Dołącz do nas

Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Pogonią

Avatar photo

Opublikowany

dnia

O meczu z Pogonią w Szczecinie musimy jak najszybciej zapomnieć. Była to bolesna lekcja ekstraklasowej piłki. GieKSa w pierwszej połowie dorównywała kroku, ale potem gospodarze okazali się zdecydowanie lepsi. Jak wyglądał wyjazd okiem redakcji – o tym poniżej. I od teraz myślimy już tylko o meczu z Puszczą.

1. Jako że wyjazd daleki, wyjechaliśmy rano. Od jakiegoś czasu wyjeżdżamy ze sporym zapasem, żeby nie tylko być odpowiednio wcześnie na stadionie, ale też pójść na jakiś obiad w mieście gospodarza.

2. No tak… przez lata jeżdżenia głównymi punktami gastronomicznymi po drodze były Maki. I to niezależnie od ekipy, McDonald’s na trasie był regularnie. Oczywiście nie zawsze – czasem były wyjątki. Ale teraz chcemy je przekuć w regułę.

3. Oczywiście na Maczka (nie Mateusza) zawsze znajdzie się czas… Na przykład na powrocie, gdy już dobijamy do północy, a żołądki znów się odzywają.

4. Wyjechaliśmy z Katowic po dziewiątej w składzie: Magda, Patryk, Kazik i moja skromna osoba. Pogoń przyznała nam cztery akredytacje, więc mogliśmy realizować wszystkie nasze założenia taktyczne.

5. Droga przebiegała spokojnie, do Szczecina praktycznie dojeżdża się najpierw autostradą, a za Legnicą drogą szybkiego ruchu. Jest więc szybko i sprawnie, ale prawie 600 kilometrów trzeba i tak pokonać.

6. Mijaliśmy m.in. Świebodzin, z wielkim posągiem Jezusa, wyższym niż ten być może najsłynniejszy na świecie w Rio de Janeiro. Mimo to… nie robi takiego wrażenia, gdy patrzy się na niego z drogi. 36 metrów to nie jest wybitnie dużo. Ten brazylijski jest bardziej efektowny zapewne ze względu obecności na górze. Kosa jeszcze twierdzi, że najbardziej przypomina mu tego z Lizbony.

7. Świebodzin kojarzy mi się z meczem, który GieKSa rozegrała w tym mieście w trzeciej lidze w 2006 roku. Katowiczanie wygrali 3:0, a jedną z bramek zdobył Robert Lasek z rzutu wolnego, uderzając, gdy bramkarz przy słupku ustawiał mur. Sędzia bramkę uznał.

8. To po tym spotkaniu miałem pewien niesmak, gdyż były to czasy, kiedy zbierałem wypowiedzi od piłkarzy w ilościach hurtowych. W autokarze i przed nim zawodnicy dzielili się swoimi spostrzeżeniami.

9. Potem w jednej ze sportowych gazet zobaczyłem artykuł, w który wplecione były dziwnie znajome mi wypowiedzi, choć trochę pozmieniane, podrasowane. Jednak zbieżność w kilku dobrych miejscach z tym, co usłyszałem od piłkarzy, wydała mi się dość dziwna.

10. Zapytałem zawodników, czy ktoś jeszcze z nimi rozmawiał po meczu i odpowiedź była przecząca. Okazało się, że dziennikarz zerżnął wypowiedzi z moich wywiadów i jeszcze bezczelnie opatrzył je komentarzami typu „zawadiacko uśmiecha się Robert Lasek”. Wyszło żenująco.

11. W tamte rejony jeździliśmy w trzeciej lidze bardzo często. Oprócz Świebodzina były Słubice, Głogów, Lubin, Zielona Góra, Nowa Sól, Gorzów… Ponad połowa trzeciej ligi to był wycieczki na zachód.

12. W Szczecinie byliśmy nieco po godzinie czternastej. Już wcześniej ustaliliśmy, że udamy się do restauracji „Ziemniak i spółka” słynącej z pieczonego ziemniaka, faszerowanego różnymi dodatkami.

13. Trochę objechaliśmy centrum dwa razy, bo nie mogliśmy znaleźć miejsca do zaparkowania. Wiadomo, niedziela, czternasta, rodziny z dziećmi, obiady. W końcu jednak się udało.

14. Kazik poszedł nagrywać ujęcia z drona nad Szczecinem, wcześniej informując nas, że do wejścia do knajpy jest trzydzieści minut oczekiwania. Jak się okazało, czas ten był dużo krótszy, bo w dziesięć minut mieliśmy już miejsce. Skubany powinien odstać jeszcze te dwadzieścia minut, ale jednak zasiadł z nami do stołu.

15. Restauracja jest bardzo przyjemna. Śmiało możemy polecić. I też długo nie czekaliśmy na jedzenie, tak jak to było w Białymstoku.

16. Jak niedziela, to rosołek, więc wzięliśmy, a potem ziemniaki względnie placki. Rany, jakie to było pyszne. Co ciekawe, w menu jest pozycja „Pogoń i spółka” opatrzona herbem klubu, a na meczu podczas wymieniania sponsorów wspomniana restauracja była ujęta.

17. Bardzo zadowoleni udaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy na stadion. Daleko nie mieliśmy, bo raptem niecałe trzy kilometry. Czas mieliśmy bardzo dobry.

18. Dotarliśmy do ulicy Karłowicza, przy której położony jest stadion im. Floriana Krygiera. Nie byłem jeszcze na nowym obiekcie. Stary stadion natomiast odwiedziłem trzykrotnie, dwa razy podczas meczu GKS – porażka 0:1 i nasze legendarne zwycięstwo 4:3 – oraz przy okazji meczu reprezentacji Polski z Kamerunem (porażka 0:3).

19. Po nowym Motorze i obiekcie Jagiellonii dopisuję więc ten stadion do swojej kolekcji i z obecnych miejsc ekstraklasy brakuje mi tylko nowego (sic!) stadionu Lechii Gdańsk, gdyż w poprzednim sezonie nie byłem na tym obiekcie. Odwiedziłem jedynie stary stadion Lechii w 2007 roku.

20. Dojeżdżając na parking minęliśmy boczne boisko, na którym z 2022 roku GieKSa grała z rezerwami Pogoni w Pucharze Polski. Główny stadion majaczył gdzieś za małą trybunką i na grę na tym obiekcie musieliśmy jeszcze trochę poczekać.

21. Udaliśmy się po odbiór akredytacji, a co ciekawe do budynku nie dało się wejść, bo drzwi był na zatrzask, więc każdorazowo pani, która wydawała wejściówki, widząc, że ktoś jest przy drzwiach – otwierała je.

22. Trochę jak na Nowej Bukowej, gdzie, żeby wejść do strefy konferencji czy mixed zone, trzeba zapukać w drzwi, za którymi po drugiej stronie stoi pani i otwiera. Trochę karkołomne, ale w taki sposób jest to rozwiązane.

23. Odebraliśmy akredytacje i udaliśmy się na stadion. Kazik znów wypuścił swojego drona, tym razem nad stadion. Mamy już całkiem pokaźną kolekcję ekstraklasowych stadionów z lotu ptaka. Wygląda to naprawdę efektownie.

24. W zasadzie w mailu było szczegółowo wszystko opisane, jak dotrzeć na prasówkę, którym wejściem itd. I dobrze, że było napisane, bo nie do końca wszystko było intuicyjne. A my chcieliśmy się kierować intuicją i złorzeczyliśmy (niesprawiedliwie) na organizację.

25. Swoją drogą wpuścili nas w inne miejsce stadionu, gdzie – jak poinformował nas gołowąs – przez drzwi mieliśmy sobie przejść na lożę prasową. Drzwi niestety były zamknięte.

26. Wyszliśmy więc i poszliśmy do właściwego wejścia. Tam pani ochroniarka zdziwiona, że nie mamy smyczy, bo powinniśmy akrę mieć na wierzchu. Na stwierdzenie, że nie dali nam, bo nie dają (tak powiedziała pani wydająca), zdziwiła się jeszcze bardziej.

27. Sala konferencyjna nie jest pierwotną salą konferencyjną, bo ta okazała się kiedyś tam za duża. Więc pomieszczenie dla mediów zostało przerobione na konferencyjną, a inne pomieszczenie zostało przeznaczone dla mediów. Nowe stadiony to rozwiązania, które potem muszą być… korygowane. Zobaczymy, jak to będzie u nas, ale to temat na osobną historię.

28. Zobaczyliśmy na ścianie, że na 5. piętrze są „media”, to tam pojechaliśmy. Kolejna pani nas nie wpuściła, bo powiedziała, że to tylko dla telewizji. Wracając do windy minęliśmy więc wysiadających z niej Macieja Iwańskiego i Roberta Podolińskiego, którzy komentowali dla TVP. Zabawne jest to, że w Poznaniu w identycznych okolicznościach minęliśmy tę dwójkę sprawozdawców.

29. Zjechaliśmy na dół i w końcu dotarliśmy na prasówkę, a dojście do niej było łatwiejsze niż te tysiące kombinacji. Oczywiście, gdybyśmy dobrze poczytali maila, nie byłoby tych perypetii. Nasz błąd i nauka, żeby jednak czytać, co piszą. Intuicja jest bardzo ważna, ale nie zawsze się sprawdza.

30. Prasówka na Pogoni jest przyzwoita, choć ciasna i jest też dość nisko, co jest pewnym minusem. Po prawej stronie tejże prasówki są identyczne rozkładane stoliczki na wielkość 90% laptopa, co na Nowej Bukowej. Na szczęście po lewej są już normalne sztywne blaty i można się miło rozłożyć.

31. Jest ciasno i co grubszy dziennikarz nie wciśnie się między siedzenie, a stolik. Dlatego trzeba się odchudzać. Za to z tego powodu, za krzesłami jest luźne przejście i to jest duży plus, że nie trzeba kogoś prosić, żeby wstał i się przeciskać.

32. Stadion położony jest w niecce i to widać z parkingu. Jest to bardzo nietypowe, bo serio ma się wrażenie, że obiekt jest wkopany w ziemię. Z tego, co czytałem, stary stadion też w tej niecce był. Pewnie chroni to od wiatru, ale sprawia wrażenie jakiegoś odcięcia od świata. Dziwne uczucie.

33. Po wysłuchaniu hymnu „My Portowcy, my Portowcy, my Portowcy – gram jak z nut, my Portowcy, my Portowcy, my portowcy – dieta cud” zasiedliśmy do oglądania i relacjonowania meczu. Sygnał do grania dał charakterystyczny tyfon, który w telewizji zawsze dobrze słychać, ale na żywo jest naprawdę głośny i robi wrażenie. Później wybrzmiewał jeszcze po bramkach czterokrotnie. Fajny symbol.

34. Trybuny mają taki efektowny element w postaci barierek w każdym rzędzie. Robi to wrażenie, takie hiszpańskie, jak choćby ze stadionu Mestalla w Valencii. Patryk natomiast stwierdził, że wygląda to jak ławki w dawnych czasach, na Blaszoku, kiedy jeszcze nie było krzesełek. Coś w tym jest.

35. Do końca pierwszej połowy byliśmy zadowoleni z gry zespołu. Niestety gdy już wydawało się, że po wybiciu piłki, sędzia zagwiżdże do szatni, ręką zagrał Gruszkowski i mieliśmy rzut karny.

36. Po przerwie już wszystko się posypało. Efthymis Koulouris strzelił hat-tricka – trzeciego w tym sezonie – i GieKSa sromotnie przegrała 0:4.

37. Tym samym w starciu z pierwszym finalistą Pucharu Polski zdecydowanie pojawiliśmy się na tarczy. Za trzy tygodnie zobaczymy, jak zaprezentuje się na naszym tle rywal Portowców, czyli Legia Warszawa, która zawita na Nową Bukową.

38. Stadion Pogoni mógł odświeżyć sobie Dawid Kudła, który przez jakiś czas grał w Szczecinie. W sztabie medycznym Portowców jest natomiast Wojciech Herman, wieloletni fizjoterapeuta GieKSy, który m.in. odwiedził starą Bukową podczas pożegnalnego meczu z Zagłębiem Lubin.

39. Po meczu udaliśmy się na konferencję prasową. Dość szybko pojawił się na niej trener Rafał Górak. Na Roberta Kolendowicza musieliśmy trochę poczekać, gdyż miał łączenie z Ligą+ Extra. Po raz pierwszy zamieściliśmy konferencję w formie dźwiękowej, bo spisywanie licznych odpowiedzi trenerów na liczne pytania jest tak potężnie czasochłonne, że nie ma to sensu. Od teraz więc zamieszczać pisemnie będziemy główną wypowiedź szkoleniowców, a całości będzie można posłuchać w wersji audio.

40. Praca poszła nam szybko i sprawnie, z pewnymi problemami technicznymi. Ale nie siedzieliśmy na sali tak długo jak zazwyczaj. Zebraliśmy się i koło 21 wyjechaliśmy ze Szczecina.

41. Droga przebiegła znów bez większych zakłóceń. Tym razem Maczek był po drodze. Sos ostry do nowego zestawu z Minecrafta – miodzio.

42. W Katowicach byliśmy po trzeciej. Kolejny wyjazd redakcji GieKSa.pl zaliczony, a dobra robota przy meczu została zrobiona. Podobnie jak piłkarze, daliśmy z siebie dużo. Tym razem zawodnicy na boisku okazali się słabsi od Pogoni, ale nie zapominajmy, że i tak prezentują się dużo lepiej niż zakładalibyśmy przed sezonem.

43. Czekamy na mecz z Puszczą – już w sobotę!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Górak: Zdaliśmy egzamin

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po wygranym 3:0 sparingu ze Stalą Rzeszów porozmawialiśmy z trenerem Rafałem Górakiem. Zapytaliśmy o ubiegły i nadchodzący sezon, uchylony przepis o młodzieżowcu, a także o nowego napastnika.

Wakacje spędził pan aktywnie?

Rafał Górak: Aktywnie, byłem bardzo aktywny: chodziłem po górach, dużo pływałem, siedziałem trochę nad morzem. Fajnie nam się udało pojechać trochę w nieznane, zatrzymywaliśmy się tam, gdzie nas kierowała intuicja. Byliśmy trochę tam, to tu. Wszędzie aktywnie – rowerki i spacery.

Pan jest w stanie odciąć się od piłki?

Wy to doskonale wiecie – piłka to jest całe moje życie, nigdy się nie odetnę. Próbuję się resetować, natomiast piłka mnie nie zabija. Nie powoduje, że jak coś robię, to mnie to męczy. Lubię odpoczywać, np. czytając, ale bez piłki się nie da.

Jak żyje się cały czas pod okiem kamer?

Powiem szczerze, że bardzo mocno zaryzykowałem. Byłem odważny, żeby ten serial „Trenerzy” tyle pokazał od środka. Starałem się nic nie wycinać i w zasadzie mogliście zobaczyć mnie takiego, jakim jestem. To na pewno jest całkiem inny wymiar, bo pierwsza czy druga liga to jest zupełnie inne zainteresowanie medialne. Wydaje mi się, że to, co można w tym wszystkim zobaczyć, to że praca w GKS-ie Katowice idzie bardzo dobrym nurtem. Nie mamy się czego wstydzić, wprost przeciwnie – wykonujemy świetną pracę jako sztab, piłkarze i zespół.

Zostanie jakiś przebłysk po sezonie?

Nie, cały sezon został mi w pamięci. To jest pierwszy sezon od dawna dla GKS-u Katowice w Ekstraklasie, a mój debiutancki. Każdy moment, każda chwila dla mnie była wyjątkowa i zostanie w mojej pamięci bardzo mocno. Ale to już jest za nami, trzeba patrzeć do przodu.

Jaki był najtrudniejszy moment?

Szukałem czegoś takiego, ale powiem szczerze: dobrze rozwiązywaliśmy te nasze problemy. Nawet ten moment, gdy przegraliśmy tę drugą połowę w Zabrzu i zastanawiałem się, w jaki sposób będziemy gotowi w następnych meczach. Okazało się, że drużyna świetnie reagowała na wszystko. Zdaliśmy egzamin tego debiutanckiego sezonu i ważne jest to, że nie dopuściliśmy do sytuacji, gdzie moglibyśmy się naprawdę trwożyć. Bardzo mocno pracowaliśmy, żeby drużynę ciągnąć, oni też byli świetni. To dało takie, a nie inne efekty.

Udało się sprostać założeniom i można oceniać sezon pozytywnie?

Na pewno nie możemy mówić, że „się udało”. To byśmy musieli mówić o jakimś elemencie przypadkowości. Wydaje mi się, że właśnie wypracowaliśmy to ogromną, ciężką robotą, że dziś w Katowicach mamy takie żółte serca. Kibice się zbudzili, kochają ten zespół, Klub, stadion, wszystko, co się wydarzyło. To jest piękne, że wstaliśmy z tego mułu, w którym byliśmy wszyscy razem.

Wasze dobre występy podniosły poprzeczkę?

Także nas rozwinęły, jesteśmy dzisiaj lepsi. To też jest ważne, bo wszystko na plus, jeśli człowiek jest ambitny, to nie może po prostu powiedzieć: „to było takie świetne, teraz jestem najlepszy”. Nie, nas to rozwinęło i w związku tym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy we mnie, w Rafale Góraku, jeszcze jest miejsce na rozwój? No jest! Ja to zawsze mówię moim piłkarzom, tu nie ma co myśleć, że się jest 32-letnim piłkarzem, czas na rozwój jest zawsze. Nie wolno stanąć, bo wtedy momentalnie jest regres, a nam chodzi o progres.

Drugi sezon dla beniaminka podobno jest najtrudniejszy, a niektórzy kibice rozmarzyli się o pucharach.

Bardzo bym tonował rozważania o europejskich pucharach. One są na pewno czymś pięknym i byłyby czymś wyjątkowym, natomiast Ekstraklasa jest bardzo silna i ma mocne zespoły. Poziom idzie do góry, trzeba z respektem i szacunkiem podchodzić do tego wszystkiego. Tamten sezon był dobry, ale też bardzo trudny, a w ostatnich latach beniaminkowie wylatywali z hukiem. Myśmy się w niej dobrze usadowili, trzeba kontynuować pracę.

Połowa drużyn bije się o rozgrywki międzynarodowe.

To świadczy o tym, że nie stało się to, co często dzieje się na świecie, że są te siły. U nas trzeba szczerze powiedzieć, że jest te pięć zespołów, które będą się o to biły i tam jest ich miejsce. Czy my dzisiaj o tę piątkę walczymy? Ja bym powiedział, że po prostu musimy dążyć do tego krok po kroku, by wiele lat GKS grał w Ekstraklasie. Być może przyjdzie taki moment, gdy powiem z otwartym sercem, że jestem gotowy na walkę o czołowe lokaty.

Co będzie największym wyzwaniem?

Każdy sezon jest inny. Dzisiaj jesteśmy bez Sebastiana i Oskara – to są wyrwy, poważne ubytki w drużynie. Każdemu, kto mnie pyta o naszą największą siłą, odpowiadam: zespołowość. To Sebastian się zbudował w GKS-ie, to Oskar się zbudował w GKS-ie, to my ich wyprodukowaliśmy. U nas eksplodował Antek Kozubal, świetnie zaczął grać Mateusz Kowalczyk. Dawid Kudła stał się bardzo porządnym bramkarzem. Ta zespołowość jest siłą tego zespołu, ja bym chciał w tym kierunku iść, by ci dochodzący stawali się coraz lepszymi zawodnikami. Stąd pomysł na to okienko, by byli to zawodnicy trochę po prostu młodsi.

Zawodnicy muszą się lubić, czy wystarczy po prostu kultura i szacunek?

Nie, nie muszą się wcale lubić. Muszą mieć kult rozmawiania o piłce nożnej. Nie chodzi mi o to, że mają czytać gazetę albo oglądać mecze, tylko rozmawiać o tym, w jaki sposób chcą realizować swoje zadania na boisku, jak my mamy grać. Ty słuchasz heavy metalu, a ja disco-polo, tu mamy dwa inne światy – ale piłka nas łączy i musimy w klubie rozmawiać o piłce, bo to jest miejsce naszej pracy, pasji. Na wczasy może ze sobą nie pojedziemy i możemy nie pałać do siebie miłością, natomiast o piłce musimy umieć rozmawiać, to jest nasz obowiązek. My reprezentujemy klub, a klub jest ważniejszy niż nasze ego. Te disco-polo lub metal nie są istotne, najważniejszy jest GKS.

Są jakieś zmiany w przygotowaniach, czy trzyma się pan wypracowanych przez lata schematów?

Staramy się być coraz bardziej intensywni. W naszym zespole intensywność jest, a ona wynika z rozumienia gry. Chciałbym, aby GieKSa była jeszcze bardziej zażarta, jeszcze bardziej upierdliwa dla przeciwników i jeszcze bardziej spektakularna w atakowaniu. W pierwszym sezonie pokazaliśmy dużo dobrego, daliśmy dużo radości – o to chodzi. Nie chcemy być drużyną, która w Ekstraklasie cierpi. Chcemy, by mówiono o nas, że jesteśmy po prostu jacyś, bo to już znaczy, że mamy kulturę gry. To jest dla mnie istotne.

Czyli na to będzie pan zwracał uwagę, że macie walczyć i zostawić serce na murawie?

Nie da się walczyć, jeśli nie rozumie się gry. Powoduje to masę czerwonych kartek i zamieszania, ja to trochę inaczej rozumiem. Mamy walczyć, ale rozumiejąc, co chcemy zrobić. Jeśli będziemy realizować założenia, oddamy serducho, do tego umiejętności piłkarskie – mamy szansę być spektakularnymi i wygrywać, po prostu.

Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem?

W miarę idzie zgodnie z przewidywaniami. Wiadomo, są trochę przemęczeniowe sprawy, mniejsze i większe urazy, dopinamy kwestie dojść samych zawodników. Obóz w Opalenicy był naprawdę na najwyższym poziomie i jestem bardzo zadowolony.

Do zespołu dołączyli młodzi zawodnicy. To część strategii?

Po awansie chciałem piłkarzy bardzo doświadczonych, którzy przyjdą i dadzą nam w szatni uspokojenie emocji. Zrelak, Czerwiński i Nowak, to byli dla mnie bardzo ważni zawodnicy. Przyszli i dali w szatni bufor bezpieczeństwa, że w trudnym momencie powiedzą: spokojnie, wychodzimy z tego. Zawodnicy ze sobą rozmawiają. Wiadomo, nie możemy iść tylko w takich zawodników, bo wszyscy jesteśmy coraz starsi, dlatego planowaliśmy to, by przyszli do nas piłkarze z dużymi umiejętnościami i „dwójką” z przodu. O takich zawodnikach myślałem najbardziej.

Przepis o młodzieżowcu się zmienił.

Dla mnie to upiorny przepis, niemający nic wspólnego z logiką i grą fair play. Drużyny niekorzystające z tego były karane. To jest dla mnie chore. Nie mam nic przeciwko Pro Junior System i nagradzaniu drużyn za stawianie na młodych Polaków. Nie powinien to być jednak przepis, który daje mi nakaz wystawienia na boisko zawodnika, który ma jakiś rocznik. Dla mnie wskazanie, że młodzieżowiec musi być z rocznika 2003, to jakby powiedziano: „ale musisz mieć też jednego z 1973!”. No i co, ja zagram? Dla mnie to jest bez sensu, nie wolno nakazywać, trzeba po prostu promować młodych ludzi. GKS jest oparty o polskich zawodników i daje sobie radę. Ja tego nie rozumiem, jeszcze trzeba zapłacić karę. Pro Junior System świetny, a ten przepis o młodzieżowcu to dobrze, że zniknął.

To był problem, że ktoś na przykład wiedział, że gra tylko przez ten przepis?

Właśnie, to również mogło doprowadzać do tego, że dochodziło do takich absurdów. Zawodnicy starsi mogli czuć się pokrzywdzeni, że młodzieżowiec musi grać. My zawsze mieliśmy w składzie młodzieżowców pełną gębą, bardzo się z tego cieszyłem. Każdy z nich był świetnym zawodnikiem, ale nie wszyscy taki komfort mieli.

Wielu kibiców podchodzi z dużą rezerwą do sprowadzenia Macieja Rosołka.

Na pewno do nas pasuje, takiego nieoczywistego zawodnika szukaliśmy. Na rynku jest wielu zawodników, natomiast trzeba być racjonalnym. Nie zawodziliśmy się na zawodnikach, którzy nie byli tymi z topu na tej pozycji. Przychodzili piłkarze, o których wiedziałem, że ich sposób gry może nam pomóc. Maciej jest właśnie takim piłkarzem.

Jakie są cele na ten sezon?

Ekstraklasa w Katowicach ma być na lata – to jest moje motto pracy z tą drużyną. Chciałbym być maksymalnie przygotowany do pierwszego meczu i wyjść na Raków z pewnością, że możemy wygrać.

Najbardziej wyczekiwany mecz to… 

Chyba zawsze tak będzie: każdy kolejny. Naprawdę się nie mogę doczekać spotkania z Rakowem.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Panie! Do ligi jest siedem dni!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sezon – proszę państwa – za pasem. W zasadzie można powiedzieć, że „polskie granie” już się rozpoczęło – czwartkowym meczem Legii z Aktobe. Za chwilę Superpuchar, a za tydzień wraca ekstraklasa. Szybko zleciało. Dla nas zacznie się podobno „najtrudniejszy sezon dla beniaminka”, czyli drugi sezon. Choć beniaminkiem już nie jesteśmy, tylko pełnoprawnym ligowcem. No – może prawie pełnoprawnym, zobaczymy, jak te rozgrywki się potoczą i czy GieKSa zaliczy sezon zbliżony do poprzedniego, a jak wiemy, ten poprzedni przyniósł nam sporo radości i dumy.

Co nas czeka – tego nie wie nikt. Nie ukrywajmy, że poprzednie rozgrywki i postawa w nich GKS były zaskoczeniem. Katowiczanie zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali swój styl, waleczność, ofensywną piłkę. Na palcach jednej ręki można by policzyć mecze, w których nasz zespół był zdecydowanie słabszy od rywala. Dwa spotkania z Legią, Lech w Poznaniu, Górnik w Zabrzu, Pogoń w Szczecinie. A poza tym? Może by się znalazła jakaś Jaga na wyjeździe, ale tak naprawdę nawet w przegranych meczach katowiczanie nie odbiegali bardzo od rywali. Czasem nawet byli lepsi. A przecież oprócz tego było też sporo zwycięstw.

Mogliśmy się zastanawiać, jak GKS będzie się spisywał, mając zapewnione utrzymanie. I spisywał się nadal bardzo dobrze. Po zadyszce z Legią i Koroną przyszło siedem punktów w ostatnich trzech meczach.

Sezon jest niewiadomą choćby z powodu zmian kadrowych, które zawsze między sezonami mają miejsce. Straciliśmy bardzo ważną postać, czyli Oskara Repkę, który po fenomenalnej końcówce sezonu bardzo mocno podwyższył swoje noty, trafił do kadry i odszedł do Rakowa Częstochowa. Szkoda bardzo tego zawodnika, ale taka jest kolej rzeczy. Oskar grał w GKS przez kilka lat i nikt się nim nie interesował, ale promocja na boiskach ekstraklasy jest tak wielka, że ta scena plus jego kapitalne występy zaowocowały transferem do wicemistrza Polski. Wcześniej odszedł też Sebastian Bergier, za którym w Katowicach nikt nie płacze, choć sam Seba trochę płacze, że nie był w Katowicach traktowany jak należy (nie przez kibiców). Napastnik dał nam więcej goli, niż sobie wyobrażaliśmy i godnie zastąpił Adama Zrelaka. Natomiast nie jest to piłkarz, którego nie da się zastąpić.

Z ważnych piłkarzy to jedyne odejścia, więc mimo wszystko ta kadra nie została mocno przetrzebiona. Przede wszystkim udało się wykupić Mateusza Kowalczyka, co było celem numer jeden. Wokół tego zawodnika zapewne będzie się kręcić gra naszego zespołu. Utrzymanie tego piłkarza to wielki sukces i naprawdę optymistyczna sprawa, bo teraz proszę sobie wyobrazić utratę i Repki, i Kowalczyka. To byłby już mały sportowy dramat. Został Kowal – więc jest nieźle.

A piłkarze, którzy przyszli? Różne są opinię o naszym mercato. I wszystko wyjdzie w praniu. Pozyskani zawodnicy nie są z czołówki ligi, ale nie oszukujmy się – tacy piłkarze w pierwszej lidze do nas nie przychodzili. Praktycznie w komplecie są to zawodnicy, którzy odgrywali może nie wszyscy pierwszoplanowe, ale jednak ważne role w swoich zespołach – i co najważniejsze – w ekstraklasie! Zaczęliśmy od dwójki z Pogoni Szczecin. Kacper Łukasiak regularnie wchodził w meczach Portowców, Marcel Wędrychowski zresztą również, a i kilka spotkań zagrał od pierwszej minuty. Aleksander Paluszek wiosną w wielu meczach Śląska był podstawowym zawodnikiem. Jakuba Łukowskiego pamiętamy przede wszystkim z doliczonego czasu gry i bramki na Bukowej – w strugach deszczu – dla Widzewa. A Maciej Rosołek – piłkarz, który w ostatnich dwóch latach obniżył nieco loty, ale to zawodnik z potencjałem, a GieKSa jest miejscem, w którym tacy gracze się odbudowują.

Przede wszystkim jednak to, co powinno nas napawać optymizmem to po prostu praca zespołu – praca sztabu szkoleniowego, który stworzył, wykreował ten zespół od zera. Praca metodyczna, konsekwentna i z pasją, co choćby było widać w serialu Canal Plus. Dlaczego więc miałoby być gorzej? Dobra praca zawsze się broni i – choć wiadomo, że to jest sport i wahania mogą być – to ten atut GieKSy jest ewenementem w ekstraklasie. Puszcza spadła, więc nie ma już Tomasza Tułacza, jako rekordzisty pod względem stażu. Teraz to Rafał Górak dzierży tę palmę pierwszeństwa i to z olbrzymią przewagą. Po nim najdłuższy stań ma Adrian Siemieniec, ale to jest tylko… 2023 rok. Reszta trenerów jest od 2024 lub później! Abstrahując od… wszystkiego, jest to dramat polskiej piłki i brak jakiejkolwiek ciągłości. Naprawdę więc doceniajmy to, że mamy zespół budowany przez lata, nawet jeśli po drodze wszyscy – piłkarze, trener, cały sztab szkoleniowy i kibice, musieli przetoczyć wielki, potężny, monstrualny głaz. Wszystkim się to opłaciło.

Katowiczanie postawili wysoko poprzeczkę w poprzednim sezonie. I teraz są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że musimy piąć się do góry, walczyć o wyższe miejsca i zdobyć większą liczbę punktów. Z drugiej strony, naprawdę ta postawa w ostatnich rozgrywkach była nad wyraz dobra, więc może być tak, że liczba punktów w tych nadchodzących – będzie mniejsza. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę to pójdzie. Dlatego tak ważne jest wsparcie i ta cała otoczka, która była w poprzednim sezonie. Przecież to, co GieKSa zrobiła, punktując z marszu na nowym stadionie, to też było coś spektakularnego. Obawialiśmy się, że katowiczanie będą przez chwilę grać na Nowej Bukowej, jak na wyjeździe. A gdzie tam. Od razu był to ICH stadion. W aspekcie psychologicznym to, że od razu zaczęli wygrywać na nowym obiekcie, jest bardzo ważne, bo po prostu oni znają, my znamy i ten stadion zna smak zwycięstwa.

Nawet Kolejorz zna smak „zwycięstwa” na Nowej Bukowej, bo choć dość rozpaczliwie wywalczyli remis, to po meczu byli w takiej euforii, jakby wygrali, bo przecież przybliżyli się tym punktem do mistrzostwa.

Ostatnie chwile ligowego odpoczynku przed nami kibicami. A od przyszłej soboty się zacznie znów – co tydzień kibicowskie i piłkarskie święto, czyli GieKSa w ekstraklasie!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Repka opuszcza GieKSę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Oskar Repka zdecydował się na przejście do Rakowa i podpisał tam 5-letnią umowę. Klub z Częstochowy aktywował klauzulę wykupu zawodnika.

Repka odchodzi na zasadzie transferu definitywnego. GieKSa z tytułu transferu otrzyma rekordową kwotę, według medialnych spekulacji będzie to około 3 milionów złotych (700 tys. euro).

Pomocnik dołączył do GKS Katowice w 2021 roku. W sezonie 2023/24 pomógł w awansie do Ekstraklasy, a następnie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym rozegrał 33 spotkania, w których strzelił 8 bramek. Ogółem koszulkę GieKSy zakładał 113 razy, zdobywając 13 bramek. W czerwcu po raz pierwszy został powołany do reprezentacji Polski, ale nie wystąpił w oficjalnym spotkaniu.

Zawodnikowi życzymy powodzenia w nowych barwach i dziękujemy za grę w naszym klubie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga