym to, że od razu zaczęli wygrywać na nowym obiekcie, jest bardzo ważne, bo po prostu oni znają, my znamy i ten stadion zna smak zwycięstwa.

Nawet Kolejorz zna smak „zwycięstwa” na Nowej Bukowej, bo choć dość rozpaczliwie wywalczyli remis, to po meczu byli w takiej euforii, jakby wygrali, bo przecież przybliżyli się tym punktem do mistrzostwa.

Ostatnie chwile ligowego odpoczynku przed nami kibicami. A od przyszłej soboty się zacznie znów – co tydzień kibicowskie i piłkarskie święto, czyli GieKSa w ekstraklasie!

Kontynuuj czytanie

Galeria Kibice

Turniej na Bukowej

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z turnieju kibiców GKS Katowice, który odbył się w sobotę 12 lipca na Bukowej. Zdjęcia zrobiła dla Was Madziara.   

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Czuć to było z boiska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Raków Częstochowa odbyła się konferencja prasowa, podczas której wypowiedzieli się trenerzy Rafał Górak i Marek Papszun. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji.

Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa):
Zależało nam, żeby dobrze zacząć i wejść w sezon i to zrobiliśmy. Z wymagającym przeciwnikiem. W zeszłym sezonie dwa trudne spotkania, na starej Bukowej – nie byliśmy lepsi, ale wygraliśmy, a potem przegraliśmy u siebie, choć nasza gra była już lepsza. Więc te mecze z GKS były trudne. Dzisiaj też było trudno, ale pokazaliśmy już na starcie dojrzałość i dyscyplinę taktyczną. Momentami nawet taki performance. Jestem zadowolony i z optymizmem patrzymy w przyszłość. Teraz regeneracja, jutro jeszcze mamy sparing dosłownie dla kilku zawodników, których mamy w kadrze i tych z akademii. I szykujemy się do meczu pucharowego z Żiliną.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Trudno zacząć od porażki, to nigdy nie jest fajna sprawa. Natomiast trzeba sobie bezapelacyjnie i szczerze powiedzieć, że trafiliśmy na mocny zespół, na pragmatyczną piłkę i ta gra Rakowa, która mi zawsze tak imponuje – dziś ją było czuć z boiska. Przyjmujemy z szacunkiem tę grę, teraz musimy wyciągnąć wnioski, a także doprowadzać do tego, żeby zespół był lepszy z każdym dniem. Musimy kalkulować, że jak trafimy na takiego przeciwnika, to może on postawić takie warunki, że będzie trudno stwarzać sytuację jakąś lawinową ilością lub tak przejąć inicjatywę, żeby to potem udokumentować golami. Był to trudny i wymagający mecz, natomiast sama pierwsza połowa była stabilna i graliśmy dobrze, mając na uwagę przeciwnika i trochę jestem niezadowolony z wejścia w drugą połowę, kiedy pierwsze dziesięć minut było najsłabsze w naszym wykonaniu w meczu i przeciwnik to wykorzystał, zdobywając bramkę. Nie chcemy robić z tego problemu, natomiast w każdym meczu chcemy zdobywać punkty. Teraz musimy się przygotować do następnego spotkania, które rozegramy tutaj w następny poniedziałek.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga