Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: z GieKSą nigdy nie grało się łatwo

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Tego rywala z pewnością nikomu przedstawiać nie trzeba. Cokolwiek wydarzy się w Warszawie, od razu ląduje na głównych stronach najważniejszych serwisów w Polsce. Mimo to spróbowaliśmy zajrzeć na Łazienkowską „od kuchni”, a o subiektywne spojrzenie na sytuację w Legii i nastroje przed niedzielnym meczem zapytaliśmy Marcina Szymczyka, redaktora naczelnego portalu Legia.net.

19 lat temu Legia Warszawa biła się o podium Ekstraklasy, a GKS tonął na dnie ligowej tabeli. Warszawscy kibice przepowiadali wtedy, że „spadnie GKS na sezonów sześć”. Tymczasem minęło ponad trzykrotnie więcej czasu zanim znów spotkamy się na murawie.
Zerkałem czasami na tabelę I ligi, z sentymentu dla drużyn, które kiedyś rywalizowały z nami w Ekstraklasie, także na GKS. Katowice to duże miasto, część wielkiej aglomeracji, a klub ma dużą bazę kibiców. Naprawdę szkoda, kiedy takie miasta i kluby nie wykorzystują swojego potencjału. Przez ostatnie 20 lat jako Legia przyjeżdżaliśmy na Śląsk do różnych, dużo mniejszych klubów, na przykład w Katowicach graliśmy z Rozwojem. Natomiast przez te wszystkie lata to nigdy nie była GieKSa. Można się domyślać, że wynikało to ze złego zarządzania, braku pieniędzy i sponsorów. Dzisiaj najważniejsze, że wyszliście wreszcie na prostą.

Na obecnym etapie rozgrywek ligowych jesteśmy sąsiadami w tabeli. O ile w Katowicach taką sytuację przyjmujemy z zadowoleniem, to w Warszawie apetyty są z pewnością większe.
Jesteśmy w takim momencie, że apetyt na ligowe zwycięstwa w Warszawie długo nie będzie zaspokojony. W okresie pomiędzy przerwami reprezentacyjnymi dopadł nas kryzys, Legia nie wygrała 4 meczów z rzędu, zdobywając zaledwie dwa punkty. W klubie takim jak nasz jest to bardzo słaby wynik, więc wkradła się nerwowość. Można powiedzieć, że było o włos od zmiany trenera. Na szczęście do tego nie doszło, bo uważam, że przy odpowiednim wsparciu okazanym trenerowi wszystko pójdzie jeszcze w dobrym kierunku.

Pozycję trenera poprawiają z kolei występy w Europie.
Jeżeli chodzi o Ligę Konferencji, to na razie wykonaliśmy dwa duże kroki, ale trzeba wygrać jeszcze co najmniej jeden, a najlepiej dwa mecze, by być pewnym awansu. Idealna byłaby sytuacja, gdyby udało się zająć miejsce w pierwszej ósemce LKE, co pozwoli uniknąć rywalizacji w pierwszej rundzie w przyszłym roku i mieć więcej czasu na odpoczynek. Z kolei w Ekstraklasie nie ma w ogóle marginesu błędu – trzeba po prostu punktować. Dla Legii mecz z GKS-em jest moim zdaniem pułapką, bo warszawscy dziennikarze i kibice oczekują, że Legia dopisze sobie trzy punkty. Natomiast GieKSa jak dotąd pokazuje fajną, ofensywną piłkę. Wygraliście u siebie z Pogonią i Jagiellonią, na wyjeździe roznieśliście Puszczę, z którą Legia jeszcze w całej swojej historii nie wygrała. Był remis z Piastem, z którym my przegraliśmy 1:2.

Humory z pewnością poprawiło Wam zwycięstwo w Serbii. Jak ocenisz potencjał FK TSC Bačka Topola w porównaniu do naszej ligi?
Trudno oceniać na podstawie jednego meczu, ale myślę, że spokojnie utrzymaliby się w Ekstraklasie. Widać było w poszczególnych sytuacjach, że mają umiejętności techniczne, potrafią grać w piłkę, jednak Legia nie pozwoliła im na zbyt wiele, była dobrze ustawiona taktycznie. Z drugiej strony mógł imponować czas utrzymywania się rywala przy piłce. Legia wygrała 3:0, miała wysoki współczynnik oczekiwanych goli, a jednocześnie jedynie 28% posiadania piłki. To naprawdę rzadko spotykane. Jechaliśmy tam z nastawieniem, że ten mecz trzeba wygrać. Podobnie będzie w niedzielę, natomiast moim zdaniem poprzeczka będzie zawieszona wyżej niż z TSC Bačka Topola. Czwartkowy mecz dobrze się ułożył, Legia szybko strzeliła gola i później mogła kontrolować sytuację.

Czy tak duże natężenie meczów zmusi trenera do zmian w wyjściowej jedenastce na mecz z GKS?
Spodziewam się jedynie drobnych korekt. Od początku sezonu trener Feio zapowiadał nie więcej niż jedną zmianę na formację, o ile nie zmuszą go do tego kontuzje. Od momentu, gdy skład się ustabilizował, to chce w ten sposób grać. Jakieś zmiany będą jednak na pewno. Myślę, że Wojtek Urbański może zagrać w większym wymiarze czasowym, może nawet od początku. W Serbii nie grał, bo nie jest zgłoszony do rozgrywek, jest więc wypoczęty, co na pewno działa na jego korzyść. Myślę, że jutro od początku zagra Luquinhas, a także Janek Ziółkowski, bo Pankov ma problemy zdrowotne. Może być jeszcze jakaś zmiana w linii ataku i to wszystko, czego można się spodziewać w niedzielę.

Porównując nasze drużyny, w oczy rzuca się różnica w systemie gry. W Katowicach stawiają na wahadłowych, natomiast Legia gra na czterech obrońców.
Goncalo Feio grał czwórką z tyłu w zasadzie zawsze, choćby w Motorze. Można powiedzieć, że w Legii „odziedziczył” kadrę skrojoną pod system gry wahadłowymi, bo tak naprawdę nie ma u nas bocznych obrońców. Długo ciągnął to w ten sposób, natomiast wspomniany wrześniowy kryzys być może przyspieszył zmiany w systemie gry i od meczu z Górnikiem Zabrze gramy już czwórką z tyłu. Na prawej obronie gra Paweł Wszołek, który tak naprawdę obrońcą nie jest, a na lewej gra Vinagre, który też ma zapędy bardziej ofensywne. Na razie dają sobie radę i moim zdaniem wyglądamy zdecydowanie lepiej w tym systemie. Potwierdzają to i wyniki, i sam sposób gry.

Zwracasz uwagę na brak nominalnych bocznych obrońców. A jak wygląda kadra Legii na pozostałych pozycjach? Jesteście zdolni utrzymać wysoki poziom grając na trzech frontach?
Kadra jest szeroka, jeśli chodzi o ilość, natomiast można dyskutować o jej jakości. Wielu zawodników, których dopiero sprowadzono, na razie zawodzi i nie pokazuje swojej jakości. Claude Gonçalves przychodził tutaj jako następca Bartosza Slisza i dobrze się prezentował w okresie przygotowawczym. Tymczasem właściwie od pierwszego meczu gra fatalnie. Jean-Pierre Nsame został sprowadzony jako król strzelców ligi szwajcarskiej, a obecnie wygląda jak cień zawodnika. Można by wskazać jeszcze kilku podobnych graczy. Natomiast sezon jest długi, więc pozostaje mieć nadzieję, że wkrótce wejdą na właściwe tory.

Czy to wystarczy, żeby wygrywać wszędzie?
Scenariusz na Puchar Polski jest jeden: awans w meczu z Miedzią jest obowiązkowy i nikt sobie nie wyobraża, by mogło być inaczej. Kibice są najbardziej spragnieni mistrzostwa, natomiast trzeba być świadomym, że będzie o to bardzo ciężko. Lech Poznań ma dzisiaj dziewięć punktów przewagi, odpadł już z Pucharu Polski, nie gra też w Lidze Konferencji. Między poprzednią a następną przerwą na kadrę są 23 dni, Legia rozegra w tym czasie 7 meczów, a Lech 4. To zupełnie inny tryb przygotowań. O mistrzostwo będzie bardzo trudno, ale będziemy walczyć do końca.

Jednym z kluczowych letnich transferów w Warszawie było odejście Josue. Czy Luquinhas jest w stanie go zastąpić?
To zupełnie inne typy piłkarza. Josue to zawodnik o trudnym charakterze, wszystko w zasadzie było podporządkowane pod niego. Za tą cenę dawał jednak ogromną jakość, doskonałe podania. Gdyby koledzy z drużyny byli skuteczniejsi, powinien mieć po 30 asyst w sezonie. Był cały czas w formie, nie miał praktycznie żadnych kontuzji. Z kolei Luquinhas jest mobilny, szybki i na tym bazuje. Są to więc zawodnicy o innych profilach, natomiast ja osobiście wyżej cenię Josue.

Najwięcej zastrzeżeń budzi jak dotąd postawa Waszych napastników. Żałujecie odejścia Blaža Kramera?
W momencie, w którym odchodził Kramer, był on jedynym napastnikiem, który był w formie. Mimo to uważam, że dobrze się stało, że odszedł. Legia wykorzystała najlepszy moment na jego transfer, a jego postawa w Konyasporze potwierdza, że zrobili dobry ruch. Kramer ma tam kiepskie statystyki, więc wyobrażam sobie rozczarowanie wśród tureckich kibiców. Obecnie jedynym napastnikiem, który ma potencjał, by seryjnie zdobywać gole jest Marc Gual. Jest młody, dynamiczny, z całkiem niezłą techniką, tyle że jest niestabilny: raz zagra dobrze, potem przez dwa mecze go nie ma, albo zagra katastrofalnie. Jako jedyny daje jednak nadzieję, że może grać na wysokim poziomie. Z kolei Tomáš Pekhart ma już swoje lata, poza tym nie dostaje już takich podań jak wcześniej. Kapitalnie gra głową, ale musi dostać dobre podanie w polu karnym. Poza nim jest jeszcze młody Majchrzak, ale to raczej melodia przyszłości.

W ostatnim czasie zrobiło się głośno o Maxim Oyedele. Jak oceniasz ten transfer?
Legia przez rok szukała piłkarza na pozycję numer 6 i nie mogła znaleźć. Mieliśmy Qëndrima Zybę, który rozczarowywał i już go nie ma. Rafał Augustyniak ma swoje ograniczenia, nie jest zawodnikiem wystarczająco szybkim na tę pozycję. Jurgen Çelhaka ma z kolei dużo kontuzji, poza tym moim zdaniem nie nadaje się do nowoczesnego stylu gry na tej pozycji. Gdy zaczął tam grać Oyedele, wszyscy poczuliśmy ulgę, że w końcu mamy zawodnika, który gra do przodu, łącząc obronę z ofensywą. Jak dotąd wszyscy są z niego bardzo zadowoleni. Liczę jednak na więcej spokoju wokół niego, bo po debiucie w reprezentacji było wokół niego za dużo zamieszania.

Mówiliśmy o zagranicznych transferach Legii, które nie zawsze okazują się strzałem w dziesiątkę. Czy tak trudno znaleźć dobrego polskiego piłkarza, że łatwiej szukać wzmocnień za granicą?
Nie zgadzam się z opinią, że dobrych piłkarzy trzeba szukać za granicą. Przykład Kacpra Chodyny pokazuje, że warto sięgać po zawodników wyróżniających się w Ekstraklasie. Mówi się, że młodzi Polacy są drodzy, dlatego sprowadzamy za 1,4 miliona euro Alfarelę. Tymczasem okazało się, że za milion można było sprowadzić Ameyawa. Moim zdaniem transfery Ameyawa i Mosóra to świetne ruchy Rakowa i takich zawodników bym szukał.

Można znaleźć takich zawodników w GieKSie?
Kto wie, być może w obliczu naszych problemów z napastnikami nie byłoby złym rozwiązaniem sprowadzenie Adama Zrel’aka na sezon czy dwa. Osobiście z dużym sentymentem wspominam Kubę Araka. Pamiętam go dobrze z rezerw Legii i Młodej Ekstraklasy. Jest to najlepiej grający głową zawodnik, jakiego widziałem, lepiej nawet od Tomáša Pekharta. Gdyby w piłkę grało się tylko głową, to Arak grałby w Premier League. Dziwię się z kolei, że Legia nie próbowała wcześniej sięgnąć po Bartka Nowaka, bo jest to zawodnik grający fajną, ofensywną piłkę, ma smykałkę do strzelania goli. Moim zdaniem Legii brakuje takiego zawodnika i Nowak mógłby się tutaj przydać.

Jak silną pozycję ma w tej chwili Goncalo Feio?
Osobiście bardzo mu kibicuję. Uważam, że to dobry szkoleniowiec, bardzo dobrze przygotowany merytorycznie, a przy tym bardzo młody. Znam go też bardzo długo, bo pamiętam go z czasów, gdy poprzednio pracował w Akademii Legii. Już wtedy miał duże ambicje, by być pierwszym trenerem. Jest całkowicie sfokusowany na piłce, a wiedzą merytoryczną przewyższa wielu szkoleniowców w Ekstraklasie. Musi nauczyć się przekładać tę wiedzę na boisko i przede wszystkim nauczyć się panować nad emocjami. Pod tym względem jest coraz lepiej, trener wciąż zbiera doświadczenie i cały czas się uczy. Wierzę, że uda się to wszystko poukładać i może to być trener, który poprowadzi Legię do sukcesów. Potrzebuje tylko czasu.

Czy trener może się obawiać o swoją posadę?
Ostatnie tygodnie pokazały, że ta linia, która oddziela trenera od dymisji, jest bardzo cienka. Obecnie trwa weryfikacja i okres do meczu z Lechem włącznie, czyli do listopadowej przerwy na kadrę, to czas, w którym wszyscy w klubie przyglądają się pracy trenera. To będzie czas ocen i podsumowań. Jak dotąd ta ocena wypada pozytywnie, natomiast tąpnięcie w postaci porażki z GKS-em czy Miedzią mogłoby poważnie zachwiać pozycją trenera. Nie sądzę, aby w przypadku porażki z GieKSą doszło do takiej zmiany, natomiast w dalszej perspektywie porażka może zaważyć na ocenie trenera.

Być może więcej obaw o swoją posadę powinien mieć dyrektor sportowy?
Jacek Zieliński jest raczej negatywnie oceniany przez kibiców, jednak na jego pracę patrzy się głównie przez pryzmat wyników. Zobaczymy, jaka będzie nasza sytuacja na koniec roku. Latem w Legii doszło do wielu zmian – dziewięć transferów plus w zasadzie nowy sztab. Sam Feio jest w klubie od kwietnia, więc drużyna jest zbyt świeża, by ją jednoznacznie ocenić. Jeżeli kolejni zawodnicy sprowadzeni latem przez Jacka Zielińskiego odpalą, a kilku z nich pokazało się już z dobrej strony, to prawdopodobnie wszystko zostanie po staremu. Natomiast w razie kolejnych wpadek może być różnie.

Jakie wspomnienia towarzyszą Ci z czasów rywalizacji z GieKSą w Ekstraklasie?
Mam wiele wspomnień z meczów z GKS, ale najbardziej zapadły mi w pamięci dwa wydarzenia. Pierwsze to finał Pucharu Polski w Warszawie w 1995, wygrany 2:0. Mecz skończył się olbrzymią awanturą, gdzie pół stadionu zostało zdemolowane. Kolejne to mecz w Katowicach w 2004 roku. Był to chyba mój pierwszy mecz wyjazdowy, który Legia wygrała 4:2 Pod koniec meczu, po obu stronach boiska, wzdłuż linii autowej ustawili się kibice GieKSy, którzy równo z ostatnim gwizdkiem wbiegli na murawę, a piłkarze musieli uciekać do szatni. Wielu osobom się dostało, również piłkarzom. Ja wylądowałem w szatni razem z piłkarzami, wcześniej próbując chronić Wojtka Szalę od kolejnego uderzenia. Trudno to sobie dzisiaj wyobrazić. Natomiast piłkarsko GKS to nie był wtedy łatwy rywal dla Legii. Pamiętam dobrze, że w Katowicach dochodziło do niespodzianek, same mecze były trudne, często blisko remisu. Nigdy nie grało się nam łatwo z GieKSą. Z dzieciństwa pamiętam, gdy w Katowicach szalał Janek Furtok, ale to już dla wielu zamierzchła historia.

W naszych pojedynkach nigdy nie brakowało walki i twardej fizycznej gry. Podobny scenariusz zakładasz na niedzielny mecz?
Spodziewam się bardziej rozgrywki taktycznej. Jestem pewny, że trener Feio podejdzie do tego meczu bardzo poważnie, starając się wyłączyć największe atuty GieKSy. Nie oczekiwałbym otwartego meczu, chociaż wiem, że GKS lubi tak grać i ma zawodników, którzy odpowiadają takiemu stylowi. Wyobrażam sobie, że skończy się na tym, że jedna czy druga akcja Legii zakończy się golem i ostatecznie wygramy 2:0 lub 2:1.

W niedzielę stadion będzie pełny?
Nie widziałem jeszcze komunikatu, ale jest już chyba bardzo blisko sold-outu. Zapowiada się ciekawe wydarzenie, bo klub zaplanował specjalny pokaz świateł, mecz jest powiązany z promocją strojów poświęconych Lucjanowi Brychczemu. Zapowiada się więc fajna oprawa meczu. W Warszawie panuje moda na imprezy, nie tylko sportowe, ale przekłada się to też na piłkę nożną. Kibice oczekują wprawdzie więcej jakości na boisku, ale można powiedzieć, że idziemy w dobrym kierunku.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga