Nie była to udana inauguracja. Choć przyjeżdżał rywal silny i jakkolwiek ma się wielkie plany, to porażka musi być na jakiś sposób wkalkulowana. Proszę tego nie rozumieć, że musi być pewna, bo przecież i z takimi rywalami wygrywaliśmy. Ale prawdopodobieństwo porażki jednak w takim meczu jak z Rakowem jest większe niż zwycięstwa. I tak też się stało.
Z dwóch powodów – postawy Rakowa i postawy GieKSy. Jeśli chodzi o ten pierwszy aspekt, to dużo jest głosów, że Raków był do pyknięcia i nie pokazał nic specjalnego. „Ale” – jak to mówi Chat GPT.
Ale:
To pierwsza kolejka sezonu. To mecz na wyjeździe z trudnym jednak przeciwnikiem, który na Nowej Bukowej poległ tylko raz. To mecz rozpoczynający maraton ligowo-pucharowy.
Trudno więc oczekiwać wielkich fajerwerków. Te fajerwerki pokazały oczywiście Termalika czy Cracovia, ale… one w pucharach nie grają. Nie chcę mówić, że to jedyna przyczyna. Absolutnie nie. Ale biorąc pod uwagę te kilka czynników wymienionych powyżej, można założyć, że drużyna nie musi grać efektownie, ale mieć żelazną taktykę. I po prostu wygrać. To się podopiecznym Marka Papszuna udało. To była różnica klas – jak powiedział Grzegorz Goncerz, który załapał się do nagrywki pomeczowej.
Raków grał pewnie spokojnie i nie pozwolił GieKSie kompletnie na nic. Zero strzałów celnych naszej drużyny, a Kacper Trelowski po tym meczu powinien zarejestrować się w Urzędzie Pracy, jako bezrobotny. Podobno urząd ma już dla niego fuchę – mecz z Żiliną.
To też nie jest tak, że częstochowianie nie pokazali nic ciekawego. Przez większość meczu rzeczywiście gra toczyła się w środku pola, ale były fragmenty, w których goście włączali trzeci lub czwarty bieg i zamykali GieKSę na swojej połowie lub wręcz w polu karnym. I wtedy nasi obrońcy z bramkarzem musieli się dwoić i troić, żeby wyekspediować futbolówkę w bezpieczne miejsce. Bardzo groźnych sytuacji Raków wielu nie miał, ale kilka jednak się znalazło. Strzał Repki z dystansu, dziwny szczupak Ameyawa, dwusetka Amorima w końcówce, choć ta już wynikała z próby ataków GKS w samej końcówce. Tak, goście byli zdecydowanie lepsi.
A GieKSa? Zawiodła. Nie takiej inauguracji oczekiwaliśmy. Postawa Rakowa to jedno, ale tym razem absolutnie nie zagraliśmy swojej gry. To Raków rządził taktycznie na boisku, a GieKSa próbowała się z tego jakość wyszarpać, wyrwać. Niestety zabrakło jakości. Zespołowo i indywidualnie.
Dam tu mały wtręt, o którym nikt nie mówi – i może i dobrze, bo trzeba być mądrzejszym. Ja jednak wykażę się pewną próżnością i zwrócę uwagę na to, że rok temu Bartosz Nowak nie mógł zagrać z Rakowem w trzeciej kolejce, bo takie były zapisy umowy. Raków bardzo się bał, że Nowak im wyrządzi krzywdę. Teraz z Repką takiej sytuacji nie było. Już w pierwszej kolejce zawodnik zagrał przeciw swojemu byłemu klubowi i był jednym z najlepszych na boisku – zrobił różnicę. Raków zyskał, my straciliśmy. Trochę to nierówne warunki gry patrząc na mecz z poprzedniego i obecnego sezonu. Nie wiem, czy to kwestia niezadbania o to przy konstruowaniu umowy czy po prostu decyzja, że nie będziemy się bawić w takie głupoty. Ale nierówność pozostała.
Dla uściślenia dodam, że sam uważam, że te zapisy są bardzo głupie i jak zawodnik gdzieś przeszedł, to powinien móc grać od razu z każdym. No ale… (dużo tych, ale). Ostatecznie – mimo wszystko – dobrze było zobaczyć Oskara, że już z marszu tak dobrze radzi sobie u wicemistrza Polski. Powodzenia Oskar!
Zabrakło nam tego Repki i trzeba było rzeźbić. Zadebiutował w GKS Kacper Łukasiak i nie był to debiut udany. Chłopak walczył, starał się, ale zanotował głupie straty, zwłaszcza jedną, po której poszła bardzo groźna kontra. Jeśli chodzi o Macieja Rosołka, to nie istniał. Miał jedno kapitalne odegranie do Nowaka przy szybkiej kontrze, ale to by było na tyle. Aleksander Buksa próbował się zastawiać i przepychać, ale w kluczowym momencie, zamiast podawać do idealnie wychodzącego Nowaka, zdecydował się na strzał, który był niecelny.
Jedynie można z nowych pochwalić Marcela Wędrychowskiego. No, z tego piłkarza mogą być ludzie. Trochę wiatru zrobił, trochę nas rozruszał w drugiej połowie. Był szybki, dynamiczny, waleczny. Sam jestem fanem tego piłkarza już z czasów Pogoni Szczecin i mam nadzieję, że wkrótce pojawi się w pierwszym składzie.
Generalnie jednak GieKSa biła głową w częstochowski mur. Nie będąc zdominowaną przez rywala w taki sposób, że tylko czekamy na najniższy wymiar kary i jakieś incydentalne kontry, nie potrafiliśmy zdziałać w ofensywie nic. W tym aspekcie to był może najsłabszy mecz od powrotu do ekstraklasy. Bo w Poznaniu też z gry niewiele mieliśmy, ale tam byliśmy bardzo mocno zdominowani przez Sousę i resztę wielkopolskiej bandy.
Nie był to też mecz beznadziejny. Nie dostaliśmy, nie wiadomo jakiego, oklepu. W pierwszej połowie było kilka dobrych momentów. Nie jest to porażka, która mówi, że będzie bardzo ciężko – np. utrzymać się w lidze. W żadnym wypadku. Nie jest to żaden alarm.
Trzeba jednak wyciągnąć mityczne wnioski – tylko pytanie, jakie? To już robota sztabu szkoleniowego. Co zrobić na wypadek, gdy rywal nas dominuje taktycznie. Poddać się temu i próbować reagować czy mimo wszystko próbować narzucać swój styl? Tyle pytań.
Nie pozostaje nam nic innego, jak z takim samym entuzjazmem czekać na mecz z Zagłębiem Lubin. Trzeba będzie w tym meczu już obowiązkowo zapunktować, bo potem może być bardzo ciężko. Wyjazdy do Łodzi i Warszawy. Arka u siebie, Górnik na wyjeździe. Oj będzie ciężko, więc trzeba grać i punktować, by przypadkiem nie okopać się w dole tabeli już na samym początku ligi.
Na ten moment totalnie bez paniki. Trzeba robić swoje, a będzie dobrze.
Najnowsze komentarze