Dołącz do nas

Piłka nożna

Rafał Górak: Na tę chwilę jesteśmy gotowi w 30%

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po długim zimowym okresie przygotowawczym odbyła się konferencja prasowa przed meczem ze Stalą Mielec, w której udział wzięli trener Rafał Górak i kapitan zespołu, Arkadiusz Jędrych.

Przed rozpoczęciem sportowej części konferencji rzecznik klubu Michał Kajzerek poinformował o sprzedaniu 5124 karnetów na rundę wiosenną Ekstraklasy. Podziękował także sponsorowi – firmie Superbet – za umożliwienie sprzedaży biletów także na sektorze „D” Blaszoka, na którym standardowo rozłożona jest plansza reklamowa. W sprzedaży ciągle zostało 120 biletów na piątkowy mecz.

Rafał Górak: Dzień dobry. To, że tyle kibiców chce oglądać starcia naszej drużyny to nie tyle wyróżnienie, co wielka radość. Zainteresowanie meczami jest spore i mam nadzieję, że każdy mecz odbędzie się przy pełnej publiczności – nie ma nic bardziej radosnego. Zostało się tylko cieszyć i grać po to, żeby ludzie wychodzili ze stadionu zadowoleni.

Arkadiusz Jędrych: Ciężko jednoznacznie określić, jak nasza drużyna zmieniła się w trakcie rundy jesiennej. Na pewno staramy się być cały czas powtarzalni i solidni. To są dwa mocne fundamenty, które chcemy powielać. Mamy też sporo mankamentów, nad którymi na obozie pracowaliśmy i mam nadzieję, że ta troszeczkę krótsza runda pokaże, że jesteśmy jeszcze bardziej powtarzalnym i solidnym zespołem niż w pierwszej rundzie.


Po wstępnych wypowiedziach nadszedł czas na pytania od dziennikarzy.

Czy Stal z pierwszego spotkania a Stal dzisiaj różnią się od siebie? Personalnie chyba nie zaszło dużo roszad, ale powinno być trudniej czy łatwiej?

Rafał Górak: Stal zdecydowanie się zmieniła. Po przyjściu trenera Niedźwiedzia Stal zaczęła grać o wiele odważniej. Na ile będzie dla nas to trudne spotkanie to już jest inna kwestia, ale widzę u przeciwnika inny styl atakowania i pod tym względem na pewno będzie to wymagający rywal.

Chciałbym się zapytać o różnicę w przygotowaniach przed poprzednią rundą, a tą. Wtedy była wielka euforia po awansie, pojawiło się dużo niewiadomych. Czy teraz nadszedł czas okrzepnięcia i większej pewności siebie?

RG: Jesteśmy bogatsi o całą pierwszą rundę i moment awansu. To zawsze dla beniaminków jest okres, kiedy jest dużo euforii, pojawia się dużo pozytywnej narracji wokół tego, co będzie, a często Ekstraklasa i boisko weryfikują. Po awansie było dużo euforii, chcieliśmy też, żeby piłkarze, którzy ten awans wywalczyli, dostali szansę na grę. Wiedzieliśmy przy tym, że musimy wzmocnić skład, poszerzyć kadrę i na tym mocno bazowaliśmy. Przygotowaliśmy zawodników po zeszłym sezonie do dużo wyższego poziomu grania i wydaje mi się, że oni to bardzo dobrze ogarnęli. Zawodników, których ściągnęliśmy do GKS-u Katowice także do tego przygotowaliśmy, przygotowaliśmy nowych zawodników też do bycia wsparciem zespołu i wniesieniem doświadczenia i ci zawodnicy to nam właśnie dali. Zespolenie zespołu w jeden twór to rola sztabu szkoleniowego, który również stanął na wysokości zadania. To, co już za nami, to już za nami, a teraz czeka nas batalia w tej kampanii o bardzo ważne stawki, czyli zespoły będą grały zarówno o Mistrzostwo Polski jak i o europejskie puchary, a równocześnie rozpocznie się równie mocna batalia o utrzymanie. Nie dostaniemy taryfy ulgowej, spodziewamy się jeszcze wyżej zawieszonej poprzeczki. Musimy być po prostu lepsi niż w rundzie jesiennej. Stąd też się wzięły przygotowania w ogromnej koncentracji, a także w wewnętrznej ciszy. Chcieliśmy też, żeby zawodnicy kontuzjowani do nas wracali. Liga startuje, jesteśmy gotowi, ale jej poziom będzie jeszcze wyższy.

Na ostatniej konferencji po rundzie jesiennej mówił Pan o nadchodzącym czasie analizy analiz i wyszukiwania wszystkich błędów. Długa była lista rzeczy, nad którymi trzeba pracować?

RG: Długa. Z analizy tych wszystkich rzeczy wyszło nam, że coś robimy na poziomie takim, co nas zadowala, ale sztuką jest to, żeby to jeszcze polepszyć. Nie chodzi o to, że lepsze jest wrogiem dobrego, ale drużynę trzeba cały czas rozwijać i szukać takich elementów, żeby nawet ten dobry element zaczął pracować jeszcze lepiej. Oczywiście były też rzeczy znalezione, które po prostu nam doskwierają i które musimy jeszcze poprawić, żeby być zespołem po prostu lepszym i skuteczniejszym, nad tym również żeśmy się koncentrowali. Tych detali na pewno jest dużo, priorytety też 2-3 by się znalazły. Fajnie, że drużyna również w sposób do tego podchodzi. Jeśli wskazywaliśmy na to, że coś w jakimś elemencie nas zawodzi, to drużyna to akceptuje, zakasa rękawy i wszyscy razem chcemy ten element poprawić.

Celem jest dalej utrzymanie się w Ekstraklasie czy coś się zmieniło w tym podejściu?

RG: Celem jest bezapelacyjnie mecz piątkowy i wszystkie siły koncentrują się na meczu ze Stalą. Nie ma celu w GKS-ie Katowice, żeby się utrzymać w Ekstraklasie. Takiej narracji nie było, nie ma i nie będzie. Dla nas najważniejszy będzie zawsze następny mecz. Ja już to często i głośno mówiłem: dla mnie Ekstraklasa powinna zawitać w Katowicach na wiele lat, ale to nie może być kosztem tego, że celem jest utrzymanie, bo to jest niesprawiedliwe względem zespołu. Oni w każdym meczu mają mieć szansę wygrać i być przeze mnie jak najlepiej przygotowani i tak będziemy do tego podchodzić. Uwierzcie mi, że mówienie o celach w sporcie nie jest dobre dla sportowca, bo cel, którym jest na przykład utrzymanie się w Ekstraklasie zamyka myślenie o czymś więcej i marzeniach. Także nie opowiadajmy, że celem dla GKS-u jest jak najszybsze utrzymanie, bo to jest nie fair w stosunku do zespołu. Trzeba twardo stąpać po ziemi i być przygotowanym na to, że drużyny, które są za nami w tabeli, będą chciały nas wyprzedzić. (Trener uderza dłonią w blat) Piątek i Stal Mielec, to dla mnie cel.

Pytanie do Arka o krótką ocenę okresu przygotowawczego ze strony zespołu i wasze oczekiwania przed rundą wiosenną.

Arkadiusz Jędrych: Myślę, że my jako zespół dawaliśmy na każdym treningu 120%. Po części to też jest pytanie do trenera, czy ten okres był przebiegł zgodnie z oczekiwaniami, ale na jednej z odpraw podsumowujących trener jednoznacznie nam wskazał, że wszystkie założenia, może poza jednym dniem, w którym pogoda nam trochę uprzykrzyła, zostały spełnione. My jesteśmy zadowoleni z tego, co przekazał nam sztab. Wszystko zweryfikuje liga i naszym celem nr 1 jest Stal Mielec i piątek.

Panie Trenerze, bardzo konkretnie. W sparingach brakowało paru twarzy. W przypadku Adama Zrelaka było wiadomo, że to pewnie będzie kwestia marca lub nawet późniejszych terminów, ale jak wygląda sytuacja z Lukasem Klemenzem? Zgrany i zwarty blok obronny był dużym atutem GieKSy w rundzie jesiennej. Wiem, że macie godnych następców, ale chciałbym się dopytać o jego stan zdrowia i rekonwalescencję.

RG: W zasadzie można powiedzieć, że Lukas Klemenz w 99,9% jest gotowy do gry i jeśli dzisiaj musiałbym podjąć taką decyzję, to nie bałbym się zaryzykować wystawienia go w następnym meczu. Natomiast wiadomo, że to jest proces, który trwa i w stosunku do zawodników, którzy przepracowali cały okres przygotowawczy, to tych jednostek treningowych Lukasa jest po prostu mniej, bo ten okres rehabilitacji trwał. Także cieszę się, że w taki sposób z punktu widzenia protokołu medycznego, jesteśmy tydzień wcześniej, tak dobrze była poprowadzona jego praca indywidualna i praca fizjoterapeutów. Mamy zawodnika w zajęciach treningowych i wydaje mi się, że do meczu w Częstochowie będzie już całkowicie gotowy.

Zmian w zimie z pieczątką było w zimie bardzo mało, właściwie była taka transakcja zrealizowana tylko jedna. Czy coś, o czym nie wiemy, nie wyszło? Czy miał trener w głowie, że potrzeba kogoś jeszcze na daną pozycję?

RG: Okienko transferowe jest w tym momencie otwarte i trzeba sobie zdawać sprawę, że jakieś rozmowy się jeszcze toczą, natomiast mieliśmy z dyrektorem strategię transferową na to okno. Zawsze chciałoby się być na gotowo na dzisiaj w 100%, natomiast trzeba sobie powiedzieć, że na tę chwilę jesteśmy gotowi w 30%. Być może za chwilę będziemy gotowi w 60%, a być może za chwilę będziemy nawet w 90%, a te 10% zawsze będę zostawiał na to, że „niech się dzieje”. Trzeba pamiętać, że to okienko jeszcze długo potrwa. Ja nie jestem niezadowolony, bo z tą grupy ludzi, którą mam w kadrze, mam jeszcze bardzo dużo do zrobienia i jestem im jeszcze dużo winien. Jestem przekonany, że oni są w stanie być lepsi. Rzeczywiście, jeden transfer już jest potwierdzony, czekamy jeszcze na dwa tematy, a co będzie potem, zobaczymy.

No wlaśnie pamiętam rozmowy sprzed paru sezonów o tym jednym człowieku, na którego pewnie czekacie. To już nie jest tajemica, wszyscy o tym piszą. Trener pewnie byłby zadowolony, gdyby udało się ponownie popracować z Filipem Szymczakiem.

RG: Filip jako młody człowiek trafił tutaj do nas i wydaje mi się, że ta współpracna była owocna dla wszystkich – i dla klubu, i dla sztabu, i dla niego samego. Przypatrywaliśmy się sytuacji Filipa w Lechu, rzeczywiście, te rozmowy trwały. Wspaniale, trzeba szczerze powiedzieć, układa się nasza współpraca z ekipą Lecha Poznań i z działaczami Lecha. Wydaje mi się i to bardzo mocno czuć, że jest taka potrzeba wszystkich. Jeśli to się podbije i pojawi się pieczątka, bo tylko podpis pod kontraktem to weryfikuje, to ja będę z tego powodu zadowolony, mając na uwadze sytuację Adama Zrelaka i sytuację na pozycji nr 9 w naszym zespole.

Nie wiem, czy był kontakt pana z Filipem, ale zna pan odczucia Filipa na myśl o ewentualnym powrocie nawet nie do GieKSy, ale do możliwości pracy z panem?

RG: Zawodnicy z Lecha Poznań, który u nas byli, nigdy ze mną tego kontaktu nie stracili. Ten kontakt nie jest codzienny, ale nigdy się nie oddaliliśmy ani z Antkiem [Kozubalem – przyp. red.], ani z Filipem, ani z Mroziem [Bartkiem Mrozkiem – przyp. red.] na tyle, aby nie wiedzieć, co się z nimi dzieje. Kontakt był, jest i wydaje mi się, że będzie, bo ci zawodnicy naprawdę tutaj się czuli dobrze i to po prostu czuć.

Nie wiem, czy Filip Szymczak ostatecznie przejdzie, ale w kontekście potencjalnego transferu: czy jesień w jego wykonaniu i mało rozegranych minut w jakiś sposób wpływa na jego przydatność, na jego przygotowanie?

RG: Wydaje mi się, że proces treningowy w Lechu Poznań jest na takim poziomie, że nawet zawodnik, który nie gra, a wiemy, że Filip był zmiennikiem dla podstawowego napastnika Lecha Poznań, to trzeba sobie zdać sprawę, że on musi być gotowy. Ja sobie nie wyobrażam, że przychodzi zawodnik, który w Lechu cały czas jest gotowy do tego, żeby naciskać, żeby wygrać rywalizację, może mi dzisiaj powiedzieć „Trenerze, ja nie grałem, nie jestem w dyspozycji, jakbym sobie życzył”. Co z niego byłby za profesjonalista? Wydaje mi się, że jakbym był na miejscu każdego z tych piłkarzy, to jestem 24/7 gotowy, żeby rozegrać 90 minut i cały czas doliczony i to jest główny cel młodego zawodnika. Nie uważam, żeby pojawił się jakikolwiek problem z przygotowaniem zawodnika.

Arku mieliście już okazję obejrzeć, a może nawet podeptać, murawę na Nowej Bukowej?

AJ: Jeszcze nie mieliśmy okazji. Ten temat się przejawia, jesteśmy pozytywnie zajawieni, ale przede wszystkim musimy się skupić na, nazwę to, starej Bukowej i na najbliższym meczu, bo jeśli będziemy odrzucać od najbliższego meczu, to nie będzie dobrze, a tego nie chcemy.

Masz już duże doświadczenie na różnych boiskach. Czy to jest tak, że jak się wchodzi na zupełnie nowy obiekt, to człowiek się czuje trochę nieswojo, czy to nie ma znaczenia dla dobrze przygotowanego piłkarza?

AJ: Myslę, że to nie ma większego znaczenia. Na pewno ten stadion tutaj na Bukowej jest zasłużony, wysłużony, kilka pięknych i trudniejszych chwil też przeżył. Wejście na nowy stadion to będzie łał, ale na razie musimy się skupić na starej Bukowej, żeby tu też jeszcze parę fajnych chwil przeżyć i przede wszystkim skupić się na meczu ze Stalą Mielec.

Wspomniał pan w swojej pierwszej wypowiedzi o mankamentach nad którymi pracowaliście w czasie zimowego okresu przygotowawczego. Z perspektywy czasu, z perspektywy kapitana, co było największym mankamentem GKS-u w rundzie jesiennej?

AJ: A nie chciałbym o tym szerzej mówić. Jestem ciekawy, czy państwo to dostrzeżecie w tej nadchodzącej rundzie, że te mini mankamenty się zmieniły i w tych kilku elementach będziemy w drugiej rundzie lepsi.

Mecz ze Stalą może się kojarzyć dobrze, bo to było pierwsze zwycięstwo na wyjeździe w Ekstraklasie od 19 lat, ale dobrze pamiętamy, jaki to był mecz – przesądziła bramka z rzutu karnego. Czy spodziewa się pan podobnego meczu?

RG: Faktem jest, że rozpoczynamy po przerwie i to zawsze jest lekki powiew świeżości, zobaczymy, jak będzie. My mamy tyle rzeczy wypracowanych, w taki sposób chcemy grać na boisku i gry sparingowe również potwierdziły, że jesteśmy bardzo powtarzalni. Chodzi o to, aby zagrać na największym swoim poziomie, jeśli chodzi o koncentrację, bo to już mecz ligowy, będą punkty, będzie to się odzwierciedlało w ligowej tabeli. Wobec tego zdajemy sobie sprawę, że każdy z zawodników będzie chciał wejść w mecz w sposób bardzo skoncentrowany i będzie dbał o każdy detal, aby był jak najlepiej wykonywany. Nie chcę zdradzać, czy to będzie otwarty czy zamknięty mecz. My w szatni wiemy, jaki mamy na ten mecz plan, zdajemy sobie sprawę, w jaki sposób chcemy rozpocząć tę batalię. Przeciwnik również da nam pewnego rodzaju uwarunkowania i  zadania, które będziemy musieli pokonać w tym meczu. Sam jestem ciekaw, natomiast oczekuję, że będziemy grali z tym, co pokazaliśmy w Ekstraklasie. Można mówić o zamykaniu takich meczy, ale dużo też zagraliśmy bardzo otwarcie i prowadziło nas to strzelania goli, a to jest najważniejsze.

Czy nie brakowało panom w tym sezonie przygotowawczym wbiegu na Klimczoka?

AJ: Na pewno taka fajna historia idzie za tym wbiegiem, ale też śledząc media społecznościowe i rozmawiając z ludźmi w klubie wiem się, że jedna z sekcji tam się pojawiła, także myślę, że ta historia jest spełniona, well done, i to jest najważniejsze

RG: Najważniejsze, że GieKSa na Klimczoku była, wszystko jest tam podbite, dobre fluidy są utrzymane, Klimczok dalej jest z nami i bardzo się cieszę, że ktoś poszedł naszym śladem, traktując to jako bardzo ważny element przygotować i niech ta magia Klimczoka dalej z nami będzie.

Panie trenerze, wiem, że wszystkie ręce na pokład i teraz już skupiacie się na Stali, natomiast dla takiego mniej zainteresowanego kibica, co się działo u was przez te ostatnie tygodnie? Proszę podsumować ten okres przygotowawczy.

RG: Co u nas było słychać? Fajny okres przygotowawczy, bo rozpoczął się Spodkiem, a to było wydarzenie świetne dla ludzi. Ja do dzisiaj, gdzie nie pojawię się w Katowicach, to ludzie do mnie podchodzą i każdy opowiada, że był w Spodku i że to było coś pięknego. Wiadomo, święto kibiców, święto radości i to było czuć, bo Spodek był przecież pełny i na pewno zrobiło to na nas wrażenie. Nie było się nawet kiedy z tym oswoić, bo już potem byliśmy w autobucie i jechaliśmy do Turcji. Zawodnicy nie z racji tego, że jest tam morze, plaża, ciepełko, tylko z racji komfortowych warunków do przygotowania się do sezonu bardzo byli pozytywnie nastawieni. To był na pewno obóz długi, najdłuższy w historii mojej kadencji. Też byłem ciekawy, jak drużyna to zniesie, czy nie nastąpi to, co mnie bardzo drażni. Mówi się, że te dłuższe obozy nużą graczy, a tutaj tego nie widziałem. Widziałem radosnych ludzi uprawiających swoją dyscyplinę. Wracają kontuzjowani zawodnicy, nie pojawiły się żadne inne poważniejsze urazy, wobec tego, jeśli ktoś by mnie zapytał, co tam u nas słychać, odpowiedziałbym, że bardzo dobrze, very nice.

Wspomniał pan trener, że wspaniałe słońce, morze i tak dalej, teraz za oknem świetne słoneczko. Teraz mamy styczeń, czy to dla drużyny jest trudnością, że jeszcze mogą być dwa miesiące ciężkiej zimy?

RG: Zobaczymy, jak to się ułoży pod względem samej prognozy. Wczoraj byliśmy naprawdę bardzo mile zaskoczeni pracą MOSiR-u na naszym boisku głównym, bo zastaliśmy je w naprawdę dobrej formie. Boisko było skoszone, trawa lekko rośnie, widać, że te prace były na najwyższym poziomie. Boisko jest świetne przygotowane do tego, aby grać. Jeżeli ta temperatura się utrzyma, to nasze boiska treningowe będą w coraz lepszej kondycji. Lada moment będziemy mogli korzystać z boisk przy nowym stadionie, jak i z głównej płyty. Wydaje mi się, że około marca to podgrzewane boisko nas przywita, będziemy mogli czerpać z tego. Ta zima, która jest, może nas zakoczyć mrozami, w tym roku nie będzie dla nas taka straszna. Infrastruktura w Katowicach zrobiła krok milowy do przodu i jestesmy dzisiaj o to jedno podgrzewane boisko bardziej gotowi. To jest dla nas ważne, to przygotowanie do każdego meczu, bo bedziemy toczyć szalenie mocną batalię, by Ekstraklasa w Katowicach w całym roku kalendarzowym była.

Jest pan już w Katowicach kilka lat. Ma pan takie poczucie, że zagraniczny obóz pozwolił więcej wycisnąć z tych przygotowań?

RG: Każdy okres, w którym tutaj jestem, będzie miał swoją specyfikę. Każdy okres przygotowawczy jest inny, każdy moment był inny i każde możliwości były inne. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że te 5,5 roku temu byliśmy na 3. poziomie rogrywkowym. Jeśli chodzi o serwis, o to, jak zespół się przygotowuje, musi zwiększać swoje standardy, w stosunku do tego, co zawodnicy robią na boisku. Skoro oni pokazują, że te standardy są potrzebne coraz wyższe, to my, jako Klub, musimy się czuć zobowiązani do tego, żeby zapewniać im najlepszy serwis. Nienawidzę tandety, robienia czegoś na pół gwizdka i potem mówienia: „no, mogliście powiedzieć, że coś wam jest potrzebne”. Ludzie przyjdą oglądać jedenastku zawodników i żądają, by te igrzyska były na najwyższym poziomie. Uważam, że trafiliśmy w dziesiątkę, bo odzew jest bardzo dobry.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga