Dołącz do nas

Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Motorem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Mecz z Motorem Lublin to już historia. Były emocje, były bramki, niestety wróciliśmy do Katowic bez punktu. W opiniach kibiców przeważa zadowolenie z postawy zespołu, wiadomo jednak, że zwracają oni uwagę na błędy w obronie i niewykorzystane sytuacje. To jednak zadanie dla trenerów i piłkarzy. My jeszcze rozpatrzmy ten mecz okiem redakcji i myślimy już tylko o starciu z Mistrzem Polski – w niedzielę w Białymstoku.

1. Mecz w poniedziałek to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Trzeba kombinować z wolnym, robić całą logistykę, a dodatkowo powrót w środku nocy przed kolejnym dniem roboczym też jest problematyczny.

2. W związku z tym udaliśmy się do Lublina w trójkę – ja, Patryk i Magda. Z Katowic wyjechaliśmy o godzinie 13:00, czyli na sześć godzin przed meczem.

3. Droga przebiegła bardzo szybko, spokojnie i sprawnie. Poza pogodą. Okresowo nieprzyjemnie padało, no i był spora mgła. Nawet zastanawialiśmy się, czy przypadkiem taka mgła będzie w Lublinie. Od razu przypomniał mi się mecz we Wronkach, sprzed wielu, wielu lat, gdzie katowiczanie rywalizowali z Amiką w anormalnych warunkach. W transmisji TV nie było widać prawie nic.

4. W Lublinie jednak się przejaśniło, choć było szaro, buro i brzydko. Byliśmy tak około godziny 17:00. Mając sporo czasu, chcieliśmy coś jeszcze zjeść w centrum, jednak mieliśmy problem z zaparkowaniem, więc udaliśmy się bezpośrednio na stadion.

5. Prawie bezpośrednio, bo GPS samochodowy nas wyprowadzał na manowce, bo nie uwzględnia zakazów, podwójnych ciągłych i prowadził nas tak, jakby była włączona opcja „p…ol przepisy, jedź na przełaj”. Przez to musieliśmy trochę setek metrów nadłożyć.

6. A na czarną godzinę zaopatrzyliśmy się w miejscowym Lidlu, przy czym nigdy nie może być za prosto – najpierw panu seniorowi przede mną przy kasie nie chciało zważyć pomidorów. Przyszła druga ekspedientka, rozmontowała to ustrojstwo (wagę i skaner), zadziałało. Po chwili pan jednak powiedział, że pomidory miały być w promocji, a nie są. „Co ja mogę?” – odpowiedziała kasjerka. Na szczęście mnie obsłużyła.

7. Dojechaliśmy do stadionu, który z zewnątrz prezentuje się bardzo ładnie. Położony na takim pustkowiu, jest dużo parkingów. Ładnie oświetlony. Ogólnie – stadion w punkt.

8. Dla mnie była to pierwsza wizyta na nowym obiekcie. Na starym stadionie byłem w Lublinie trzy razy i choć sypał się strasznie i był rodem z czwartej ligi – dobrze go wspominałem, bo GieKSa wygrała tam dwa razy 2:0 i raz był bezbramkowy remis. Pamiętam swój jednoosobowy wyjazd – pociągiem do Warszawy, a potem do Lublina i z powrotem tak samo. To było w czasach, kiedy jeszcze filmowałem mecze.

9. Pamiętam, że opowiadałem o swoich perypetiach trenerowi Nawałce, licząc że może wezmą mnie na pokład powrotny, ale przyszły selekcjoner – jak to on – życzył po prostu szerokiej drogi i tyle 😉

10. Odbiór akredytacji przebiegł bez problemu, szybko je wzięliśmy i klatką schodową udaliśmy się na trzecie piętro, gdzie było wyjście na trybunę prasową.

11. Od razu wiedziałem, że będzie dobrze, gdy zobaczyłem szerokie blaty. Co prawda rozkładane, ale na sztywno, a nie jak te studenckie plastikowe stoliczki na wielu stadionach. Dodatkowo miejsca prasowe były w dwóch rzędach, ale na całej długości boiska. Bardzo ciekawe rozwiązanie.

12. Problem jedynie mógł być z krzesłami, bo nie było tam zamontowanych siedzisk, tylko takie dość toporne, ale luzem krzesła na kółkach. I po prostu było ich dużo mniej niż stanowisk. Dlatego dobrze, że byliśmy tak wcześnie, bo po prostu mogliśmy sobie miejsce zająć. Potem przychodziły osoby, dla których już tych krzeseł zabrakło. No ale w sumie to pewnie nie problem, bo i tak nic nie robiły. W ogóle to jest jakaś zmora prasówek, że często jest na nich masa osób, które mają akredytację, a nic nie robią, tylko oglądają mecz. Tzw. cwaniaki.

13. Choć na czarną godzinę miałem jakieś wypieki, potrzebowałem zjeść coś konkretniejszego. Motor reklamował, że na tym meczu będzie gięta z bułce, ale to co było w tym kontekście problemem, to fakt, że prasówka była kompletnie oddzielona od sektorów kibicowskich, na których była ta gastronomia. W zasadzie loża prasowa była na takim podwyższeniu, wysoko ponad sektorami kibiców. Nie było przemieszania. Musiałem więc się obejść smakiem.

14. Mimo to chciałem trochę poszukać, a nuż. Trafiłem na pierwszej piętro, wszedłem w jakieś drzwi i znalazłem się przypadkiem przy sali konferencyjnej i Media Roomie. I przez szklaną ścianę zobaczyłem kanapki – ucieszyłem się bardzo.

15. Co prawda kanapki był na jedną modłę, z jakąś wędliną, startym serem i sosem. Ale przede wszystkim były smaczne i dużo, bo aż trzy patery. Mogłem więc bez krępacji nabrać tych kalorii, tak potrzebnych na przewidywane emocje piłkarskie.

16. Gdy wracałem, postanowiłem skorzystać z windy, ale nie dało się wbić 3. piętra. Próbowałem i nic. W końcu winda ruszyła i pojechała na parter, bo ktoś ją wezwał. To był chyba jakiś pracownik klubu i mówiłem mu, że chcę wjechać na trzecie. On zaczął w tym momencie wbijać jakieś kody, niby do combosów w Mortal Kombat. Jakieś kombinacje z prędkością światła 2#412 czy 3#2124. Jednak nie udawało mu się. Powiedział, że winda nie dojeżdża ot tak na trzecie piętro, bo była potrzebna do dojazdu na 1. i 2. dla VIP-ów czy coś takiego. Dojechałem z nim na drugie, a resztę pokonałem schodami.

17. Ten mankament z niedostępnością gastronomii stadionowej wynikał jednak z czegoś większego, co akurat było super sprawą. Uwierzcie, jest bardzo niekomfortowe relacjonowanie meczu, jeśli macie nad głową kibiców, którzy jeszcze robią bydło jak na Legii. I to kibiców przeciwnej drużyny. Zaglądają ci w ekran, robią jakieś podśmiechujki. Wielokrotnie się z tym spotykaliśmy. Tutaj był bardzo duży komfort i mogliśmy się skupić tylko na pracy.

18. Widoczność – super. Pozostało tylko kontynuować relację LIVE – którą rozpocząłem, gdy dojeżdżaliśmy na stadion. Przy okazji zapraszam do tych naszych relacji – bo jesteśmy LIVE na długo przed meczem i po spotkaniu i na bieżąco piszemy, co mówią trenerzy. Jest dużo smaczków, kulisów, trochę na żywo możecie zobaczyć pracę redakcji. Dodatkowo raz lub dwa w trakcie danej połowy nagrywam głosówkę z podsumowaniem dotychczasowych wydarzeń. Naprawdę warto nas śledzić. A my będąc nieopodal komentatorów Canal Plus mogliśmy od razu spoglądać na powtórki sytuacji, choć swoją drogą – transmisję mamy też odpaloną na laptopie (z tym że jest tu kilkudziesięciosekundowe opóźnienie).

19. Przed meczem Rafał Górak przechadzał się po murawie, sprawdzając jej stan i przywitał się z kibicami. Dobrze, że ta dobra krew między kibicami, a szkoleniowcem jest i po tych wszystkich trudnych czasach, nie ma już ani śladu.

20. Kibice dopisali. Zarówno Motoru, jak i GieKSy i z obu stron był bardzo dobry doping. I szkoda trochę, że w ramach neutralnych stosunków, w maju, gdy obie ekipy awansowały w Gdyni, było dużo wzajemnej życzliwości. Potem Motorowcy zaczęli się bratać zza Brynicą i wszystko prysło. Choć to lublinianie zaczęli podczas meczu obrażać GKS w sposób żenujący. GieKSiarze nie pozostali dłużni.

21. Przed meczem uhonorowano niesamowicie Rafała Króla, legendę Motoru, który rozegrał 290 meczów w barwach tego zespołu. Zawodnik pamięta pojedynki z GieKSą z lat 2008-10. Dość powiedzieć, że ja mogłem go obserwować w jego pierwszym sezonie w Motorze właśnie podczas jednego z tych meczów GKS w Lublinie. Bramki dla naszego zespołu zdobyli wtedy… Sebastian Gielza i Damian Sadowski.

22. Piłkarze GKS zachowali się z klasą i utworzyli wraz z zawodnikami Motoru szpaler. Sympatycznie. Tak powinno się honorować swoich wybitnych zawodników.

23. Już w 18. sekundzie GKS miał na koncie dwa celne strzały. Najpierw Bartosz Nowak, a potem Adrian Błąd uderzali na bramkę, ale Kacper Rosa świetnie bronił i pokazał, że w tym meczu nasi zawodnicy ofensywni będą mieli trudno. Potem Sebastian Bergier strzelił bramkę i wydawało się, że gra GieKSy daje duże szanse na zwycięstwo. Niestety szybko – po naszych błędach – rywale zdobyli dwa gole i na przerwę schodziliśmy z debetem. Jedną z bramek zdobył nasz były zawodnik – Piotr Ceglarz.

24. GieKSa się nie poddawała i szybko Borja Galan wyrównał. W końcu! Zawodnik ostatnio gra coraz lepiej i w końcu strzelił swoją pierwszą bramkę w lidze. Będziemy mieli z niego dużo pożytku – naprawdę miło patrzyło się na grę Hiszpana. A zapowiedzi trenera, że Borja wskoczy na dobry poziom, ziszczają się.

25. Motor znów wyszedł na prowadzenie i nie oddał go do końca, mimo że GKS walczył. Po emocjonującym meczu, katowiczanie przegrali w Lublinie 2:3.

26. Po nagrywce pomeczowej uciąłem sobie jeszcze pogawędkę z Michałem Żewłakowem, który z Rafałem Dębińskim komentował ten mecz w Canal Plus. Tak jak pisałem w felietonie – był reprezentant Polski bardziej obarczył naszych zawodników ofensywnych, a nie obrońców, za to, że GKS tego meczu nie wygrał. W jego opinii GieKSa była lepsza.

27. Ogólnie fajne jest w tej ekstraklasie, że przez to, że jest tak, medialna, możemy w końcu spotkać znane postaci ze świata piłki i nie tylko. Oczywiście w niższych ligach też jest to możliwe, ale raczej jedynie wtedy, gdy dana osoba ściśle jest związana z danym klubem.

28. Udaliśmy się na salę konferencyjną, a Patryk poszedł po wywiad. Sala konferencyjna ma kilometr długości, naprawdę nie przypominam sobie tak długiego pokoju tego typu. Żeby dojrzeć trenerów, trzeba mieć lunetę.

29. A na sali konferencyjnej, celebryta – mianowicie Fornal – jeśli nie kojarzycie, to taki znany Youtuber, który recenzuje różne gastronomiczne miejsca, typu kebaby itd. Ma ten swój charakterystyczny gest „zapraszania do środka”. Boże jaki ten Fornal jest potężny. Dawno nie widziałem tak dużego człowieka. Widać, że ma zamiłowanie do jedzenia, choć tutaj akurat nie jadł (pewnie dlatego, że już nic nie było). Sączył sobie tylko herbatkę.

30. Na konferencję się naczekaliśmy. Popełniłem strategiczny błąd, że usiadłem daleko z tyłu (bo tam był stolik), a głośniki działały tylko gdzieś do połowy sali. Musiałem więc wytężyć słuch, żeby móc notować, co mówią trenerzy.

31 .O ile Rafał Górak dość zwięźle i szybko odpowiedział na pytania, to rozanielony Mateusz Stolarski rozwijał się i mówił kwieciście, zahaczając niemal o patos. Trwało to i trwało, ale widać było, że ciśnienie po ostatnich meczach z niego zeszło. Przypomniało mi się podobne rozanielenie Jana Urbana i Goncalo Feio po meczu z nami. Dosłownie czuć, jak po takich meczach z jednego czy drugiego trenera zeszła presja.

32. A my, jak to my, zostaliśmy na sali konferencyjne jeszcze z godzinę. Magda robiła galerię, Patryk wrócił z wywiadu z Arkadiuszem Jędrychem, ja doszlifowywałem konferencję. Lubię te nasze posiedzenia, gdy salki się wyludniają, jesteśmy wtedy bardzo mocno skupieni na pracy, jest wesoło i materiały pojawiają się na stronie szybko.

33. Pobawiliśmy się tytułami i kompletnie niecelowo i niezależnie wyszła fajna zbitka tytułów – relacji pomeczowej, konferencji i galerii 😉

34. Zebraliśmy się około godziny 23:00. Czekała nas długa podróż do domu. Jeszcze wyjeżdżając ze stadionu ujrzeliśmy flagę, która była na trybunach dla Rafała Króla – teraz była wywieszona przed stadionem, by oznajmiać Lublinowi, jaka legenda w ich klubie grała.

35. Droga powrotna przebiegła nam spokojnie, choć też było mgliście. Ja zdążyłem napisać felieton pomeczowy, z czego bardzo się cieszyłem, bo nie wiem, kiedy bym znalazł czas, żeby go gdzieś wcisnąć. Podobnie jest z tym post scriptum. Ale udaje się. Ku chwale GieKSy.

36. W Katowicach byliśmy po trzeciej. To pierwszy daleki wyjazd w tej rundzie i zapowiedź tego, co nas czeka. Białystok, Szczecin, Gdańsk… i parę średnich jak Łódź, Kielce czy ekspresowy Wrocław.

37. Aha, dodam, że wczoraj w głowie sobie patrzyłem na GKS na wyjazdach w tym sezonie. W ośmiu z jedenastu meczów katowiczanie strzelali bramki. W trzech meczach piłkarze zdobyli po jednej, w trzech po dwie bramki, a po razie trafiali cztery i sześć razy. To naprawdę niezła statystyka goli wyjazdowych.

38. W Lublinie było dobrze, tylko z błędami. Nie ma co psioczyć. Zespół idzie w bardzo dobrym kierunku i ten rozwój jest aż nadto widoczny.

39. Do zobaczenia w Białymstoku!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga