Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Sadowskiego do składu!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Wielu kibiców w swoich wypowiedziach (głównie na forum) wielokrotnie wyrażało opinię, że w kontekście zakończonej już matematycznie (a wcześniej praktycznie) walki o utrzymanie, zrodziła się idealna okazja do testowania dublerów, zawodników drugiego planu, którzy chcieliby aspirować do pierwszej jedenastki. W poprzednich sezonach różnie z takim komfortem w postaci wczesnego utrzymania było, natomiast w tym sezonie – oczywiście nie zaniedbując za bardzo wyników – można było się pokusić o pewne eksperymenty.

I tak w ostatnich kolejkach trener Rafał Górak próbował Bartosza Sobotkę na obronie i w pomocy, w większym wymiarze Grzegorza Goncerza, próbował Arkadiusza Kowalczyka w ataku. Było jeszcze kilka innych roszad jeśli chodzi o ustawienie zawodników.

Szkoleniowiec usilnie jednak w swoich zestawieniach meczowych (a nawet osiemnastce meczowej) pomija od początku rundy Rafała Sadowskiego.

Jakie szkoleniowiec może mieć argumenty przeciw grze popularnego Messiego? Wydają się one chyba dość oczywiste – zawodnik regularnie obserwowany jest na treningach, gra także w rezerwach i jego postawa nie jest na tyle dobra, aby załapać się do osiemnastki meczowej.

Oczywiście taki argument można wykorzystać zawsze i wszędzie, niezależnie od tego czy ma on solidne podstawy czy nie. To trener widzi treningi, a nie my, więc to on ocenia zawodników pod względem przydatności meczowej.

Jednak nawet gdy założymy, że taka ocena w oczach szkoleniowca jest negatywna, to wydaje się, że nie ma u każdego zawodnika bezpośredniego przełożenia postawy na treningu (dobrej lub złej) na postawę w meczu, a nawet postawy w rezerwach na grę w pierwszej drużynie. Pewne jest jednak to, że gdy dobrze się gra w rezerwach, powinno się dostać szansę w pierwszym zespole.

Nic tak nie wyzwala motywacji u zawodnika jak gra w pierwszej drużynie. Rezerwy to zawsze mentalnie była, jest i będzie kara i zesłanie dla zawodnika z pierwszej drużyny. Trzeba sobie tylko zadać pytanie, czy na takie zesłanie dany zawodnik zasłużył. Schemat powinien być taki: gra w pierwszym zespole, gra słabo, nie mieści się w pierwszej jedenastce, osiemnastce, trafia do rezerw i tam ma się odbić od dna. U Sadowskiego to jest tak, że szansy nie dostał w pierwszym składzie w ogóle, za to ciągle gra w rezerwach i strzela bramki – jak widać więc ten zawodnik musiałby wyczyniać jakieś wielkie cuda, aby otrzeć się o pierwszy skład. A może mimo wielu goli chodzi o to, że zawodnik według trenera nie gra na miarę swoich możliwości albo po prostu jest słaby?

Ktoś może zarzucić piłkarzowi, że skoro jest profesjonalistą, to powinien dawać z siebie maxa niezależnie od tego czy gra w pierwszej drużynie czy rezerwach. To jednak frazes. Jeden z wielu powtarzanych zarówno przez środowisko piłkarskie, jak i kibicowskie. Innym jest na przykład to, że „prawdziwy profesjonalista” powinien grać na maxa niezależnie od tego, czy gra mecz o bardzo wysoką stawkę, czy jest końcówka sezonu i mecz o pietruszkę. „Herb klubu na piersi zobowiązuje”… Albo, że jeśli piłkarz w klubie nie ma płacone, to jako „prawdziwy profesjonalista” powinien zapierdzielać na maxa, bo przecież i tak te pieniądze dostanie – za 10, 20 lat, ale dostanie. Albo jako „prawdziwy profesjonalista” (celowo powtarzane) powinien wypruwać z siebie flaki, aby pokazać się innym klubom. I tak dalej, i tak dalej, buzie mamy wypchane frazesami, które nijak nie mają się do rzeczywistości.

Pomijamy tu bowiem bardzo ważny aspekt – ludzką psychikę i naturę. I nie chodzi tu o kwestie świadome – bo ktoś naprawdę przed meczem może się motywować bardzo mocno – chodzi raczej o kwestie, które są poza świadomością i których po prostu się nie przeskoczy. I to dotyczy WSZYSTKICH piłkarzy na świecie. Nawet tych, o których mówi się, że są „wzorem profesjonalizmu”. Weźmy takiego Messiego (tego prawdziwego). Czy skoro w lidze strzelił w minionym sezonie 46 bramek, to oznacza, że w rezerwach zaliczy tych goli powiedzmy 75? Teoretycznie powinien, bo powinien grać tak samo na maxa, a przecież rywale słabsi. Albo jakaś drużyna – faworyt – odpada z wielkiego turnieju po dwóch meczach i ma przed sobą jedynie spotkanie o honor. Czy tam będą grać na maxa i wypruwać żyły, wiedząc, że nic im już to nie da?

Takie przykłady można mnożyć. Chcę przez to powiedzieć, że to iż Rafał Sadowski nie pokazuje pełni swoich możliwości w IV lidze jest czymś zupełnie naturalnym. Mimo to jak wspomniałem stosunkowo sporo bramek w tej rundzie nastrzelał, więc nie można powiedzieć, że w drugiej drużynie grał na tyle fatalnie, by nie dostać szansy w pierwszym zespole. Gra przyzwoicie i nie strzela fochów, czym pokazuje swój profesjonalizm.

My Sadowskiego poznaliśmy w sezonie, w którym trenerem był Wojciech Stawowy. Oczywiście megaefektowna bramka Messiego (do obejrzenia tutaj) nie przełożyła się na rewelacyjną postawę piłkarza, ale choćby w Szczecinie wygrał GieKSie przegrany mecz, bo miał udział we wszystkich trzech bramkach w końcówce. To były epizody, ale pokazujące jego nieprzeciętny potencjał.

Dużo było w tym pierwszym sezonie zarzutów dotyczących jego dyspozycji fizycznej, a konkretnie tego, że odbijał się od przeciwników i się przewracał. Mieliśmy okazję bardzo dobrze obserwować zawodnika na obozie na Węgrzech i było widać, że w tym aspekcie zrobił postępy. W tamtych sparingach w Telki pokazał się również piłkarsko z niezłej strony. Potem przyszła kontuzja i półtoraroczna przerwa. Co było dalej – trener Górak wpuścił go na ostatnie 10 (słownie: dziesięć) minut plus czas doliczony, w których od razu gra GKS zyskała w meczu z Dolcanem. Zawodnik po tak długiej przerwie potrafił od razu niekonwencjonalnymi dryblingami zrobić jedną dobrą akcję i zarobić rzut wolny z bardzo dobrej pozycji dla GKS. Potem mieliśmy zimowe sparingi, w których Rafał spisywał się znów naprawdę nieźle.

Przyszła wiosna i spodziewaliśmy się, że jeśli nie od pierwszych minut, to na pewno będziemy obserwować zawodnika nieraz jako wchodzącego z ławki. Zawiedliśmy się. Piłkarz nie dostał ani jednej szansy.

Podsumowując okres Sadowskiego w GKS za trenera Góraka: dobre sparingi na Węgrzech, długa kontuzja i rekonwalescencja, dobre 10 minut z Dolcanem, dobre sparingi w zimie, niezła skuteczność w rezerwach. I zero szans na wiosnę w pierwszej lidze. Gdzie tu sens, gdzie logika?

Dodatkowo widać było podczas rundy, że na skrzydłach w pomocy żaden zawodnik zarówno na prawej, jak i lewej stronie nie jest w stanie sobie ustabilizować pozycji i ciągle piłkarze są zmieniani. Zarówno Czerwiński, Kowalczyk, Goncerz, jak i Wołkowicz czy Gancarczyk nie potrafili przekonać na 100% do siebie szkoleniowca. Dlaczego więc ani razu nie dostał w obliczu takiej jakościowej posuchy (mimo ilościowego bogactwa) szansy nie dostał w 1-2 meczach Sadowski?

Dlatego choć to już za późno na jakieś wprowadzanie do składu, bo przed nami ostatnia kolejka, postuluję, aby Rafał Sadowski znalazł się w składzie na Dolcan i w końcu dostał szansę. Nie ma gwarancji, że wypadnie dobrze, może wypaść nawet beznadziejnie, ale na szansę najzwyczajniej zasługuje. Choćby za to, że wrócił po ciężkiej kontuzji i strzela bramki w rezerwach.

I tak, jeśli zawodnik nie pozostanie w GKS, to będzie można mówić, że nie dostał szansy. Ale w tym meczu z Dolcanem powinien wystąpić i spróbować udowodnić, że jest temu zespołowi potrzebny i z nim w składzie GKS w rundzie wiosennej osiągałby jeszcze lepsze rezultaty… A najlepiej dać mu szansę i poważniej potraktować w przyszłym sezonie. Będzie słaby – out. Ale spróbować takiego zawodnika trzeba.

Sadowski do składu na Dolcan!

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    Luke Skywalker

    6 czerwca 2013 at 22:16

    W 100% popieram! Messi do składu !!!
    Jeśli przez brak szans od nas odejdzie, to stracimy nieoszlifowany diament, o którego pozyskanie też trzeba było się napracować.

  2. Avatar photo

    bascik

    7 czerwca 2013 at 08:21

    popieram !!!

  3. Avatar photo

    Wojtas

    7 czerwca 2013 at 12:25

    Ja też popieram powinien dostać szansę tym bardziej że o nic nie gramy.Pamiętacie Pawłowskiego tego wypożyczonego z Jagi też nie dostał prawdziwej szansy grał ogony po 5-10 minut a co teraz w Widzewie wyprawia.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Pewne utrzymanie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GKS Katowice utrzymał się w Ekstraklasie.

To, co od dłuższego czasu było „pewne” (dla jednych już po Górniku, dla innych po Puszczy, a dla każdego po Wrocławiu) dziś zostało formalnie potwierdzone. Po stracie punktów przez Puszczę Niepołomice w meczu z Pogonią Szczecin (4:5) GieKSa oficjalnie utrzymała się w Ekstraklasie.

Po wielkosoboniej wygranej we Wrocławiu Śląsk stracił szansę na dogonienie nas w tabeli. W miniony wtorek Stal Mielec, po remisie z Górnikiem Zabrze, także przestała nam „zagrażać”. Dziś do tej dwójki dołączyła Puszcza Niepołomice, która nie może nas już wyprzedzić w tabeli.

Przypomnijmy, że nasza drużyna ani razu w tym sezonie nie znajdowała się na miejscu spadkowym, a matematyczne utrzymanie na początku 30. kolejki to duże osiągnięcie, które potwierdza tylko, jak świetny sezon rozgrywa GieKSa.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga