Dołącz do nas

Kibice SK 1964 Społecznie

Oświadczenie poselskie Ewy Kołodziej odnośnie ulicy Górniczego Klubu Sportowego

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Posłanka z Katowic Ewa Kołodziej podczas wczorajszych obrad Sejmu wygłosiła oświadczenie, w którym opowiedziała się za inicjatywą Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK1964” odnośnie powstania w Katowicach ulicy Górniczego Klubu Sportowego. Zapraszamy do lektury.

Szanowna Pani Marszałek! Wysoka Izbo!

Tytuł mojego oświadczenia brzmi: „Odrobina sportu w cen­trum miasta, czyli inicjatywa nadania nowo powsta­jącej ulicy w centrum miasta Katowic nazwy Górni­czego Klubu Sportowego”.

Chciałabym w ciągu kilku minut zająć się z jednej strony małym kawałkiem nowo powstającej prze­strzeni miejskiej w Katowicach, natomiast z drugiej strony wielkim kawałkiem historii, ucieleśnioną ideą sportu oraz dumą mieszkańców Katowic. W tym celu poruszę temat budowy nowej ulicy w Katowicach, mającej połączyć ul. Chorzowską z ul. Piotra Skargi, tymczasowo nazwanej ul. Śródmiejską, gdyż funk­cjonuje ona na razie jedynie na mapach i dlatego nie ma jeszcze swojej oficjalnej nazwy. W ostatnim czasie z pomysłem, aby nadać jej na­zwę Górniczego Klubu Sportowego, wystąpili dzia­łacze społecznego komitetu poparcia oraz Stowarzy­szenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Inicja­torzy pomysłu zwrócili się również z prośbą o wspar­cie go do prezydenta Katowic, a w najbliższym czasie zamierzają też skierować do Rady Miasta Katowice obywatelski projekt uchwały w tej sprawie. Pomysł ten już teraz znalazł w mieszkańcach Katowic wielu entuzjastów. Ja również zaliczam się do grona tych entuzjastów.

Pokrótce: historia katowickiego Górniczego Klu­bu Sportowego rozpoczęła się 27 lutego 1964 r. w wyniku połączenia kilku mniejszych podmiotów w jeden wielosekcyjny klub. To właśnie różnorodność i mnogość dyscyplin sprawiła, że od samego początku GKS Katowice stał się klubem bliskim wszystkim katowiczanom. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, począwszy od tych, którzy pasjonują się grami zespo­łowymi, poprzez sympatyków narciarstwa, sanecz­karstwa, pasjonatów sportów walki, oczywiście na kibicach piłkarskich kończąc. I tak, szanowni państwo, od blisko półwiecza Gór­niczy Klub Sportowy Katowice jest nie tylko pasją, lecz również miłością mieszkańców Katowic i okolic oraz powodem ich dumy. Dzięki GieKSie cieszyliśmy się w 1980 r. z olimpijskich medali zapaśników: An­drzeja Suprona, Romana Bierły czy Jana Dołgowicza. Z tytułu najlepszej saneczkarki świata, który zdoby­ła Barbara Piecha, cieszyliśmy się w 1970 r., a w la­tach 60. z gry jednego z najlepszych śląskich zawod­ników w kadrze siatkarzy – Tadeusza Siwka. Miłośnicy hokeja przypominają o dorobku 6 tytu­łów mistrza Polski oraz 9 trofeach wicemistrzowskich i Pucharze Polski, co stawia hokejowy GKS w roli jed­nego z najbardziej utytułowanych i zasłużonych dla tej dyscypliny klubów w kraju. Przecież bez znakomitego bramkarza Andrzeja Tkacza polscy hokeiści nie odnie­śliby głośnego zwycięstwa nad ZSRR 6:4 w 1976 r. Trudno też sobie wyobrazić drużynę narodową hokei­stów bez Jacka Płachty, Henryka Grutha, Wojciecha Tkacza czy Marka Stebnickiego. GKS Katowice to także piłka nożna. Jednym tchem można wymienić 4 tytuły wicemistrza, 3 trium­fy w Pucharze Polski i Superpuchar Polski. Grono sportowców, którzy przez ostatnie 50 lat w barwach GKS Katowice reprezentowali miasto i kraj na arenach międzynarodowych, jest bardzo duże. Nie sposób wymienić w tym miejscu wszyst­kich. Wspomnieć należy natomiast o piłkarzach: Ja­nie Furtoku, Januszu Jojce, Adamie Ledwoniu, bra­ciach Świerczewskich czy Kazimierzu Węgrzynie. Spośród innych dyscyplin, w których zawodnicy Górniczego Klubu Sportowego świętowali triumfy, warto wspomnieć o zapaśnikach: Jerzym Kopańskim, Jerzym Choromańskim, Romanie Kierpaczu i Hen­ryku Tomanku, o znakomitych szermierzach: Gra­żynie Staszak, Sylwii Julito, Elżbiecie Pawlas, El­żbiecie Mnich, Halinie Balon, Wandzie Fukale, Sta­nisławie Krzesińskim i Jerzym Janikowskim, a tak­że narciarzach: Janie Legierskim i Stanisławie Ka­wuloku czy tenisistce Barbarze Krall-Olszy.

Szanowni Państwo! To właśnie dzięki sportow­com występującym na co dzień w barwach GKS Ka­towice kibice z Katowic, Śląska oraz całego kraju przeżyli wiele niezapomnianych chwil, które zapisa­ły się złotymi zgłoskami w historii polskiego sportu. A przecież 10 lat nieprzerwanej gry w europejskich pucharach to również, uważam, niedoceniona war­tość marketingowa miasta Katowic. To też dzięki GieKSie nazwa miasta pojawiała się wielokrotnie w gazetach całej Europy, a Katowice odwiedziło wie­lu zagranicznych dziennikarzy i turystów. Niewąt­pliwie jest to jeden z najważniejszych czynników promujących Katowice i Górny Śląsk w Europie na przestrzeni ostatnich 50 lat.

Wysoka Izbo! Z całego serca popieram inicjatywę nadania nazwy Górniczego Klubu Sportowego ulicy w centrum Katowic w nowo powstającej części mia­sta. Uważam, że fakt ten będzie uhonorowaniem zasług dla naszego miasta wszystkich sportowców spod znaku GieKSy, a zarazem godnym uczczeniem przypadającego na przyszły rok 50-lecia klubu. Bę­dzie to również piękny akt podzięki za nieprzerwaną popularyzację sportu powszechnego, w szczególności wśród młodzieży. Tak więc nadanie wspomnianej ulicy nazwy Górniczego Klubu Sporto­wego będzie dowodem na to, że idee sportu są bliskie nie tylko sercom kibiców i klubowi, ale też całemu miastu.

Na zakończenie chciałabym jeszcze wystąpić z proś­bą, z apelem. Wiem, że w najbliższym czasie działa­cze społecznego komitetu poparcia oraz Stowarzy­szenia Kibiców GKS-u Katowice SK 1964 będą za­biegać o poparcie inicjatywy przez znanych i zasłu­żonych sportowców. I ja z tego miejsca gorąco zachę­cam wszystkich, którym bliskie są idee sportu oraz rozwój i dobro Katowic, do wsparcia tej inicjatywy. Bardzo dziękuję.

Wideo z obrad Sejmu, na którym pani poseł wygłasza oświadczenie wrzucimy później.

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

4 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

4 komentarze

  1. Avatar photo

    mózG

    8 marca 2013 at 00:17

    Pięknie powiedziane, historia stworzy sie na naszyc oczach.

    Pani Ewa pozamiatala moim zdaniem wszystkie glosy sprzeciwu!

  2. Avatar photo

    ggggggg

    8 marca 2013 at 17:54

    Brawo Pani Ewo!

  3. Avatar photo

    Piotr

    10 marca 2013 at 14:12

    Oświadczenie może i piękne, tylko forum i audytorium jakby nie to.

  4. Avatar photo

    marcin

    15 marca 2013 at 00:25

    nasze miasto nasz klub i niech ma swoja ulice jako pierwszy w tym kraju i mam nadzieje ze to dojdzie do skutku

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga